Orestes Zafeiriou
ODPYCHANIA : 5
WARIACYJNA : 21
SIŁA WOLI : 19
PŻ : 173
CHARYZMA : 2
SPRAWNOŚĆ : 2
WIEDZA : 20
TALENTY : 14
First topic message reminder : Salon Połączony z kuchnią salon nie należy do najbardziej wystawnych w okolicy, ale nawet najsroższy architekt nie odmówiłby mu zmyślnego położenia; wysokie okna pomieszczenia skierowane są na południe, co w deszczowe dni oferuje namiastkę światła, w słoneczne z kolei — przytulny, złoty blask wypełniający wnętrze. Na środku kuchnio—salonu znajduje się stół z czterema krzesłami, który pełni rolę pogranicza między częścią salonową, a kuchenną. Jedna ze ścian pełni rolę podręcznej biblioteczki; przylegający do niej regał aż po sufit zastawiony jest książkami, których tematyczny przekrój wprawia w osłupienie niejednego konesera literatury — tylko tutaj Goethe może dzielić półkę z Harlequinami. Tuż obok postawiono dwa wygodne fotele i stolik kawowy, co w niewielkiej przestrzeni zapewnia miejsce dla zagorzałego czytelnika; dla spragnionych energiczniejszej rozrywki gości naprzeciwko ustawiono kanapę, a obok niej radio. W tym pozornym porządku najbardziej chaotyczne są wszechobecne rośliny i część kuchenna — to w niej z górnych szafek próbują wysypać się rondelki, na kuchence zwykle czeka gotowy obiad, w piekarniku pomieszkują patelnie różnych kształtów i rozmiarów, a lodówka — kiedyś naprawiona magią — od czasu do czasu zaczyna czkać niekontrolowanie. Rytuały w lokacji podszeptu (ST 103) kocioł smoły (ST 57) |
Wiek : 32
Odmienność : Słuchacz
Miejsce zamieszkania : Little Poppy Crest
Zawód : właściciel antykwariatu Archaios
Orestes Zafeiriou
ODPYCHANIA : 5
WARIACYJNA : 21
SIŁA WOLI : 19
PŻ : 173
CHARYZMA : 2
SPRAWNOŚĆ : 2
WIEDZA : 20
TALENTY : 14
2 czerwca, 1985 Lokalny katastrofizm rzadko miewał kształt prostokąta. Ładna, schludna i — szczęśliwy zbieg okoliczności czy spersonifikowana zasadzka? — w kształcie książki; paczuszka na progu antykwariatu była przybyszem z samego ogryzka Wielkiego Jabłka. Przesyłka tyleż wyczekiwana, co przyspieszająca bicie serca (niewykluczone, że odpowiedzialność ponosiły schody; Orestes miał trzy tysiące lat na karku i osiem stopni w górę mieszkania) nie wydawała przy transporcie ostrzegawczych piknięć, mrożących krew w żyłach chrobotań ani rytualnych właściwości. Nieświadomość o smaku kruszonki — ta stygnąca na kuchennym blacie z umiarkowaną ciekawością obserwowała niepozorny kartonik, który z dłoni wylądował na stole i na kilka błogich minut pogrążył się w zapomnieniu. Kontrolne zerknięcie na wskazówki zegarka upewniły Zafeiriou, że nadal miał czas; dziesięć minut do godziny zero, zanim w drzwiach mieszkania nad Archaios objawi się nowy gość. Pierwsze wrażenia były najważniejsze — czysty salon (bez skarpetki Perseusa przewieszonej przez oparcie fotela), uporządkowany stół (ewidentnie zasługa Winnie; pod nieobecność Orestesa dbała o mieszkanie jak o własne) i stos dwóch podręczników do łaciny były zaledwie preludium. Właściwa część symfonii miała śliwki, kruszonkę na wierzchu i subtelne smagnięcie cukru pudru. Kontrola czystości — zaaprobowana przez Jakuba, który obwąchał porzuconą na stole paczkę, prychnął pogardliwie i uciekł w kierunku sypialni Orestesa — zasłużyła na nastawienie czajnika; zanim do drzwi zapuka Thea, woda będzie gorąca, paczka na stole rozpakowana, a Zafeiriou gotowy na podzielenie się łacińską mądrością. Nóż w dłoni miał być na ciasto — Ores stanął przed najtrudniejszym z życiowych wyborów (książka czy wypieki?) i przegrał z głodem wiedzy. Stal nierdzewna przecięła brązową taśmę, którą oklejono karton i dopiero wtedy — późno; o wiele za późno — Orestes zrozumiał, czego brakowało przesyłce. Adresata. Odbiorcy. Znaczków. I— — Oh. Godności. Wystrzał nie był głośny, bo głośny być nie musiał — dramatyczne puf! było sygnałem na linii startu; tyle, że zamiast wyścigu, rozpoczął się brokatowy deszcz. Pudełko eksplodowało różem — nieradioaktywna chmura lśniących drobinek wzbiła się pod sufit atomowym grzybkiem, by po trzech sekundach teatralnego zawieszenia w bezruchu zacząć opadać w dół. Setki, tysiące, dziesiątki tysięcy małych, różowych drobinek kołysało się w powietrzu z gracją opadającego piórka; lutowe doświadczenia Orestesa z piórami nie należały do przyjemnych — nic dziwnego, że brokatowa bomba wpadła w kategorię skojarzeń spod gwiazdy Ja Pierdolę. — Malaka. Po pięciu sekundach brokat był wszędzie — na stole, świeżo wymopowanej podłodze, dywanie, włosach, cieście, tylko nie w paczce, w której przybył nie z odległego Nowego Jorku, tylko— Poprawka: brokat był też w nosie; kichnięcie Orestesa potwierdziło przypuszczenia i złożyło solenną obietnicę nowego uczulenia w zestawie greckich przypadłości. Krótkie zerknięcie na zegarek dało mu nadzieję; zdążę, użyję zaklęcia albo odkurzacza i— Pukanie do drzwi — dokładnie dwie sekundy i kolejne kichnięcie później — pozbawiło go złudzeń. — Malaka! Gdyby Thea była Greczynką, Ores miałby pół godziny; spóźnienia płynęły w śródziemnomorskiej krwi wespół z sosem tzatziki. — Idę, idę! — gdyby mógł, zamknąłby oczy i udawał, że brokatu nie ma; nie istnieje; to tylko zły sen, który zwieńczyła urwana w połowie myśl — Lyra, jeśli to Twój pomysł, znam antyczne klątwy na zasranie— — Cześć — impet otwieranych drzwi sprawił, że cieniutka warstwa brokatu na panelach zawirowała w lśniącym, różowym piruecie; w innych okolicznościach Orestes doceniły wizualny wymiar, ale chwilowo odliczał sekundy do Thei Uciekającej Z Miejsca Zdarzenia. — Przepraszam, coś się— Coś się zepsuło i nie było go słychać; może brokat zalepił gardło, skoro kilka szczypt właśnie pobłyskiwało we włosach jak limitowana seria łupieżu z linii produkcyjnej Barbie? — Kawy? Istniała szansa, że wróg nie wdarł się pod wieczko. |
Wiek : 32
Odmienność : Słuchacz
Miejsce zamieszkania : Little Poppy Crest
Zawód : właściciel antykwariatu Archaios
Thea Sheng
ANATOMICZNA : 5
ILUZJI : 5
ODPYCHANIA : 10
SIŁA WOLI : 10
PŻ : 176
CHARYZMA : 1
SPRAWNOŚĆ : 8
WIEDZA : 10
TALENTY : 9
Wieczorowe osłody wielokrotnie przybierały obrys prostokąta. Przesiąkały przez plastik osłaniający kasety magnetofonowe, zaszywały się w ciemnych kątach sypialni i rozpościerały przez rozległość kartek łacińskich podręczników. Kompanem samotnych wieczorów stał się język obcy, alias martwy, pomimo iż każdy szanujący się czarownik obcował z nim na co dzień. Jednakże Thea nie od dziś brudzi ręce ektoplazmą istnienia z pogranicza życia i śmierci — obecność bytów martwych wpisywała się w szaro-burą codzienność od momentu skończenia przez nią lat czterech. Ambicyjne zarzewie nadpalało otuloną lutowym śniegiem chęć poznania języka łacińskiego, w konsekwencji przetapiając umysłową statyczność w płynną dążność poznania. Archaios oferował bezlik mentalnych pożywek (choć Thea nadal upierała się, że Przeżytek przodował w personalnym rankingu, wyłącznie przez wzgląd na większe zniżki), zaręczając zaspokojenie aspiracyjnego apetytu ludziom równie zachłannym poznawczo, co ona. Zaparkowane w pobliżu antykwariatu auto połknęło ostatnie wersy How Sweet It Is To Be Loved by You, a powtarzane w myślach podstawy łacińskich fraz żegnały Marvina Gaye’a solennym ave atque vale. Specyfika nauki języków wymagała rozsupłania kłębu introwertyzmu i samowystarczalności względem korekty leksykalno-lingwistycznych defektów. Gorliwe kartkowanie ksiąg nie gwarantowało wiedzy kompletnej — Thea nierzadko łapała się na niezdarnie zlepianych zdaniach, przejęzyczeniach i rozszczepianiu dyftongu “ae” na dwie osobne artykulacje. Orestes obiecywał kawę, ciasto, obligatoryjną obecność Jakuba i obszernych pokładów wiedzy, mierzonych wysokością pięterek powstałych z dostępnych mu podręczników. Przede wszystkim — dysponował wydolnym, bijącym sercem, którym towarzyszące jej na co dzień cmentarne byty nie były w stanie się poszczycić. Wciąż miała czas — szczodre minuty dzielące ją od godziny zero nagradzały tytoniowym luksusem i płynącą z punktualności satysfakcją. Papieros, okadzający wkłute w umysł podstawy, stanowił substytut rozgrzewającego mięśni ćwiczenia. Nulla aetas ad discendum sera — prawdziwość sentencji (kapryśny dyftong zwycięsko spoił się w pojedyncze e, choćby to w myślach) poddana miała zostać próbie bezpośrednio po roztarciu tlącej się bibułki pod podeszwą, pokonaniem dzielącego ją od mieszkania dystansu i zderzeniem kłykci z drewnianą powierzchnią drzwi. Łacińskie korepetycje rzadko miewały koloryt jaskrawego różu. Aczkolwiek, tego dnia, Archaios witał ją nietypowym dresscodem złożonym z brokatowej skorupy przywierającej do pełni wnętrza. — He– Responsywne parsknięcie śmiechem było instynktem — podobnie jak osłonięty dłonią uśmiech. Ta następnie wysunęła się w kierunku oprószonego różem kosmyka, niby w dążeniu do empirycznego sprawdzenia prawdziwości witającego ją w progu zjawiska. Mierzone wzrokiem, przylepione do opuszków drobiny, mrugały w świetle z afirmatywną nonszalancją. — Jak powiedzieć po łacinie, ”nigdy nie wyglądałeś lepiej”? Duet wesołości i rozbawienia prędko ustąpił miejsca dociekliwości, pchającej ją ku zerknięciu Oresowi przez ramię. Malujące się na rysach Thei zdziwienie wtem nabrało krzykliwie różowych barw. — Kawa — nawet w tak kuriozalnej sytuacji brzmiała zachęcająco. — Zaczeka. Wyglądasz jakbyś potrzebował pomocy. Nie była jednak w stanie stwierdzić, czy od sprzątaczki, czy stylistki. — Co ty tam tak właściwie robiłeś? |
Wiek : 26
Odmienność : Medium
Miejsce zamieszkania : saint fall, deadberry
Zawód : grabarz