First topic message reminder : KĄCIK WRÓŻB Nieszczególnie pilnie strzeżoną tajemnicą jest drobna usługa świadczona w Archaios, która wyróżnia je na tle innych antykwariatów; większość magicznych obywateli Hellridge oraz nieliczni niemagiczni wiedzą, że w głębi sklepu urządzono niewielką przestrzeń, gdzie chętni za uiszczeniem drobnej opłaty mogą liczyć na wróżbę z fusów lub tarota. Odczyty prowadzone są przez właściciela antykwariatu i nie trzeba umawiać się wcześniej, wystarczy wizyta w Archaios — kącik wróżb umiejscowiono w głębi pomieszczenia i ukryto go za musztardowymi kotarami. Subtelne, złote światło rzucane przez lampę, wygodna kanapa, dwa fotele oraz okrągły stolik; miejsce, gdzie przeprowadzane są wróżby, posiada intymną i przyjemną atmosferę, którą zwykle wypełnia ziołowa woń liściastej herbaty. Nie mówi się o tym oficjalnie, ale stal klienci doskonale wiedzą, że za zakup przynajmniej trzech przedmiotów, wróżba jest darmowa. |
Wiek : ∞
Miejsce zamieszkania : Piekło
Zawód : Guru sekty satanistycznej
Perseus Zafeiriou
POWSTANIA : 25
WARIACYJNA : 6
SIŁA WOLI : 6
PŻ : 162
CHARYZMA : 2
SPRAWNOŚĆ : 3
WIEDZA : 15
TALENTY : 14
Odkąd sięga pamięcią — a nie sięga daleko; gdyby miał pamięć Winnie i mógł przypomnieć sobie trzeci rok życia, potrafiłby przywołać twarz mamy; może też to, jak pachniała? — lubił pytać, chociaż rzadko słuchał odpowiedzi. Dlaczego trawa jest zielona, a niebo niebieskie i czy gdyby było na odwrót, jak wpłynęłoby to na sytuację rynku kredek świecowych? Czy wielkie twierdzenie Fermata zostanie kiedykolwiek udowodnione, chociaż każdy powinien zauważyć, że droga do rozwiązania zagadki prowadzi przez wykorzystanie krzywych eliptycznych? Odkąd sięga pamięcią, lubił pytać i być pytanym, ale dziś — czy będzie sięgać pamięcią do tego momentu, czy odda wspomnienie Purze? — każde słowo zakończone znakiem interpunkcyjnym w kształcie kropki i haczyka, wywoła w umyśle wielką pustkę. W kosmosie nie rozchodzi się dźwięk — a przecież każdy człowiek to mikrokosmos. Huk zamykanego podręcznika, dygotanie herbaty w kubku, szeroko otworzone oczy (Winnie, czy wiesz, że źrenice—) — półcienie kącika były zdradliwe; zamiast ukryć, uwypuklały. Ból gardła — odhaczony. Zatrzymane w krtani słowa były haczykami, które ktoś (imię, nazwisko, adres, Percy zna każdy szczegół, więc dlaczego ktosiuje?) wplątał w struny głosowe. Ból głowy — obecny. Twarz pulsowała w rytm bicia serca; kiedy nie spał, tłumił to wrażenie niezdrową dawką paracetamolu, przy każdym, białym krążku myśląc: czy tak się to zaczyna? W krótkim momencie, gdy cisza i słowa zmieszały się w kociołku wydarzeń, serce zabiło mocniej; razem z nim ból. Zatkany nos — zdecydowanie. Oddech nie zawsze docierał do płuc. Nocą budził się z rozchylonymi ustami i wyschniętym gardłem; Orestes musiał źle sypiać — na szafce nocnej zawsze stała letnia, gęsta od miodu herbata. Suchy kaszel — nadejdzie. Jeśli za moment czegoś nie powie — nie mówi nic, bo głos zabrała Winnie, więc słuchał; zawsze jej słucha — zacznie odkrztuszać sylaby ze zlepionych milczeniem słów. Uczucie zmęczenia — permanentne. Nie pamięta, kiedy przespał całą noc. Może nigdy? Może tak naprawdę spał przez cały ten czas i dopiero w opuszczonych magazynach Valerio Paganini wybudził go ze śpiączki? Obolałe mięśnie — szczególnie sercowe. Od urodzin minęły prawie dwa miesiące; nie odważył się zapytać Winnie, kupiłaś walkmana? Zamiast tego pyta: — Obawiasz się? Uczepienie tych słów — słów, które nie miały znaczenia, tak po prostu się mówi, Percy — to banalny fortel; odwrócenie Jakuba ogonem. — Winnie, to byłby ekscytujący, medyczny przypadek, powinnaś— Być zachwycona. Powinna uczyć się do egzaminu i spędzić ciche popołudnie w kąciku Archaios. Powinna w spokoju dopić herbatę i nie musieć martwić się kimś, kto zapracował na każdy ślad, który nosi. Powinna wiele, ale przede wszystkim powinna być szczęśliwa; kiedyś potrafił sprawić, żeby była. Teraz— — To naprawdę nic takiego — skłamał i wszystko w ich otoczeniu wiedziało, że to kłamstwo — podręczniki na stoliku, musztardowa kotara, przekrzywiony kołnierzyk swetra, zmarszczone brwi Winnie i Winnie sama w sobie. Skłamał i pożałował każdego oszustwa, które popełni od tej chwili. — Próbowałem użyć sanaossy — wyznanie winy w drodze do fotela; kłębek kurzu wzbił się w powietrze, ale nikt nie zwrócił na niego uwagi — uczulenia nie stwierdzono. — Poza tym— Powinienem oddzwonić, kiedy Ores powiedział — Winnie dzwoniła, kiedy cię nie było. Zamierzał, nie zdążył; opuchlizna z ust zeszła dopiero dziś. — Nie chciałem cię martwić. Jak mi wyszło? |
Wiek : 26
Odmienność : Czarownik
Miejsce zamieszkania : Little Poppy Crest
Zawód : SPIKER RADIOWY, ZAKLINACZ, TECHNOLOG MAGII
Winnifred Marwood
ANATOMICZNA : 20
POWSTANIA : 5
SIŁA WOLI : 5
PŻ : 161
CHARYZMA : 1
SPRAWNOŚĆ : 3
WIEDZA : 18
TALENTY : 14
Zacisnęła mocniej brwi. Winnie, patrząc na Percy'ego, zawsze musiała patrzeć do góry, często niespecjalnie wyglądając na bardziej złą, niż była w rzeczywistości. Zwyczajna kwestia perspektywy. Teraz, miała wrażenie, że jej twarz nie potrafiła wystarczająco oddać dziejących się w głowie emocji. Nie było nic ekscytującego w tym, jak stres ściskał jej gardło. — Perseusie. Najpierw spojrzała na nos. Opuchlizna wokół niego nie była wystarczająca, aby był złamany, ale nie posiadała wszystkich informacji — mógł być w tym stanie od kilku dni; mógł— Nie. Rany wyglądały na świeże. Strupy ledwo zakrzepnięte, siniaki dopiero nabierały żółtawej barwy — albo to leniwe światło, które chwilę temu jeszcze było w zupełności wystarczające do czytania, teraz było irytująco słabe; potrzebowała ostrej, chłodnej żarówki szpitala, bo przy niej najłatwiej było wyłączyć zmartwione emocje — więc nie mógł długo egzystować w tym stanie. Jak długo? To musi boleć, jak— Niepewne spojrzenie w górę; oczy ponoć nie potrafiły kłamać. Nie uczyli wprawdzie o tym na studiach — to powiedziała jej kiedyś babcia, gdy tłumaczyła, jakim cudem zawsze wie, gdy to Junior zjadł ostatnie landrynki z puszki. To nic takiego; wszystko w otoczeniu wiedziało, że skłamał. Winnie wiedziała jako pierwsza, bo po oczach widać to najbardziej. — Martwić? Percy, kto ci to zrobił? — nie pytała co; doskonale widziała co. Jedynie kto i dlaczego pozostawało bez odpowiedzi. Kiedy było jedynie głuchą zagadką. Wystarczająco w przeszłość, by mogła poczuć złość, że nie zadzwonił od razu. Wystarczająco, aby poczuć niekomfortowy ścisk w żołądku, że już wtedy. Może wcale nie wyszedł. Może Orestes— Czas znów uciekał im przez palce, a ona była znów bała się, że o czymś zapomniała. Nie miała czasu, by czekać, aż usiądzie. Krok w stronę fotela musiał być wystarczający, by w cierpliwie niecierpliwym geście pociągnęła delikatnie jego rękę, wyprostowując ją w łokciu. Pierwszy wniosek — działa. Drugi wniosek — knykcie nie noszą śladów użytkowania; nie było więc mowy o walce, a o pobiciu. Kolejne wnioski przychodziły wraz z ręką na ramieniu, kierującą tułowiem pacjenta na fotel. Ruchy były oporne, stęknięcia z pewnością bolesne, a opuchlizna na twarzy zasługiwała na wyjątkowo mocne zaciśnięcie ze sobą brwi. W głowie szukała zaklęcia — nie mogła wykluczyć obrażeń wewnętrznych, krwiaki sugerowały mniejsze lub większe krwotoki, a wypuszczane z trudem powietrze z płuc miało swoje źródło głębiej, niż mogła dostrzec gołym okiem. — Sanaossa Magnus — zaczęła od podstaw. Najpierw to, co widać. Biała poświata na dłoni była chłodna w kolorze, ale ciepła w dotyku — magia, kierowana troską już tak miała. Zadrżała między jej palcami, by wchłonąć się w jego sweter i ciepłą falą zalać skórę; ta zaczęła zlepiać się w miejscach, które chwilę temu były jeszcze rozłączone. Teraz to, co cenniejsze. — Spirituspuritas Magnus — nie tylko cenniejsze, ale i mocniejsze. Dłoń zsunęła się na wysokość łokcia, zatrzymując palce w pewnym uścisku. Tym razem iskierki błysnęły mocniej, mlecznobiałą poświatą magicznej ekspresji wchłaniając się głębiej, niż pod sweter. Nie widziała efektów, ale nie musiała — były rzeczy, które się po prostu wiedziało. Zupełnie jak— — Percy, ja— Nie potrafiła zebrać w domu odpowiednich słów, by napisać list; by przyznać się, że odsłuchała kasetę i— Ale przy nim zawsze czuła się troszeczkę odważniejsza. Dłoń opuszczała rękę, ostatkiem dotyku zahaczając palcem o opuszki jego palców. Subtilis tactus, było cichym dopełnieniem terapii między słowami. Ból, który pozostał, powinien odejść wraz z ostatnim błyśnięciem pentakla. — Dzwoniłam do ciebie, ale— Nie było cię. Gdzie byłeś? — Lepiej? Sanaossa Magnus, st. 65 50 (k100) + 20 (magia anatomiczna) = 70 Spirituspuritas Magnus, st. 65 98 (k100) + 20 (magia anatomiczna) = 118 Subtilis tactus, st. 35 42 (k100) + 20 (magia anatomiczna) = 62 |
Wiek : 23
Odmienność : Czarownica
Miejsce zamieszkania : Little Poppy (tymczasowo)
Zawód : studentka medycyny i magicyny
Perseus Zafeiriou
POWSTANIA : 25
WARIACYJNA : 6
SIŁA WOLI : 6
PŻ : 162
CHARYZMA : 2
SPRAWNOŚĆ : 3
WIEDZA : 15
TALENTY : 14
Zwykle obliczał średnią wypadkową piegów na nosie — po zimie wyniki wahały się od siedemnastu do dwudziestu trzech, wszystko przez problem z klasyfikacją drobnych śladów bliżej płatka ucha. Mogły być maleńkimi pieprzykami albo odważnymi piegami; kiedyś były cztery, ale okazało się, że jeden tylko podszywał się pod pieprzyko—pieg i był tak naprawdę wyblakłym punkcikiem pozostawionym przez długopis. Tego popołudnia Perseus oblicza ilość drobnych pęknięć między ściągniętymi brwiami; każda pozioma kreska to jego wina, jego wina, jego bardzo wielka wina. Zmarszczki pogłębiały się razem z lekarską analizą — Percy znał to spojrzenie, przecież obserwuje je od lat. W ten sam sposób Winnie patrzy, kiedy w szopie dojdzie do naukowego wypadku, którym najczęściej bywa drzazga w dłoni, gwóźdź w pięcie, rozpuszczalnik pomylony z wodą albo woda pomylona z roztworem; pamiętaj, człowieku młody, zawsze lej kwas do wody. Co dzieje się w odwrotnym przypadku, Perseus odkrył na własnej skórze; Winnie odkryła efekt kwadrans później, kiedy próbował na własną rękę zatrzeć ślady zbrodni. Tym razem miał doświadczenie — utrzymał sekret przez niespełna trzy doby; zrozumiał też, że nie utrzyma go ani sekundy dłużej, jeśli pozwoli sobie na spojrzenie jej w oczy. — Ja— Ty? Nie mógł nie patrzeć; to przecież Winnie. Zmarszczone brwi, genialny umysł obracający skalę obrażeń wokół osi leczenia i cichy głos, przez który serce zaczęło gubić rytm — było winylową płytą, a Winnie — igłą, tym razem nie chirurgiczną. Dziś zamiast muzyki wybrzmiało to; fałsz zdartego winylu podskakującego na wyboju dorosłości. — Nie mogę powiedzieć. Ważne, żeby wiedziała. Ważne; w całym tym bólu to bardzo ważne, żeby Winnie wiedziała, że Perseus nie może o tym mówić — nie nie chcę. Nawet nie nie powinienem. Po prostu: nie mogę. Nie mogę, Winnie, każdy ruch — ból minie, znikną sińce, zagoją się rany, ale ten moment nie będzie możliwy do odtworzenia; Percy musi przekazać w nim wszystko — bo naraziłbym ciebie i Gniazdko. Nie mogę, bo czuję wstyd. Nie mogę, bo— — Boję się, że przestaniesz patrzeć na mnie— W ten sposób; jakbym był cokolwiek wart, a to... To bolałoby bardziej od obitego nosa, posiniaczonej żuchwy i wrażenia, że skóra płonie w kotle płonącej smoły. Szept pochłonęło ciche westchnienie bólu przysłoniętego ulgą; w czystej bieli magii unosiła się obietnica, że nie wszystko stracone. Znał teorię tego zaklęcia — kiedyś opowiedział Winnie, że dotyk nie był konieczny, ale upierała się, że w ten sposób czuje, czy pacjent odczuwa efekty; nie sprzeczał się. Lubił, kiedy robiła to w ten sposób — dłoń na materiale, magia w pentaklu, ukojenie w ciele, które było pewne, że nigdy więcej nie zazna spokoju. Zawsze będzie trochę zepsute, trochę obolałe, trochę drżące na myśl, że dotyk na łokciu wznieci nową falę bólu i nie zapewni żadnego ukojenia; bał się przy każdym, ale nie przy niej. Fotel próbował pochłonąć jego ciało w ten sam sposób, w który kojony ból pochłaniał magię — biel iskier przesiąkała przez materiał i skórę; zrozumiał, że może oddychać bez bólu dopiero, kiedy zabrakło mu oddechu. Opuszki palców na jego dłoni, puch sylab w jego umyśle; dzwoniłam do ciebie, ale— Dotyk, po którym wybrzmiało ostatnie zaklęcie, trwał. — Przy tobie — ostrożnie rozchylił palce, chwytając między nie wciąż ciepłą od magii dłoń — zawsze lepiej. Ulga w głosie przeciwko napięciu w spojrzeniu; w tej bitwie nie było zwycięzców. — Orestes nie wyjaśnił, dlaczego dzwoniłaś. Powiedział tylko— Nie mówił wiele — zdrętwiałe ze strachu dłonie odmawiały posłuszeństwa, kiedy próbował otworzyć apteczkę i nie rozsypać zawartości po kuchennej posadce. Percy wie, że później — kiedy krew przestała płynąć, brudne ubrania zniknęły w pralce, a pierwsza herbata z serii stu stanęła na szafce nocnej — usiadł w fotelu przy oknie i wylewał własny strach w sposób, w który nauczył się lata temu; w ciszy. — Powinniście porozmawiać. Splecione palce poruszyły się delikatnie; był gotów poluźnić uścisk, gdyby Winnie nie była gotowa na— — Chciałbym porozmawiać. Możemy? Teraz? Teraz, zaraz. Już. Teraz, Winnie; nie wiem, czy w tym tempie dotrwam do czerwca. Teraz — kaseta od miesiąca i ośmiu dni dzieli przestrzeń z zawsze—zepsutym—trochę—naprawionym radiem, kasztanowym koniem trojańskim i genialnym systemem sortowania skoroszytów. Od trzydziestu ośmiu dni Percy zastanawia się, czy popełnił największy błąd w życiu, utrwalając na taśmie to, co nieuchwytne, nienazwane, obce; więc dlaczego tak znajome? |
Wiek : 26
Odmienność : Czarownik
Miejsce zamieszkania : Little Poppy Crest
Zawód : SPIKER RADIOWY, ZAKLINACZ, TECHNOLOG MAGII
Winnifred Marwood
ANATOMICZNA : 20
POWSTANIA : 5
SIŁA WOLI : 5
PŻ : 161
CHARYZMA : 1
SPRAWNOŚĆ : 3
WIEDZA : 18
TALENTY : 14
Nie mógł powiedzieć. Winnie doskonale zdawała sobie sprawę z różnicy między słowem zapaść a napaść; zawał a nawał; zator a zwykły tor. Rozumiała więc, gdzie kończy się nie chcę a nie mogę. W drodze na spotkanie kowenu. Nie chciała, aby z cegieł nie mogę ci powiedzieć, zbudował się między nimi mur, ale nie miała innego wyjścia, jak zaufać mu. Było to proste; było to wręcz banalne, bo zaufała mu już milion razy i zaufa kolejne milion. Za każdym razem chwyci jego dłoń, nawet jeśli na koniec tańca wokół ogniska, znów wpadną w zaspę. — Cokolwiek się stało — mówi spokojnie, oglądając jak niektóre z siniaków, zaczynają blednąć, ostatecznie przyjmując kolor taki, jaki skóra mieć powinna. — Nie musisz się tego wstydzić. Nigdy nie przestanę na ciebie patrzeć, jakbyś był coś wart, bo jesteś wart— Wszystko cichnie. Pajęczyny złączonych palców; dotyk, delikatny jak jedwab, nie przerażał — dlaczego więc serce uciekało z piersi? Dlaczego wzrok miękł z każdym słowem; brwi rozluźniały się, a oczy próbowały powiedzieć coś, czego umysł nie potrafił? Dlaczego— Pokiwała głową. Świat zawsze był za głośny — zbyt prześwietlony, zbyt szorstki na brzegach i zbyt natarczywy w oczekiwaniach — ale świat nigdy taki nie był, gdy on był obok. Wszystko cichło; wszystko zwalniało i wiedziała, że on nie ma wobec niej żadnych oczekiwań. Mogła być — jak proste było to, że mogła po prostu być? Kolejne pokiwanie głową. Chciała z nim porozmawiać; dlaczego więc nie była w stanie nic powiedzieć? On znalazł formę, w której mógł to wyrazić — naturalną dla niego i bezpieczną, na wypadek odrzucenia. Ona nie potrafiła takiej znaleźć — żadna anegdotka w liście, o zwyczajach partnerskich żuków (Percy, wiedziałeś, że żuki obu płci przygotowują razem gniazdo, kopiąc pionowy korytarz, dla swojego potomstwa?) nie była wystarczająco wymowna. Całe życie obserwowała, jak ludzie dookoła niej wyrażają emocje i nie potrafiła pojąć złożoności tego języka. Wiedziała, że serce dorosłego człowieka waży niespełna pół kilograma i w wykonuje średnio siedemdziesiąt dwa uderzenia na minutę. W ciągu przeciętnego życia, ludzkie serce uderzy dwa przecinek pięć miliarda razy. Jak wytłumaczyć mu, że chciałaby, by był obok każdego z nich? — Twoja kaseta — zaczęła ostrożnie. Palce miały własną wolę i zgodnie z nią, wcisnęły się głębiej między jego, opuszki spoczywając na jak—przed—chwilą—stwierdzono—całych knykciach. — Nikt nigdy dla mnie czegoś takiego nie zrobił. W liceum chłopcy z klasy napisali dla niej — o niej — wierszyk i powiesili na ścianie jej szafki. Winnie nie znała się na poezji, ale okazało się, że słowo dziwna, można zrymować z wieloma innymi. Percy w kasecie nie użył go ani razu. — Chciałam ci— Przełknęła ślinę. Czuła, jak zasycha jej w gardle, a nawet nie była w połowie — w ułamku, w nanocząsteczce — tego, co chciała powiedzieć. Zacisnęła wargi ze sobą; to jak odpowiedź ustna, uspokajała się. Problem polegał na tym, że ilekroć próbowała się do tej rozmowy przygotować, słowa na kartce nie miały żadnego sensu. Nie wiedziała, jak takiemu uczuciu nadać sensu, dopóki nie spojrzała w jego oczy. — —podziękować. Mogę? Teraz? Teraz. Siedząc, był niewiele niżej od niej. Wystarczyłoby, by pochyliła się nieco do przodu i— Znała teorię. Wiedziała, ile mięśni wtedy pracuje (sto dwadzieścia sześć, w tym trzydzieści cztery twarzy); że wzrasta wtedy poziom dopaminy i oksytocyny we krwi, a redukuje się poziom kortyzolu. Odstresowuje — zupełnie, jak słuchanie muzyki. Zupełnie jak czterdzieści sześć minut i pięćdziesiąt dwie sekundy jego miłosnego listu, które potrafiła wyrecytować już z pamięci. Ja też nie umiem, powiedział przy ognisku, tak, jakby nie było w tym nic złego. Uwierzyła mu. Możemy nie umieć oboje i wciąż się dobrze bawić. Obiecujesz? Ostrożnie i powoli; spod przymrużonych oczu widziała dokładnie drogę. Jej wargi ledwie musnęły jego — bała się, że będzie go bolało; że zrobi coś nie tak, inaczej, niż się robić powinno i wszystko zepsuje — aż pierwszy dotyk okazał się niewystarczający. Oh. Oh, już rozumiem. |
Wiek : 23
Odmienność : Czarownica
Miejsce zamieszkania : Little Poppy (tymczasowo)
Zawód : studentka medycyny i magicyny
Perseus Zafeiriou
POWSTANIA : 25
WARIACYJNA : 6
SIŁA WOLI : 6
PŻ : 162
CHARYZMA : 2
SPRAWNOŚĆ : 3
WIEDZA : 15
TALENTY : 14
Nie mógł powiedzieć. Zasznurowane usta prawdy uśmiechały się smutno, kiedy patrzył na własne dłonie — tak było łatwiej. Niepokaleczone knykcie nie mogły mieć rozczarowania w oczach i nieufności na twarzy; nie mogły powiedzieć dlaczego mnie okłamujesz?, kiedy wymieniał talon szczerości na ukruszone żetony półprawdy. — To nie wstyd, Winnie — nie wstydził się przegrywania; Orestes zawsze powtarzał, że każda porażka bywa cenną lekcją. — To strach. Podobno trudniejsze od jego odczuwania jest tylko przyznanie, że się go czuje. Strach paraliżował, kiedy magia iluzji przenikała przez linię pentagramu; strach kazał powtarzać wywiązałem się z umowy, kiedy wrażenie, że ciało wrze w wypełnionym smołą kotle odbierało zmysły. Strach zamknął drzwi do sypialni i nakazywał milczenie nawet w obecności ludzi, przy których Percy nigdy nie bał się mówić. Inna odmiana strachu — strach przed odtrąceniem — zmieniła słowa w muzykę. Pamięta własne palce, drżące i zdrętwiałe z niepewności, kiedy ostrożnie naklejał taśmę na kasetę; pamięta trzydzieści osiem nocy przekonania, że Winnie odsłuchała zawartość i miała nadzieję, że w końcu o tym zapomną. Zapamięta też to — chwilę ostrożnego przyznania, że słyszała każde słowo, że zrobił coś wyjątkowego, że chciała porozmawiać wcześniej, że nikt nigdy— — Naprawdę? Dlaczego nie?; nie zapytał. Nie chciałbym, żeby ktoś inny nagrywał dla ciebie kasety; nie przyznał. (Cieszę się; nie powiedział, bo mówiąc A, musiałby wymienić cały alfabet — cieszę się, ale nie z tego, że nikt nigdy nie zrobił dla ciebie nic podobnego, bo zasługujesz na najlepsze prezenty świata, nawet jeśli nie kosztowały wiele i tak naprawdę może wolałabyś coś ładniejszego, kolczyki albo bransoletkę, ale uznałem, że ostatnio nosiłaś tylko taką, która zrobiła dla ciebie Aurora, a skoro nie potrafię robić tak ładnych, jak ona, uznałem, że przygotuję coś, na czym się znam, to jest, na muzyce i fizyce kwantowej, ale pewnie nie byłabyś zadowolona z liniowego akceleratora cząstek, więc uznałem—) Nie powiedział. Cisza wirowała wokół splecionych z sobą dłoni — kiedy zacisnęła palce mocniej? Kiedy pogładził drobne, genialne knykcie opuszkami? Kiedy zdążył pomyśleć atomy nie mają uczuć, więc dlaczego moje lubią twoje? — i kończyła się na szeptanym wydechu słów. — Nie musisz, to był— Prezent. Przymiotnik niedokonany, odległość nieistniejąca i ciepło, które— On też znał teorię. Wiedział, że serce dorosłego człowieka w stanie spoczynku powinno uderzać od siedemdziesięciu do siedemdziesięciu pięciu razy na minutę — wiedział, że optymalna temperatura ciała waha się od dziewięćdziesięciu siedmiu koma ośmiu do dziewięćdziesięciu ośmiu koma sześciu stopni Farenheita. Wiedział, że za rozszerzanie źrenic odpowiada układ współczulny reagujący na silne bodźce zewnętrzne; wiedział, że ilość oddechów na minutę wynosi od dwunastu do piętnastu, wiedział— Wiedział, że żadna teoria nie uwzględniała czynnika Winnie Marwood. Ostatnia prosta była równaniem zaprzeczenia — rzęsy rzucały na policzki długie cienie; im mniejsza odległość, tym dłuższe się stawały. Były ścieżką, po której mógłby dotrzeć w niebieskie sadzawki tęczówek, gdyby tylko zdążył; pół wdechu później nie chciał zdążyć. W ułamku dziesiętnym sekundy Perseus Zafeiriou po raz pierwszy w życiu przestał się spieszyć. Klepsydrę czasu przewróciło muśnięcie; sypki piach znieruchomiał razem z ciałem, z myślami, z każdą teorią funkcjonowania organizmu żywego. Nie było siedemdziesięciu pięciu uderzeń serca na minutę, dziewięćdziesięciu ośmiu stopni Farenheita, piętnastu oddechów; były tylko usta i muśnięcie lżejsze od pierwszego tchnienia lata nad Wallow. Były tylko usta i ciepło, które zaczynało się w cichym wydechu chwytanym między rozchylone wargi. Były tylko usta i były aż usta — Percy znał teorię; atomy są puste, więc nigdy tak naprawdę nie dotykają innego ciała stałego, ale— — Winnie— Pochylona nad nim, wciąż z przymkniętymi powiekami; Winnie nigdy nie była zbiorem atomów. — Ja— Winnie nie była słownikiem pojęć medycznych w słomkowym kapeluszu ani fizyką w ogrodniczkach; była ciepłym policzkiem, do którego Percy uniósł dłoń. Była lekko zadartym nosem, którego czubek musnął jego — za duży i nieładny w konfrontacji z doskonałością. Winnie nie była ciekawostkami o żukach, zestawem kolorowych skoroszytów, naklejką na radiu, opatrunkiem na skaleczeniu, zmarszczonymi brwiami, zimnym kubkiem niedopitej herbaty; była powodem, dla którego nadkładał drogi do uniwersytetu i przyczyną, przez wzgląd na którą wciąż nie odbudował dzielącej ich odległości. Winnie była źródłem odwagi — po trzydziestu ośmiu dniach wreszcie ją w sobie odnalazł. — Chciałem zrobić to od dawna — atom nigdy nie dotknie drugiego atomu, ale nie składali się tylko z nich — kiedy wargi zahaczały o miękkie płatki ust, aż przelotne muśnięcie zmieniło się w prawdziwy pocałunek — w dotyk, nacisk, ruch; ile mięśni podejmuje pracę teraz i dlaczego sercowy jest najważniejszym z nich? — Perseus był dokładnym przeciwieństwem atomu. Wreszcie czuł się pełny. |
Wiek : 26
Odmienność : Czarownik
Miejsce zamieszkania : Little Poppy Crest
Zawód : SPIKER RADIOWY, ZAKLINACZ, TECHNOLOG MAGII
Winnifred Marwood
ANATOMICZNA : 20
POWSTANIA : 5
SIŁA WOLI : 5
PŻ : 161
CHARYZMA : 1
SPRAWNOŚĆ : 3
WIEDZA : 18
TALENTY : 14
Miała teorię, na temat tego, jak powinno to przebiegać. Należało wargami dotknąć cudzych warg (będą wilgotne od skropionego oddechu), potem je rozchylić, potem uważać, by nos nie uderzył o nos, a zęby— Winnie; to jej imię. Ja; to on, próbuje powiedzieć coś. Może chce, by przestała? By się odsunęła? By zostali dalej przyjaciółmi? Przyjaciele nie mogą się całować; przyjaźń się kończy, gdy zaczyna się całowanie. Miała teorię, ale ona nie zakładała, że podbrzusze zaciśnie się w dziwnie przyjemnym skurczu. Nie zakładała, że serce przyśpieszy tak, jakby chciało w tej sekundzie dobić to tych dwa przecinek pięć miliarda razy; jakby to było to, koniec podróży. Więcej nie trzeba. Miała teorię, która okazała się zupełnie niepotrzebna, gdy obok był on. Chciałem zrobić to od dawna. Nie powinna się dziwić. Więcej z Percym zawsze było jedynie początkiem. — Dlaczego nie— Dlaczego nie zrobiłeś tego wcześniej? Nieistotne, robił to teraz. W tej konkretnej sekundzie, wybranej z nieskończonej galaktyki innych sekund, sprawił, że wszystkie przeszłe nie były już istotne, a wszystkie przyszłe mogłyby równie dobrze nie istnieć. Końce światów, egzaminy, zaliczenia, zmiany w kawiarni i to, czego nie mógł jej powiedzieć, zostało wyciągnięte ze świadomości. Znajoma dłoń otuliła jej policzek; był to pierwszy raz, gdy jej tak dotykał, ale skóra reagowała tak, jakby był już jej stałym bywalcem. Jakby idealnie pasowała do kształtu jej twarzy; jakby była idealnie duża, by palcami zahaczyć o linię jej włosów. Wraz z dotykiem przyszedł ruch, z ruchem energia, a z energią niepewny pocałunek stał się czymś, co do czego (kogo) nie miała żadnych wątpliwości. Po raz pierwszy, od kiedy sięga pamięcią, o niczym nie myślała. Bliżej, to nie myśl, a odruch. Bliżej, między wysunięte w przód kolano. Bliżej, tak, by nosy zahaczały o siebie za każdym razem, gdy usta mówią więcej. Nie była pewna, jak liczy się pocałunki; czy oderwanymi wargami, zaczerpniętymi oddechami? Uderzeniem serca, które z radości mogło wyskoczyć z piersi? Byłby to przeciwny, medyczny przypadek — umrzeć z radości. — Mhm— Fragment oddechu, chwilowe rozłączenie i jedno słowo, które przebiło się na zewnątrz. Percy od dawna nie był już chłopcem, którego jej ojciec przyprowadził pewnego popołudnia do Wallow. Zagubionym nastolatkiem, który zajmował szopę, potem miejsce przy stole, a potem miejsce przy stole tuż obok niej. Z gościa stał się stałym bywalcem, ze stałego bywalca przyjacielem, z przyjaciela członkiem rodziny, z— — Nie— Stał się po prostu Percym. Percym, którego włosy były przydługie i miękkie; w które palce idealnie się zatapiały. Percym, którego nos miał kształt jak żaden inny; bo Percy był jak nikt inny. Percym, który smakował jak wieczorna herbata i pierwsze promienie lata; jak słońce, które delikatnie łaskocze w nos i ogrzewa skórę. — —nie boli cię? Otworzyła oczy, nie spodziewając się, że będzie tak blisko. Nie potrafiła wskazać momentu przysunięcia, ale znajdujące się w swoim przyciąganiu ciała świadczyły o tym, że nastąpiło. Bliskość zawstydzała tylko trochę; widziała każdą plamkę innego odcienia niebieskiego, jaką miał w oku; mogła policzyć każdą, długą rzęsę i każdą zmarszczkę uśmiechu, jaka odbiła się na jego skórze. Mogła pochylić się i spróbować znów. — Chciałam, byś to zrobił od dawna — przyznała, zamiast uciekać. — Na pewno od urodzin, albo i ogniska, albo wakacji, albo ślubu Wendy, albo— Odwaga, zamiast strachu. |
Wiek : 23
Odmienność : Czarownica
Miejsce zamieszkania : Little Poppy (tymczasowo)
Zawód : studentka medycyny i magicyny
Perseus Zafeiriou
POWSTANIA : 25
WARIACYJNA : 6
SIŁA WOLI : 6
PŻ : 162
CHARYZMA : 2
SPRAWNOŚĆ : 3
WIEDZA : 15
TALENTY : 14
Miał wiele teorii — Grecy wynaleźli nawet to; theoría życia, względności, nadciekłej próżni, wielkiej unifikacji — ale dla atomów Winnie Marwood nawet Perseus Zafeiriou nie potrafił znaleźć hipotezy. Anatomia zawodziła, fizyka nie wystarczała, reakcja chemiczna byłaby wskazówką, gdyby tylko potrafili (potrafią, chociaż nie teraz) wymienić, który neuroprzekaźnik syntezowany odpowiada za wystrzały szczęścia w mózgu (C8H11NO2, tak, ale—) Ale przecież żaden związek chemiczny nie mógł określić innego związku — zależności, które od lat powstawały w ich ciałach, umysłach i na tym, czego nie potrafiłaby określić nauka ścisła — emocjach. Nieświadome tygodnie (miesiące i lata; czym było od dawna?) czekania, aż moment będzie właściwy, okoliczności sprzyjające, czas i miejsce wymarzone, przestały odgrywać rolę. Chciał zaczekać do rozmowy o kasecie, może pikniku, wieczoru nad rzeką w Wallow, do spaceru po lesie albo dnia, kiedy palce Winnie będą zarumienione od soku poziomek; zawsze zrywała je ostrożnie, owoc po owocu — po raz pierwszy pomyślał, że chciałby scałować z jej opuszków sok, kiedy— Kiedy? Rok, dwa, trzy lata temu; bez znaczenia. Na samym początku nie chciała go w Gniazdku — był echem z liceum, bezimienną twarzą mijaną na tłocznych korytarzach. Potem zaistniał w szopie; próbował być cicho, ale pan Marwood opowiadał o teorii magii w sposób, który ekscytował — wokalność była formą uznania. Wreszcie usiadł przy stole — pamięta, że podczas pierwszego obiadu potrącił łokciem dzbanek z sokiem i złapał go dopiero, kiedy połowa zawartości spłynęła w dół; Winnie była po cichu zła, pani Marwood wyrozumiała, pan Marwood nawet nie zauważył, Percy płonął ze wstydu — wracał do domu, który nie był jego domem, tylko obcymi pomieszczeniami ludzi, których imion dziś nie pamięta, nieświęcie przekonany, że to ostatnia wizyta w Wallow. Dwa tygodnie później naprawiał płot naprzeciwko okien Winnie; czytała na parapecie, więc próbował wbijać gwoździe cicho — nie pisnął nawet, kiedy drzazga wdarła się pod skórę dłoni. Potrzebowała tylko pięciu minut, żeby wystawić diagnozę. Potrzebowała wielu tygodni, żeby wrócić do urodzinowego prezentu; w żadnym z tych wypadków Percy nie próbował jej poganiać. Dziś próbowała — próbowała; ich usta nadal splatały z sobą atomy, próbując połączyć to, co oddzielał strach — zapytać, dlaczego zwlekał tak długo. Powinien cieszyć się, że na próbach poprzestała — powinien całować ją tak długo, aż zapomni o słowach i pytaniach w ten sam sposób, w który zapominał teraz on. Nie było świata, bólu, sińców, błędów i kłamstw, które ukrywał za papirusową maską; istniał tylko dotyk na policzku i zgubiona rachuba. Ona po raz pierwszy od dawna nie myślała; on po raz pierwszy od dawna nie liczył. Dopiero nie— obudziło strach; co, jeśli popełnili błąd? Co, jeśli zrozumiała, że nie był dostatecznie dobry — bo przecież sama zasługiwała na to, co najlepsze? Co, jeśli— — Nie — głowa zaprzeczyła razem z dźwiękiem, dla pewności, że zostanie zrozumiany. Nie bolało; przy Winnie ból znikał, nie wykwitał na nowo. Była remedium na zło tego świata, balsamem na każdy przestrach, którym karmił się od miesięcy. Nie bolało; nie cierpiał. W tym momencie — z dłonią na gorącym policzku i odległością, która w niczym nie przypominała dekady przypadkowych zbliżeń; nawet wtedy, w zaspie — znikały obawy. Prawda, wyznana na granicy ust i delikatnie muskającego o policzek nosa, była szczególnie istotna; próbował odkupić sekret szczerością. — Potrzebowałem czasu i pewności — że to nie marzenie utkane z płomieni nad ogniskiem; że uśmiech, który dla niego zachowywała, nie był myśleniem życzeniowym. — Pierwszy skończył się— Kilka tygodni temu — w tym samym antykwariacie — miał dłonie pełne czerni, głowę pełną strachu i ramiona pełnie Winnie; strach o nią pomógł mu zapomnieć o zmęczeniu — po koszmarze w Maywater, był gotów przebiec kilka dzielnic. — Wtedy, na promenadzie. Wtedy, kiedy po powrocie do Archaios, na własne oczy przekonał się, że Orestes był cały; wtedy, kiedy Winnie próbowała naprawić to, co zepsuło się w nim na stałe. Dziś, po raz pierwszy od wielu tygodni, czuł się pełny — dziś, po raz pierwszy w życiu, mógł przesunąć dłoń z policzka na szyję i poczuć puls; Winnie w ten sposób ratowała ludzkie życia. Percy próbował ratować siebie. — Drugą właśnie zyskałem. Szczerość, zamiast kłamstw. |
Wiek : 26
Odmienność : Czarownik
Miejsce zamieszkania : Little Poppy Crest
Zawód : SPIKER RADIOWY, ZAKLINACZ, TECHNOLOG MAGII
Winnifred Marwood
ANATOMICZNA : 20
POWSTANIA : 5
SIŁA WOLI : 5
PŻ : 161
CHARYZMA : 1
SPRAWNOŚĆ : 3
WIEDZA : 18
TALENTY : 14
Tak, ale— Oboje byli nieprzeciętnie zdolnymi przedstawicielami młodego pokolenia czarowników. Mieli inne metody i procedury dla swojego geniuszu; na koniec dnia sprowadzali je jednak do tego samego — każde z nich miało potencjał, aby w życiu dokonać czegoś wielkiego. Tak, ale— Teraz Winnie nie myślała o wielkiej przyszłości; nie myślała w ogóle. Ani trochę nie myślała o każdym skrawku wspólnej przeszłości, który doprowadził do tego momentu. O tych wszystkich razach, gdy widok opalonej, greckiej skóry sprawiał, że nie myślała o raku skóry, a o tym, jak ładnie błyszczała się w słońcu i jeszcze mocniej podkreślała błękit jego oczu. O pierwszych rozmowach o książkach, muzyce i zawiłościach wszechświata. O momentach, gdy siedzieli na dywanie w jej pokoju i ich ramiona niemal się dotykały. O tym, jak przypadkowe zetknięcia wprawiały ją w podejrzenia u siebie arytmii serca — tym bardziej nie myślała o tym, jak przez to zbadała, czy faktycznie jej nie ma. Kiedy? Rok temu? Dwa? Trzy? Bez znaczenia; z początku nie chciała go w ogóle. Zaburzał swoją obecnością starannie wypracowaną codzienność. Nauczyła się już egzystować w rodzinnym chaosie, skutecznie lawirować między rodzeństwem i ich barwnymi osobowościami. Wszystko miała wypracowane, a wtedy pojawił się on. On, który chaosu miał dwa razy tyle, co cała jej rodzina. On, który wywracał dzbanek z sokiem, zalewając ceratę na stole. On, który w milczeniu ukrywał drzazgę w palcu. Ona, która potrafiła wyraźniej usłyszeć milczenie niż ktokolwiek inny. Pamiętała, że to był pierwszy raz, gdy go dotknęła. Powiedziała, że jak na fakt, że ma tak dużą dłoń, strasznie ciężko jest wyciągnąć mu drzazgę. Pewnie dlatego, że ciągle się ruszasz, upomniała go, a on uśmiechnął się w sposób, który wydawał jej się wtedy głupi, a teraz nie wyobrażała sobie piękniejszego uśmiechu na świecie. Teraz jego ruchliwość nie przeszkadzała w niczym. Usta były spragnione dotyku; policzek czerwienił się i oddech przyśpieszał, gdy dłoń na nim zaciskała się mocniej. Mocniej nie w znaczeniu boleśniej; nie wbije sobie drzazgi na jej skórze. Mocniej w znaczeniu bliżej i więcej. Paradoksalnie, Winnifred Marwood była bardzo zachłanną osobą. Z początku nie chciała go w ogóle; teraz nie wyobrażała sobie codzienności, w której nie istniał. Czy istniała bardziej egoistyczna myśl, niż ta, która próbowała go przy niej zatrzymać na zawsze? Pogładziła kciukiem jego policzek, uśmiechając się z początku delikatnie, ale z każdym pokiwaniem głowy, uśmiech rósł. Osiągnął poziom krytyczny, gdy czubek jego nosa łaskotał ją w twarz. Nie sądziła, że istnieje takie szczęście, które— — Oh— To nie tak, że przypomniał jej o promenadzie. Pamiętała o niej — pamiętała o nim, jego pokrytych czernią dłoniach i przerażeniu, które widziała wtedy na jego twarzy. Nie mogła o tym zapomnieć i to wcale nie dlatego, że o niewielu rzeczach w życiu zapomniała. Ciężko jest zapomnieć o momencie, w którym bliska osoba cierpi w przerażający i niewytłumaczalny sposób. Powraca w snach i obawach bezradności wobec czyjegoś bólu. — A twoje ręce? Czerń wróciła czy samoistnie zniknęła? Kiedy? Próbowałeś jakiś maści? Był taki rytuał, nie zdążyłam ci powiedzieć— Winnie, stop. Winnie, nie o tym. Nabrała w płuca powietrze — smakowało podobnie jak on, jeszcze przed chwilą. Jak dreszcze w dół kręgosłupa, które poczuła, gdy dłoń przesunęła się z policzka na krtań. Przymknęła oczy, a powietrze wydostało się z organizmu w postaci westchnięcia. Gdy je otworzyła, miała tylko jedno pytanie. — Co teraz, Percy? Tego literatura już nie obejmowała. |
Wiek : 23
Odmienność : Czarownica
Miejsce zamieszkania : Little Poppy (tymczasowo)
Zawód : studentka medycyny i magicyny
Perseus Zafeiriou
POWSTANIA : 25
WARIACYJNA : 6
SIŁA WOLI : 6
PŻ : 162
CHARYZMA : 2
SPRAWNOŚĆ : 3
WIEDZA : 15
TALENTY : 14
Tak, ale—? Miesiące (lata?) wypełnione kratkami tłumaczenia samych siebie — letnie, upalne dni w Wallow i zimowe poranki we wnętrzu kawiarni. Jesienne spacery w głąb sadu na pograniczu uprawnych pól rodziny Padmore; wiosenne popołudnia w Eaglecrest, kiedy czekał przed budynkiem uczelni, zamiast cześć, Winnie witając się z widziałaś przebiśniegi? Tak, ale— Niektóre z dróg były jednokierunkowymi szlakami w nieznane; żaden słupek nie odmierzał przebytych mil, na rozdrożu żadna plakietka nie podpowiadała, w którą stronę skręcić. Czasem błądzenie było jedynym możliwym szlakiem, metodą prób i błędów, wypadkową prawdopodobieństwa odnalezienia szczęścia, które odmierzano nie w progach procentowych, ale promilach — granicę powodzenia wyznaczał krok. Rusz w prawo — nigdy się nie spotkacie. Skręć w lewo — będzie czekać w wyblakłym fotelu wciśniętym w kąt antykwariatu. Ile decyzji, zbiegów okoliczności, szczęśliwych trafów i przypadków musieli popełnić po drodze, żeby dziś znaleźć się tutaj? Tak, ale— Ale może zawsze miało tak być; albo nie wydarzyć się nigdy? Może byłoby lepiej, gdyby najpierw wyznał panu Marwood, dlaczego w obecności Winnie śmiał się głośniej i częściej trafiał młotkiem w palec, byleby zyskać pretekst do zapukania we framugę drzwi jej pokoju? Może byłoby łatwiej, gdyby powiedział jej wszystko wtedy, w zaspie; może tamten moment szczerości zaprzepaściłby wszystko, co wydarzyło się od tamtego momentu? Winnie nie myślała o przyszłości, Percy nie analizował przeszłości; tak, ale— zamilkło, kiedy usta dotknęły ust. Ucichło, gdy opuszek palca odcisnął w miękkim policzku drobne wgłębienie. Zniknęło w chwili, w której Perseus zrozumiał, że Winnie smakowała herbatą, miodem i tym, w czego istnienie kiedyś stracił wiarę, by z pomocą Gniazdka odbudować ją na ruinach tego, co istniało kiedyś. W całym morzu tak, ale— Winnie smakowała domem, a Percy zrozumiał, że przez wszystkie te lata był bezdomny — aż do dziś. — Winnie — ręce, promenada, tamten strach; wszystko nieistotne, nieważkie, niebyłe. Troska zalewała błękitne tęczówki i dołączała do strumienia słów — Perseus zapomniał o bólu; po raz pierwszy od trzech dni był w stanie mówić, oddychać i uśmiechać się bez obawy, że drobne drgnięcie mięśni wypełni umysł płynną rtęcią cierpienia. — Winnie, to minęło. Teraz— Co teraz, Percy? Teraz chciałby złapać ciche westchnięcie Winnie we własne płuca i nie musieć oddychać w życiu niczym innym; delikatne drżenie palców zdradziło strach przed pragnieniami, które próbował wyciszać. Od tygodni zabudowywał je tamą — wystarczył pocałunek, by ujawnić wady konstrukcyjne. — Teraz nie musimy się spieszyć. Prawda przesiąkła przez pęknięcia w rzeczywistości; od dziś nic nie będzie takie samo. Percy nie chciał, by było. — Masz egzaminy i studia, i nie zamierzam ci w tym przeszkadzać, nawet jeśli zacznę dzwonić o dziwnych porach, żeby zapytać, czy miałabyś ochotę na kawę i— Błękitne oczy, wyblakłe piegi, rumieńce na policzkach, przyspieszony puls pod opuszkami palców — Winnie składała się z atomów, które potrzebowały energii — koślawy tok myślenia wyłowił kofeinowe słowo—klucz i uczepił się go z oddaniem. — Miałabyś ochotę? Na kawę? Winnie w Gniazdu odparłaby chętnie, zaraz nam zaparzę; Winnie w antykwariacie— — Taką w kawiarni. Nie tej, w której pracujesz, tylko— Taką, za którą będzie mógł zapłacić, przynieść do stolika i zza pleców wyciągnąć ukryty talerzyk z kawałkiem bezy. — Chciałbym zaprosić cię na randkę z prawdziwego zdarzenia. Od tego powinniśmy zacząć. Życie Winnie było pełne powinności — po raz pierwszy od dawna zrobiła to, czego potrzebowała; nie to, co musiała. Percy zamierzał upewnić się, że przyszłość — nieistotne, ile jej otrzymają — będzie dla niej dokładnie tym. Potrzebą, nie przymusem. |
Wiek : 26
Odmienność : Czarownik
Miejsce zamieszkania : Little Poppy Crest
Zawód : SPIKER RADIOWY, ZAKLINACZ, TECHNOLOG MAGII
Winnifred Marwood
ANATOMICZNA : 20
POWSTANIA : 5
SIŁA WOLI : 5
PŻ : 161
CHARYZMA : 1
SPRAWNOŚĆ : 3
WIEDZA : 18
TALENTY : 14
Tak; żadne ale. Odkryła, jak cichy potrafi być przy nim świat. Niesamowite zjawisko — Percy był przecież najgłośniejszą osobą, jaką znała, a jako jedyny potrafił sprawić, że wszystko dookoła cichło; cichło w takim spokojnym i nieprzerażającym tego słowa znaczeniu. To nie była cisza przed burzą, a poranki w Wallow, gdy złoty wschód słońca przebijał się przez mgłę nad polem i cały świat zdawał się tonąc w złocie. Wszystko jeszcze spało, albo dopiero budziło się do życia, a kawa z kubka zawsze intensywnie parowała. Przeczesała ręką jego włosy; jego włosy przypominały jej zawsze poranki w Wallow. — Chciałabym, byś mi przeszkadzał — wyznała cicho, jakby sama przed sobą wstydziła się tej myśli. — Czasami i bardzo okazjonalnie, ale lepiej mi się myśli, gdy trochę mi poprzeszkadzasz— Gdyby nie jego przeszkadzanie, to zapomniałaby o istnieniu czegoś takiego jak przerwa. Gdyby zimą nie zaciągnął jej na ognisko, to by nie poszła. Gdyby nie przyniósłby jej tego wygniecionego rogalika na zajęciach, to pewnie nic by tego dnia nie zjadła. Nawet nie wiedziała ile życia by ją ominęło, gdyby nie on. Teraz to dostrzegała. Było jej łatwiej, bo patrzyła mu przecież w oczy. — Albo gdy dzwonisz o dziwnej porze. Czasami zapominam, że jest jakiś świat dookoła, a ty mi o nim przypominasz, chciała dodać, ale wyczerpała już resztki swojej odwagi na dziś. Całą skupiła na tym, by go pocałować. Randka z prawdziwego zdarzenia; będzie musiała sprawdzić w encyklopedii, jak ją definiują. Nie mogła być pewna, jak powinna taka przebiegać — nigdy na żadnej nie była. Z magazynów Emmy (nie, żeby czytała; rzuciło jej się po prostu w oczy) wynikało, że najważniejsze w pójściu na randkę jest ubiór. Odpowiednia fryzura, buty i makijaż. W tym Winnie nie była ani trochę dobra. — Czy miałabym ochotę na kawę? — powtórzyła, jak głupia. Winnie nie była głupia. Winnie, co się z tobą dzieje? Myśli, które jeszcze chwilę temu stały w miejscu, teraz zaczynały się rozpędzać, a ona doszła do wniosku, że to całe całowanie było znacznie latwiejsze, niż umawianie się na randki. — Dobrze, kawa. Tak — zaczęła kiwać głową i nie mogła przestać; nie mogła przestać się też uśmiechać. Aż policzki zaczynały ją od tego boleć. — A potem? Musisz mi powiedzieć, co potem, żebym mogła się ubrać adekwatnie do pogody. Winnie jeszcze nie wie, ale będzie wtedy ciepło — w maju jest już ciepło. Percy z pewnością też nie wie — chociaż siedzą w kąciku na wróżby, to żadne z nich się na nim nie zna. Kwietniowa kontuzja przyjdzie z zaskoczeniem; rodzinny dramat również. Ale to nic, pomyśli Winnie, gdy będzie smarowała masłem bułkę w kuchni nad antykwariatem. Freddie będzie spał na fotelu obok Jakuba, a czupryna Percy'ego wystawać będzie zza oparcia kanapy. To nic, bo powiedział, że nie musimy się śpieszyć. Naprawdę nie musieli się nigdzie śpieszyć. oboje z tematu |
Wiek : 23
Odmienność : Czarownica
Miejsce zamieszkania : Little Poppy (tymczasowo)
Zawód : studentka medycyny i magicyny