First topic message reminder : Główna sala Choć nieduża, główna sala Kolorowych Snów jest jednym z bardziej roztańczonych miejsc Saint Fall. Pomieszczenie zachwyca feerią barw, a nogi same rwą się do tańca przy niecichnących karaibskich rytmach. Zajmujący znaczną część sali parkiet jest tyleż samo przestrzenią do tańca co sceną dla tutejszych artystów - co drugi wieczór odbywają się tu krótkie pokazy sztuk wszelakich, od krótkich, zwykle zabawnych przedstawień po pokazy iluzjonistyczne, a w weekendy królują zwykle tańce, do których klientów lokalu porywają tancerki i tancerze Snów. |
Wiek : ∞
Miejsce zamieszkania : Piekło
Zawód : Guru sekty satanistycznej
Anaica Laguerre
ILUZJI : 20
POWSTANIA : 4
SIŁA WOLI : 8
PŻ : 186
CHARYZMA : 4
SPRAWNOŚĆ : 14
WIEDZA : 6
TALENTY : 14
Deklaracje Mary trzeba było wyłuskiwać z jej słów jak bursztyny z piasku nadmorskiej plaży, ale Anaica była w tym dobra. Ogólniki rzucane przez Wood i pozornie niewiążące stwierdzenia pozwalały Anie uznać, że być może nie tylko urok Kolorowych miał dzisiaj coś do powiedzenia. Skłamałaby twierdząc, że nie było jej z tą myślą dobrze. W efekcie uśmiechała się więc szeroko, od ucha do ucha, i choć nie drążyła już ani perspektywy częstszych odwiedzin Mary w klubie, ani tego, co sama Ana miała pokazać dzisiaj na scenie – nietrudno było zgadnąć, jakim torem biegną jej myśli. Laguerre była chochlikiem, do przewidzenia było więc, że przemyślenia są również chochlicze. Popijając drinka – nie w pośpiechu, ale też nie delektując się nim tak, jak może by chciała; czas na pełne rozprężenie przyjdzie później – zerkała na Mary raz po raz, niespecjalnie się z tym kryjąc. Leniwy uśmiech błąkał się na ustach Anaiki na każdy najmniejszy sygnał zawstydzenia blondynki – trochę bardziej wyraźny rumieniec na jasnych policzkach, trochę mniej pewny uśmiech, spojrzenie uciekające czasem, gdy przypadkiem skrzyżowało się z jej własnym. Zabawnie było patrzeć na to wszystko – szczególnie, że na ostatnim spotkaniu chyba tak nie było. Nie przypominała sobie, by wtedy, na kawie, rozmawiając o wszystkim i o niczym – by wtedy Mary była tak zakłopotana. Czy więc chodziło o klub? O światła, gwar, kolorową sukienkę, makijaż, trochę odsłoniętej skóry? Czy naprawdę to było tak proste? Na skomplementowanie drinka – to musiał być komplement, prawda? – Ana uśmiechnęła się co najmniej tak szeroko, jakby sama go przygotowała. - Nasi barmani i barmanki wiedzą co robią. – Pochwaliła niezawodną ekipę zza baru. Z rozbawieniem przekrzywiła głowę lekko, oczy zalśniły jej jasno. – Powrotem się nie przejmuj. Zadbam o ciebie – zapewniła z uśmiechem, dopiero po chwili uznając, że może wypadałoby uściślić, co miała na myśli. Mary z pewnością nie była tym typem dziewczyny, za którym Ana oglądała się zazwyczaj – co oznaczało, że, być może, Laguerre powinna trochę bardziej pilnować języka, żeby nie popsuć nieśmiało tworzonej relacji zbyt śmiałym komentarzem, garścią zbyt dwuznacznych słów. To było coś nowego – eksperyment, który Anę wyraźnie bawił. - Zawsze możesz się przespać w klubie, mamy miejsce. Albo ktoś nas odwiezie – wyjaśniła więc i wzruszyła lekko ramionami. Za kulisami zawsze był ktoś dość trzeźwy, by wsiąść za kółko i rozwieźć nazbyt rozbawione – albo po prostu nieposiadające własnego środka transportu – towarzystwo do domu. Anaica niejednokrotnie z tej uprzejmości korzystała, bo choć do jej mieszkania było stosunkowo blisko – blisko pojęciem było mocno względnym, zależnym od wysokości obcasów na nogach i ilości wypitego alkoholu. Nad użyciem nas zamiast cię nie zastanawiała się specjalnie – jakby to było zupełnie oczywiste, że skoro są tu teraz razem, to wyjdą razem. Czy zostaną razem aż do rana? Z każdą inną, poznaną przypadkowo dziewczyną Ana bez wahania powiedziałaby, że tak. Z Mary – nie była wcale tego taka pewna. Chciała, to jasne. Chciała patrzeć na nią dłużej, mieć ją bliżej, dobrze zapamiętać jej zapach, sprawdzić, jak smakuje jej skóra. Tylko, że... Wood nie była taka. Anaica była niemal pewna, że blondynka nie pozwoliłaby jej na zbytnią poufałość – nie teraz, nie tutaj, nie tak szybko. Tego, czego Laguerre nie mogła wiedzieć, to jak złożone są powody stojące za przewidywanym oporem Mary. Z perspektywy Any – to była tylko nieśmiałość, nic więcej. O tym, że się myliła – a przynajmniej, że to nie była cała prawda – miała dowiedzieć się później. Albo może – wcale? Tak czy inaczej, to były rozważania nad którymi Anaica planowała pochylić się później. Teraz, na pytanie o burleskę, rozpromieniła się. - To taki... – przez chwilę szukała odpowiedniego określenia. – Striptiz dla inteligencji – wyjaśniła i roześmiała się. – Zrzucanie ciuchów, ale ładniej, z większym smakiem niż dzieje się to w night clubach. Większy nacisk na estetykę, trochę mniejszy na po prostu rozbieranie się. A to wszystko do fajnej muzyki, w jeszcze fajniejszych kieckach. – Zakołysała stopą w powietrzu, prześlizgnęła się wzrokiem po rozbawionym tłumie, potem znów obejrzała się na Mary. - Nie robimy tego tutaj – zastrzegła. Jeszcze, prosiło się dodać – Anaica była niemal pewna, że Carmen tylko czeka, by znaleźć im parę dziewczyn, które będą mogły zacząć burleskowe show w Kolorowych. - Ale – kontynuowała tymczasem z łobuzerskim uśmiechem. – Klienci tak czy inaczej lubią sobie popatrzeć, więc... – Z gracją podniosła się z siedziska, poprawiła sukienkę. – Zobaczysz. Już za chwilę – rzuciła z szerokim uśmiechem. Haustem dopiła ostatnie dwa łyki drinka, przeciągnęła się leniwie. - Wrócę – zapewniła jeszcze, nie racząc jednak uściślić, jak szybko. A szybko. Och, bardzo szybko. Lekkim krokiem oddalając się za kulisy, po drodze szepnęła jeszcze słówko barmance, by nie pozwolili Mary siedzieć o suchym pysku – i już jej nie było. Ostatnie poprawki makijażu, ostatnie wygładzenie sukienki – i zaraz była na scenie. Dzisiaj sama, za to z muzyką doskonale znaną, dokładnie taką, do jakich nierzadko tańczyła z partnerem. Karaibskie rytmy – już nie tylko haitańskie, kubańskie, czy dominikańskie, a miks różnych brzmień i tonów – łatwo wybiły się ponad rozbrzmiewające w klubie rozmowy. Kolorowe światła, dotąd błądzące po klubie, teraz prędko skupiły się na scenie – odnalazły Anę, gładko spłynęły barwnymi plamami po jej karmelowej skórze. Pierwsze, pozornie nieśmiałe kołysanie biodrami. Pierwszy, teatralnie niepewny jeszcze uśmiech. Chciała braw. Gwizdów. Okrzyków zachęty. Jasnej deklaracji, czego oczekuje publika. Nie zawiodła się. Mimo godzin na sali treningowej, niezliczonych prób i pracy nad choreografiami – tutaj, teraz, Anaica niespecjalnie myślała o krokach, o tym co najpierw, a co potem. Taniec nigdy dla niej tak nie działał – nie był zestawem określonych póz do wykonania, planem, który musiała zrealizować. Taniec był zabawą. Czystą przyjemnością. Sposobem na to, by pochwalić się własnym ciałem – które przecież bardzo lubiła – i zaskarbić sobie szerokie, podekscytowane uśmiechy. Dała więc sobie chwilę na oswojenie się z muzyką – a potem pozwoliła, by ta ją poniosła. Kolejne nuty wskazywały, kiedy zakręcić biodrami, jak wygiąć ciało, w którym momencie zamaszyście zarzucić luźną sukienką, odsłaniając kawałek uda. Kiedy był moment na piruet – a kiedy na to, by zejść ze sceny i wejść w bawiący się tłum. Światła wciąż ją śledziły, gdy niespiesznie zmierzała w kierunku stolika Mary, co i raz zatrzymując się tylko to przy jednym, to przy drugim z klientów, na jedną chwilę bawiąc swym show mniejszą, wybraną grupkę widzów. - Zdejmij – rzuciła potem cicho, niemal bezgłośnie, będąc już tuż przy Mary i z łobuzerskim uśmiechem wyciągając do niej rękę skrytą w długiej, ozdobnej rękawiczce. |
Wiek : 29
Odmienność : Czarownica
Miejsce zamieszkania : Saint Fall
Zawód : Iluzjonistka i tancerka, dama do towarzystwa
Mary Wood
ANATOMICZNA : 5
NATURY : 5
POWSTANIA : 12
SIŁA WOLI : 3
PŻ : 165
CHARYZMA : 2
SPRAWNOŚĆ : 6
WIEDZA : 8
TALENTY : 10
Obietnica zaopiekowania brzmi sympatycznie i przyjacielsko. Mary nie kojarzy sobie tego w żaden inny sposób, bo nierozważna myśl nie wnika do umysłu, by doprawić rumieńce. Wyłapuje spojrzenia, jakie posyła jej Anaika, ale i te, mimo potęgowania zawstydzenia, wiąże raczej z opiekuńczością i poczuciem obowiązku. Przybyła do jej klubu, prezentując się jak ostatnia biedna sierota i w dodatku zachowując się jak ona — czy nie wzbudza sobą litości? - Przespać w klubie? To chyba nie jest najlepsze miejsce na drzemkę - śmieje się, bo wszechobecna muzyka skutecznie może zakłócić wszelkie myśli, o śnie nie wspominając. Zresztą w przypadku Wood zasypianie nie jest czymś łatwym, o ile nie ogłuszy się odpowiednią ilością narkotyków, litrami wychylonych kieliszków podłej whisky, bądź zwyczajnie nie zmęczy ciężarem pracy. - Dzięki, dam sobie radę - dodaje jeszcze lekko, bo nie chce nikomu robić problemu. Podwózka do domu byłaby miłym odciążeniem, ale woli się nie przyznawać, w jak podłej dzielnicy mieszka. Striptiz. Dla inteligencji. Klienci lubią sobie popatrzeć. I okazuje się, że od początku miała rację, domyślając się, czym para się Ana. Wprawdzie zaznaczała, że nie sypia z klientami, ale czy nie rzuciła tego wyłącznie na odczepkę, nie chcąc otwierać się przed nowo poznaną dziewczyną? Sama ma przecież przed nią lawinę sekretów, począwszy od miejsca zamieszkania, pracy, bycia rozszczepieńcem, czy zawodowej produkcji kadzideł. Tak, oczywiście, że przyznała się do sprzedaży wiązanek, ale nie do ich regularnego odpalania we własnym domu, zwłaszcza tych głęboko uzależniających. - Brzmi ciekawie, chętnie bym coś takiego kiedyś obejrzała - stwierdza po chwili krótkiego namysłu, traktując je oczywiście czysto estetycznie, jako show, nie zaś usilną pogoń za dostrzeżeniem kawałka uda. Ana obiecuje, że wróci, a Mary zamierza trzymać ją za słowo, co podkreśla gestem uniesionej dłoni. Poprzedni plan na ucieczkę po cichu odchodzi gdzieś w dal, bo bardzo chce zobaczyć prawdziwą artystkę w akcji. Idiotka, rzuca do siebie w myślach, gdy Laguerre wplątuje się w tłum, znikając z oczu. Pozostawiona sama sobie wzdycha ciężko, przyssawszy się do drinka. Dobrze wie, że szybkim sposobem na rozluźnienie będzie wychylenie jeszcze kilku. Szczęśliwie Ana ma z barmanami konszachty, to może nawet wytarguje dla niej jakąś zniżkę. Czy w ogóle byłoby ją stać, by kupić tu choć jeden napój? Przesuwa znów wzrokiem po imprezujących ludziach, dochodząc do wniosku, że w istocie nie bawi się tu biedota. Klientela znacznie różni się od tej w Sonk Road, ale to bardzo miłe, znaleźć się wreszcie w miejscu, w którym poczuć można powiew świeżości, niedostępnego luksusu. Zwłaszcza że właśnie wyrasta przed nią barmanka, która z szerokim uśmiechem zabiera puste szklanki i podmienia na kolejnego drinka, tym razem o zielonej barwie z zaczepioną o brzeg limonką. Na puszczone oczko Mary uśmiecha się też rozbawiona, orientując się jednocześnie, że jej spojrzenie nie zadziałało na nią tak, jak wzrok Any. Czyli to jednak nie zasługa miejsca, muzyki, czy kawałka odsłoniętej łydki. To wtedy wybrzmiewają głośniejsze nuty, rozlegają się brawa i gwizdy. Na scenie pojawia się gwiazda, płynnie przechwytuje muzykę i ściąga na siebie wzrok publiki. Mary dobrze wie, jak to działa, niejednokrotnie występując też przed klientami, gdy jeden z nich przysiada przy rozklekotanym pianinie i woła do barmanki, by towarzyszyła mu śpiewem. Dołącza więc od razu do aplauzu, podziwiając taneczny ruch, będąc pod głębokim wrażeniem blasku, taki Ana wokół siebie roztacza. I wszystko poszłoby gładko, gdyby nie spacer, jaki ta odbywa przez całą salę, by znaleźć się przy odpowiednim stoliku. Wybałusza na nią szeroko oczy, a policzki palą okrutnym rumieńcem, którego nie sposób już opanować. Rozchyla lekko usta i nieświadomie oblizuje wargę, sięgając do wyciągniętej dłoni. W jednym momencie cały świat zdaje się znikać, niczym w spowolnionym tempie, jakby w klubie nie było nikogo, poza nimi dwiema, a intymna granica zaciera się gdzieś od razu. Czy tak się czuje każdy, kto przychodzi tu i ma przyjemność doświadczyć jej tańca? Czy ma wrażenie, że występuje wyłącznie dla niego? Na te rozważania nie ma teraz miejsca, bo Mary nie ma zamiaru sprzeciwiać się niemo wypowiedzianemu słowu. Pokonuje więc wszelki ogarniający ją wstyd i pociąga za palce rękawiczki, zdejmując ją z kobiecej ręki. Przygryza wargi, a gdzieś między nimi majaczy się figlarny uśmiech. |
Wiek : 21
Odmienność : Rozszczepieniec
Miejsce zamieszkania : Sonk Road
Zawód : barmanka zielarka
Anaica Laguerre
ILUZJI : 20
POWSTANIA : 4
SIŁA WOLI : 8
PŻ : 186
CHARYZMA : 4
SPRAWNOŚĆ : 14
WIEDZA : 6
TALENTY : 14
Choćby chciała, nie mogła widzieć Mary aż do chwili, w której stanęła tuż przed nią. Światła były zbyt jasne i kolorowe, a tłum zbyt gęsty, by dostrzec w nim jedną, drobną blondyneczkę. Wystarczyło jednak, by Ana dotarła do stolika, a dostała dokładnie to, na co liczyła. Odpowiednio satysfakcjonujący rumieniec na policzkach. W spojrzeniu najpierw – popłoch, potem – zafascynowanie, wreszcie – rozkosznie figlarny uśmiech. Mary posłusznie zsunęła rękawiczkę z dłoni Any i Laguerre uśmiechnęła się łobuzerko, puszczając do blondynki oko. Grzeczna dziewczynka. Z drugą rękawiczką uporała się sama, zębami chwytając cienki materiał i zsuwając go z dłoni. Przy aplauzie widowni rzuciła go w tłum i nie przejmowała się więcej. Szczęśliwiec, który złapał rękawiczkę, odda ją sam po występie – albo pomoże mu ochrona klubu, gdy klient wyjątkowo się zapierał. Po tonach płynących z głośników wiedziała, że ma jeszcze chwilę. Ten utwór, podobnie jak garść innych, znała już na pamięć – kolejnymi nutami odliczała pozostały czas. W tej chwili miała go dosyć, by zakręcić się w zgrabnym piruecie, znów obejrzeć na Mary i z łobuzerskim uśmiechem wesprzeć nogę lekko na krzesełku Wood. Luźna, kolorowa sukienka zsunęła się zgodnie z oczekiwaniami, odsłaniając zgrabne udo. Anaica zakręciła biodrami jeszcze raz i drugi nim ze śmiechem odepchnęła się lekko od siedziska Mary, znów zawirowała lekko i z gracją pomknęła przez tłum z powrotem na scenę, po drodze ochoczo zbierając napiwki wciskane jej w ręce czy – jak w przypadku co śmielszych klientów – za sukienkę. A to przecież nawet nie był koniec. Kwadrans po pierwszym tańcu – dość czasu, by spragnieni klienci zostawili trochę gotówki przy barze, i by sama Ana mogła za kulisami wypić drinka, skraść pocałunek innej tancerce, zawirować w ramionach partnera, z którym miała pokazać się na scenie na trzeci występ – Anaica znów pojawiła się w kolorowym świetle. Sukienka inna, choć tak samo zwiewna i kolorowa jak przedtem. Zamiast obcasów – tym razem na boso. I melodia – wciąż tak samo ciepła, żywa, wciąż rwąca do tańca. Sam taniec – nie gorszy od poprzedniego. Tym razem nie schodziła ze sceny, ograniczona przestrzeń parkietu wystarczyła jednak aż nadto, by oczarować gości. Przestrzeń parkietu i magia, ta wszak była występom Any nieodłączna. Nie musiała się nad tym specjalnie zastanawiać – własną radość z bycia na scenie łatwo było uwolnić, dmuchnąć nią w tłum niczym chmurką lśniącego złoto brokatu. Dla widzów – prosty, sceniczny gest. Dla Anaiki zdmuchiwane z dłoni, nieistniejące pyłki były symbolem, prostym gestem, by – dosłownie – zaczarować publikę. Euforia była w tym przypadku zaklęciem, którym Laguerre posługiwała się z wyczuciem świadczącym o latach praktyki. Nie potrzebowała patrzeć by wiedzieć, w którym momencie magia zaczynała działać. Nie na wszystkich tak samo – czary Anaiki zawsze były kapryśne. Wystarczyło jednak, by zakorzeniły się wystarczająco mocno w jednym, dwóch, trzech klientach – reszta zarażała się szczęściem już bez udziału magii. A szczęście przekładało się na pliki zielonych sypiące się na scenę zaraz po tym, gdy muzyka ucichła, pozostawiając Anę roześmianą i wirującą w ostatnim piruecie. Jeszcze nim zeszła ze sceny, próbowała znaleźć Mary. I tym razem nie dostrzegła jej – blondynkę wciąż zasłaniał jej ktoś inny – widziała jednak barmankę zgrabnie balansującą z tacą alkoholu mniej więcej w okolicach stolika Wood. Ana uśmiechnęła się, zadowolona. Naprawdę chciała, by Mary dobrze się tu bawiła. I znów – kolejny kwadrans, ostatnia zmiana sukienki, dłoń wsunięta pod sukienkę innej artystki, zachłanny, smakujący alkoholem pocałunek od partnera. Ten ostatni już jej nie puścił – na scenę wyszli razem i pozostali tak na kolejne parę minut. Muzyka była tym razem stosownie wolna, lepka, gorąca. Równie gorący był taniec. Przy pierwszych tonach utworu tancerz rzucił coś do Any, ta roześmiała się lekko. A potem, na czas wyznaczany melodią, pozwolili, by mówiła przez nich pasja. To, że byli kochankami za kulisami, pomagało być wiarygodnym. Sukienka Anaiki była wycięta, dłonie mężczyzny przyjemnie ciepłe na odsłoniętych bokach Laguerre. On trzymał ją blisko, ona kręciła biodrami kusząco przy – lub na – jego udzie. Wyszeptała mu coś do ucha, on przyciągnął ją bliżej, ustami muskając jej. Muzyka urwała się za szybko, serce Anaiki biło zbyt gwałtownie. Przy akompaniamencie rozentuzjazmowanych krzyków partner pociągnął ją za kulisy, została z nim jednak tylko na chwilę – na jeden pocałunek, dłoń wciśniętą pod sukienkę. - Dzisiaj nie – szepnęła mu potem do ucha i umknęła ze śmiechem, w podskokach wychodząc znów na główną salę – choć już nie na scenę. Do stolika wróciła zgrzana, roześmiana, z włosami rozczochranymi nieco od nadmiaru piruetów, sercem wciąż tłukącym się w piersi głośno. Rozpromieniona opadła z powrotem na zajmowane wcześniej miejsce, bez pytania podprowadziła szklankę z drinkiem – Mary może już z niej piła, a może barmanka dopiero go przyniosła – i upiła solidny łyk. - I jak tam? Dobrze się bawisz? – zapytała i uśmiechnęła się łobuzersko, spoglądając na blondynkę. Sukienka wciąż była tą samą, co do ostatniego tańca – Anie nie chciało się przebierać. Gdy założyła nogę na nogę, materiał znów zsunął się luźno z uda. Projekcja – euforia | Próg: 80 | Nieudana 56 (k100) + 20 (m. iluzji) = 76 Projekcja – euforia | Próg: 80 | Udana 60 (k100) + 20 (m. iluzji) = 80 |
Wiek : 29
Odmienność : Czarownica
Miejsce zamieszkania : Saint Fall
Zawód : Iluzjonistka i tancerka, dama do towarzystwa
Mary Wood
ANATOMICZNA : 5
NATURY : 5
POWSTANIA : 12
SIŁA WOLI : 3
PŻ : 165
CHARYZMA : 2
SPRAWNOŚĆ : 6
WIEDZA : 8
TALENTY : 10
Nigdy nie sądziła, że kiedykolwiek znajdzie się w podobnym miejscu. Nie — nie sądziła, że znajdzie się w nim tak prędko! Gdyby nie Ana, nie miałaby takiej możliwości, nowy, lepszy świat nie wydawałby się być na wyciągnięcie ręki, nie byłby tak realny i namacalny, jak zdaje się teraz, kiedy w otoczeniu rozbawionego tłumu chłonie przyjemnie odświeżająca atmosferę. Odświeżającą, a może bardziej duszną za sprawą czarownicy, która wita przy stoliku z ustawioną na jej krześle nogą, bezwstydnie dzieląc się kawałkiem nagiej skóry w kolorze słodkiego karmelu. Z zapartym w piersi powietrzem przygryza dolną wargę, pospiesznie przesuwając wzrokiem po kobiecej sylwetce, nie chcąc przegapić żadnego szczegółu. Serce nadal pędzi jak szalone, nawet gdy tancerka powraca na scenę, by kontynuować show, a później zniknąć za kotarą w otoczeniu gromkich braw. Kiedy barmanka podchodzi do niej po raz drugi, by upewnić się, że drink jej smakuje - coś ty jej Ana nagadała?! - składa specjalne zamówienie. - Macie tu może gin? - pada głośniejszym tonem, by przekrzyczeć się przez tłum. Wood unosi rękę, by palcami wskazać, że pyta o szklankę z czystym alkoholem. Kolorowe drineczki nie wzbudzają do końca zaufania Mary i absolutnie nie wierzy, że jakkolwiek pomoże się jej to rozluźnić, czy oswoić z tym miejscem - a może z Aną? Może z wersją Any, której do tej pory nie miała okazji poznać? Dwie kolejki wchodzą jak nóż w masło, następna przykleja do twarzy uśmiech, który nie chce już zeń zejść. Rozpuszcza się w towarzystwie przyjemnego szumu w głowie i wspiera łokcie na blacie, a brodę na dłoniach, kiedy to kelnerka w kolorowej spódnicy zatrzymuje się przy stoliku Mary z wesołym uśmiechem. Czarująca kobieta nachyla się do blondynki, by wspomnieć w kilku zdaniach o swoich korzeniach w Tobago, gdzie pracując w restauracji, musiała nauczyć się radzić z hałaśliwymi papugami, które często zakradały się do sali, w nadziei na podkradnięcie owoców z talerzy gości, co Wood przyjmuje ze śmiechem, natychmiast łapiąc z kelnerką nić porozumienia. Zanim Anaica ponownie pojawia się na scenie, a oczy Mary śledzą bawiących się ludzi, nagle w jej pole widzenia wchodzi mężczyzna – wysoki, o szerokim uśmiechu i lekkim rumieńcu na policzkach. Jego wyrazista, kwiecista koszula rozpięta jest przy kołnierzu, a wokół jego szyi dynda prosty naszyjnik z nieokreślonym wisiorkiem. W ręku trzyma półpełną szklankę ciemnego rumu z limonką, której skórka ledwo trzyma się brzegu naczynia. Podchodzi do Mary i z nieco rozbawionym błyskiem w oczach przechyla się nieznacznie, próbując złapać jej spojrzenie. - Hej, widzę, że masz stolik z dobrym widokiem na najlepsze show w mieście. - Wskazuje gestem scenę. - Myślisz, że mógłbym się dosiąść, zanim moja kolejna ucieczka od rzeczywistości zapuka do drzwi? - Unosi drinka w niemal teatralnym geście, jakby chciał podkreślić, kto ma być dziś jego zgubą. Wood zadziera nieco głowę i ściąga jasne brwi, spoglądając nań z dystansem. Jego uśmiech poszerza się, jakby doskonale zdawał sobie sprawę, że próbuje szczęścia. - Spokojnie, nie chcę przeszkadzać - dodaje, podnosząc ręce w obronnym geście. - Szukam tylko kompanii, zanim ten rum zdecyduje, że muszę zatańczyć z tą grupką przy barze, bo obiecałem im kilka popisowych piruetów, a moje umiejętności, cóż… - Wskazuje na swoje stopy w skórzanych, nieco wytartych butach. - Są zdecydowanie lepsze w bieganiu po skałach niż w tańcu. Brwi Mary ściągają się jeszcze mocniej, kiedy rzeczywiście sięga wzrokiem jego butów, by zaraz powrócić do męskiej twarzy. Takiego podrywu jeszcze nie miała. - Co jeszcze potrafisz oprócz uciekania od rzeczywistości? - pyta z rozbawieniem, bo wypity alkohol nie pozwala pozostać zbyt długo poważną. - Czy to jest wyzwanie, kwiatuszku? A co, jeśli powiem, że potrafię więcej niż tylko znikać? - Nachyla się odrobinę bliżej, a w jego oczach pojawia się figlarny błysk. - Może umiem sprawić, że czas tutaj zwalnia, albo że twoje najskrytsze pragnienia stają się nieco bardziej... osiągalne. - Odsuwa się z rozbawieniem, jakby celowo zostawiał jej miejsce na domysły. - Albo to tylko rum przemawia, ale wiesz... magia bywa kapryśna. Jeśli do tej pory policzki Mary pokryte były rumieńcem, tak teraz płoną ognistą czerwienią. Przez wszystkie lata swojego życia jej jedynymi adoratorami byli barowi klienci o naznaczonych bliznami i zmarszczkami twarzach, czy o błyszczących z przepicia oczami. Nigdy dotąd nie pojawił się w jej towarzystwie jegomość, którego spokojnie mogłaby nazwać przystojnym. Co w takiej sytuacji robi napędzana ginem Wood? - Tu jest zajęte! Za-ję-te! - nachyla się do niego, gestem powstrzymując go przed tym, by finalnie zasiadł obok. Ten wznosi ręce w geście poddania i odchodzi, oglądając się jeszcze przez ramię, by puścić jej oczko. W odpowiedzi blondynka pospiesznie odwraca wzrok i wypija kilka głębszych łyków drinka. Wieczorny repertuar nie pozwala zbyt długo tkwić w oczekiwaniu i niepewności. Na scenie ponownie pojawia się Anaica, tym razem z innym artystą. Choć tańczą wspaniale, hipnotyzując ruchami, wbijając w zachwyt i fascynację, to gdy tak wiją się wokół siebie, Mary chwyta jakiś dziwny ścisk w żołądku. Zupełnie nie zna występującego na scenie faceta, ale w jednej chwili łapie ją niewytłumaczalna niechęć. Mimo to dołącza do wiwatów i bitych braw, by już za moment z szerokim uśmiechem przywitać Laguerre przy stoliku. Stojący na blacie drink, to na wpół wypity gin pina fizz z kawałkami topniejącego lodu. Kokos nie jest jej ulubionym smakiem, ale prosiła o coś z ginem, by nie mieszać nadto alkoholi, bo ostatnie, czego potrzebuje, to zawieszenie nad klozetową porcelaną. Tuż obok drinka stoi też pusta już szklanka po czystym alkoholu. - Naprawdę potraficie zainspirować ludzi. Widzę, że tu wszyscy serio czują klimat - wskazuje brodą na kilka młodych osób, którzy poderwali się z miejsc i niesieni szampańską atmosferą kręcą biodrami, próbując powtórzyć taneczne kroki — z lepszym i gorszym skutkiem. - Długo ćwiczycie taki układ, żeby się go nauczyć i powtarzać później na scenie? - pyta szczerze zainteresowana, wspierając się łokciami na blacie. Zarumieniona i błyszcząca od potu twarz Any promienieje, roztaczając wokół siebie niepowtarzalny urok, któremu z trudem można się oprzeć. - Byłaś genialna, nadal nie umiem wyjść spod wrażenia! - Mary zdaje się zaciąć na komplementach, będąc wciąż otulona przyjemnym czarem, by zaraz przypomnieć sobie o mężczyźnie, który kleił się do ciała czarownicy. - Kim jest ten, z którym tańczyłaś? - pyta, siląc się na to, by jej głos brzmiał na zaciekawiony, a nie sztywny, czy ostrożny. - Wygląda na miłego - dodaje jeszcze pospiesznie, jakby Laguerre miała zaraz przyznać, że to jej chłopak. |
Wiek : 21
Odmienność : Rozszczepieniec
Miejsce zamieszkania : Sonk Road
Zawód : barmanka zielarka
Anaica Laguerre
ILUZJI : 20
POWSTANIA : 4
SIŁA WOLI : 8
PŻ : 186
CHARYZMA : 4
SPRAWNOŚĆ : 14
WIEDZA : 6
TALENTY : 14
Mary mówiła o inspirowaniu gości lokalu i Anaica nie mogła powstrzymać nieznacznego uśmiechu. Gdyby tylko blondyneczka wiedziała... To zawsze było właśnie tak – Laguerre występowała na scenie, ale też w ludzkich głowach. Z jednej strony magia tańca – z drugiej ta subtelniejsza, trącająca delikatnie odpowiednie struny w ludzkich sercach. Czasem – tylko czasem – chciała się tym chwalić. Mówić, jak wiele umiała. Potem jednak przypominała sobie, czym zwykło kończyć się nakrycie jej przez któregokolwiek z gości – i jak często potrzebowała wtedy Charliego czy Barnaby’ego, by zapewnili jej bezpieczeństwo – i myśl o opowiadaniu o swoich umiejętnościach pryskała jak mydlana bańka. Wiedziała Carmen. Wiedział Valerio i jej Gwardziści. Tyle musiało jej wystarczyć. - Tak to już jest w Kolorowych – roześmiała się więc lekko i to nawet nie było kłamstwo, bo nawet jej projekcje na niewiele by się zdały, gdyby odwiedzający klub nie byli już na starcie odpowiednio gotowi na zabawę. – Dobry alkohol, odpowiednia muzyka i trochę wyobraźni wystarcza, by każdy zapragnął– – Wzruszyła lekko ramionami. – Odrobiny szaleństwa? – W ciemnych tęczówkach zatańczyły chochlicze iskierki. – Dziwię się, że sama jeszcze siedzisz na miejscu. – Uniosła brwi znacząco. – Nie mów mi, że nie lubisz się bawić. Tańczyć. – Jeśli rzeczywiście nie lubiła, Ana za punkt honoru postawiłaby sobie pokazać jej, jak wiele traci. Kołysząc lekko nogą założoną na nogę, jeszcze przez chwilę prześlizgiwała się spojrzeniem po bawiących się. Podpiła też jeszcze jeden łyk z drinka Mary – nie przepadała za kokosem, ale to był jedyny alkohol w zasięgu ręki, a Anaice nie chciało się iść do baru czy czekać, aż koleżanka zza kontuaru zauważy jej sugestywne machanie. Zresztą, to przed chwilą to był jej ostatni występ, więc i tak powinna się przebrać i– Drgnęła lekko, łapiąc się na zamyśleniu. - Tygodnie – odpowiedziała bez wahania. Wróciła spojrzeniem do Mary i uśmiechnęła się szeroko. Nie było wątpliwości, że panna Laguerre lubiła opowiadać o swojej pracy. – Tygodnie, podczas których cały układ zmienia się tyle razy, że finalnie zupełnie nie przypomina pierwszego pomysłu – roześmiała się. – Poza tym, to też nie tak, że– – zawahała się. – Improwizujemy – stwierdziła wreszcie. – Z Pierrem już od dłuższego czasu coś tam planujemy tylko na początku, a potem– – Wzruszyła ramionami. – Robimy tak, jak nas muzyka poniesie – przyznała prosto. – Każdy trening wygląda przez to inaczej, i każde show też, ale klienci to lubią. Niektórzy przychodzą tu regularnie i cenią sobie to, że nigdy nie wiedzą, czego się spodziewać. – Uśmiechnęła się. Promieniejąc na komplementy – Anaica nawet nie próbowała udawać, że nie jest na nie łasa – na pytanie o swojego partnera ze sceny uśmiechnęła się łobuzersko. Mary nie była może otwartą księgą, teraz jednak jej ciekawość była– Rozczulająca – ale też satysfakcjonująco jednoznaczna. - Pierre? Jeden z naszych weteranów. Tutaj, w klubie. Pracuje tu jeszcze dłużej niż ja – wyjaśniła lekko, nie spiesząc się z odpowiadaniem na to, co zdawało się, że interesowało Mary najbardziej. – Bardzo długo mieliśmy oddzielne show, on swoje, ja swoje. Teraz nadal je mamy, ale już od jakiegoś czasu eksperymentujemy też razem. I wychodzi całkiem nieźle – stwierdziła bez fałszywej skromności. – Całkiem nieźle się przy tym bawimy, widownia nas lubi. – Wzruszyła lekko ramionami. – Powiedziałabym, że to w Kolorowych najprostsza definicja sukcesu. Na ostatni komentarz Mary – dodany pospiesznie, jakby w obawie, że bez niego coś by się popsuło – ciemne tęczówki Any błysnęły jaśniej. - Jest – zapewniła i przekrzywiła głowę lekko. Jeszcze przez moment potrzymała Wood w niepewności, by wreszcie roześmiać się. – Nie jest moim chłopakiem, Mary – zapewniła. – Przyjacielem, tak – I kochankiem, to też się zgadza – ale nikim więcej. – Uśmiechnęła się pod nosem. Zadowolona? Przeciągnęła się leniwie i nagle wpadła na pewien pomysł. - Mogę cię przedstawić, chcesz? – zaproponowała śmiało. – Nie tańczę już dzisiaj, więc i tak muszę iść się przebrać, zmyć to wszystko. – Machnięciem ręki wskazała z grubsza na swoją twarz i papuzio kolorowy makijaż. – Chodź ze mną za kulisy. Poznasz innych. Pomożesz mi się rozczesać, jeśli będziesz chciała. Zawsze mam z tym problem. – Uśmiechnęła się ujmująco. Burza jej loków zawsze była problemem, małym potworem trudnym do okiełznania. – Spodoba ci się, słowo – zapewniła jeszcze z entuzjazmem. Wcale nie była pewna, czy Mary rzeczywiście spodoba się za kulisami Kolorowych. Czy duszne, przepełnione słodyczą perfum, krzykliwie kolorowe zaplecze jej nie przytłoczy. Czy nieskrępowanie artystów, bezwstydnie kradzione pocałunki, dłonie sięgające pod zwiewne sukienki – czy to wszystko jej nie przepłoszy. Anaica trochę obawiała się, że to może być za dużo. Z drugiej strony jednak bardzo chciała tam Mary zabrać, bo to właśnie tam, za kulisami Kolorowych, czuła się najlepiej. Tam miała przyjaciół, własne miejsce, ciepło innych ciał. Może chciała sprawdzić, czy zawstydzenie Wood będzie silniejsze od wyraźnej chęci Wood, by bawić się razem z nią, Aną. I może – tylko może – chciała ją zabrać ze sobą także dlatego, by chociaż przez chwilę móc pochwalić się nią jako swoją. Mary nie była jej w żadnym powszechnie uznanym rozumieniu tego słowa, ale Anaice nie robiło to w tej chwili żadnej różnicy. |
Wiek : 29
Odmienność : Czarownica
Miejsce zamieszkania : Saint Fall
Zawód : Iluzjonistka i tancerka, dama do towarzystwa