Blair Scully
ILUZJI : 23
NATURY : 1
ODPYCHANIA : 5
SIŁA WOLI : 10
PŻ : 178
CHARYZMA : 8
SPRAWNOŚĆ : 9
WIEDZA : 15
TALENTY : 14
First topic message reminder : POKÓJ BLAIR Pokój ten został wynajęty przez Blair, która sama go urządziła. Spędza w nim wolne chwile po szkole i pracy, raczej starając się nie wchodzić w żaden kontakt ze swoją współlokatorką. W rogu pokoju jest głośnik stereo, z którego często wydostają się cięższe nuty jak Bauhaus czy Sisters of Mercy. Rytuały: Tenebrae Omnipraesentes, próg: 79 |
Wiek : 23
Odmienność : Czarownica
Miejsce zamieszkania : saint fall, stare miasto
Zawód : studentka, prowadzi antykwariat
Blair Scully
ILUZJI : 23
NATURY : 1
ODPYCHANIA : 5
SIŁA WOLI : 10
PŻ : 178
CHARYZMA : 8
SPRAWNOŚĆ : 9
WIEDZA : 15
TALENTY : 14
- Wiem, to ja. Nie wiedziałam zbytnio, co robię i co powinnam zrobić... Dziękuję za Twoją pomoc. - Mogłam tylko odetchnąć z ulgą, gdy mężczyzna wytłumaczył mi, że pomimo nikłej jakości pierwszej pomocy, Seth powinien żyć. To wszystko świadczy tylko o tym, że tamci nie mają żadnych skrupułów. Nie cofną się przed niczym, żeby pokrzyżować plany naszego Kowenu, a tym samym Lilith. Śmierć Setha byłaby dla nich tylko i wyłącznie potrzebną ofiarą, żeby uniemożliwić nasz cel. Zapłacą nam za to. Gdy Leander kończył zajmować się Sethem, przyglądałam się jego czynom, ale większą uwagę zwróciła mi jego twarz. Taka buzia z pewnością jest niebezpieczna. Rzadko widuje się takich ludzi. Mogłam się domyślać, jak łatwo musiał mieć w życiu, jeżeli dobrze umiał się nią posłużyć. Zdziwiło mnie jeszcze to, że się o nic mnie nie spytał. Niby oczekiwałam, że się tak stanie, ale z drugiej strony było mi głupio nie powiedzieć mu niczego. Biłam się z myślami, gdy jego usta wypowiedziały inkantację. Trudno zacząć taką konwersację, ale trzeba było to zrobić. Tylko był jeden problem - Sierra w mieszkaniu. Na szczęście umiałam porozumiewać się bez słów. - Zuge nie żyje. - Mój głos powinien rozlec się po jego głowie. - Uważaj teraz na słowa, bo moja współlokatorka jest w mieszkaniu - Ostrzegłam go jeszcze, ale na razie nie byłam w stanie dalej przesyłać słów. Byłam zbyt wymęczona. Potrzebowałam jeszcze chwili, w której on miał czas na swoją reakcję. Ja złapałam się jedynie za głowę, gdy poczułam w niej nagły, chwilowy ucisk. Jebana migrena i jebany skupiacz. |
Wiek : 23
Odmienność : Czarownica
Miejsce zamieszkania : saint fall, stare miasto
Zawód : studentka, prowadzi antykwariat
Leander van Haarst
ANATOMICZNA : 20
POWSTANIA : 5
SIŁA WOLI : 12
PŻ : 168
CHARYZMA : 13
SPRAWNOŚĆ : 3
WIEDZA : 18
TALENTY : 9
Podziękowania wpadły mu jednym uchem, a wypadły drugim. Leander był tym specyficznym rodzajem człowieka, którego uzdrawianie potrzebujących nie wprawiało w euforyczne stany wynikające z wewnętrznej potrzeby zaspokojenia altruizmu. Los Setha nie był mu obojętny wyłącznie dlatego, że teoretycznie nosili wspólne barwy, a także ze względu na Blair. Gdyby nie poprosiła go o pomoc, nie zaoferowałby jej z własnej woli. Abstrahując oczywiście od faktu, że jako ledwo wtajemniczony gówno wiedział o tym, co takiego sprawiło, że ten tutaj pacjent leżał nieprzytomny. Kiwnął krótko głową, jak gdyby potwierdzał samemu sobie, że rzeczywiście, musiała być w silnych emocjach podczas opatrywania. Milczał i przyglądał się brzuchowi Setha. Odsuwał właśnie dłoń od jego ciała, aby sprawdzić, czy przestał krwawić, kiedy w jego głowie rozległ się głos. Gdyby nie ASPD i niezdolność do odczucia lęku, jak nic właśnie podskoczyłby na swoim miejscu. Zamiast tego ponownie docisnął palce do rany i odwrócił głowę, aby przyjrzeć się Blair z uniesionymi brwiami. Był przekonany, że nie wypowiedziała tych słów na głos. Rozpłynęły się w jego umyśle jak natarczywa melodia, ale ani forma, ani wiadomość, jaką mu przekazała, nie były dla niego szczególnie szokujące. Raczej wiele wyjaśniające, a zarazem wywołujące dziesiątki nowych wątpliwości. Co to oznaczało dla całej organizacji? - Dzisiaj? - Zapytał tylko i wpatrzył się w jej pobladłą twarz. - Odzyskaliście ją? W pierwszej chwili tylko tym był w stanie prawdziwie się zainteresować. Nie był to pierwszy raz, gdy gdzieś wewnątrz czuł potrzebę uzyskania odpowiedzi twierdzącej, ale teraz ładunek zainteresowania był o wiele większy. Ktoś tak ważny… Lilith mogłaby mu to wybaczyć… musiałaby. Jeżeli mieliby jej ciało, mógłby wreszcie… Zacisnął mocniej zęby, aby powstrzymać falę niezdrowego podniecenia, która zaczynała zasnuwać mgłą trzeźwość myślenia. Zamiast koncentrować się na niewiadomych, wycelował palcami w twarz Blair. Formuła Subtilis tactus musiała paść dwukrotnie, ale może miała umożliwić dziewczynie wypowiadanie się bez napadów bólu głowy. Jej chwycenie się za czaszkę było bardzo jednoznaczne. Chyba że uprawiała telepatię jeszcze z miejską rozgłośnią radiową. Subtilis tactus: nieudane, udane |
Wiek : 40
Odmienność : Czarownik
Miejsce zamieszkania : Eaglecrest
Zawód : Neurochirurg, odtruwacz, lekarz podziemny
Blair Scully
ILUZJI : 23
NATURY : 1
ODPYCHANIA : 5
SIŁA WOLI : 10
PŻ : 178
CHARYZMA : 8
SPRAWNOŚĆ : 9
WIEDZA : 15
TALENTY : 14
Używanie telepatii nawet na bliższych osobach mogło być ryzykowne. Nie każdy zgadza się z tą umiejętnością i jeszcze mniej czarowników ją szanuję. Ale brak respektu wywodzi się ze strachu. Tego samego przerażenia, gdy wskrzeszeńca właśnie miałby dotknąć słuchacz. Ludzie boją się słyszeć nas w swoich głowach, boją się potęgi, która jest w stanie zmienić ich humor w ciągu kilku sekund. Rozumiem to, ale zasłanianie się Piekielną Trójcą jest w tym przypadku herezją. Ani Lilith, ani Lucyfer nigdy, z tego co mi wiadomo, nie dali nam do zrozumienia, że moc ta jest przeznaczona tylko dla nich. Gdyby była, nie daliby nam do niej dostępu wraz z darem, który spłynął na świat. Mimo wszystko Leander nie wydawał się wzruszony tym faktem. Nawet gdyby nie zareagował, mogłabym mieć wątpliwości, czy wiadomość do niego dotarła. - Wczoraj. - Odezwałam się niemalże od razu, a potem pokiwałam tylko głową na nie. Ból głowy był nie do wytrzymania, ale poczułam coś jeszcze. Coś bardzo dziwnego. Czułam, jakbym zaczęła... wychodzić z ciała? Jakby moja dusza sama zaczęła ulatywać, a ja nie mogłam tego powstrzymać. Nagle trzask. Dwie inkantacje Leandra w idealnym momencie i wszystko zaczęło wracać do normy, ale co się ze mną dzieje? Czy to wina tego narkotyku? - Dziękuję i przepraszam za mój stan... Wypaliłam skupiacza i teraz wiem, że nie był to najlepszy pomysł... - Było to głupie, ale kto wie, czy wyszłabym z tamtej muszli cało, gdyby nie to ziółko? - Stało się coś jeszcze. Coś bardzo, bardzo dobrego. Nie chcę wchodzić w szczegóły, ale... możesz się sam o tym dowiedzieć. Pójdź ze mną do Broken Alley następnym razem... - Zaproponowałam mu ofertę, która dla sprzymierzeńca jest okazją samą w sobie nie do odrzucenia. Możliwość w uczestnictwie w naszych obradach nie jest prawem, a przywilejem. Pod Broken Alley kryło się tak naprawdę Midnight Retreat, więc miałam jedynie nadzieję, że się o tym domyśli. Van Haarst jednak sobie na to stuprocentowo zapracował swoim dzisiejszym oddaniem wspólnej sprawie. Wysłałam mu jeszcze pytające spojrzenie, czekając na odpowiedź. zapomniane skutki poeventowe za poprzedni post - 3 - nic się nie dzieje |
Wiek : 23
Odmienność : Czarownica
Miejsce zamieszkania : saint fall, stare miasto
Zawód : studentka, prowadzi antykwariat
Leander van Haarst
ANATOMICZNA : 20
POWSTANIA : 5
SIŁA WOLI : 12
PŻ : 168
CHARYZMA : 13
SPRAWNOŚĆ : 3
WIEDZA : 18
TALENTY : 9
Gdyby zdawał sobie sprawę z jej przemyśleń odnośnie reagowania na telepatię, mógłby wiele jej rozjaśnić, ale obecnie ta kwestia pozostawała poza ich zrozumieniem. Mimo tego z całą pewnością nie zdoła o tym szybko zapomnieć i kiedyś jeszcze odwoła się do niej z właściwymi pytaniami. Może nawet skombinuje foliową czapeczkę i sprawdzą, czy dobry z niej nadajnik? Van Haarst był naukowcem. Jego życiem kierowała nieustanna potrzeba badania zjawisk, których inni ludzie nie rozumieli. Jakże mógłby obawiać się potęgi, jaką Lilith obdarzyła Blair? Byłby wówczas przeciwny woli Matki, która w ten sposób ją wywyższyła. Nie zmieniało to jednak faktu, że gdyby to Blair leżała teraz na kanapie w stanie agonalnym, poważnie rozważałby przeprowadzenie na niej sekcji zwłok… Ciekawość była szalenie niebezpieczna w rękach kogoś takiego jak on. Cmoknął cicho, kiedy jego nadzieje spotkały się z prawdziwym murem postawionym przez jedno krótkie zaprzeczenie. Momentalnie wyparowały z niego resztki nadziei na to, że może kiedyś wreszcie uzyska okazję, aby spełnić jedno ze swoich największych pragnień bez narażania się na jej gniew. Taka okazja byłaby najlepszą z możliwych, jak na obecne warunki i chociaż jego twarz rzadko okazywała jakiekolwiek emocje, tak teraz bez trudu było widać, że jest zwiedziony. Mimo tego potrafił zrozumieć, że mało kto myśli o ciągnięciu za sobą trupa, kiedy nieprzytomni byli także żywi. Nie uchroniło to Setha przed otrzymaniem kolejnego spojrzenia Leandra, tym razem podejrzanie ciężkiego. I krótkiego, bo jego uwagę niepodzielnie zaczęła przejmować Blair. - Zdecydowanie potrzebujesz swojej kanapy. - Stwierdził, ale o tym już przecież wiedzieli. Niemniej była to mało delikatna sugestia, aby po jego wyjściu rzeczywiście postanowiła się z nią lepiej zapoznać. Trupa nie będzie, można się zdrzemnąć. Uniósł brew na wzmiankę o tajemniczym, dobrym wydarzeniu. Ostatnimi czasy naprawdę niewiele elementów dnia codziennego mógłby nazwać w jakikolwiek sposób pozytywnymi, więc nie obyło się bez sceptycyzmu. - Kiedy będzie następny raz? - Zapytał tylko, bo chociaż jego naturą było wątpić, to jednocześnie szalenie potrzebował odkrywać. Czymkolwiek było rzeczone dobro, dosłownie musiał je poznać, aby móc rozłożyć je na czynniki pierwsze i samemu zdecydować, czy było to dobro, czy jedynie pobladła namiastka. - Przy okazji… - zaczął, obracając lekko sylwetkę w jej kierunku i krzyżując z nią spojrzenie ciemnych oczu. - Następnym razem zadzwoń. Było blisko, żebym przespał twoje problemy z kanapą. Namiastka uśmiechu wykrzywiła kącik jego warg, kiedy sięgnął po swoiste zaklęcie notujące. - Luminascriptor - szepnął, malując w powietrzu przed nią szereg cyfr, które stanowiły jego numer domowy. Potem powoli wstał, uprzednio ratując się jeszcze jednym łykiem kawy. Kiwnięciem dłoni wskazał kubkiem na nieprzytomnego. - Obudzić ci go, czy dasz mu pospać? Luminascriptor: udane |
Wiek : 40
Odmienność : Czarownik
Miejsce zamieszkania : Eaglecrest
Zawód : Neurochirurg, odtruwacz, lekarz podziemny
Sierra Ignacio
POWSTANIA : 14
SIŁA WOLI : 15
PŻ : 169
CHARYZMA : 15
SPRAWNOŚĆ : 2
WIEDZA : 9
TALENTY : 21
witam, ja tu mieszkam Seth spał teraz na kanapie, a ja siedziałam w swoim pokoju, skulona pod kołdrą i mająca dość absolutnie wszystkiego. Wciąż nie byłam pewna, co zrobi, gdy otworzy oczy — czy przypomni sobie we mnie Stellę? Chciało mi się płakać i prawdopodobnie nawet raz to zrobiłam. Nie wiem, nie pamiętam. Luster nigdy nie było w moim pokoju, a te w przedpokoju musiały być zasłonięte. Mówiłam jej przecież tyle razy. Opanowałam malowanie sobie ust szminką i oczu tuszem do rzęs do perfekcji, nawet bez odbicia w lustrze. Ktoś taki jak ja — kto przecież całe życie polegał na pracy własnych pięknych dłoni — musiał to umieć. Może to miało mi poprawić humor? Sięgnęłam do kosmetyczki, która leżała na stole kompletnie zawalonym gazetkami prawiącymi o muzykach, gwiazdach, aktorach, modelkach i innych takich, których życie szczególnie mnie interesowało. Od wczoraj zaczęło mnie też interesować życie Blair Scully. Coś przede mną ukrywała, coś, czego nie byłam świadoma i coś, co koniecznie chciałam poznać (i to za wszelkie skarby). Westchnęłam ciężko, wyjmując z torebki tusz — malowanie oka naprawdę było dostatecznie prostą czynnością. Trzeba było tylko pamiętać, żeby ręka się nie zatrzęsła, a spojówka (nauczyłam się tego słowa trzy dni temu) zawsze patrzyła w górę. Pomalowałam najpierw jedno, potem drugie, od razu czując, jak wraca mi dobry humor. Nie mogłam przecież pozwolić, by Seth zobaczył mnie nieuczesaną i bez makijażu. Odrobina błyszczyka powinna załatwić sprawę, podobnie jak bluzka z dużym dekoltem, by jak już będę nachylać się nad nim, żeby przyłożyć do tego pięknego, pięknego czoła okład, nie patrzył na nadrukowane na T-shircie zdjęcie Madonny. — Blair, karmiłaś Carlo- — nie zdążyłam dokończyć, dostrzegając dziewczynę. To jednak moje mieszkanie (nie do końca, ale lubiłam to sobie wmawiać. Nawet jeśli na klatce schodowej śmierdziało). — Och, nie wiedziałam, że masz gościa... — uśmiechnęłam się łagodnie, mierząc przystojnego mężczyznę spojrzeniem. Mierda, skąd on się wziął i czemu przyszedł akurat do niej? — Cześć... — przygryzłam dolną wargę — nie mogłam się powstrzymać. Może to przez te hormony w ciąży? W końcu była 1 kreska, czyli wynik negatywny, czyli negatywny dla mnie, czyli byłam w ciąży. Nie chciałam przed ślubem, ale Johan na pewno się ucieszył. Nie wiem, czemu nie zdążył mi odpisać... — Jestem Sierra... Blair nie mówiła, że ma takiego przystojnego brata — bo na pewno nie chłopaka. No kto jak kto, ale nie ona. |
Wiek : 25
Odmienność : Medium
Miejsce zamieszkania : stare miasto, Saint Fall
Zawód : medium, wróżbitka za dolara
Blair Scully
ILUZJI : 23
NATURY : 1
ODPYCHANIA : 5
SIŁA WOLI : 10
PŻ : 178
CHARYZMA : 8
SPRAWNOŚĆ : 9
WIEDZA : 15
TALENTY : 14
Kiedy będzie następny raz? To jest bardzo dobre pytanie, na które nie umiałam mu na razie odpowiedzieć. Czy Lilith zbierze Kowen? Z tego co mówiła to tak, ale kiedy to nastąpi? Chciała odwiedzić miejsce pochówku jej armii, przy użyciu tego zasranego statku, więc trudno powiedzieć, jak szybko to płynie i ile jej się tam zejdzie. Mówiła przecież, że poruszać się będzie tylko nocą... - Wkrótce... Dam Ci znać wystarczająco wcześniej - Jeżeli nie dostanę od niej, żadnej wiadomości, sama zwołam Kowen. Musimy umówić wspólną strategię, przynajmniej wstępną. Tamci nie będą przecież na nas czekać... - Niech śpi i się regeneru... - Moją rozmowę przerwała osoba, której obawiałam się bardziej od Lucyfera. Sierra. Wparowała jak grom z jasnego nieba, a jej uwaga od razu skupiła się na przystojnym mężczyźnie, co w żadnym stopniu mnie nie zdziwiło. Chociaż jej "seksowne" przegryzienie dolnej wargi przyprawiło mnie o mdłości. A tak przy okazji, to kiedy zdążyła zrobić ten wieśniacki makijaż? Jest przecież rano... nie ma lepszych rzeczy do roboty? - Sierra... To nie jest mój brat - Oby go nigdy nie poznała. - To jest mój znajomy lekarz, przyszedł zająć się Sethem... - W tym wszystkim zastanawiałam się tylko, czy ktokolwiek ją kiedykolwiek wychowywał? Czy szczury na śmietniku robiły jej za rodziców..? Miałam jedynie nadzieję, że szybko skończy te swoje końskie zaloty. - Jeszcze raz dziękuję za pomoc. Mam już numer, więc jesteśmy w kontakcie - Uśmiechnęłam się teraz do mężczyzny, sygnalizując mu, że chyba jest teraz idealny moment na opuszczenie mieszkania. Jeżeli się nie skusi, to będzie ofiarą meksykanki w wiecznej rui. |
Wiek : 23
Odmienność : Czarownica
Miejsce zamieszkania : saint fall, stare miasto
Zawód : studentka, prowadzi antykwariat
Leander van Haarst
ANATOMICZNA : 20
POWSTANIA : 5
SIŁA WOLI : 12
PŻ : 168
CHARYZMA : 13
SPRAWNOŚĆ : 3
WIEDZA : 18
TALENTY : 9
Kiwnął głową, godząc się w ten sposób z koniecznością wprowadzenia do swojego terminarza określenia „wkrótce”. Wkrótce bardzo mu się nie podobało. Oznaczało dokładnie tyle, co nic, a zarazem dość, aby rościć sobie do takiej daty jakieś prawa. Taka bliżej nieokreślona tylko go drażniła. Wszystko to, co pozostawało nieuchwytne, właśnie tak na niego działało. Jeżeli jednak taka była wola Matki… musiał się dostosować, nawet jeżeli nie zawsze rozumiał metodologię działania jej kowenu. Blair poczęła odpowiadać na jego pytanie, ale nie dokończyła. Jej spojrzenie osiadło na kimś innym, kto właśnie wparował do pomieszczenia. Ubrana w Madonnę dziewczyna była równie młoda jak Blair, tak szacując staromodnym sposobem upodobanym przez wszystkie kury domowe, czyli „na oko”. A właśnie à propos oka… Leandrowi ewidentnie oczy na moment uciekły i wycięcie w dekolcie zdecydowanie spełniło swoją rolę. Nie trafiło na właściwy cel, ale mimo wszystko udowodniło skuteczność. Przykuło uwagę, a to pozwoliło lekarzowi zlustrować ładną twarz Sierry, zwrócić uwagę na ciemną oprawę oczu, na usta zwilżone błyszczykiem, które przygryzła. Czemu one zawsze to robiły… Przymrużył oczy dosłownie na sekundę, ale odczytanie jego reakcji nie było najtrudniejsze. Zwłaszcza że nie była najbardziej profesjonalną na świecie. - Cześć - odpowiedział i niespodziewanie dla samego siebie, dostosował się do wymogów uprzejmości. - Leander Dlaczego w ogóle obchodziła go jakaś uprzejmość? Wzrok ześlizgnął się ze Sierry i osiadł ponownie na Blair, która więcej, niż jasno wypowiedziała się w zakresie dalszych losów Setha. Młody dalej śpi, a stary wkrótce do niego dołączy… o ile po tych nowościach będzie w stanie spokojnie zasnąć, bez przeciążania głowy analizą tego, co mogło się wydarzyć. Już czuł, że będzie ciężko. Odstawił kubek na stolik i zacisnął w zamian palce na swojej medycznej aktówce. - Do zobaczenia - rzucił na pożegnanie, wzrokiem obejmując zarówno Blair, jak i Sierrę. Chwilę później trzasnęły za nim drzwi wyjściowe i ryknął silnik samochodu. | zt |
Wiek : 40
Odmienność : Czarownik
Miejsce zamieszkania : Eaglecrest
Zawód : Neurochirurg, odtruwacz, lekarz podziemny
Sierra Ignacio
POWSTANIA : 14
SIŁA WOLI : 15
PŻ : 169
CHARYZMA : 15
SPRAWNOŚĆ : 2
WIEDZA : 9
TALENTY : 21
Tkwię na bezludziu — na Lilith — na bezmózgowiu. Od kiedy zamieszkałam z Blair jedyne czego wysłuchuje dzień w dzień to jej jazgot, durne gadanie i ten nieprzyjemny głos koniecznie wywyższający się nad wszystko. Przysięgam, że gdyby nie pieniądze, już dawno wyrzuciłabym ja przez drzwi. Ale teraz — zwłaszcza w mojej sytuacji — musiałam być ostrożna. Oczywiście wiedziałam w głębi serca, że Johan na pewno mnie nie odrzuci w tym stanie, ale resztka rozumu kazała zwyczajnie nie tracić okazji. 185-centymetrowej, rzeźbionej jak grecki bóg, pachnącej i piękniej (pięknej) okazji. — Tak? To nawet lepiej — nie patrzyłam na nią, gdy zaprzeczyła pokrewieństwu z mężczyzną. Na usta cisnęło się „przynajmniej nie ma tak zjebanych genów, jak ty”, ale odpuściłam sobie, łagodnie i z premedytacją uśmiechając się wpatrzona w mojego nowego najlepszego kolegę. Widziałam przecież, jak na mnie patrzy, jak zajrzał dokładnie tam, gdzie chciałam — nie mam pojęcia, czemu przez większość życia chowałam się w bluzach. Nie chodziło przecież o to, by patrzył tylko na mój biust, ale coś wiedziałam o ludziach, a już zwłaszcza o mężczyznach — nauczył mnie tego ten, który leżał teraz na kanapie, a na którego spojrzałam kątem oka. — Leander — powtórzyłam z premedytacją przeciągając r — tak jak tylko w moim kraju potrafiono. — Miło cię poznać, Leander. Odwiedź nas jeszcze kiedyś. Odprowadziłam go wzrokiem do drzwi, spokojnie oddychając i nie pozwalając sobie na żadne rozproszenie. — Wszystkiego bym się spodziewała, ale nie, że masz naprawdę przystojnych kolegów, Scully. A to — palcem wskazałam na numery, które napisał wcześniej czarem w powietrzu — mi się jeszcze przyda. Wystarczyło zanotować, a potem próbować nie zabić Blair, kiedy będzie próbowała mi wmówić, że mam trzymać się od niego z dala. z tematu buzi |
Wiek : 25
Odmienność : Medium
Miejsce zamieszkania : stare miasto, Saint Fall
Zawód : medium, wróżbitka za dolara
Blair Scully
ILUZJI : 23
NATURY : 1
ODPYCHANIA : 5
SIŁA WOLI : 10
PŻ : 178
CHARYZMA : 8
SPRAWNOŚĆ : 9
WIEDZA : 15
TALENTY : 14
Od połowy marca żyję nie tak, jak powinnam. Tak utalentowana dziewczyna jak ja, powinna mieć miejsce w zabytkowej kamienicy na starym mieście, o wysokich ścianach, długich, starych oknach oraz antycznych meblach. Teraz tkwiłam tutaj, chroniąc moją rodzinę przed anielską klątwą, zmuszona do bycia wśród mehiko dziewczyny. Nigdy nie widziałam nikogo tak próżnego, tak pustego i tak głupiego. No dobra, może widziałam, ale nie trzymałam z takimi ludźmi nawet dalekich kontaktów. Jednakże teraz jedna z takich osób mieszkała razem ze mną pod jednym dachem. Gdy tylko odkupię od ojca antykwariat, trzasnę jej drzwiami i tyle mnie widziała. Próbowałam powstrzymać odruch wymiotny, kiedy Sierra wdzięczyła się niczym suka w rui przed przystojnym lekarzem. Dobra, był nawet nieziemsko przystojny, a do tego miał pieniądze, ale czy warto się tak uprzedmiotowywać dla jakiegokolwiek mężczyzny? Oczywiście, że nie... Chyba że chodzi o Marcusa Fausta. Był to jedyny mężczyzna, na którego widok ułamałyby mi się kolana. Mogłam czytać jego opracowania godzinami i wzdychać do nich, jakby były listami miłosnymi, które pisze z myślą o mnie. W zasadzie nigdy nie widziałam go na własne oczy, ale wiedziałam, że uroda idzie w parze z inteligencją i na pewno jest niczego sobie mężczyzną, który zauważyłby właśnie mnie w tłumie studentek, gdy z zakłopotaniem podniosłabym rękę, żeby poprawić jego miniaturowy błąd podczas wykładu. Przyznałby mi wtedy z uśmiechem rację, a ja zawstydzona odgarnęłabym kosmyk blond włosów, układając go za uchem. Zaprosiłby mnie jeszcze do swojego gabinetu, gdy opuszczałabym wykład, a tam powiedział mi, że jestem idealną kandydatką na jego asystentkę... Gdzie się podziewasz Marcusie? Pożegnałam Leandra, ale nie zdążyłam nawet otworzyć mu drzwi. Sam się obsłużył, ale nie myślałam o tym długo, gdy odezwała się Sierra, skutecznie mnie prowokując: - Ani mi się waż! Sierra?! - Pognałam za nią, gdy ta zaczęła się ewakuować. - Narobisz mi wstydu! Sierra? Nie notuj tego! ... - Krzyczałam stale, próbując ją dogonić i zrobić wszystko, żeby nie zapisała sobie nigdzie tych numerów. zt |
Wiek : 23
Odmienność : Czarownica
Miejsce zamieszkania : saint fall, stare miasto
Zawód : studentka, prowadzi antykwariat
Blair Scully
ILUZJI : 23
NATURY : 1
ODPYCHANIA : 5
SIŁA WOLI : 10
PŻ : 178
CHARYZMA : 8
SPRAWNOŚĆ : 9
WIEDZA : 15
TALENTY : 14
29 kwietnia, południe Musiałam przygotować się, żeby moje plany doszły do skutku. Włamanie się nie będzie łatwe, a w szczególności gdy nigdy tego nie robiłam... W zasadzie robiłam, choć tylko raz z demonem, który uraczył mnie niewidzialnością. Moja magia odpychania jeszcze raczkowała, nigdy nie była w centrum mojego zainteresowania, ale teraz miało się to zmienić. Musiałam zadbać o swoje bezpieczeństwo, a była to najlepsza magia, jeśli chodzi o umiejętność samoobrony. Dlatego ten gwardzista był w niej tak dobry. Z tamtą kobietą używali prostych inkantacji, manipulując naszymi czarami na polu bitwy. Kto by się spodziewał, że tak można? Ja na przykład nie miałam pojęcia, że tak dobrze można ją wykorzystać. Usiadłam na swoim łóżku po turecku i oparłam się plecami o ciemną ścianę. Rozłożyłam na pościeli przed sobą cztery przedmioty. Athame, szkatułkę, klucz do niej oraz kuchenny nóż. Chciałam wykorzystać swój talent magiczny do uniesienia jak największej ilości rzeczy w powietrze, a następnie chciałam manipulować nimi w przestrzeni. - Dormi - Athame uniosło się po mojej inkantacji w powietrzu. - Dormi - Teraz musiałam się bardzo poważnie skupić, żeby unieść w powietrze kluczyk, a jednocześnie stabilnie utrzymując sztylet nad pościelą. Dwa przedmioty zatrzęsły się w jednym momencie pod wpływem siły mojej woli. Gdy unosiłam klucz, athame powoli opadało. Musiałam znaleźć równowagę, żeby po równo moc przepływała na te przedmioty. Aktualnie nie mogłam znaleźć tej upragnionej równoważni przez dobre kilka minut, ale gdy już mi się prawie udało, zachłysnęłam się dumą i zinkantowałam ponownie: - Dormi - Rzuciłam na szkatułkę i w tym momencie magia prysła i tak samo athame, jak i kluczyk upadły miękko na miękki materiał. Syknęłam tylko pod nosem, widząc tę porażkę. Byłam w tym wszystkim za słaba i za mało doświadczona, żeby mi się to udało. Chciałam mimo wszystko więcej, chciałam być najlepsza we wszystkim, co robię... gdyby tylko nie to ludzkie ciało, które z łatwością bym zrzuciła, żeby pojąć taką moc, jaką pokazała Zuge przed śmiercią. Rzucała potężne czary z taką łatwością, że oddałabym wiele, żeby Lilith na mnie też przelała trochę swojej mocy. Byłam jednak tylko wciąż zwykłą dziewczyną, dlaczego miałaby wybrać akurat mnie, żebym zajęła miejsce Zuge? Dlaczego miałaby wybrać kogokolwiek, jeśli teraz jest tu fizycznie obecna? Wyjęłam z odmętów szafy swój stary podręcznik - "Podstawy magii przestrzennej, Jest to dosyć podstawowa książka z udziałem między innymi czaru Dormi, którego wszyscy uczymy się w pierwszych miesiącach po otrzymaniu pentakla. Mimo że wszyscy nastolatkowie wzdychają tylko ciężko, podczas zaliczeń, chcąc wejść na wyższe poziomy danych dziedzin magicznych, ale ja z doświadczenie wiedziałam, że kryje on wielką moc i wielkie możliwości. Pokazał to dzień, kiedy na przykład pokonałam anioła, uśmiercając go niby czymś tak prostym. Z otwartą stroną o technikach rzutu przedmiotami, usadowiłam się w tym samym miejscu co wcześniej, ale po drugiej stronie mojego pokoju znajdował się teraz pluszowy miś, ubrany w białą bluzkę z napisem "I love you", którego znalazłam na śmietniku. Usadowiony on był na komodzie, mniej więcej na wysokości mojej głowy. - Dormi - Nóż kuchenny uniósł się pod wpływem moich słów gładko do góry, a ja próbowałam przekręcić go ostrym czubkiem w kierunku misia. Wtedy wydawało się to łatwiejsze, gdy byłam w tym całym stresie pod wpływem adrenaliny, walcząc o życie swoje i o życie Charlotte. Skupiłam się teraz na misiu, a ostrze całkowicie oddane mojej woli, pognało przed siebie ze świstem. Trafiło w sam środek. Wstałam teraz z łóżka, żeby przyjrzeć się swojemu dziełu. Jednak nie był to sam środek, choć było do niego blisko. Wyjęłam go powoli, pozwalając ulecieć wato-flakom ze środka misia. Uśmiechnęłam się pod nosem, bo mimo wszystko nie zapomniałam, jak się to robi. Wyjęłam teraz karminowe świeczki, rozsypałam pentagram, a te ustawiłam w jego końcach. Musiałam zabezpieczyć mieszkanie przed ewentualnymi odwiedzinami ze stron wrogiego ugrupowania. Wiedziałam, że będą chcieli się na mnie zemścić, bo nie oszukujmy się - zrobiłabym to samo na ich miejscu. Nie chciałam mimo wszystko zabierać się za coś trudniejszego, bo obawiałam się skutków ubocznych, które mogą być oczywiście tragiczne dla zdrowia czarownika. Ja o tym wiedziałam, bo rytuał drugiej twarzy dał mi nieźle w kość. Klasyczny lock down miał być idealny na wypadek złodzieja i również miał tak nie obciążać mojego zdrowia, jak rytuał, który miałby sprowadzić całkowitą ciemność do naszego mieszkania. Usadowiłam się w środku pentagramu i zaczęłam inkantować: - Intrusum inclusio, fenestras ostiaque obstruere, fuga negare - Obracałam się w stronę przeciwną do wskazówek zegara i ostrzem wskazywałam na każdą ze świec po kolei. Nieważne od tego czy mi się to udało, przyszła pora na najżmudniejszą część przedsięwzięcia - musiałam po sobie posprzątać. Świece wylądowały w śmietniku przy łóżku, a proch zmiotłam do szufelki tylko po to, żeby do nich zaraz dołączył. 1. Rzut na rytuał lockdown. Próg: 55 - 20 [świece karminowe] - 5 [MO] = 30. Jeżeli będzie udany, ma on objąć swoim zasięgiem całe mieszkanie na Ulicy znanej z niczego 1/3 zt. |
Wiek : 23
Odmienność : Czarownica
Miejsce zamieszkania : saint fall, stare miasto
Zawód : studentka, prowadzi antykwariat
Stwórca
The member 'Blair Scully' has done the following action : Rzut kością 'k100' : 25 |
Wiek : ∞
Miejsce zamieszkania : Piekło
Zawód : Guru satanistycznej sekty