First topic message reminder : Wejście Na skraju lasu mieści się budynek inny i bardziej solidny niż pozostałe. Zbudowany z drewna, cegły i kamienia, przykuwa spojrzenie swoją rozległością i stylem nawiązującym jednocześnie do klasyki, jak i domków myśliwskich ulokowanych głębiej w lesie. Prowadzi do niego utwardzona, chociaż wąska ścieżka, na której zmieści się maksymalnie jeden samochód. W oczy rzuca się niewielki taras, na którym rzadko przesiadują domownicy, a do którego prowadzi kilka schodków wprost do wejścia. Pomiędzy kamieniami doskonale odnajdują się zadbane rośliny doniczkowe, kontrastujące z często niezadbanym czy nie zagrabionym przejazdem. Dom prezentuje się najbardziej okazale zimą, pokryty białym puchem, nawet jeśli dojazd do posiadłości jest wtedy utrudniony przez wszechobecne zaspy. Rytuały w lokacji: ściana ech [moc: 99] kula u nogi [moc: 95] Locus Metus [moc: 64] |
Wiek : ∞
Miejsce zamieszkania : Piekło
Zawód : Guru sekty satanistycznej
Sebastian Verity
ODPYCHANIA : 25
SIŁA WOLI : 24
PŻ : 192
CHARYZMA : 9
SPRAWNOŚĆ : 9
WIEDZA : 8
TALENTY : 19
— Nie wiem jak. W jednej chwili leżała, w drugiej jej nie było. Próbowałem zatamować jej krwawienie, żeby nie padła, wydawało mi się, że zaklęcie nie wyszło, ale może błędnie. — Suma summarum, tak, można przyjąć, że rozpłynęła się w powietrzu, bo dokładnie tak wyglądało to z perspektywy Sebastiana. Nie jest to jednak rzeczywistość, którą miałby zamiar zaakceptować i woli przyjąć, że stworzenie po prostu było wyjątkowo szybkie, nawet pomimo swoich ran. Nic tak po prostu nie znika, chyba że umie się teleportować. Nie ma pojęcia. Może umie? — Nie jest trochę za późno na respektowanie granic Lanthierów? — odbija piłeczkę, jasno sugerując, co ma na myśli. Przecież Judith błąkała się po rezerwacie całkiem niedawno i nie w głowie jej wtedy było wycofanie się, bo jest Carterem. Cripple Rock z jakiegoś powodu ma ważny udział w kwestii otwarcia bram piekła i Sebastian czuje, że stosowanie się do zakazów terytorialnych będzie coraz trudniejsze, jeśli Judith chce działać aktywnie na rzecz kowenu. Mogą spróbować złapać jackalope razem i dopilnować, by nikt nie dowiedział się, że Carter sobie używa na ich terenie. W razie potrzeby Sebatian może powołać się na gwardię i zgodnie z prawem wyprowadzić niedobrą panią Carter z miejsca, a którym nie powinna się znaleźć. Zresztą niewykluczone, że gwardia sama ich tam wyśle. Zawrze przecież w raporcie, że matka małych uciekła, a gwardia mogłaby znaleźć niejeden powód, dlaczego mistyczne stworzenie o nieznanych możliwościach nie może pozostać na wolności, błąkając się po terenach, w których może zainteresować się nim ktoś niepożądany. To kwestia do rozważenia na późnej. Na razie to nie świeżo upieczona matka jest ich największym problemem. — Tamta nic nie mówiła. — Wzrusza ramionami. Whisky też zdecydowanie nie chlała, zbyt celnie rzucała tymi swoimi ognistymi kulami, żeby móc podejrzewać ją o pijaństwo. — Atakowała ognistymi pociskami i była na tyle szybka, że strzelała nimi z dwóch przeciwnych stron niemal jednocześnie. Judith nie wie, czy istnieje ktoś z odpowiednią wiedzą, aby zająć się jackalope i Sebastian się nie dziwi. Nie zaskoczyłoby go, gdyby w istocie nikt taki nie istniał. Ale może był ktoś z odpowiednią wiedzą, by chociaż spróbować utrzymać je przy życiu? — Tam na miejscu spotkałem towarzyszkę Maurice’a, Alishę. Wspominała, że Annika Faust bada magiczne stworzenia i mogłaby pomóc. — Wpatruje się w drobne ciałka pomiędzy fałdami materiału, intensywnie myśląc. — Wiem, co myślisz. Nie mówię, żeby jej zaufać i bezrefleksyjnie oddać jackalope, ale możemy zbadać grunt. Piekielnik zwrócił uwagę na jej relację z Mauricem, nawet jeśli to tylko durne plotki, rzeczywiście da się zauważyć, że często rozmawiają. Możemy go o nią zapytać. Możemy też się zabezpieczyć, by ta wiedza nie wypłynęła dalej. Tym razem byśmy się odpowiednio przygotowali. |
Wiek : 49
Odmienność : Czarownik
Miejsce zamieszkania : North Hoatlilp
Zawód : Starszy Oficer (Protektor), Czarna Gwardia
Judith Carter
ANATOMICZNA : 1
NATURY : 5
ODPYCHANIA : 30
WARIACYJNA : 1
SIŁA WOLI : 20
PŻ : 180
CHARYZMA : 9
SPRAWNOŚĆ : 5
WIEDZA : 13
TALENTY : 24
Coraz więcej zagadek mi tutaj Sebastian przynosi. Mogłabym mu aż podziękować za ćwiczenie mojego logicznego myślenia, bo mam teraz nie lada zagwozdkę, jak samicy udało się spierdolić o własnych siłach po porodzie. Chwilowo dochodzę do dwóch wniosków. Albo jackalope wypełnia magia, która pozwala im przetrwać i ruszać się nawet po wielkim cierpieniu i wysiłku, albo samica była niesamowicie doświadczona w porodzie. Swój drugi zniosłam lżej niż pierwszy, szybciej byłam w stanie wstać z łóżka i poruszać się o własnych siłach. Może z kolejnym byłoby mi coraz łatwiej, aż bym się przyzwyczaiła. Króliki rozmnażają się jak popierdolone, więc niewykluczone, że to nie był pierwszy poród tej samicy. — Dobra, zostawmy to teraz – macham ręką, patrząc na te małe zawiniątka, co mi przyniósł. Temat złapania samicy na pewno wróci. Zerkam krótko, karcącym wzrokiem na Sebastiana, kiedy gada o poszanowaniu terytorium. Jemu to jest łatwo mówić, ale niech se wejdzie na teren galerii L’Orfevre, to wtedy pogadamy. Narażę całą rodzinę, teraz nie mogę na to pozwolić, kiedy mój ojciec właśnie pogłębił wojnę między nami a Lanthierami. Jasne, że Kowen jest ważniejszy, ale muszę chronić swoich tak długo, jak tylko mi się uda. — Pogadamy jak będziesz miał narażać całą swoją rodzinę, cwaniaczku – rzucam mu tylko krótko. Jebać te tematy, to są problemy na późniejszy czas. Jeden krok na raz, a naszym problemem na razie są jackalope. A przynajmniej jeden z nich, skoro reszta ma trafić do Czarnej Gwardii. Jeśli chcemy zatrzymać to zwierzę w Kowenie, musimy zatrzymać to zwierzę u siebie. U mnie, na przykład, bo miałam wystarczająco miejsca, albo u innych członków. Sebastian ma dużo przestrzeni, ale często go nie ma w domu. Ma za to gosposię, która mogłaby się rozerwać kolejnym obowiązkiem. Nie wiem, jak mieszka Overtone, ale na pewno nie jest to skromny domek. Godfrey czy Frank teoretycznie odpadają, bo chociaż przestrzeni im pod dostatkiem, mają towarzyszy u siebie w domach i jeszcze królik ucieknie, kiedy podrośnie. A więc ja, Sebastian albo Overtone. Spoglądam uważnie na Sebastiana, gdy wspomina mi o jakiejś towarzyszce. Skąd ja mam wiedzieć, z kim się spotyka Maurice? Nie śledzę jego życia, nie obchodzi mnie to za bardzo. Widziałam go raz z… To ta? Marszczę brwi. — Tą co był z nią na pogrzebie? – i było jakieś takie zamieszanie wokół tego. Bezsensownie je rozpętała, ale nie mam jakichś wielkich wyrzutów z tego powodu. Annika Faust. Annika Faust… cóż, to wiele tłumaczy, dlaczego spotkałam ją z barghestem. Nie interesowałam się nią za bardzo, nawet nie zdążyłam się zorientować, że sama zajmuje się magicznymi bestiami. Co mogę powiedzieć, nie jesteśmy przyjaciółmi z van der Deckenami. Ale o ile kojarzę, Overtone’owie tym bardziej nie są. — On z Anniką Faust? – pytam z niedowierzaniem. Coraz dziwniejsze rzeczy się dzieją w tym Kręgu, przysięgam. Przestaję się w tym łapać. Jeszcze niech mój syn się zaprzyjaźni z jakąś Lanthierówną i mamy pełną apokalipsę. To teraz jest nieważne. Ważne, że… nie wiem nic o Annice Faust. A nie tak dawno temu zaufałam już innej dziewczynie i zostałam przez nią wyruchana. A mogłam pilnować ją za rękę. Marszczę brwi i krzyżuję ramiona pod biustem. Niby to ważniejszy cel, ale nie mam zaufania wobec szukania pomocy poza naszym wewnętrznym kręgiem. Niewiele wiem o niej, może Overtone faktycznie mógłby załatwić sprawę. Gdyby go o nią podpytać… Wzdycham głęboko i wywracam oczami. — Dobra. Podpytaj go jak chcesz. – Ja tego na pewno nie zrobię. – Ale króliki zostają albo u mnie, albo u Ciebie. Nie będę rozdawać kolejnych rzeczy, albo zwierząt w tym przypadku, żeby usłyszeć, że, ups, popsuł się albo przypadkiem zdechł. Jak sama nie dopilnuję to nie będę miała. Nie wiem, dlaczego w ogóle odeszłam od tej myśli, kiedy przekazywałam beztrosko Williamson naszyjnik. |
Wiek : 48
Odmienność : Czarownica
Miejsce zamieszkania : Cripple Rock
Zawód : starsza oficer sumiennych w Czarnej Gwardii
Sebastian Verity
ODPYCHANIA : 25
SIŁA WOLI : 24
PŻ : 192
CHARYZMA : 9
SPRAWNOŚĆ : 9
WIEDZA : 8
TALENTY : 19
Usta Sebastiana przez moment zaciskają się w wąską linię, kiedy tylko Judith bez większego namysłu sugeruje, że namawia ją do czegoś, o czym sam nie ma pojęcia. — Cały czas narażam swoją rodzinę, Judith. — Słowa wydają się puste, jakby nie niosły za sobą żadnego przesłania, ze spojrzenia również trudno wyczytać emocje, które wskazywałyby na to, że kwestia ta jest dla niego trudna. Przez kilka chwil przypomina tego Sebastiana, który wrócił po długich ośmiu latach, tego, na którego oczach wydarzyło się wystarczająco wiele, by jeszcze cokolwiek mogło wywołać w nich ciepłe emocje. Jak długo był taki? W połowie obecny w teraźniejszości, w połowie wciąż żyjący tym wszystkim, co widział i co robił? Nie potrafiłby powiedzieć, czy kiedy zachęcał Judith do wstąpienia do gwardii, minął ten czas, w którym nie umiał wykrzesać z siebie zbyt wiele z człowieka, którym był wcześniej. Może ona nie zdążyła poznać tego spojrzenia. — Wszyscy narażamy. My, członkowie Kręgu, gwardziści, w szczególności. Jestem w kowenie od ponad trzydziestu lat, gdyby gwardia się o tym dowiedziała, położyłoby się to cieniem na wszystkich Veritych. Byłaś na terenie Lanthierów, bo tego wymagała misja, a teraz unikasz ryzyka, bo boisz się o rodzinę? Judith — oczy Sebastiana mrużą się delikatnie, gdy przygląda jej się uważnie, jakby sam miał znaleźć odpowiedź — czy pozycja twojego ojca coś zmieniła? Muszą być dla Lucyfera w pełni, w każdej sytuacji, w każdych okolicznościach. Judith nie bała się zaryzykować jeszcze kilka tygodni temu, lecz teraz jej pierwszą reakcją są wątpliwości, miast szukanie odpowiedzi na pytanie „co zrobić, aby nie dać się przyłapać?”. Teraz, gdy jej pozycja w rodzinie wzrosła, czy wstrząsnęło to jej priorytetami? Sebastian chce wierzyć, że nie. Ale ostatecznie są tylko ludźmi. Może to kwestia podświadomości, może wystarczy ją zaadresować, by wszelkie zawahanie zgnieść i odrzucić jeszcze w zarodku. — Jackalope trzeba wytropić. Jeśli się tego nie podejmiesz, zaangażuję kogoś innego. — Nikt, kogo zna, nie dorówna umiejętnościom tropiącym Judith, jednak nie pozostałoby mu inne wyjście. — Tak, ta sama — odpowiada na pytanie Judith, zaś na komentarz odnośnie Maurice’a i Anniki wzrusza ramionami. Nieszczególnie śledzi relacje towarzyskie, które tak chętnie opisuje prasa. Niezbyt interesuje go co kto i z kim, póki nie rzutuje to bezpośrednio na niego lub jego rodzinę. Judith przystaje na wybadanie tematu Anniki, a Sebastian wbrew temu, co przed chwilą mówił, sam zaczyna mieć wątpliwości. Czy to rozsądne mieszać do tego kogoś spoza kowenu? Już się na tym przejechali. Nie wiedzą też, kto należy do wrogiej frakcji. Skąd mogą mieć pewność, że Annika nie jest jedną z tych osób? Choć z domu jest van der Deckenem, od jakiegoś czasu nosi nazwisko Faustów, a ci — choć Sebastian niechętnie o tym myśli z uwagi na własną matkę — gorliwie zwracają swoje modlitwy ku Lilith. Wybadanie tematu trochę potrwa, a on przecież nie ma pojęcia, jak te stworzenia utrzymać przy życiu choćby i do jutra. Może jednak powinni oddać wszystkie gwardii. Tak będzie najbezpieczniej. — Oddam je gwardii — pada w końcu po chwili milczenia ewidentnie przeznaczonej na głębszy namysł. |
Wiek : 49
Odmienność : Czarownik
Miejsce zamieszkania : North Hoatlilp
Zawód : Starszy Oficer (Protektor), Czarna Gwardia
Judith Carter
ANATOMICZNA : 1
NATURY : 5
ODPYCHANIA : 30
WARIACYJNA : 1
SIŁA WOLI : 20
PŻ : 180
CHARYZMA : 9
SPRAWNOŚĆ : 5
WIEDZA : 13
TALENTY : 24
Cały czas narażam swoją rodzinę skutecznie i definitywnie zamyka mi gębę. No tak. No tak, kurwa, no tak. Łatwo jest mi zapominać, że Sebastian tę rodzinę ma, kiedy przez rodzinę mam na myśli swoje dzieci. Sebastian nie ma dzieci (poza jednym drobiazgiem, który wyszedł przez przypadek, więc i o nim zapominam), nie miał także żony. Ale ma brata i ma rodziców. I kuzynów. I kuzynki. Rodzina Verity wcale nie jest mała, a ja zapominam, że jeśli ktoś nie jest najbliżej, to nadal jest rodziną. Nie odzywam się już. Nawet na niego nie patrzę, chociaż wyczuwam tę niezręczność. A może ją sobie sama wyobraziłam? Przygryzam wargi nerwowo; dość nietypowy objaw u mnie, dość nietypowy widok – Judith Carter z zamkniętą gębą, która czuje się głupio. Jak mogłam być tak egoistyczna, jak mogłam o tym nie pomyśleć? Sebastian jednak mówi dalej – i trafia najwidoczniej w sedno, bo chociaż czuję szarpnięcie protestu w ciele, to jednocześnie wiem, że od tamtej nocy zmieniło się wszystko. Od dnia, w którym ojciec został nestorem. Od dnia, w którym zginął wuj Wesley. Przełykam nerwowo ślinę, wydłużając niezręczną ciszę wokół nas. A może niezręczna jest tylko dla mnie. Krzyżuję ramiona na piersiach, bo chcę się obronić przed całym tym zarzutem ze strony Sebastiana, a jednocześnie wiem, że Sebastian jest jedynym Gwardzistą, przed którym mogę obnażyć te słabe punkty i nie wynotuje ich potem w raporcie. Wraz z wydechem ulatuje całe spięcie, a pojawia się rezygnacja. Unoszę jedną z dłoni do nasady nosa, którą próbuję rozmasować, jakby mnie bolała. Nie boli, ale muszę się jakoś zasłonić. — Wiem, że nie powinna. Boję się po prostu… - zaciskam wargi mocniej, przygryzam tę dolną, aż zostaje na niej ślad po ugryzieniu. – Ojciec po prostu poszedł po całości na wojnę z Lanthierami. Już wcześniej się nie znosiliśmy, jasne. Ale oskarżenie o morderstwo… z drugiej strony wiem, że nie mogę mu powiedzieć, dlaczego naprawdę umarł Wesley. A ja nie chcę, żeby ta wojna, jeszcze póki co zimna, zmieniła się w wojnę prawdziwą. Ale. Zawsze jest jakieś ale. Ale jest takie, że życie nie jest łatwe. Szczególnie nasze życie. — Ale masz rację. Powinnam tam pójść… Żaden inny Gwardzista nie zna się na zwierzętach i terenie leśnym tak, jak ja. – Nie pochlebiam sobie, to jest fakt. Żaden nie dorastał w lesie, żaden nie zna tych terenów tak, jak ja. Żaden nie zna zachowań zwierząt, a już tym bardziej nie będzie wiedział, jak się zachować przy takim legendarnym stworzeniu. Chyba że weźmie jakiegoś Rzecznika, ale oni są najlepsi w siedzeniu za biurkiem. Wzdycham jeszcze raz, wywracam oczami, przymykając powieki i na powrót krzyżuję ramiona pod biustem. — Pójdę tam z Tobą. Tylko musimy wymyślić dobrą wymówkę, albo się zabezpieczyć w inny sposób. Jest jakiś taki rytuał. Jakby go odprawić… Coś tam, że moja obecność nie byłaby wykryta. Nie robiłam go w sumie od dawna, muszę do niego wrócić i sobie go odświeżyć. Polecenie mi Anniki z ust jakiejś tam Alishy-kochanki-Maurice’a nie jest dla mnie absolutnie żadnym autorytetem, ale ostatnio szlajała się z barghestem po lesie, więc może nawet wie, jak ogarniać takie bestie. Rozeznam się, ale to wymaga czasu. Nie wiem, kiedy Annika będzie miała czas, żeby ze mną porozmawiać, a te małe potrzebują opieki natychmiastowej. Więc tak stoimy przez moment i gapimy się na nie, rozmyślając, co z nimi zrobić, aż pada myśl, z którą nie chciałabym się zgodzić, ale wygląda na to, że nie mamy lepszej opcji. — I tak złapiemy samicę, a one potrzebują opieki. To dobry pomysł. Nie jest dobry, ale jest najlepszy z najgorszych. Badania nad nowymi stworzeniami przyczynią się do rozwoju nauki, dowiemy się czegoś więcej na temat Piekła i potencjału, jaki w sobie kryje. No i chyba i tak nie mamy wyjścia. Dorosła samica się sobą zajmie, przy odrobinie szczęścia nawet nie skupi na sobie zbyt wiele uwagi Lanthierów. Ale i tak musimy się pospieszyć. I muszę poświęcić jakieś popołudnie na dokształcenie się z książkami. Jak ja tego nienawidzę… — Jadę z Tobą – zarządzam, bo jasnym staje się, że po prostu nie ma czasu do stracenia. – Jeśli ta samica uciekła zaraz po porodzie, młode zaraz zaczną się robić głodne. Jak czegoś nie zjedzą, to zaczną zdychać. Jedziemy. Otwieram już tylne drzwi samochodu Sebastiana i pakuję się na kanapę. Nie będę przekładać królików, na razie niech tam będą, a my postaramy się zawieźć je w stanie nienaruszonym do Kazamaty. A kiedy już dojeżdżamy, przenosimy króliczki otulone prowizorycznym kocem do Kazamaty, gdzie następnie trafiają do Rzeczników. Oboje z tematu |
Wiek : 48
Odmienność : Czarownica
Miejsce zamieszkania : Cripple Rock
Zawód : starsza oficer sumiennych w Czarnej Gwardii