First topic message reminder : Zgliszcza po sklepie plastycznym Kiedyś w tym miejscu istniał specjalistyczny sklep z artykułami dla artystów wszelakiej maści. Od farb po ołówki, oferuje spory asortyment pomimo niewielkiej powierzchni. Pomimo ograniczonej przestrzeni oraz dość wysokich cen, sklep cieszył się opinią dobrego jakościowo miejsca. Niestety w wyniku niespodziewanego pożaru 19 kwietnia 1985, sklep doszczętnie spłonął i obecnie znajduje się tutaj pustostan. |
Wiek : ∞
Miejsce zamieszkania : Piekło
Zawód : Guru sekty satanistycznej
Maurice Overtone
ILUZJI : 7
WARIACYJNA : 7
SIŁA WOLI : 20
PŻ : 172
CHARYZMA : 14
SPRAWNOŚĆ : 11
WIEDZA : 16
TALENTY : 17
A dama wymagała uwagi Maurycego, zdecydowanie. Rozochocona sukcesem, z którym ponacinała swojego przeciwnika, jeszcze z uśmiechem na ustach poczęła rzucać kolejne czary. Ku jej zdziwieniu, zarówno pictoratus, jak i ponowne destructumvit odmówiły współpracy, zapędzając Soshane na granicę dwóch, prawie że izb. Maurice znajdował się teraz zdecydowanie bliżej niej, niż Brice’a i całe w tym jego szczęście. Biedny, nieświadomy i zdesperowany, aby trafić czymś włamywaczkę, spróbował strzelić w nią magią, jeszcze nim zwieje przez ramę drzwi do głównej sali. - Eximpresivo, magilamina - jego głos nie przedzierał się przez odgłosy szamotaniny, ale wcale nie musiał, by spomiędzy bladych palców wydostały się wiązki energii. Postarał się dobrze wycelować, ale czy Soshana zaraz nie wyciągnie z rękawa jakiegoś asa, który jego starania bezlitośnie zdepcze. Brice tymczasem dochodził już do siebie po poprzednim ataku Cecila. Korzystając z odroczonego w działaniu zaklęcia, podarował sobie skorzystanie z obrony na rzecz ataku. Celując skrupulatnie w kierunku Fogartiego nie szukał go pomiędzy mrokami zaplecza. Za moment wszystko stanie się jasne, jak słońce… i to prawie dosłownie. Jedno zaklęcie - flammarugitus, a jakież zniszczenia. Ogień, który podmuchem stratował wszystko na swojej drodze, zaczął skubać zabezpieczone czarami meble, a te wkrótce zaczęły kapitulować pod siłą magii Brice’a. Mężczyzna nie czekał, aż Cecil zacznie mu przyjemnie skwierczeć. Warkliwie splunął kolejną formułą zaklęcia, tym razem nidumaranea. Na całe jego szczęście, wielki miotacz ognia całkiem nieźle odwrócił uwagę od jego porażki. Maurice poczuł ciepło i może to był jego błąd. Na krótką chwilę obrócił się przez ramię, aby wzrokiem poszukać młodego chłopaka przemykającego między meblami. Nie widział absolutnie nic, poza potężnym zniszczeniem wywoływanym przez włamywacza. Skurcz niepokoju zacisnął mu żołądek. Nie mógł się rozpraszać, nie teraz. Soshana nie będzie czekała, aż dramatycznie poszuka swojego być może nieco przypalonego towarzysza. Podsumowanie: Akcje NPC - rzuty + przez moje przeoczenie, iż Brice ma zablokowaną akcje na 1 turę, jego poprzednie rzuty wykorzystujemy w tej turze. Soshana: Atak #1: Pictoratus 30/50 - nieudane Atak #1: Destructumvit 27/65 - nieudane Brice: Atak #1: Flammarugitus 127/70 - udane Atak #2: Nidumaranea 43/50 - nieudane Akcje Maurycego - rzuty Atak: Eximpresivo 40/40 - udane Atak: Magilamina 71/40 - udane PŻ - Soshana: 100 (skutki w kolejnej turze) PŻ - Brice: 105 (skutki w kolejnej turze) PŻ - Cecil: 174 (skutki w kolejnej turze) PŻ - Maurice: 120 |
Wiek : 29
Odmienność : Syrena
Miejsce zamieszkania : Hellridge, Maywater
Zawód : Malarz, śpiewak operowy
Cecil Fogarty
ANATOMICZNA : 20
ILUZJI : 8
SIŁA WOLI : 15
PŻ : 179
CHARYZMA : 15
SPRAWNOŚĆ : 7
WIEDZA : 5
TALENTY : 10
Osłonił ramieniem twarz przed płomieniami. Cichy syk wydobył się spomiędzy jego warg. Serce zabiło mocniej w piersi. Dłonie zaczęły drżeć. Chroniący go przed chłodem nocy materiał kurtki i swetra uległ płomieniom. Języki ognia polizały jego skóry. Zacisnął zęby na dolnej wardze, by stłumić nieartykułowany odgłos, jaki chciał wyrwać się, bez jego zgody, z krtani. Gdyby nie stojąca na drodze zaklęcia gablotka, nie tylko lewę przedramię zostałoby podpalone. Ogień. Znowu ogień. Znowu, stopniowo, ogarniała go bezsilność. Imadłem strachu zacisnęła się na jego klatce piersiowej. Oddech przyśpieszył, stał się płytki. Nie teraz, kurwa, nie teraz. Nie mógł pozwolić panice dojść do głosu. Nie teraz. Lilith, daj mi siłę, wymamrotał w przestrzeń swojego umysłu. Nie pozwól, by sytuacja na placu Aradii się powtórzyła. Nie pozwól, by opuściła mnie trzeźwość umysłu. Nie pozwól zatonąć mi w objęciach histerii. Skup się, Fogarty, skoncentruj myśli na bólu, a nie na tym, czego się boisz, warknął we własne myśli. Pomyśl egoistycznie o sobie. - Frigussubsidio - wysyczał przez zęby, pod opuszkami palców poczuł ciepło, gdy musnął nimi skrawka uszkodzonej skóry,, by zmniejszyć obszar oparzenia i uśmierzyć ból, który temu towarzyszył. Z mebla, znajdującego się w najbliższym sąsiedztwie Brice'a, wysunęła się para bladych, trupich rąk. Może właśnie dlatego ogień został zduszony. Wydłużone, karykaturalne palce zacisnęły się wokół jego gardła, na wysokości grdyki, tymczasowo stopując jego zapędy priomana. - Decemcolorum - szept przez przekonania opuścił cecilowe wargi. Poczuł mrowienie w opuszkach palców. Poczuł jak rozgrzany pentakl przywierał do skóry. Był zbyt roztrzęsiony, by poprawnie inkantować. Dym, z każdym oddechem, wdzierał się do płuc. Odsunął się do zwęglonego mebla, tymczasowo zapominając o obecność Adonisa w sklepie. Drzwi, za plecami miał otwarte drzwi. Kilka kroków dzieliło Cecila od ucieczki z budynku. Zbliżył się do źródła świeżego powietrza, nie tracąc oczu z – znowu – walczącego o oddech włamywacza. Obserwował, jak próbował się wyplątać z uścisku trupich rąk. I to tylko kwestia czasu, kiedy mu się uda. Wyłapał kątem oka sylwetkę Adonisa. Maurice w spojrzeniu Fogarty’ego ujrzeć mógł strach, który został wypalony przez ogień na jego skórze Frigussubsidio 92/50, skuteczne Decemcolorum 60/41, nieskuteczne |
Wiek : 23
Odmienność : Cień
Miejsce zamieszkania : Deadberry
Zawód : ilustrator
Maurice Overtone
ILUZJI : 7
WARIACYJNA : 7
SIŁA WOLI : 20
PŻ : 172
CHARYZMA : 14
SPRAWNOŚĆ : 11
WIEDZA : 16
TALENTY : 17
Ogień, który eksplodował w pomieszczeniu obok, rozświetliłby całą ulicę, gdyby tylko mógł. Póki co jedynie dobierał się do mebli i Cecila, który wyskakując na zewnątrz sklepu, próbował ratować cztery litery przed dalszym zagrożeniem. Działanie to było co najmniej usprawiedliwione, bo Brice chętnie podążył za nim, aby z nieskrywaną satysfakcją pokopać leżącego. Pierwsze zaklęcie mu nie wyszło, co też można było poznać po warkliwym przekleństwie, którym splunął w kierunku dwóch młodzików. Drugie - niestety - znów okazało się rażąco skuteczne. Podmuch ognia ponownie serdecznie ich przywitał. Maurice tymczasem musiał pogodzić się z tym, że Soshana obroniła się przed jego atakami, wyczarowując skuteczną tarczę. Drobna kobieta uśmiechnęła się kpiąco, gotowa po raz kolejny rzucić czar, który zmusi Maurycego do tańca. Ku jej zaskoczeniu, zaklęcie ją zawiodło. Odsunęła się, szykując się do obrony, ale okazało się, że tak w sumie to nie ma przed czym się kryć. Jej przeciwnik również poniósł porażkę. Pewnie staliby tak jak dwa kołki, patrząc sobie w oczy, gdyby Overtone siedział grzecznie w miejscu. Wrócił do poprzedniej sali i chciał nawet zamknąć drzwi przed Soshaną, ale ta myśl kompletnie wyparowała mu z głowy, gdy zobaczył tego psychola miotającego ogniem na środku ulicy. Złapałby się nawet za rzeczoną głowę, ale nie było czasu. Chciał wybiec na zewnątrz śladem Cecila i Brice’a. Zazwyczaj martwił się wyłącznie swoim własnym dobrem, ale dziś niejako obaj siedzieli w tym po same uszy. Gdyby to jego ktoś próbował przypalić, byłby wdzięczny za interwencję. Cholera, czy ten dziwny ścisk w żołądku to znowu był niepokój? Cóż, idiotyczna decyzja o dołączeniu do grupy grillowanych już zapadła. Teraz może poniepokoić się również o siebie samego. Podsumowanie: Akcje NPC - rzuty Soshana: Atak #1: Securus 119/65 - udane Atak #1: Ignisharenae 27/45 - nieudane Brice: Atak #1: Pilaignis 114/50 - nieudane Atak #2: Flammarugitus 110/70 - udane Akcje Maurycego - rzuty Atak: Eximpresivo 15/50 - nieudane Atak: Magipugnus 2/40 - nieudane PŻ - Soshana: 100 PŻ - Brice: 105 - 10 (atak Cecila) = 95 PŻ - Cecil: 174 - 30 (atak Brice’) = 144 PŻ - Maurice: 120 |
Wiek : 29
Odmienność : Syrena
Miejsce zamieszkania : Hellridge, Maywater
Zawód : Malarz, śpiewak operowy
Cecil Fogarty
ANATOMICZNA : 20
ILUZJI : 8
SIŁA WOLI : 15
PŻ : 179
CHARYZMA : 15
SPRAWNOŚĆ : 7
WIEDZA : 5
TALENTY : 10
Lilith dokonała kolejnego cud. Ogień nie rozgościł się na dobre w pomieszczeniu, chociaż wszystkie eksponaty wystawione na sprzedaż byłyby dla niego łakomym kąskiem. Cecil, ograniczając pracę dróg oddechowych do zbędnego minimum, zakrył usta i nos materiałem rękaw. Czul skurcz żołądka, serce szalejący w piersi. Słyszał szelest swojego przyśpieszonego oddechu. Trwając w sidłach otępienia, rozejrzał się w poszukiwaniu Adonisa. Czemu wszedł w głąb sklepu? Czy on nie miał za grosz instynktu samozachowawczego? Tym razem, czego Cecil w ogóle się nie spodziewał, rozkojarzony, obolały, zlękniony, ognisty pocisk wielkości piłki tenisowej dosięgnął jego lewej łopatki. Nie zdołał stłumić okrzyku, który wydostał się z wąskiego tunelu jego krtani. Spłoniesz, Cecil. Jeśli nie będziesz kontrolował magii przepływającej przez sploty skóry, spłoniesz, jak czarownice na stosie podczas procesów w Salem, usłyszał szept tuz przy uchu. Od razu poznał właścicielkę tego głosu. Należał do jego matki. Bezradność zacisnął w pięści. Musiał jak najszybciej znaleźć się na zewnątrz. Musiał, bo inaczej panika przejmie nad nim kontrolę. Spłonie, jeżeli będzie nadal tu tkwił. Nie mógł się bronić przed ogniem. Nie mógł walczyć z piromanem jak równy z równym. Nie mógł tu zostać. Wyczekiwać swojej zguby. Lilith, dopomóż. Ujrzawszy Adonisa na krawędzi spojrzenia, gestem dłoni wskazał drzwi, co przypieczętowało jego decyzje. Nie mógł tutaj dłużej sterczeć. Ryzykować, że tym razem spłonie żywcem. Sklep plastyczny, niezależnie od cecilowej sympatii do tego lokalu oraz bogatego atmosfery, nie był wart takiego poświęcenia. Wycofał się zza drzwi, zanim miotacz płomień pożarł kolejny, stojący mu na drodze mebel, tym razem z wyeksponowanymi pędzlami. Można było nazwać to aktem tchórzostwa, a on jednak w swojej decyzji dopatrywał się interwencji głosu rozsądku. Haust świeżego powietrza przywitał z ulgą nakreślająca krzywiznę bladego uśmiechu na ustach. Ulga ta długo nie trwała. Włamywacz uparł się, by przerobić Fogarty’ego na szaszłyk. Cecil, wiec, zanim ogień przypalił mu tym razem bok, wyrzucił z siebie: Feliciblind i – profilaktycznie – na samego siebie, zaraz po czarze z księgi iluzji - Tranquillita scorporis, by jeszcze na chwile stłumić strach, który pięścią zacisnął się na jego żołądku. Wiedział, jaki będzie jego kolejny manewr - ucieczka. Potrafił, jak mało kto, zniknąć z zasięgu spojrzenia. Feliciblind, 12/70, nieskuteczny Tranquillita scorporis 71/45, skuteczny |
Wiek : 23
Odmienność : Cień
Miejsce zamieszkania : Deadberry
Zawód : ilustrator
Maurice Overtone
ILUZJI : 7
WARIACYJNA : 7
SIŁA WOLI : 20
PŻ : 172
CHARYZMA : 14
SPRAWNOŚĆ : 11
WIEDZA : 16
TALENTY : 17
Czarownica wypadła na tyły sklepu, pędząc za Maurycym. Nie mogła pozwolić, aby jej przeciwnik tak po prostu sobie poszedł i nie kontynuował zabawy. Korzystając z chwilowej nieuwagi jasnowłosego, spróbowała rzucić na niego zaklęcia Pictoratus, a potem Destructumvit. Silne mrowienie w palcach było, prawie że bolesne, gdy co najmniej czwarte zaklęcie z rzędu okazało się porażką. To by było na tyle, jeśli chodzi o trafianie przeciwnika prosto w plecy. Maurice tymczasem - zapominając o istnieniu Soshany - podążył za Cecilem i Brice’m na zewnątrz sklepu. Wybrał idealny moment, mając wspaniały widok na chichoczącego wściekle czarownika, czerpiącego niebywałą satysfakcję z umykającego przed nim młodego chłopaka. - Zginiesz! Zabiję cię! - Wrzeszczał jak wariat, co zaraz pewnie przyciągnie jeszcze więcej uwagi. Na wypadek, gdyby wybuchy światła powodowane ogniem to było za mało. Overtone nie myślał nawet o tym, aby atakować go od tyłu. To nie miało większego sensu, bo Brice szykował się do posłania kolejnego czaru w stronę niewyraźnie uśmiechniętego przeciwnika. Wtedy Maurice po raz kolejny udowodnił, że instynkt samozachowawczy to on zdecydowanie przegrał w kasynie, o ile kiedykolwiek takowy wykształcił. Dobiegając do Fogartiego zasłonił go własnym ciałem, modląc się w duchu do Lucyfera, aby tym razem tarcza zadziałała. Jeśli osmali mu szatę, to ucieknie z miejsca zdarzenia z krzykiem. Albo naszykuje mu pozew. Szanujmy się, były pewne granice. - Securus - głos skoczył mu o oktawę, gdy podnosił głos podczas inkantacji. Ściana ze szkła szczęśliwie odpowiedziała na wezwanie i pojawiła się, w porę osłaniając aktora przed kulką ognia, która rozprysła się na powierzchni tarczy. Sieć pęknięć rozeszła się od miejsca uderzenia, a tarcza rozpłynęła się w powietrzu. - Saeta Equina - spróbował jeszcze zaklęcia z magii anatomicznej, szczerze wierząc, że jego niepowodzenia z zaklęciami z innych ksiąg oznaczają jakieś dziwne inwersje umiejętności. Przeliczył się. Wyraz irytacji zabarwił te blade wargi, kiedy znajoma energia rozgrzała mu palce, lecz nie wyrzuciła z siebie namacalnej mocy. Nie miał czasu, aby myśleć o stanie Cecila dłużej, niż dotychczas. Spodziewał się, że mógł oberwać, ale za nic nie spodziewałby się, iż w jego głowie kołacze się myśl o ucieczce z tego miejsca. Maurice - jak już ustalono - z instynktem samozachowawczym żył w głębokiej niezgodzie. Gotów był paść nieprzytomny na kocie łby, dopóki miał coś, czego chciał bronić. Tylko czekać, aż w końcu coś jednak przypali mu szatę. Wtedy pewnie zrewiduje swoje zamiary. Podsumowanie: Akcje NPC - rzuty Soshana: Atak #1: Pictoratus 48/50 - nieudane Atak #1: Destructumvit 28/60 - nieudane Brice: Atak #1: Nidumaranea 25/50 - nieudane Atak #2: Pilaignis 89/40 - udane Akcje Maurycego - rzuty Atak: Securus 75/65 - udane Atak: Saeta Equina 39/40 - nieudane PŻ - Soshana: 100 PŻ - Brice: 95 PŻ - Cecil: 144 - 40 (ataki Brice’) = 104 PŻ - Maurice: 120 |
Wiek : 29
Odmienność : Syrena
Miejsce zamieszkania : Hellridge, Maywater
Zawód : Malarz, śpiewak operowy
Cecil Fogarty
ANATOMICZNA : 20
ILUZJI : 8
SIŁA WOLI : 15
PŻ : 179
CHARYZMA : 15
SPRAWNOŚĆ : 7
WIEDZA : 5
TALENTY : 10
Lilith, daj mi siłę, by mógł to przetrwać, słowa modlitwy żałosnym echem odbiły się od ścian jego czaszki, bo to, czego się najbardziej bał, to, przez co musiał dusić krzyk w krtani, palił go ostrym ostrzem bólu w skórę, wywołując nieprzyjemne dreszcze wędrujące po całym ciele. Drżały mu ramiona. Serce biło mocno w piersi, boleśnie obijając się o żebra. Wargi i palce drżały. Chociaż Tranquillita scorporis ochroniła go przed napadem paniki, amplituda płytkiego oddechu była pośpieszona, w powietrzu czuł ten sam fetor, jakie zakradł się do jego nozdrzy na placu Aradii. Przez ułamki sekund wydawało mu się, że ściana ognia, która niemal wybuchła mu przed twarzą, dotarła tu, na obrzeże ulicy Handlowej w Little Poppy Crest po drodze połykając wszystko, co stało na jej drodze. Była to w końcu moc, która w oka mgnieniu spopielić mogła całe miasto. Wycofał się pod ścianą. Poczuł pod palcami chropowatą powierzchnie tynku, gdy zetknął z nią palce. Zabiję cię, które krzyczało obce gardło, było na tyle przekonywujące, że Fogarty, przez pięć uderzeń serca, w to wierzył. - Ustaw się w kolejce - wymamrotał pod nosem, zbyt cicho, by Brice mógł to usłyszeć, ale wystarczająco, by wykrzesać z siebie nieco dorobię więcej motywacji, bo mimo iż musiał przyznać, że rejestr głosowy, po jaki mężczyzna sięgnął, był imponujący, to bił od niego smród desperacji. Plany, które snuli z kobietą, stracił z oczu. Cecil w dwóch głębokich oddechach spróbował wziąć się w garść. Nie, nie mial zamiaru ugiąć przed nim karku i tu zginąć. Nie miał zamiaru spłonąć. Nie był jak feniks - nie odrodzi się na nowo z popiołów. Tyle razy uniknął śmierci, wiec tym razem mu się uda, bo poprzednie razy nie mogły być bezcelową drogą prowadzącą go do tej chwili. Cień był gotowy wykonać unik przed kolejnym zaklęciem, jednak wtedy, między nim a włamywaczem, stanął Adonis w swojej nieskromnej osobie. Szkło ukształtowanie przez wiązkę magicznej energii pękło pod naporem ognia. Teraz nie mógł obrócić się na pięcie, wtopić się w ciemną uliczkę za plecami i odejść bez pożegnania. Dług wdzięczność, który u nieznajomego zaciągnął, chociaż jego heroiczny akt odwagi przybrać w cecilowym umyśle powinien formę bezinteresownej pomocy, był równie nieznośny, co materiał golfu gryzący go w skrawki skóry na szyi. - Flecteremembra - jego celem był niezmiennie piroman. Chwilowo, pod wpływem tkwiącego, trzepoczącego w piersi lęku, zapomniał o obecności kobiety, która nadal tkwiła w środku budynku. – Sonolique - dorzucił do pakietu, by mężczyzna na własnej skórze mógł poczuć efekt swoich bezmyślnych działań. Zabawa żywiołem na środku ulicy nie była podyktowana głosem zdrowego rozsądku. Nie była też czymś, co mogło przejść zupełnie bez echa. Flecteremembra, 73/55 skuteczne Sonolique, 59/60 nieskuteczne |
Wiek : 23
Odmienność : Cień
Miejsce zamieszkania : Deadberry
Zawód : ilustrator
Maurice Overtone
ILUZJI : 7
WARIACYJNA : 7
SIŁA WOLI : 20
PŻ : 172
CHARYZMA : 14
SPRAWNOŚĆ : 11
WIEDZA : 16
TALENTY : 17
Jedno udane odparcie zaklęcia mogło być przypadkiem. Brice dobrze o tym wiedział, więc nie wydawał się szczególnie zmartwiony, gdy jego ognista piłeczka rozpłaszczyła się na szkle. W zanadrzu trzymał już kolejne czary, których rzucenia nie planował odwlekać w czasie. Zrobił przerwę tylko na udane wyczarowanie ochronnej pajęczyny, która wessała zaklęcie Cecila bez najmniejszego problemu. Drwiący uśmiech na twarzy złodziejaszka był okrutnie drażniący, ale nie bardziej od jego umiłowania do ognia. Brice posłał w kierunku przeciwników kolejny potwornie skuteczny podmuch ognia. Soshana wypadła wreszcie na tyły sklepu. Zorientowanie się w położeniu nie zajęło jej dużo czasu, zwłaszcza że Brice wydawał się mieć sytuację pod kontrolą. Dzieciaki, z którymi walczyli, wydawały się już dostatecznie zaangażowane w tańce wśród płomieni, aby jej zaklęcia mogły trafić je niemalże ukradkiem. Ignisharenae po raz kolejny zawiodło czarownice, więc spróbowała ponownego Pictoratus. Przez wielką chmurę ognia nie mogła wiedzieć, w którego dzieciaka wycelowała. Maurice nie napawał się swoim sukcesem. Może mógłby, gdyby czarownicy dali mu jakąkolwiek chwile na złapanie oddechu. Kobieta, z którą wcześniej walczył, znowu pojawiła się na horyzoncie. Wydawała się być jeszcze bardziej zdeterminowania do pozbycia się intruzów, niż wcześniej, a ten drugi… ten drugi to chyba brał korepetycje z magii ognia u samego Lucyfera. Widząc jak pajęczyna przyjmuje na siebie zaklęcie Fogartiego, Maurice popchnął go lekko w plecy, aby ruszył się z miejsca. Obaj wiedzieli, co za moment miało nastąpić. Overtone nie wydawał się ani trochę zaskoczony, gdy tym razem atak mężczyzny pomknął w jego kierunku. Spróbował uciec poza pole rażenia zaklęcia, ale równie dobrze mógłby ścigać się z pędzącą lokomotywą. W desperacji spróbował nawet rzucić dwa zaklęcia, co by jakkolwiek odpłacić się Brice’owi, ale efekt był absolutnie znikomy. Ogień dosięgnął lewego boku aktora, najboleśniej parząc go w lewe udo i łydkę. Bezceremonialnie wrzasnął, kiedy dotarł do niego ból, jakiego wcześniej nie zaznał. Do tej pory nikt nie był tak durny, aby przypiekać członka Kręgu żywcem, a teraz proszę, tenże członek Kręgu uderzał dłonią resztkę ognia czepiającą się rękawa. Podsumowanie: Akcje NPC - rzuty Soshana: Atak #1: Ignisharenae 27/45 - nieudane Atak #1: Pictoratus 64/50 - udane Brice: Atak #1: Tela 119/65 - udane Atak #2: Flammarugitus 107/70 - udane Akcje Maurycego - rzuty Atak: Nonpulmonis 24/55 - nieudane Atak: Sonolique 58/60 - nieudane PŻ - Soshana: 100 PŻ - Brice: 95 PŻ - Cecil: 104 PŻ - Maurice: 120 - 30 (Brice) = 90 Do rozpatrzenia na Maurycym lub Cecilu: skutki udanego Pictoratus Soshany. |
Wiek : 29
Odmienność : Syrena
Miejsce zamieszkania : Hellridge, Maywater
Zawód : Malarz, śpiewak operowy
Cecil Fogarty
ANATOMICZNA : 20
ILUZJI : 8
SIŁA WOLI : 15
PŻ : 179
CHARYZMA : 15
SPRAWNOŚĆ : 7
WIEDZA : 5
TALENTY : 10
Piroman byl nieustępliwy. Z jego ust sączyły się kolejny czar. Rozrywał nim panującą na uliczce ciszę. Rozbłyski ognia oślepiały Fogarty'ego. Przeganiał mrok, w którym czuł cię najbezpieczniej. Jedno uderzenie serca później pomyślał o paczę czerwonych marlboro ciążących w kieszeni. Dwa uderzenia serca później złapał w zęby dolną wargę. Trzy uderzenia serca później podjął decyzje. Nie mógł pozwolić zakradającej się do obszaru jego myśli panice dojść do głosu. Ucieczka była jego jedyną szansą. Chwila, w której kobieta wyszła z budynku, umknęła jego uwadze. Wiązka magicznej energii świsnęła kilka centymetrów od cecilowego policzka. Umknął przed nią w ostatniej chwili. Umknął, bo instynktownie wycofał się przed kolejnym miotaczem płomieni. Wrzask, który przeciął ciszę, tym razem był autorstwa Adonisa. Cecil rzucił mu ukradkowe spojrzenie. - Mergi - wyrzęził przez zaciśnięte zęby, celując w znajdująca się przed nim przestrzeń. Przez obłoki gęstego, duszącego dymu widział ledwie zarysy znajdujących się po drugiej stronie zasłony sylwetek. – Słuchaj – wyszeptał,ustami sięgając do ucha nieznajomego, który stał tuż obok. Owinął palce wokół nadgarstka mężczyzny. Jego dotyk był delikatny, ledwie wyczuwalny. Chciał go uspokoić, dodać mu otuchy. – Musimy się stąd wydostać. Piroman stracił nad sobą panowanie. Puści tę uliczkę z dymem. Nie wiem, jak ty, ale nie chce tu spłonąć żywcem - mówił dalej i, chociaż próbował zachować spokój, drżały mu ramiona, drżał mu głos, drżały mu palce. Napięcie tężała w dusznym od zaklęć powietrzu. Oddychał z coraz większym trudem. - Kiedy płomienie dosięgnął motoru za naszymi plecami, dojdzie do eksplozji. Nie zdążymy umknąć przed jej zasięgiem. Rozumiesz? - spytał jeszcze. Nie miał pewność, czy przytłoczony bólem Adonis, był w stanie myśleć trzeźwo, jednak może nie chciał tracić urody, a może nawet życia w wybuchu. – Ta zasłona dymna to nasza szansa. Od cecilowego spojrzenia biła determinacja. Nie mógł tu zostać - czekać, jak języki ognia po raz kolejny otoczą jego ciało. Nie mógł tu zostać - czekać, aż zwęglona zostanie jego skóra. Nie mógł tu zostać - czekać aż zatruje się gryzącym w drogi oddechowe dymem. Przysłonił usta rękawem płaszcza, choć to marna bariera ochrona. próba uniku zaklęcia Soshany - 83 + 7 (za statystkę sprawności) + 5 (za I poziom szybkości) = 95 Mergi, 68/50 |
Wiek : 23
Odmienność : Cień
Miejsce zamieszkania : Deadberry
Zawód : ilustrator
Maurice Overtone
ILUZJI : 7
WARIACYJNA : 7
SIŁA WOLI : 20
PŻ : 172
CHARYZMA : 14
SPRAWNOŚĆ : 11
WIEDZA : 16
TALENTY : 17
Kaszel wywołany dymem wydostał się z jego gardła zupełnie niekontrolowanie. Smród przypalonego ciała i ubrania był jednak absolutnie najgorszy. W oczach Maurycego pojawiła się nawet łza, czy dwie. Ból był okrutnie autentyczny. Przywracał do przytomności, lub całkowicie jej pozbawiał. Overtona oszołomił, wpędzając go w spiralę czarnowidztwa. Odechciało mu się bronić czegokolwiek. W tej chwili zdecydowanie bardziej wolał ratować swoją własną szanowną pupę, niż nawet ulubiony sklep. Nie widział wyczynu Cecila względem uniku przed zaklęciem Soshany. Nie widział efektów rzucanego mergi. Wtopiony w resztki zdrowych zmysłów, walczył o powrót do rzeczywistości zza pierwszych podrygów paniki. Nie bał się ognia… a przynajmniej do tej pory. Niemniej nigdy jeszcze nie dostał nim po nogach. Takie rzeczy zmieniają wydelikaconych paniczyków, a przy okazji całkiem skutecznie uruchamiają w nich ten zakurzony instynkt samozachowawczy. Drgnął pod dotykiem Cecila, nawet pomimo jego łagodności. Jego słowa przelatywały mu uszami bez większego zrozumienia, ale widział reakcje jego ciała. Widział, jak drży, jak waha się jego dolna warga, gdy wypowiadał słowa. Wracając na powierzchnie, odnotował tylko ostatnie słowa. Cokolwiek by się nie działo i jakakolwiek by to nie była szansa, Maurice zinterpretował ją po swojemu - jako zachętę do działania. Kiwnął głową, półprzytomnie zgadzając się na plan ewakuacji z miejsca zdarzenia. - Securus - szepnął, odwracając się już bokiem do agresorów i ujmując dłoń swojego towarzysza. Nie sprawdzał, czy tarcza się pojawiła. Szykował się do biegu, nie czekając na ripostę. - POMOCY! - Krzyknął tym swoim donośnym głosem zawodowego śpiewaka, kiedy już spróbował wybiec spoza sklepowego podwórka na główną część ulicy. To miejsce mimo wszystko wydawało mu się najbezpieczniejsze. Otwarty teren pozwalał zobaczyć co się z nimi działo, a przy okazji mógł przykuć uwagę osób, które znalazłyby się w dzielnicy handlowej. Jeżeli natknęliby się na nich gwardziści, zwabieni rozbłyskami intensywnej magii śledzonej czujnym okiem operatorów Cartographia Maleficarum, to tylko lepiej dla ich naruszonej skóry… i godności. Łatwiej byłoby ich namierzyć. Łatwiej obronić. Łatwiej trafić. Plany pisane w ułamku sekundy rzadko nie posiadały wad. Puścił Cecila, nawet nie wiedział kiedy. Uciekał, teraz już martwiąc się prawie wyłącznie o własną skórę. Securus na odchodne: nieudane |
Wiek : 29
Odmienność : Syrena
Miejsce zamieszkania : Hellridge, Maywater
Zawód : Malarz, śpiewak operowy
Wszystko miało potoczyć się inaczej. Wasza brawurowa akcja pełna odwagi zakończyła się fiaskiem. Złodzieje okazali się silniejsi, bardziej zdeterminowani, żeby ograbić i zniszczyć to, na co ktoś pracował ciężko tyle lat. W oknach w pobliżu od kilku minut paliły się już światła. Zauważyć mogliście ludzi, którzy usłyszeli odgłosy walk, a może obudził ich odgłos spalania sklepu - nie miało to większego znaczenia w tej sytuacji. Złodzieje nie ruszyli za wami w pogoń. Próbowali dokończyć to, co im przerwaliście, zanim ewentualne przybycie gwardii, bądź rozprzestrzeniający się pożar im to uniemożliwi. Co było potem? Kto wie. Może kiedyś uda Wam się dowiedzieć, jak to wszystko się rzeczywiście potoczyło. Adnotacja MG. Rozgrywkę przejmuje na krótko Blair. W wyniku waszej ucieczki, możecie się domyślić, że sklep nie dość że został ograbiony, to do tego zniszczony. Nie znacie dalszych losów włamywaczy. Możecie wykorzystać Waszą fabularną wiedzę do przekazania informacji właściwym służbom, zachować ją dla siebie, bądź zrobić z nią co tylko sobie życzycie. Mistrz Gry nie kontynuuje rozgrywki, ale Wy jak najbardziej możecie dalej ją prowadzić. Gdybyście zechcieli jednak wrócić na miejsce zbrodni, zastaniecie tam wóz strażacki, który prowadzi odpowiednie czynności w celu opanowania rozprzestrzeniającego się ognia oraz oglądających akcje pobliskich mieszkańców. Mistrz Gry z tematu. |
Wiek : ∞
Miejsce zamieszkania : Piekło
Zawód : Guru sekty satanistycznej
Cecil Fogarty
ANATOMICZNA : 20
ILUZJI : 8
SIŁA WOLI : 15
PŻ : 179
CHARYZMA : 15
SPRAWNOŚĆ : 7
WIEDZA : 5
TALENTY : 10
Adonis zadrżał pod wpływem jego dotyku. Wyczuł to pod palcami, które pewniej złapały go za nadgarstek, pod opuszkiem kciuka, gdzie rytm wybijało przyśpieszone tętno. Ponad sto uderzeń serca na minutę. Strach ogarnął ich obu. Krótki sygnał w postaci skinięcie głową, jako gest zdradzający gotowość, do natychmiastowej ewakuacji, Cecilowi wystarczył, by odwrócić wzrok od źródła zamieszania. Brawura zgasła, jak tląca się iskra zapałki podtrzymywana przy życiu przez przemarznięte dłonie w baśni spisanej piórem Andersena, którą Fogarty ilustrował, przez co zaklęcie, które zatańczył chciało na opuszku języka, zdławił w krtani pod wpływem ciepłej dłoni zamykającej się na jego palcach. Odwzajemnił ten gest i, wcielając się w rolę przewodnika po krętych, ukrytych wpół mroku uliczkach Litte Poppy Crest, choć nie mial zbyt wielkiego doświadczenia w poruszaniu się po tej dzielnicy, kroki swoje skierował, jak najdalej od mężczyzny z zapędami priomana. Usłyszał za swoimi plecami krzyk, ale nie zerknął przez ramię, by upewnić się, kto był jego właścicielem. Chciał znaleźć się jak najdalej od pogryzających wszystko, co pojawiało się na ich drodze płomieni. Kolejnych głośnych dźwięków zignorować nie mógł. Decybele, które wydobyły się z ust nieznajome i które były nieosiągalne dla cecilowego gardła, sprawiły, że palce Fogarty'ego rozdarły się z ciepłem jego dłoni. Lękliwe wykrzyczane pomocy odbiło się echem od ścian budynków i zawibrowały w powietrzu, przez co Cieniowi przez ułamki sekund, wydawało się, że ogłuchnie. - Nie krzycz - wymamrotał na wydechu, choć głos miał zniżony do szeptu i wątpił, że zdoła się przebić przez pulsujący w uszach szum adrenaliny. W ramach przerwy na zaczerpnięcie oddechu, zatrzymał się w pół kroku i dopiero wtedy rozejrzał się za siebie. Byli bezpiecznie - poza obszarem dotkniętym przez gryzący dym, poza zasięgiem spojrzeń włamywaczy. Adonis stał kilka kroków z tyłu. - Chodź ze mną - wskazał gestem na zatopioną w ciemności uliczkę, wysyłając mu spojrzenie o treści: opatrzę cię. Dług wdzięczność, jaki miał do spłacenia, był równie nieznośny, co zadyszka, która wydobywała się z ust w akompaniamencie świstu. z tematu dla obu |
Wiek : 23
Odmienność : Cień
Miejsce zamieszkania : Deadberry
Zawód : ilustrator