Barnaby Williamson
ANATOMICZNA : 5
ODPYCHANIA : 33
WARIACYJNA : 1
SIŁA WOLI : 11
PŻ : 211
CHARYZMA : 9
SPRAWNOŚĆ : 25
WIEDZA : 6
TALENTY : 16
First topic message reminder : 26 MARCA, 1985, kilka minut przed północą Dwudziesta trzecia pięćdziesiąt—coś. Pomyśl życzenie. Opuszek palca poślizgnął się na dwójce i prawie przycisnął piątkę; ciekawe, co powiedziałby zaspany, obcy głos po drugiej stronie (Tęskniłeś?) gdyby podniesiona słuchawka eksplodowała cichym pomyłka. (Wreszcie zrozumiałeś, czym jesteś). Powolne stuknięcia — siedem, dziewięć, dwa — wynagrodził przeciągły sygnał połączenia. Przyciśnięty do policzka plastik był chłodny, skóra gorąca, alkohol gorzki, rocznica szósta, a głos— — Vandenberg? Mogła nie usłyszeć; mogła nie chcieć słyszeć — jeśli do tej pory jego intonacja była zła, dziś przestała istnieć. Vandenberg, powiedziały usta; piłem, szeptała każda niewyraźna sylaba pomiędzy. |
Wiek : 33
Odmienność : Czarownik
Miejsce zamieszkania : Stare Miasto
Zawód : starszy oficer oddziału Czyścicieli w Czarnej Gwardii
Lyra Vandenberg
ILUZJI : 22
ODPYCHANIA : 5
SIŁA WOLI : 24
PŻ : 172
CHARYZMA : 19
SPRAWNOŚĆ : 9
WIEDZA : 9
TALENTY : 5
Bywały dni, gdy szczytem możliwości było istnienie. Niedługo — gdy świat znów zejdzie pod ziemię i zdecyduje się rozpocząć kolejny koniec — oboje się przekonają, jak bardzo. Tym razem to jednak przeszłość dokonywała zamachu na podstawowe funkcje życiowe, chłodnym uściskiem krtani wyciskając z niej ostatnią wolę. Czasem jedna para rąk to za mało, by rozluźnić uścisk. Milczała, ostrożnie pozwalając, by to jego słowa płynęły swobodniej — złe słowo, nie było w tym bólu żadnej swobody — przez słuchawkę telefonu. Zaciskała usta, bo każde słowo, w duchu myśli przewodniej dzisiejszego dnia, było boleśnie szczere. Nie w taki sposób, za jakim zasłaniają się osoby, które chcą kogoś zranić, na końcu dodając ja po prostu mówię szczerze, ukrywając tym własne okrucieństwo. W taki sposób, w jakim można mówić tylko o tym, co się przeżyło, by to zrozumieć. — Gdy się jej dotknie, słyszy się po prostu echo — dodała, niemal szeptem, jakby nie chciała, by syrena na ścianie usłyszała tę rozmowę. Ona nie wiedziałaby, o czym mówią. Długo milczał, a ona bała się miejsca, w które udały się jego myśli. Wir przeszłych zdarzeń bywał zdradliwy i z czasem wcale nie stawał się mniej bolesny; wręcz przeciwnie. Miała wrażenie, że z czasem, było tylko gorzej. To była moja wina. Prawdziwa czy urojona? — Barnaby — powiedziała w nieznany do tej pory sobie sposób. Nigdy jeszcze nie ułożyła tak miękko sylab jego imienia. — Dlaczego tak myślisz? Dlaczego mu nie wierzysz? |
Wiek : 27
Odmienność : Syrena
Miejsce zamieszkania : SAINT FALL, SONK ROAD
Zawód : aktorka, anonimowy dawca łusek, dostawca morskich skarbów
Barnaby Williamson
ANATOMICZNA : 5
ODPYCHANIA : 33
WARIACYJNA : 1
SIŁA WOLI : 11
PŻ : 211
CHARYZMA : 9
SPRAWNOŚĆ : 25
WIEDZA : 6
TALENTY : 16
! TW ! wspomnienie samobójstwa Bywały noce, gdy istnienie nie było możliwością; stawało się koniecznością. Noce, kiedy wybór pomiędzy obecnością, a ciszą nie był tak naprawdę wyborem — noce, gdy milczenie oznaczałoby koniec. Wkrótce świat dostarczy im kolejnego — nie powinni dokładać do puli własnych, chociaż małe końce świata zdarzały się każdego dnia. Czasem zaczynała je data w kalendarzu; czasem zapobiegał im cichy głos w słuchawce. Wir myśli wciągnął go w toń na kilka sekund — koło ratunkowe miało łagodne brzegi i utkano je z trzech sylab; Barnaby, powiedziała Lyra. Jestem. — Masz całą noc? Nie musiał pytać, nie musiała odpowiadać; coś — słuchawka przy uchu i miękki głos roszczący sobie prawo własności do obudowy — podszeptywało mu, że nawet, gdyby nie miała, stworzyłaby iluzję. Dlatego chcesz jej powiedzieć? Wyrwa między uchylonymi drzwiami i framugą była wąska; nie powstałaby wcale, gdyby nie Lyra i delikatne pchnięcie. Wsunęła dłoń w szczelinę — gdyby teraz zatrzasnął drzwi, zraniłby tylko jedną osobę. — Miałem— Czas przeszły dokonany; jak małżeństwo, życie i tamta wersja samego siebie. — Dwadzieścia trzy lata, kiedy wzięliśmy ślub — gorące popołudnie, upalny wieczór, nawet pół chmury na niebie; był środek lata i chciała założyć wianek, ale ojciec — jego, nie jej — powiedział, że wystarczy słoma z butów; nie musi wkładać jej we włosy. Uśmiechała się, kiedy to mówił; to był moment, w którym powinien zrozumieć — za uśmiechem potrafiła ukryć każdą odmianę bólu. — To było powolne zabójstwo. Próbowałem— W przewróconej szklance zostało kilka kropel; przechylił szkło, cierpliwie czekając, aż dotrą do linii ust. Były spierzchnięte; cały był jednym, wielkim strupem, z którego zaczęła odpadać martwa tkanka. — Nadal próbuję wskazać moment, kiedy zaczęła nienawidzić życia — to mogło być tydzień, miesiąc, rok po ślubie; w wieczory, kiedy zwlekał z powrotem do domu i noce, gdy nie wracał wcale, zostawiając ją samą na pastwę Blossomfall. — Wszystkie tropy — bo to śledztwo, prawda? Sprawa o morderstwo, gdzie każda odpowiedź wykluwa pięć pytań. — Wskazują na dzień, w którym założyła obrączkę. Przed ołtarzem ocierała łzy; mówiła, że szczęścia, ale tak naprawdę opłakiwała samą siebie. — Wiesz, ile miała lat, kiedy— Powiedz. To żadna tajemnica; gazety milczały, Krąg szeptał — nie umiera się z dnia na dzień w wieku dwudziestu sześciu lat; nie w North Hoatlilp. Powiedz, co zrobiła. — Wybrała sznur. To nieważne, to bardzo ważne, to trzecie pytanie ze stu, które zadawał sobie od sześciu lat: skąd go wzięła? Dwa tygodnie przed odwiedziła Wallow; dwa tygodnie przed musiała wiedzieć — miał dwa tygodnie, żeby znaleźć linę i wszystko naprawić. Miał cztery lata, żeby nauczyć się kochać. |
Wiek : 33
Odmienność : Czarownik
Miejsce zamieszkania : Stare Miasto
Zawód : starszy oficer oddziału Czyścicieli w Czarnej Gwardii
Lyra Vandenberg
ILUZJI : 22
ODPYCHANIA : 5
SIŁA WOLI : 24
PŻ : 172
CHARYZMA : 19
SPRAWNOŚĆ : 9
WIEDZA : 9
TALENTY : 5
TW: wspomniane myśli samobójcze Czas był policzalny; w gramach piasku, w uderzeniach zegara, w ślubach i pogrzebach. Czas był policzalny, ale dla niego miała każdą noc, jakiej potrzebował, by echo każdej pustki ze środka wybrzmiało. Materac zaskrzypiał pod przesuwającymi się w dół biodrami. Sprężyna wbijała się niewygodnie, ale to nic — nic w tej rozmowie, nie będzie wygodne. Świat dookoła zamilkł, nawet Sonk Road zdecydowało się na minutę ciszy, gdy mówił. Mówił niespójnie, jakby część dialogu przeprowadzając w myślach, część na głos; jakby nie był w stanie opowiedzieć wszystkiego, ale bardzo próbował opowiedzieć cokolwiek. Ona bardzo próbowała słuchać wszystkiego, ale— Oh. Williamson, umiesz je wybierać. Gorzka prawda wylewała się przez słuchawkę, a ta cierpka w jej głowie. Nie możesz mu powiedzieć, nie teraz. Jak możesz mu nie powiedzieć, po tym, co usłyszałaś? Zacisnęła mocniej palce na słuchawce. Gdyby to tylko była jego ręka, to mogłaby— — Nie mogłeś— Pamiętała, jak na początku czuła satysfakcję z tego, że nikt nie widzi; jakby to był komplement, że skutecznie wszystkich oszukała. Z czasem czuła frustrację, że nikt nie widział — miała ochotę stanąć na środku pokoju i krzyczeć, aż wreszcie ktoś zwróci uwagę; nie miała na tym etapie już siły, by podnieść się z łóżka. Na końcu, było jej to wszystko, kurwa, obojętne. Ktoś jednak zauważył. Co, gdyby nikt— — To nigdy nie jest jeden moment — powiedziała, nim zdążyła powstrzymać wylewające się słowa spod przymkniętych powiek. — To— To zbiór wielu, małych dziur, przez które wycieka z cie— z kogoś chęć, aż— Nie potrafiła złapać odpowiednich słów. Wszystkie leżały zbyt blisko prawdy, która była zbyt ciężka; mogłaby być kamieniem, ciągnącym go bliżej dna. — Nie znajdziesz tych momentów. Tylko ona je zna. Niektóre są niezauważalnie małe. Drobne zadrapania, na które przecież wystarczy nałożyć plasterek. Prosta czynność pierwszej pomocy; można ją wykonać samodzielnie. Problem zaczyna się, gdy nie jest się w stanie. — Wykończysz się, próbując je znaleźć. Czy ktoś by ich szukał, gdyby ona—? Czas był policzalny i nie zatrzymywał się dla nikogo. Są myśli i scenariusze przeszłości, w które można wejść zbyt głęboko i nie wyjść z nich już nigdy. Dwa tygodnie mogły być wiecznością; mogły być ziarenkiem piasku. — Jak miała na imię? — spytała, doskonale wiedząc. Chciała usłyszeć od niego, jakim była człowiekiem — nie, jakim była trupem. |
Wiek : 27
Odmienność : Syrena
Miejsce zamieszkania : SAINT FALL, SONK ROAD
Zawód : aktorka, anonimowy dawca łusek, dostawca morskich skarbów
Barnaby Williamson
ANATOMICZNA : 5
ODPYCHANIA : 33
WARIACYJNA : 1
SIŁA WOLI : 11
PŻ : 211
CHARYZMA : 9
SPRAWNOŚĆ : 25
WIEDZA : 6
TALENTY : 16
Ból był policzalny; w bliznach, skaleczeniach, ilości zużytych gaz, w szpitalnych kartotekach i pustych listkach leków. Ból był policzalny, ale dla niej — dłoń między framugą i drzwiami; na jednym z palców nosiła akwamaryn — próbował cofnąć licznik. Breviter; jeden ból mniej. Sanaossa; drugi ból mniej. Oplecione wokół ciała ramiona; garść rozpryśniętego szkła mniej. W coraz dłuższym milczeniu słuchawki nie próbował dostrzec drugiego dna — to rozciągało się na dnie szklanki, w piersi, po podłodze, na kanapie, w mieszkaniu zbyt cichym, by nazywać je domem. Alkohol spowalniał myśli; powiedziałem za dużo, uznałby trzeźwy Williamson. Chciałaś szczerości, wymamrotał obecny. Cała prawda o nim — zrzucił przebrania, maskę, skórę, ciężar, milczenie; uchylił drzwi szerzej i powiedział: patrz, to wprawia mnie w ruch. Czarne, puste światło; anty—istnienie, otchłań, w którą urywane słowa wpadają bez echa. Nie mogłeś— zaczęła Lyra; gdyby naprawdę tu była, nie wypowiedziałaby tych słów. Odpowiedź utopił w spojrzeniu; wyblakłą i rozcieńczoną. Mogłem. Nie znała tamtego człowieka; zdezaktualizowanej wersji sprzed sześciu, siedmiu, ośmiu lat. Miał młodszą twarz, mniej blizn, pierwszą zmarszczkę na czole; miał żonę i kogoś jeszcze — miał obrączkę na palcu i przekonanie, że świat nie skończy się, kiedy zacznie ją zsuwać. Ten świat nie; czyjś— Mógł wiedzieć i widzieć; prawda była taka — a przecież chciała szczerości — że nie chciał. — Tyle, że— Ona nie potrafiła znaleźć odpowiednich słów; on po raz pierwszy od sięgnięcia po słuchawkę dobrze wiedział, co powiedzieć. — Ubytki nie powstają same. Nie potrzebował kolejnego głazu, by znaleźć się na dnie — od lat sumiennie dorzucał kamienie do przywiązanego do szyi worka. Wina, zdrada, niezrozumienie, cisza; każdego dnia brał do ręki nóż i dokładał nowe zadrapania do ciała, które nigdy nie było ze stali — była kwitnącą łąką, nie wyrzeźbionym przez ocean pirsem. Można pomóc samemu sobie tylko do pewnego momentu; do pewnego etapu rozkruszenia szkła, po którym jedna para rąk to za mało, by złożyć samego siebie na nowo. Nalepienie plasterka na przedramię jest łatwe, ale zrobienie tego samego między łopatkami — tam, gdzie ledwie zasklepione blizny otworzono na nowo— — Wykończyłem się w dzień, w którym zawarłem drugi ślub. Ból był policzalny, aż być przestawał; wystarczy z przypadku zamienić go w codzienność. Gdyby spojrzał na zegarek, zauważyłby godzinę — minęła północ, zmieniła się data; powinien wziąć prysznic, zasnąć i obudzić się w jeden z trzysta sześćdziesięciu dwóch dni w roku, kiedy prowadzące do przeszłości drzwi trzyma zamknięte na klucz i pięć zasuwek. Za chwilę; za kilka sekund ostrożnie złapie za wsunięte między futrynę palce i zdąży uratować je przed skaleczeniem. Teraz— — Daisy — nie miała wrogów; za późno zrozumiał, że nie miała też przyjaciół. — Stokrotki to jedyna roślina, której nie lubiła. Przez pierwsze miesiące po śmierci wciąż dokładano nowe kwiaty na jej grób; co tydzień cierpliwie wyjmował spośród nich te z białymi płatkami. |
Wiek : 33
Odmienność : Czarownik
Miejsce zamieszkania : Stare Miasto
Zawód : starszy oficer oddziału Czyścicieli w Czarnej Gwardii
Lyra Vandenberg
ILUZJI : 22
ODPYCHANIA : 5
SIŁA WOLI : 24
PŻ : 172
CHARYZMA : 19
SPRAWNOŚĆ : 9
WIEDZA : 9
TALENTY : 5
TW: myśli samobójcze Lubiła patrzeć na wystawione w muzeach, marmurowe posągi, powstałe przed tysiącami lat widziały i pamiętały więcej, niż powinny. Złożone z łupinek, które ktoś odnalazł i poskładał z powrotem — ich ubytki były tym, co sprawiało, że wszyscy na nie patrzyli. Wartość marmurowych posągów mierzono w ubytkach; dlaczego nie ludzką? — Nie — przyznała. — Nie powstają. Nie powstają też z jednej ręki — posągi potrzebują tysięcy lat, by skruszeć; ludzie potrzebują tysiąca, małych powodów. Próbowała patrzeć na siatkę zależności i zastanawiała się, czy gdyby tylko usunąć jeden z napiętych sznureczków, to punkt kulminacyjny nigdy by się nie wydarzył. Może; może nie. Ubytki same nie powstają. Uchylone drzwi pokazywały przez framugę nicość. Nicość była systemem obronnym; nicość odstrasza od poczucia winy, które przykrywa źródło tego wszystkiego — ból. Bólu, miała wrażenie, wstydził się najbardziej. — Wykończyłeś się, ale się nie skończyłeś, Barnaby. Była cierpliwa w tłumaczeniu tego, bo wiedziała, że stare nawyki umierają długo i z krzykiem. Uśmiechnęła się, tak, jak ludzie uśmiechają się, gdy myślą o czymś smutnym. — Nie dziwię jej się. Też bym pewnie nie lubiła tego, po czym mnie nazwano. Podobało jej się, jak o niej mówił — teraz gdy mówił o niej za życia, nie po śmierci. Lubiła rośliny i nie lubiła stokrotek; była młoda, gdy została jego żoną, a przynajmniej on był młody, gdy został jej mężem. Udało jej się zrobić to, co nie udało się zrobić Lyrze. Ciekawe czy Daisy poczuła ulgę, gdy— Nie. Przestań, nie— — Chociaż to bardzo ładne imię. Powietrze było cięższe od duchów. Rozumiała już, po co mu otchłań za zamkniętymi (uchylonymi) drzwiami; w nicości da się oddychać. Brzmiał na zmęczonego. Brzmiał, jakby potrzebował— — Spróbuj się położyć — powiedziała, bezwiednie głaszcząc opuszkiem palca słuchawkę. Gdyby tylko mogła, nie byłaby to słuchawka. — Zostanę z tobą, aż zaśniesz. Nie tylko on dotrzymywał obietnic. |
Wiek : 27
Odmienność : Syrena
Miejsce zamieszkania : SAINT FALL, SONK ROAD
Zawód : aktorka, anonimowy dawca łusek, dostawca morskich skarbów
Barnaby Williamson
ANATOMICZNA : 5
ODPYCHANIA : 33
WARIACYJNA : 1
SIŁA WOLI : 11
PŻ : 211
CHARYZMA : 9
SPRAWNOŚĆ : 25
WIEDZA : 6
TALENTY : 16
Ubytki nie powstają same; tysiącletnie posągi nie odnajdują się pod metrami ziemi, piachu i zapomnienia bez pomocy cierpliwych dłoni. Ktoś — ostrożnie, łupinka za łupinką — scalał na nowo; ktoś nie obawiał się skaleczeń; ktoś nie zwracał uwagi na puste miejsca tam, gdzie upływ czasu bezpowrotnie zawieruszył drobne fragmenty, bo wiedział, że na końcu — po złożeniu posągu z nicości — ubytki nie są wyznacznikiem wartości. W muzeach wszyscy patrzą na to, co ocalone; nie to, co utracone. — Zanim upadłem — sztuka — nie muzealna, ale życiowa, ta, która przydarza się każdego dnia — to odnalezienie kogoś, kto zrozumie różnicę; wykończyłeś się, ale nie skończyłeś. Nie zdążył, bo— — Ktoś mnie złapał. Na pirsie nie udało się żadnemu; w syrenim zakątku jemu, ale nie o ratunek przed zderzeniem chodzi — niekiedy wystarczy próba, czasem wyciągnięta dłoń. Przez dwa miesiące przebyli każdy etap — w przeciwieństwie do żałoby, miał ich tylko dwa. Słuchawka zazdrośnie strzegła sekretu; uśmiech w Sonk Road był tajemnicą — przymknięte powieki na Starym Mieście były bólem rozciągniętym na połaci sześciu lat. — To znaczy, że nie jesteś fanką lir? — w lutym zadzwoniła, kiedy ból i bezsenność spowalniały potok cichych słów; kiedy zadziałało zaklęcie, pomyślał tu jesteś. — Szkoda. Muszę zwrócić prezent. Dziś bez magii i po zamianie ról — wskazówka minutnika zahaczyła o trójkę; Tu jestem. Z cichym m—hm na ustach — co więcej o imieniu martwej żony mógł powiedzieć? Było ładne; ona też była ładna; przez pierwszy rok ładni byli oboje — zrozumiał, że sypialnia zmieniła miejsce pobytu; obecnie zamieszkuje galaktykę NieWstanę. — Dziś kanapa — była za plecami; wystarczyło okręcić tułów i stłamsić westchnienie — pierwszemu podołał; drugie zaplątało się między kable i pomknęło przez Saint Fall prosto do ucha po drugiej stronie. — Lyra? Kanapa pod plecami zaprotestowała cicho; chyba próbowała powiedzieć tu jej nie ma. Williamson wiedział; pustka na wąskiej przestrzeni, którą trzy tygodnie temu dzielili po raz pierwszy, dopowiadała niewypowiedziane. Poza tym jednym; to powinien powiedzieć sam. — Dziękuję. koniec |
Wiek : 33
Odmienność : Czarownik
Miejsce zamieszkania : Stare Miasto
Zawód : starszy oficer oddziału Czyścicieli w Czarnej Gwardii