Barnaby Williamson
ANATOMICZNA : 5
ODPYCHANIA : 33
WARIACYJNA : 1
SIŁA WOLI : 11
PŻ : 211
CHARYZMA : 9
SPRAWNOŚĆ : 25
WIEDZA : 6
TALENTY : 16
BIURO W krótkim korytarzu prowadzącym w głąb mieszkania znajdują się zwykle zamknięte, dębowe drzwi; niepozorne pomieszczenie od sześciu lat pełni rolę biura, którego przeznaczenie widoczne jest już na pierwszy rzut oka. Naga, rdzawa cegła na ścianach przysłonięta została przez półki wypełnione książkami poświęconymi wyłącznie magicznej tematyce; od rozmaitych dziedzin magii, przez zielarstwo, alchemię i teorię magii, aż po demonologię i bestiariusze. Okna biura wychodzą na południe, dzięki czemu pomieszczenie wypełnia naturalne światło pozwalające skupić się w trakcie pracy; na parapecie od niedawna stoi osamotniony kaktus, z kolei biurko zwykle świeci czystością — to samo można powiedzieć o utrzymywanym na regałach porządku, gdzie poza grzbietami ksiąg, odnaleźć można magiczne przedmioty. Samo pomieszczenie zawsze jest zamykane za pomocą zaklęć; bez trudu można wyczuć również, że ciąży nad nim przynajmniej kilka strzegących tajemnic biura rytuałów. [ukryjedycje]Rytuały w lokacji: wystrzały eteru [moc:84] nieudany lockdown [moc: 54] kula u nogi [moc: 81] echo przestrzeni [moc: 58] |
Wiek : 33
Odmienność : Czarownik
Miejsce zamieszkania : Stare Miasto
Zawód : starszy oficer oddziału Czyścicieli w Czarnej Gwardii
Barnaby Williamson
ANATOMICZNA : 5
ODPYCHANIA : 33
WARIACYJNA : 1
SIŁA WOLI : 11
PŻ : 211
CHARYZMA : 9
SPRAWNOŚĆ : 25
WIEDZA : 6
TALENTY : 16
17 — IV — 1985 Dziesięć procent szczęścia, przez uchylone okno wpadł zbłąkany podmuch wiatru. To pierwsza ciepła noc tego roku; pierwsza obietnica wiosny. Dwadzieścia procent umiejętności, trzy podręczniki na biurku gubią kolejność stron — kolejne muśnięcie przewraca kilka kartek, ich szelest dołącza do szmeru Starego Miasta. Nocne niebo bardzo się stara — próbuje wiernie odzwierciedlić ilość rozsianych na atramentowej płachcie gwiazd. Z okna wyglądają na piegi; kiedy pojedyncze słowo zaczęło przywoływać cały zestaw skojarzeń? (Na nosie ma ich najwięcej; są wyblakłe po zimie; próbowałem je policzyć, ale—) Piętnaście procent skoncentrowanej siły woli; to zbyt mało, Andrew Webster musiał pomylić kolejność. W rytuałach siła woli była kluczowa — w posługiwaniu się zaawansowaną magią była jednym z głównych składników. Krzyczał o tym każdy z podręczników na biurku i co trzecie zdanie notatek; zamierzał dokończyć je przed kwadransem, ale przepalony wysiłkiem umysł domagał się przerwy. Pięć procent przyjemności; to akurat się zgadza. Cztery godziny spędzone nad opasłymi księgami magii wystarczyły, żeby wypłukać z organizmu ostatnie atomy zadowolenia. Kawa numer trzy zdążyła wystygnąć; dwóch ostatnich łyków na dnie nie wypije już nikt. Pięćdziesiąt procent bólu; to dopiero nadejdzie. Lekkie pulsowanie w zmęczonym pisaniem nadgarstku odtwarzało każde uwiecznione w notatniku słowo — Williamson spędził cały wieczór nad Magią odpychania w praktyce, Ekspertyzą magiczną rytuałów poziomu zaawansowanego i wisienką na torcie amatorskiej, wieczornej szkółki — Odpychanie: rytualne zawiłości w kontekście teorii magii pióra nie kogo innego, jak profesor Hasty. Sto procent gotowości na to, że kiedy poniesie się porażkę, trzeba próbować od nowa. Życie w złudzeniu było wygodne, ale nie dla niego; myśląc o osiągnięciu poziomu eksperta, pod lupę zaciągał wyzwania, które czyhają po drodze i nie mogą się doczekać, aż ugryzą go w dupę. Ile porażek odniesie, zanim poczuje na języku osamotnioną krople sukcesu? Ile nieudanych rytuałów wybrzmi w mieszkaniu na Staromiejskiej, zanim będzie mógł porwać się na sięgnięcie po rytuał Jagielskiego? Ile nocy podobnych do tej — cichych i samotnych, ale nie osamotnionych; gdyby chciał (chciał?), mógłby sięgnąć po słuchawkę telefonu i przerwać ciszę — poświęci, zanim usta opuści udane Impenetrabiilis? Drugie tyle, co dotychczas; trzecie? Saint Fall nie odpowiedziało — przez uchylone okno wpadał wyłącznie szum przejeżdżających w oddali aut, samotne zawodzenie karetki, odgłosy gotowego do snu miasta. Szum krwi przepływającej pod twardym asfaltem był coraz wolniejszy; tętno zamierało, zbierając siły na nowy dzień. Williamson powinien pójść w ślady Hellridge, ale na odpoczynek trzeba zasłużyć — nie czuł, że zasługuje. Powrót do biurka oznaczał wznowienie wysiłku; odnalezienie właściwych stron zajęło mu dobrą minutę, odszukanie akapitu, na którym zatrzymał się w Magii odpychania w praktyce — kolejne pół. Inkantację rytuału kuli u nogi znał od podszewki — mógłby recytować ją po przebudzeniu, od ostatniego do pierwszego słowa, ale to nie one stanowiły wyzwanie. Do magii tego poziomu należało się przygotować; oczyścić myśli, skupić energię na intencji, dokładnie rozeznać w terenie, na który miał zostać nałożony rytuał — to ostatnie nie było problemem. Biuro od pierwszej nocy po przeprowadzce na Staromiejską pełniło funkcje naukowe — każdy przedmiot rytualny miał swoje przeznaczenie, każda notatka określone miejsce w notesach, każdy podręcznik własne miejsce na półce, każda półka nazwę i ukryty w środku skarb. W tej najbliższej lewej ręki trzymał rytualny niezbędnik; mieszankę, proch, kosteczki. Dziś użyje każdego z elementów — magia wymagała talentu, uporu, poświęcenia i wiedzy, ale żadne z nich nie wykluczało istnienia drobnych wspomagaczy. Rytuał kuli u nogi dojrzewał w nim od dwóch miesięcy; gromadzone od czterech godzin informacje były jedynie polewą na wielowarstwowym torcie — magia odpychania rozgościła się w jego krwi ponad dwie dekady temu; po tym czasie znajdował się u progu rzucenia wyzwań najtrudniejszym aspektom jej istnienia. Pora przekuć lemiesze w miecze i długopis w athame; każdy nauczyciel, którego posiadał — i kilku zatwardziałych profesorów—amatorów — powtarzał to samo. Praktyka to klucz do wspięcia się na lodowy szczyt; więc niech się stanie. Wydobyty z szafki woreczek był znajomym ciężarem — usypywany na lśniących panelach kształt pełnił rolę dawnego przyjaciela. Pentagram miał równe ramiona i intencję zaklętą w każde z nich; powodzenie rytuału zawsze zależało od tego, jak bardzo czarownik przyłożył uwagę do szczegółów. Kolejnym krokiem na wyboistym szlaku do sukcesu były rytualne kosteczki i proch — oba składniki musiały dołączyć do standardowej mieszanki popiołu, soli oraz mąki bez przerywania jednolitości pentagramu. Wtedy — i tylko wtedy — można było ustawić w jego ramionach świece; znajoma czerwień próbowała zapewnić o sukcesie, ale wosk — w przeciwieństwie do Williamsona — często składał obietnice bez pokrycia. Stając w sercu pentagramu, Barnaby trzymał w dłoni lśniące athame; za moment wskaże nim każdy z rogów pentagramu. Za chwilę; za sekundę, w trakcie której klarowna intencja wypełni myśli — nauka przez praktykę była właśnie taka; szczegółowa. Rytuał miał objąć każdego, kto w biurze pojawi się nieproszony, z wrogim zamiarem lub próbujący zabrać cokolwiek bez pozwolenia; Williamson zgromadził zbyt wiele artefaktów, żeby ryzykować ich utratą. Słowa ukształtowane miały stać się ciałem — inkantacja spłynęła z ust bez wahania; nawet intonacja nie pozostawiała nic do zarzucenia. — Sit tibi magica ligamen cum sua potestate ut locus tuus factus est in carcerem. W świetle lampki athame błysnęło zachęcająco; pozostawało wierzyć, że każda z pięciu świec odwdzięczy się za to chętnie rozbłyskującym płomieniem. rytuał kula u nogi | próg 95 | k100 + 27 (magia odpychania) + 1 (kieł Cerberusa) — 5 (rytualne kości) — 15 (rytualny proch) skutki uboczne: k60 — 11 zużyty ekwipunek: świece czerwone (zestaw), rytualne kości, rytualny proch bez względu na efekt — z tematu |
Wiek : 33
Odmienność : Czarownik
Miejsce zamieszkania : Stare Miasto
Zawód : starszy oficer oddziału Czyścicieli w Czarnej Gwardii
Stwórca
The member 'Barnaby Williamson' has done the following action : Rzut kością 'k100' : 54 |
Wiek : ∞
Miejsce zamieszkania : Piekło
Zawód : Guru satanistycznej sekty
Stwórca
The member 'Barnaby Williamson' has done the following action : Rzut kością 'k60' : 42 |
Wiek : ∞
Miejsce zamieszkania : Piekło
Zawód : Guru satanistycznej sekty
Barnaby Williamson
ANATOMICZNA : 5
ODPYCHANIA : 33
WARIACYJNA : 1
SIŁA WOLI : 11
PŻ : 211
CHARYZMA : 9
SPRAWNOŚĆ : 25
WIEDZA : 6
TALENTY : 16
19 — III — 1985 Smużka znad wypalonego do połowy papierosa przypominała znaki dymne; s—o—s, którego przez ściany nie zobaczy nikt — s—o—s, które było ostrzeżeniem przed czkawką nieudanego rytuału. Wciąż nie nauczył się rozpoznawać omenów; fiasko sprzed kilku dni otwierało drzwi — szczególnie do łazienki; zwłaszcza, kiedy właśnie wyszedł spod prysznica — na oścież i testowało przeciągi w mieszkaniu. Ostatnie zaciągnięcie tytoniem rozżarzyło oczko; czerwone mrugnięcie rozświetliło wnętrze biura — nie minęła dwudziesta druga, a miasto od dwóch godzin pożerał mrok — i zbiegło się w czasie z— Skrzyp; dźwięk, nie roślina. Coś strzyknęło w karku, kiedy odwracana w kierunku źródła dźwięku głowa poruszyła się zbyt energicznie; krąg numer—chuj—wie—który albo wyskoczył z dotychczasowego lokum albo wskoczył na miejsce po całodobowej wycieczce poza anatomicznie dopuszczalne terytorium. Skurcz był krótki, a wzrok sokoli; spojrzenie natychmiast odkryło kilkucentymetrową szczelinę pomiędzy framugą i zamkiem. Uchylenie nie było szerokie, ale Williamson był pewien, że zamknął drzwi za sobą; pewien na tyle, że — nadal z tlącym papierosem między palcami — dźgnął powietrze dłonią, podejmując próbę dialogu. — Nawet, kurwa, nie próbuj. Drzwi nie miały mu do powiedzenia wiele poza— Skrzyp. Teraz mógłby wsadzić w szczelinę łeb i pobawić się w Marię Antoninę. (Niech jedzą ciastka; mądra kobieta). Wypalony w połowie papieros dołączył do kurhanu braci — popielniczka na parapecie miała dobry widok na Stare Miasto i nie narzekała na samotność; przed każdą konsekracją, próbą świecarstwa albo rytuałem, dołączał do niej kolejny dowód nałogu. Szafa numer jeden — pierwsza, naczelna, najważniejsza — w biurku skrywała tajemnice rytualnych mieszanek; dokładnie odmierzone proporcje przyjemnie ciążyły w dłoni, kiedy Williamson chwytał na oślep jeden z lnianych woreczków. Usypanie na podłodze znajomego kształtu było nawykiem; pamięcią mięśniową wprawionego w ruch ciała, które tworzyło pentagramową sztukę sprawnie, nie—jego—szybko i zwykle bezbłędnie. Czerwone świecie pełniły rolę ozdoby; wybrał te zwykłe, kupione w Deadberry, wieńcząc knotem każde z ramion figury — dotychczas czekające na blacie biurka athame wreszcie zaciążyło w dłoni i każdy czarownik na tym etapie powinien znać podstawowy sekret powodzenia; wyobraźnia, skupienie, intencja, cel. Intruzem był każdy, kto przekraczał próg tego pomieszczenia bez zaproszenia właściciela — klarowny cel, jasne myśli, znajoma inkantacja i— — Lanceaarcana automatice emittere, intrusos vulnerare, periculum avertere. Sukces? Ostatnia sylaba wprawiła drzwi w ruch; huk przywołał spojrzenie, które odkryło— rytuał Wystrzały eteru | próg 65 | k100 + 27 rzut na skutki uboczne: k60 — 11 zużywam zestaw czerwonych świec rzut na nawiedzone drzwi: 1, śpię dziś w biurze |
Wiek : 33
Odmienność : Czarownik
Miejsce zamieszkania : Stare Miasto
Zawód : starszy oficer oddziału Czyścicieli w Czarnej Gwardii
Stwórca
The member 'Barnaby Williamson' has done the following action : Rzut kością #1 'k100' : 57 -------------------------------- #2 'k60' : 18 |
Wiek : ∞
Miejsce zamieszkania : Piekło
Zawód : Guru satanistycznej sekty
Barnaby Williamson
ANATOMICZNA : 5
ODPYCHANIA : 33
WARIACYJNA : 1
SIŁA WOLI : 11
PŻ : 211
CHARYZMA : 9
SPRAWNOŚĆ : 25
WIEDZA : 6
TALENTY : 16
— Co jest, kurwa? Rzecz w tym, panie Williamson, że nic. Huk drzwi prawie zagłuszył inkantację; ostatnie słowo wybrzmiało na ćwierć sekundy przed trzaskiem — świece zapłonęły, impet wprawił pięć płomieni we wściekłe furkotanie, czas zatrzymał się na dwa wdechy i jedno proste stwierdzenie faktu. Ktoś mu ukradł drzwi. Tam, gdzie przed momentem widział futrynę, zawiasy, klamkę i cały zestaw skojarzeń, pierś dumnie prężyła naga cegła; jaka jest ściana — każdy widzi. Zimna, nieustępliwa i w miejscu, w którym architekt przewidział jedyną cywilizowaną drogę wyjścia z pomieszczenia. Sukces rytuału zszedł na drugi plan; Williamson właśnie przestępował nad ramieniem pentagramu, konfrontując się z rzeczywistością we właściwy sobie sposób — zwinięta w pięść dłoń zderzyła się z cegłą. Zabolało; a więc nie iluzja. — Co do— Ciąg przyczynowo—skutkowy z rozsianej mozaiki przypadkowych przeciągów, nagle otwierających się i zatrzaskujących drzwi, skrzypnięć zawiasów i nieudanego rytuału sprzed ponad tygodnia, przybrał właśnie nowe oblicze. Rażąca nieobecność futryny oznaczała, że albo ktoś rzucił rytuał na mieszkanie albo— Rzucił go sam; wtedy, kiedy Lockdown udał się tylko pozornie. Ściana nie wybierała się donikąd; nieważne, ile razy postukał w nią knykciami (piętnaście) ani popchnął (osiem) — mur był dokładnie taki, jak w każdej części biura; jakby drzwi nigdy tu nie było. Williamson balansował na granicy obłędu, ale nawet on nie wymyśliłby sobie wejścia. — Quidhic — odruch poszukiwania i magia odpychania; zaklęcie omiotło wnętrze pomieszczenia, odnajdując dokładnie tyle źródeł magii, ile można było spodziewać się po wypełnionym artefaktami biurze — rzeszę. Czar zatrzymał się na ścianie i przez ułamek sekundy można było odnieść wrażenie, że obrysowuje drzwi dokładnie tam, gdzie Williamson ostatnio je widział; wiązka magii zniknęła szybciej, niż się pojawiła, nie cofając efektu wyrządzonych szkód. Trzy wnioski. Brak wyjścia był efektem rytuału, Lockdown zwrócił się przeciwko niemu, drzwi nie wrócą same; nie po dobroci. Krótki przegląd zapasów nie wyglądał kolorowo, ale mogło być gorzej — miał z sobą gwardyjne pudełko, pół paczki papierosów, zapalniczkę i zapas rytualnych świec. Gdyby zaszła potrzeba, może zburzyć ścianę; zdarzało mu się częściej, niż przyznawał. Stłamszona kurwa wyraziła zgodę; konsensus między ścianą i Williamsonem został osiągnięty. Pentagram w sercu biura wciąż był nienaruszony — wystarczyło skupić się na zabijaniu czasu, a nie istniał sposób skuteczniejszy od magii. Zużyte świece zastąpił zestaw nowych, też czerwonych; athame wróciło do dłoni, Barnaby do serca figury, magia nie wybrała się nigdzie — nadal płynęła przez żyły, kiedy formował intencję i inkantację w spójną całość. — Echo magicum creare, intrusos confundere, minus perceptio — skoro miał zostać tu do rana — chyba; być może za godzinę użyje diruptio magnus i skończy się ściany sranie — równie dobrze mógł zadbać o dodatkową atrakcję dla nieproszonego gościa. Quidhic | próg 60 | 58 (k100) + 27 + 1 (kieł) = 86 rytuał Echo przestrzeni | próg 45 | k100 + 27 zużywam zestaw czerwonych świec z tematu (jak wrócą drzwi) bez względu na efekt |
Wiek : 33
Odmienność : Czarownik
Miejsce zamieszkania : Stare Miasto
Zawód : starszy oficer oddziału Czyścicieli w Czarnej Gwardii
Stwórca
The member 'Barnaby Williamson' has done the following action : Rzut kością 'k100' : 31 |
Wiek : ∞
Miejsce zamieszkania : Piekło
Zawód : Guru satanistycznej sekty
Perseus Zafeiriou
POWSTANIA : 25
WARIACYJNA : 6
SIŁA WOLI : 6
PŻ : 162
CHARYZMA : 2
SPRAWNOŚĆ : 3
WIEDZA : 15
TALENTY : 14
25 kwietnia, 1985 Czy znajdzie pan chwilę, żeby porozmawiać o naszej pani i znawczyni magii powstania? Echo kroków na nieskazitelnie czystej podłodze przypominało dudnienie werbli na samym początku ósmego albumu— Nie dziś, Percy; ciche westchnienie poszybowało w ślad za tupnięciami; dziś skup się na magii. Głosowi w głowie łatwo powiedzieć, Perseusowi trudniej respektować, im obu ciężko żyć razem, ale nie mieli wyjścia. Porządek mieszkania na Staromiejskiej zaskakiwał za każdym razem — nieistotne, czy Percy akurat analizował zawartość tutejszej lodówki, oglądał z balkonu świat wpływowych i bogatych czy zastanawiał się, co takiego odczarował Williamson (i ile bagiennego zielska spalił przed), że spontanicznie znikają mu drzwi. Magia powstania w takich przypadkach była doskonałym narzędziem; w połączeniu z teorią magii dawała dobry pogląd na naturę rytuałów. Nie zawsze można je było kontrolować — czasami odnosiły odwrotny do zamierzonego skutek, a nad tym wszystkim czuwała piekielna moc ubogacona gromadzoną przez ostatnie wieki wiedzą. — Posłuchaj, to proste — zrzucone z nóg buty zajęły pół korytarza, a ich właściciel radośnie ignorował spojrzenie, którym obdarzył go Williamson — Barnaby wyglądał, jakby się gdzieś spieszył (chociaż nie, przed chwilą dosłownie powiedział Percy, spieszę się, ruchy), więc Zafeiriou postanowił skrócić wykład do niezbędnego minimum. — W trakcie rzucania rytuału musiałeś źle zogniskować magię, przez co sam rytuał odniósł skutek niekontrolowany, chociaż imitujący ten zamierzony. Magia powstania była w tym wypadku wyjątkowo wdzięcznym przykładem; jako jedna z niewielu potrafiła nie tylko imitować, ale też naprawiać zepsute przedmioty i upewniać się, że wrócą do pierwotnej formy. Podobnie było w przypadku rytuału, który nie wyszedł zgodnie z oczekiwaniami — bez względu na to, z jakiej dziedziny został rzucony, całość sprowadzała się do znajomości teorii magii oraz jej powstaniowej dziedziny. Nie da się stworzyć czegoś z niczego; nawet iluzja musiała korzystać z zasobów wiązek magicznych, czerpiąc je z mocy czarownika. — To doprowadziło do tak zwanej wakansowej dyfuzji w sieci krystalicznej mieszkania. Coś jakby— Gdyby nie znał Williamsona lepiej, mógłby uznać, że Barnaby po prostu czuł się samotny i zmyślił, że znikają mu drzwi, więc Percy koniecznie musi go odwiedzić. Zafeiriou zrobił obchód mieszkania, analizując magiczne wiązania zalegających w murach rytuałów — było ich sporo i były trudne; Williamson postanowił zadbać o paranoiczną ostrożność — ale żadne drzwi nie uległy spontanicznej dematerializacji. Jedne tylko zatrzasnęły się na jego widok, chociaż to równie dobrze mógł być przeciąg. — Herbatki mi zrób, z cukrem. Dzięki! — gospodarz gdzieś zniknął, ale Perseus nie miał wątpliwości, że słucha; od tłumaczenia, czym dokładnie były wakansowe dyfuzje w sieci krystalicznej, każdemu zaschłoby w gardle. — Coś jakby nowy rytuał, ale stanowczo zbyt niekontrolowany, żeby nazwać go skutecznym. Mówiłeś, że to Lockdown, prawda? Na magii odpychania znał się tyle, co wcale, ale nazwa mówiła sama za siebie — skutkiem rytuału miało być zamknięcie drzwi i okien tak, by intruz został uwięziony wewnątrz lokacji. W przypadku niewłaściwego rozmieszczenia wiązek magicznych w momencie wykonywania rytuału, sieć krystaliczna mieszkania otrzymała śladową dawkę magii, w efekcie tylko imitując działanie inkantacji. Drzwi — i potencjalnie okna — mogły dzięki temu spontaniczne otwierać się, zamykać albo, w przypadku rozległej mocy czarownika w danej dziedzinie magicznej, również znikać. Wniosek? Jedynym, kogo Williamson mógł winić za efekty magii, był on sam. — Złamanie go nie powinno być problemem, o ile będziemy w stanie wychwycić nitkę sieci krystalicznej. Na szczęście efekty odnoszą się do ścian i drzwi, więc— To moment, w którym niezbędna była rozległa wiedza na temat magii powstania bądź odpychania — tylko z ich pomocą możliwe jest naruszenie wiązań lokacyjnych rytuałów. Percy zatrzymał się przy ścianie prowadzącej do wnętrza biura; drzwi były na swoim miejscu, ale klamka nie ustąpiła pod pchnięciem dłoni — tym razem dlatego, że Williamson po prostu nie życzył sobie gości w środku. — Quidhic. Magia odpychania zrobiła dokładnie to, czego spodziewał się Perseus — pokazała mu środkowy palec. Wiązka magii nie zmaterializowała się w powietrzu, ale na tym etapie nie było to już istotne; wiedział przecież, że rytuał tu jest, funkcjonuje i lubi sobie pokpić z właściciela mieszkania. — Na przykład tu. Temperatura pozwala określić miejsce, w którym prawdopodobieństwo skumulowania magii jest największe — dłoń stuknęła delikatnie o mur, w miejscu tuż obok wciąż obecnych drzwi wyczuwając ciepły punkt. To mogło zwiastować zryw spontanicznego zatrzaskiwania zamka lub faktyczne zniknięcie przejścia; Percy nigdy nie sądził, że będzie żałować dnia, w którym drzwi same nie znikają mu sprzed nosa, ale oto jest — dwudziesty piąty kwietnia i gwizdek gotującej się wody w kuchni. — Spróbuję go złamać, Williamson! Nie będzie się gniewać, jeśli przypadkiem spieprzy mu sieci krystaliczne bardziej, prawda? Prawda? Chyba nie; prawdopodobnie nie. Skumulowanie intencji, cierpliwości i magii to przedłużające się sekundy, w trakcie których dłoń Perseusa przesuwała się po ścianie; gdzieś tu krążył podstępny, magiczny poltergeist, który przejawiał swoje możliwości w najmniej oczekiwanych momentach. Percy nie zapytał Williamsona, ile razy utknął w łazience; coś mu mówiło, że Barnaby miał po dziurki — Frangere ritus solvo. Dłoń zatrzymała się gwałtownie, razem z nią popłynęły słowa — magia powstania kontra magia odpychania. Kto z tego pojedynku wyjdzie zwycięsko? Quidhic: 19 + 0 - 19, nieudany rzut k6 na drzwi: 6 łamanie rytuału lockdown: k100 + 21 (magia powstania) | próg 54 z tematu bez względu na efekt łamania |
Wiek : 26
Odmienność : Czarownik
Miejsce zamieszkania : Little Poppy Crest
Zawód : SPIKER RADIOWY, ZAKLINACZ, TECHNOLOG MAGII
Stwórca
The member 'Perseus Zafeiriou' has done the following action : Rzut kością 'k100' : 22 |
Wiek : ∞
Miejsce zamieszkania : Piekło
Zawód : Guru satanistycznej sekty
Barnaby Williamson
ANATOMICZNA : 5
ODPYCHANIA : 33
WARIACYJNA : 1
SIŁA WOLI : 11
PŻ : 211
CHARYZMA : 9
SPRAWNOŚĆ : 25
WIEDZA : 6
TALENTY : 16
20 — V — 1985 Jego wina, jego wina, jego bardzo wielka— — Wina. Czerwone, wytrawne i chyba—francuskie; czternaście godzin temu nastąpiło geograficzne pożegnanie z Monako (Ben, wrócę wcześniejszym lotem, bawcie się, buzi—buzi) — przejście na dietę Hellridge będzie wymagać pół doby wdychania przesyconego magią powietrza. Tęsknił za Maine (nie powinien pomyśleć na Monte Carlo Beach Club nikt) i smrodem katastrofy, którego nie potrafił wywietrzyć nawet czas; Saint Fall, Cripple Rock, Maywater — wszystko cuchnęło czymś ciężkim, metalicznym i nieuniknionym, jakby w całym hrabstwie zamontowano zraszacze wypełnione krwią. Zegarek na nadgarstku wskazywał siódmą piętnaście; Stare Miasto niespiesznie budziło się do życia — trele nielicznych ptaków coraz częściej padały ofiarą rzężenia silników i przekleństw sąsiada, który — sądząc po eskalacji decybeli w głosie — trzeci raz od kwadransa zderzył się z szafką. Williamson powinien odpoczywać; sen w samolocie nie był snem, tylko awaryjnym ładowaniem wyczerpanych baterii — przytknięty do szyby policzek akumulował energię z turbulencji, które podobno dorwały ich w połowie Atlantyku. Podobno; pamiętał tylko szarpnięcie zapiętych pasów i sapnięcie sąsiada z lewej Jezu, zginiemy. Pomyślał wtedy, że Jezus mu nie pomoże, a poza tym — bardzo, kurwa, dobrze. Osiem godzin później biuro na Staromiejskiej wypełniało subtelne ciepło odpalonego palnika i charakterystyczna woń wosku — Williamson najwyraźniej zamierzał zalać dziury po zmęczeniu lakiem. Rzepakowa sztabka grzecznie poddała się cięciom rozgrzanego noża; metal gładko przeszedł przez wosk, dzieląc go na pięć równych części — podstawa świecarstwa dokonana. Czas na etap topienia. Kwadrans na lekkim ogniu w dokładnie wyczyszczonym kociołku — gruby, żeliwny spód długo trzymał ciepło i statecznie nadtapiał zawartość. Ruchy nadgarstka musiały następować przeciwstawnie do wskazówek zegara; za każdym zapętleniem płynęła prosta intencja zmiany zwykłego wosku w niezwykłe świece. Ten etap Williamson mógłby odtworzyć przez sen — coraz częściej przyłapywał samego siebie na myśli, że mógłby wycisnąć ze świecarstwa więcej; list od Orestesa i załączona książka były znakiem, którego nie wypatrywał. Decyzja zapadła, zanim buteleczka z barwnikiem wydała z siebie ciche pyk! — miał kilka godzin i kofeinę wymieszaną z winem w żyłach; jeżeli zamierza uczyć się rzemiosła, to właśnie tak — o poranku z monakijskim piaskiem we włosach (niedosłownie; półgodzinny prysznic po samolocie próbował wytopić ze skóry prawie—francuskie powietrze). Karminowy barwnik dołączył do tańca roztopionego w kociołku wosku; żółtawy kolor rzepaku szybko przybrał wściekle czerwony kolor, który mógł oznaczać tylko jedno — Williamson naukę rozpoczął we właściwy sobie sposób; od odpychania. wosk: rzepakowy [sztabka 1/5] barwnik: karminowy próg: 40 + 50 = 90 rzut: k100 + 5 (świecarstwo) + 16 (talent) + 5 (zawieszka z zielonym opalem) + 10 (spodnie przeszywanie nicią w kolorze minii) drzwi: 4, nie uciekły do sąsiada |
Wiek : 33
Odmienność : Czarownik
Miejsce zamieszkania : Stare Miasto
Zawód : starszy oficer oddziału Czyścicieli w Czarnej Gwardii
Stwórca
The member 'Barnaby Williamson' has done the following action : Rzut kością 'k100' : 90 |
Wiek : ∞
Miejsce zamieszkania : Piekło
Zawód : Guru satanistycznej sekty
Barnaby Williamson
ANATOMICZNA : 5
ODPYCHANIA : 33
WARIACYJNA : 1
SIŁA WOLI : 11
PŻ : 211
CHARYZMA : 9
SPRAWNOŚĆ : 25
WIEDZA : 6
TALENTY : 16
Balet czerwieni w rondelku z finiszem w pięciu podłużnych formach — przelewany wosk miał kolor zgęstniałej krwi i za dwie doby ujawni sekret powodzenia; Williamson nie był ani dobrych, ani złych myśli. Jeśli się nie uda i barwnik nie rozłoży się równomiernie, będzie mieć zapas na wypadek katastrofy nuklearnej — podobno prąd odetną najpierw; jeżeli odniesie sukces, do zapasu świec dołączy przydatny zestaw o odpychających właściwościach. Każde magiczne rzemiosło było wielką syntezą jeśli — zakładał, że nawet Vittoria nie zawsze odnosiła krawiecki sukces, chociaż nigdy by tego nie przyznała; szczególnie przed nim. Opróżniony kociołek padł ofiarą zaciekłego czyszczenia; nic nie usuwało pozostałości wosku równie skutecznie, co temperatura i bawełna — Williamson przechwytywał na Lucyferowi ducha winną szmatkę czerwone skrawki laku, szorowanie porzucając dopiero, kiedy ściereczka przestała krwawić karminowym barwnikiem. Kociołek był gotowy na nową porcję wytapiania, ale— — Wina. Im więcej czasu od Monako, tym mniej smaczniejsze francuskie popłuczyny; Valerio powtarzał to od lat, ale — zgodnie z tradycją — nikt nie słuchał. Łyk czerwonego (odpychającego; czy kolor wina ma wpływ na powodzenie magicznego rzemiosła, a jeśli tak — jeśli przerzuci się na białe, zrobi świece do anatomicznej?) trunku wypłukał resztkę zmęczenia z ust i skłonił ciało do nachylenia się nad książką. Świecarstwo: niedocenione rzemieślnictwo nie brzmiało obiecująco, ale pozory lubiły mylić; Orestes nie wysłałby mu bezużytecznego tomiku z pełną świadomością, że Williamson pochyli się nad tekstem i przeczyta go od deski do deski. Trzy strony lektury wystarczyły, żeby Barnaby zrozumiał — książka zawiera sporo wiedzy, której nie posiadał; przyda się notatnik. Świeżo napoczęty notes miał czarną, skórzaną okładkę i sto dziewiczych, niezapisanych stron — pierwsza plama tuszu z wyczuciem zmieniła stan rzeczy; notatka zaczęła się od rodzaje wosku. Dotychczas Williamson korzystał głównie z rzepakowego i sojowego — idealnie sprawdzały się do wzmocnienia powodzeń rytuałów na lokację i człowieka, ale świecarstwo oferowało w tym temacie znacznie więcej. Szelest przekładanych stron książki mieszał się z cichymi skrobnięciami długopisu o stronę notatnika. Podobne działanie do wosku rzepakowego ma kandelila; dzięki wiązaniom magicznym — teoria magii właśnie zaczęła się zwracać; Barnaby nie zdołał powstrzymać drgnięcia kącika ust — w strukturze wosku, rytuały lokacyjne wykazały znacznie wyższy stopień powodzenia przy użyciu kandelili. W zapasie sztabek na Staromiejskiej nie stwierdzono kandelili, ale nic nie stało na przeszkodzie, by odwiedzić Deadberry; stały dostawca na pewno miał na stanie bardziej zawansowane rodzaje — a skoro zamierzał kupować ten, powinien dorzucić do listy zakupów— Carnauba. Im głębiej w świecarstwo, tym dziwniejsze nazwy; z książki wynikało, że ten gatunek wosku działa podobnie do sojowego i, zupełnie jak w przypadku kandelili, przejawiał wyższą skuteczność podczas wykonywania rytuałów — tym razem wymierzonych w człowieka. Trzeci rodzaj należał do nieszczególnie lubianego przez Williamsona, ale czasem przydatnego; z wosku jojoba korzystali głównie użytkownicy magii powstania i wariacyjnej — magia odpychania posiadała dokładnie dwa rytuały przedmiotowe. Po chwili wahania — nigdy nie wiesz, kiedy się przyda — zanotował też to; wosk klonowy to ulepszona wersja wosku jojoba, wykazuje wyższą skuteczność i zagęszczenie drobinek magii. Za kilka dni Williamson odwiedzi Deadberry, by uzupełnić zapasy — kandelila i carnauba zajmą szczyt listy zakupów; klonowy poczeka na lepsze czasy. Strona notatek wyglądała skromnie, ale taka była zaleta tabelek; Vandenberg byłaby z niego dumna, gdyby— Wróć. Vandenberg będzie z niego dumna; wskazówki zegara wciąż wskazywały kilka minut przed ósmą — da sobie godzinę, zanim sięgnie po słuchawkę. |
Wiek : 33
Odmienność : Czarownik
Miejsce zamieszkania : Stare Miasto
Zawód : starszy oficer oddziału Czyścicieli w Czarnej Gwardii
Barnaby Williamson
ANATOMICZNA : 5
ODPYCHANIA : 33
WARIACYJNA : 1
SIŁA WOLI : 11
PŻ : 211
CHARYZMA : 9
SPRAWNOŚĆ : 25
WIEDZA : 6
TALENTY : 16
Strona tabelki, trzy rodzaje oddziaływania, sześć gatunków wosku, cztery kolejne nadal do poznania — Świecarstwo: niedocenione rzemieślnictwo nie było opasłym tomiskiem (ile wodolejstwa można wycisnąć z wosku?) i chętnie dzieliło się ukrytymi na kolejnych stronach tajnikami. Oddziaływanie na rytuały lokacyjne: rzepakowy, kandelila i nowość, którą wychwycił dopiero teraz; do podziału dołączył łój. Autor przestrzegał przed nieciekawym zapachem, ale ten rekompensowany był przez uniwersalność — tym konkretnym rodzajem wosku można było wzmocnić wykonywanie rytuałów każdej dziedziny magicznej. Zmarszczone nad nosem brwi sugerowały zwątpienie; Williamson był zdania, że jeśli coś jest do wszystkiego, jest do niczego, więc odważna, łojowa teza — heh — cuchnęła na milę. Dwukrotnie przeczytał ten sam rozdział i tyle samo razy przepił go winem; kieliszek właśnie ocierał się o dno, podobnie jak przekonanie, że wyciągnął niewłaściwe wnioski — dowód czarno na białym (kremowym; książka z antykwariatu była trochę zdezelowana) leżał przed nim. Chwila wahania zmieniła się w kilkanaście sekund notatek; wosk łojowy — uniwersalny dla każdego rodzaju rytualnej magii, przejawia skuteczność podobną do wosku rzepakowego, sojowego i jojoby. Więc po cholerę używać akurat jego, zamiast desygnowanego dla danego rodzaju magii — szczególnie w perspektywie smrodu? Banalne, Williamson; tym razem odpowiedź nie leżała na wyciągnięcie ręki, ale była wpisana w jego życie i brzmiała na kogoś, kto w Sonk Road pewnie kończył śnić ostatni sen tej nocy; nie musisz dźwigać trzech zestawów świec na misji — wystarczy jeden na każde rytualne oddziaływanie. W istocie — banalne. Łój nieświadomie dołączył do parady argumentów za przeniesieniem do Cripple Rock; na Starym Mieście nie mógłby narażać sąsiadów na smród. Zapisana równymi rzędami — w nie mniej równej tabelce — teoria zasłużyła na chwilę wytchnienia. Williamson wciąż miał cztery równi pocięte sztabki rzepakowego wosku (zamiennik: kandelila, lepsze wiązania cząsteczek magicznych, wyższa skuteczność; zapamiętaj) do wykorzystania i drobną prośbę od Zafeiriou. To pierwszy raz, kiedy podejmie próbę wykonania świec do magii wariacyjnej — z dotychczasowych, świecarskich doświadczeń wnioskował, że magia odpychania go kocha (co nowego), za to iluzji — nieszczególnie (co nowego?). Gdzie w tym zestawieniu uplasuje się wariacyjna? Sztabka wosku uderzyła o dno rozgrzanego kociołka; przekona się za dwie doby. Kwadrans mieszania statecznie zmieniał zbitą pulpę wosku w gęsty płyn o fakturze i kolorze budyniu — dopiero drobny dodatek w formie płynnego, śliwkowego barwnika przeobraził mdły kolor w coś, co zaczęło obiecywać rytualne powodzenie. Fiolet wypełnił rondelek i poruszał się pod wpływem mieszania jeszcze chwilę; Williamson upewnił się, że barwnik pokolorował cały, woskowy świat, zanim zgasił palnik pod kociołkiem — przelanie zawartości do foremek wymagało skupienia. Bardziej od poparzenia zniechęcała go wizja zeskrobywania wosku z paneli. wosk: rzepakowy [sztabka 2/5] barwnik: śliwkowy próg: 40 + 50 = 90 rzut: k100 + 5 (świecarstwo) + 16 (talent) + 5 (zawieszka z zielonym opalem) + 10 (spodnie przeszywanie nicią w kolorze minii) |
Wiek : 33
Odmienność : Czarownik
Miejsce zamieszkania : Stare Miasto
Zawód : starszy oficer oddziału Czyścicieli w Czarnej Gwardii
Stwórca
The member 'Barnaby Williamson' has done the following action : Rzut kością 'k100' : 90 |
Wiek : ∞
Miejsce zamieszkania : Piekło
Zawód : Guru satanistycznej sekty