Alisha Dawson
POWSTANIA : 10
WARIACYJNA : 5
SIŁA WOLI : 10
PŻ : 168
CHARYZMA : 8
SPRAWNOŚĆ : 4
WIEDZA : 12
TALENTY : 26
First topic message reminder : Jadalnia Utrzymana w słonecznych, ciepłych barwach, nie zajmuje zbyt wiele miejsca w mieszkaniu. Jest zaledwie kącikiem skradzionym z salonu, gdzie w rogu pokoju, przy oknach, ustawiony został okrągły stolik. Nie zmieści się na nim zbyt wiele, ale jest wystarczający do codziennego funkcjonowania albo wypicia porannej kawy. |
Wiek : 25
Odmienność : Czarownica
Miejsce zamieszkania : Little Poppy Crest
Zawód : sopranistka | solistka w Teatrze Overtone
Maurice Overtone
ILUZJI : 7
WARIACYJNA : 7
SIŁA WOLI : 20
PŻ : 172
CHARYZMA : 14
SPRAWNOŚĆ : 11
WIEDZA : 16
TALENTY : 17
Nie potrzebował dodatkowej porcji pewności siebie, ale w tym wypadku zdecydowanie lepiej było mieć, niż nie mieć. Zwłaszcza pełne usta. Dzięki ananasowi pierwszej klasy pierwszorzędnie zatkał sobie jadaczkę, co też pozwoliło mu przez chwilę skupiać się na obserwacji, aniżeli wyłącznie na mieleniu ozorem. A było co obserwować. Roosevelt nie tracił czasu na gierki. Maurice z pewnością by to docenił, gdyby grali do jednej bramki, ale teraz… nie bardzo wiedział, czy powinien skorzystać z karty „wyjście z więzienia”, którą podsuwała mu Alisha pytaniem o obraz, czy raczej spróbować rzucić dublet podczas formułowania odpowiedzi na wątpliwości taty. - Myślę, że dobrze byłoby samemu go zobaczyć. - Odpowiedział maluszkowi, na moment przekierowując uwagę w jej kierunku. Jego spojrzenie było pełne spokoju, ale coś w grymasie krzątającym się w kąciku jego ust zdradzało, że wcale nie jest aż tak pewien siebie, jakby można było się spodziewać. Poruszył głową, odwracając się ponownie w stronę rodziców, ale zanim to nastąpiło, można było odczytać z jego ruchu prosty gest. „Nie”. Bo dobrze wiedzieli, że to nie o obrazach chcieli dzisiaj słuchać, ale Maurice nie zamierzał być szczególnie wyrozumiały podczas tego pojedynku na słowa. Jeżeli mieli od razu przechodzić do konkretów, jego konkrety miały być bardzo konkretne. Może nawet uda mu się nie wychodzić poza to, co dokładnie interesowało zebranych. Bo przecież nic innego ich nie ciekawiło, wiedzieli to już aż nazbyt wyraźnie. - W reżyserię? Och, zupełnie nie. Zdecydowanie lepiej czuję się pracując wyłącznie z samym sobą, niż kierując całymi grupami. - Zwinnie uniknął zahaczania o tematy związane z aktorstwem i nawet przy tym nie kłamał. Od reżyserii mieli jego kuzynów. Ta część młodego pokolenia zdecydowanie lepiej radziła sobie z aktorstwem w najczystszej postaci. I śpiewem, ale o tym lepiej obecnie nie wspominać z co najmniej dwóch powodów. Maurice spałaszował babeczkę i ocierając palce o serwetkę, podtrzymywał kontakt wzrokowy z panem Dawsonem. Zanim odpowiedział, sięgnął po łyk gorącej herbaty i znów nerwowo zajął się jedzeniem. Tym razem przełamał ciastko z gujawą, chwilowo nie interesując się konsumpcją. Formułowanie odpowiedzi było za dużym balansowaniem na naprężonej linie. Gdyby tylko Ira był teraz z nim… może miałby dla niego jakieś podpowiedzi? - Kiedyś na pewno mieli. - Odpowiedział, niechcący krusząc kawałek wypieku, który spadł na talerzyk. - Teraz pewnie też mają, ale myślę, że są skłonni dostrzec w nich miejsce na moją autonomię. Czy taka odpowiedź miała zadowolić Pana Ojca? |
Wiek : 29
Odmienność : Syrena
Miejsce zamieszkania : Hellridge, Maywater
Zawód : Malarz, śpiewak operowy
Alisha Dawson
POWSTANIA : 10
WARIACYJNA : 5
SIŁA WOLI : 10
PŻ : 168
CHARYZMA : 8
SPRAWNOŚĆ : 4
WIEDZA : 12
TALENTY : 26
Mama jest zachwycona wizją zobaczenia obrazu, Maurie jeszcze utrzymuje ją w kłamstwie, Allie nie ma pojęcia, czy Maurie faktycznie maluje i trochę nie wie, co w tej sytuacji zrobić, ale kiedy tylko na nią spogląda, zaczyna rozumieć, że po prostu nie chciał ciągnąć tematu. Może i lepiej. Mama dziwnie milczy, kiedy pierwsze skrzypce tym razem zaczyna grać tata – nieustępliwie i uparcie dążąc do… właściwie, czego? Wyczucia, czym tak naprawdę zajmuje się Maurie? Być może czy Allie jest przy nim bezpieczna? Zapycha swoją buźkę drugą babeczką z ananasem pierwszej klasy i wyciera usta serwetką, gdy czuje, że znów w kącikach warg zostały jej resztki bitej śmietany. Czuje się po niej jakoś lepiej. Pewniej. Lęk odchodzi i na moment może zapomnieć, że tak naprawdę oboje z Mauriem kłamią im w żywe oczy, bo przecież żadne z nich nie przyzna, że Maurice jest powodem, dla którego Allie powróciła na deski teatru. Czy kiedyś się dowiedzą? Zapewne. Ale im później, tym lepiej. Tata dąży też w innym kierunku – w tym samym, w którym dążyła Allie jakiś czas temu. Ale porozmawiali już o tym. Ona i Maurie. Jest prawie pewna, że Maurice traktuje ją poważnie i jest skłonna mu zaufać. Zaryzykować. Czy gdyby tak jej nie traktował, byłby tutaj z nimi, odstawiając to całe przedstawienie? Rodzice i tak już się domyślają, więc nie ma sensu udawać, że jest inaczej. — Tato – tym razem to ona przejmuje główną rolę w tym przedstawieniu, na chwilę zabierając uwagę z Maurice’a. Może czuć się przytłoczony pod tym ostrzałem czujnego, ojcowskiego oka. – Kojarzysz Charlottę? – pytanie być może znikąd. Allie nie czuje się komfortowo, używając jej imienia, bo wie, co łączyło ją z Mauriem. Że byli zaręczeni. Ale wie też, że nigdy się nie kochali. Więc to nic złego. Poza tym, to było dawno, jeszcze kiedy ona była w Mediolanie i zanim zaręczyła się z Marcello. – Chodziłam z nią do szkółki kościelnej, pomagała mi trochę przy magii powstania. Ostatnio zaczęłyśmy się spotykać od nowa – wobec tej znajomości rodzice raczej nie mieli nic przeciw. – I trochę porozmawiałyśmy. Zna się w końcu na środowisku, z którego jest też Maurie… i wspominała, że takie sytuacje się zdarzają, mogą być zaakceptowane. – Zerka tutaj kontrolnie, trochę nerwowo na Mauriego. – Że chłopak z Kręgu spotyka się z dziewczyną spoza niego. Były już takie przypadki i podobno nie są wcale takie rzadkie – wzrusza lekko ramionami. – Więc dlaczego teraz miałoby być inaczej? Powodów jest mnóstwo, a Allie ich nie zna. Rozmowa z Mauriem jeszcze się nie odbyła, więc jest błogo nieświadoma, że wcale nie jest najbardziej idealną kandydatką na małżonkę dla kogoś takiego jak Overtone. — Maurie traktuje mnie poważnie. – Odważne stanowisko jak na milion niewiadomych, ale spojrzenie kieruje się w jego stronę, a uśmiech odzwierciedla to, co się właśnie dzieje. Kawałek zaufania, który właśnie został mu podarowany. |
Wiek : 25
Odmienność : Czarownica
Miejsce zamieszkania : Little Poppy Crest
Zawód : sopranistka | solistka w Teatrze Overtone
Roosevelt wyglądał na szczerze zainteresowanego odpowiedzią Maurice’a, a słysząc ją, miarowo kiwał głową, co mogło znaczyć tak wszystko, jak i całe nic. Jego brwi zbiegły się nieznacznie w niemym zastanowieniu, a kiedy wyglądało na to, że miał zamiar coś powiedzieć, przeszkodziła mu w tym Allie, skupiając na sobie spojrzenia zebranych. Tata najwyraźniej zupełnie nie spodziewał się pytania o koleżanki córki, bo zmarszczył czoło w odpowiedzi, a z pomocą szybko przyszła mu żona. — Panna Williamson — podpowiedziała, bo sama znacznie lepiej kojarzyła znajome córki niż jej mąż. — Jej brat jest policjantem — dodała dla naprowadzenia myśli męża na właściwe tory i rzeczywiście oblicze Roosevelta pojaśniało nieznacznie od zrozumienia, nim wbił w Allie spojrzenie wyczekujące odpowiedzi na niewypowiedziane pytanie — jaką rolę miałaby grać w tym wszystkim koleżanka ze szkoły? Gdy zaś Allie mówi dalej, Roosevelt zaczyna wyglądać, jakby coś utknęło mu w gardle, a krzesło nagle zmieniło się w niekomfortowy stołek przyprawiający o sztywność pleców. Odchrząknął i skupił uwagę na serwetce, po którą właśnie sięgnął, najwidoczniej nie będąc przygotowanym na tak dużą otwartość córki i bezpardonowe przejście z narracji przyjacielskiej na „takie związki się zdarzają”. Ostatnie zdanie sprawiło, że Roosevelt wrócił spojrzeniem do Allie, a jego brwi poszybowały ku górze. Mama również zerkała na młodych z dość niecodzienną miną. W ich pokoleniu traktowanie partnera poważnie oznaczało jedno i wiązało się z bardzo jawną deklaracją, która zwykle wychodziła z ust mężczyzny. Roosevelt z pewnością uważał, że te słowa winien wypowiadać Maurice, jeśli już miały paść przy tym stole, jednak nie powiedział tego na głos, nawet jeśli czujne spojrzenie, które rzucił młodemu Overtone’owi dużo sugerowało. Cynthia natomiast uśmiechnęła się ciepło na tę deklarację, choć jej minę można było zinterpretować tak jako serdeczność, jak i matczyną protekcjonalność. W podobny sposób patrzyło się na pięcioletnią córeczkę, która obwieszczała, że w przyszłości będzie księżniczką. Miłość potrafiła zdziałać wiele, ale wszyscy zebrani wiedzieli, że Krąg nie dopuszczał do siebie ot tak ludzi z zewnątrz i nie każda miłość była w stanie przetrwać te bariery. A może nie każdy? Może mina Cynthii sugerowała, że młodzi zakochani nie do końca wiedzieli, na co się pisali. — Och, skarbie — rzuciła, patrząc na córkę z jawnym rozczuleniem. — Cudownie jest patrzeć na dwójkę młodych, zakochanych ludzi. — Najwidoczniej, cokolwiek sobie pomyślała, nie miała zamiaru podcinać skrzydeł temu związkowi. — Prawda, kochanie? — zwróciła się do męża z ciepłym uśmiechem, na co Roosevelt skinął krótko głową, jakby z nawyku. — Tak, tak. Poznałaś już rodziców Maurice’a? — zapytał Allie, choć zaraz znów ulokował spojrzenie na gościu. — Jak zareagowali na wasz związek? — pytania te jawnie sugerowały, że skoro Maurice traktował Alishę poważnie, z pewnością nie krył swojego związku przed własną rodziną. W innym wypadku przecież przypominałoby to co najwyżej słodką tajemnicę, którą trzyma się, bo przyprawia o emocje i przestaje mieć znaczenie, gdy wychodzi na jaw. |
Wiek : 666
Maurice Overtone
ILUZJI : 7
WARIACYJNA : 7
SIŁA WOLI : 20
PŻ : 172
CHARYZMA : 14
SPRAWNOŚĆ : 11
WIEDZA : 16
TALENTY : 17
Takie otwarte odkrycie kart przez Alishę niezwykle zaskoczyło Overtona. Zerknął na nią z ukosa całkowicie otwarcie, niejako działając w ten sposób na korzyść swojej wiarygodności. Wyglądał tak, jak gdyby autentycznie się tego nie spodziewał, ale… w zasadzie czego mógł się spodziewać? Takie rodzicielskie przesłuchanie jak najbardziej wpisywało się w pierwsze spotkanie z mamą i tatą, ale Maurice wyjątkowo go nie planował. Sądził, że zacznie się raczej spokojnie i swobodnie. Czy w tych czasach dziewczęta naprawdę nie mogły mieć bliskiego przyjaciela? Och, kogo on chciał oszukać? Mogli wyglądać razem na przyjaciół tylko wtedy, gdy zakładali na twarze aktorskie maski i dreptali po scenie. Mimo wszystko nieprzyjemnie było mu stanąć przed koniecznością natychmiastowego odkrycia kart. Skrzyżował spojrzenie z Alishą i mimowolnie wygiął wargi w cień lekkiego uśmiechu. Kiedy już przeszło mu pierwsze zatrzymanie akcji serca tym nietuzinkowym obrotem spraw, okazało się, że to jeszcze nie koniec. - Nie wiedziałem, że znasz Charlotte. - Dorzucił, jak gdyby próbując nieco zmienić temat. W zasadzie nie musiał nawet za bardzo udawać zdziwienia. Ze wszystkich członkiń Kręgu, Allie musiała wybrać sobie na koleżankę akurat tę jedną damę, z którą jej obecny wybranek był zaręczony. Nieznacznie uniesiona brew wskazywała, że to nie koniec tego tematu. Porozmawiają sobie o tym później. Teraz wciąż musieli stawiać czoła największemu z bossów. Chociaż słowa padające z ust mamy mogły napawać nadzieją, Mauri nieszczególnie poszukiwał w nich pociechy. Nie był przekonany, czy nie jest to jedynie próba rozładowania atmosfery. Nie minęło kilka sekund, a od razu pożałował, że nie pozwolił sobie na chwilę ulgi pod łaskawymi słowami Cynthii. Tato pozostawał nieubłagany. Jakby tego było mało, przeniósł swoją uwagę z córki na rzecz jej towarzysza, jak gdyby mimo wszystko to Maurice winien tłumaczyć się z tego całego „czy” i „dlaczego”. W zasadzie to pewnie powinien… - Uznaliśmy, że będzie lepiej, jeżeli to Państwo najpierw mnie poznają. Nie chciałbym, aby dowiedzieli się Państwo o mnie i Allie z rubryczek plotkarskich, w jakich z całą pewnością niezwłocznie wylądujemy, gdy tylko przekroczymy wspólnie próg Graceview Manor. - Maurice wydawał się porażająco niewzruszony taką perspektywą. Zdaje się, że nie była to pierwsza dziewczyna, która z jego powodu stała się częścią artykułu w Zwierciadle. - Alisha jest wyjątkowa. Chciałbym móc przedstawić ją swojej rodzinie z całym szacunkiem, na jaki zasługuje, zamiast próbować przemycić ją w nocy jak wstydliwy rekwizyt. Jaka była pewność, że nie koloryzował rzeczywistości? O tym wiedział wyłącznie on sam, a domyślać z kolei mogła się sama zainteresowana. Maurice sam w sobie wyglądał na śmiertelnie poważnego. |
Wiek : 29
Odmienność : Syrena
Miejsce zamieszkania : Hellridge, Maywater
Zawód : Malarz, śpiewak operowy
Alisha Dawson
POWSTANIA : 10
WARIACYJNA : 5
SIŁA WOLI : 10
PŻ : 168
CHARYZMA : 8
SPRAWNOŚĆ : 4
WIEDZA : 12
TALENTY : 26
Kiedy tata zastanawiał się, kim u licha jest ta konkretna Charlotte, a mama naprowadzała go na właściwe tory, Maurice zgadł od razu. Allie wcale się nie dziwiła. W końcu wiedziała wszystko. Lotte wszystko jej powiedziała. Nie miała pretensji, że Maurice nie powiedział jej wcześniej. Nie miał obowiązku spowiadać się jej ze wszystkich narzeczonych, ale pomimo wszystko było jej dziwnie słuchać w tej kawiarni, że przez pewien czas byli razem, bo im tak było wygodnie. Czy na pewno? To była wersja Lotte. Jaka była wersja Mauriego? Przenosi na niego wzrok dość intensywny, choć na wargach błąka się uśmieszek. Z twarzy może wyczytać wszystko, czego wyczytać nie chciał – wiem już wszystko. — Znam – podtrzymuje swoją wersję, choć to prawda, nie mówiła, że zna Charlottę. On też jej tego nie powiedział. Dlaczego by mieli? Nie wiedzieli przecież, że Charlotte Williamson odgrywa bardzo znaczącą rolę w życiu ich obojga. W czasie przeszłym bądź teraźniejszym. Rodzice wyglądają tak, jakby właśnie męczyli się z niestrawnościami. A przynajmniej tata – mama wzrok ma niemal rozczulony, że prawie powątpiewający. Patrzyła tak na nią wielokrotnie, ale Allie jest przecież pewna, że to się może udać. Po prostu trzeba się postarać. Dała Mauriemu słowo, że spróbują i się postarają. On też jej to obiecał. Dlaczego miałoby nie wyjść? Ale tym razem to Allie wyglądała tak, jakby coś jej utknęło w gardle, gdy tata zadał pytanie. No… nie. Nie poznała jeszcze państwa Overtone i trochę się tego bała. Bała się, że to jeszcze za wcześnie. Postanowili przecież o tym zaledwie kilka dni temu. Państwo Overtone na pewno mieli precyzyjne oczekiwania co do potencjalnej narzeczonej, a ona jeszcze ich nie spełniała. Nie wszystkie przynajmniej. Mama i tata byli bardziej… tolerancyjni, mogłaby tak rzec, a i tak bardzo maglowali na wszystkie sposoby Mauriego. Dlatego prawie odetchnęła z ulgą, gdy to on tym razem wyręczył ją w odpowiedzi, nie tylko potwierdzając słowa, ale mniej więcej deklarując również, że naprawdę traktuje ją poważnie. Nie jak miłostkę, którą odstawi się na bok, bo trzeba ożenić się z lepszą partią. Mimo wszystko na wargach Allie pojawił się delikatny uśmiech, gdy na niego spojrzała. Jego słowa były naprawdę urocze, szczególnie wypowiadane z taką powagą. Chciała w nie naprawdę wierzyć. Chciała. Mimowolnie dłoń Allie odnalazła dłoń Mauriego, na krótką chwilę ściskając jego palce, jakby w niemej podzięce. Cały ten czas to Maurie szukał jej bliskości, więc teraz, chociaż ten jeden raz, może mu ją odwzajemnić. — Taka jest przecież tradycja, prawda? Najpierw rodzice dziewczyny powinni wiedzieć. – Szczerze mówiąc, nie wiedziała, ale tak na logikę jej to brzmiało. – Nie musicie się o mnie martwić. I było to zapewnienie, w które nikt dosłownie nie uwierzy. |
Wiek : 25
Odmienność : Czarownica
Miejsce zamieszkania : Little Poppy Crest
Zawód : sopranistka | solistka w Teatrze Overtone
Choć oczy Roosevelta wbite były w Maurice’a nieustępliwie i zdawały się uważne na każdy akcent kładziony na słowa, ostatecznie wyglądało na to, że zaakceptował odpowiedź młodzieńca. Nie poświadczył tego żadnym wylewnym komentarzem, a na jego twarzy wciąż brakowało jakiejkolwiek euforii, ale nieznaczne uniesienie brwi i miarowe, ledwie zauważalne potakiwanie głową mogło być znakiem, że pewność, z jaką Maurice wypowiada swoje deklaracje, zaimponowała potencjalnemu przyszłemu teściowi. O ile względem Roosevelta można było mieć wątpliwości, tak mina Cynthii mówiła jednoznacznie, że klarowna i stanowcza odpowiedź Maurice’a skradła jej serce, co podkreśliła cichym, niekontrolowanym westchnięciem i łagodnym, rozczulonym uśmiechem. Zerknęła przy tym na Allie, jakby chciała przekazać jej spojrzeniem, że przyprowadziła naprawdę cudownego mężczyznę. Z całą pewnością po tym, jak gość wróci do siebie, Allie nie wydostanie się prędko z ognia pytań pani Dawson. Alisha również zabrała głos, wspierając śmiało swojego partnera w tej drobnej potyczce i choć pan Dawson jeszcze przez kilka chwil nie wydawał się w pełni przekonany, w końcu napięcie z jego twarzy nieco odpuściło, a ramiona rozluźniły się nad zgarniętą z talerza babeczką. — Oczywiście, że jest wyjątkowa — poświadczył z przebijającą się dumą w głosie, a swoją krępację zajadł słodkim wypiekiem. Cynthia klasnęła w dłonie z szerokim uśmiechem na podsumowanie trudnej konwersacji, która zdaje się od tej pory miała być dużo lżejsza. — Nie ma się o co martwić, na tym pozostańmy — zawyrokowała radośnie, posyłając Maurice’owi krótkie spojrzenie, w którym wciąż grało bezbrzeżne rozczulenie i stanowiło ono ewidentny dowód na to, że został zaakceptowany jako partner ich ukochanej i jedynej córki. — Dobrze, dobrze. To podaj, kochana, jaką butelkę do tego deseru, żebyśmy się nie zasłodzili — zaproponował Roosevelt i to również musiało stanowić dobry znak — w końcu nie pije się z byle kim przy własnym stole, prawda? Wszyscy z tematu |
Wiek : 666