Łazienka Wnętrze łazienki emanuje elegancją i klasą, tworząc przyjemne i luksusowe otoczenie. Wszystko zaczyna się od subtelnych kolorów, gdzie ściany utrzymane są w odcieniach pastelowego beżu. Na podłodze można dostrzec klasyczny marmur, na ścianach okładziny, co dodaje wnętrzu wyjątkowego prestiżu. Centralnym punktem łazienki jest olbrzymia wanna, zaprojektowana z myślą o komforcie i relaksie. Wystarczająco duża, aby pomieścić nawet trzy osoby. Jej eleganckie, zaokrąglone kształty oraz złote detale, takie jak ozdobne kraniki i uchwyty, dodają wnętrzu jeszcze większej wytworności. Potężne lustro zajmuje całą jedną ze ścian łazienki, optycznie powiększając przestrzeń i dodając jeszcze więcej światła. Ramka lustra, wykonana z pozłacanego metalu, wprowadza dodatkowy element klasy i wyszukanego smaku. Na przeciwko lustra znajduje się stylowa umywalka z eleganckim marmurowym blatem i subtelnie zdobionymi kranikami. |
Wiek : ∞
Miejsce zamieszkania : Piekło
Zawód : Guru sekty satanistycznej
charlotte williamson
ILUZJI : 8
POWSTANIA : 20
SIŁA WOLI : 8
PŻ : 176
CHARYZMA : 13
SPRAWNOŚĆ : 9
WIEDZA : 3
TALENTY : 16
| przychodzimy stąd Przejęcie Valentiny nie budzi zdziwienia; nie od dziś wiadomo, że jest ona wielce emocjonalna i wrażliwa na wszelkie przeciwności. Przecinające jej twarz zmartwienie mogłoby wywołać w Charlotte wzruszenie, gdyby nie fakt, że rzadko kiedy oddaje się podobnym emocjom. - Nic wielkiego - macha ręką lekceważąco. - Lekarz mówił, że jeszcze przez tydzień może mnie boleć głowa, to stan przejściowy, nie musisz się zamartwiać. - Wydarzenie z dzisiejszego poranka wskazuje jednak na to, że nie wszystko jest w porządku. Pulsujący z tyłu głowy ból pojawia się znienacka, w najmniej odpowiednim momencie, zmuszając do przystanięcia, a duszności nakazują głębszy oddech. Irytujące doświadczenia będą nachodzić jeszcze przez dłuższą chwilę, z czym Charlotte niechętnie się oswaja. - Nie zazdroszczę, ale wiesz… Jak to dobrze rozegrasz, to możesz zyskać jeszcze kilka lat wolności - puszcza jej oczko, mówiąc z doświadczenia. - Może się uda i on też nie będzie chciał się w to bawić, podpiszecie pakt, będziecie udawać parę, a jak zaczną naciskać na ślub, to zwyczajnie powiecie, że to fatalne połączenie - podsuwa sugestywnie, bo podobne rozwiązanie póki co sprawdziło jej się najlepiej. Czy państwo Williamson nabiorą się ponownie, kiedy zaklinaczka uśmiechnie się uprzejmie na widok kolejnego podsuwanego sobie kawalera? A może już zrezygnowali, wyłącznie uporczywie wlepiając weń spojrzenie, o czym mógłby świadczyć fakt, że w ciągu kilku ostatnich lat żadnego narzeczonego nie było? - Ucieczka z domu brzmi jak doskonały pomysł. W połowie kwietnia mam tydzień wolnego, może ta Europa, co? - kusi ją roztaczaną wokół wizją. - Złociste plaże, ciepła woda, drinki z palemką, zero pierdolenia o ślubie. O, może na miejscu poznasz kogoś, kto wciągnie cię w dynamiczny romans? - Na twarz Charlotte wnika przebiegły uśmiech. - Może to będzie Pierre z Lazurowego Wybrzeża, o głębokim sercu i zręcznych palcach, a może Manuel z Majorki, o hipnotycznym spojrzeniu i silnych biodrach? Świat stoi przed tobą otworem, Tina, wystarczy po to sięgnąć. - Sama Charlotte nigdy nie nazwałaby się podrywaczką, a raczej osobą sięgającą po to, czego chce. Może i nie idzie to w parze z obrazem grzecznej, ułożonej panny z dobrego domu, ale przecież do tego miana nigdy nie startowała. Wylewająca się z balkonu słodycz zdolna jest oblać całe Blossomfall Estate i pochłonąć na swej drodze wszystko. O ileż życie byłoby łatwiejsze, gdyby każdy z domowników przyjął mało słodki cukierek? Wyciągniętą sobie dłoń ujmuje i muska wargami jej wierzch. Oddaje się temu z przykładną czcią, wpół przymkniętymi oczyma i pokłonem głowy. - Twoje tajemnice są ze mną bezpieczne, księżniczko. Wyszepcz mi je na ucho, a zabiorę je ze sobą do grobu - dodaje teatralnie ściszonym głosem, zachęcając ją do wyznań. Zamiast tego księżycowa księżniczka decyduje się na inne, bardziej hojne namaszczenie, a Charlotte oddaje mu się bez żadnego wahania. Zgodnie z gestem unosi podbródek i przyjmuje muśnięcie warg. Pocałunek jest darem z najgłębszych Piekieł; pozostawia miękki, promieniujący ciepłem ślad. Biegnie wzdłuż całego ciała, szczególnie mocno osadzając się w podbrzuszu, gdzie znajdują się już trzepoczące skrzydłami motyle. Podnosi się z wolna z klęczek i odpowiada chichotem na śmiałą propozycję. - A więc najpierw kąpiel, a później kuchnia? - Trochę powątpiewa w to, że uda im się finalnie dotrzeć na parter domostwa, albo że szampan w ogóle okaże im się potrzebny. Sama wyprawa jawi się bardziej skomplikowanym planem, niż przejście do łazienki. - Wobec tego proszę za mną. - Nie kłopocze się już myśleniem o pościeli, ta spada na ostatni z planów, bo oto Williamson ujmuje przyjaciółkę za dłoń i pociąga ją lekko ku wnętrzu domu. Przechodzi z powrotem do sypialni i zamyka za nimi drzwi, by następnie w kilku tanecznych susach dotrzeć do progu łazienki. Odkręca wszystkie kurki, aby wanna szybciej uzupełniła się wodą, wszak nie może pozwolić, aby Valentina długo czekała. Wbrew swemu zwyczajowi, decyduje się na wodę ciepłą, bo ostatnie czego chce, to narzekań na marznięcie. - Z pianą czy bez piany? - proponuje, sięgając po butelkę, z której po zdjęciu nakrętki unosi się miodowy zapach. Nie do końca jest doń przekonana, więc pozostawia decyzję Valentinie, w zależności od jej słów dodając kilka kropel do wanny, bądź nie. Prezentowanie się w negliżu nie jest dla Charlotte czymś nadzwyczajnym. Przywykła do wlepionych w siebie spojrzeń, za każdym razem, gdy znajduje się na plaży, by wejść do wody. Strój kąpielowy pozostawia pewną barierę, mocno odgradzając ją od burzenia intymności. Ta zaś wnika do williamsonowej łazienki, kiedy zaklinaczka bez większego skrępowania zdejmuje najpierw pidżamowe spodenki, a następnie koszulkę, by zaprezentować się Valentinie w samych koronkowych majtkach. Na bladej twarzy kobiety zjawia się nieśmiały rumieniec, który bezsprzecznie wiąże się z osobą panny Hudson. |
Wiek : 23
Odmienność : Czarownica
Miejsce zamieszkania : North Hoatlilp
Zawód : studentka demonologii, asystentka w kancelarii Verity
Valentina Hudson
ILUZJI : 8
POWSTANIA : 5
WARIACYJNA : 6
SIŁA WOLI : 3
PŻ : 177
CHARYZMA : 8
SPRAWNOŚĆ : 12
WIEDZA : 15
TALENTY : 2
Stan przejściowy przez moment dudni w uszach, odnajduje pojednanie w zmrużonym spojrzeniu zdradzającym chwilową niepewność; gdyby nie fioletowa pastylka w kształcie serca, pytałabym dalej, dalej i mocniej, głębiej i nieustannie, drażniąc i otwierając kolejne rany i kolejne scenki rodzajowe. Teraz jednak, kiedy syntetyczny spokój dosięga wszystkich kończyn i wszystko wydaje się takie dobre, pokornie kiwam głową na słowa Charlotte – skoro tak mówi – skoro tak mówi doktor – tak też być musi. Dwa wdechy i jeden wydech – w mroźnym powietrzu i sztucznie podnoszącej się temperaturze ciała można doszukiwać się wiele; kłamstwa się nie uświadczy. — Tyle, że ja tak nie mogę, Charlotte. Nie chcę — zamiast rozchichotania, szczerość. Zamiast pociągnięcia tematu wielkiej, matrymonialnej intrygi ze złośliwym uśmieszkiem, grymas — Grać. Kombinować. Udawać — bo nagle to, co tak bardzo intryguje zmysły kilkunastoletniej pannicy, w wieku dorosłym traci swój czar. To, co sprowadza się do słodkiego trzpiotu, co niesie miano niedostępności, co spisuje się w pamiętnikach i wyśmiewa z najbliższymi koleżankami — to wszystko wydaje się nagle niepotrzebne, kiedy świat kurczy się ponownie do pokoju, później korytarza, finalnie łazienki. Jeden oddech za mało i jedno słowo za dużo — gdyby nie temat europejskiej podróży w poszukiwaniu wiecznego szczęścia, wypuściłabym z ust te naiwno-słodkie przekonanie, że chcę czegoś więcej. Nie tylko pierścionka — mam ich mnóstwo. Nie nawet tego ślicznego jachtu z przeszkloną kajutą — taki sprezentuję sobie sama na urodziny. Nie tylko pocałunków, przypadkowego seksu i spisanej umowy. Więcej. — Nie ucieczka. Wycieczka — poprawiam ją ze zdecydowaniem, tłumiąc w krtani drobny chichot — Tylko jeśli polecisz ze mną. Do Pierre’a i Manuela — akcentuję, gdyby ten drobny szczegół zatracił się w naszej kuriozalnej, jakże jednak prawiącej o rzeczywistych prawdopodobieństwach, rozmowie. Bo kiedy Charlotte mówi o Lazurowym Wybrzeżu —i o tych palcach i biodrach też, automatycznie widzę też barki i lędźwia, słodki Lucyferze — ja doskonale wiem, że jedyne co nas powstrzymuje to niespakowana walizka i jeden telefon gwarantujący bilet na poranny lot do Europy. — Sięgniemy po to zaraz. Zimno mi — tak interpretuję dreszcz, który przebiega po ciele, kiedy skóra wyziębiona chłodem nocy na nowo spotyka się z łagodnym ciepłem panującym w domu, zwłaszcza w łazience, w której temperatura jest nieco wyższa. To tylko impuls wysłany do przysadki kolejnym środkiem chemicznym, ale któżby to liczył i spamiętał. Bose stopy spotykają się z marmurem prawie wdzięcznie, ja znów się uśmiecham, a Williamson tak wesolutko krząta po pomieszczeniu, że na moment opieram się o ścianę i obserwuję ten beztrosko codzienny rytuał; moment, w którym woda powoli napełnia wielką wannę, kiedy ona wlewa do środka odpowiedni olejek, bo właśnie z aprobatą kiwam głową. Kiedy w końcu zdejmuje z siebie piżamę. — Z pianą, madame — po latach wspólnego życia w niemal siostrzanej przyjaźni widoki, które chłopców przysparzają o zawał serca, na moich ustach wywołują subtelny, całkowicie czysty uśmiech. Jest ładna. Jest śliczna. Jest moją Charlotte, która właśnie się rumieni, a ja, rozanielona kolejną falą uniesienia gwarantowaną przez mdma, unoszę brwi pytająco, by po chwili do niej podejść i odgarnąć z okolicy lewego oka samotnie plączący się kosmyk włosów. — Rumienisz się — to tak samo oczywiste jak zabawne, rozbrajająco urocze, kiedy cały świat staje się nagle przychylny tylko i wyłącznie nam, więc z chichotem ją obserwuję, a później, w przypływie kolejnej miłostki po prostu przytulam. Mocno, szybko i intensywnie. — I jesteś taka ładna. I taka dobra — westchnięcie, choć prawie teatralne, rzeczywiście szczere — Wskakuj — decyduję w końcu, kiedy poziom wody się podnosi, a wraz z nim rozkosznie wyglądająca kołdra białych, mydlanych baniek. W międzyczasie sama sięgam po krańce bluzy, ta szybko odsłania górną część ciała i ląduje na podłodze. Spodenki zakończone koronką czeka ten sam los. Bielizna – bielizny nie mam na sobie od dawna, jest niepotrzebna w stroju do spania. Raz jeszcze zerkam na Charlotte, układającą się po jednej stronie wanny, by samej w końcu przekroczyć próg dołączenia do kąpieli, z uśmiechem i rozbawieniem prawie takim samym jak w wieku nastoletnim. Moment, w którym podbicie stopy spotyka się z gorącem wody, odbija się serią impulsów rozsianych po ciele, zakończonych intensywną, gęsią skórką i długim och. |
Wiek : 24
Odmienność : Czarownica
Miejsce zamieszkania : noarth hoatlilp
Zawód : organizatorka przyjęć, aspirująca ekonomistka
charlotte williamson
ILUZJI : 8
POWSTANIA : 20
SIŁA WOLI : 8
PŻ : 176
CHARYZMA : 13
SPRAWNOŚĆ : 9
WIEDZA : 3
TALENTY : 16
Na dłonie kolorowej pastylki składa wdzięczność za brak kolejnych mało komfortowych pytań. Wprawdzie nie czuje zeń wstydu, nie ubolewa za przebytymi trudami, ale i niechętnie opowiada o tych przeżyciach. Nie Valentinie, której wrażliwość przekracza czasem wszelkie williamsonowe zrozumienie — nie zasługuje na prawdę, nie taką prawdę. Z cichym westchnieniem przyjmuje niechęć czarownicy, zbyt rozgoryczona jest w swoim marzycielstwie, zbyt wiele oczekiwań przekreślonych, marzeń pogrzebanych. Nie ma co się jej dziwić, skoro zawodów miłosnych policzyć może na palcach jednej ręki, zero doświadczenia, zaprawienia w boju. Charlotte przechyla głowę na bok, a na jasnym licu kreśli się współczucie. - Oh biedactwo. Ze szczerego serca życzę ci prawdziwej miłości. Zasługujesz na nią i wierzę, że jeszcze nadejdzie. - Zmusza się do bladego uśmiechu, wzruszona smutkiem przyjaciółki, który teraz dzięki rozpuszczonemu na języku serduszku, potrafi wyczuć ze zdwojoną siłą. Charlotte zaś nie zależy wyłącznie na mdłych podnietach, jakie nastolatki wpisują do swoich pamiętniczków, chwaląc się sekretami wyłącznie z najbliższymi. Dla niej jest to forma ucieczki, prawdziwy wentyl bezpieczeństwa, który zdaje egzamin już któryś rok z kolei. Przy niskim nakładzie pracy kupiła nim sobie sporo wolnego czasu, ale ma świadomość, że jej rodzina się już na tym poznała. Nie widzi powodu w dalszym rozgrzebywaniu fantazji o wyjeździe na Lazurowe Wybrzeże. Po co jej Manuel, po co Pierre, skoro Valentinę ma tu i teraz, na wyciągnięcie ręki? Kiwa tylko głową z błogością, gotowa zgodzić się na wszystko, co tylko ta podsunie. - Niech tak będzie - mamroczą rozmarzone wargi, dalekie od francuskich pejzaży, zaś osadzone tu, wśród przyjemnego już chłodu, delikatnie szczypiącego policzki. Blade światło księżyca otacza je swoją łuną, a Charlotte ma ochotę wtopić się w tarasowe krzesło i trwać tak w utopii do końca swoich dni. Do momentu, aż docierają doń słowa towarzyszki, jakie traktuje niczym rozkaz, któremu nie chce się sprzeciwiać. Gdyby jeszcze parę godzin temu ktoś stwierdził, że okrywać dziś będą wspólnie nowe stany świadomości, Williamson niezbyt by się zdziwiła, dobrze znając kreatywność Valentiny. Wprawdzie łudziła się jeszcze podczas włączania serialu, że czeka je wyłącznie swoisty spokój, zamykająca w ramionach senność, na to gotowa była się zgodzić, zwłaszcza po dzisiejszym wyskoku z Marvinem. Wprowadził do jej życia niepokój, jaki usilnie starała się wypchnąć z umysłu, zająć czymś innym, skupić na przyjemnościach. Z beztroską jej do twarzy, co można dostrzec na szerokim uśmiechu, jakiemu oddaje się teraz bez reszty, spragniona zabawy w dobrym (innym niż wyłącznie swoje) towarzystwie. Słysząc decyzję w sprawie piany, kłania się nisko z płynem w ręce, po czym uzupełnia wannę o rozsądną, jak na stan upojenia, ilość. W powietrzu niemal od razu unosi się miodowy zapach, otaczający je dodatkową słodyczą. Szum wody przywodzi na myśl potężne wodospady, przenosi w krainę ciepłych źródeł, wystawnego spa, kojącego miejsca zasłużonego odpoczynku. - J-ja - zaczyna powoli, rumieniąc się tym mocniej, gdy Hudson zwraca nań uwagę. Jak otwarcie przyznać, że oszołomiona jest jej urodą i wielką dobrocią, łagodnością dotyku, miękkością głosu? Nie dostaje okazji, by się wytłumaczyć, zamknięta w uścisku czuje rozchodzące się po ciele ciepło, jakże różne od tego doświadczanego na balkonie. Z nieukrywanym zadowoleniem obserwuje, jak materiał dziewczęcej bluzy ląduje na podłodze, jak kolejny skrawek ciała czarownicy błyszczy nagością, tuż po czym następuje chlupot wody. Ścisk w gardle przechodzi znów do brzucha i tam się kotłuje, zawiązując supeł ekscytacji. - Moment! - nagle się jej coś przypomina i wybiega z łazienki, by w sypialni włączyć radio. Wrzuca kasetę zespołu The Cure i już po chwili z głośników płynie melodia. Moment ten wykorzystuje na dwa głębsze oddechy, bo niespokojne serce nadal w przyspieszonym tempie wygrywa swój rytm. Niesiona na skrzydłach euforii powraca, stawiając stopy na chłodnych kafelkach i ściąga z siebie ostatnie warstwy, aby wreszcie dołączyć do Hudson w ciepłej wannie. Nagła zmiana temperatur zmusza Charlotte do wstrzymania powietrza i dopiero wtedy rozsiada się, oswajając z wodą. Wszechobecne bąbelki zagarniają coraz to większą przestrzeń. Czarownica przyłapuje się na tym, że zadowoleniem odnajduje na każdym z pączków piany odbicie piękna Tiny. - Oh Valentino, mówiłam już, jak bardzo cię kocham? - stwierdza nagle, kiedy skrępowanie odchodzi wreszcie na dalszy plan i do głosu dochodzi wzmagające się pragnienie. Zielone tęczówki suną po twarzy przyjaciółki, osadzają się na jej wargach, bezwiednie oblizuje własne. Przysuwa się bliżej, przenosząc na kolana i unosi dłoń do jej twarzy. Ujmuje policzek, gładząc go kciukiem, badając go po raz pierwszy z taką czułością. - Jak można być tak wspaniałą istotą? Czasem mnie prawdziwie onieśmielasz, ale nie powstrzyma mnie to przed sięgnięciem tego, czego pragnę. Za pozwoleniem - wcale długo na nie nie czeka, zawiesza tylko na moment spojrzenie w błękitnych tęczówkach i spogląda weń głęboko, rozpływając się nad błyszczącą taflą. Nachyla się do kobiety i niespiesznie przesuwa wargami po jej ustach, by wreszcie pogłębić pocałunek, bo teraz przecież tylko tak może ją prawdziwie poznać. |
Wiek : 23
Odmienność : Czarownica
Miejsce zamieszkania : North Hoatlilp
Zawód : studentka demonologii, asystentka w kancelarii Verity
Valentina Hudson
ILUZJI : 8
POWSTANIA : 5
WARIACYJNA : 6
SIŁA WOLI : 3
PŻ : 177
CHARYZMA : 8
SPRAWNOŚĆ : 12
WIEDZA : 15
TALENTY : 2
Świat kurczy się do jednego — wdzięczności. Składa na kolorowe syntetyki i zimowy krajobraz; zupełnie jak w Królowej Lodu, gdzie bawimy się w Kaia i Gerdę, snujemy opowieść na pograniczu jawy i snu, piękna i zła — złe wiadomości zawsze jako pierwsze, dobre na osłodę ducha. Jak deser. Pierw wątpliwości i dziwne zdarzenia; pierw zdrowie, szpital, słodki szczeniak w ludzkim wcieleniu, matrymonialne westchnięcia — później cudowne odrętwienie, plany wielkiej podróży, później pocałunek w czoło i muśnięcia ciepłej podłogi na wyziębionej od mrozu stopie. Kiedy łazienka zamyka nas w swoim przytulnym wnętrzu, jestem bliska stwierdzenia, że nie potrzeba mi niczego więcej w życiu. O krok od bluźnierstwa wymierzonego w Lazurowe Wybrzeże, o krok od odrzucenia wszystkiego, co przecież ukochane; ale kiedy przyjemna, słodkawa woń drażni nozdrza, ciepło otula ciało zewsząd, a na tafli gorącej wody układają się tysiące maleńkich bąbelków, tylko głupiec prosiłby o więcej. Balansuję więc na tym obłoku stworzonym z czystego cukru, wędrując do myśli okołoniewygodnych tylko na moment, kiedy panna Williamson uprzedzając krzykiem opuszcza na chwilę łazienkę, gotowa dostarczyć naszemu nocnemu rytuałowi odrobinę dopasowanej muzyki. Bo kiedy The Cure staje się soundtrackiem kąpieli, ta uporczywa, prawdziwa miłość obija się o ścianki głowy prawie boleśnie, wytrącając z podróży po tym co łagodne i wygodne, ładne, dobre i czyste. Dopiero spotkanie z wodą sprowadza mnie na Bezdroża chichotu i cichych westchnień, wędrówki po połaci przyjemności, która w prostocie staje się nagle najmilszym z doznań — Charlotte wraca do mnie, w całej krasie swojego ślicznego uśmiechu i pokrzepiającego towarzystwa i nagle stajemy się wizją rodem z komedii romantycznej lub ładnego teledysku; za dwie i pół chwili zaczniemy wygłupiać się z mydlaną pianą, za cztery— — Mów. Mów mi tak często — pomruk zadowolenia wypełnia przestrzeń moich własnych bębenków w uszach, przez moment wydaje mi się, jakbym tworzyła ten dźwięk dla samej siebie, mrużąc oczy, w kojącym cieple, w kojącym głosie, w kojącej muzyce, która dociera do nas zza ściany. Kiedy uchylam powieki, nic się nie zmienia — to ta sama sceneria i to samo wrażenie nierealności, z którego za nic w świecie nie chcę wychodzić. Odsuwając się od brzegu ściany i nachylając w jej stronę, jakbym gotowa była na przyjęcie najważniejszego z sekretów; słowa, które padają z jej ust wywołują rumieniec, w ślad za nim dźwięczę krótkim chichotem; za półtora chwili będę— Muśnięcie jest subtelne, przypomina sunięcie wierzchem dłoni po miękkim, kocim futerku, muska synapsy ledwo wyczuwalnie, unosi kąciki ust mimowolnie; pogłębienie pocałunku to moment, w którym zduszone westchnięcie ląduje w ustach Charlotte. Zaskoczone, zdumione, w końcu ulegające. — Ojej — proste, roześmiane, niewinne. Niewinne, bo kiedy odsuwam się ledwie o centymetry, koralowy rumieniec na policzkach bliski jest nastoletnim uniesieniom, roziskrzone spojrzenie rozszerzone za sprawą ładnej pastylki odnajduje oczy najdroższej przyjaciółki — To miłe. To takie miłe. To test – to próba, to pokusa, to kaprys, to naturalność dziewczęcej myśli; z pytającym uśmiechem po prostu na nią patrzę, patrzę tak, jakbyśmy faktycznie przyglądały się sobie po raz pierwszy, licząc ilość maleńkich kropek na tafli tęczówki; opuszek palca spotyka się z jej policzkiem, jakbym musiała na nowo nauczyć się studiowania — jej. Jej całej. Później to ja całuję ją jako pierwsza; znów mam szesnaście lat i pytam świat jak wygląda życie. |
Wiek : 24
Odmienność : Czarownica
Miejsce zamieszkania : noarth hoatlilp
Zawód : organizatorka przyjęć, aspirująca ekonomistka
charlotte williamson
ILUZJI : 8
POWSTANIA : 20
SIŁA WOLI : 8
PŻ : 176
CHARYZMA : 13
SPRAWNOŚĆ : 9
WIEDZA : 3
TALENTY : 16
Dochodząca zza drzwi melodia wybrzmiewa cicho, dodając spotkaniu subtelnej kameralności. Głos wokalisty hipnotyzuje miękką barwą, w który Charlotte wsłuchuje się przez chwilę, jeszcze nim dociera do łazienki, by przekroczyć granicę nad-świadomości. Stawiany na chłodnej posadzce krok tylko na moment wybudza gwałtownie, przywodząc skojarzenie zimnego balkonu, gdzie zostawiła za sobą krainę baśni o pięknych księżniczkach i usłużnych wielbicielkach. Przez nieznacznie rozchylone ciężkie zasłony wpada do pomieszczenia blade światło księżyca, kusząc jeszcze swoim migotliwym blaskiem. Take a look Beyond the moon You see the stars And when you look around You know the room by heart Szczerze wyznanie niepodszyte jest interesownością. Nie ma w tym żadnego celu, prócz podzielić się zamkniętym na dnie serca uczuciem, a jakiego nie odsłania zazwyczaj, trzymając miłostki pod ciężkim kluczem. Obawia się ich i wstydzi, nie chcąc dzielić się podobnymi rewelacjami, zwłaszcza tymi, które obnażyć i zranić mogą wrażliwość, jakiej nawet Charlotte Williamson (!) nie jest pozbawiona. Teraz jednak czuje miłość i wdzięczność, jedność z wszechświatem. Zdaje się, jakby nie istniała w świecie rzecz, jaka mogłaby ją zniechęcić, powstrzymać przed sięgnięciem po to, czego pragnie i za czym tęskni. Ciepło pocałunku zapada głęboko w pamięć, mając pozostać tam już na wieczność. Z łatwością przychodzi oddanie mu się w pełni, byleby zapamiętać każdy z najdrobniejszych szczegółów. To miłe, pada spomiędzy słodkich warg, a Williamson czuje, że jej serce momentalnie rośnie. Nieomal jest w stanie usłyszeć jego łomotanie w piersi. Nic tak dotąd jej nie ucieszyło, jak to krótkie wyznanie i zamierza je pielęgnować, celebrować, obracać w myślach z czułością. I cannot believe it I may never see a night like this When everything you think is incomplete Starts happening when you are cheek to cheek I kiedy już odsunąć się chce z namalowanym na twarzy zawstydzeniem, ponawia się ta fala ciepła. Kobieca dłoń znajduje się na rumianym policzku, pozostawiając na skórze rozpalone ślady, a dech w piersi zaklinaczki blokuje się naraz i nie chce jej opuścić. Krew w żyłach zaczyna wrzeć, a łaskotanie w podbrzuszu ściska wnętrzności. Przysunąć chce się bliżej, objąć ją mocniej, przylgnąć nagim ciałem do drugiego, kiedy śliska powierzchnia wanny nieubłaganie ściąga na ziemię, przerywając czarujący obrazek. Charlotte gwałtownie znika pod powierzchnią ciepłej wody, nieopatrznie ciągnąc za sobą Valentinę. Zanurza się pod warstwą gęstej piany i niknie dosłownie na moment, póki nie wyłania się znów z głośnym chlupotem. - Na Aradię! - woła zdumiona, odgarniając z twarzy mokre włosy, po czym zanosi się śmiechem, a dźwięczna melodia jej głosu odbija się od wykafelkowanych ścian. Nie tak wyobrażała sobie ten podniosły moment — pomijając, że nie miała wobec niego żadnych oczekiwań. Miało jednak być milej, przyjemniej, bez mokrych wpadek. Wyobraża go sobie czasem, sięgając do niespodziewanych myśli, jakie nasuwają się podczas spotkań z przyjaciółką. Wpół niechętnie, acz z zaciekawieniem spogląda na reakcje swego ciała, kojarząc je niemal bezbłędnie; niemal, bo przecież to nienormalne, by coś takiego dziać się mogło przy drugiej kobiecie. - Jesteś cała, chcesz ręcznik? - dopytuje z troską, całą sobą gotowa nieść pomoc. Pozostałe na twarzy krople wody zmieszanej z miodowym płynem dotarły do oczu, lekko je zaczerwieniając i podszczypując. | zt x2 |
Wiek : 23
Odmienność : Czarownica
Miejsce zamieszkania : North Hoatlilp
Zawód : studentka demonologii, asystentka w kancelarii Verity