Witaj,
Mistrz Gry
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t58-budowanie-postaci
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t179-listy-do-mistrza-gry
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t58-budowanie-postaci
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t179-listy-do-mistrza-gry
Wydeptana ścieżka
Lubujący się w spacerach ludzie zostawili swój ślad na tym fragmencie ziemi. Ścieżka została upodobana sobie zarówno przez fanów wędrówek, jak i zwierzęta. Wije się niczym wąż, coraz bardziej zagłębiając w ciemność pomiędzy okolicznymi drzewami. Nikt właściwie nie wie, dokąd prowadzi droga, a niektórzy śmiałkowie twierdzą, że nie ma końca - inni, że po prostu zatacza ona okrą wokół lasu. To idealne miejsce na spacery, ponieważ czasem dostrzec można tu zwierzęta, które przebiegają dróżkę, kierując się w tylko sobie znane strony.
Mistrz Gry
Wiek :
Miejsce zamieszkania : Piekło
Zawód : Guru sekty satanistycznej
Mistrz Gry
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t58-budowanie-postaci
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t179-listy-do-mistrza-gry
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t58-budowanie-postaci
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t179-listy-do-mistrza-gry

Ścieżka żaruUczta Ognia

Niedaleko głównej polany fakirzy rozsypali ścieżki żarzącego się węgla, a do spaceru po nich zachęcają wszystkich zebranych - oczywiście gołymi stopami. Zabawa została określona jako całkowicie bezpieczna, a magiczne zabezpieczenia chronią skórę przed poparzeniem. Najciekawszym efektem takiego spaceru są ślady, które pozornie ludzkie nogi zostawiają za sobą. Kopyta, kurze nóżki czy psie łapy - nie ma reguły, chociaż mówi się, że zwierzę, którego ślady są widoczne za czarownikiem ma mu patronować przez najbliższe tygodnie. Inni twierdzą, że aby dobra wróżba się spełniła, należy zjeść mięso danego stworzenia, ale w przypadku, chociażby kocich odcisków, wydaje się to szczególnie niemoralne.

Aby samodzielnie rozpoznać jakie ślady zostawia za sobą postać, musi ona mieć zdolność wiedzy przyrody na minimum I poziomie. W innym wypadku jeden z opiekunów danej ścieżki zdradzi czarownikowi, który zwierz będzie mu patronować.
Zaraz po przejściu przez ścieżkę należy rzucić kością k10, aby dowiedzieć się ślady, jakiego zwierzęcia zostawia za sobą czarownik:
1: koń
2: wilk
3: kura
4: pies
5: kot
6: żaba
7: lis
8: niedźwiedź
9: łoś
10: dzik
Mistrz Gry
Wiek :
Miejsce zamieszkania : Piekło
Zawód : Guru sekty satanistycznej
Laurie Padmore
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t414-laurie-padmore#1333
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t459-laurie-padmore
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t458-poczta-lauriego-padmore#1761
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t414-laurie-padmore#1333
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t459-laurie-padmore
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t458-poczta-lauriego-padmore#1761
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/
29 stycznia 1985

Czy Laurie w pierwszym kwadransie spaceru po lasku w Cripple Rock może natychmiast popaść w alkoholizm?
Jeszcze sto metrów temu był prawie pewien, że może, bo miał wyraźne symptomy tęsknoty za dziadkowym, swojskim winkiem – chłód wdzierał się pod grubą parkę, która upodobniała go do blond ludzika Michelin, a plastikowy termos dziarsko zaciskany w dłoni zawierał jedynie herbatę, do tego z syropem malinowym, za którym Laurie nie przepadał, ale wiedział, że Misty uwielbia, więc absolutnie żadnej dyskusji nie podlegała zmiana składu herbacianego ratunku. Jego roztargnienie, potężniejsze niż zazwyczaj – co samo w sobie było wyczynem bez mała dziejowym – wynikało z wielu przypadkowo–wypadkowych minionego tygodnia; gdzieś zagubiła się kura Pamela, ktoś złapał lisa Wasylisa w sidła, mama znów płakała w poduszkę, Nico nie dzwonił od dwóch dni, a brzydka, zimna zima dawała się w znaki nawet piegom na nosie Lauriego.
Wyblakły; więc i on czuł się wyblaknięty.
Jedynym – a przynajmniej jednym z niewielu – ratunkiem mogła być ona: przez siedem dni zastanawiał się, czy zadzwonić albo napisać list, albo wysłać gołębia pocztowego (nie jest pewien, skąd wziąłby gołębia pocztowego, ale potrzeba jest matką wynalazków hodowców). Przez siedem dni snuł się po gospodarstwie Padmorów jak krowi placek przylepiony do gumiaka; zasypiał w dziwnych miejscach – na kanapie, w fotelu, raz nawet na ganku, przez co ostatnie trzy dni spędził na siermiężnym siąpaniu nosem – i budził się z przekonaniem, że o czymś zapomniał.
A potem sobie przypominał – znów odwlekł w czasie skontaktowanie się z Misty i zorganizowanie ich bardzo–sekretnego, bardzo–tajnego spotkania, które było owocem wielu niezrozumiałych dla Lauriego okoliczności; po prostu pewnego dnia tato zakazał mu spotykać się z tą dziewczyną od Presswodów, tą wiesz, z nawiedzonym spojrzeniem, co dla jego najmłodszego syna było raczej marną wskazówką – w Hellridge wszyscy wyglądali na nieco nawiedzionych.
Rzadko sprzeciwiał się ojcu – i nigdy otwarcie – ale Misty była zbyt istotna; przypominała trochę pieprzyk na lewej łopatce, nawracające strzykanie w kolanie, plamkę ciemniejszego błękitu w niebeskim morzu spojrzenia Lauriego. Nieodłączna część jego dzieciństwa, potężny kawałek jego dorastania; mimo różnicy wieku zawsze wydawała się bardziej zdystansowana, przez co dojrzalsza.
Albo to on nie był dość dojrzały – nieistotne.
Ważne było to, że prędzej zrezygnowałby z jajecznicy na śniadanie (nie zrezygnowałby) niż z obecności panny Presswood; dlatego ich spotkania, kiedyś w pełni złotego słońca Wallow, odbywały się teraz rzadziej – w sekrecie i cieniu pytania, którego Laurie nigdy nie odważy się zadać.
Co się stało, Misty?
Zapytałby ktoś odważniejszy.
Dlaczego już nie przychodzisz na lody?
Te o smaku borówek były jej ulubionymi.
Przeciągłe pociągnięcie nosem – bardzo smutne, bardzo przeraźliwe – poprzedziło znacznie weselszy okrzyk, który odbił się czkawką między drzewami i wrócił zwielokrotnionym echem.
Misty!
Jak zaklęcie albo życzenie – wyłoniła się z zimowego krajobrazu i skłoniła Lauriego do raźniejszego przebierania nogami. W Cripple Rock byli bezpieczni; nikt z Padmorów nie wybierał się dziś poza Wallow, a sam Laurie dotarł na miejsce tylko dlatego, że sąsiad jechał do miasta w poszukiwaniu bitej śmietany w tubce, bo baba znów coś wymyśliła do sypialni – przez całą drogę Padmore zastanawiał się, jakie ciasta z bitą śmietaną można jeść w łóżku i doszedł do jednoznacznego wniosku.
Wszystkie.
Tęskniłem za tobą! – słowa padły sekundę po tym, jak jego ramię wsunęło się pod cieniutką witkę ręki Misty; Laurie obdarzył ją najpłomienniejszym uśmiechem w odległości dwóch mil, skinięciem podbródka wskazując na roziskrzoną ścieżkę żaru.
Nie musieli się bać; to była ich mała tradycja.
Pójdziesz pierwsza? Odczytam twoje ślady.
Jak prawie co roku – ona przecierała szlak, on odczytywał jego intencje.
Laurie Padmore
Wiek : 24
Odmienność : Czarownik
Miejsce zamieszkania : Wallow
Zawód : twój lokalny farmer
Lotte Overtone
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t254-charlotte-overtone
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t499-lotte-overtone
RELACJE : https://www.dieacnocte.com/t494-lotte-overtone
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t498-poczta-lotte-overtone
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/
BANK : https://www.dieacnocte.com/t1390-rachunek-bankowy-lotte-overtone
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t254-charlotte-overtone
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t499-lotte-overtone
RELACJE : https://www.dieacnocte.com/t494-lotte-overtone
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t498-poczta-lotte-overtone
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/
BANK : https://www.dieacnocte.com/t1390-rachunek-bankowy-lotte-overtone
26 stycznia 1985

Coś było nie tak. Drażniło jak kamyk w bucie, jak zagniecenie na białej bluzeczce zdobionej perłowymi guziczkami, przypominało źle dobrany odcień szminki oraz niewystarczającą ilość kawioru do świeżo otwartego szampana. Wgryzało się okrutnie w bladą skórę, przechodziło przez zbitkę mięsa, wprost do nitek nerwów nie zamierzając odejść wcale. Im głośniej śmiech rozlegał się dookoła, tym bardziej poczucie to się pogłębiało, przebijając się do kości, wnikając w czerń szpiku. Zmuszało szczupłe palce obleczone w miękkie rękawiczki do kurczowego zaciskania się na przedramionach, do wydęcia zaróżowionych warg w wyrazie niezadowolenia, do zmarszczenia brwi a przecież to w przyszłości mogło zaowocować bruzdami na dotąd gładkim czole i przez jedno niemożliwe szybkie uderzenia serca, nie wiedziała, co jest gorsze. To nie tak, czy wizja starości objawiająca się rysami na dotąd nieskalanym niczym innym jak urokliwą, młodzieńczą świeżością obliczu. I chyba nawet zrobiło się jej niedobrze, na samą myśl o sobie oraz upływie czasu, żeby następnie było jej zwyczajnie smutno, po przecież nie powinna być taka okropna względem siebie, za rok czy dwadzieścia, na pewno będzie wyglądała pięknie. I bogato. I sławnie. Powinna być łagodniejsza, kto mógł ją bowiem kochać bardziej niż ona sama? Refleksja nie rozgościła się w niej jednak na długo, uleciała jak dym z paleniska, jak para znad gorącej herbaty, pozostawiając tylko to nieznośne wrażenie. I posmak miętowej gumy do życia, której pozbyła się przed godziną. W zasadzie to w ogóle wszystko było dziwne, przecież Uczta Ognia była jednym z milszych jej świąt, takich, w których z przyjemnością ciągała rozszczebiotane przyjaciółki po namiotach z wróżbami i patrzyła roziskrzonymi oczami na chłopców przeskakujących przez nad jęzorami ognia. A jeśli któremuś z tych przystojniejszych podwinęła się do góry koszula podczas przeskoku, to w swej nieskończonej wyrozumiałości mogła wybaczyć temu, że jest tak paskudnie zimno. Ale teraz nie było ani ładnych młodzieńców, ani wróżb, nawet przyjaciółek u boku. Bo Emily, to straszna suka. Egoistyczna prukwa, stwierdza naburmuszone dziewczątko. Jeszcze tego południa okręcała się radośnie wokół własnej osi, przyciskając do piersi jedną z czarnych sukienek, która nie dość, że skrojona była w bardzo uroczy sposób, to jeszcze było w niej ciepło i wymieniała na głos wszystkie te atrakcje, które po wielokroć jeszcze nawiedzi, upewniając się, czy na pewno te wszystkie wizje oraz kształty są prawdziwe, zmuszając Marthę — ich rodzinną gosposię, do wysłuchiwania się w melodyjne słowa, które i tak puszczała mimo uszu, zamiast tego skupiając się na zbieraniu pobojowiska pozostawionego przez szczęśliwą syrenkę w postaci najróżniejszych części ubrań, porozrzucanych w najprzedziwniejsze miejsca. A potem pojawiła się Emily. Emily o cienkich, mysich włosach oraz zapłakanej buzi, która z rozpaczą łapała drobne dłonie blondynki w swoje własne, zdecydowanie większe i wyznawała jej swoje bolączki oraz smutki. Że rodzina nie pochwalała wyboru jej partnera, że dla nich był zbyt zwyczajny (coś w tym jest, miała chęć powiedzieć Lotte, w końcu ich nazwiska należą do Kręgu) i kategorycznie odmawiają jej widzeń z nim, a ona przecież go TAK kocha. Overtone pamięta, że wydawało się jej to w tamtym momencie szalenie romantyczne oraz ekscytujące. Takie spotkania wbrew woli rodziców, okryte materiałem tajemnicy oraz szczyptą buntu. Oczywiście, że aktorka, której dobroć i wrażliwość nie mogły być podważalne w żaden sposób, zdecydowała się pomóc. I w ten oto sposób wylądowała w Cripple Rock, nieopodal ścieżki żaru, opuszczona bezwstydnie przez wszystkich, ponieważ samolubna dziewucha, którą uznawała za dobrą koleżankę, stwierdziła, że lepsze od jej towarzystwa jest obściskiwanie się między drzewami, skryta przed światem wieczornym półmrokiem. Czuła się przez to nie tylko po stokroć żałośnie, ale również bardzo samotnie. Nie lubiła tego, samotności, tego, że nikt nie zwracał na nią uwagi. Charlotte przypominała cenny, piękny kwiat, który kwitnąć mógł tylko pod ciężarem spojrzenia innych. Jeśli była go pozbawiona, tak jaką maskę powinna w takim razie nakładać? Jak winna się zachować? Może właśnie to było nie tak, ta cała sytuacja, której nie polepszało zaplątanie się w tłumie, obserwującym, jakie ślady po sobie zostawi kolejna osoba. Wzdycha cichutko, kiedy szczodrość zimowych pocałunków zmusza porcelanową biel policzków do rozkosznych rumieńców, do mimowolnego drżenia skóry, gdy chłodny wiatr zakrada się pod kołnierz srebrnego futra. Przygryza dolną wargę, a myśl jak skra światła przemyka przez umysł, wprawiając język w ruch, gdy czerń źrenic nieświadomie zabłyśnie niemym zafascynowaniem wobec kroków, które właśnie stawiano.
— Czy żabie ślady oznaczają oślizgłość? — pyta cichutko, nie oczekując odpowiedzi wcale, kiedy była taka nieszczęśliwa, smutna, zirytowana oraz zła. Trochę też ponownie obrzydzona, bo nie wyobrażała sobie jeść żab, nawet jeśli miałoby to przynieść pomyślność od losu. Jakby już sama nie była jego wystarczającym darem.
Lotte Overtone
Wiek : 21
Odmienność : Syrena
Miejsce zamieszkania : NORTH HOATLILP
Zawód : Debiutantka w rodzinnym teatrze
Misty Presswood
ANATOMICZNA : 3
NATURY : 3
WARIACYJNA : 5
SIŁA WOLI : 5
PŻ : 169
CHARYZMA : 1
SPRAWNOŚĆ : 7
WIEDZA : 7
TALENTY : 19
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t312-misty-presswood-budowa#911
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t382-misty-presswood#1190
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t383-poczta-misty-presswood#1191
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/f139-gospodarstwo-presswoodow
BANK : https://www.dieacnocte.com/t1071-rachunek-misty-presswood#9252
ANATOMICZNA : 3
NATURY : 3
WARIACYJNA : 5
SIŁA WOLI : 5
PŻ : 169
CHARYZMA : 1
SPRAWNOŚĆ : 7
WIEDZA : 7
TALENTY : 19
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t312-misty-presswood-budowa#911
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t382-misty-presswood#1190
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t383-poczta-misty-presswood#1191
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/f139-gospodarstwo-presswoodow
BANK : https://www.dieacnocte.com/t1071-rachunek-misty-presswood#9252
Laurie  Embarassed

Gryząca metka w obszernym, zielonkawym golfie doprowadza mnie do szału. Sięgam ręką za kołnierz, manewruję i próbuję wcisnąć palce za własny kark, ale to zadanie zgoła niemożliwe i finalnie ciągle się kręcę. Kręcę i wiercę, tupiąc po zaśnieżonej, skutej lodem ścieżce. Buty chrzęszczą charakterystycznie, spomiędzy ust uchodzi mgiełka ciepłego powietrza, a ja po raz kolejny utwierdzam się w fakcie, że okrutnie tęsknię za latem.
Zima jest nudna i nieciekawa – pod względem pracy i tego, co pomiędzy nią. Rzadko jeżdżę do miasta, bo prędko robi się ciemno, a z tego co mówi mama, lepiej nie kręcić się po obcych miejscach po zmroku. W domu to co innego – ale Hellridge jest jednocześnie maleńkie i ogromne. Wolę trzymać się swojego skrawka.
Moim skrawkiem jest też kawałek listu trzymany w pudełku, tym chowanym w dolnej szufladzie starej komody, tej rzekomo zepsutej; list od Lauriego, blond tajemnica kiełkująca ze mną, w ukryciu przed jego rodziną. Moja nie ma w tym wiele wspólnego, poza Cliffem, który wie sporo.
Ale i z nim nie rozmawiam o tym, dlaczego farma Padmorów nie jest już punktem stałym moich wizyt.
Popołudnie niesie smugę zmroku, dziarski żywot pod gołym niebem, w obliczu kultywowanej tradycji zdawał się obiecywać ulgę wobec zimna, mrozu - zimy, w całej swojej okazałości. Wciskam dłonie w kieszenie płaszcza, nieco za dużego, przez co drepcząc leśną ścieżką wyglądam jak chodzący trójkąt z kulką na górze, swoją głową, topiącą się pod naporem wielkiego ubrania. Korci mnie, żeby go z siebie zrzucić i zostawić; ale nawet, jeśli posłużymy się magią, pewnie prędko tego pożałuję.
Nosem pociągam raz po raz, odnajdując wreszcie, nim jeszcze wybrzmiewa moje imię, wzrokiem młodego Padmore’a. Ręka szybuje w górę, macham energicznie w jego kierunku i nagle jakoś chce mi się bardziej – truchtać i kroczyć po tej zamarzniętej ziemi w kierunku obiecanego miejsca spotkania.
Uczta to zwyczaj, którego nie wypada pomijać, a nasze ulubione deptanie po rozżarzonym węglu jest naprawdę przyjemne; kiedyś nawet próbowałam stworzyć w albumie kolaż naszych wojaży – rozpisać ślady, które stawiały stopy, dopasować daty i napisać jakiś mało składny wierszyk – wszystko podpisać koślawym Misty & Laurie, a potem wręczyć mojemu towarzyszowi kopię.
– Padmore, a gdzie czapka? – besztam go na dzień dobry, udawanym tonem poważności, zaraz potem jednak posyłając mu uśmiech. Uwieszam się na jego szyi krótko, później splatamy przedramiona w wyuczonej kombinacji, i pokonujemy drogę dzielącą nas od węgielków w dziarskim tonie.
On pachnie domem; ciepłym światłem, zbożową kawą, szarym mydłem i czymś słodkim. Znam jego zapach niemal na pamięć, odróżniam nutę od kolejnego, głębokiego tonu – przynosi ulgę na narowistej nawierzchni i zimnie, które chce mi zajrzeć pod płaszcz.
– Trochę boję się zdjąć buty. Rok temu chyba nie było aż tak zimno, co nie? – mamroczę, trochę marudnie, grymas drga w przymrużonym oku i wyciągniętej stronie ust. Finalnie wzdycham i dostrzegam ścieżkę rozżarzonych, czarnych kamyków.
– Nie odmarznie mi stopa? – dopytuję, pomagając sobie koślawym uśmieszkiem, końcowy odcinek szurając wysokimi butami obitymi futrem. Docieramy do celu – ścieżka połyskuje pomarańczą i czerwienią, para unosi się nad węgielnym traktem – ktoś właśnie go kończy, bo rozlega się wiwat pobratymców czekających z boku, by odczytać rzekomą wróżbę.
– A jak odmarznie, to co dalej? – głupio gadam, ale kiedy schylam się, by zdjąć buty, opierając ręce o Laurie’go, by uchronić się przed upadkiem – jak Lucyfera kocham, naprawdę trochę boję się tego zimna. A powinnam parzącego węgla – śmieszna sprawa.
Misty Presswood
Wiek : 19
Odmienność : Czarownica
Miejsce zamieszkania : Wallow
Zawód : pomoc w gospodarstwie, prace dorywcze
Cecil Fogarty
ANATOMICZNA : 20
ILUZJI : 8
SIŁA WOLI : 15
PŻ : 179
CHARYZMA : 15
SPRAWNOŚĆ : 7
WIEDZA : 5
TALENTY : 10
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t175-cecil-fogarty#374
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t250-cecil-fogarty#619
RELACJE : https://www.dieacnocte.com/t251-cecil-fogarty#620
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t281-poczta-cecila-fogarty-ego#776
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/f192-arcanum-14-7
ANATOMICZNA : 20
ILUZJI : 8
SIŁA WOLI : 15
PŻ : 179
CHARYZMA : 15
SPRAWNOŚĆ : 7
WIEDZA : 5
TALENTY : 10
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t175-cecil-fogarty#374
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t250-cecil-fogarty#619
RELACJE : https://www.dieacnocte.com/t251-cecil-fogarty#620
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t281-poczta-cecila-fogarty-ego#776
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/f192-arcanum-14-7
Panna Overtone

Poruszał się głównie pod osłoną nocy, skutecznie unikając promieni słonecznych, w obawie, że pozostawiają na jego alabastrowej skórze ślady po oparzeniach, których nie pozbędzie się żadnymi, znanymi ludzkości środkami magicznymi. Wydawało mu się, że dzisiejsza noc była różna od kilku poprzednich, choć, kiedy błąkał się samotnie po mało uczęszczanych ulicach Saint Fall, nie odnotował żadnych zamian, utwierdzanych go w tym utkanym ze złudzeń stwierdzeniu, które wślizgnęło się nieproszone pod sklepienie czaszki, podobnie jak mróz szukający dostępy do ukrytej w połach ubrań skóry. Poprawił czapkę, która sunęła się kilka centymetrów po czole, stykając się z linią brwi, co świadczyło jedynie o tym, ze dzisiejszego wieczoru zadbał o to, by zimno nie odebrało mu przyjemności, jaka czerpał, spacerując późną porą, nie mogło też przywłaszczyć sobie prawa do odebrania mu czucia w schowanych w materiale tanich rękawiczek palców.  
Rzadko bywał w Cripple Rock i jeszcze rzadziej wypowiadał imię Lucyfera z czcią. Dostojewski w swoich zapisach z domu umarłych - jak finezyjnie nazywał niewolniczy tryb życia na jałowych ziemiach Syberii ukrytych w ramionach srogich zim -  twierdził, że bóg był usposobieniem ludzkiego strachu przed śmiercią, czym wobec tego był Lucyfer? Nocna marą, która wynurzała się w ciemności, by zakorzenić w umysłach lęk tak namacalny, że nie dało się objąć go rozumem, więc w końcu stawał się irracjonalnym wytworem ludzkiej wyobraźni?
Cecil przestał odczuwać lęk względem Mefistofelesa w wieku siedmiu lat, kiedy wzrok jego zetknął się z ciałem Anette tonącej w kałuży własnej krwi. Długo nie mógł pogodzić się z tą stratą, pojąć, czemu tak dobroduszna istota rozstała się z życiem, a bezduszne potwór w osobie Camelii błąkał się nadal bez celu po rodowej posiadłości, zaszczepiając w swoich dzieciach nienawiści do świata.  Na nabożeństwach pojawił się rzadko, czemu towarzyszyła zwykle niechęć, z jaką coraz trudniej było mu walczyć, a od kiedy jego myśli wypełniać zaczęła Lilith, w Kościele pojawiał się jeszcze rzadziej. Nie zjawił się zatem w Cripple Rock, by wznosić modły do twórcy bram piekielnych, nie zjawił się tu też po to, by zakłócić przebieg uroczystości, pojawił się tu z niezwykle kuriozalnego powodu - nie mógł stłumić w sobie nagłej potrzeby, która narodziła się w chwili, w jakie w tłumie uchwycił znajomą sylwetkę. Potrzeby, by chociaż kilka chwil spędzić w jej towarzystwie, które na przestrzeni czasu stały się równe wartościowe, co drogocenne przedmioty przechodzące z rąk do rąk na zapomnianych przez Lucyfera, ukrytych w ciemności zaniedbanych uliczkach Hellridge, pieszczotliwe nazywanych pchlim targiem. Podejrzewał, że to tam obecnie przebywała Teresa - może sama, może z Jonahem - ale czuł jej złość w każdym hauście wdychanego powietrza, jego ciężar osiadał się w płucach, zduszając radość.
Myśli te - natrętne, równie niechciane, co żar bijący z mijanych przez Cecila ognisk - sprawiły, ze na moment stracił z pola widzenia filigranową posturę, której właścicielką niewątpliwie mogła być tylko Lotte Overtone, szybko jednak na nowo odnalazł ją spojrzeniem, wykrzywiając usta mimowolnie w lekkim uśmiechu, choć mięśnie twarze wyraźnie sprzeciwiały się tej niespodziewanej oznace zadowolenia, tak rzadko goszczącej na jego zwykle pochmurnym obliczu.
Pamiętał, jak ich drogi skrzyżowały się ze sobą po raz pierwszy. Wiedziała kim była, jednak ona nie wiedziała o nim nic, a ciemność pozwoliła mu zadbać o zachowanie anonimowość. "Mów mi Oleander", powiedział, gdy zapytała go imię. "Jestem Lotte", przedstawiła się, ochoczo, kokieteryjnie. Chociaż nie sprawiała wrażenie zagubionej, w mlecznej, gęstej mgle nietrudno jest pobłądzić, zatracić się w upiornych, podsuwanych przez wyobraźnie wizjach. Lęk do jej spojrzenia nie zerkał, ale ujrzał w nich desperacje i ona wystarczyła, by narodziła się nimi nić porozumienia, jaką odnajdowali w swojej obecności, kiedy bezsilni przez bezsenności trudno było im znieść duszny ścisk ścian swoich sypialni.
Zawiesił wzrok na jej lewym profilu jej twarzy oświetlonej przez sączący się z pobliskiej ogniska blask. Pytanie, jakie z siebie wyrzuciła z lekkim wyrzutem - wiedział o tym, dobrze o tym wiedział! - powinno pozostać bez odpowiedzi, ale zdrowy rozsądek opuścił go już dawno temu, w strugach deszczu, w tamto wczesnowiosenne popołudnie, kiedy ostrze noża bez żadnego oporu zatopiło się w obcym gardle, pozostawiając na cecilowych dłoniach krew - obserwował wówczas z bezlitosnym spokojem i równie sadystyczną przyjemnością wykrzywiajacą wargi w uśmiech, jak tlący się blask życia dogasał z tętniącego ciepłem ciała. Pannie Overtone podobnej krzywdy wyrządzić nie chciał. Właściwie sprecyzowanie względem niej własnych intencji wykraczało poza pakiet posiadanych przez Cecila umiejętności. Oswoił się z myślą, że czasem, raptownie i znienacka, można spotkać na swojej drodze kogoś, kto od pierwszego wyjrzenia wzbudza zainteresowanie, nawet jeżeli dotychczas nie nadarzyła się okazja, by zamienić z nim nigdy wcześniej choćby słowa. Podejrzewał, że w innych okolicznościach, Lotte nigdy nie zwróciłaby na niego uwagi, a nawet tak by się stało – w oczach jej ujrzałby wyłącznie odrazę, tak obślizgłą jak żabi śluz.
- Pewnie tak - odpowiedź układa się na cecilowych wargach, zanim ich właściciel zdążył pomyśleć o konsekwencjach, jakie może nieść ze sobą ujawnienie swojej obecności, ale nie równie obślizgłe, jak te wszystkie spojrzenia, które na sobie czujesz, stojąc na deskach teatru, wpuścił tą niewypowiedzianą myśli z dymem, który ulotnił się spomiędzy uchylonych wargach wraz z obłokiem pary, w jaką przekształcił się jego oddech. – Myślisz, że odnalezienie jej w tej ciemności jest naszą przepustką do wiecznej radości? – spytał po chwili. Nadal z rozmysłem nie podchodził bliżej, czując się bezpiecznie okryty w półmroku własnej egzystencji. Nie był tak zapalczywy. Wystarczyła mu radość, jaką czerpał, kiedy była tuż obok.
Cecil Fogarty
Wiek : 23
Odmienność : Cień
Miejsce zamieszkania : Deadberry
Zawód : ilustrator
Laurie Padmore
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t414-laurie-padmore#1333
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t459-laurie-padmore
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t458-poczta-lauriego-padmore#1761
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t414-laurie-padmore#1333
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t459-laurie-padmore
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t458-poczta-lauriego-padmore#1761
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/
Misty <33

Chrup—chrup, chrup; chrzęszczący pod nogami śnieg wygrywał znaną od wieków melodię zmarzniętej ziemi i tęsknoty za ciepłymi dniami lata. Chrup—chrup jeszcze kilka lat temu było dla nich, już—nastolatków—wciąż—dzieci, obietnicą kaskaderskich popisów na zaśnieżonej górce na obrzeżach Wallow i nierozsądnych ilości gorącej czekolady, którą pani Marwood albo babcia Padmore gotowały w ilościach mogących zaspokoić potrzeby armii małego, europejskiego kraju. Zima była połaciami skrzącego się w mrozie śniegu i konkursem bałwanów — dwa lata z rzędu wygrywała go Winnie dzięki dziełu, które niepokojąco przypominało Perseusa. Zima była kiedyś prędko zapadającymi wieczorami i ciepłem bijącym od kominka; czasem beztroski i ciepła, i gwarancji, że będzie tak już zawsze.
Ale nawet najsroższe mrozy nie mogły ich przygotować na dorosłość.  
Chrup—chrup, chrup nasiliło się, aż zamilkło zupełnie — kiedy Laurie i Misty nareszcie starli się z sobą, dwie kulki złożone z ubrań, chłodu oraz uśmiechów, nawet śnieg milczał w pełni zachwytu. Przemawiały tylko roziskrzone spojrzenia i głowy: wpadłeś po uszy, Laurie, pomyślał Laurie dwie sekundy po wyjątkowo poważnym powitaniu Misty, jak śliwka w babciny kompot!  
Uh—oh — odparł elokwentnie, wolną od termosu dłonią dotykając ucha, czubka głowy i drugiego ucha, zupełnie jakby srogi ton panny Presswood posiadał właściwości sprawcze i mógł zmaterializować czapkę (co prawda posiadał, ale nie mógł; jasne włosy, sterczące ze wszystkie strony, nadal dzielnie znosiły mróz). Widmo kłopotów czmychnęło, kiedy Misty uśmiechnęła się radośnie — Laurie w odpowiedzi uśmiechnął się jeszcze radośniej — i przez chwilę po prostu patrzyli na siebie, idąc ręka pod rękę. Obawa, że tato może dowiedzieć się, z kim popołudnie spędza Laurie, przestała istnieć; w blasku ognisk i rozżarzonej ścieżki była tylko Misty, którą pamiętał, odkąd dziecięcy umysł nauczył się katalogować wspomnienia.  
Było zimniej, pamiętam doskonale, bo—
Owce miały wyjątkowo grubą wełnę i ciężko się je strzygło, poza tym kiedy mrozy są duże, kury mają ciemniejsze upierzenie. To wszystko — i jeszcze więcej, na przykład gdy jest zimno, włosie na krowich ogonach traci właściwości wykorzystywane w pędzlach, wiedziałaś, Misty? — zamarło w ustach, wyparte przez trwogę.  
Misty, nawet nie mów takich rzeczy! — dla pewności — byłoby strasznie głupio, gdyby panna Presswood co prawda nie straciła stopy, ale wpadła buzią na rozżarzone węgle — złapał jej nadgarstek, kiedy użyła jego ciała w roli wspornika. — Nigdy nie pozwolę odmarznąć twojej stopie, to bardzo ważna część ciała.
Ważność stopy podkreślił skinięciem głowy i uśmiechem, który wrócił na usta; tak, jak słońce wstaje każdego poranka, nawet jeśli nie widać go zza chmur, tak Laurie Padmore uśmiecha się zawsze — nawet, jeżeli akurat tego nie robi.
Inne też są ważne, dlatego tutaj — z dumą klepnął pokrywkę termosu i jeszcze dumniej nim potrząsnął; coś zachlupotało radośnie. — Mam coś na rozgrzanie! I nie jest to bimber mojego dziadka, do dziś boli mnie głowa po ostatnim razie.
Ostatni raz oznaczał pewien jesienny wieczór, ognisko w Wallow, skwierczące nad ogniem kiełbaski, nieskoordynowane tańce i przepotężny ból głowy kolejnego dnia. Laurie obudził się w samo południe w czyjejś szopie — bez buta, za to z krawatem niewiadomego pochodzenia użytym w roli opaski na włosy.
Buta co prawda nie odzyskał, za to krawat ma do dziś; ładny, niebieski w żółte kaczki.
Może tak naprawdę był jego — po prostu nie pamięta?
Markotność Misty była ich małym rytuałem — ona musiała troszkę pomarudzić, on musiał pozapewniać ją, że wszystko będzie dobrze i nie martw się niczym, najdroższa, bo Laurie Padmore jest tuż obok i niestraszne mu żadne rozpalone ogniem węgliki.
Pójdę z tobą. Jeśli mamy tracić palce, stracimy solidarnie — jeszcze mówił, a pierwszy but — ze zdecydowanie mniejszą liczbą sznurówek niż u Misty — zsunął się z lewej nogi, w ślad za nim wyruszył prawy i nagle światu objawił się Laurie w zielonych skarpetkach w owce. Szybko zsunął je z nóg, wcisnął w buty i włożył całą energię w zachowanie neutralnego wyrazu twarzy; chociaż śnieg pod bosymi stopami właśnie próbował odgryźć mu mały palec.
Chodź i opowiadaj! — równie bosa Misty nie miała czasu na sprzeciw — Laurie wkroczył na rozpaloną ogniem ścieżkę tak, jakby robił to każdego dnia przed bananowym śniadaniem. — Czy ostatnio spotkało cię coś miłego?
Poza spacerem po ścieżce żaru? Po pierwszym, niepewnym kroku szli znacznie pewniej; ogień, jak co roku, nie powodował bólu.
Laurie Padmore
Wiek : 24
Odmienność : Czarownik
Miejsce zamieszkania : Wallow
Zawód : twój lokalny farmer
Stwórca
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/
RELACJE : https://www.dieacnocte.com/
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/
RELACJE : https://www.dieacnocte.com/
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/
The member 'Laurie Padmore' has done the following action : Rzut kością


'k10' : 1
Stwórca
Wiek :
Miejsce zamieszkania : Piekło
Zawód : Guru satanistycznej sekty
Misty Presswood
ANATOMICZNA : 3
NATURY : 3
WARIACYJNA : 5
SIŁA WOLI : 5
PŻ : 169
CHARYZMA : 1
SPRAWNOŚĆ : 7
WIEDZA : 7
TALENTY : 19
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t312-misty-presswood-budowa#911
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t382-misty-presswood#1190
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t383-poczta-misty-presswood#1191
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/f139-gospodarstwo-presswoodow
BANK : https://www.dieacnocte.com/t1071-rachunek-misty-presswood#9252
ANATOMICZNA : 3
NATURY : 3
WARIACYJNA : 5
SIŁA WOLI : 5
PŻ : 169
CHARYZMA : 1
SPRAWNOŚĆ : 7
WIEDZA : 7
TALENTY : 19
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t312-misty-presswood-budowa#911
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t382-misty-presswood#1190
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t383-poczta-misty-presswood#1191
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/f139-gospodarstwo-presswoodow
BANK : https://www.dieacnocte.com/t1071-rachunek-misty-presswood#9252
Rozległe wojaże po dawno odkrytych miejscach i tych całkowicie nieznanych od zawsze wpisywały się w zakres naszych zainteresowań. Podobnie jak prowiant; kiedy Laurie unosi termos, a ten chlupocze niemal rozkosznie, nie potrafię się nie uśmiechnąć. W lecie łatwiej o ciekawe przekąski na drogę, bimber czy bardzo słodkie wino też jakoś szybko uderza wtedy do głowy, podrasowane słońcem osiadających ochoczo na skórze.
Teraz schowało się za ciemną łuną nocy; drzewa są na tyle gęste, że nie dostrzegam mrygutających, srebrnych punkcików na wieczornym niebie, dlatego spojrzenie prędko traci zainteresowanie krajobrazem i przenosi się na młodego Padmore’a. To nasza tradycja czy najprostsza rutyna, którą kultywujemy i dbamy, jakby była jakimś specjalnym tworem, przypieczętowaniem pewnych schematów i więzi – nie jestem pewna. Ale pewność wcale nie jest mi potrzebna, bo przeczucie, które rozlewa się ciepłem w okolicy klatki piersiowej, kiedy przechodzimy do węgielnej ścieżki, jest najprawdziwiej szczere.
– No dobrze… – kapituluję i zgadzam się na jego ochocze zapewniania o potencjalnym ratunku; czy zimno faktycznie jest takie zimne, czy jednak to wszystko dzieje się w mojej głowie, która, choć doskonale zna schemat tej zabawy, znowu podsuwa mi pewne obawy. Finalnie jednak stwierdzam, sama przed sobą, że na pewno istnieją jakieś zaklęcia – tak w razie wu, gdyby naprawdę coś poszło nie tak. Laurie na bank je zna.
– O, ja też coś mam! – odpowiadam, kompletując nasze małe zapasy, zdecydowanie przydatne w dalszej części spotkania, tak jak zawsze, kiedy przychodzi chwila zachwytu lub zawodu, dyskusji nad temat zwierzęcym przewodnikiem, który ukaże nam się w węgielnych śladach.
– Ciastka owsiane. Bez czekolady, niestety, ale jest tam trochę suszonej żurawiny – wspominam o paczuszce w torbie przewieszonej przez ramię, która ląduje z chrzęstem na śniegu w momencie, w którym obydwoje jesteśmy bosi i podekscytowani.
Ja odrobinę wystraszona.
Tylko troszkę.
– Mhmmm… – mamroczę, niepewność odrzucam na bok, ale trochę mi to zajmuje; w końcu jednak dłoń spotyka dłoń, palce splatają się ze sobą i wstępujemy na ognistą ścieżkę, która wcale a wcale nie parzy mojej skóry. I chyba nawet wcale nie jest mi tak zimno jak jeszcze chwilę temu.
Potrzebuję momentu, żeby przyzwyczaić się do pewnego dysonansu, dlatego odpowiedź na pytanie Lauriego przychodzi mi do głowy dopiero po chwili.
– Samantha chyba będzie mieć młode – wspominam o naszej starej owcy, starej na tyle, że nikt z nas nie podejrzewał, że mogłaby jeszcze być ciężarna – Przyjdziesz, kiedy już urodzi? – w myślach mam już obraz małych jagniątek, takich z bielutką wełną, gładką pod dotykiem.
W tej wizji drga też niepewność, imię Harry’ego krąży w morzu obaw, ale przełykam je dzielnie i udaję, że smak wcale nie jest gorzki.
– Och, spójrz! – to nie czas na wspominki, których nie mogę mu zdradzić. Charakterystyczny kształt kopyt pochłania moją uwagę, na ustach znowu pojawia się uśmiech; przez moment myślę, że to ośle, ale po chwili jest pewne, że to ścieżka godna wierzchowca.
– Jesteś rumakiem – wyjaśniam, kąciki ust szybują wyżej – Takim z lśniącą, złotą grzywą.
Misty Presswood
Wiek : 19
Odmienność : Czarownica
Miejsce zamieszkania : Wallow
Zawód : pomoc w gospodarstwie, prace dorywcze
Stwórca
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/
RELACJE : https://www.dieacnocte.com/
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/
RELACJE : https://www.dieacnocte.com/
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/
The member 'Misty Presswood' has done the following action : Rzut kością


'k10' : 5
Stwórca
Wiek :
Miejsce zamieszkania : Piekło
Zawód : Guru satanistycznej sekty
Lotte Overtone
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t254-charlotte-overtone
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t499-lotte-overtone
RELACJE : https://www.dieacnocte.com/t494-lotte-overtone
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t498-poczta-lotte-overtone
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/
BANK : https://www.dieacnocte.com/t1390-rachunek-bankowy-lotte-overtone
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t254-charlotte-overtone
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t499-lotte-overtone
RELACJE : https://www.dieacnocte.com/t494-lotte-overtone
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t498-poczta-lotte-overtone
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/
BANK : https://www.dieacnocte.com/t1390-rachunek-bankowy-lotte-overtone
Pan Fogarty.

Drobny trik, podejmowany całkowicie instynktownie. Jak niewielki czar składający się wyłącznie z myślenia czysto życzeniowego oraz lat przepełnionych oczekiwaniem, niemający w sobie nic z prawdziwych zaklęć, a jednak wciąż posiadający swego rodzaju magię. Wystarczyło li jedynie przenieść ciężar ciała na prawą stopę, nieco wysunąć biodro, unieść lewe ramie, odpowiednio przekręcić głowę oraz spleść na piersi ręce i już sylwetka wydawała się bardziej naturalna. Nie było niezręczności w napiętych mięśniach, długi cień rzęs padający na zaróżowione policzki ukrywał skrzętnie w półmroku skry niezadowolenia błyszczące na tarczach szarości tęczówek, zagubienie nie objawiało się na linii miękkich warg, których kąciki naturalnie opadały ku dołowi, nerwowość nie drgała w żadnym absolutnie nieprzypadkowym geście. Gdyby ktoś tak spojrzał na nią, a wiedziała nieskromnie, iż patrzono na nią nader często, tak nikt nie ośmieliłby się nawet przypuszczać, iż znalazła się w tym miejscu przypadkiem, bądź co gorsza, została osamotniona okrutnie. Oszukana, wystawiona do wiatru i to wszystko z czystej dobroci jej jakże niewinnego po stokroć serca. Sądziła, że to nawet całkiem smutne. Przebywać tak w tłumie, cierpiąc straszliwie oraz złoszcząc się mocno i nikt choćby robił najpaskudniejszy wytrzeszcz na świecie, nie byłby w stanie dostrzec dyskomfortu u dziewczątka, tudzież ogromnego cierpienia, jakie wstrząsało jej wnętrzem, kiedy to tak poświęcała się w imię przyjaźni, miłości, młodości oraz plotek. Odpowiednia maska została niemal przytwierdzona do ślicznych rysów, znudzenie podszyte niefrasobliwą kroplą rozbawienia emanowało z ograniczanych ruchów, a wysunięta dumnie broda rzucała wyzwanie każdemu, kto, chociażby zapragnął na moment zastanowić się, dlaczego osoba pełniąca główną rolę nie tylko w swoim świecie, ale również i w życiu — dobrowolnie, bądź i nie — innych, pełni funkcję zaledwie obserwatora. Smutne, tragiczne, ale też na swój sposób godne podziwu. Pławiła się więc w rozkoszy nieszczęścia, tak naprawdę nie muskając nawet jego powierzchni, przedziwnie zadowolona, że nabrała każdego, że pozwoliła nieistniejącej publice uwierzyć, iż wszystko jest w porządku. A przecież nie było! Policzki szczypały od zimna, rozgoryczenie rozlewało się na języku, a znudzenie zmuszało umysł do głębszych rozmyślań, do zadawania niewygodnych pytań. Dlaczego drobiny piasku nie gromadzą się w kącikach oczu, czemu senność nie nadchodzi mimo znużenia, dlaczego noc w otoczeniu obskurnego lasu wydaje się przyjemniejsza, niż zagłębianie się we własną podświadomość? To na pewno przez Ucztę Ognia, wmawiała sobie wymuszając podekscytowanie, bo przecież to nie tak, że bała się spać. Że lękała się obrazów, rąk, palców przebijających się przez delikatną powłokę syrenki docierając wprost do jej wnętrzności. Lotte Overtone nie była tchórzem. Nawet jeśli o mały włos nie pisnęła, kiedy ciemność odezwała się, rozpraszając jej potrzebę litowania się nad sobą, złoszczenia się na tę sukę Emily i utrzymywania fasady niezachwianej pewności siebie.
Nie lubiła, kiedy przychodził w ciszy. Kiedy półmrok skrywał sylwetkę, a ziemia ze zrezygnowanym westchnieniem ukrywała jego obecność. Nie lubiła też, gdy wspomnienia odmawiały współpracy, gdy wibracje tonu oraz nacisk na poszczególne zgłoski nie podsuwał automatycznie odpowiednich informacji i umysł na nowo musiał roztaczać przed nią biel płótna, gdzie może zdoła nakreślić refleksy światła na niedbale opadającym na czole blond kosmykowi; smukłość szczupłych palców, gdy te muskały linię żuchwy w udawanym zastanowieniu; łagodny łuk brwi skłonnych do marszczenia się; prostą linię nosa. Jak fragmenty puzzli, które nigdy nie miały ułożyć się w całość, bowiem postać rozpływała się na jej oczach, mętniała, to nabierała ostrości, umykała bystrości spojrzenia, by zaraz to mogła odnaleźć się w samym jego centrum. W niektóre noce wydawał się kompletny, widziała go tak, jak on widział ją, w inne natomiast bywał równie nierzeczywisty jak nierzeczywistą wydawała się ich znajomość. Okupiona milczeniem, czasem zmęczeniem, częściej jednak ucieczką od codzienności oraz całą rzeką niedopowiedzeń. Pasowało jej to, być może jemu też to pasowało, skoro ich ścieżki nadal się ze sobą przeplatały. I może tylko troszeczkę sumienie szeptało, że prawdopodobnie po prostu nie wiedział, z jaką łatwością umykał z jej myśli, jak prosto było o nim zapomnieć rankiem, czy w południe i przypomnieć sobie, dopiero kiedy przemówi ciemnością. Oleander. Ollie. Czy wiedział, że przy nim też zakładała maskę? Zupełnie inną niż wszystkie, skonstruowaną tylko dla niego.
Czy wieczna radość może być rzeczywiście radością? — pyta cicho, nieco zadziornie nawet. Chowa się, ukrywa przed niemądrą mimiką, zmarszczeniem noska. Bo co miałby odnaleźć? Oślizgłość? Żaby? Głupią siksę najpewniej dająca dupy pod jakimś drzewem, przez którą teraz stała jak ten kołek udając, że totalnie ma panowanie nad sytuacją i całkowicie wie, o co chodzi, bo wcale mróz nie przymroził jej mózgu, zmuszając biedną syrenkę do czucia się jak skończony głuptas? Powinna zdecydowanie przysiąść nad książkami. Ale mogła też w tym czasie malować paznokcie i jakby wybór wydawał się trochę oczywisty — Czy to właśnie chciałbyś odnaleźć? — dodaje, jakby wcale nie bredziła jak potłuczona. Uniesiony kącik, lekkie pochylenie się do przodu, gdy dłonie zaplata za plecami, kaskada złotych włosów opadających na ramie. Rozbawienie, psota, zrelaksowanie. Szare oczy wychodzą naprzeciw ciemności, gotowe przejrzeć cały ten mrok, bo chyba lubiła jego oczy. Nie mogła sobie przypomnieć.
Lotte Overtone
Wiek : 21
Odmienność : Syrena
Miejsce zamieszkania : NORTH HOATLILP
Zawód : Debiutantka w rodzinnym teatrze
Cecil Fogarty
ANATOMICZNA : 20
ILUZJI : 8
SIŁA WOLI : 15
PŻ : 179
CHARYZMA : 15
SPRAWNOŚĆ : 7
WIEDZA : 5
TALENTY : 10
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t175-cecil-fogarty#374
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t250-cecil-fogarty#619
RELACJE : https://www.dieacnocte.com/t251-cecil-fogarty#620
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t281-poczta-cecila-fogarty-ego#776
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/f192-arcanum-14-7
ANATOMICZNA : 20
ILUZJI : 8
SIŁA WOLI : 15
PŻ : 179
CHARYZMA : 15
SPRAWNOŚĆ : 7
WIEDZA : 5
TALENTY : 10
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t175-cecil-fogarty#374
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t250-cecil-fogarty#619
RELACJE : https://www.dieacnocte.com/t251-cecil-fogarty#620
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t281-poczta-cecila-fogarty-ego#776
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/f192-arcanum-14-7
Panna Overtone

Mijając stosy dziękczynne rozpalone na cześć Lucyfera, czuł się nieswojo, jak niedopasowany element wystroju, jak organ niewspółdziałający z resztą organizmu. Myśl, że wzniecały w sercach jego wiernych płomień nadziei, wdzierała się pod sklepienie jego czaszki, pulsując bólem w skroniach. Zmuszała język do protestu, ale ugryzł się w niego ostatkiem sił, resztkami zdrowego rozsądku. Nie zjawił się tutaj po to, by zasłużyć na tytuł sabotażysty. Na konturach umysłu majaczyła świadomości, że od tych ognisk nie biło ciepło. Pocieszała go ta myśl. Przystanął przy jednym z nich, by ogrzać skostniałe od mrozu ręce. Nieskuteczny był to wysiłek. Wydawało mu się, że ostrze zimnej stali na zanurzyła się w jego ciele. Zadrżał tkwiąc w sidłach nieprzyjemnych, spływających po linie kręgosłupa dreszczach. Rozejrzał się przez ramię, na karku czując ciężar nieznajomego spojrzenia, ale nie zlokalizował jego właściciela .Widział twarze, mnóstwo wykrzywianych w grymasie radości twarzy. Do uszu dolatywały szmery rozmów, sławy rozdzierającego powietrze śmiechu. Skrzywił się. Lilith musiała mu wybacz, że pojawił się w tym miejscu akurat dzisiaj. Musiała mu wybaczyć, że uległ palącej go w gardło pokusie.
Wyobrażał sobie, że jest w innym miejscu, z dala od tłumu, pośród którego samotność zaciskała szpony na jego krtani, odcinając drogom oddechowym dostęp do powietrza. Ignorował wspinającą się po prętach żeber bezsilność. Zastąpiona została innymi emocjami, kiedy wzrokiem odnalazł sylwetką, którą chciał wypatrzyć w tłumie.
Zawsze przychodził w ciszy, w półmroku ukrywał swoją sylwetkę. Nie chciał psuć elementu zaskoczenia. Lubił jak reagowała na jego obecność. Lubił drżenie jej ramion widoczne spod materiału płaszcza, kiedy cichym szeptem wyjawiał swoją obecność i ten moment, kiedy strach na ułamki sekund zamierał na jej twarzy. Oswoił ją ze swoją obecność. Nauczyła się, że nie musiał się wzdrygać, gdy się zjawiał. Nauczyła się, że nie musiała się go bać. Człowiek do wszystkiego się przyzwyczajał. Też przywykł. Do ciszy, w której odnaleźli porozumienie. Do nocnych spacerów pozbawionych celu. Do jej obecności.
Jej głos zawibrował w powietrzu, kiedy przejęła kontrolę nad rozmową. Nie odpowiedział od razu. Wpadł w objęcia zadumy.
Czym właściwie była radość? Krótką chwilą, która odrywa nas od codzienności? Chwilą, kiedy na moment zatrzymuje się czas? Chwilą,kiedy myśli kończą swój bieg, zanurzając umysł w błogostanie? Łaskoczącym podniebienie śmiechem? Szczerym zachwytem w spojrzeniu? Serdecznością pobrzmiewającą w tonie głosu? Motylimi skrzydłami w brzuchu? Płynnym szcześciem rozlewanym do szklanek w Chyżym Ghoulu? Buchem blanta skręconego na prędze w autobusie?
Powiedział Terence'owi, że radość, która trwa dłużej, traci swoje właściwości. Kłamał. Czasem uśmiech był jedynym, co pragnął ujrzeć na jego zmęczonej po kolejnym dyżurze twarzy. Czasem jego towarzystwo było jedynym, co mogło go jeszcze uszczęśliwić.
Radość, jaka dotknęła w trakcie spotkań z Lotte, była innego rodzaju. Nie gromadziła się na dnie serca, nie sprawiała, że biło mocniej w piersi. Widoczna była w rysach twarzy, krzywiźnie zatrzymanego na wargach uśmiechu.
- Łatwo jest zachłysnąć się takim złudzeniem - odpowiedzi udzielił jej po kilku chwilach wpadającego w wątpliwość milczenia. Z rozmysłem skazał ją na ciszę. Mógł się nie odezwać. Mógł zniknąć w ciemności, w zmierzającym donikąd tłumie. Póki nie znalazł się w zasięgu jej wzroku, mógł rozpłynąć się w powietrzu, jak wytwór stworzy przez wyobraźnie. Nocna mara, która pojawia się tylko wtedy, gdy mocno pragnie się towarzystwa drugiego istnienia.  Mógł, ale nie chciał. Przegrał z pokusą. – Nie, wieczna radość nie jest tym, czego szukam. Nie sądzisz, że jej nadmiar odebrałby nam to, co tak naprawdę nas uszczęśliwia? - Nie kontrolował lekkiej nuty rozbawienia zabłąkanej między słowami wywołanej absurdum tego stwierdzenia. -  Myślę, że radość smakuje najlepiej, gdy przychodzi do nas po ogromnej tragedii. - Kolejną refleksyjną myśl przeobraził w słowa. W jej towarzystwo łatwo im ulegał.
Nie mógł dłużej ukrywać się przed jej spojrzeniem. Nie mógł dłużej skazywać ją na nie oddające odpowiedzi pytania. W kilku krokach zmierzył dystans, jaki ich od siebie oddzielał, ujawniając jej swoją zlaną z tłem nocy obecność. Krawędzie jego sylwetki były niewyraźne, rozmyte, ale dostrzec mogła jego twarz i tlące się na niej emocje - sięgający oczu strumień radości rozlany na wargach w postaci półuśmiechu.
Więc dzisiaj się nie zjawi. Nie przewiduje żadnej tragedii.
Poza złamanym obcasem panny Overtone. To jedyna tragedia jaka mogłaby się wydarzyć. Ciekawy był, jakim kryteriami sugerowała się przy wyborze obuwia. Pod świeżym kożuchem śniegu podeszwy butów stykały się ze skorupą lodu, którego stopić nie były wstanie palące się dokoła ogniska.
- W jaką podróż zabierzesz mnie tym razem? - rzucił cicho, nieco prowokacyjnie. Zwykle to on był tym, co zapewnił rozrywkę. Zwykle to on był tym ,co prowadził ją przez ciemność nocy. Dzisiaj przewidywał zmianę ról. O ścieżce żaru nie wiedział nic. Lotte mogła mu w tej materii zarzucić ignorancje.

Cecil Fogarty
Wiek : 23
Odmienność : Cień
Miejsce zamieszkania : Deadberry
Zawód : ilustrator
Zjawa
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t122-szukam-zjawy
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t180-listy-do-zjawy
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t122-szukam-zjawy
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t180-listy-do-zjawy
Mgła chwilami zdawała się być gęsta niczym poranna śmietana w cebrzyku. Stał w mroku, który go otulał chłodem. Niczym dzikie zwierze przypatrywał się twarzom przy ognisku, jego języki rysowały cienie na twarzy zgromadzonych. On w przeciwieństwie do nich widział coś innego, w sztuce piromancji upatrywał swe spełnienie i bliskość Lucyfera za każdym razem gdy czuł ciepło płomieni na swoich dłoniach.
Przechylił głowę w bok a jego długie czarne włosy opadły na prawe ramię kaskadą falistych włosów, odsłaniając kolczyk z kamieniem granatu w jego uchu.
Wciągnął gwałtownie powietrze, w tęczówkach odbijał się mu jasny blask żaru, który strzelił nagle w górę rozpryskując się drobinkami ogników.
Jego kroki były głośne, śnieg który skrzypiał był największym Judaszem, jednak zgromadzeni zdawali się zupełnie ignorować jego obecność. Może dlatego, gdy szczupły chłopak wyciągnął dłoń przed siebie w stronę gorącej odnogi, zasłonił jego palce swoimi.
Jego dotyk był ciepły, niemal parzący, jednak nie było w tym nic z boleści. Skórę miał twardą i szkaradną miejscami śliską, noszącą znamiona wielokrotnych oparzeń.
Nie puszczał, palcem tylko wskazał na podstawę paleniska, przechylając się w stronę chłopaka, zupełnie jakby rzeczy które chce mu przekazać były największą tajemnicą.
Wyrastasz z bólu i samotności.- Stwierdził, nie odrywając oczu od płomieni, nawet wówczas gdy, wiatr zawiał w ich stronę a dym szczypał bez litości.
Delikatnie rozluźnił dotyk swoich placów, wyprostował dłoń jakby chciał ją ogrzać o płomienie, dopiero wówczas raczył spojrzeniem stojącego tuż przy nim.
Wpatrywał się dłuższą chwilę swoimi wściekło błękitnymi oczami, na dnie których chowały się bliki należytej dzikości. Lata młodości miał za sobą, jednak jego wygląd obiegał od tego co Hellridge było znane. Miał na sobie skórzaną kurtę z wygarbowanej skóry a pod spodem kolorowy wełniany sweter.
Mruknął, warkotliwie z wnętrza klatki piersiowej, która zrezonansowała jego głos.
Odtrącasz by nie być odtrąconym, co teraz? Gdy Twoje serce się szarpie? Nie żeruj na padlinie skrawków jego uczuć.- Szeptał od rzeczy niczym w osobliwym majaku, wskazując mu palcem drugą stronę ogniska.
Idź ze szczeniętami, zrób też to co one, korzystaj z ognia i ścieżki żartu… baw się i nie kuś ognia
Zjawa
Wiek : 666
Cecil Fogarty
ANATOMICZNA : 20
ILUZJI : 8
SIŁA WOLI : 15
PŻ : 179
CHARYZMA : 15
SPRAWNOŚĆ : 7
WIEDZA : 5
TALENTY : 10
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t175-cecil-fogarty#374
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t250-cecil-fogarty#619
RELACJE : https://www.dieacnocte.com/t251-cecil-fogarty#620
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t281-poczta-cecila-fogarty-ego#776
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/f192-arcanum-14-7
ANATOMICZNA : 20
ILUZJI : 8
SIŁA WOLI : 15
PŻ : 179
CHARYZMA : 15
SPRAWNOŚĆ : 7
WIEDZA : 5
TALENTY : 10
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t175-cecil-fogarty#374
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t250-cecil-fogarty#619
RELACJE : https://www.dieacnocte.com/t251-cecil-fogarty#620
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t281-poczta-cecila-fogarty-ego#776
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/f192-arcanum-14-7
Tym razem to nie on, a ona skazała go na milczenie. Długie, pozbawione treści i powodu. Było nieznośna, jak tkwiąca w oku drzazga.
Wypuścił gwałtownie powietrze z ust. Skroplony oddech w parę przysłonił jej widoczność na jego twarz. Wycofał się tam, gdzie czuł się najlepiej - w mrok.
Co kryło się za zadumą w jej spojrzeniu?
Pytanie zamarło na w cecilowych wargach, ale nie odnalazło drogi do języka. Przeniósł wzrok z jej twarz na ognisko. Jakby tam chciał znaleźć odpowiedz. Miał wrażenie, że bijący od niego żar poparzy mu skórę, choć ogień nie znajdował się nawet w zasięgu jego dłoni. Jak zawsze, pełny obaw, zachował dystans.
Przejechał językiem po zębach. Paczka papierosów ciążyła w kieszeni. Miał ochotę zapalić, ale, chociaż organizm tęsknił za nikotyną, papieros nie znalazł się między zębami.
Czekał. Czas odmierzało bicie serca w piersi, ale kurtyna milczenia, która została zasunięte, nie opadła. Panna Overtone nie mogła mu dzisiaj zaoferować swojego towarzystwa. Odkrył to chwile później, kiedy jej plecy zniknęły w tłumie.
Nie szedł za nią. Nie tym razem. Stał tam, gdzie przedtem. Mróz coraz dotkliwej kasłał go w odsłonięte skrawki skóry. Postawił wyżej kołnierz, by nie podrażniał zaczerwionej szyi, gdzie na skórze nadal widniały ślady po intensywniejszych pocałunkach.
W końcu zrealizował swoją zachciankę. Wsunął papierosa do ust, czując ulgę, kiedy zęby zacisnął na filtrze. W kilku krokach zmniejszył dystans, jaki dzielił go od ognia. Zdusił w sobie irracjonalny strach, który usiłował zdominować jego myśli i odebrać dostęp do świeżego powietrza.
Dwa uderzenia serca później wystawił dłoń do tańczących na zimnym powietrzu języków ognia. Niemal czule swoim żarem połaskotały go po wewnętrznej stronie dłoni. Wzdrygnął się i już - czując jak po linii kręgosłupa spływa nieprzyjemny dreszcz - chciał ja wycofać, ale wtedy cudze, emanujące gorącym podobnym, co ten, który bił od paleniska, palce zakleszczyły się na jego własnych. Odszukał spojrzeniem właściciela tego niechcianego dotyku, próbując się z niego jednocześnie wyszarpać.
Wyrastasz z bólu i samotność przerwało ciszę.
Zadrżał pod wpływem  charkotu, który wydobył się z obcego gardła; w brzmieniu przypomniał bardziej psi szczek niż ludzki głos.
Dymem wypełnił pustą przestrzeń płuc, gdy zaciągnął się papierosem.
Odtrącasz, by nie być odtrąconym…
- To profesjonalna diagnoza szaleńca? – odezwał się w końcu, usta krzywiąc w pobłażliwym uśmiechu. Upewnił się, że ma pod ręką nóż. – Nie wiem, co pan brał, ale to dobry moment, by odstawić prochy, albo zmienić dilera.
Cecil Fogarty
Wiek : 23
Odmienność : Cień
Miejsce zamieszkania : Deadberry
Zawód : ilustrator
Zjawa
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t122-szukam-zjawy
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t180-listy-do-zjawy
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t122-szukam-zjawy
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t180-listy-do-zjawy
Zaciągnął się głęboko powietrzem, jakby starając się wypełnić płuca lipowym dymem, wymieszanym z aromatycznym zapachem sośniny, której żywica strzelała na boki, tworząc osobliwe pociski.
Kątem oka dostrzegł długie blond włosy, oddalające się od nich i mieszające w tłumie wielu podobnych fizysów.
Ponownie spojrzał w ogień zupełnie ignorując słowa złości płynące w swoim kierunku. Był zbyt pewny siebie, swoich umiejętności i rodziny by ujadanie zrobiło na nim jakiekolwiek wrażenie.
Piromanta.- Opowiedział mimochodem i spojrzał przez ramię wpatrując się w coś co było w mroku, zdawało się że tylko on to dostrzega bo z jego ust znów wydobyło się ciche wibrujące westchnienie przypominające nieco nosowy warkot.
Mężczyzna jednak szybko znów zwrócił się ku ogniu, przymykając na chwilę oczy jakby usłyszał coś w co musiał się wsłuchać. Albo po prostu dawał oczom wytchnienie od szczypiącego dymu, który często zawiewało w ich kierunku.
Jak na wyznawcę nie kierujesz się za często wiarą, prawda? Jestem na Twojej ścieżce w dniu dla mnie najważniejszego święta. Otworzył oczy by znów z dziennym namaszczeniem spojrzeć w tańczące i strzelające do góry płomienie, jego spojrzenie przeskakiwało od karminowego jęzora po następny, zupełnie jakby oglądał jakąś historię którą podziwiał z pasją i zaangażowaniem.
Szeptał coś pod nosem, zupełnie jakby wypowiadał niezrozumiałą dla współrozmówcy inkantację.
Nie spotkałem jeszcze nikogo z połączona linią życia z kimś innym… Mruknął nagle, przymrużył oczy i znów sięgnął delikatnie w stronę jednego z płomieni jakby chciał coś złapać.
Odpowiem na jedno Twoje pytanie Fo.. Zamilkł i znów wykonał gest chwytający coś z ognia.
…ga…rtyWyszeptał powoli, niczym dziecko składające głoski, których do końca nie rozumie  a jedynie bezwiednie powtarza coś co zostało mu dane.
Zjawa
Wiek : 666