First topic message reminder : Samotna lipa Oddalone od domów mieszkalnych stare, wiekowe i dość potężne drzewo, stało tutaj od zawsze i zdaje się, że przeżyje wszystkich obecnie żyjących. Najczęściej odwiedzają je osoby, które potrzebują trochę ciszy i samotności, albo chcą uciec od obowiązków. Albo kryją się przed rodzicami na miłosnych schadzkach. W korze wydłubane są przynajmniej trzy serduszka z inicjałami, ale czy związki skończyły się szczęśliwie – to już ciężko zweryfikować. Na pewno jest to jedno z bardziej sentymentalnych miejsc Wallow. |
Wiek : ∞
Miejsce zamieszkania : Piekło
Zawód : Guru sekty satanistycznej
Aurora Marwood
ILUZJI : 10
POWSTANIA : 10
SIŁA WOLI : 5
PŻ : 159
CHARYZMA : 1
SPRAWNOŚĆ : 2
WIEDZA : 12
TALENTY : 9
09.03.1985 Uchwycenie natry wydawało się łatwe, ale wbrew pozorom takie nie było. Światłocień, wybranie odpowiedniego kąta, aby obraz nie był nudny to dopiero początek, potem należało opowiedzieć historię. Każdy obraz jakąś niósł, nawet jeżeli była banalna jak zadanie na zajęcia z uniwersytetu. Wpatrywała się w samotną lipę, która tak doskonale znała. Wiedziała, gdzie są wyryte serduszka i czasami zastanawiała się czy te miłości przetrwały? Kim byli teraz ci, którzy swój ślad miłości zostawili na korze drzewa. Ile innych już tam nie ma, zatarte przez czas i zapomnienie? Przechyliła lekko głowę chcąc spojrzeć na drzewo pod innym kątem, ale nadal nie była pewna czy to jest właściwy który chce ukazać na obrazie. Może jednak detal będzie lepszy? Taki, w którym będzie mógł zająć fakturą, strukturą, gdzie w pełni odda swoje uczucia. Westchnęła cicho i uniosła spojrzenie w górę, osiadło ono na pierzastej chmurze, leniwie płynącej po błękicie. Przymknęła oczy chcąc usłyszeć ptasi trel, szum liści lekko trącanych przez powiew wiosennego wiatru. -Jak to robisz? - Zapytała po chwili milczenia i przeniosła spojrzenie na towarzysza jaki siedział obok niej przy swoich sztalugach. Jej płótno było puste, wciąż czekało, aż zacznie, ale dzisiaj nie potrafiła zdecydować. Czuła jakąś wewnętrzną blokadę, której nie potrafiła pokonać. Wstała powoli ze swojego miejsca; niespiesznie, krok za krokiem zbliżała się do drzewa. Widziała jak staje się coraz wyraźniejsze, dostrzega coraz więcej szczegółów. Chropowatość kory, nową gałązkę, która nieśmiało pięła się ku górze, zawiązaną wstążkę powiewającą delikatnie na wietrze. Opuszcze gniazdo, które czekało, aż zamieszka w nim nowa ptasia rodzina. Miękkie, puchate piórka świadczyły o tym, że co roku znajdują się nowi lokatorzy. -Jak ująć tak wiele w jednym obrazie? - pytała dalej obracając się przez ramię. Był jej przewodnikiem i doradcą, wskazywał na drobne niuanse, na to jak oddać piękno otaczającego świata w nieruchomym obrazie. Miał sławę, miał renomę i widzę, a gdy zgodził się podzielić tym co wiedział nie potrafiła wyrazić swojej wdzięczności więc zrobiła jak potrafiła… upiekła ciasto jagodowe i dodała do tego butelkę domowego soku. Wszystko zapakowane w wiklinowy koszyk i przykryte kraciastą ściereczką. Z natury pogodna i radosna bywała też nieśmiała więc wymagało od niej wiele odwagi, aby się odezwać, wykrzesać z siebie tych kilka słów, ale zależało jej bardzo na tym by się rozwijać dalej. Wrodzona ambicja, nie tak jaskrawa jak u starszych sióstr nie pozwalała na ignorowanie możliwości, zwłaszcza wtedy jak były na wyciągnięcie dłoni. |
Wiek : 20
Odmienność : Czarownica
Miejsce zamieszkania : Gniazdo
Zawód : Studentka
Maurice Overtone
ILUZJI : 7
WARIACYJNA : 7
SIŁA WOLI : 20
PŻ : 172
CHARYZMA : 14
SPRAWNOŚĆ : 11
WIEDZA : 16
TALENTY : 17
- Improwizuję - ot i zdradził wielką tajemnicę. Odpowiadał szczerze, bo plan podczas jego malowania zupełnie nie istniał, a jednak jakoś to działało. Jego płótno zdecydowanie nie ziało już pustką… a przynajmniej nie całkiem. Drobne, cienkie linie planu obrazu, który układał sobie przed oczami, powoli nadawały mu pożądanego przez Overtona kształtu. Perspektywa była wybrana już od dawna, a pierwsze próbki koloru już od dłuższej chwili wysychały na palecie, na której zostały zmieszane wedle przypadkowych proporcji. W świecie rzeczywistym nic nie było idealne. Nieidealne miały być również barwy. Nieidealna była chropowata kora, którą spojrzeniem lustrowała Aurora. Nieidealne były cienie, nieidealne były kroki Maurycego przecinające miękką trawę. Chciałby umieć bezszelestnie się podkradać, ale kiedy postanowił zbliżyć się do swojej uczennicy, musiała wiedzieć, że nadchodzi. Wiedziała, bo obróciła się przez ramię z pytaniem na ustach. Ułożył dłoń na jej ramionach i nachylił się nieco, aby spojrzeć na drzewo tuż ponad jej barkiem. Ich głowy były teraz na jednej wysokości. - Nie uwzględnisz wszystkiego, jeżeli nie wybierzesz ograniczenia kadru. - Zauważył, podążając za jej wzrokiem i również odnajdując cienkie gałązki będące elementem składowym niewielkiego ptasiego domostwa. - Spójrz na drzewo i spróbuj znaleźć coś, co najbardziej cię inspiruje, przykuwa uwagę, lub po prostu ci się podoba. Kiedy będziesz wiedziała, co konkretnie chcesz namalować, będziesz wiedziała, jak zacząć. I jak zbudować nie tylko pierwsze, lecz i ostatnie pociągnięcia pędzla. Jedna dłoń oderwała się od jej ciała, gdy Maurice wyprostował plecy. - Co to będzie? - Zapytał, zerkając na nią z góry. Był ciekaw, co takiego najmocniej wpada jej w oko, co tak naprawdę ją zainspiruje. Jego malarstwo będące kolebką czystego chaosu, było pewnie nie najlepszym przykładem do nauki. Tkwiła w tym pewna metoda, „ale…”. Kobiety zazwyczaj były bardziej uporządkowane. Wątpliwości panienki Marwood, póki co potwierdzały tę wymyśloną teorię. |
Wiek : 29
Odmienność : Syrena
Miejsce zamieszkania : Hellridge, Maywater
Zawód : Malarz, śpiewak operowy
Aurora Marwood
ILUZJI : 10
POWSTANIA : 10
SIŁA WOLI : 5
PŻ : 159
CHARYZMA : 1
SPRAWNOŚĆ : 2
WIEDZA : 12
TALENTY : 9
Improwizacja musiała przychodzić prościej, kiedy tworzenie było łatwiejsze i znajomość samego siebie. Ona jeszcze wiele nie wiedziała, odkrywała świat, poznawała jego zasady. Dopiero wkraczająca w dorosłość, jeszcze wciąż naiwna i niedoświadczona. Przystając pozwoliła, aby się zrównali, aby spojrzał na świat z jej wysokości, by dostrzegł za czym podąża jej wzrok. Wodziła spojrzeniem, od gniazda po wstążkę, od wygiętej gałęzi po jeszcze nie rozwinięte liście, małe pączki, które zapowiadały wybuch zieleni. Bliskość trochę onieśmielała, ale jednocześnie nie była jej straszna. Zaufanie zrodziło się dość szybko, a młody umysł ciekawy świata chciał uczyć się nowych rzeczy, poznawać nowe emocje, których jeszcze nie miała okazji doświadczyć. Zmrużyła nieznacznie oczy, szukała czegoś co przykuje jej uwagę. Regularnie wracała do jednego punktu. Zakładając niesforny kosmyk za ucho wskazała jednocześnie to co nie dawało jej spokoju. -Wstążka. - Zawyrokowała ostatecznie. Wstążka Auroro, takie zwyczajne, nic porywającego, nic co sprawi, że w jakiś sposób zaimponujesz. A chciała. Karcąc się wciąż za to, że nie jest tak odważna, głośna i barwna jak siostry. Najmłodsza, nieopierzone pisklę, niczym wróbelek - nijaka. Odrzuciła natychmiast te myśli od siebie, tak jak odsuwa się talerz z nielubianą potrawą. To nie było o niej. Nie po to tu była. Uniosła spojrzenie na Maurice i uśmiechnęła się delikatnie. -Te postrzępione końce, lekko wyblakłe, gdzie większy pigment barw jest przy wiązaniu. - Wskazała na to co sprawiło, że jej wzrok wracał do niej jak bumerang. -Ktoś ją tu przywiązał, być może nic nie znaczący gest, a może kryje się za tym jakaś historia? - Przechyliła nieznacznie głowę upewniając się w powziętej decyzji. Takie detale zawsze przykuwały jej uwagę, sprawiały, że zatrzymywała się na dłużej i zaczyna snuć opowieści. Powinna zostać bajkopisarzem, a nie malarką. Ot co. Nie szukała w nauczycielu osoby, która będzie przeprowadzać ją krok po kroku w nauce, tłumacząc teorie i zasady, od tego była uczelnia. Szukała w nim inspiracji, wsparcia, zrozumienia. Kogoś kto, tak jak teraz, wskaże jej gdzie i jak patrzeć. Przewodnika. -Różowa plama na tle zieleni i brązu, trochę żółci i… szarości. - Ponownie skupiła się na tym jednym elemencie. Na tym, który wciąż przykuwał uwagę i sprawiał, że zaczynała widzieć to co chciała pokazać. -Już wiem… - Powiedziała cicho, niemal tak, że głos jej zlał się z szelestem liście na wietrze. |
Wiek : 20
Odmienność : Czarownica
Miejsce zamieszkania : Gniazdo
Zawód : Studentka
Maurice Overtone
ILUZJI : 7
WARIACYJNA : 7
SIŁA WOLI : 20
PŻ : 172
CHARYZMA : 14
SPRAWNOŚĆ : 11
WIEDZA : 16
TALENTY : 17
Bliskość pomagała mu zacierać granice. Łączyła w jedną myśl, pomagała spojrzeć na wszystko z innej perspektywy. Dzięki niej odnalazł wstążkę spojrzeniem i tak jak Aurora poświęcił jej chwilę uwagi. Jego zupełnie nie zainteresowała, a dla niej wydawała się być najbardziej charakterystycznym elementem drzewa. Co malarz, to perspektywa. Po tylu latach między kubkiem z wodą a pędzlem zupełnie go to nie dziwiło. - Masz swoją odpowiedź - szepnął, kiedy zaczęła wyobrażać sobie barwy, jakie powinna użyć, aby namalować swoją własną historię. Swoją wstążkę powiewającą na wietrze. Uniósł dłonie, oddając jej przestrzeń osobistą, kiedy postawił krok do tyłu. - Pomogę ci przestawić sztalugę. - Zaoferował się, bo skoro dziewczę zapragnęło pobawić się detalem, musieli rozdzielić się na dwa malarskie obozy. Maurice musiał zostać na swoim miejscu. Jego ogół nie poradziłby sobie z siadaniem bezpośrednio pod rozłożystymi gałęziami. Tak jak postanowił, tak zrobił. Wrócił do ich stanowisk, aby ostrożnie ściągnął puste płótno z podstawy i przyprowadzić je do panienki Marwood. - Z której perspektywy przemawia do ciebie najbardziej? - Zapytał, aby zwrócić jej uwagę na konieczność dopasowania miejsca siedzenia do planu działania, jaki musiała opracować, by oddać swoją różową plamę w sposób przykuwający uwagę. Zaczekał, aż się zastanowi i przy okazji stanął kontrolnie w kilku miejscach, aby sprawdzić, z jakiego jemu byłoby najwygodniej. Miał swojego faworyta. Zatrzymał się przy nim, kiedy błękitne oczy poszukały sylwetki uczennicy, a brwi pytająco uniosły się do góry. - Gdzie siadasz, słoneczko? - Zapytał ze swobodą i zupełnie bez podtekstów. W jego ustach to stwierdzenie brzmiało niemalże pieszczotliwie, zwłaszcza już gdy uśmiechał się do niej łagodnie. To była jedna z niewielu sytuacji, kiedy to Maurice zupełnie nie widział swojej uczennicy w inny sposób jak jedynie maluszka i dzieciaka wymagającego prowadzenia za rączkę. Tymczasem w kręgowej rzeczywistości groziłoby mu nawet pojęcie za żonę ptaszyny młodszej od Marwoodówny… |
Wiek : 29
Odmienność : Syrena
Miejsce zamieszkania : Hellridge, Maywater
Zawód : Malarz, śpiewak operowy
Aurora Marwood
ILUZJI : 10
POWSTANIA : 10
SIŁA WOLI : 5
PŻ : 159
CHARYZMA : 1
SPRAWNOŚĆ : 2
WIEDZA : 12
TALENTY : 9
Drzewo było piękne i niosło ze sobą wiele historii, tych cichych, nie wypowiedzianych na głos. Pełnych śmiechu, łez, słów i gestów. To w tym miejscu rozegrało się wiele scen rozdzierających serce. Wstążka była echem przeszłości, elementem większej opowieści, którą pragnęła uchwycić w kadrze. Zatopiona we własnych myślach nie spostrzegła tego jak mężczyzna się od niej oddalił. Jak pochwycił sztalugi, aby je przestawić, dopiero kiedy znów znalazł się obok niej zrozumiała jak wiele się wydarzyło. Przechyliła nieznacznie głowę chcąc wybrać odpowiednią perspektywę, potem przeszła parę kroków dalej, aż w końcu oznajmiła pewnym głosem. -Tutaj jest idealnie. - Wskazała miejsce jakie wybrała. Ten kąt sprawiał, że mogła ukazać wstążkę jak powiewa na wietrze, na tle nierównej struktury kory. Odczekała, aż Maurice przestawi sztalugi, a potem uśmiechnęła się z wdzięcznością. -Dziękuję. Uprzejmość była wpisana w jej charakter. Nie potrafiła być nie miła ani złośliwa, zwyczajnie nie leżało to w jej naturze, nawet wtedy kiedy ktoś inny mógł unieść się gniewem ona jedynie się wycofywała i uciekała w świat fantazji. Tak było łatwiej. Konfrontacja nie była krokiem, który robiła w dobie kryzysu. Ukradkiem na niego zerkała jak malował. Patrzyła na skupie na przystojnej twarzy, na drobne zmiany w mimice kiedy kładł kolejne warstwy farby na płótnie, na zawahanie dłoni kiedy przez ułamek sekundy analizował natężenie kolorów. Obserwowanie innej osoby w trakcie procesu twórczego było czymś fascynującym. Nie chcąc jednak być przyłapaną na tym, że się w niego wpatruje skupiła się na swoim płótnie. Pierwsze pociągnięcia pędzla naszkicowały perspektywę, potem zaczęły pojawiać się kolory, a wraz z nimi opowiedziana barwami historia. -Tak uczył nas ten malarz który odkrył nam jaki nas bawi kształtów, błysków, wielki kram można wypełnić nimi wiele pustych scen gdzie nie ma słów i wisi tylko barwny len Wśród pięknych krzeseł i portretów białych dam uderza w ścianę mocne serce nasz tam-tam wstawcie go w ramę w której zimna cisza lśni niech go zobaczy, tamten, ten ty i ty Pozwoli przyjrzeć się jak się zachowujemy skąd przychodzimy, kim jesteśmy, dokąd idziemy Przywołała jeden z wierszy, jaki utkwił w jej pamięci, a który teraz zdawał się idealny do scenerii w jakiej się znaleźli, kiedy podzieleni na dwa obozy tworzyli odmienna obrazy, choć znajdowali się w tym samym miejscu. Po dłuższej chwili przerwała pracę nad swoim obrazem. Wstała niespesznie widząc jak słońce zmieniło swoje położenie, tym samym cienie i barwy układały się zupełnie inaczej. Uśmiechnęła się na ten widok, gdyż gdyby to samo malowała w zupełnie innym świetle, za każdym razem byłoby to inny obraz. Podwijając rękawy swetra podeszła do koszyka, wyciągnęła z niego dwie szklanki. Rozlała do nich lemoniadę, a potem podzieliła ciasto drożdżowe na dwa kawałki. Zbliżyła się do mężczyzny nie chcąc go zaskoczyć i przeszkodzić w procesie twórczym. Odchrząknęła cicho chcąc zwrócić na siebie uwagę. -Proszę - Podała mu poczęstunek. Sama nie raz zapominała jeść kiedy wpadała w trans malowania. To inni wtedy o nią dbali. |
Wiek : 20
Odmienność : Czarownica
Miejsce zamieszkania : Gniazdo
Zawód : Studentka
Maurice Overtone
ILUZJI : 7
WARIACYJNA : 7
SIŁA WOLI : 20
PŻ : 172
CHARYZMA : 14
SPRAWNOŚĆ : 11
WIEDZA : 16
TALENTY : 17
Oczekując na wyrok, jaki miała wydać Aurora, spojrzenie malarza błąkało się niefrasobliwie w jej włosach przeplatanych promieniami słońca. Czy wiedziała, jak światło ładnie wydobywało z nich głębię koloru? Odrobinę rudości, jasnego brązu, nawet pasm zakrawających na nie tak wcale ciemny blond. Zagubione pasmo zatańczyło w pobliżu twarzy, skupiając uwagę Overtona na wyraźnych piegach rozsianych po jej nosie i policzkach. Kiedy skrzyżowali spojrzenia, uświadomił sobie, że nieco się zagapił. Na szczęście chyba nie stał tak szczególnie długo, bo Aurora wcale nie wydawała się zniecierpliwiona. Wskazała mu miejsce, w którym chciałaby malować, a on bez dalszej zwłoki umieścił sztalugę dokładnie tam, gdzie sobie tego życzyła. Wetknął ją też nieco mocniej w ziemię, aby coraz silniejszy wiatr nie postanowił sobie zakpić z pary malarzy. Wstyd się przyznać, ale zdarzyło mu się oberwać wilgotnym płótnem po kolanach. Od tej pory miał pewną awersję do malowania na otwartym terenie. Tą myślą jednak nie dzielił się z młódką. Zamiast nawiązywać dalszy kontakt słowny, odnalazł drogę do swojego zestawu pędzli i otwartych farb. W pierwszej kolejności wpuścił do zieleni kropelkę, czy nawet dwie czystej wody, aby nieco rozrzedzić podsychający barwnik. Rozmieszał, oczyścił pędzel, znalazł miejsce, w którym skończył. Podczas malowania kilkukrotnie zmieniał pozycję. Raz siedział, raz stał, a raz pochylał się nad płótnem, gdy detale wymagały szczególnej precyzji, a dłoń podparcia o równą powierzchnię. Balansował nad płótnem w sposób absolutnie przemyślany, łowiąc słuchem przywoływany przez Aurorę wiersz… do czasu, aż zapach farb zaczął drażnić go w oczy. Od tej pory już wyłącznie stał przy sztaludze, co z kolei przypomniało mu, że w tym roku oficjalnie prawie dobiegał trzydziestki. Sztywność w plecach nie wzięła się znikąd. Kiedy próbował się rozciągnąć, stawy strzeliły raz, czy dwa, a jednak nawet to nie wymusiło na nim przerwy. To była jego praca, wymówek nie przyjmowano. Czas upływał i światło zaczynało ich opuszczać. Maurice zauważał to aż nadto, gdy próbował dopasować kolory na płótnie do tego, co miał przed oczami. Z minuty na minutę stawały się coraz ciemniejsze i wypadały z palety barw, jaką ustalił jakiś czas temu i starannie rozmieszał na palecie. Wreszcie pędzel wylądował w kubeczku na wodę, a zmarszczone brwi zamanifestowały frustracje. Kiedy malował, bardzo nie lubił przerywać, co też niejednokrotnie sprowadzało się do tego, że pół nocy spędzał w pracowni, łamiąc sobie plecy nad swoim dziełem, a przez cały dzień żywił się jedynie herbatą i owocami podsuwanymi mu ukradkiem przez Lucienne. Zabawne, że dzisiaj ktoś również musiał go dokarmić, aby zdał sobie sprawę z tego, że odczuwany ścisk w żołądku w istocie jest głodem. Udało jej się zaanonsować i nie wystraszyć płochliwej rybki. Jasne oczy poszukały sylwetki dziewczęcia i zapoznały się pokrótce z oferowanym poczęstunkiem. - Och, dziękuję. Daj mi chwilę. - Zaskoczony zaoferowanym ciastem i napojem poszukał szybko nawilżanych chusteczek błąkających się gdzieś we wnętrzu malarskiego niezbędnika. Wyciągając dwie sztuki, starannie oczyścił palce z podsychającej farby w ramach połowicznego zadbania o higienę. Za paznokciami wciąż zostało mu trochę zieleni. Malował palcami? Niewykluczone. Zużyte chusteczki wylądowały na ziemi tuż obok zabrudzonej farbami, szarawej wody. Maurice przyjął poczęstunek z szerokim uśmiechem. - Przynajmniej ty się przygotowałaś. - Zażartował, wybierając sobie miejsce na spoczynek w pewnym oddaleniu od swojej stojącej sztalugi. Zaprosił Aurorę do zajęcia miejsca obok siebie za pomocą bliżej nieokreślonego półkola nakreślonego w powietrzu dłonią trzymającą kawałek ciasta. Okruszki drożdżowego posypały się na trawę. - Jak ci idzie? - Zapytał, zanim skorzystał z nieoczekiwanego poczęstunku i sięgnął po pierwszy gryz. |
Wiek : 29
Odmienność : Syrena
Miejsce zamieszkania : Hellridge, Maywater
Zawód : Malarz, śpiewak operowy
Aurora Marwood
ILUZJI : 10
POWSTANIA : 10
SIŁA WOLI : 5
PŻ : 159
CHARYZMA : 1
SPRAWNOŚĆ : 2
WIEDZA : 12
TALENTY : 9
Ciasto oraz lemoniada były pomysłem mateczki, która zawsze dbała o to, aby dzieciom niczego nie brakowało. Czasami się jej zdawało, że Esther oddycha oddechem własnych dzieci. Wraz z tatulkiem byli bardzo oddani rodzinie, mogła przysiąc, że daliby się pokroić za wszystkie swoje pociechy. Zawdzięczała im wiele, ale przede wszystkim spokojne życie i bezpieczeństwo. Kiedy siedziała w swoim pokoju, skupiona na zadaniach jakie zadała uczelnia, podobnie jak Maurice zapominała o całym świecie, pochłonięta czynnością i chęcią osiągnięcia perfekcji. To musiały być cechy po ojcu, który bardzo lubił wszystko dopieszczać do detalu. Wtedy to ktoś z rodziny Marwoodów pilnował, aby zjadła posiłek i nie zapominała o piciu. Dzisiaj troska o kogoś innego obudziła się w niej i stojąc obok mężczyzny cierpliwie czekała, aż oczyści dłonie z farby i weźmie od niej kawałek ciasta oraz lemoniadę. Podchwycając koszyk z resztą łakoci usiadła na trawie obok towarzysza. W pośpiechu przełknęła kawałek, który sama już gryzła i pospieszyła z odpowiedzią na zadane pytanie. -Uchwyciłam to co chciałam, jestem pod idealnym kątem, ale światło już nie te. - Westchnęła z lekkim żalem w głosie. Wciąż był marzec, wciąż słońce zachodziło szybciej nie chcąc dłużej zostać na nieboskłonie. -Wrócę jutro. - Dodała pogodniejszym tonem, wiedząc, że kolejnego dnia będzie łatwiej. Już wiedziała co chciała namalować, już wiedziała w jakim miejscu się ustawić. Istniała szansa, że jutro o tej porze będzie kończyć malowanie i krytycznym okiem oceniać swoje dzieło zastanawiając się co mogła zrobić lepiej. Czy dodać więcej bieli i tym samym rozmyć odcień, a może właśnie dać więcej pigmentu i nasycić kolorystykę. Zerknęła na Maurice w chwilowym zamyśleniu przy którym marszczyła zabawnie nos i przygryzała dolną wargę. -Jak skończysz tworzyć, od razu analizujesz swoją pracę czy dajesz sobie czas, aby do niej… - Szukała w głowie odpowiedniego słowa błądząc wzrokiem po jego włosach, jakby tam miała właśnie je znaleźć. -... dojrzeć? Jak człowiek z większym doświadczeniem, obyciem i bagażem życiowym postrzegał swoją pracę? Z czym się mierzył i jak sobie z nimi radził? Każdy był inny, a być może jego perspektywa pomoże jej krytycyzmowi jakiemu nie raz się poddawała. Będąc młodą dziewczyną, która jeszcze jakiś czas temu dopiero zastanawiała się jak to będzie kiedy stanie się dorosłą, nadal uczyła się świata. Poznawała go poprzez własne doświadczenia i rozmowę z ludźmi. Przede wszystkim poprzez rozmowę i obserwację innych. Ciekawska świata niczym nieopierzone pisklę wciąż wychylała głowę z bezpiecznego gniazda chcąc zobaczyć więcej. Pewnego dnia będzie musiał opuścić troskliwe skrzydła rodziców i rozpocząć życie samodzielne. Do tego czasu chciała jak najwięcej usłyszeć od innych i być może czegoś się nauczyć. Upiła łyk lemoniady czekając na odpowiedź. |
Wiek : 20
Odmienność : Czarownica
Miejsce zamieszkania : Gniazdo
Zawód : Studentka
Maurice Overtone
ILUZJI : 7
WARIACYJNA : 7
SIŁA WOLI : 20
PŻ : 172
CHARYZMA : 14
SPRAWNOŚĆ : 11
WIEDZA : 16
TALENTY : 17
Zachichotał cicho, kiedy Aurora pożaliła mu się, że światło nie chciało z nią współpracować. Miała rację. Niezależnie od tego, co mogłoby jeszcze znaleźć się na ich obrazach, musiało zaczekać do jutra, bo chociaż perspektywa wcale się nie zmieniała, to nawet delikatne drgnienie światła mogło wydobywać z otoczenia coś, czego wcale nie dostrzegało się na pierwszy rzut oka. To właśnie ta niewdzięczna część zawodu malarza. Jeżeli nie malowało się z pamięci, bądź nie kierowano się wyobraźnią, pozostawało się na kapryśnej łasce losu. - Cieszę się, że znalazłaś swoje miejsce. Na szczęście wcale nie musisz się spieszyć, aby skończyć to, co zaczęliśmy dzisiaj. - Odpowiedziawszy, zakręcił lekko nadgarstkiem, w którym trzymał poczęstunek. Stawy mocno mu dzisiaj dokuczały. Czyżby zapowiadało się na deszcz? Skierował spojrzenie na Aurorę, kiedy poczuł na sobie jej wzrok. Nie powstrzymał się od rzucenia okiem na maltretowaną zębami wargę i wrócił do jej słów z lekkim opóźnieniem. Cóż, wyglądał tak, jak gdyby zgubił się w poszukiwaniu właściwej odpowiedzi. - Uwierzysz mi, gdy powiem, że wcale jej nie analizuję? - Zapytał z niewielkim uśmiechem błąkającym się na twarzy. Na szczęście nie zamierzał zostawić jej z niepełną odpowiedzią. Pospieszył z uzupełnieniem. - To, co raz namalowałem, zawsze zostaje dokładnie takie samo, jakie było za pierwszym razem. Nie doszukuję się większego przekazu, nie szukam błędów technicznych, które prawdopodobnie mogłem popełnić. - Odpowiadając, zabawnie gestykulował swoim ciastem. - Jestem malarzem, który odtwarza na obrazie emocje, ruch i przelewa pasję. Nigdy nie rozwinąłem się w tym tak bardzo, jak pewnie powinienem… i bardzo dużo informacji pozyskanych na studiach wyparowało mi z głowy, kiedy wróciłem do teatru. Odpowiedział nieco bardziej rozlegle i sięgnął po kilka łyków lemoniady. Przyjemnie orzeźwiała i zwilżała gardło. - Ja uczyłem cię znalezienia odpowiedniej perspektywy, ty mogłabyś mnie uczyć analizy. - Dodając te słowa, zaśmiał się otwarcie. Nie martwiły go jego braki na tym polu, bo i na szczęście nigdy nie musiały. Obraz od Overtona, potomka L’Orfevre, miał ogromne szanse na sprzedaż nawet z pewnymi niedoróbkami. |
Wiek : 29
Odmienność : Syrena
Miejsce zamieszkania : Hellridge, Maywater
Zawód : Malarz, śpiewak operowy
Aurora Marwood
ILUZJI : 10
POWSTANIA : 10
SIŁA WOLI : 5
PŻ : 159
CHARYZMA : 1
SPRAWNOŚĆ : 2
WIEDZA : 12
TALENTY : 9
W trakcie nauki na uczelni otrzymywała różne zadania i projekty do realizacji. Oprócz teorii, kładziono duży nacisk na praktykę. Wobec tego studenci już od pierwszego roku tworzyli wernisaże, w trakcie których prezentowali swoje prace. Aktualnie była na drugim roku i teraz mieli za zadanie malowanie natury, z wykorzystaniem naturalnego światła. To oznaczało, że większość swojego czasu spędzała w okolicy domu i szukała inspiracji. Tak jak dzisiaj, gdzie Maurice pomógł jej znaleźć ten idealny. Zaśmiała się cicho słysząc rozbawienie towarzysza. Miała czas, mogła wrócić tu jutro i dokończyć malowanie, oby pogoda jej sprzyjała. -O! - Z ust dziewczyny wydobył się dźwięk zaskoczenia, a jednocześnie zaciekawienia udzieloną odpowiedzią. Wydawało się jej, że każdy malarz ocenia swoje dzieło. Tak to brzmiało na uczelni, ale najwidoczniej wykładowcy przedstawiali tylko wizję idealnego świata. Już miała zapytać co w takim razie robi, ale czarownik ją uprzedził więc pokiwała jedynie głową przyswajając informacje jakie jej przekazywał. Jednocześnie jej wzrok co jakiś czas padał na kawałek ciasta, który zamiast zostać skonsumowany służył jako element ekspresji mężczyzny. -Jest w tym coś romantycznego. - Odpowiedziała w lekkim zamyśleniu przyglądając się mu z uwagą. Patrzyła jak promienie zachodzącego słońca układają się na jasnych włosach, jak cienie malują się na kościach policzkowych. Mimowolnie poczuła jak rumieniec występuje na jej policzki więc skupiła się na piciu lemoniady. Ten zabieg pozwolił na zebranie myśli, aby skończyć rozpoczętą wypowiedź. -Pozwalasz swojej sztuce być rzeczywistym odbiciem emocji i pasji. Takich jakie były w momencie tworzenia. - Uśmiechnęła się rozmarzona samą wizją. Czy kiedyś będzie na tyle swobodna i pewna siebie, żeby pozwolić sobie na takie podejście do własnej twórczości? -Nie wiem czy jestem dobrym wyborem do dokonywania analiz… - Zawtórowała mu śmiechem jasnym i dźwięcznym. Takim swobodnym i szczerze rozbawionym wizją, którą właśnie przed nią roztoczył. -Zbyt dużo myślę. - Tym razem zaśmiała się z samej siebie i tego jak bardzo nie raz przejmuje się jednym pociągnięciem pędzla nie dostrzegając całości dzieła i tego, że niczego mu nie brakuje. Sięgnęła do koszyka i podała mu kolejny kawałek ciasta. -Proszę. - I choć była to uprzejma prośba, to widać, że bardzo jej zależało, na tym, aby zjadł jeszcze jedną porcję. -I dziękuję. - Mówiąc to uśmiechnęła się szeroko, wdzięczna za pomoc i spędzony czas, który przecież mógł lepiej spożytkować niż ucząc młodą studentkę perspektywy i doboru miejsca do malowania. |zt dla Aurory |
Wiek : 20
Odmienność : Czarownica
Miejsce zamieszkania : Gniazdo
Zawód : Studentka
Maurice Overtone
ILUZJI : 7
WARIACYJNA : 7
SIŁA WOLI : 20
PŻ : 172
CHARYZMA : 14
SPRAWNOŚĆ : 11
WIEDZA : 16
TALENTY : 17
Nie powstrzymał się i prychnął cicho, gdy okazała zaskoczenie. Nie sądził, że jest aż tak wyjątkowym przypadkiem i jego sposób na malarstwo będzie „gorszył” tak wielu. Cóż, gdyby nie element gorszenia, byłby pewnie więcej, niż rad ze wzbudzania zainteresowania. I tak trochę był. Patrzyli na niego i zastanawiali się, jak powstaje to, co przemawia do jego duszy, jak tworzy swoje opowieści, a Aurora… cóż, nazwała to romantycznym, ale można było przymknąć na to oko. Wciąż była młoda. Maurice nigdy nie nazwałby tego w ten sposób. Dlatego też o wiele więcej przyjemności sprawiło mu jej spojrzenie osiadającej mu na twarzy i cień rumieńca podsycającego krwią pocałowane słońcem policzki. Chociaż zazwyczaj to się nie wydarzało, miał tym razem dość przyzwoitości, aby odwracać wzrok od pęczniejącej listy sprośnych komentarzy. Córka Marwooda była zdecydowanie poza jakąkolwiek możliwą nieprzyzwoitością. Nawet Maurice potrafił przejawiać względem kogoś szacunek. - Spróbuj kiedyś - zaproponował, nawet jeżeli spodziewał się, że będzie to daleko poza jej strefą komfortu. - To bardzo wyzwalające. Nie musiał dodawać, że jednocześnie uzależniające. Cień czegoś dalekiego, ciepłego i przyjemnego znalazł odbicie w błękicie jego oczu. Wspomniał te dziesiątki godzin spędzanych przed płótnem i szaloną pasję, w jaką wówczas wpadał. Niejednokrotnie Lucienne nazywała to szaleństwem. Jeżeli tak miała wyglądać utrata zmysłów, Maurice już szykował pióro, by podpisać ten cyrograf. - Byłaby z nas dobra drużyna. Może zbalansowalibyśmy się myślowo. - Pozwolił sobie z siebie zadrwić poprzez insynuację, że za mało myślał. W sumie… nie skłamałby. Myślenie często przysparzało mu mnóstwo bólu, zwłaszcza jeśli nienaumyślnie wkroczył myślą w niezwykle delikatne obszary pełne wspomnień. - Dziękuję - odpowiedział szczerze, chętnie częstując się domową przekąską, a kiedy już przełknął to, co miał w buzi, uniósł nieco brew. - Nie dziękuj, było mi bardzo miło. I tym razem również nie skłamał. | zt |
Wiek : 29
Odmienność : Syrena
Miejsce zamieszkania : Hellridge, Maywater
Zawód : Malarz, śpiewak operowy