Richard Williamson
WARIACYJNA : 5
SIŁA WOLI : 13
PŻ : 171
CHARYZMA : 23
SPRAWNOŚĆ : 4
WIEDZA : 19
TALENTY : 8
Różany ogród Wizytówka Thornhill Hall i zarazem geneza nazwy domu — różany ogród to połać nieco ponad akra wijących się ścieżek, połaci zieleni, zadbanych rabatek, wiekowych drzew oraz — rzecz jasna — krzewów różanych. O ogród dba grono wyselekcjonowanych, magicznych specjalistów, którzy dbają o to, by o każdej porze roku cenna roślinność nie padła ofiarą pogody oraz szkodników, Sam ogród zachwyca wielobarwnością, szczególnie późną wiosną i latem — często wydawane są w nim przyjęcia podczas których goście mogą spędzić długie godziny na odkrywaniu sekretów rozciągniętej na tyłach willi aranżacji zieleni. Nieopodal wyjścia na taras, z którego rozciąga się doskonały widok na ogród, wzniesiono zdolną pomieścić kilkanaście osób altanę; jej marmurowe łuki oplata kwitnący latem bluszcz, z kolei elegancko rzeźbione filary i meble nadają całości nieprzemijalnego uroku. Do ogrodu przylega oranżeria, z kolei w jego sercu znajduje się fontanna, na której murku można odpocząć po wędrówce przez tereny zielone. rytuały: od 1.05.85: wystrzały eteru (moc: 83), Ulceratio Intrusus |
Wiek : 30
Odmienność : Słuchacz
Miejsce zamieszkania : north hoatlilp
Zawód : starszy specjalista komitetu ds. międzystanowej koordynacji
Richard Williamson
WARIACYJNA : 5
SIŁA WOLI : 13
PŻ : 171
CHARYZMA : 23
SPRAWNOŚĆ : 4
WIEDZA : 19
TALENTY : 8
15 kwietnia 1985 roku Pojedyncze obłoki i niebo o barwie pruskiego błękitu są drobnymi składowymi dnia spod znaku rześkiego powietrza i rozsądnej dawki zmęczenia. Wskazówki zegarka odmierzają czas do godziny zero; zaproszenie na piętnastą trzydzieści mierzyło się z perspektywą artystycznego spóźnienia — tak, tak, Maurice w słuchawce telefonu i ochocza zgoda miały słodki smak sukcesu, jakoś tak wpadnę. Czas oczekiwania na jakoś tak osładza drink w dłoni, ciemne okulary na nosie i idealnie dobrany do okazji attire; bawełniany sweter, lniane spodnie, oksfordki na nogach, powtarzane w głowie słowa poniedziałkowego przemówienia w Ratuszu. Trzy z czterech rzeczy są łagodne i kremowe; jedna to kolce, pasja i perswazja ubrane w karmazynową zbroję. Łagodne echo otwieranych drzwi tarasu przyciąga spojrzenie; lokaj — kto nie ma lokaja? Doprawdy — wskazuje gościowi marmurowe schody do ogrodu, gdzie w altance — też kremowej; tu wszystko poza duszami domowników jest czyste i pozbawione skazy — czeka gospodarz i do połowy wypity drink w jego dłoni. — Panie Overtone, witam w skromnych progach — nieskromne kłamstwo Richarda Williamsona — gdyby kiedykolwiek ogłoszono, że z Pałacu Buckingham skradziono dywan, obraz, zastawę stołową albo klejnot koronny, istnieje sześćdziesiąt (dziewięć) procent szans, że zguba odnalazła drogę na Nowy Kontynent i właśnie wygrzewa się w plamie słońca przesączonej przez rozchylone kotary Thornhill Hall. Każdy mebel w tym domu ma historię, każda filiżanka opowieść, każda plamka prędki sposób egzekucji — w kontrolowanym środowisku panuję nawet nad kurzem. Każdy ruch musi mieć powód, więc dzisiejsze spotkanie sponsoruje towarzyski sparing — lubię oba słowa, szczególnie w zestawieniu; towarzyski oznacza, że jest niedziela i wypełniony terminarz pozwala na dwie godziny improwizacji; sparing to pamiątka po studiach i szermierczych przygodach, do których powrót coraz częściej kusi (wiecznie młode) ciało. Chwilowo całość przypomina bardziej towarzyski, mniej sparing; jest kwiecień, słońce jeszcze nie grzeje, ale magia to urocza towarzyszka życia — po prostu nie mojego — i ociepla altanę zaklęciem, które musiał rzucić ogrodnik. Służba w Thornhill jest magiczna; to nie tak, że Richie Williamson brzydzi się niemagicznymi. Po prostu w niczym im nie ufa. — Pani Williamson uprzejmie wnosi o nieuszkodzenie fontanny — pani Williamson na wieść o szykującym się pojedynku w ogrodzie uznała, że wybierze się do Bostonu na mimosę; wolę nie wiedzieć, ile przyjaciółek w procesie pchnie w objęcia pozbawionych dna drinków. — Odparłem, że wniosek rozpatrzę w trybie czternastu dni roboczych, więc prawdopodobnie odkryję dziś uroki sypialni dla gości. Okrągły kieliszek przy ustach, Manhattan w środku — trzymanie całego okręgu Nowego Jorku w dłoni ma w sobie poetycki symbolizm. Gorzki alkohol na języku nie osładza słów; Maurice jest młodszy o rok, swobodniejszy o dwie tony i artystyczny w sposób, który nakłania do kolejnego łyka — rodzina Overtone to zbiór indywiduów, których od zarania darzymy porcją zdrowej sympatii. — Przy wyborze małżonki, pamiętaj o istotnym warunku — uśmiechem z katalogu tylko jednym? ukrywam prawdę; warunków jest sto, a pierwszy brzmi żona z Kręgu albo wykreślają cię z okręgu. — Musi być niższa, nawet w obcasach. Groźby tracą wtedy na powadze, ale nie mocy sprawczej. Maleńkie psy są najgłośniejsze; kieszonkowe żony hołdują tej zasadzie. Miękki materiał swetra — Ralph Lauren w wersji kremowa bawełna; obszycia na kołnierzyku i rękawach mają patriotyczne barwy, więc duch Ameryki jest we mnie silny nawet w dzień wolny (niedzieli lepiej nie święcić) — poruszył się razem z dłonią; na tacy czekał Old Fashioned i drugi Manhattan. Dziś bez udziwnień; jeśli zniszczę, to magią, nie alkoholem. — Drink przed sparingiem? Po procentach nie dzwonię do rodziny — cała reszta jest milczeniem. |
Wiek : 30
Odmienność : Słuchacz
Miejsce zamieszkania : north hoatlilp
Zawód : starszy specjalista komitetu ds. międzystanowej koordynacji
Maurice Overtone
ILUZJI : 7
WARIACYJNA : 7
SIŁA WOLI : 20
PŻ : 172
CHARYZMA : 14
SPRAWNOŚĆ : 11
WIEDZA : 16
TALENTY : 17
Piętnasta trzydzieści pojawiła się po długich godzinach wysyłania modlitw do Lucyfera. Dzień znów mu się dłużył, ale trudno się temu dziwić. Oko otwarte od godziny trzeciej, odmowa śniadania, bo mdłości od leków nasennych wywracały żołądek. Trening pływacki, spacer z barghestem, kilka prób śpiewu. Po lunchu wreszcie krótka drzemka - ledwie pół godziny, ale to wciąż dużo przy zaburzonej rutynie snu chorego na szarplicę. Wydawałoby się, że zrobił dużo, a jednak czuł się nieproduktywny. Przed nim wciąż były cztery godziny oczekiwania. Kiedy nadeszła piętnasta, zbliżał się już do North Hoatlilp i kolejny kwadrans przesiedział w samochodzie, dyskutując ze swoim kierowcą o tym, ilu ludzi było potrzeba do utrzymania ogrodu pełnego róż. Zbyt wielu, ot i cała dygresja, zamykająca piętnastą dwadzieścia. Punkt piętnasta trzydzieści gość pojawił się na progu Różanej Posiadłości, ale zanim przeszedł przez wszystkie procedury bezpieczeństwa, takie jak przejście po absurdalnie długim holu i jeszcze bardziej absurdalnie długim ogrodzie, minęło co najmniej pięć kolejnych. Cóż, takie ryzyko zadawania się z nadzianymi. Zbliżył się do altanki prowadzony przez lokaja i dygnął po artystycznemu, gdy przywołano jego nazwisko. Overtone nie mógłby tak po prostu podać komuś dłoni, prawda? Ich było stać na czystą ekstrawagancję i ubieranie się w syrenie uśmiechy, sprytnie chwytające za serduszka co słabsze wolą jednostki. - Szanowny Williamson w pozycji jeszcze skromniejszej - odpowiedział na powitanie, machinalnie poszukując wzrokiem fontanny, której szmer czaił się gdzieś nieopodal. - Ależ drogi Richardzie, nie zamierzam narażać cię na żaden tego typu uszczerbek w życiu rodzinnym. Podkreślił, wracając błękitem spojrzenia do kremowego królestwa z - na szczęście - nie kremowymi drinkami. Jedno spojrzenie na trzymany przez gospodarza kieliszek, a już wiedział, że i tego dnia nie uda mu się zasnąć w trzeźwości. Niech Lucyfer ma w opiece jego wątrobę. - Jeżeli i fontanna pozostanie nietknięta, tak z pewnością twe miejsce przy boku uroczej małżonki pozostanie niezachwianą stałą. - Jakby cokolwiek wiedział o tym kawaler. Znał się, czy też nie, potrafił trochę namieszać w głowie ładnym uśmiechem rzucanym ponad wściekłymi spojrzeniami. Jego na pewno żadna nie wygoniłaby do sypialni dla gości. Idiotyczne, że to w ogóle widnieje jako opcja. Parsknął, zupełnie nie kryjąc rozbawienia tego typu stanowiskiem mężczyzny żonatego. - Z tym raczej nie będzie problemu. - Zauważył, słusznie kierując uwagę Williamsona na swój nieskromny wzrost. Gdyby był bardziej nabity, pewnie taka groźba mogłaby rzeczywiście dawać jakiś efekt. W obecnych realiach o wiele prościej było odwoływać się do charyzmy. - Niemniej, niedługo zapewne skończą się chwile słodkiej wolności. Wówczas nawet tak prosta stała jak ta, o której wspominasz, może okazać się poza zasięgiem. - Zauważył, ale nie wydawał się szczególnie przytłoczony tą myślą. Był przed trzydziestką, a mężczyzna zawsze miał więcej do powiedzenia w zakresie małżeństwa, aniżeli panienka na wydaniu. Czy tak pozostanie, nawet za te dwa dni, kiedy licznik wybije już dwudziestkę dziewiątkę? - Niestety, odmówić nie potrafię. - Przyznał, prawie z bólem serca i śmiało zaopiekował się kolorowym Manhattanem, opadając w czułe objęcia miękkiego szezlonga. - Ale jeśli zdewastuję jednak tę fontannę, śmiało zepchnę na ciebie odpowiedzialność. Ja nie chciałem, sam znalazł się w moich rękach. Uśmiechnął się nieco przekornie znad upijanego łyka gorzko-słodkiego napitku. Potem wyprostował nogi na swoim siedzisku, wzdychając jak człowiek zmęczony swoją nędzną dolą. Jakże ciężko jest być bogatym i pozbawionym trosk, prawda Richie? - Czuję się jak jakiś emerytowany, kiedy myślę o sparingu. Całe wieki nie ćwiczyłem. - Zdradził, ale trudno było stwierdzić, czy szczerze. Maurice miał całkiem stateczną mimikę twarzy, gdy nie istniała konieczność odziewania jej w odgrywane emocje. |
Wiek : 29
Odmienność : Syrena
Miejsce zamieszkania : Hellridge, Maywater
Zawód : Malarz, śpiewak operowy
Richard Williamson
WARIACYJNA : 5
SIŁA WOLI : 13
PŻ : 171
CHARYZMA : 23
SPRAWNOŚĆ : 4
WIEDZA : 19
TALENTY : 8
Młodzi, zdolni, spragnieni sławy, pieniędzy i wielkiej kariery — crème de la crème Kręgu w utkanej z róż i alkoholu aranżacji. Czego chcieć więcej? (Czy to nie oczywiste? Więcej sławy, więcej pieniędzy, więcej wielkiej kariery.) Uśmiech z katalogu sympatycznych — numer jedenaście lub czternaście, w tym świetle ciężko zdecydować — wkrada się na usta razem z aktorskim objawieniem. Maurice to reflektor; dużo światła, mało ciepła, blask w którym można skąpać się bez wyrzutów sumienia. Artystycznie dygnięcie zasłużyło na salut; dwa złożone przy skroni palce oddają cześć wysiłkowi Overtona. Zwykle każą sobie płacić za przejaw talentu. — Nieodmiennie skromnej — skromności we mnie tyle, co w kurwie cnoty, ale Overtone to aktor — aktorzy lubią wcielać się w role. Czasami tracą z oczu granicę pomiędzy postacią a życiem; niebezpieczny nawyk bez drogi odwrotu. Maurice zna umiar; może to kwestia wychowania — może czysty przypadek. Może nie ma w nim nic przypadkowego, a każde słowo i gest są dokładnie uważonym eliksirem pozorów — znam cały klub ludzi tego typu. Jestem jego dumnym prezesem; ta duma właśnie tonie w łyku alkoholu i kumuluje się w ślicznym frazesie życia rodzinnego. Nie ma w Saint Fall, Salem, Bostonie — w całym Maine i przynajmniej czterech okolicznych stanach — siły, która nadkruszyłaby fundamentu mojego małżeństwa; nic nie scala męża i żony równie skutecznie, co wspólne trupy ukryte pod cementem. — Małżeństwo to zobowiązanie, a z tych wywiązuję się zawsze — subtelna różnica między zobowiązaniem i obietnicą wyborczą zaczyna się właśnie w tym momencie: pierwszego dotrzymuję, drugim szastam z pełną świadomością niespełnienia. Dwudziestodziewięcioletni kawaler w altance właśnie wyznaje, że jego dni na wolności są policzone; mogę zrobić tylko i aż tyle. Złożyć obietnicę niewyborczą, że będzie zadowolony z tego układu; kłamstwo. Rzadko kto był. — Nie muszę znać nazwiska — i tak je poznam; zagadki są zabawne tylko wtedy, kiedy rozwiązuje się je dla satysfakcji, nie przez wskoczenie w toń łatwizny — ale ten sekret chcę poznać: to wybranka serca czy nestora? Wybranka serca nestora? Bywały i takie historie; jeśli nie myli mnie pamięć — dlaczego miałaby mylić? Do śniadania pijam żeńszeń — obecna głowa rodziny Overtone postanowiła obniżyć średnią wieku w małżeństwie i jego obecna żona mogłaby nosić z dumną miano wnuczki. Miłość cierpliwa jest — coś podobnego. Miłość łagodna jest — owszem; o ile nie naraża się jej fontanny na uszczerbek. — Z godnością przyjmę to jarzmo na barki — kilka lat z szablą w dłoni odcisnęło na nich piętno — zastałe mięśnie domagały się wysiłku, a Maurice nie potrzebował dodatkowej zachęty na przetestowanie magicznych zdolności. Sznur przyjaźni między naszymi rodzinami był silny; żadna ze stron nie próbowała zmienić go w pętlę, nawet po zerwaniu zaręczyn z Charlotte. Niektóre związki nie mają racji bytu; ta dwójka na ślubnym kobiercu mogłaby wyrządzić więcej szkód niż pożytku. Miłość cierpliwa jest po raz drugi; jeśli nie Maurice i Lottie, znajdą inny punkt do zacieśnienia więzów. Ciężkie westchnienie — och, Overtone, masz zupełną rację; trudny przystojnych i bogatych nie znają końca — przypieczętowuje pakt. — Druga kolejka po pojedynku — pusta szklanka stuknęła o okrągły blat — echo zderzenia przemknęło wzdłuż palców. — Wolałbym nie kuśtykać po Ratuszu i powtarzać powinniście widzieć tego drugiego. Jestem kłamcą, ale nie aż tak dobrym; całe Saint Fall i pół Salem wie, że brzydzę się przemocą fizyczną — jedyna forma ubrudzenia dłoni to ta, w której krew nie ląduje na rękawie mojej koszuli. Od czego ma się starszych braci? |
Wiek : 30
Odmienność : Słuchacz
Miejsce zamieszkania : north hoatlilp
Zawód : starszy specjalista komitetu ds. międzystanowej koordynacji
Maurice Overtone
ILUZJI : 7
WARIACYJNA : 7
SIŁA WOLI : 20
PŻ : 172
CHARYZMA : 14
SPRAWNOŚĆ : 11
WIEDZA : 16
TALENTY : 17
Nie musiał znać nazwiska, ale i tak je pozna. Pozna je cały Krąg, gdy wreszcie właściwa osoba zostanie wskazana opinii publicznej i oficjalnie stanie się kolejną z wielu ofiar tej poskładanej z papieru instytucji zrzeszającej ludzi władnych i bezgranicznie płytkich. Tym razem brakowało im konkretów i to nawet gdyby którykolwiek z nich postanowił się na nie uprzeć. Dygresja Overtona była bardzo luźna i niezobowiązująca, a odpowiedź prawie tak samo beznadziejnie unikowa jak zwykle. - Czy poznałeś kiedyś człowieka w naszym wieku, który żeniłby się z miłości? Myślałem, że już dawno temu przebrnęliśmy przez etap bajeczek czytanych na dobranoc, docierając wreszcie do poważnej literatury faktu. - Rozbawienie widoczne na twarzy artysty nie obejmowało jego oczu, czyniąc jego zdanie na ten temat co najmniej oczywistym. - Czy wybierze ją nestor, czy wybiorę ją ja, jakie to ma znaczenie? Gdyby celem mojego życia było zakładać rodzinę, nie czekałbym z tym dłużej, niż to absolutnie konieczne. Zdradzając mu swoje nastawienie co do wiązania swojego losu z kobietą, nie odkrywał wcale Ameryki. Williamsonowie musieli widzieć, jak dogadywali się z Charlotte i co najmniej domyślać, jak wiele z tych popisów karczemnych awantur było bzdurą serwowaną przez niechętnych do małżeństwa gówniarzy. Maurice był pod tym względem bardzo podobny Lottcie, tylko mniej oblatany z ilością pierścionków zdobiących palce. Intensywniejsza myśl o narzeczeństwie skwasiła mu humor, ale dzielnie przełykał marudność wraz z nieoczekiwanymi procentami. Nie poszukiwał też powodów, do wymuszenia drugiego drinka, ale skoro mu zaproponowano, nie ośmieliłby się wzgardzić gościnnością. Mimo wszystko nie osuszał swojej szklanki, zdecydowanie chętniej powierzając swój los w ręce jasności umysłu, jaka gdzieś tam musiała w nim tkwić. Na pewno łatwiej było do niej dotrzeć we względnej trzeźwości. - Kto wie, czy obaj na sam koniec nie wystąpimy przed opinią publiczną w charakterze uroczych błaznów. Dwóch operujących słowem, miast pentaklem, spotykających się na towarzyskim sparingu mogło być zagrożeniem nawet dla siebie samych, co dopiero dla innych. - Nuta rozbawienia brzęcząca w jego głosie zdradzała, że nie zamierzał przejmować się rezultatami ich małej zabawy. Czego czary nie przyklepią, ukryje specjalny makijaż sceniczny lub stare, a dobre zatrzaśnięcie się za murami rezydencji. Sięgając po ostatniego łyka poczęstunku, dobrnął ledwie do połowy, nim gestem podziękował za dalsze spożycie. Jeszcze jeden ciężki wdech na szezlongu, nim wyprostował plecy, przerzucając obie nogi przez prawy bok siedziska. - Mam nadzieję, że poza tym, nie rozgrzewałeś się specjalnie. - W tym miejscu nieznacznie poruszył dłonią, sugerując ich wspólny proceder w postaci spożycia. - Chciałbym odrdzewiać się w stosunkowo niezakłócanych warunkach. Powoli znajdując na nowo swój pion, powoli podwinął rękawy koszuli, przewidująco zsuwając z ramion płaszcz. Za bardzo go lubił, aby narażać go na obecność magii wariacyjnej, czy jakiejś zabłąkanej kuli ognia… - Chodź staruszku, zobaczymy czy jeszcze coś potrafisz. - Podrażnił się z szanownym panem politykiem, ubierając uszczypliwość w niezwykle swobodny i szczery uśmiech. Podchodząc do jego siedziska, zaoferował mu nawet dłoń jak - wypisz wymaluj - bohater bzdurnych, samczych filmów o braterstwie (to znaczy o nagich, naoliwionych klatach i darciu się jak niedźwiedź na rykowisku), budujący ducha zdrowej rywalizacji u swojego przeciwnika. |
Wiek : 29
Odmienność : Syrena
Miejsce zamieszkania : Hellridge, Maywater
Zawód : Malarz, śpiewak operowy
Richard Williamson
WARIACYJNA : 5
SIŁA WOLI : 13
PŻ : 171
CHARYZMA : 23
SPRAWNOŚĆ : 4
WIEDZA : 19
TALENTY : 8
Prawda ma kolor — nie nazwę go, bo będzie mi przykro — tuszu i lubi zostawiać na opuszkach palców delikatne smugi brudu. Czysta poezja, krystaliczna symbolika; prawda przecież zawsze jest brudna. Jaką więc nieczystość skrywa młody Overtone? Kogo zasłania uśmiechem, ochrania sekretami, odwleka w czasie nieuniknione? Zwierciadło wkrótce będzie mieć odpowiedzi — (o)krąg się zamyka. Plotki też są brudne, więc tkwi w nich pierwiastek prawdy; proste? — Oczywiście, Maurice. Siebie — to mogłoby być kłamstwem, gdyby nie było prawdą — to mogłoby być kwestią nagięcia rzeczywistości do siły woli, gdyby od samego początku nie było rzeczą interpretacji. Piękno umysłu pani Williamson polega na tym, że od samego początku rozumiała, czym jest małżeństwo; to przed przedsiębiorstwo, które musi funkcjonować każdego dnia i przynosić kwartalne zyski. Im szybciej zrozumie to nowa pani Overtone, tym więcej czasu zostanie jej na kupowanie diamentowych kolczyków. — Gdyby celem twojego życia było zakładanie rodziny, byłbym szczerze rozczarowany. Człowiek o twoim talencie? — cmok—cmok; osąd znad drinka ma woń, smak i wszystkie walory mocnego alkoholu. Unoszę szklankę na wysokość ust, ale brzeg szkła od przystani warg oddziela centymetr absolutnej pustki. Dopiero zaczynam. — Uroku? Cudowne geny rodziny Overtone, gdzie dramaturgia miesza się z rozsypanym z tygla złotem. — Wartości? Teatr to inwestycja oparta na monopolu — prawdziwa sztuka gromadzi prawdziwe pieniądze, a gdy te nie rozpływają się na mniejsze biznesy o podobnym profilu, całość trafia pod gmach jedynego budynku, gdzie magia i teatr wygrzewają się pod reflektorami. — Nie, nie, Overtone. Ten świat dzieli ludzi na dwa gatunki: tych, którzy zwyciężają i całą resztę. Przedstawicielem której grupy jesteś, Maurice? Zagadka przedszkolaka; przychodząc na świat, blokada maszyny losującej zostaje zwolniona — wystarczy zostać wessanym we właściwą przegródkę z odpowiednim nazwiskiem, koneksjami i ilością zer w funduszu powierniczym. Cała reszta to sztuka małego zwycięstwa; po prostu nie umrzyj przedwcześnie, żeby móc wykorzystać pełen potencjał pochodzenia. Dziś postawimy kilka żetonów na ryzyko — wystarczy jedno, feralne zaklęcie, żeby żadna sumka na koncie bankowym nie była w stanie zacerować dziury w czaszce. — Na koniec powinniśmy zapozować dla Zwierciadła w zniszczonej fontannie — dwóch mokrych, znamienitych, obiektywnie przystojnych, nieobiektywnie charyzmatycznych przedstawicieli Kręgu w mokrych koszulach? Rekordowa sprzedaż wydania w cenie. Podwiniętymi rękawami Maurice daje znak; odstawionym na stolik drinkiem zaznaczam linię startu. — Oparłem się pokusie znieczulenia. Za kwadrans i tak weźmiemy dawkę przypominającą — uśmiech spływa na usta z łatwością — złapanie Overtone'a za nadgarstek to biznes jeszcze mniej wymagający. Padłeś? Powstań; najlepiej przy akompaniamencie: — Tylko jedna zasada — tylko? — Testujemy zdolności dopóki któryś nie powie: basta, chodź na kawałek ciasta. Truflowe z białą czekoladą; w brązowej tkwiłoby coś niewłaściwego. część pojedynkową przenosimy do kostnicy |
Wiek : 30
Odmienność : Słuchacz
Miejsce zamieszkania : north hoatlilp
Zawód : starszy specjalista komitetu ds. międzystanowej koordynacji
Maurice Overtone
ILUZJI : 7
WARIACYJNA : 7
SIŁA WOLI : 20
PŻ : 172
CHARYZMA : 14
SPRAWNOŚĆ : 11
WIEDZA : 16
TALENTY : 17
Słodkie manipulacje słowem nie dorównywały przyjemności związanej z kosztowaniem napitku. Maurice nie zliczyłby, jak wiele tego typu rozmów przeprowadził już w swoim życiu, ale z pewnością chciałby wiedzieć, ile jeszcze będzie musiał. Jak się okazywało, o wiele prościej dyskutowało się z nieznającym „proszę” i „przepraszam”, którzy wieczorami obszczywali mury pobliskiego baru, aby rano dźwigać się z kostki brukowej po solidnym mordobiciu, którego nawet nie zapamiętali. Szkoda, że nie mogli w tym momencie wyczarować między sobą podobnej swobody. Chociaż wyglądało to tak, jak gdyby była, to i tak rozpływała się pod naporem typowej Kręgowi ogłady, parsknięć pełnych niedowierzania (bo jeszcze ci uwierzę, Williamson) i rozegranych wywrotek oczami. - Nie śmiałbym posunąć się zbyt daleko, Richie. Żaden z nas nie może pozwolić sobie na przesadę. - Odpowiedział, podkreślając tym samym również swoje stanowisko w tym zakresie i kiedy już Williamson wstał, Maurice puścił jego nadgarstek, kierując się w stronę wyznaczonego im miejsca do pojedynków. Może rzeczywiście miało okazać się, że w ferworze walki będą w stanie pamiętać o zachowaniu granic w bezpiecznym sparingu? Overtone z początku zupełnie w to nie wierzył. Kiedy we krwi zaczynała krążyć magia, a słowa szeptały formuły zaklęć, łatwo było poddać się rytmowi wyznaczanemu przez łaknący krwi pentakl. Głowę wypełniła wówczas melodia prawie taka sama jak ta, która nakazywała syrenie kosztować nierozważnego marynarza. Wbrew własnym słowom wcale więc nie był pewien tego, czy zdoła zatrzymać ostatni czar. Cóż, niedługo sami to sprawdzą, a być może okaże się, że Maurie wcale nie musiał się tym zadręczać, bo dziś zacznie pełnić rolę rozsmarowanego na drogich żywopłotach i wypolerowanych płytkach? Kontynuacja w kostnicy |
Wiek : 29
Odmienność : Syrena
Miejsce zamieszkania : Hellridge, Maywater
Zawód : Malarz, śpiewak operowy
Richard Williamson
WARIACYJNA : 5
SIŁA WOLI : 13
PŻ : 171
CHARYZMA : 23
SPRAWNOŚĆ : 4
WIEDZA : 19
TALENTY : 8
wracamy z kostnicy Ile kroków na oślep oddziela fontannę od altanki; ile człowieka od alkoholu? Liczę w myślach każdy ruch, chociaż po raz, dwa, trzy— licznik resetuje się do trupem będziesz ty. Myśli, uwięzione w klepsydrze czasu, obijają się o obolałe skronie; uniesiona do czoła dłoń szuka oznak gorączki, pęknięcia, Strach (Richie Williamson się nie boi; powtarzana od dwóch dekad mantra ma posmak zgnilizny) przyspiesza tętno, odbiera apetyt, zaciska gardło, zabija powoli — tylko dotarcie do krzesła powstrzymuje ciało przed powrotem do wnętrza domu i przekonaniem na własne oczy, czy dzieci są bezpieczne; czy żona oddycha; czy ciało jedynego brata, który mi został, nie leży martwe na marmurze w holu. Zaciśnięte zęby zamykają w potrzasku każde drżenie — kiedy wreszcie wyciągam dłoń po drinka, palce są kwintesencją stabilności. Nie odwracam głowy od zawartości szklanki; nie patrzę w kierunku, z którego przyszedłem, — Śmierć— Mnie nie dotyczy. Dlaczego teraz czuję, że to nie do końca prawda? Manhattan na dnie szklanki ma słodki posmak; słodycz do zgnilizna. Zgnilizna to ciało, którego obraz odciśnięto pod powiekami — dlatego nie mrugam; nie mrugnę, dopóki nie zaboli. — Śmierć to prawdopodobnie jedyne, co brzydzi mnie bardziej od demokratów. Uśmiech na ustach to sprana wersja samego siebie — blada kreska na równie bladej płachcie. Jestem kwintesencją bieli, jestem prześcieradłem, jestem całunem, w jaki pewnego dnia owiną to samo ciało, którego iluzja wciąż gnije we wspomnieniu zbyt świeżym i trzeźwym, żeby zesłać je na banicję zapomnienia. Czekam, aż Maurice dołączy do małego, altankowego świata; nadal ma alkohol do wypicia — jego będzie smaczniejszy. Zwycięstwo to najgęstszy słodzik świata. — Zrozumiesz, jeśli to będzie nasz ostatni drink? Coś mi mówi, że kolejny zwróciłbym prosto w pobliskie rabatki; użyźniające, ale nieszczególnie odświeżające. |
Wiek : 30
Odmienność : Słuchacz
Miejsce zamieszkania : north hoatlilp
Zawód : starszy specjalista komitetu ds. międzystanowej koordynacji
Maurice Overtone
ILUZJI : 7
WARIACYJNA : 7
SIŁA WOLI : 20
PŻ : 172
CHARYZMA : 14
SPRAWNOŚĆ : 11
WIEDZA : 16
TALENTY : 17
Błysk błękitu tańczący przed oczami prezentuje się w oczach Maurycego całkiem nieźle. Udane zaklęcie przyjemnie łechta wrażliwą dumę i przypomina, że ostatnimi czasy to właśnie w iluzji najlepiej odnajduje się jego pentakl. Ostatnia tura… czyż nie kończy się teraz? Czy to nie do gościa należy ostatnie słowo? Jak widać – nie tak zaplanował to gospodarz. Stopa zawahała się na posadzce tarasu, a słodkie Para Bellum spadło z nieba niczym grom. Richard zapoznał się bliżej z jego działaniem i Maurice bez trudu rozpoznał moment, w którym umysł Williamsona wypaczył się pod wpływem magii. Znaków nie było wiele, lecz w zupełności wystarczały – rozszerzone tęczówki, przyspieszenie oddechu. Mięśnie jego barków zacisnęły się mocniej, gdy nastąpił kulminacyjny moment. Chwilę później iluzja przypomniała, że w rzeczywistości jest jedynie snem na jawie. Wizja rozpierzchła się jakby rozwiana wiosennym wiatrem, a dwoje mężczyzn zawróciło w stronę altany. Droga była krótka, a milczenie ciężkie. Słowa Williamsona wydawały się szukać lekkości, pokrzepiać. Czy w ten sposób próbował pocieszyć siebie, czy jedynie ująć powagi tej sytuacji? Maurice widział jego reakcje. Nie tłumaczył jej, nie oceniał. Rozumiał. Wiedział aż za dobrze, jak smakowały tego typu wizje. Ach, słodkie halucynacje. Jak często widział je podczas wielodniowych absencji od snu? Przestał liczyć po zaliczeniu dwudziestej drugiej wiosny. Jego uśmiech był czystą formalnością. Smakował zwycięstwem i wolny był od zbędnych wyrzutów sumienia, bo wciąż – pojedynek pozostawał pojedynkiem. Niebieskie oczy poszukały drogi do oczu Richarda i odpowiedziały, nim jeszcze pojawiło się kiwnięcie głową. Zrozumie. Niczego więcej się nie spodziewał. Alkohol pozostał w miejscu, w którym uprzednio go porzucił. Zmiana nastrojów kompletnie pozbawiła go smaku. - Do zobaczenia, Richie. – Słowa krótkie i zbędne były uprzejmością, jaka nie powinna się teraz liczyć. Znaczenie miały tylko cisza i samotność. Maurie bez żalu podarował Williamsonowi obie te rzeczy. | zt |
Wiek : 29
Odmienność : Syrena
Miejsce zamieszkania : Hellridge, Maywater
Zawód : Malarz, śpiewak operowy
Richard Williamson
WARIACYJNA : 5
SIŁA WOLI : 13
PŻ : 171
CHARYZMA : 23
SPRAWNOŚĆ : 4
WIEDZA : 19
TALENTY : 8
Minie sekunda, potem kolejna, jeszcze jedna, następna — sześćdziesiąt z nich zmieni się w minutę, minuta w kwadrans, kwadrans w godzinę. Nie mam tyle czasu, żeby poskładać się na nowo; nie mam nawet połowy z sześćdziesięciu minut. Polityka nigdy nie śpi, nigdy nie odpoczywa, niedziela to przedponiedziałek — śniadanie z rodziną, lunch z prasą, kolacja z kimś, kto nadal waha się, czy poprzeć mnie we wtorkowym głosowaniu nad budżetem (jedyna, słuszna odpowiedź ma trzy litery, jedną sylabę i zaczyna się na t). Na poskładanie samego siebie w nieposzatkowaną przez magię iluzji całość mam dokładnie kwadrans — dość, żeby dokończyć drinka. Niewystarczająco, żeby wykończyć siebie. Overtone — szczęście w nieszczęściu — rozumie; nie wiem, co dostrzegł w moich oczach, kiedy tamto zaklęcie bez trudu wdarło się w umysł, ale mogę tylko zakładać, że nic ładnego. Nic czułego. Nic, co sam chciałbym oglądać w lustrze. Obserwuję niewprawione w ruch drinki; Maurice upił się zwycięstwem — niepotrzebny mu alkohol. Manhattan, whisky, gin, cosmopolitan; cały świat wyskoków zaczeka na dzień, kiedy nasze humory przestaną przypominać przeciśnięty przez praskę czosnek. To nie przegrana boli (gówno prawda, boli zawsze), tylko nieumiejętność obronienia się przed tym, co tak zaciekle serwował mi Overtone — wystarczy jedno, silniejsze zaklęcie, żeby Richie Williamson powiedział pas, wrócimy do tego, kiedy nauczę się korzystać z pentakla. Miał na to piętnaście lat; pora przestać obwiniać starszego brata o wyssanie z naszego dziedzictwa całego źródełka magii i zrobić to, co powinien potrafić przyszły Najwyższy Magister. Nauczyć się czarować. — Do rewanżu, Maurice. Oczywiście, że to powtórzymy — może w dniu, w którym nauczę się iluzji; może w dniu, kiedy obcesowo wykorzystam do tego demona. z tematu |
Wiek : 30
Odmienność : Słuchacz
Miejsce zamieszkania : north hoatlilp
Zawód : starszy specjalista komitetu ds. międzystanowej koordynacji
Barnaby Williamson
ANATOMICZNA : 5
ODPYCHANIA : 33
WARIACYJNA : 1
SIŁA WOLI : 11
PŻ : 211
CHARYZMA : 9
SPRAWNOŚĆ : 25
WIEDZA : 6
TALENTY : 16
kontynuacja z tarasu Zabolało. Chybotliwe płomienie świec nieśmiało wspięły się w kierunku nieba — cynobrowe świece wspomogły rytuał, który niechętnie oplótł taras siecią osłabiającą. Intruzi napotkają ewidentny opór we współpracy magii; jeśli będzie proporcjonalna do tego, na który natknął się Williamson, tyły Thornhill Hall będą dobrze chronione. Rzecz w tym — prosta sprawa; magiczna ambicja to choroba — że zawsze mogły być lepiej. Zmarszczenie brwi nie ukoiło bólu, w którym utknęła głowa; ciasne imadło zacisnęło się na skroniach i nie zamierzało odpuszczać — zebranie zużytych świec z tarasowych płyt nagle zamieniło się w niedorzeczne wyzwanie. Zawroty były krótkotrwałe, ale ewidentne; uniesiona do ust filiżanka i reszta kawy podjęły mozolną próbę zwalczenia skutków ubocznych — nadal miał zadanie do wykonania. Po pentagramach na tarasie nie został żaden ślad; Williamson znał się na czyszczeniu. Plecach z zawartością wyruszył na spacer do ogrodu — rozległe połacie zieleni za Thonrhill Hall były wylęgarnią dla potencjalnych próg zakradnięcia się do domu od strony, która z zasady chroniona była roślinną prywatnością. Richie często bywał poza North Hoatlilp — w przeciwieństwie do własnych dzieci. Wujek Barnaby nie byłby sobą, gdyby Usypanie świeżego pentagramu było mozolniejsze; trawa, w przeciwieństwie co tarasowych płyt, mogła przerwać rytualną mieszankę i udaremnić wysiłek. Williamson trzykrotnie — jak Piekielna Trójca nakazała — upewnił się, że pentagram nie ma ubytków, zanim w każdym z jego rogów postawił świecę. Plecak stał się lżejszy, głowa za to cięższa; pozostało liczyć, że magia będzie dokładnie taka, jakiej potrzebował. Athame wskazało na pierwszy z knotów — za moment ruch ciała obierze przeciwstawny do wskazówek zegara kierunek i dźgnie powietrze jeszcze cztery razy w rytm słów, które zaczęły płynąć utartym, doskonale znanym rytmem. — Lanceaarcana automatice emittere, intrusos vulnerare, periculum avertere. Ktokolwiek nie będzie próbował wykorzystać ogrodów do planu napaści, napotka mały wielki problem; o ile rytuał odniesie oczekiwany skutek. rytuał wystrzały eteru| próg 65 | k100 + 33 skutki uboczne | k60 — 11 zużywam zestaw czerwonych świec |
Wiek : 33
Odmienność : Czarownik
Miejsce zamieszkania : Stare Miasto
Zawód : starszy oficer oddziału Czyścicieli w Czarnej Gwardii
Stwórca
The member 'Barnaby Williamson' has done the following action : Rzut kością #1 'k100' : 50 -------------------------------- #2 'k60' : 41 |
Wiek : ∞
Miejsce zamieszkania : Piekło
Zawód : Guru satanistycznej sekty
Barnaby Williamson
ANATOMICZNA : 5
ODPYCHANIA : 33
WARIACYJNA : 1
SIŁA WOLI : 11
PŻ : 211
CHARYZMA : 9
SPRAWNOŚĆ : 25
WIEDZA : 6
TALENTY : 16
Zabolało — i boleć będzie nadal. Stłamszone przekleństwo zepchnęło w dół przełyku słodki posmak triumfu; blask czerwieni oznaczał sukces — magia rozlała się pomiędzy różanymi krzewami i obiecała wytężoną współpracę z intencją rzucającego. Ból głowy był niską ceną; uniwersalna waluta cierpienia ścieliła drogę do sukcesu. Mógłby przerwać — trzy udane rytuały, w tym dwa zaawansowane i wyciskające magiczną energię jak cytrynę. Mógłby obudzić brata i oznajmić mu, że Thornhill Hall jest trochę bezpieczniejsze niż jeszcze wczoraj. Mógłby odpuścić — tyle, że nigdy nie wiedział, kiedy. Spierzchnięte usta poruszyły się w niemym w porządku; w porządku, chociaż od dawna nic nie było w porządku — ciało pochyliło się nad plecakiem, dłonie wyłowiły z ciemności pięć białych świec, nagła zmiana rytualnego repertuaru mogła być zgubą dla dobrej passy, ale kto nie ryzykuje, ten nie nosi w żyłach zatrucia magicznego. Zły przykład, za to szczery. Świeżo usypany pentagram wyznaczył ścieżkę dla nowego wyzwania — magia anatomiczna nigdy nie grała pierwszych skrzypiec w orkiestrze magii Williamsona, ale czuł, że zaczyna balansować na krawędzi głębszego poznania. Nauka przez praktykę była najskuteczniejsza; zaciśnięte w dłoni athame wydawało się zgadzać ze względną teorią magii. Wrócił do serca pentagramu w ten sam sposób, w który robił to w przypadku odpychania — każda magiczna dziedzina miała własne niuanse, ale na poziomie rytualnym wszystkie sprowadzały się do zachowania identycznego procesu działania. Pentagram, pięć świec, athame i intencja; wymierzony w intruzów rytuał nie pozostawiał szerokiego pola do interpretacji. Każdy, kto zamierzał okraść ten dom albo zadziałać na szkodę jego mieszkańców, nie był tu mile widziany — magia będzie wiedziała, co dalej. Williamson dał sobie moment na zebranie magii w athame; anatomiczne inkantacje nie przychodziły mu tak naturalnie — skupienie musiało być dwukrotnie mocniejsze, a upór czterokrotnie wyższy. — Intruso ulcerationem inducere, quinque vulnera, dolor crescit — ramię poruszyło się w znanym rytmie; cała reszta miała być historią. rytuał Ulceratio Intrusus | próg 60 | k100 + 5 zużywam zestaw białych świec |
Wiek : 33
Odmienność : Czarownik
Miejsce zamieszkania : Stare Miasto
Zawód : starszy oficer oddziału Czyścicieli w Czarnej Gwardii
Stwórca
The member 'Barnaby Williamson' has done the following action : Rzut kością 'k100' : 56 |
Wiek : ∞
Miejsce zamieszkania : Piekło
Zawód : Guru satanistycznej sekty
Barnaby Williamson
ANATOMICZNA : 5
ODPYCHANIA : 33
WARIACYJNA : 1
SIŁA WOLI : 11
PŻ : 211
CHARYZMA : 9
SPRAWNOŚĆ : 25
WIEDZA : 6
TALENTY : 16
Bolało — to dobrze. Ból był ceną za powodzenie; powodzeniem było pięć rozpalonych świec; pięć rozpalonych świec było czwartym udanym rytuałem tego poranka. Williamson czuł, że magia zaczęła przypominać powietrze z przekutego balonika — mikroskopijna wyrwa w całości pozbawiała ciała energii, której źródło zaczynało się na bursztynowym koraliku na nadgarstku, płynęło przez mięśnie ramienia i docierało do pulsujących miarowym bólem skroni. W plecaku nadal trzymał świece do magii wariacyjnej, ale debiut musiał zaczekać na lepszy dzień. Taki, w którym cztery rytuały nie wyciskały z niego skromnej dawki kofeiny. Wsunięty między usta papieros wygodnie rozgościł się na krawędzi warg; pstryknięcie zapalniczki posłało w powietrze nowy, nierytualny płomień. Posmak tytoniu szybko rozgościł się na języku — napędzany na dym Williamson mógł zgarnąć z trawnika białe świece i zatrzeć ślady pentagramu, zanim papieros dotarł do połowy długości. Obowiązek został dopełniony, obietnica dotrzymana — Richie prawdopodobnie przygotowywał się na nowy dzień przed lustrem wielkości własnego ego (wielkim), a Barnaby nie zamierzał ryzykować, że natknie się na brata; nie przed pierwszym burbonem. Minęła dopiero dziewiąta — na takie rozrywki wciąż za wcześnie. Zgarnięte do plecaka świece, ukryte athame, zasunięty zamek; dłoń mimowolnie powędrowała w kierunku szyi, odkrywając chłodny kieł i rozgrzany od magii pentakl. Nagła myśl — blask w ciemności zmęczenia — była kaprysem. Może nie wykorzystał potencjału Thonrhill Hall do końca; może warto, na sam koniec, spróbować czegoś nowego? O zatrzaskiwaniu czarów czytał dostatecznie wiele; praktykę widział na własne oczy z pomocą geniuszu Zafeiriou. Kiedy robił to Percy, wyglądało banalnie — młody miał magię powstania zamiast krwi, więc w jego wykonaniu zaklęcie nie mogło się nie udać. Williamson na zajęciach z powstania zwykle drzemał; pozostawało liczyć na to, że pamiętał z wykładu Perseusa dostatecznie wiele, żeby odnieść sukces. Intencja magiczna wraz z energią miały skupić się na stopie pentakla — dlatego dłoń uniosła się do szyi, a palce zacisnęły na znajomym kształcie. Kolejnym krokiem było skupienie magii na drobnym symbolu magii; opuszek palca powiódł ostrożnie po planie pentagramu, rozgrzewając metal jeszcze bardziej. Ostatni etap zakładał wypowiedzenie zaklęcia na głos. — Ordinatio. Magia odpychania rozczarowywała go rzadko, ale tym razem to nie od niej zależało powodzenie — nawet, jeśli inkantacja brzmiała znajomo. Wdech położył kres skupieniu; Williamson wątpił w sukces debiutu zatrzaskiwania, ale dokładnie na tym polegała nauka. Była kwintesencją prób. zatrzaskuję Ordinatio | próg 60 | k100 + 0 (magia powstania) k3 na ilość użyć z tematu |
Wiek : 33
Odmienność : Czarownik
Miejsce zamieszkania : Stare Miasto
Zawód : starszy oficer oddziału Czyścicieli w Czarnej Gwardii