First topic message reminder : SALA WYSTAWOWA Po przekroczeniu drzwi pracowni, klientki przechodzą bezpośrednio do sali wystawowej. Jest ona największym pomieszczeniem w Bella Donnie i jako takie pełni rolę serca pracowni; eleganckie, utrzymane w jasnych barwach wnętrze wyposażone jest w miękkie kanapy oraz okrągłe stoliki, na których dla odwiedzających pracownię kobiet zawsze znajdzie się miejsce na kieliszek szampana. Szerokie, witrynowe okna sali wystawowej wpuszczają do wnętrza naturalne światło; w witrynie zawsze znajdują się nie więcej niż trzy manekiny i dopiero po wejściu do pracowni można zobaczyć więcej projektów. Pod dwoma ścianami znajdują się także wieszaki z ukrytymi pod materiałem sukniami - klientki nigdy nie przeglądają projektów same, jedynie opisują to, czego szukają, a właścicielka pracowni zawsze jest w stanie bezbłędnie odnaleźć suknię odpowiadającą ich potrzebom. Wysokie lustra w Bella Donnie oraz okrągły podest przed największym z nich pozwalają klientkom na dokładnie przyjrzenie się noszonemu projektowi. |
Wiek : ∞
Miejsce zamieszkania : Piekło
Zawód : Guru sekty satanistycznej
Vittoria L'Orfevre
POWSTANIA : 24
WARIACYJNA : 5
SIŁA WOLI : 5
PŻ : 169
CHARYZMA : 2
SPRAWNOŚĆ : 7
WIEDZA : 8
TALENTY : 17
Zwłaszcza dziś w zupełności wystarczyło; sygnał wysłany, centrala przyjęła, bez odbioru. Za to z ubiorem — we wnętrzu pracowni jedynym świadkiem spotkania były cierpliwie wyczekujące na wieszakach sukienki i wścibskie garsonki, które próbowały odzwierciedlać charakter zwykle zamawiających je pań; prawnicza dociekliwość musiała obejść się smakiem, kiedy ten dominowała mieszanka wina i słów. — Liczę, że będzie pani — cienki lód pod nogami, za to obcasy wysokie — dokładnym przeciwieństwem ostrożności. Łatwo poślizgnąć się na słowie za dużo lub domniemaniu zbyt daleko, ale kto nie ryzykuje, ten nie pije Sforzato di Valtellina. — Pani Sheng, to Saint Fall. Wie pani, jaki zawód zaskakuje tu najbardziej? — na pewno nie ten sprawiany kręgowej rodzinie. Długie paznokcie stuknęły o brzeg kieliszka, melodia szkła narażonego na drobną dawkę bólu jedynie podkreśliła rozmach uśmiechu wkradającego się na usta. To niebezpieczne; nie powinna pogłębiać zmarszczek mimicznych — ubiegłej nocy śniła, że wygląda na swój wiek i był to istny koszmar. — Operator wózka widłowego. Z drugiej strony ta prawda objawiona była po prostu zabawna. Drobny — w porządku; rozdrobniony na trzy mniejsze — łyk wina przepłukał próbujący zakraść się na struny głosowe śmiech. Jeszcze tego brakowało — chichotania z własnych dowcipów, jakby znów miała siedemnaście (nigdy w życiu; przez tydzień była ruda, co tylko potwierdza teorię — nastolatki są niespełna rozumu) lat i sprawdzian z matematyki. Zachowanie powagi kosztowało niewiele — w walucie gestów było to oparcie kieliszka o kolano nogi założonej na nogę; w walucie spojrzeń był to wzrok, który nie wybierał się donikąd. Obserwowała panią Sheng, jak gdyby ta była wyjątkowo udanym szwem — poezją ściegu na kosztownym materiale — i nawet drobne oznaki wahania nie mogły zniechęcić włoskiego uporu; rodzina Paganini posiadała wiele odmian spojrzeń. I każde ubiegało się o tytuł intruza; niektórzy byli po prostu milej widziani. — Pyta pani czy stwierdza? — gotowanie to umiejętność i osamotniony strzępek informacji — wszystko wskazywało na to, że Thea zamierza dzielić się sekretami, jakby te były kawałkami materiału, z których należy uszyć spójną całość. Na szczęście Vittoria to zdolna krawcowa; mogłaby utkać z nich wieczorową sukienkę — żeby wieczorową porą ją zdejmować. To, co nie należało do puli umiejętności Przez pierwszą sekundę Vittoria wpatrywała się w jego zawartość; alkohol — aż dziwne — nie miał żadnych wskazówek. W drugiej sekundzie myśli wprawiły usta w ruch — tyle, że to nie były ani jej myśli, ani jej słowa. — Jednego z Willia— Kieliszek przechylił się w lewo; nadkruszone podwaliny świata łatwo poddawały się trzęsieniu. Gdyby wzięła teraz łyk, istniało ryzyko zakrztuszenia — zupełnie nie w stylu Vittorii. — Kto by pomyślał, doprawdy. Funkcjonariusz i stereotypy? Przedstawiciel Kręgu i rasizm? Nieprawdopodobne. Ciche stuknięcie palców o brzeg kieliszka przekuło bańkę; z zawieszenia na równe nogi — całkiem dosłownie, bo właśnie podrywała się z kanapy, odejmując kilka(dziesiąt) kilogramów wygodnemu meblowi. — Pani Sheng, zawrzyjmy umowę. Zadzwonię do tego stróża prawa — i sprawię, że ogłuchnie na lewe ucho; kiedyś jej się udało, chociaż zamiast słuchawki, trzymała poduszkę. — I upewnię się, że nigdy nie skrytykuje pani kuchni. W zamian— Cudem — albo obłędem, trudno stwierdzić, co prawdopodobniejsze — z etapu oskarżeń o uprzedzenia przepłynęły na wyspę warunków. Otwarty rasizm Williamsona nie brzmiał niemożliwie; po prostu zwykle był bardziej pomysłowy. — Ugotuje coś pani dla mnie. Nie psa — to już ustalono. — Wolę empirycznie sprawdzać prawdziwość pewnych teorii, jak choćby tej — zamiana kieliszka na metr krawiecki była odruchem; na stoliku szczęknęło — nie mylić ze szczekaniem — odstawiane szkło, w palcach zaszeleściła ciasno zwinięta tasiemka, która na niejedną kobietę wydała wyrok diety, niejednej odebrała apetyt, niejedną pchnęła na skraj szaleństwa. — Czy przesłane wymiary były bliskie prawdy. Powiedziałaby rączki w górę, ale stężenie mundurowych w życiu pani Sheng przekraczało jeden; a więc było o jednym za dużo. |
Wiek : 30
Odmienność : Czarownica
Miejsce zamieszkania : Little Poppy Crest
Zawód : projektantka magicznej mody
Thea Sheng
ANATOMICZNA : 5
ILUZJI : 5
ODPYCHANIA : 10
SIŁA WOLI : 10
PŻ : 176
CHARYZMA : 1
SPRAWNOŚĆ : 8
WIEDZA : 10
TALENTY : 9
Brak otumaniającego, spirytusowego bukietu i bombastycznych wrażeń, barwiąca przezroczystość kieliszków czerwień rekompensowała smakiem i upojnością płynącą urzekającym słowem. Wrażeniami równie zjawiskowymi co te ciurkiem wdzięczące się z butelek uświetniających półki sklepowe “U Philla”. Choć nie była w zupełności pewna, czy dominujące w pracowni doznania zawdzięcza bogatym, winnym aromatom, czy wyjątkowo atrakcyjnemu towarzystwu. Wątpliwości nie pozostawiało jedynie podłoże—to, w które właśnie wbijała wzrok, jak i składowe powtórnego skrępowania. To drugie odznaczało się osobliwą nieporadnością, oraz kolorem, który znacznie bardziej wolała oglądać na ustach pani L’Orfevre, niż własnych policzkach. W kwintesencji całej tej swojej nieudolności, odpowiedź Thei utonęła gdzieś pod taflą fantomowej słodyczy, ciasno przytulona do słownych wylewności. Te, równie z upijanym długimi łykami winem, niewątpliwie nie nakłaniały do trwania w roztropności. Na szczęście, harmonia między rozwagą a nieostrożnością była wiodącą esencją, trwale wplecioną w jej naturę. W tym wypadku, rozwagą było milczenie. Nieostrożnością—oczy, które mimowiednie zawsze zatrzymywały się na Vittorii. Następstwem okazał się śmiech—nagły i rześki, jak samo wyobrażenie wymienienia karawany na wózek widłowy, które raptem wkradło się do głowy. Bardzo możliwe, iż jej ojciec doszczętnie osiwiałby na wieść o tak nieefektywnie mało lukratywnym przebranżowieniu. Inauguracja pierwszej drogi zawodowej przyniosła podobnie intensywne reakcje. Wciąż odczuwa na pamięci jego pełen niezadowolenia grymas i przewlekły monolog o profesjach, rzekomo odstraszających aspirantów na małżonków, gdy zdradziła czym zajmuje się obecnie. Podliczyła wówczas debiut trzech siwych pasm i dwóch zmarszczek. — Nie planuję zmiany zawodu — wierzchem dłoni otarła winną krople z kącika ust, tłumiąc tym samym kolejną salwę śmiechu. — Choć, jak tak teraz o tym myślę, to tytuł operatora wózka widłowego całkiem by do mnie pasował. Chociaż ocenę tego, jak i najbardziej pochlebnego jej urodzie koloru, najlepiej mogłaby wydać pani L’Orfevre. Studiowanie klientek wydawało się czymś naturalnym dla goszczącej ją krawcowej. Choć przy którymś spojrzeniu straciła pewność, czy uwaga pani L’Orfevre ma na celu zweryfikować prawdziwość jej słów, opleść krawiecką miarą, czy wyliczyć przyprószające jej twarz mankamenty. — Waham się — sprostowała. — Mogłam wyjść z wprawy. Zasadniczo, natomiast, wprawę straciła w ważeniu przekazywanych informacji. Coś, z czego w podobnej (choć uboższej) scenerii do rozpuku śmiałaby się z Lyrą, w przypadku Vittorii i implementacji rozumienia dosłownego, nie tyle bawiło, co niepokoiło. Być może nawet drażniło krotnością wspomnień, do których Thea nie miała wglądu. Śmieszność ochłodniała z momentem, w którym wypowiedziane słowa powiły relatywnie brzydką plotkę o kimś, kto nie był całkowicie obcy jej rozmówczyni. — Och, proszę nie zawracać sobie tym głowy! — gorączkowość, z jaką zdeterminowała była zapobiec scenariuszowi oferowanemu przez panią L’Orfevre, nieumiejętnie ukrywał uśmiech—w rezultacie równie nerwowy co tempo poderwania się z kanapy. — Dawno przestałam przejmować się głupimi docinkami. Naprawdę, nie ma takiej potrzeby. Chciałaby móc powiedzieć, iż przestała emocjonować się chamskimi uprzedzeniami od czasu pierwszej klasy podstawówki, kiedy to zrzuciła małego Johnny’ego Edisona z karuzeli za nazwanie jej “skośną kretynką”. Ewentualnie od momentu, kiedy prostym Saeta Equina wyrwała nadwyraz głupiej Rachel Palmer garść włosów za naciąganie kącików oczu ławkę za nią podczas lekcji magicznej przyrody. Skłamałaby w obydwu przypadkach—choć wczorajszy dzień i równa zeru ilość zakopanych w gruzowisku ciał, zweryfikowały, iż znacznie lepiej radzi sobie równie z dyskryminacją rasową, co własną agresją. — Zamiast robić coś dla mnie, może mi pani w zamian powiedzieć coś o sobie. Wtedy obiecam ugościć kiedyś panią kolacją. Zdecydowanie łatwiej było skupić całą uwagę na — Doliczy mi pani do rachunku, jeśli znacząco się pomyliłam? Choć Thea nader ceniła sobie stan portfela, w przybranym uśmiechu nie było miejsca na choćby cień zmartwienia owym. Tkwiła w nim za to pewna mieszanka fascynacji stojącą przed nią kobietą, jak i zainteresowania wymiarami, jakie mógłby pokazać krawiecki metr. |
Wiek : 26
Odmienność : Medium
Miejsce zamieszkania : saint fall, deadberry
Zawód : grabarz
Vittoria L'Orfevre
POWSTANIA : 24
WARIACYJNA : 5
SIŁA WOLI : 5
PŻ : 169
CHARYZMA : 2
SPRAWNOŚĆ : 7
WIEDZA : 8
TALENTY : 17
Spirytusowego bukietu nie stwierdzono, ale nikt nie mógłby odmówić toskańskiemu winu właściwości rozluźniających; rozwiązywało język, rozlewało na policzkach wykwitną barwę czerwieni, a już wkrótce podda w wątpliwość zdrowe zmysły pewnej krawcowej z Little Poppy Crest. Wystarczy jeden łyczek, pół wdechu i zaskakujący temat rozmowy — wózki widłowe, Toria? Ty nawet nie wiesz do czego służą — żeby podnieść z ziemi łopatę i zacząć kopać grób dla samej siebie. — Dlatego, że lubi pani wózki? Czy widły? — zapytała, zrozumiała własne pytanie i złożyła solenną obietnicę: nigdy więcej nie pytać kobiet, czy wolą wózki od wideł. Gdyby nie było jej szkoda wina, pewnie roztrzaskałaby kieliszek o posadzkę i użyła tego jako wymówki do zniknięcia na zapleczu; zamiast dramatycznie—włoskiego ekspresjonizmu, wybrała niemiecki pragmatyzm. — Mi scuzi, to— Zmarszczyłaby nos, gdyby nie obawia, że jej tak zostanie; uniosłaby brwi, ale to uwydatnia zmarszczki; zmrużyłaby oczy, ale od tego robi się pajęcza sieć w ich kącikach — finalnie padło na nieskazitelny spokój zza kieliszka wina. — To chyba przez wino — nie powiedziała Vittoria nigdy aż do pamiętnego marca tysiąc dziewięćset osiemdziesiątego piątego roku. Na nic podejrzliwe zerknięcie do wnętrza kieliszka, po nic wahanie w uniesieniu go do ust po raz—któryś—tam; przyczyna dowcipu suchszego od niebalsamowanej skóry siedziała tuż obok i pewnie właśnie zastanawiała się, czy mleczna nić warta była znoszenia humoru tego sortu. (Oczywiście, że tak; nikt na tym wybrzeżu nie szył lepiej). Ciche pyk! paznokcia uderzającego o brzeg kieliszka położyło kres dyskusji; kwestia policyjnego rasizmu została wycofana z wokandy. — Nalegam, pani Sheng. Szczęśliwie się składa, że ten konkretny pan Williamson to mój— Tak wiele epitetów, których mogłaby teraz użyć — pół słownika wyrazów bliskoznacznych czekało na przelanie w dźwięk, ale pewne etapy przeszłości najbezpieczniej zbyć milczeniem. — Dawny znajomy. Jeśli po usłyszeniu mojego głosu w słuchawce nie przerwie połączenia, będzie winien sam sobie — gdyby naprawdę się rozłączył, ubrałaby najwygodniejsze szpilki (te antracytowe, z ostrym czubeczkiem) i nawiedziła Stare Miasto z jasno postawionym celem — jak mocny zamach nogą należy wziąć, żeby but utknął w policyjnej dupie? Na paznokciach obu dłoni mogłaby zliczyć stracone okazje, by przetestować teorię; tym razem nie przepuściłaby okazji. Tamta misja była potencjalną przyszłością; rzeczywista teraźniejszość miała spokojną twarz pani Sheng i nieśmiało pukała do świadomości w rytm domagania się opowieści o samej sobie. Zwykle to nie problem — zwykle Vittoria na swój temat ma do powiedzenia więcej niż o polityce, sytuacji ekonomicznej doliny Konga i napiętych stosunkach amerykańsko—afgańskich, ale dziś ja schodziło na dalszy plan. W centrum zainteresowania zawsze były klientki. — Jestem tylko skromną krawcową z niewielkim biznesem w zapomnianym przez Lucyfera zakątku Little Poppy — gdyby Thea zastanawiała się, ile wyrazów przeciwstawnych można upchnąć w jedno zdanie, a później ogłosić je prawdą, odpowiedź właśnie skapywała z pociągniętych szminką ust i smakowała włoskim winem. Co do pierwszej cechy, pani Sheng mogła przekonać się na własne oczy; druga była kwestią domniemania i nagromadzenia we własnych kącikach ust (niepomalowanych, ale nie szkodzi; tak też jej ładnie) smaku, który — uwolniony z butelki — potwierdzał domysły. To dobrze utopione pieniądze. — Oferuję jedno pytanie na mój temat i szczerą odpowiedź na nie. Proszę skorzystać mądrze — odłożony kieliszek, rozprostowany w dłoniach metr krawiecki, stanowczy chwyt drobnej dłoni na ramieniu, którego obwód domagał się dotknięcia, zmierzenia, a później zastanowienia, co tak naprawdę Thea robi w życiu. — Bynajmniej. Powinnam nagrodzić za próbę. Nie każdy ma w domu metr krawiecki. Nie każda nowa klienta chce dzielić się swoimi wymiarami; Vittoria potrafiła działać cuda, ale nawet ona miała swoje limity. — Hm — to zwykle nie oznacza nic dobrego; hm w połączeniu z szelestem tasiemki, która najpierw oplotła biceps, a później zsunęła się niżej, tuż nad linię łokcia, dla niejednej kobiety było sugestią, że pora zmienić pastę z Palazzo na pastę rybną. — O centymetr większy obwód, ale to działa na pani korzyść. Sam sweter też nie ucierpi. Wypuszczona z uścisków palców tasiemka zaszeleściła w powietrzu; dłoń Vittorii przesunęła się na drugie ramię Thei, lekkim gestem unosząc je w górę — czas na prawdziwą zabawę; obwód piersi domagał się profesjonalnej opieki. |
Wiek : 30
Odmienność : Czarownica
Miejsce zamieszkania : Little Poppy Crest
Zawód : projektantka magicznej mody
Thea Sheng
ANATOMICZNA : 5
ILUZJI : 5
ODPYCHANIA : 10
SIŁA WOLI : 10
PŻ : 176
CHARYZMA : 1
SPRAWNOŚĆ : 8
WIEDZA : 10
TALENTY : 9
Możliwe, iż tajemnym składnikiem mieszającego w głowie wina była świecąca gujawa scalona z nienazwaną drobiną pobudzającą rozbawienie. Możliwe, iż Thea zachłysnęła się nieco zbyt mocno ów winno-krawiecką mieszaniną, w konsekwencji wykształcając niewątpliwą inklinacje ku okrytym suchym żartem insynuacjom i jasnobrązowym oczom. — Chyba będę musiała przemyśleć to pytanie na chłodno. Z policzkami nagrzanymi alkoholem i przenikliwością spojrzeń, ryzyko wypowiedzenia choćby jednego słowa za dużo niebezpiecznie zbliżało się do zwieńczenia. Będąc wyzbytą z przeciwności przed mięciem i odkształcaniem naskórka, mimiczna ekspresywność Thei znajdywała ujście w ekstrawersyjnych uśmiechach owitych skórnymi załamaniami. Wszak urodę zawdzięczała matce, a nic nie wypleniało skrupułów przed wzgardą bezprecedensowymi podarunkami tak skutecznie, jak robiła to genetyka. Jednak w tych ciemnych, matczynych oczach brakowało charakterystycznego błysku apatyczności oraz zimnej, apodyktycznej krytyczności wychodzącej poza ramy własnego, lustrzanego odbicia. W ciemnobrązowych tęczówkach iskrzyły się jedynie naiwność i wątły odblask twarzy pani L’Orfevre. Williamsonów było dużo. Być może ich opis i profesja nakładały się na siebie w imię utartego, rodzinnego obyczaju czy innych kręgowych normatyw, a być może Thea popełniła właśnie skrajnie bezmyślny, koteryjny kardynał. Zdrowy rozsądek podsycany samokrytyką stanowczo wskazywał na ugruntowanie personalne—cechowane zbyt długim językiem, interpersonalną niezgrabnością i pospolitym przypadkiem przewlekłego pecha. Wyodrębniający się między kobietami kontrast stworzył pozór komfortu, który ciemnymi klapkami przysłonił Thei prawdopodobieństwo (drobne, choć dalej faktyczne) wystąpienia znajomościowych zazębień. Ciche westchnienie przypieczętowało całkowite obalenie składanego sprzeciwu. — Dobrze — Vittoria miała twarz kogoś, kto nie obeznał się z dźwiękiem odmowy, a Thea nie zamierzała przełamywać konwenansów, ani wykłócać się w drugiej instancji. — Doceniam gest. Szczerze i bezmiernie; równie jak brak kąśliwości następujących po chwili kopiasto wypełnionej ciszą. Nasilenie satysfakcji wyzwolonej kształtem własnej sylwetki, sporadycznie (i w nieprzychylnym towarzystwie) współmierna była narastającemu w niej poczuciu wstydu—wyłaniającego się zwycięsko znad prywatnych ambicji i sprzecznym ogółowi ideom piękna. Przebywanie w towarzystwie osoby wpasowującej się w autorytarne, społeczne roszczenia, jednocześnie nie czując na sobie zgorszonego spojrzenia korygującego każdy z przyległych jej defektów, miało efekt niemal terapeutyczny. Było wiele rzeczy, które podobały jej się w tej skromnej krawcowej z Little Poppy—jeszcze więcej, które ściskały serce w zazdrości i równie wiele, ile wciąż życzyłaby sobie poznać. Choć mnogość burzących się w głowie pytań tłamsiła kontrastową drobność pchających się na usta słów, opuszczenie pracowni nie wykorzystawszy oferowanej jej okazji przypieczętowałoby jej dzisiejszą bezmyślność. Zawieszone w bezruchu ramiona bynajmniej nie naśladowały gestu poddańczego. — W takim razie, zamiast pytania, mam prośbę — śmiałe naginanie zasad nie było najmądrzejszą decyzją na pierwszym spotkaniu. Ale kto nie ryzykuje, ten nie pije Sforzo di Cośtam. — Chciałabym usłyszeć o pani coś, czego zwykle nie słyszą klientki. Oplatający klatkę piersiową krawiecki metr z pewnością znajdzie mniej, niż do zaoferowania miały naświetlające zakamarki duszy oczy. W końcu jedyny obwód, który miał znaczenie, to ten charakteryzujący centralny narząd układu krwionośnego. |
Wiek : 26
Odmienność : Medium
Miejsce zamieszkania : saint fall, deadberry
Zawód : grabarz
Vittoria L'Orfevre
POWSTANIA : 24
WARIACYJNA : 5
SIŁA WOLI : 5
PŻ : 169
CHARYZMA : 2
SPRAWNOŚĆ : 7
WIEDZA : 8
TALENTY : 17
Zemstę, carpaccio i niektóre odpowiedzi najlepiej serwować na zimno — pani Sheng nie skłamała. Co nieco wie o gotowaniu. Toast uniesionego kieliszka — po pierwsze, w górę; po drugie, do ust — był maleńkim fortelem w grze zwanej życiem. Jeden uśmiech za dużo i Vittoria zostanie uznana za szczerzącą się bez powody blondynkę; dlatego, jeśli się szczerzyć, to za szkłem. Właściwości chłodząco—podpijające rozsznurowywały ciasne gorsety manier. Tam, gdzie kończył się ostatni krąg Kręgu, zaczynało życie poza sztywnymi ramami oczekiwań — odkąd Thea Sheng przekroczyła próg pracowni, ani razu nie oznajmiła, że tegoroczne porto było wyjątkowo słabym siewem gron, szczególnie na wschodnich wzgórzach — w Kręgu wszyscy udawali, że o winie wiedzą więcej niż edukacji własnych dzieci. Nie powiedziała też Toria, powinnaś znów kogoś poślubić, najlepiej z dzieckiem, Porsche i tendencją do noszenia łososiowych koszul. Oszczędziła sobie — i jej — sugerowania, że rzeczone, łososiowe koszule będą trendem tegorocznego sezonu wiosna—lato (nie będą). W skali potknięć, zakrztuszeń i rumieńców, pani Sheng plasowała się wysoko; notowań nie zaniżyła nawet żonglerka nazwiskiem, którego brzmienie wywoływało skurcz w partiach, o których — z uwagi na quasi publiczne miejsce — wspominać nie należało. Myśleć też nie, więc Vittoria — opanuj spojrzenie. — Żaden kłopot — bezpieczna przystań dla wzroku — ukryte pod czerwienią wina dno kieliszka. — Odnajduję pewne ukojenie w obdarowywaniu mężczyzn imperatywami. Szczególnie po włosku. Niebezpieczny dla spojrzenia rejs — prosto na łagodne wody oczu pani Sheng. Krótki łyk nie ostudził entuzjazmu; szczęk odstawianego na stoliczek szkła nie zakłócił taktu myśli. W momentach podobnych do tego, gdy skupienie i alkohol tworzyły eliksir płynnej weny, Vittoria własne istnienie ograniczała do prostych gestów i niezawodnych narzędzi. Metr krawiecki — narzędzie. Delikatny dotyk dłoni na wysokości klatki piersiowej — gesty. Mimowolnie przygryziona warga — szminka nie zostawi na zębach odcisku; Vittoria ufała jej bardziej, niż trwałości własnych szwów, a więc potężnie — to ani narzędzie, ani gest. Niektórzy twierdzą, że to broń; i właśnie wycelowała ją w panią Sheng. — Tylko pod warunkiem, że pozostanie to naszą tajemnicą — lewa dłoń na prawym ramieniu, prawa dłoń na lewym ramieniu; krawcowa to dyrygentka, która jednym ruchem palca—batuty może nakazać orkiestrze—klientce zmianę położenia. Nowy gest w repertuarze oznaczał ręce prosto; będziemy mierzyć obwody. — Od maja do listopada — tasiemka metra krawieckiego owinęła się wokół ramienia — wynik na skali sprawił, że głos opadł do szeptu i zakończył kompozycję odwrotnie do natężenia dźwięku; z przytupem, fortissimo. — Sypiam nago. Tasiemka przestała skupiać wzrok — ten właśnie zyskał idealnie bliski pogląd na potencjalne plamki w źrenicach pani Sheng. Poluźniony uścisk palców wypuścił metr krawiecki z niewoli mierzenia; ten zwinął się z cichym sykiem i przerwał wielką—małą ciszę splecionych spojrzeń. Jaki obwód miałby kłębek, w który się zaplątały? Stuknięcie obcasa zwieńczyło krok w tył; okręcony wokół wskazującego palca metr odciął dopływ krwi — wielka szkoda, że nie do policzków. — Pronto, signora Sheng. Pomyliłaś się tylko o dwa centymetry na korzyść obwodu ramienia — powiedzieć coś ponad — rozchylone usta nadal smakowały winem, ale do zestawu dźwięków dołączył nowy. Dzwoneczek przy drzwiach oznajmił gościa; krótkie zerknięcie w kierunku drzwi potwierdziło przypuszczenia. Kobiet z Kręgu nie powstrzyma nawet plakietka — zamknięte. — Zadbam, by kolejne zamówienia były szyte na miarę — kolejne było długim wybiegiem w przyszłość; na szczęście Vittoria potrafi się po nim poruszać. — Do zobaczenia? Jeszcze nie wiedzą — w czerni im do twarzy. |
Wiek : 30
Odmienność : Czarownica
Miejsce zamieszkania : Little Poppy Crest
Zawód : projektantka magicznej mody
Thea Sheng
ANATOMICZNA : 5
ILUZJI : 5
ODPYCHANIA : 10
SIŁA WOLI : 10
PŻ : 176
CHARYZMA : 1
SPRAWNOŚĆ : 8
WIEDZA : 10
TALENTY : 9
Wystarczyło krótkie spojrzenie na niezgrabnie dobrane barwy i krój, by osłonecznić cień wątpliwości jakim spowity był wachlarz jej licznych niekompetencji. Kręgowe ceregiele w jej rażąco nie-kręgowym rozumieniu rozpościerały się od bezmyślnego przytakiwania po porównywalnie bagatelne tematy—niuanse win, koszul i małżeństw tkwiły w martwym punkcie ignorancji, a ciężko udawać, że ma się o czymś pojęcie, kiedy w głowie szumiało od alkoholu i kurczącej się między nimi odległości. Poznawanie bez końca było jednak błogosławieństwem, co Thea najlepiej zrozumiała powoli wgłębiając się w istność utajoną za delikatnymi rysami. Omniscjencja, choć tak narkotycznie nieodzowna, mijała się z celem toczącej się przed nimi gry. Życie było sztuką wyborów—ona swojego dokonała wraz z datą sięgającą dwudziestego drugiego lutego i pierwszym krokiem postawionym w progu Bella Donny; z ciałem okrytym autentycznością przeplecioną jedynie fasadą widłowo-wózkowej eksperiencji. Sama sztuka, natomiast, kryła się w wycinku rzeczywistości widzianym przez temperament artysty, a realia skrojone przez panią L’Orfevre okazały się równie widowiskowe co wygodne. — Naprawdę? — goszczący na jej ustach uśmiech przydał oczom blasku, gdy ich spojrzenia spotkały się w osobliwym zrozumieniu. — W takim razie myślę, że znakomicie się dogadamy. No, może nie po włosku. Skrząca się wewnętrznie fascynacja nobilitowała krawcową ponad precyzyjność ruchów i możność narzędzi; ponad zawodową skrupulatność i wprost na niewydeptany grunt wykwitającej relacji—kruszejącej jedynie na skutek wrastającego w nią skrępowania. Było coś wdzięcznie intrygującego w byciu trzymaną na muszce, bez najmniejszego lęku o własne życie. — Słowo honoru. Ku wzmocnieniu wydźwięku słów, przycisnęłaby dłoń do serca, gdyby nie była zmuszona do podporządkowania się żelaznej woli dyrygentki, oplątującej jej gesty krawiecką miarą. Dokładnie wymierzona pauza (czy w tej pracowni istniało coś wymierzonego nieprecyzyjnie?) chwilowo wstrzymała dopływ powietrza; kończyny obrosła ciaśniej niż wijąca się między nimi tasiemka, by finalnie pęknąć ogołoconym z ceremonialności słowem. Być może była to właśnie chwila, w której należało zadrżeć w strachu o własne życie. Thea drgnęła jednak wyłącznie wobec ostrości przecinającego moment dzwoneczka—tak skutecznie wytrącającego z nagłej stateczności. Nie tym liczyła, iż zostanie ukłuta. Ilość osób goszczących pracownie niespodziewanie sięgnęła trzech, wymuszając na posturze pozór swobodności, jednocześnie zwiastując potencjalne naruszenie granicy nakreślającej gościnność. — Do zobaczenia — potwierdziła nieco zbyt ochoczo, choć finalnie głos opadł jej niemal poufnie. — Bardzo miło było panią poznać. Niezmiernie. Skórzane rękawy ponownie otuliły ramiona nabrzmiałe o dodatkowe dwa centymetry. Wkrótce, o jej obecności przypominał jedynie pusty, winny kieliszek, nim rozmyła się w rześkim, marcowym powietrzu skubiącym żywo podkolorowane policzki. obie damy z tematu |
Wiek : 26
Odmienność : Medium
Miejsce zamieszkania : saint fall, deadberry
Zawód : grabarz