First topic message reminder : Ulica portowa Na wylanej asfaltem głównej ulicy Maywater roi się od małych restauracyjek zwłaszcza serwujących owoce morza i ryby, od sklepów wędkarskich i żeglarskich, a także kiosków z pamiątkami. W sezonie turystycznym można spotkać tu wycieczki i tłumy turystów, którzy po odwiedzeniu pobliskiej plaży, chętnie udają się na lokalny obiad. Poza sezonem ten region świeci pustkami, a większość z biznesów jest pozamykana na cztery spusty. Droga na plażę z głównej ulicy jest dość prosta, dlatego latem nie należy dziwić się osobom ubranym jedynie w strój kąpielowy, które przechadzają się po mieście w szybkiej drodze do sklepu. Rytuały w lokacji: Locus Fortitudinis [moc: 75] Aura Pacis [moc: 123] |
Wiek : ∞
Miejsce zamieszkania : Piekło
Zawód : Guru sekty satanistycznej
Stwórca
The member 'Annika van der Decken' has done the following action : Rzut kością 'k100' : 17 |
Wiek : ∞
Miejsce zamieszkania : Piekło
Zawód : Guru satanistycznej sekty
Philip Duer
POWSTANIA : 20
SIŁA WOLI : 5
PŻ : 163
CHARYZMA : 3
SPRAWNOŚĆ : 4
WIEDZA : 8
TALENTY : 30
Mina Philipa wyraża wszystko to, czego usta nie mówią. Jeżeli w trakcie Pielgrzymki w Cripple Rock można było, oprócz zwyczajowych kleszczy i przeziębienia, złapać podobne do obślinionej skarby to decyzja, żeby święta spędzić w Bostonie była szóstką na tym kuponie. Nie uważał, aby to właśnie milczenie było złotem, ale tym razem nawet on uznaje dalsze ciągnięcie tematu za zbyt nisko oprocentowane. Zamiłowanie Anniki do szkaradzieństw natury nie podlega dyskusji, a barghest, dopóki trzyma się na względną odległość, nie jest najgorszym, co mogła za sobą przywlec. W żółtych ślepiach da się dostrzec skrzącą iskrę inteligencji. Albo to on za mocno uderzył się w głowę w trakcie upadku i to mroczki przed oczami przybierające coraz dziwniejszą formę. Ostrożnie dotyka palcami obolałą potylicę i krzywi się — wizja guza nie była tym, co chciał zyskać odprawiając ochronny rytuał na parchatej uliczce w Maywater. — Ale póki co, czuję się jak podłoga w taksówce — już w okularach na nosie łatwiej skoncentrować spojrzenie na Annice i jej uśmiechu. Świadomość, że dawno nie widział go z tak bliska jest nagła i dość niespodziewana, ale nie utrzymuje się długo na powierzchni. — Te bostońskie są naprawdę ohydne. Myśli przeskakują dalej — w kierunku zaparkowanego w pobliżu samochodu. W schowku zawsze ma opakowanie przeciwbólowych tabletek przepisanych przez rodzinnego lekarza. Skomponowanie ich z zimnym piwem — teraz wyraźnie czuje suchość w gardle — może nie uszczęśliwi jego wątroby, ale pulsujące bólem skronie już tak. Puszka coca—coli to nie butelka i trochę obrzydza, ale teraz naprawdę liczy się tylko to, że jest chłodna i może przytknąć ją do rozgrzanego czoła. Wolną dłoń Philip podsuwa nienachalnie w stronę ciekawskiego pyska Bunniculi, pozwalając barghestowi zdecydować czy jest chętny na zmniejszenie między nimi dystansu. Po bardzo bliskim spotkaniu z ziemią czystość szarej bluzy schodzi na dalszy plan — psia ślina już jej nie zaszkodzi. — Wiesz, że w magazynach szczury biegają po wieczkach puszek? — czarny łeb prawie wytrąca mu z ręki potencjalne siedlisko dżumy, zupełnie jakby barghest rozumiał o czym mówią, a nie domagał się podrapania za uchem, na które to Duer przystaje po chwili zawahania. Skoro już ryzykuje utratą kończyny, może i spróbować widma szczurzych łapek — upija łyk zimnej coli. Pani Faust w tym czasie rozstawia kolejne ze świec i postanawia zaskoczyć go po raz kolejny tego dnia. Nie wyznaniem zapożyczenia rytuału od Nostradamusów. Chęcią sięgnięcia po magię powstania. — To lekki rytuał z magii powstania — a to odpowiedź bardzo dyplomatyczna, szczególnie kiedy białe świece nie rozpalają się ogniem w reakcji na nieznaną Philipowi inkantację. Z poziomu ziemi — już zadecydował, podniesie go wyłącznie wizja piwa i utopionego w nim szota wódki — naprawdę powinno powściągnąć się krytykę i sceptycyzm. — Pewnie wosk w świecach ci zjełczał. To chyba niemożliwe przy pszczelim. Nie był pewien. Annika na pewno wiedziała. — Weź te najpospoliciej żółte — puszką z coca—colą wskazuje w stronę swojej torby. — Jak ze szkółki kościelnej. Innych szkoda na to nieoczywiste doświadczenie. — Aura Pacis nadaje okolicy atmosferę spokoju — przypomina podstawy ponownie przykładając aluminium do prawej skroni. Nie uśmierza to bólu, ale pozwala skupić myśli. — Inkantacja nie jest trudna. Harmonia ex elementis, locum pacificum creare. |
Wiek : 31
Odmienność : Czarownik
Miejsce zamieszkania : saint fall
Zawód : jubiler, zaklinacz
Annika van der Decken
ANATOMICZNA : 6
NATURY : 20
SIŁA WOLI : 11
PŻ : 181
CHARYZMA : 7
SPRAWNOŚĆ : 10
WIEDZA : 29
TALENTY : 11
Postawa Philipa nie jest dziś do końca tym, do czego Annika zdążyła przywyknąć lata temu i częściowo zatrzeć w pamięci. Wszystko jest takie samo, a jednak jakby inne — port, rury z gównem, podejrzane okoliczności awarii miasteczka i Duer, którego wcale nie musiała tak długo namawiać na przyjazd i spotkanie w blasku świec. Nie mogła nie docenić tego poświęcenia. Bo były przecież inne sposoby, bardziej właściwe Duerom — chcąc nie chcąc, poddaje analizie to, który z powodów mógł go tutaj ostatecznie przywiać. Może ciekawość? Potrzeba odhaczenia okienka na liście dobrych uczynków? Cokolwiek to jest — na wylewne podziękowania Tego jeszcze nie grali. Kim jesteś i co zrobiłeś z Philipem? — Lekko uniesione brwi całkiem udolnie kamuflują sobą fakt, że mięknie teraz nie tylko złote serce Duera, który podstawową klasyfikację wszystkiego, co żywe zaczyna od podziału na obrzydliwe i nie–obrzydliwe. Odchrząknęła. — Bunnicula ma prawdziwy dzień dobroci dla ofiar magii rytualnej — albo to Duer odhaczył dziś w kalendarzu dzień miłości do piekielnych bestii. To kolejny temat do nocnych rozmyślań, których treść w zacisze podświadomości jeszcze zepchnie zmęczenie podsycone tym, co wkrótce wypiją. Być może. Oby. Wiesz, że w magazynach szczury biegają po wieczkach puszek? — Naprawdę? — Zaskoczenie odrywa Annikę na moment od pracy — akurat, by zobaczyć, że pragnienie jednak wygrywa z wyobrażeniem o szczurach. To najwyraźniej dzień małych zwycięstw — pani Faust taktownie przemilcza więc myśl, że marynarzom gryzonie rzadko wadzą, a od pewnej zawartości etanolu we krwi i tak nie ma to już aż tak wielkiego znaczenia. Po co sobie psuć tak miły dzień. Oby tylko magia rytualna wzięła to sobie do serca i nie pokazała mi środkowego palca — pomyślała Annika, a chwilę później spieprzyła rytuał. — Cała ta ich fabryka świec jest zjełczała — sapnęła pod nosem, zabierając z rogów pentagramu te białe skurczyknoty bez krzty magicznego potencjału — można sobie co najwyżej zastawiać nimi stół — dodaje, ciskając je z powrotem do swojej torby. Na pewno ich nie pomyli z tymi, które jeszcze nadają się do użytku. I natychmiast sięga po te żółte — jak ze szkółki kościelnej — przyglądając się im nie mniej sceptycznie, niż Philip Bunniculi niecałe pięć minut temu. Niech będzie — pomyślała. I tak ewentualną porażkę zamierza zrzucić na niedoskonałe świece. — Harmonia ex elementis — to próba generalna przed rytuałem właściwym — zanim ustawi się w centrum pentagramu z athame, poćwiczy sobie inkantację, jeszcze ustawiając świece — locum pacificum creare. Musi wystarczyć. Ostatnie poprawki i rzut oka na pentagram — uformowany wcześniej z rytualnej mieszanki jeszcze opiera się wiatrom, co pewnie nie potrwa długo. Nie ma czasu, a Annice już prawie zaschło w gardle. — Jeśli się nie uda... — co to za dzień na rytuały bez rytualnego odgrażania się Piekłu? Rękojeść athame, jeszcze pamiętająca widmo ostatniej porażki, układa się w dłoni z nie mniejszą pewnością, niż wcześniej. I tak żadne z nich nie spodziewa się po tym wyczynie niczego spektakularnego — ...wypiję trzy kolejki — ostatni rzut oka na Duera, zanim odda już całą uwagę inkantacji do samego Piekła — jeśli zapłoną, to ty zaczniesz od trzech kolejek. Zgoda? Co to za wieczór w tawernie bez drobnego zakładu? — Harmonia ex elementis, locum pacificum creare — i obrót w kierunku przeciwnym do ruchu wskazówek zegara z nadzieją, że za chwilę rzeczywiście poczuje spokój. Rzut: Aura pacis (15) Zużywam zółte świece z ekwipunku Philipa |
Wiek : 29
Odmienność : Czarownica
Miejsce zamieszkania : Maywater
Zawód : Badaczka, asystentka wykładowcy
Stwórca
The member 'Annika van der Decken' has done the following action : Rzut kością 'k100' : 7 |
Wiek : ∞
Miejsce zamieszkania : Piekło
Zawód : Guru satanistycznej sekty
Philip Duer
POWSTANIA : 20
SIŁA WOLI : 5
PŻ : 163
CHARYZMA : 3
SPRAWNOŚĆ : 4
WIEDZA : 8
TALENTY : 30
— Przecież bym tego nie zmyślił — zmyśliłby dużo więcej, gdyby tylko potrzebował odpowiednich f a k t ó w do poparcia przedstawianego przez siebie twierdzenia. Tym razem jednak nie musi tego robić, bo to prawda z rodzaju tych najprawdziwszych. Szczury biegają po magazynach, więc na pewno także po wieczkach puszek. Nie zamierza zbyt długo się nad tym rozwodzić — wyobraźnię ma wystarczająco bogatą, żeby poczuć na ustach coś, czego nie spłukałaby setka czystej. Nieświadom biegu myśli pani Faust — analiz jego pobudek — błądzi dłonią po powierzchni czarnego futra, odhaczając na liście doświadczeń zupełnie nowe. Prawdopodobnie nie zostanie fanem piekielnych bestii, ale Bunnicula zyskuje przy bliższym poznaniu, mimo to Philip nie zamierza zbyt długo testować tego porozumienia ponad podziałami i cofa dłoń w momencie, w którym barghest ponownie zwraca na niego żółte latarnie spojrzenia. Otarcie palców o materiał spodni to bardziej nawyk, niż rzeczywista potrzeba. Annika raczej nie pozwoliłaby, aby jej podopieczna była nosicielką czegoś wyjątkowo odrażającego. Choć to jedna z tych definicji, która dla każdego z nich znaczy co innego — na przestrzeni lat zdążył to zauważyć niejednokrotnie. Ciepło barghesta wymienia na chłód papierośnicy. Z całego pentagramu rozpalonego Locus Fortitudinis płonie już tylko jedna świeca — reszta ugięła się pod wpływem wiatru ciągnącego od oceanu — i to od niej Philip odpala papierosa, po czym gasi ją krótkim dmuchnięciem. — Jeśli się uda zaczynam od trzech kolejek — iskra rozbawienia pojawia się w błękitnych oczach, kiedy Duer przystaje na propozycję Anniki. Z doświadczenia wie, że po—rytualny ból głowy zostanie z nim na co najmniej tydzień — równie dobrze może zastąpić go kacem. Przynajmniej przyczyna będzie przyjemniejsza. Szara smuga dymu uchodzi spomiędzy ust — to za mało, żeby zasłonić widok na panią Faust pochylającą się nad ramieniem wcześniej usypanego pentagramu. Jest odwrócona tyłem, nie widzi więc, że Philip patrzy na nią chwilę dłużej, niż wypada. Nie jego wina, że siedząc na ziemi na linii wzroku ma jej tyłek i to całkiem dobre usprawiedliwienie, którego jednak nie potrzebuje, bo zdąża przenieść spojrzenie na puszkę z colą, zanim Annika odwraca się w jego stronę. — Jestem gotów na to poświęcenie. Uśmiech przeczy powadze słów. To naprawdę prosty rytuał i Duer już w tym momencie godzi się ze swoim losem, którego kobieta postanawia mu oszczędzić. Co jest, kurwa? Marszczy brwi — inkantacja była prawidłowa, każde ze słów wypowiedziała wyraźnie i poprawnie, dlaczego więc świece po raz kolejny nie zajęły się ogniem? To naprawdę nie była magia wykraczająca poza to, czego uczyli się w szkółkach kościelnych. Może ta w Hellridge poziomem ustępowała szkole w Salem? Właściwie nie byłby zdziwiony. Papieros zamiera w prawym kąciku ust. Philip z cichym sapnięciem podnosi się na nogi i otrzepuje spodnie z pozostałości chodnika. Czas kończyć to przedstawienie — zakład sam się nie dopełni. — Widać kupujemy świece z tej samej fabryki — zbiera pozostałości świec ze swojego rytuału i zostawia je na murku. Z torby wyciąga ostatni komplet żółtych świec i mieszankę soli, popiołu i mąki. Papieros wydaje przy tym ostatnie tchnienie i zostaje pozostawiony tuż obok reszty śmieci. Sceptyczne spojrzenie w stronę pentagramu Anniki jest krótkie — wiatr w międzyczasie zdążył zdmuchnąć linie? Nie miał pojęcia, skąd ta seria porażek — raczej nie przez brak dokładności. Nie ma jednak ochoty dociekać źródła problemu; czasami wystarczy zwykłe rozkojarzenie. Puszka z coca—colą zostaje poza obrysem pentagramu Duera; on sam poprawia jego linie rytualną mieszanką i rozstawia świece w odpowiednich miejscach. Prawdopodobnie nie zrzyga się sobie pod nogi, jeśli jeszcze ten jeden raz sięgnie dzisiaj w głąb Piekła. — Harmonia ex elementis — już stoi w centrum pentagramu i kieruje athame w stronę kolejnych z żółtych świec — locum pacificum creare. rytuał: Aura Pacis (15): k100 + 20 + 5 (Purson) zużywam: żółte świece |
Wiek : 31
Odmienność : Czarownik
Miejsce zamieszkania : saint fall
Zawód : jubiler, zaklinacz
Stwórca
The member 'Philip Duer' has done the following action : Rzut kością 'k100' : 98 |
Wiek : ∞
Miejsce zamieszkania : Piekło
Zawód : Guru satanistycznej sekty
Annika van der Decken
ANATOMICZNA : 6
NATURY : 20
SIŁA WOLI : 11
PŻ : 181
CHARYZMA : 7
SPRAWNOŚĆ : 10
WIEDZA : 29
TALENTY : 11
To, jaki dzień ma Philip albo Bunnicula, schodzi na dalszy plan, kiedy w istocie, okazuje się, że Annika najprawdopodobniej znów celebruje Dzień Skopanego Rytuału, czego nie zmieni żadna ilość kręcenia się i machania athame, a może tylko ją wpędzić z zbędną frustrację. To całe skupienie na intencji, powolny obrót, uważna inkantacja i efekt jak psu w dupę znalazły odbicie w zaciętym spojrzeniu i zaciśniętych ustach. Powinni spalić tę fabrykę, zanim ktokolwiek jeszcze wyda na te abominacje choćby ćwierć dolara — pomyślała ciepło, opuszczając dłoń ze sztyletem i tylko Lucyfer wie, które ostatecznie jest bardziej zniecierpliwione. Barghest, czy jego właścicielka. Bo ledwie Philip wyplątał palce z czarnego futra, piekielny szczeniak zrobił dokładnie to, co szczeniaki lubią najbardziej — czyli znalazł sobie nową rozrywkę. Jaskrawość pomarańczowej torby kusiła i przyciągała żółte spojrzenie już od pewnego czasu, a cień przy pobliskim murku tylko przypieczętował jej decyzję. Podreptała w tamtym kierunku. Annika nie poświęciła temu większej uwagi. Zmarszczyła nos całkowicie tego nieświadoma — jak i faktu, że jej krzątanina przy pentagramie wywołała tyle emocji. Ale to wciąż ona ma większe braki w koncentracji. — I tak bedę potrzebować tych trzech kolejek — zebrała świece i odłożyła na bok — chmura pyłu, która za chwilę poniesie przybrzeżny wiatr i tak nie zrobi na tym miejscu żadnego większego wrażenia, a pentagram zamieni się w nią jeszcze zanim zabiorą stąd swoje rzeczy. Bo ktoś na sam koniec jeszcze postanowił się popisać. Zakład dopełnił się blaskiem pięciu pospolitych knotów, a puszka coli, która do tej pory czekała na Annikę nie do końca wystarczyła, by osłodzić gorycz tej skandalicznej porażki. Całe szczęście, że Philip nie zażyczył sobie podwojenia stawki — tak też przecież potrafi. A ona zapewne by na to przystała. — Z magią anatomiczną powalczę tutaj kiedy indziej — choć zapewne prędzej wróci tutaj z kompletem zielonych — własnych — świec i zrobi to, na co już od dawna ma ochotę. Tylko do tej pory miała zbyt mało czasu, by dobrze zgłębić temat. W przeciwieństwie do Bunniculi, która dość dokładnie zgłębiła tajniki wypełnienia termoizolacyjnej torby w przerwie pomiędzy jednym rytuałem, a drugim. — I tak jej nie lubiłam. Torby, nie swojego marnotrawnego drapieżnika. Tego na szczęście może oddać na chwilę Lucasowi, żeby nie szlajać się po knajpach z małoletnią. /idziemy tutaj |
Wiek : 29
Odmienność : Czarownica
Miejsce zamieszkania : Maywater
Zawód : Badaczka, asystentka wykładowcy