Winnifred Marwood
ANATOMICZNA : 20
POWSTANIA : 5
SIŁA WOLI : 5
PŻ : 161
CHARYZMA : 1
SPRAWNOŚĆ : 3
WIEDZA : 18
TALENTY : 14
BLAT W KUCHNI Obszerny blat, na którym przygotowywane są wszelakie potrawy w kuchni. Pieczone są tutaj ciasta, obiady czy przeróżne świąteczne uczty. Bardzo rzadko można dostrzec tu Juniora, który postanawia upiec ciasto z błota i modeliny, czy Emmę, która przygotowuje maseczki do pielęgnacji twarzy czy włosów. [ukryjedycje] |
Wiek : 23
Odmienność : Czarownica
Miejsce zamieszkania : Little Poppy (tymczasowo)
Zawód : studentka medycyny i magicyny
Winnifred Marwood
ANATOMICZNA : 20
POWSTANIA : 5
SIŁA WOLI : 5
PŻ : 161
CHARYZMA : 1
SPRAWNOŚĆ : 3
WIEDZA : 18
TALENTY : 14
21 lutego 1985 W przeddzień swoich urodzin Winnie porwana była w wir przygotowań. Rano pojechała na zmianę w kawiarni, potem miała tylko jedne zajęcia na uczelni i — po krótkich zakupach spożywczych w mieście — mogła wracać do Wallow, aby zając się pieczeniem ciast. Miała nadzieję, że uda jej się wszystkie planowane porcje przygotować dzisiaj, ale jeśli będzie trzeba, to zaplanowała okienko również jutro i gotowa była nadrabiać zaległości. Na pierwszy ogień wybrała najłatwiejsze ciasto, które już miała okazję piec sama — sernik z dodatkiem drzemiącego liczi. Większość doświadczenia kulinarnego Winnifred posiadała z asystowania mamie w kuchni, jednak tym razem nie chciała prosić jej o pomoc, ani (broń Lucyferze) obarczać ją odpowiedzialnością za swoją własną imprezę. Planem B były pączki z kawiarni, ale wolała nie musieć prosić swojego przełożonego, o zniżę pracowniczą na tuzin pączków. Wymieszane staranne ze sobą składniki wlała do okrągłej foremki, następnie dodała kawałki owoców i zasypała wszystko odpowiednio przygotowaną kruszonką. Teraz jedyne, co mogła zrobić, to cierpliwie czekać na efekt swojej pracy, gdy wkładała ciasto do piekarnika. Żadna minuta nie mogła się jednak zmarnować, więc umywszy dokładnie swoje ręce, przysiadła na krześle i zagłębiła się w lekturze podręcznika, poruszając niemo ustami, gdy próbowała zapamiętać nowe pojęcia. Nie była w stanie jednak skupić się w pełni, co chwilę zerkając to na szybę piekarnika, aby mieć pewność, to na zegarek na ścianie, aby mieć pewność, że nic się nie przypali. Jeśli miała być szczera, to bardziej obawiała się zakalca, niż spalonego placka. Miała tendencję do wyciągania ciasta zbyt szybko z piekarnika, w obawie, że się przypali. Legenda: #1 rzut na powodzenie #2 rzut na liczbę porcji Próg: 20 Talent: 14 + 5 bonusu z gotowania |
Wiek : 23
Odmienność : Czarownica
Miejsce zamieszkania : Little Poppy (tymczasowo)
Zawód : studentka medycyny i magicyny
Stwórca
The member 'Winnifred Marwood' has done the following action : Rzut kością #1 'k100' : 67 -------------------------------- #2 'k3' : 1 |
Wiek : ∞
Miejsce zamieszkania : Piekło
Zawód : Guru satanistycznej sekty
Winnifred Marwood
ANATOMICZNA : 20
POWSTANIA : 5
SIŁA WOLI : 5
PŻ : 161
CHARYZMA : 1
SPRAWNOŚĆ : 3
WIEDZA : 18
TALENTY : 14
Gdy tylko zegarek wybił równo czterdzieści pięć minut od włożenia ciasta do piekarnika, Winnie niemal zerwała się z krzesła i wyciągnęła je czym prędzej (oczywiście w rękawicy ochronnej, bezpieczeństwo przede wszystkim!), marszcząc wyraźnie brwi. Zdezorientowane spojrzenie przekładała to znad ciasta, to na przepis, wreszcie dochodząc do źródła problemu bardzo miernie wyglądającej porcji ciasta. Było jej zdecydowanie zbyt mało, aby starczyło dla każdego — wyglądała bardziej, jak porcja dla jednej osoby. Okazało się, że źle przeskalowała proporcje w przepisie i przeklinając się lekko pod nosem, obiecała, że nie powie o tym nigdy pewnemu greckiemu matematykowi, który tak podstawowego błędu nigdy by jej nie wybaczył. Postanowiła ewentualnie wrócić do tego ciasta później i dokupić trochę składników. Miała napięty harmonogram do dopięcia, więc z szafki zaczęła wyciągać składniki na kolejne wypieki. Tym razem były to babeczki z ananasem (pierwszej klasy!). Uśmiechnięta pani na puszcze owoców gwarantowała najlepszą jakość składników, a Winnie postanowiła jej zaufać z bardzo prostego faktu — braku innych perspektyw. Mieszając ciasto, w głowie powtarzała, co jeszcze znajduje się na jej liście do zrobienia i ile rzeczy już zdążyła odhaczyć. Im bliżej ogniska, tym bardziej zaczynała się stresować, trochę żałując, że zdecydowała się uczcić swoje urodziny w tym roku. Była to jednak ostatnia (miała nadzieję) okazja, aby to zrobić, gdy jeszcze mieszkała w rodzinnym Gniazdku. W dodatku kto na rezydenturze ma czas, aby wyprawiać przyjęcia urodzinowe. Wątpiła, by miała czas na cokolwiek. Przelała dokładnie ciasto do foremek, uważając, aby nie pobrudzić blachy dookoła. Domycie jej, gdy przypali się na niej ciasto, jest okropnie upierdliwe. Ponownie nastawiła piekarnik na odpowiednią liczbę stopni i powróciła do nauki, jednym okiem pilnie zerkając na tykający zegarek. Legenda: #1 rzut na powodzenie #2 rzut na liczbę porcji Próg: 30 Talent: 14 + 5 bonusu z gotowania |
Wiek : 23
Odmienność : Czarownica
Miejsce zamieszkania : Little Poppy (tymczasowo)
Zawód : studentka medycyny i magicyny
Stwórca
The member 'Winnifred Marwood' has done the following action : Rzut kością #1 'k100' : 18 -------------------------------- #2 'k3' : 3 |
Wiek : ∞
Miejsce zamieszkania : Piekło
Zawód : Guru satanistycznej sekty
Winnifred Marwood
ANATOMICZNA : 20
POWSTANIA : 5
SIŁA WOLI : 5
PŻ : 161
CHARYZMA : 1
SPRAWNOŚĆ : 3
WIEDZA : 18
TALENTY : 14
Babeczki wyszły znacznie lepiej, niż sernik — tym razem odpowiednie proporcje zostały zachowane, a żadna się nie przypiekła. Odłożyła je ostrożnie na blat, aby wystygły nim schowa je do pojemnika. Pachniały naprawdę smacznie, ale usłyszała w sobie głos Esthery "zostaw, to dla gości" i powstrzymała się przed spróbowaniem. Wbiła jedynie wykałaczkę, aby mieć pewność, że nie wyszedł jej znowu zakalec i podciągnęła rękawy do kolejnego ciasta. Ostatnim przepisem na dzisiaj, był placek ze śliwką wodną. Pierwszy raz przygotowywała takie ciasto, więc z należytą pieczołowitością śledziła instrukcje, odmierzała składniki w miarkach czy mieszała je zgodnie z zamieszczonymi instrukcjami. Jej skupienie zostało jednak przerwane, gdy do kuchni weszła Emma, dmuchając balony z gumy, które pękały echem w całej kuchni. — Czy możesz przestać? — upomniała ją, w odpowiedzi otrzymując tylko głośniejsze mlaskanie. Odwróciła więc wzrok od miski ze składnikami. Dopiero to sprawiło, że Emma lekko złagodniała i wywracając butnie oczami, przestała robić pękające z hukiem balony. — Co robisz? — spytała, opierając się o blat obok. — Ciasto. — Odpowiedź powinna być oczywista. — Mogę trochę? — Nie, to dla... — gości, prawie powiedziała, gryząc się w ostatnim momencie w język. — To na urodziny. Emma wyglądała przez chwilę, jakby miała jakąś głęboką mądrość do podzielenia się — już otwierała pomalowane malinowym błyszczykiem usta, gdy z głębi domu rozległ się krzyk Juniora, który z jakiegoś ważnego powodu wołał starszą siostrę. Emma wywróciła zirytowana oczami (weszła w ten wiek, gdzie nie potrafiła przebrnąć przez rozmowę, bez patrzenia na tył swojej głowy) i wyszła z kuchni, nie dzieląc się tym, co przyszło jej na myśl. Korzystając z chwilowo odzyskanego świętego spokoju, skończyła przygotowywać ciasto i wsadziła je do piekarnika. Ostatnia tura, pomyślała z nadzieją, czując już zmęczenie po kilku godzinach spędzonych w kuchni. W takich momentach szacunek do cięzkiej pracy jej mamy, jedynie rósł. Legenda: #1 rzut na powodzenie #2 rzut na liczbę porcji Próg: 45 Talent: 14 + 5 bonusu z gotowania |
Wiek : 23
Odmienność : Czarownica
Miejsce zamieszkania : Little Poppy (tymczasowo)
Zawód : studentka medycyny i magicyny
Stwórca
The member 'Winnifred Marwood' has done the following action : Rzut kością #1 'k100' : 94 -------------------------------- #2 'k3' : 1 |
Wiek : ∞
Miejsce zamieszkania : Piekło
Zawód : Guru satanistycznej sekty
Winnifred Marwood
ANATOMICZNA : 20
POWSTANIA : 5
SIŁA WOLI : 5
PŻ : 161
CHARYZMA : 1
SPRAWNOŚĆ : 3
WIEDZA : 18
TALENTY : 14
Ostatnie ciasto również wyszło jakoś mizernie — musiała odkroić trochę przypieczonych boków, przez co ostatecznie wystarczy jedynie na jedną porcję. Westchnęła zrezygnowana, przygryzając ze skupienia wargę. To zdecydowanie za mało, aby starczyło dla każdego — wprawdzie mogłaby zrezygnować ze swojej porcji, ale co, jeśli ktoś chciałby zjeść więcej niż jeden kawałek? Zdecydowanie nie wypada, aby jedzenia było wyliczone na styk. Jaką gospodynią by była, gdyby tak postąpiła! Zdecydowała więc z pozostałych składników zrobić jeszcze jeden wypiek — padło na ciasteczka z resztką ananasa (pierwszej klasy!). W tle domu rozbrzmiewały podniesione głosy Juniora i Emmy — o coś ewidentnie się kłócili, jednak Winnie zdecydowała się ignorować powód ich sprzeczki, udając, że jej nie ma. Musiała się jeszcze później pouczyć, nie mówiąc już o porządnym wysprzątaniu kuchni po swoich kulinarnych przygodach. Nie miała zdecydowanie czasu na zabawę w mediatora między rodzeństwem. Głęboko wierzyła, że poradzą sobie z tym sami, a jeśli nie, to cóż — jedno rodzeństwo w to, czy w tamtą. Kto by zauważył. Ciasto na ciastka rozwałkowała dokładnie, po czym powycinała różne kształty za pomocą foremek. Głównie były to gwiazdki czy inne, geometryczne kształty. Następnie położyła na każdym ananasa i przykryła dodatkową warstwą ciasta tak, aby środek odpowiednio się zapiekł. Gotowe ciasteczka włożyła do piekarnika, już ostatni raz dzisiaj i zabrała się za sprzątanie. W czasie, gdy wypiek znajdował się w piekarniku, ona umyła wszystkie gary i bardzo dokładnie wytarła blat — nie wypada przecież, aby był brudny. Brudny blat robi okropne wrażenie na gościach — w szczególności tych niezapowiedzianych. Wyciągnęła to, co udało jej się zrobić i odłożyła wraz z resztą ciast w bezpieczne (czyt. daleko od zasięgu Juniora) miejsce tak, aby wszystko przeżyło do jutra. Legenda: #1 rzut na powodzenie #2 rzut na liczbę porcji Próg: 30 Talent: 14 + 5 bonusu z gotowania /z tematu |
Wiek : 23
Odmienność : Czarownica
Miejsce zamieszkania : Little Poppy (tymczasowo)
Zawód : studentka medycyny i magicyny
Stwórca
The member 'Winnifred Marwood' has done the following action : Rzut kością #1 'k100' : 78 -------------------------------- #2 'k3' : 3 |
Wiek : ∞
Miejsce zamieszkania : Piekło
Zawód : Guru satanistycznej sekty
Cain B. Padmore
Esther & Cain Izolacja w skrzynce pocztowej, czyli szumnie nazywany kawałek gumy, który powinien blokować dostęp wilgoci, wygiął się mało elegancko, gdy listonosz pakował do środka rachunki i gazety, sprawiając, że część zawartości rozpoczęła powolną dezintegrację w topniejącym śniegu, który pękatymi, lśniącymi kroplami wpływał na dno z radosnym pluskiem. Cain przejrzał korespondencję niedbale, odrzucając na bok ważne rzeczy, kładąc je koło grzejnika, aby jak najszybciej wyschły, możliwie bez uszczerbku, wrzucił na stos gazety, których prenumeratę niejako odziedziczył po wujku. Przejrzał pobieżnie zaległe wydanie Piekielnika, o którym zupełnie zapomniał, zebrał ulotki z kuponami promocyjnymi na stosik i na koniec dojrzał list, który nie pasował do żadnej kategorii. Otworzył go, rozrywając niedbale i tak namokniętą kopertę, tak że zarówno adresat listu był ledwie widoczny, jak i ciężko było rozszyfrować nadawcę. Cain otworzył list, przeczytał go ze zmarszczonym czołem, obejrzał z obu stron, przyjrzał się na nowo rozmazanemu atramentowi i stwierdził, że ten list zdecydowanie nie jest do żadnego z Padmore'ów. Ubrał swoje gumofilce, przydział jeansową kurtkę z korzuchem oraz czapkę uszatkę i tak uzbrojony przed zimnem, przejechał się swoim starym pickupem do Gniazdka. Nie było to daleko, właściwie do Marwoodów miał bliżej niż do swojego domu rodzinnego. Wjechał na znajome podwórko, wszedł do domu (w odpowiednim miejscu zdjemując charakterystyczne obuwie i skierował się do kuchni - serca każdego gospodarstwa. — Niechaj Lucyfer błogosławi temu domowi swoim światłem — przywitał się z panią domu. — Pani Esther, jak mija pani Uczta Ognia? Uśmiechnięty Cain stał w progu pomieszczenia z czerwonymi od zimna policzkami, w grubych skarpetach na nogach, o które zahaczyły się dwie słomki siana, grubych ogrodniczkach, trzymając w dłoniach swoją czapkę. Nie wypada w domu nosić nakrycia głowy, tak mu wbijała matka, chociaż do dzisiaj nie wiedział dlaczego. Padmore miał raczej dobrą opinię, o ile dało się ją nazwać jakąkolwiek. Ot, jeden z wielu rolników o tym nazwisku, który nie woził się drogimi samochodami, ale ubrania miał zawsze dobrej jakości, a garnitury do kościoła szyte na miarę. Cain należał do tych, którzy są po prostu dobrymi sąsiadami, nie za mądry, przynajmniej tak gminna wieść niesie, ale do rany przyłóż. I nawet miło popatrzeć. — Chyba pani poczta trafiła do mnie, woda rozmazała adresata, przepraszam, że otworzyłem. BINGO: LITERA I |
Wiek : 30
Odmienność : Rozszczepieniec
Miejsce zamieszkania : WALLOW
Zawód : farmer
Esther Marwood
NATURY : 18
SIŁA WOLI : 13
PŻ : 166
CHARYZMA : 6
SPRAWNOŚĆ : 4
WIEDZA : 25
TALENTY : 9
Poniedziałkowy poranek był jednym z nielicznych dni w tygodniu, kiedy Esther Marwood mogła sobie pozwolić na zostanie w domu. Historia magii była przedmiotem, który nie powtarzał się w grafiku szkółki kościelnej każdego dnia, więc siewczyni korzystała z czasu wolnego w sposób produktywny. W domu, jak i wokół niego zawsze było sporo pracy, za którą czarownica zabierała się z ochotą. Kiedy zarówno Frank, jak i wszystkie z czworga mieszkających w Gniazdku pociech znaleźli się już w szkole z kanapkami zapakowanymi w plecaki, kobieta zamknęła się w kuchni, by przyrządzić obiad. W kącie pomieszczenia, na miękkim, złożonym z oklapłych już poduszek posłaniu, wylegiwał się meteor, przez sen strzygąc długimi, spiczastymi piórami. Esther ugniatała właśnie ciasto na placek, który stanowić miał deser na umilenie ciężkiego dnia, jakim niewątpliwie był każdy poniedziałek w roku, gdy słysząc skrzypienie otwieranych drzwi, nadstawiła uszu któż mógł o tej porze zjawić się w domu. - Wszystkim mieszkańcom, jak i dobrym gościom - odparła w ramach powitania, wycierając dłonie w zahaczoną o brzeg fartucha ścierkę i obdarzyła gościa szerokim uśmiechem. - Dobrze cię widzieć, Caine. - Do wszystkich swoich uczniów zwracała się po imieniu, także tych, którzy swoją edukację zakończyli już lata temu. Padmore może i nie należał do grona najbystrzejszych, ale nadrabiał entuzjazmem, ciepłym usposobieniem, jak i głęboką wiarą w Trójcę. - Uczta Ognia, jak co roku, obfituje w łaskę Lucyfera. Aż miło popatrzeć na tych wszystkich pielgrzymujących czarowników, którzy co roku przybywają do Hellridge, by się modlić. Sięgnęła do świeżego wspomnienia sprzed kilku tygodni, kiedy wraz z rodziną udali się do Cripple Rock i Deadberry, by zapalić świecę w namiocie intencji, czy sięgnąć dłonią do Czary Ognia po błogosławiony podarek. - Jak twoje świętowanie? Czy miałeś już okazję zawitać w Saint Fall? - zapytała pogodnie, chcąc dowiedzieć się jak mija mu czas. Zaprosiła go gestem, by wszedł dalej do kuchni i wskazała jedno z niedopasowanych do reszty mebli krzeseł. Odruchowo sięgnęła po czajnik, nalała doń wody i ustawiła na palniku, by zaparzyć herbatę. - List, do mnie? - zdziwiła się, ściągając brwi w zastanowieniu. - A to ciekawe. Wypadki chodzą po ludziach, rzeczywiście poczta mogła się gdzieś zapodziać. Co znalazło się w liście? - zapytała, bardziej treścią wiadomości, nie będąc wcale oburzoną złamaną tajemnicą korespondencji. O ile nie była to wiadomość od Gorsou, nie miała nic do ukrycia. |
Wiek : 50
Odmienność : Czarownica
Miejsce zamieszkania : Wallow
Zawód : siewca historii magii
Cain B. Padmore
— Tylko w Kościele, pani Esther — powiedział z niejakim smutkiem Cain. — Mam dwie jałówki na ostatnich nogach, z czego jednej cielak nie chce się prawidłowo obrócić. Już dwa razy go poprawiałem i ciągle wraca do poprzedniej pozycji. Zabiegi weterynaryjne dookoła cielnych krów nie należały do najprzyjemniejszych. Obracanie płodu, mając rękę po łokieć we wnętrznościach zwierzęcia, skutecznie odsiewało większość zainteresowanych hodowlą zwierzęcia na własne potrzeby, w końcu nie było mleka, jeśli nie było cielaka. Wielu mieszczuchów, gdy przypominało sobie, że mleko nie bierze się z butelki ani z kartonu ze zdjęciami zaginionych osób, nie pojmowało, że to tak samo, jak z ludźmi, żeby nastąpiła laktacja, musi pojawić się potomstwo. Idioci. W przypadku jałówek dodatkowo jeszcze przychodził element niespodzianki. Tą nazwą określano krasule, które nie miały jeszcze nigdy dzieci, więc na dwoje babka wróżyła, czy ocieli się sama, czy będzie trzeba wyciągać cielaka, lub co gorsza, obwiązywać go sznurem, wyciągać na siłę i wkładać na nowo do środka część wnętrzności. Cain zdjął podszytą kożuchem kurtkę roboczą i powiesił ją na oparciu krzesła, na którym usiadł. Pod spodem, klasycznie, nosił flanelową koszulę w granatową kratę, która odcieniem niezbyt estetycznie podkreślała podkrążone oczy młodego mężczyzny i dość chorobliwie bladą skórę, która wiecznie nosiła oliwkowy, jakby opalony odcień, jednocześnie będąc brzydko niebieskawą, gdy Padmore niedosypiał. Zdecydowanie powinien odejść od zimnych kolorów, ale nikt mu tego najwyraźniej nie powiedział. Robocze spodnie okazały się być ogrodniczkami, na których użyto odplamiacza zbyt wiele razy. — Może do pani męża? Na pewno nie do mnie, a nie wiem z czyim adresem można jeszcze pomylić mój... — rozłożył kartkę ostrożnie, wygładził ją zniszczonymi od zimna i pracy dłońmi, które wymagały jakiegoś leczniczego oleju lub przynajmniej taniego kremu, żeby nie zacząć krwawić za kilka dni. Odkąd Cain zaczął mieszkać samotnie, w Badylarni, nawet jeśli zawsze był czysto ubrany, gładko ogolony i uczesany, to brakowało pewnych elementów wygładzających jego wizerunek, na przykład, tylko koszulę do kościoła nosił wyprasowaną, i to raczej mało umiejętnie. Reszta, jak wyciągnięta z gardła demona. — W każdym razie, chodzi o jakiś spadek, tysiąc dolarów, jeśli odpowie się na trzy zagadki. Jeśli są prawdziwe, niech pani sama spojrzy, są raczej... filozoficzne. Czarodziej wolał nie myśleć o tym, co jeśli ktoś się z niego nabija, z jego prostego umysłu i raczej nieszczególnie wymagającego życia, bo coś go kuło w żołądku z nerwów. Zdawał sobie sprawę ze swoich pewnych braków, więc takie zagrania wydawały mu się szczególnie okrutne. W swojej głupocie w tematach teoretycznych miał praktyczną świadomość własnych niedoborów. Klątwa, przeważnie. |
Wiek : 30
Odmienność : Rozszczepieniec
Miejsce zamieszkania : WALLOW
Zawód : farmer
Esther Marwood
NATURY : 18
SIŁA WOLI : 13
PŻ : 166
CHARYZMA : 6
SPRAWNOŚĆ : 4
WIEDZA : 25
TALENTY : 9
Na twarz czarownicy wprowadził się smutek; żałowała każdej osoby, której proza życia nie pozwalała na modlitwę, zwłaszcza w tak specjalnym dla nich wszystkich czasie. Wizyta w kościele była wprawdzie możliwością zachowania ciągłości kontaktu z Lucyferem, potwierdzenia swojej lojalności, wiary i miłości wobec Trójcy, ale okazja taka, jak ta, zdarzała się raz do roku. - Święto jeszcze się nie skończyło, z pewnością znajdziesz chwilę, aby tam dotrzeć i zapalić świecę w intencji. Na dużych zwierzętach gospodarskich nie znała się w ogóle. W domu rodzinnym hodowali wyłącznie kury oraz kozę, przy których praca nie była nazbyt skomplikowana. Pan Hodges długie lata pracował w rezerwacie Lanthierów, zaś pani Hodges zajmowała się domem i gromadą dzieci. W gospodarstwie Marwoodów także próżno szukać wielkich zwierząt, bo zarówno Esther jak i Frank służyli Kościołowi poprzez naukę najmłodszych w szkółce kościelnej, nie mając czasu, ani tym bardziej wykształcenia, by próbować się z krowami. - Czy jest sposób, by jakoś ci pomóc? - Nie byłaby sobą, gdyby nie zaproponowała wsparcia. Wpierw wzruszyła ramionami, by zaraz zastanowić się czy aby na pewno Frank nie ma dalekich krewnych, którzy mogliby ten list wysłać. Widywali się rzadko, zwłaszcza przez wzgląd na ich niemagiczne pochodzenie. - Tysiąc dolarów?! - powtórzyła za nim, wybałuszając oczy. Takich pieniędzy nie dostaje się ot tak! Czy kiedykolwiek widziała podobną sumę? Wszystko, co znajdowało się w Gniazdku pochodziło z drugiej czy trzeciej ręki, począwszy od mebli, przez sprzęty kuchenne, po stary samochód. Każdego miesiąca odkładali wszelki cent, z trudem łącząc jeden koniec z drugim. Nauczyli się z tym żyć, pogodzili z brakiem bogactw, nigdy ich zresztą nie zaznając. Frank poza posadą siewcy dorabiał w warsztacie, wykonując pojedyncze mechanizmy na zlecenie innych, lecz mając na utrzymaniu siebie, żonę, czwórkę dzieci i całe gospodarstwo, był to niezwykle cenny, acz nadal niewielki zarobek. Pochwyciła kartkę, mrużąc zaraz oczy, by wśród rozmokłych plam cokolwiek dostrzec. - Eh, no tak - mruknęła tylko pod nosem, rozglądając się wokół, przegrzebując stosy ścierek i słoiczki z przyprawami. - Czy ktoś z twoich krewnych zajmuje się filozofią? - zapytała, nadal przeczesując wzrokiem dostępne powierzchnie. Wreszcie na twarzy kobiety pojawił się triumfalny uśmiech, a w dłoni okulary o prostych oprawkach. - Ha! No to zobaczmy. Zasiadła przy stole ze skupionym wzrokiem czytając treść listu. - Czy istnieje obiektywna prawda, niezależna od ludzkiego postrzegania i przekonań, czy każda prawda jest subiektywna i zależy od perspektywy osoby doświadczającej? - Uśmiech na twarzy Esther dosięgnął oczu i przeniosła spojrzenie na swojego gościa, patrząc na niego znad oprawek okularów. - Przyznam, że dawno nie spotkałam się z dyskusją o postrzeganiu prawdy. Pamiętam jak za czasów studiów historii magii mieliśmy wiele filozoficznych rozmów. To może być dla wielu drażliwy temat, nierzadko w ruch szły pięści. - Pokiwała głową jakby z sentymentem, a wysokość spadku natychmiast stała się sprawą drugorzędną. - Jak sądzisz Caine? Gdzie leży prawda? |
Wiek : 50
Odmienność : Czarownica
Miejsce zamieszkania : Wallow
Zawód : siewca historii magii
Cain B. Padmore
— Wystaram się rodzeństwo, żeby za mnie przypilnowali, chociaż na dwie godziny — uśmiechnął się nieco cierpko. Sprawa z krowami była o tyle dziwna, że obie pomimo inseminacji liczonej trzema rodzajami wyznaczania daty, zdawały się już być na ostatnich nogach. Wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazywały, że zwierzaki urodzą się akurat w święta, nie po ich zakończeniu, tak jak planował to Padmore. Pokiwał głową. — Dlatego nie sądzę, aby to był ktoś z mojej rodziny. Tysiąc dolarów to nie było dużo. Oczywiście, gdy liczyło się na sztuki mięsa, to pięćset steków to dużo, obiad na cały kwartał z zapasem dla rodziny. Tysiąc cukinii to nadmiar, tak samo jak ponad tysiąc porcji Mac&Cheese za 89 centów w markecie w mieście, które akurat stanowiły podstawę diety Caina razem z mięsem. Jego mama była porządną farmerką z Maine i nie karmiła go zbyt często warzywami. Padmore rozliczał się w dużo większych sumach, kupując tony paszy, ziarna, oleju silnikowego i ropy do maszyn. Nie dość, że jego rodzina była bogata, to sumy, jakimi obracają nawet pośredni rolnicy, którzy uprawiali ziemię i hodowali zwierzęta jako pracę, nie dodatkowy urobek, wynosiły znacznie więcej. Same rachunki za wodę i prąd czasami sprawiały, że trzeba spojrzeć drugi raz na sumę aby się upewnić. — Ktoś zapewne tak, ale powinna się pani spodziewać raczej takiej znad kieliszka, niż znad książki — zaśmiał się Padmore, podmuchał herbatę, którą otrzymał i spróbował wypić łyczek. Oparzył sobie język, była za gorąca. Prawda. Gdzie leży prawda. Pytanie zbiło go z tropu dokładnie tak samo, jak za pierwszym razem, gdy wczytywał się w list. Zabawne, że akurat rozmazał się nadawca, ale nie sam adres zwrotny. Sam Lucyfer chyba go ochronił, aby odpowiedzi uzyskały swoją zapłatę. — No prawda to… prawda. Mój dziadek zwykł mówić, że są trzy prawdy — Cain wyciągnął przed siebie dłoń i zaczynając od poniesienia małego palca, aż do środkowego, wyliczył trzy: — Nieświęta prawda, też prawda i gówno prawda. Za przeproszeniem. Zreflektował się na końcu. |
Wiek : 30
Odmienność : Rozszczepieniec
Miejsce zamieszkania : WALLOW
Zawód : farmer
Esther Marwood
NATURY : 18
SIŁA WOLI : 13
PŻ : 166
CHARYZMA : 6
SPRAWNOŚĆ : 4
WIEDZA : 25
TALENTY : 9
26 marca 1985 rokuOtrzymany od oscara Noxa list przynosi zdumienie. Kobieta z trudem przypomina sobie sylwetkę chłopca, który zdecydowaną większość czasu odbywa naukę w zaciszu domowym, z dala od rówieśników. Złe zdrowie, słyszy w ramach usprawiedliwienia i choć nie do końca w nie wierzy, tak nie widzi powodu, dla którego dyskutować ma z rodzicami dziecka, zwłaszcza że jest wtedy na początku swojej drogi jako siewczyni w szkółce kościelnej. Zlecenie na ciasto przyjmuje z entuzjazmem, mimo iż termin jest dość problematyczny. Dla Esther nie ma jednak rzeczy niemożliwych, no bo co to za różnica, zrobić kilka ciast więcej? - Meteor! - woła z oburzeniem na stworzenie. Nigdy nie dostało własnego imienia, chyba że liczyć Juniora i jego Pana Puszystą Kulkę, na co zwierzę reagować nie chce, co nie przeszkadza młodemu w zwracaniu się tak do niego. - Oddaj, natychmiast! - Wężoptak strzyga brązowymi piórkami, zwijając się w kłębek ze srebrną łyżką w dziobie. - Czasem jesteś niemożliwy. Jak tak dalej pójdzie, to przerobię cię na pasztet! - Groźby niewiele mają wspólnego z prawdą, bo z takiego stworzenia ciężko zrobić cokolwiek smacznego, nie wspominając o tym, że meteor jest przecież jednym z Marwoodów, a członków rodziny się nie zjada. Tyle że groźny ton wystarczy, by wężoptak się przeraził i wypuścił z dzioba łyżkę. Esther schyla się z ciężkim westchnieniem - Plecy już nie te… - i wraca do kuchennego blatu. - Na czym to ja… Ah! - Przychodzi olśnienie, kiedy ciemne oczy kobiety padają na misę z ciastem. Sięga po drewniane berło i uciera wzrastającą w makutrze masę. Ziarenka granatu rozdrabnia widelcem, pozwalając, by część z nich puściła soki, a część pozostała nietknięta - dzięki temu ciasto nabierze chrupkości. Wyciera dłonie w szmatkę i krytycznym okiem ocenia swój twór. Niech będzie, podsumowuje do samej siebie, ozdobiwszy wierzch plecionką, po czym wstawia ciasto do piekarnika i zabiera się za kolejny wypiek. |
Wiek : 50
Odmienność : Czarownica
Miejsce zamieszkania : Wallow
Zawód : siewca historii magii