Anaica Laguerre
ILUZJI : 20
POWSTANIA : 4
SIŁA WOLI : 8
PŻ : 186
CHARYZMA : 4
SPRAWNOŚĆ : 14
WIEDZA : 6
TALENTY : 14
First topic message reminder : BALKON Pod względem urządzenia, nieduży balkon mógłby śmiało uchodzić za dodatkowy pokój. Wiele pracy zostało włożone w to, by loggia była równie przytulna co reszta mieszkania. Choć w co niektórych elementach da się dostrzec oszczędności - siedziska wykonane zostały z palet; poduchy nijak do siebie nie pasują, ewidentnie zbierane były po różnych targach staroci; pojemniki na świece to w dużej mierze po prostu kolorowe słoiki - balkon ma swój urok, który inaczej trudno byłoby osiągnąć. |
Wiek : 29
Odmienność : Czarownica
Miejsce zamieszkania : Saint Fall
Zawód : Iluzjonistka i tancerka, dama do towarzystwa
Javier Rivera
ODPYCHANIA : 5
POWSTANIA : 20
SIŁA WOLI : 15
PŻ : 183
CHARYZMA : 3
SPRAWNOŚĆ : 9
WIEDZA : 6
TALENTY : 24
TW: erotyka Ana musiała mieć świadomość, jak trudne były pytania, które mu zadawała – szczególnie w tych okolicznościach, a nie po prostu siedząc razem przy winie i wymieniając się faktami z życia nad elegancką kolacją. Choć czy właśnie tak nie zaczęli? Pizza z ananasem z pewnością nie zaliczała się do eleganckich, ale była pełnoprawnym posiłkiem, a wino zorganizowane przez Anaikę, wciąż winem pozostawało. Tylko cała oprawa, wypowiadanie pytań, które o wiele lepiej nadawały się na zwykłą randkę w czasie, gdy tak beztrosko wydzielała mu czułości, sprawiała, że Javiemu kręciło się w głowie – dla odmiany w ten dobry sposób. Chyba. Chyba dobry. Sam już nie wiedział. Za dużo było dzisiaj słów i emocji. Odpowiedział jej na pytanie dotyczącego jego marzeń, odsłaniając na moment swoje poważniejsze oblicze i chociaż możnaby uznać to pytanie za całkiem miłe, jedno z tych które chciało się usłyszeć od swojego partnera, wyssało ono z Javiera resztę sił. Sapnął z cichym rozdrażnieniem na pierwszy komentarz Any, gotów się kłócić, że wręcz przeciwnie, było bardzo trudno, ale następny zamknął mu usta z cichym kliknięciem zębów. Grzeczny chłopiec. Powinno go zirytować tak infantylne określenie - powinien się nachmurzyć, powiedzieć, że ma tak więcej nie mówić, a nie zalać gorącem i poczuć, jakby ktoś go właśnie z uznaniem pogłaskał po głowie. Własne ciało zdradzało Javiego w sposób, jakiego się nie spodziewał. Prawie nie zwrócił przez to uwagi na fakt, że Laguerre nazwała jego marzenia ambitnymi, dodatkowo twierdząc jeszcze, że jej się to podobało – nawet gdyby w jej głosie przebrzmiała nuta fałszu, chyba nie byłby w stanie jej teraz wychwycić, szybko i chętnie tonąc we wszystkich dobrych uczuciach, jakie w nim wywoływała. Nawet gdyby robiła to z użyciem swojej nadzwyczajnej zdolności, chyba by to Javiemu dziś nie przeszkadzało. Chciał się czuć dobrze. Chciany, zaopiekowany, doceniany. Czy było w tym coś złego? Zaklął cicho, przeciągając słowo w syknięcie, kiedy patrzył jak kobieta chętnie wzięła go całego w usta, nie spuszczając wzroku z jego twarzy. Musiała czuć na języku każde drgnięcie, każde spięcie podbrzusza i zaczątki ruchów bioder, które musiał świadomie powstrzymywać, żeby się nie zakrztusiła – nie było to wcale łatwe, a oddech ciężko uciekał Javiemu przez rozchylone usta. Palce, którymi wcześniej przeczesywał jej włosy i masował kark, teraz zaciskały się, lekko jeszcze ciągnąc poskręcane kosmyki. W pomrukach i gwałtowniejszych wciągnięciach powietrza przez zęby wyrażał aprobatę za każdym razem, gdy zrobiła coś, co mu odpowiadało, potrafiąc myśleć już tylko o tym, że chciał być w jej ustach jak najdłużej. Nie spodziewał się już żadnych pytań, ale na nagłe polecenie, by mówił, składał słowa i przekazywał w zupełnie niepotrzebnie uporządkowany sposób, jak dobrze się spisywała, jęknął ze skargą. - Ana – zamarudził, przeciągając jej imię, zmiękczając je śpiewnym akcentem i karcąco pociągając kobietę za włosy. Głowę miał pustą, rozkosznie wręcz pustą, powtórzył więc jej imię raz i drugi, za każdym razem nadając mu innego wydźwięku wraz z budującą się, spiętą w podbrzuszu jak wąż przyjemnością. - Dobrze – wydusił wreszcie, chwytając się najprostszego pozytywu. - Cholernie dobrze. Jeśli spodziewała się peanów na cześć swoich umiejętności ssania kutasa, musiała poczekać na inny wieczór. Dzień. Poranek. Okazję. Palcami rozmasował miejsce, w którym pociągnął Anę za włosy, układając dłoń na jej potylicy, z każdym ruchem zachęcając, by brała go głęboko w usta, nosem muskając drżące podbrzusze. Mógłby tak dojść – ordynarnie i bez finezji – ale wszystko w nim coraz głośniej domagało się, by ją trzymał. Ciasno przy sobie, z zębami wbitymi w ramię, oznaczając Anę jako swoją. - Wstań – rzucił nagle chrapliwym, niskim głosem, pochylając się nad nią, gotów, by szarpnięciem podkreślić, że to chyba nie była już prośba. |
Wiek : 40
Odmienność : Zwierzęcopodobny
Miejsce zamieszkania : Saint Fall
Zawód : jubiler
Anaica Laguerre
ILUZJI : 20
POWSTANIA : 4
SIŁA WOLI : 8
PŻ : 186
CHARYZMA : 4
SPRAWNOŚĆ : 14
WIEDZA : 6
TALENTY : 14
| TW | Erotyka Chyba właśnie tego oczekiwała – karmiących jej próżność peanów, że robiła mu lepiej, niż jego wcześniejsze partnerki; zapewnień, że było mu dobrze, najlepiej, i że potem, w kolejnych dniach czy tygodniach, myśl, że może do niej wrócić, znów mieć ją na kolanach z jeo członkiem w buzi, będzie mu utrudniać pracę. Pod tym względem Anaica była zupełnie prosta – i niespecjalnie skromna czy wstydliwa. Zamiast zapewnień dostała jednak tylko rozczulającą miękkość na pochwałę, którą go osłodziła; własne imię w trzech różnych barwach; proste, kipiące pożądaniem dobrze; kłujące rozkosznymi igiełkami bólu szarpnięcia za włosy. Uśmiechnęła się leniwie, jeszcze śmielej biorąc go całego, mając przy tym znacznie mniej oporów niż Javi przed wchodzeniem w nią głębiej. W którejś chwili przestała spoglądać na Javiego, skupiając się już tylko na jego przyjemności – i własnej, budującej się rozkosznym ciepłem w podbrzuszu za każdym pomrukiem Rivery, każdym drgnięciem jego podbrzusza, każdą kroplą wilgoci roszącej jej oczy i każdym mniej lub bardziej stanowczym zaciśnięciem dłoni mężczyzny na jej włosach. Chciała go tak, ze wzwodem pulsującym jej ustach, mięśniami drżącymi pod dłonią, smakiem nasienia na języku. Wstań. Udała, że nie słyszy. Nie chciała slyszeć. To był przecież głupi pomysł. Po co miała wstawać, skoro tak było dobrze? Po co mieli cokolwiek zmieniać, skoro czuła przecież, że jeszcze kilka krótkich chwil i rozkosz Javiego rozleje się w jego ciele i jej ustach? Dlaczego miałaby wstawać z kolan, skoro było jej na nich doskonale? Javi szarpnął ją za włosy – dość delikatnie, by nie zrobić jej krzywdy; dość mocno, by skóra zapiekła ją, a na policzki gwałtownie wypełzły rumieńce – i odsunął od siebie, rwąc jej tym samym z gardła tęskne skamlenie. Wstań, mówiło jego ciemne spojrzenie i Anaica wciągnęła powietrze głębiej, nie potrafiąc oderwać od niego wzroku. Mężczyzna pociągnął ją sugestywnie i Laguerre wstała posłusznie, oddychając szybciej przez rozchylone usta. Javi siedział potem jeszcze przez chwilę, przyglądając jej się, ale Anaica nie próbowała już wracać między jego uda. Cofnęła się o krok w kierunku barierki i, przygryzając mocno dolną wargę, podciągnęła niespiesznie koszulkę. Odsłoniła brzuch, część krzywizn piersi, materiałem podrażniła nabrzmiałe, odcinające się wyraźnie pod ubraniem sutki. Zawahała się tylko raz, zerkając na prawo i lewo, ku sąsiednim balkonom, i prześlizgując się wzrokiem po widocznej w dole ulicy. Gdy znów wróciła spojrzeniem do Javiego, na usta wypełzł jej może jeszcze odrobinę niepewny, za to niezmiennie łobuzerski uśmiech. Wyślizgnęła się z koszulki, stając przed nim naga, wilgotna, chętna. Wstał do niej i Ana nie odstąpiła mu pola, zostając tuż przy nim, naga skóra przy nagiej skórze. Nozdrza drgnęły jej lekko, gdy pochylił się ku niej, językiem zlizując pojedyncze krople potu z jej szyi – wypuściła powietrze w zdławionym westchnieniu, gdy zacisnął dłonie na jej biodrach, przyciągając ją bliżej. Piersi bolały ją, złaknione pieszczot; zawiązane w ciasny supeł podbrzusze drżało, gdy otarła się o brzuch Javiego. Czuła lepką wilgoć między swoimi udami i była pewna, że Rivera też ją czuje – za każdym razem, gdy jego wzwód ocierał się o jej delikatną skórę, drażnił spragnione ciało. Pocałowała go zachłannie, uciekła jednak zaraz potem, cofając się jeszcze jeden krok, wspierając pośladkami o barierkę. Jeszcze przez chwilę spoglądała na Javiego bez słowa. Jeszcze przez moment pozwoliła sobie dostrzegać szczegóły, które widziała już przedtem – dopiero teraz jednak nabierały większego sensu. Teraz, już wiedząc, była w stanie dostrzec zwierzę drzemiące w sercu mężczyzny. Teraz, gdy już wiedziała, Javi pozwalał jej je dostrzec. Oblizała spierzchnięte usta i obróciła się niespiesznie plecami do Rivery. Zacisnęła dłonie mocno na barierce, by opanować ich drżenie i, wyginając plecy w łagodny łuk, wysunęła pośladki w kierunku Javiego. Wciągnęła powietrze gwałtownie, gdy znów był tuż obok, pierś przy jej plecach, biodra przy biodrach. Drżała, czując ciepły oddech owiewający jej nagą skórę. Odruchowo odchyliła głowę, wsparła ją na ramieniu mężczyzny, odsłoniła szyję. - Javi? – wyszeptała cicho, ustami muskając zarośniętą żuchwę Rivery. – Nie musisz być delikatny – rzuciła półgłosem i ucałowała miękko policzek mężczyzny. Nie była pewna, czy wciąż chciał być delikatny. Nie była pewna, czy wciąż potrafiłby być czuły. Dotąd znała go jednak jako troskliwego. Jako tego, w którego ramionach mogła schronić się przed resztą świata. Dotąd dbał najpierw o jej potrzeby – w łóżku i poza nim – a dopiero potem o własne. Tak było dotąd. Jaki mógł być teraz – teraz, gdy już wiedziała; teraz, gdy tak jasno, jednoznacznie mu pozwalała? |
Wiek : 29
Odmienność : Czarownica
Miejsce zamieszkania : Saint Fall
Zawód : Iluzjonistka i tancerka, dama do towarzystwa
Javier Rivera
ODPYCHANIA : 5
POWSTANIA : 20
SIŁA WOLI : 15
PŻ : 183
CHARYZMA : 3
SPRAWNOŚĆ : 9
WIEDZA : 6
TALENTY : 24
TW: erotyka Wydał jej polecenie, ale widział, że wcale nie chciała go wykonać. Nie oszukiwał go bezruch i ostentacyjne udawanie, że pojedyncze słowo umknęło gdzieś w przestrzeni, zgasło zanim dotarło do jej uszu – Ana drgnęła zbyt wyraźnie, chyba mimowolnie mocniej zaciskając na nim usta. Javi parsknął cicho, bo schlebiało mu, że wcale nie chciała rozstać się z jego wzwodem, ale przecież nie musiała, nie na długo. O to mu przecież chodziło. Szarpnął za ciemne kosmyki nawinięte na palce z wystarczającym wyczuciem, by nie zrobić kobiecie krzywdy, a dać jej do zrozumienia, że w tym konkretnym przypadku nie było miejsca na negocjacje. Rzadko bywał tak nieugięty, ale dzisiaj tego potrzebował. Pociągnął Anę w górę, z satysfakcją sunąc spojrzeniem po jej zaczerwienionej rumieńcem buzi i rozchylonych, podpuchniętych wargach – dłoń wysunęła mu się z jej włosów, kiedy zrobiła mały krok w tył, zaczepnie podciągając koszulkę, którą z jakiegoś absurdalnego powodu wciąż miała na sobie. Rozparty na siedzisku, z pewną dozą rozbawienia mieszającego się z podnieceniem obserwował, jak zerknęła na boki, upewniając się, że na sąsiednich balkonach nikogo nie było – jakby faktycznie jej to przeszkadzało. Chyba by się zdziwił, trochę już Anaikę znając. Nawet gdyby któryś z jej sąsiadów wyszedł na balkon, albo na ulicy pojawił się przechodzień, Javi nawet by się ucieszył z widowni, przed którą mógłby pokazywać, do kogo należała. Odpowiedział uśmiechem na uśmiech, obejmując dłonią i ściskając nasadę członka, by dać sobie jeszcze chwilę, gdy – wreszcie – wyślizgiwała się z koszulki, odsłaniając kuszące ciało. Nie miał pojęcia, jakim cudem na tak długo wystarczyło mu samozaparcia i silnej woli, by nie próbować wyciągać po nią rąk. Teraz już by tego nie potrafił. Kiedy do niej wstał, nie cofnęła się, wywołując pomruk aprobaty rozchodzący się gdzieś z głębi piersi Javiego. Nie zastanawiając się wiele i chłonąc ciepło drugiego, chętnego ciała, pochylił się, powoli zlizując z jej szyi słone krople potu, czując jak cała zadrżała. Przyciągnął ją za biodra w odruchu, już w trakcie zachłannego pocałunku najbardziej prymitywną częścią mózgu rejestrując, jak mokra musiała być, by poczuł to, gdy otarła się o jego udo i podbrzusze. Nie puścił Any, w tym samym momencie robiąc krok w kierunku barierki, wpatrzony w nią z intensywnością polującego drapieżnika, czekającego na jeden fałszywy ruch, jeden pokaz słabości, żeby skoczyć. Rozluźnił powoli palce, gdy zaczęła odwracać się do niego plecami, znów tego wieczora odsłaniając wiedźmie znamię, które studiował intensywnie może godzinę wcześniej – łuskę aligatora, jak sama powiedziała, jeszcze nie wiedząc, jakie skojarzenia mogło wywołać w Javim podobne wyznanie. Teraz nachylił się do niego, nie puszczając jej bioder i nakrywając kontur językiem, jakby mógł wyczuć inną fakturę niż gładką skórę. Jej łuska – jeśli faktycznie nią była – nie raniła, nie rozrywała ciała. Była tak samo miękka jak reszta ciała Anaiki. Przylgnął biodrami do jej bioder, z erekcją wpasowującą się między pośladki, drażniącą swoim ciężarem i oplótł rękoma brzuch, sięgnął nabrzmiałych piersi. Schował na chwilę nos w jej włosach, wciągnął głęboko zapach. Miękkość tonu i pocałunku Laguerre z jednej strony dziwnie nie pasowała mu do okoliczności, z drugiej rozniecała to, co już w nim się dzisiaj obudziło – zachłanną potrzebę posiadania przysłaniającą wiele. Pochylił głowę, nosem wodząc po smukłej kolumnie szyi i nagle, bez żadnego ostrzeżenia wbijając w nią zęby – nie na tyle, by zrobić krzywdę, ale wystarczająco, żeby zabolało. Przez chwilę stał bez ruchu, oddychając ciężko, oddechem owiewając ugryzione miejsce, zanim odsunął się od bioder Any tylko na tyle, by mógł wsunąć nabrzmiałą erekcję między jej uda i wejść w nią głęboko, bez finezji. Była tak mokra, że niczego już nie potrzebowała. Powoli wypuścił spomiędzy zębów miękką skórę szyi, przesuwając językiem po śladzie, który powoli zaczął podbiegać czerwienią, zanim zacisnął dłoń na jednej piersi i mocno poruszył biodrami. Raz, drugi, wilgotnym od potu podbrzuszem i udami obijając się o pośladki kobiety tak mocno, że musiała stawać na palcach, kiedy wbijał się w nią cały. Coraz szybciej z gardłowym pomrukiem nabrzmiewającym echem dźwięku, który chyba nie był do końca ludzki, z palcami zaciśniętymi zaborczo na biodrze i piersi, z zębami zahaczającymi o ramię. Skupiony na zaspokojeniu własnej potrzeby przyjemności, z ogniem rozlanym w żyłach nie zorientował się, kiedy na ciele powoli zaczęły wykwitać mu pojedyncze skupiska ciemnych, szorstkich łusek. |
Wiek : 40
Odmienność : Zwierzęcopodobny
Miejsce zamieszkania : Saint Fall
Zawód : jubiler
Anaica Laguerre
ILUZJI : 20
POWSTANIA : 4
SIŁA WOLI : 8
PŻ : 186
CHARYZMA : 4
SPRAWNOŚĆ : 14
WIEDZA : 6
TALENTY : 14
| TW | Erotyka Jeśli początkowo nie była jeszcze pewna, na co dokładnie się zgadzała, przekonała się wraz z pierwszym zaciśnięciem zębów na jej szyi. Zaskamlała boleśnie, nie uciekając jednak, a przeciwnie, jeszcze mocniej wspierając się o pierś Javiego, jeszcze chętniej wyginając się w łuk, by ułożyć piersi w jego dłoniach. Rivera jej nie puszczał i ona wcale nie chciała, by to robił, czerpiąc jakąś chorobliwą satysfakcję – i całą masę trudnej do wytłumaczenia przyjemności – z tego, jak pulsowała uwięziona w zębach mężczyzny skóra i jak wiele iskier bólu odezwało się w jej piersi, gdy mężczyzna wbił palce nieco mocniej. Wszedł w nią mocno i Anaica nie próbowała nawet zdławić rozkosznego jęku. Tylko przelotnie pomyślała o tym, że mogliby zrobić to wygodniej. Mogłaby wesprzeć się o barierkę, pochylić, częściowo schować się za zabudową balkonu, ale bardziej – po prostu ułożyć się dla Javiego lepiej. Żeby to zrobić, Rivera musiałby jednak ją puścić – a najwyraźniej nie planował tego robić. Z każdym kolejnym pchnięciem przytrzymywał ją mocniej, mocniej, i mocniej przy sobie, i Ana prędko pojęła, że to będzie właśnie tak – z Javim gnającym prosto ku rozkoszy, z nią uwięzioną w jego ramionach. Rozkosz nabierała w tym układzie zupełnie nowych kolorów. Z jedną dłonią zaciśniętą kurczowo na barierce, drugą na ślepo sięgnęła za siebie, musnęła udo mężczyzny, zacisnęła palce na jego pośladku. Balasując na palcach za każdym razem, gdy wchodził w nią głęboko, mocno, jednocześnie sama przytrzymywała go przy sobie – na tyle, ile mogła – jakby bojąc się, że odrobina dystansu wszystko zepsuje. Biodro i piersi pulsowały tępym bólem pod naciskiem dłoni mężczyzny, skóra mrowiła wszędzie tam, gdzie zahaczyły ją zęby Javiego – skupiona na tych doznaniach, Anaica czuła, jak uda zaczynają jej drżeć i jak podbrzusze kurczy się w nieregularnych jeszcze, zaskakująco silnych za to spazmach. Nie była świadoma, co czuje pod palcami muskającymi w którejś chwili obejmujące ją przedramię Javiego, poza tym, że coś innego – inną fakturę, jakieś wzniesienie, którego przedtem tam nie było. Półprzytomnym z rozkoszy spojrzeniem prześlizgnęła się po nagiej skórze mężczyzny i wypuściła powietrze bezgłośnie, napotykając cętki ciemnych łusek. Kolejny raz musnęła je już świadomie, z chorobliwą fascynacją studiując ich szorstkość, tak kontrastującą z ciepłem i miękkością nagiego ciała. Przez chwilę chciała chyba coś powiedzieć, prędko dając temu jednak spokój. Przyjemność szumiała jej w skroniach, zagluszając wcześniejsze musowanie alkoholu. Instynktownie sięgnęła po dłoń Javiego zaciśniętą na jej biodrze i poprowadziła ją przez swój brzuch między uda. Nakryła jego rękę swoją, śmiało docisnęła jego palce, zaszlochała w delikatną skórę jego szyi, gdy rozkoszne iskry przybrały na sile. Jeszcze chętniej wcisnęła się w jego ciało, jeszcze śmielej wzięła go w siebie, w tej jednej, krótkiej chwili naprawdę nie widząc powodu, dla którego miałaby być sobą – oddzielną, niezależną jednostką – skoro mogła być częścią jego. Na ślepo wodziła ustami po jego szyi, całując ją zachłannie i, raz czy dwa razy, przygryzając delikatną skórę. Nakryła jego ręce swoimi i docisnęła je do siebie jeszcze mocniej, jeszcze tęskniej zamykając się w jego ramionach. Skamlała mu tuż przy uchu, oddawała krótkie, rwane, zachłanne pocałunki, a policzki zrosiły jej pierwsze, gorące łzy. Gdy w pewnym momencie lepka wilgoć spłynęła jej między udami, Ana jeszcze przez dobrą chwilę nie była jej świadoma, oszołomiona dławiącą niemal bliskością Javiego, obejmującymi ją ciasno ramionami, zębami znów zaciśniętymi na jej ciele, drżeniem pomruku dudniącego w piersi mężczyzny, gorącem oddechu pieszczącego jej szyję. Gdy, ledwie kilka chwil później, rozkosz rozlała się falami także w niej, z nagłym szlochem – brzmiącym trochę zaskoczeniem, trochę ulgą, a trochę czymś, czego nie potrafiła nazwać – skuliła się w ramionach Javiego, chwiejąc się na drżących, miękkich nogach i spazmatycznie chwytając powietrze. Dłonie wciąż zaciskała kurczowo na obejmujących ją przedramionach Rivery, niemal mechanicznie, zupełnie odruchowo wczepiając palce w jedno z wybrzuszeń łusek. |
Wiek : 29
Odmienność : Czarownica
Miejsce zamieszkania : Saint Fall
Zawód : Iluzjonistka i tancerka, dama do towarzystwa
Javier Rivera
ODPYCHANIA : 5
POWSTANIA : 20
SIŁA WOLI : 15
PŻ : 183
CHARYZMA : 3
SPRAWNOŚĆ : 9
WIEDZA : 6
TALENTY : 24
TW: erotyka Nie pamiętał, kiedy aż tak bardzo nie myślał – kiedy głowę miał tak rozkosznie pustą i ciężką zarazem, wolną od lęku, który podszywał każdą interakcję z drugim człowiekiem. Kiedy ostatnio mógł po prostu być. Na Florydzie, powiedziałby z cieniem smutnego uśmiechu w kąciku ust. Leżąc na wybiegu w słońcu z moimi zwierzętami. Nieważne, że oficjalnie wszystko należało do Mike'a. To były jego zwierzęta i jeśli ktoś zrobiłby im krzywdę, Javi broniłby ich tak samo zawzięcie jak członków rodziny. Przeciągły jęk Any wywołał kaskadę gorących dreszczy spływających wzdłuż kręgosłupa, a jej uległość, chętne wciskanie się w każdą krzywiznę jego ciała, rozbudzały gwałtownie tę dzikość, którą zwykle trzymał na uwięzi. Była teraz jego. Tylko jego i świadomość ta musowała mu w klatce piersiowej jak szampan. Echo cichego śmiechu śmiechu dołączyło do głębokiego pomruku satysfakcji, kiedy Ana stanowczo poprowadziła jego dłoń po wilgotnej od potu skórze prosto do zbiegu swoich ud i docisnęła z rozmysłem. Nie musiała mu mówić, czego dokładnie chciała – sięgnął palcami dalej, mocniej, skronią ocierając się o jej czoło, gdy zaszlochała przy jego uchu, zaraz znacząc szyję pocałunkami. Podsycała w nim wszystko to co najlepsze i najgorsze jednocześnie, owijała sobie dookoła małego palca świadomie lub nie. Javi nie miał nic przeciwko. Interesowało go w tej chwili tylko to, by mógł ją trzymać i zerżnąć – na czułość i zastanowienie później przyjdzie pora. Przez chwilę, nie zwalniając tempa, mignęła mu myśl, czy rano Ana będzie miała na pośladkach siniaki od tego, jak uderzały w nie jego biodra. Chciał, żeby tak było. Znieruchomiał tylko na chwilę, gdy gwałtownie wstrząsnął nim orgazm, zaraz nabierając znów tempa, nie dbając o nagłą nadwrażliwość, skupiony na odurzającym uczuciu nasienia spływającego między udami Any, lepkości, którą czuł pod wciąż pieszczącymi ją palcami. Odruchowo objął ją ciaśniej, kiedy wyprężyła się gwałtownie z głośnym szlochem i zaraz skuliła z powrotem, ledwo stojąc na nogach. - Moja – wymamrotał chrapliwie Javi, jeszcze przez chwilę wsuwając się w nią głęboko i przygryzając płatek ucha. - Moja – powtórzył, cofając powoli dłoń spomiędzy jej ud, wyznaczając ścieżkę wilgoci przez podbrzusze, piersi i wyżej, aż sięgnął palcami ust Any, dał jej posmakować samej siebie. Dopiero wtedy, dopiero mając własnej ramię niemal na wysokości oczu, Javi zauważył, że coś było nie tak – że gładką, karmelową skórę przebiły znajome narośle, które zdradziłyby go przez Anaiką, gdyby ledwie tego samego wieczora nie wyjawił jej swojego sekretu. Odetchnął głęboko, z większym rozmysłem chwytając powietrze i zerknął na sąsiednie balkony tak, jak na początku zrobiła to Laguerre, ale nikogo tam nie zauważył – albo sąsiedzi nie mieli potrzeby chwytać chłodnego, wieczornego powietrza, albo usłyszeli, co się działo i strategicznie zostali w środku. Tak czy inaczej, nie mogli tu zostać. Javiemu nagość i odrobina ekshibicjonizmu w ogóle nie przeszkadzała, ale łuski... Łuski otrzeźwiały go zbyt szybko, choć w głowie i ciele chciał czuć tylko satysfakcję. - Ana – wymamrotał jej na ucho, nosem muskając skroń. - Musimy iść. Do środka. Wcale nie miał na to ochoty – wolałby zostać z nią tutaj. Stać tak, albo usiąść na stosie poduch, nie pozwalając jej zejść ze swoich kolan tak długo, aż znów mógłby ją brać – może tym razem wolniej, może przyglądając się, jak nasienie spływa po jej wargach i udach. Chociaż... Wciąż mógł to mieć, prawda? Odetchnął na jękliwy pomruk niezadowolenia kobiety – rozumiał go aż zbyt dobrze – ale nie mógł ryzykować, że ktoś go zobaczy. Na rękach miał trochę łusek, ale co z resztą ciała? Co z oczami, kształtem szczęki? - Ana – powtórzył, niechętnie cofając biodra, ale wciąż podtrzymując ją w pionie. - Zmieniam się. Nikt nie może zobaczyć. Chodź – proste komunikaty, bo na bardziej skomplikowane nie miał jeszcze siły. Anaica na szczęście nie protestowała na tak postawioną sprawę – Javi podtrzymywał ją w drodze do drzwi balkonowych i na kanapę, pozwalając jej wdrapać się na niego i ułożyć na torsie. Gładził ją potem po głowie i plecach, tylko od czasu do czasu zapominając, że cień ciemnych narośli na jego przedramionach był w tej sytuacji w porządku. [z/t Ana i Javi] |
Wiek : 40
Odmienność : Zwierzęcopodobny
Miejsce zamieszkania : Saint Fall
Zawód : jubiler