First topic message reminder : Skwer gołębi W ostatnim czasie nie tylko zaczęło przybywać na starym rynku gołębi, ale również stają się one coraz bardziej natarczywe. Szczególnie upodobały sobie niewielki skwerek w okolicach ławek, na których lubią przesiadywać starsi i najczęściej samotni. Zupełnym przypadkiem mają ze sobą najczęściej torbę okruchów, na które ptaki rzucają się bez opamiętania. Dokarmiane ptactwo cały czas powiększa swoje stado, być może przekazują sobie w jakiś sposób, że na starym mieście w Saint Fall czeka ich dobrobyt, a w dodatku dba o swoje, dopominając się okolicznych przechodniów o posiłek. Obowiązkowy rzut kością k3. k1 - Nic się nie dzieje k2 - Gołębie z początku niewinnie przysiadają w Twojej okolicy, ostatecznie stając się coraz bardziej natarczywe, nie tylko Cię osaczają, ale siadają na ramionach i na głowie, żądając okupu w postaci okruszków. Jeśli ich nie dasz, jeden z nich zacznie Cię dziobać po głowie, zmuszając do opuszczenia lokacji k3 - Spłoszone stado przelatuje nad Twoją głową, a jeden z gołębi pozostawia białą pamiątkę na Twoim ubraniu |
Wiek : ∞
Miejsce zamieszkania : Piekło
Zawód : Guru sekty satanistycznej
Claire Finnegan
NATURY : 12
SIŁA WOLI : 22
PŻ : 182
CHARYZMA : 7
SPRAWNOŚĆ : 5
WIEDZA : 8
TALENTY : 18
Gdyby tylko wiedziała, jak ocenia ją Charlie, pewnie uśmiechnęłaby się wyjątkowo szeroko, wyjątkowo szczerze, z zupełnie nieudawanym rozbawieniem. Potrafiła wysysać chęci i duszę? Poetyckie. I wcale nie tak odległe od prawdy. Mimo tego, Charlie chyba jednak wciąż ją lubił – jedna rzecz, że była dla niego przydatna; czym innym natomiast, że przecież nie rozmawiało im się wcale tak źle. I że Orlovsky już od jakiegoś czasu nie burczał na nią tak, jak na początku. Ona na niego zresztą też nie, a jeśli już – to tylko dla sportu. Nie mogła przecież wyjść z wprawy i – uchowaj, Trójco – nie mogła wyjść na miękką. Bycie sympatyczną nie służy przecież biznesowi. Claire więc gderała, Charlie twierdził, że spotyka się z nią, bo musi – i tak sobie tkwili w tym zabawnym układzie pełnym gołębi, plotek i przekupstw takim czy innym piciem. Popijając niespiesznie słodką herbatę, uśmiechnęła się przelotnie. Konkretne pytania, bardzo dobrze. Takie spotkania lubiła najbardziej. Wybieranie plotek na chybił trafił było męczące, zmyślanie – tym bardziej. - Nie za wiele – przyznała spokojnie na pytanie o Cripple Rock. – Od kwietniowych wstrząsów coraz więcej ludzi mówi o rzeczach... – zawahała się. – O czymś, co jeszcze do niedawna nazwalibyśmy wydarzeniami z bajek. Legend – stwierdziła, starannie dopierając słowa. – Jackalope, krwawe źródła, duchy... – Zmarszczyła brwi lekko. – I tak w całym Cripple Rock. Stworzenia, które nie powinny istnieć. Bożki, które nie należą do nas. – Odetchnęła powoli. – Nikt nie wie, skąd się to wszystko bierze. Nikt nie wie, ile to jeszcze potrwa – i czy w ogóle się skończy. – Rozprostowała nogi przed sobą, powiodła zamyślonym wzrokiem po skwerze. – Ludzie włóczą się po lesie i odkrywają coraz więcej takich dziwactw. Jestem pewna, że obok wszystkiego, co już znalezione, jest jeszcze masa innych zjawisk, stworzeń, o których jeszcze nie wiemy – zakończyła sentencjonalnie, choć chodziło jej przecież o fakt bardzo dosłowny – las był duży. Z pewnością nie widzieli jeszcze wszystkiego, co tam się wyrabiało. – Przeszukanie całej puszczy mogło by nie być głupim pomysłem – zauważyła ostrożnie, zaraz jednak uśmiechając się leniwie. – Chociaż pewnie średnio wykonalnym. Pod tym względem pytanie o nastroje w samym Saint Fall było znacznie prostsze. Odpowiedź, którą mogła Charliemu dać, może i nie była bardziej oczywista, bardziej jednoznaczna – ale dużo mniej było w niej mistyki, a dużo więcej zwykłych nauk społecznych, wniosków łatwych do wyciągnięcia jeśli tylko miało się minimum pojęcia o tym, jakimi regułami rządziły się zbiorowiska ludzkie. - Zawsze należy się czegoś obawiać – stwierdziła bezlitośnie. – Szczególnie teraz. Nie wiem, czy ludzie wyjdą na ulice, ale wiem, że mają wszelkie powody, żeby to zrobić. Coraz głośniej mówi się o korupcji. O nierównościach społecznych, faworyzowaniu jednych kosztem drugich. O dziwo, faworyzowani są ci, którym już teraz się powodzi, co siłą rzeczy sprawia, że znaczna większość społeczeństwa jest niezadowolona. Bo jak miałaby nie być? Korupcja to jedno, ale płatne Komplety? O tym się przecież szepcze, że studia przestaną być darmowe. Propaganda zamiast obiektywnych wykładów? Studenci nie są głupi, nie idą na studia po to, by robić im pranie mózgów. Dołóż do tego wynoszenie Lucyfera na piedestał i niejaki przymus korzenia się właśnie przed nim, a zrozumiesz, że ludzie mają powody, by się obawiać. By twierdzić, że odbiera im się wolną wolę; że zaczynają być pionkami w grze możnych; że Kościół zaczyna wykraczać poza swoje powołanie. – Uśmiechnęła się krzywo. Herezje? Być może, nie spotykali się jednak przecież z Charlim by krzewić poprawność polityczną. Chciał prawdy. Dawała mu ją, jaka by ona nie była. – I jeszcze niemagiczni. Tu i tam coraz głośniejsze są głosy, że chęć chronienia ich przed magią to tylko pretekst by stłamsić tych, którzy mocą władają. By wziąć magicznych pod but, usadzić ich na dupie jak tresowane zwierzątka. Odetchnęła głęboko. - Nie wiem, czy ludzie wyjdą na ulice – powtórzyła spokojnie. – ale z pewnością mają ku temu powody. I, jeśli to zrobią, jest duża szansa, że będą szli z imieniem Lilith na ustach. |
Wiek : 32
Odmienność : Zwierzęcopodobny
Miejsce zamieszkania : Cripple Rock
Zawód : Cukiernik w "Pączku w Maśle", handlarka informacji
Charlie Orlovsky
ODPYCHANIA : 22
WARIACYJNA : 6
SIŁA WOLI : 9
PŻ : 197
CHARYZMA : 2
SPRAWNOŚĆ : 19
WIEDZA : 3
TALENTY : 13
Clarie wiedziała, co słychać w mieście. W jakikolwiek sposób to robiła, liczyły się rezultaty. Gdyby okłamała go zbyt wiele razy, po prostu zaprzestałby korzystania z jej usług; najważniejsza była wiarygodność. Kłamstwo miało krótkie nogi, a Gwardia dalekie zasięgi i długie kroki. Gdy usiadł obok, jego nozdrzy dobiegł zapach świeżego prania; z tym głównie kojarzyły mu się jej perfumy. O ile to były w ogóle perfumy, a nie zwykły płyn do płukania. - W Cripple Rock wyprawiają się dziwne rzeczy - informacja za informację, szczątek za szczątek. - Ktokolwiek tam się wybiera, powinien uważać. Wyglądało na to, że cokolwiek odwalało się w Cripple Rock, wszyscy przy tym głupieli i nikt nie miał pomysłu na jednoznaczną odpowiedź. Miało ro swoje plusy i minusy; tych drugich widział więcej. Niewiadoma szczypała wszystkich, stawiając więcej znaków zapytania i pytań niż jakichkolwiek odpowiedzi. Sowy, które zaatakowały jego i Williamsona w ogóle nie powinny występować w tej szerokości geograficznej. A jednak były tam, tak samo ja inne cuda, o których dowiedziała się Gwardia. - Lepiej, żeby nikt się tam nie zapuszczał - niezobowiązująca informacja, ale Claire mogła z niej wywnioskować swoje. Cripple rock zawsze było niebezpieczne, ale tym razem... stawka wzrosła. To nie anomalie w Cripple Rock były jednak prawdziwym zmartwieniem. Nastroje społeczne to nie było coś, nad czym można było od tak zapanować. Polegli na tym najlepsi specjaliści wyróżniający się na kartach historii. Gawiedzią łatwo było dyrygować przez jakiś czas. Ostatecznie zawsze wymykała się spod kontroli. - Krąg zawsze pozostanie Kręgiem, co? - pozwolił sobie na krótkie zdradzenie własnych myśli, o ile tylko Claire będzie na tyle bystra, ale przecież była. Orlovsky nigdy nie lubił elit. Wszystko się pogłębiło, gdy zginęła siostra Daniela. Szczenięca, nigdy nie spełniona miłość znaczyła swoją ścieżkę nawet niespełna dwadzieścia lat później. - Czyli ten Kowen Lilith może być odpowiedzialny za... coś - właśnie, za co dokładnie? Przytknął papierowy kubek do ust, żeby upić łyk kawy. W co wierzyła Claire? Tego mógł się jedynie domyślać, był pewien, że nie zdradzi mu prawdy. Może to i lepiej. - Brodzenie w gównie po kolana nigdy nie jest łatwe, co? - przeczesał palcami jasne włosy, zaraz potem dłonią zmęczoną twarz. Uważał, że tak naprawdę to wszystko to pościg bez końca. Gonitwa w berka z zawiązanymi oczami. Nastroje ludzi były bliskie protestów i rozumiał to. Wiedział też, że będzie musiał stanąć po przeciwnej stronie. - Jak myślisz, ile mamy czasu? |
Wiek : 35
Odmienność : Czarownik
Miejsce zamieszkania : Wallow
Zawód : Gwardzista - protektor
Claire Finnegan
NATURY : 12
SIŁA WOLI : 22
PŻ : 182
CHARYZMA : 7
SPRAWNOŚĆ : 5
WIEDZA : 8
TALENTY : 18
Zmrużyła oczy lekko, o nic jednak nie pytała. Nie była od tego. Zbierała informacje, tak, ale przecież nie w zwykłej rozmowie. Zresztą, choćby nawet chciała – Charlie nie mógłby powiedzieć jej zbyt dużo. Był Gwardzistą, a ci, w ogólnym rozrachunku, byli średnio rozmowni. W efekcie okruchy, które jej podrzucał, były raczej wskazówkami, czym mogłaby się zainteresować – gdzie spojrzeć, gdzie wysłać swoich przyjaciół. Claire zbierała wszystkie te ogólniki i zapamiętywała. Przydadzą się. Nie wiedziała jeszcze, jak, ale się przydadzą. Na odrobinę zdziwienia pozwoliła sobie natomiast przy komentarzu odnośnie Kręgu. Sącząc niespiesznie kolejny łyk herbaty, zerknęla na Charliego uważniej. Zwykle wzbraniała się przed dzieleniem się własnymi opiniami – Orlovsky też. Fakty, to się między nimi liczyło. Mniej lub bardziej prawdziwe informacje, które dało się przepracować, coś z nimi zrobić, coś uzyskać. Teraz jednak, to retoryczne pytanie – to nie był przecież fakt. To było coś, co lepiej niż wszystkie dotychczasowe stwierdzenia Charliego pozwalało zajrzeć w Orlovsky’ego takim, jakim był. Co myślał. Co lubił, czego nie. Elit – najwyraźniej – nie. - Chyba tak. Od komfortu ciężko się odzwyczaić. Od pieniędzy – zgodziła się z nieznacznym uśmiechem, bo choc jej potwierdzenie było potrzebne zupełnie do niczego, Clarie postanowiła zagrać w grę i zrobić to, co Charlie. Nieznacznie się odsłonić. Pokazać, że nie tylko Orlovsky nie pałał miłością do kręgowych nazwisk. – Od przekonania, że jest się kimś więcej. Była ciekawa czy cokolwiek, kiedykolwiek z tego wyniknie. Po nazwie kowenu odetchnęła cicho. Upiła kolejny łyk, odruchowo założyła za ucho niesforny kosmyk, zakołysała stopą w zamyśleniu. - Myślę, że przynajmniej za rozsiewanie propagandy. Przynajmniej części – stwierdziła ostrożnie. To też było coś nowego. Zazwyczaj starała się nie gdybać, nie wytykać nikogo palcami. Charlie jednak pytał, a ona odpowiadała. Gdybali razem. Całkiem ciekawe doświadczenie. - Głosy o faworyzowaniu Lucyfera raczej nie podnoszą się same. A przynajmniej – raczej nie tylko. Lepiej krzyczy się, gdy ktoś może podpowiadać ci, na co masz się złościć. – W zamyśleniu popukała palcem w kubek. – Nie wiem, czy robią coś więcej. Nie wiem, czy planują robić coś więcej. Czasem jednak mówienie zbyt głośno wystarczy. Teraz... Jeśli coś się wydarzy, to będzie przez słowa. Za dużo zbyt poważnych słów. – Chciał wiedzieć, w co wierzyła. Właśnie w to. W to, że największą siłą w tej chwili będą słowa. Oczywiście, wierzyła też w bardzo wiele innych rzeczy, o których nie miała najmniejszego zamiaru mówić. Gdy tak pesymistycznie opisał ich sytuację, roześmiała się cicho. No tak. Adekwatne, musiała mu to przyznać. Gdy postawił to ostatnie, tak proste, a przez to tak trudne pytanie, Claire westchnęła ciężko. - Nie wiem – przyznała szczerze. – Ale raczej nie za dużo. Miesiąc. Może dwa. Będę zdziwiona, jeśli więcej. – Jeszcze wygodniej rozparła się na ławce, wyciągnęła nogi jeszcze dalej przed siebie. Zsuwając się nieco z siedziska, wsparła głowę o jego oparcie. - Jesteś zmęczony – zauważyła nagle, przyglądając się Charliemu z dołu. – Może to raczej ty powinieneś mi tym razem powiedzieć, jak bardzo jest źle. – Uśmiechnęła się przelotnie. Jeśli inni Gwardziści też byli tak wymęczeni, niedospani, zwyczajnie wyczerpani – nie mogło być dobrze. A skoro tak, to mogło dziać się znacznie więcej, niż wiedziała Claire. - Następnym razem powinieneś wpaść do Pączka – zaproponowała pod wpływem chwili. – Zapowiedz się wcześniej a upiekę ci coś specjalnego. – Uśmiechnęła się leniwie. Mogła. Faktycznie mogła coś upiec. Jej magia potrafiła być słodka, a Charlie zdecydowanie wyglądał tak, jakby odrobina cukru mu nie zaszkodziła. Cukru i – może – euforii. Poczucia bezpieczeństwa. Albo może – czułości. Czym jeszcze mogłaby go nakarmić? |
Wiek : 32
Odmienność : Zwierzęcopodobny
Miejsce zamieszkania : Cripple Rock
Zawód : Cukiernik w "Pączku w Maśle", handlarka informacji
Charlie Orlovsky
ODPYCHANIA : 22
WARIACYJNA : 6
SIŁA WOLI : 9
PŻ : 197
CHARYZMA : 2
SPRAWNOŚĆ : 19
WIEDZA : 3
TALENTY : 13
Nie zwykł dzielić się z każdym swoimi poglądami. Poglądami, uczuciami, przemyśleniami - wszystko zachowywał dla siebie mając świadomość, że mało to kogo interesuje. I że nie wszyscy muszą o tym wiedzieć. Jako gwardzista, nie dzielił się niczym jeszcze bardziej. Oboje o tym wiedzieli. Mogła lawirować; czasem podpowiadał więcej. Wiedział, że zrobi z tego użytek. Był ostrożny, ale był też tylko człowiekiem. Jak wszyscy. Jak oka w głowie strzegł sekretu pewnej telepatki, co jakiś czas przeglądając raporty. Nikt nie mógł się dowiedzieć o Anie. Zdradził się jej w jakikolwiek sposób. Jego słowa mogła odebrać w każdy możliwy sposób i miał tego świadomość. Nie rozwinął wątku dalej, potraktował go wzruszeniem ramionami jak coś, z czym się spotykał codziennie. Tak z resztą było. Jego robotą nie były opinie, tylko fakty. Przynajmniej przez tę chwilę, kiedy władze deprecjonowały ciche głosy ludu; ostatnio coraz rzadziej. Upił kolejny łyk kawy, może powinien był wrzucić do niego jeszcze jedną saszetkę cukru. - Ostatecznie nikt nie jest kimś więcej, co? - odwrócił się na chwilę w jej stronę. Młodo wyglądała, być może była młodsza, niż mu się wydawało. Były na to odpowiednie rytuały. Przyglądał się, jak zaczesuje za ucho kosmyk jasnych włosów. - Jeśli będziesz wiedziała o nich coś więcej, proszę, daj mi znać - poprzez doświadczenie, wzloty i upadki nauczył się, że Claire należy poprosić, nigdy oczekiwać czy żądać. Finnegan udzielała informacji wedle własnego widzimisię, na co należało zwracać uwagę. Przytknął kubek z kawą do ust, żeby upić łyk. - Czyli robią swoją robotę. Nie mógł się z nią nie zgodzić, miała rację. - Jeśli coś usłyszysz, daj mi znać. Proszę - zdawał sobie sprawę z tego, że wszystko mija się z jego poglądami i o nie zaczepia. Wcześniej słyszał plotki; plotki miały to do siebie, że lubiły być niewiarygodne. Tym razem miało być nieco inaczej. Koweny miały przewagę nad wszystkimi. Nawet nie zdawał sobie sprawy z tego, jak blisko jest wdepnięcia w to. A było to coś, czego nie chciał. - Przez dwa miesiące zdążą dużo rozgadać - stwierdził fakt, który był nader oczywisty. Znów zerknął na Claire, wydawała się wyjątkowo zadowolona. Jakby wszystko to, co się do tej pory działo w Hellridge jej nie dotyczyło. Być może, że nie. Spojrzał na nią, gdy znów się odezwała. - Wczesne pobudki i nocne zmiany tak wyglądają - wzruszył ramionami, ale miała rację. Kazamaty aż drżały przy fundamentach. Od początku roku działo się wszystko, a kościół to wszystko wybielał i zatajał. Wszystkie zniszczone dzielnice, Cripple Rock, seria napadów w Little Poppy - wszystko. - Poważnie, chcesz mnie jeszcze napchać pączkami? - pokręcił ze śmiechem głową upijając łyk kawy |
Wiek : 35
Odmienność : Czarownik
Miejsce zamieszkania : Wallow
Zawód : Gwardzista - protektor
Claire Finnegan
NATURY : 12
SIŁA WOLI : 22
PŻ : 182
CHARYZMA : 7
SPRAWNOŚĆ : 5
WIEDZA : 8
TALENTY : 18
Uśmiechnęła się przelotnie. Nikt nie znaczy więcej niż inni, dokładnie. Gdyby wszyscy to rozumieli, świat byłby piękniejszy. Nie wiedziała, czy lepszy – ale na pewno trochę inny. Przekrzywiła głowę lekko, na uważne spojrzenie Charliego odpowiadając własnym. On dumał nad jej wiekiem, ona – nad tym, jak wyglądałby w mundurze. Nie wiedziała, czy Gwardia w ogóle miała jakiekolwiek uniformy – czy były im potrzebne, skoro i tak cały ich urok polegał na tym, że nikt o nich nie wiedział? Pewnie nie. A szkoda. Orlovsky zaczął prosić i Claire roześmiała się szczerze. Już wcześniej zauważyła, że uczył się szybko. Odpowiednio konsekwentne podejście i nawet Gwardzistów można uświadomić, że nie wszystko im się należy tylko dlatego, że idą przez świat pod sztandarem Kościoła. Zastanowię się, mogłaby odpowiedzieć – to nie byłby pierwszy raz. - W porządku – zgodziła się zamiast tego, zupełnie szczerze przystając na prośby Charliego. Potrzebował informacji. Jeśli tylko będzie jakieś miała, gotowa była mu je dać. Rozliczą się później. Dopiła herbatę i wyrzuciła kubek do śmietnika obok ławki. Przeciągnęła się potem leniwie, jeszcze przez chwilę nie szukając na siłę nowego tematu – siedząc po prostu obok Orlovsky’ego i wystawiając policzki na słońce. Dopiero potem, zwracając uwagę na przemęczenie mężczyzny, ponownie uniosła powieki – siebie jednak nie podniosła wcale, pozostając rozwaloną na ławce jak królowa. - Wymówki, wymówki – podsumowała mętne tłumaczenia o pobudkach i nocnych zmianach. Też je miała – każdy piekarz czy cukiernik je miał – a jednak nie przypominała sobie, by z lustra w domu spoglądał na nią podobny upiór, jaki patrzył na nią teraz z miejsca, gdzie siedział Charlie. Nie, to nie było tylko niedospanie, nigdy by w to nie uwierzyła. Mogła tylko zgadywać, o jak wielu rzeczach, które działy się w Hellridge, nie dane jej będzie nigdy usłyszeć – i jak wiele z nich ponosiło winę za obecny odcień szarości pod oczami Orlovsky’ego. - A chcesz? – odpowiedziała pytaniem na pytanie i uśmiechnęła się lekko. – Mogę – przyznała. – Chętnie to z robię – zapewniła, poprawiając się. Temat słodkości był bezpiecznym terenem. Zaraz za nim równie spokojnym gruntem były rozmowy o ogrodnictwie, jej własnym sadzie i pasiece. No i wycieczki za miasto, wiadomo. Włóczęgę po pobliskich polach i lasach oraz nieco mniej pobliskich górach mogłaby planować choćby zaraz. W każdym razie, cukiernictwo. Entuzjazm Claire i gotowość do karmienia każdego, kto tylko wyraził na to ochotę – te były w tym przypadku zupełnie szczere. - Zresztą, za kogo ty mnie masz? – kontynuowała więc z rozbawionym uśmiechem. – Pączki to nuda. Wolę muffiny. Albo jakąś tartę. Albo kruche ciastka. Albo... – zawahała się, wreszcie roześmiała cicho. – Chyba cokolwiek, co pozostawia więcej miejsca na odrobinę finezji. Wszak dla niej cukiernictwo było sztuką, nie tylko prostym rzemiosłem. Z kolejnym pytaniem – propozycją – zawahała się. Zbyt krótko, by się rozmyślić. - Właśnie dochodzę do wniosku, że chyba nie ufam, że wrócisz. I przyjdziesz do Pączka – stwierdziła prosto. – Więc może teraz? Nie w cukierni, dopiero stamtąd wyszłam – zastrzegła. – Ale podwieź mnie do domu, a coś upiekę. Może nawet dam się namówić na wycieczkę po sadzie. I udowodnię ci, że Cripple Rock sporo zyskuje, gdy patrzysz na nie z góry. Nawet nie wiedziała, czy Charlie przyjechał motorem, czy jak plebs – i ona – komunikacją miejską. |
Wiek : 32
Odmienność : Zwierzęcopodobny
Miejsce zamieszkania : Cripple Rock
Zawód : Cukiernik w "Pączku w Maśle", handlarka informacji
Charlie Orlovsky
ODPYCHANIA : 22
WARIACYJNA : 6
SIŁA WOLI : 9
PŻ : 197
CHARYZMA : 2
SPRAWNOŚĆ : 19
WIEDZA : 3
TALENTY : 13
Gwardziści nosili się na czarno. Oficjalnie, na co dzień większość nosiła się po cywilnemu tak, jak Orlovsky. Nic tu nie było zasadą, najważniejsza była skuteczność. Tak przynajmniej twierdzili mający co więcej luzu przełożeni w kazamatach. Drugi mundur, ten, z którego już nie korzystał, miał odwieszony w szafie. Całą garderobę związaną z wojskiem miał już dawno schować w skrzyni w garażu, ale wciąż tego nie zrobił. Ludzie często odkładali sprawy na potem. - Dziękuję - skinął głową, gdy przystała na jego prośbę. Wierzył, że zdawała sobie sprawę z tego samego, co on: każda, choćby ewentualna rewolucja, przewrót czy zwykły masowy protest niósł za sobą konsekwencje, przez które mogli ucierpieć inni. Był idealistą? Być może. Czy Kościół tak naprawdę miał w poważaniu takie konsekwencje? Prawdopodobnie. Czy można było czemukolwiek zapobiec? Może. Informacje był na wagę złota; szczególnie, gdy były wiarygodne. - To po prostu zmęczenie - wzruszył ramionami. Wiedział, że wiedziała, że kłamał. Nie była przecież głupia. Wiedział też że wiedziała, żeby nie ciągnąć tematu. Nie mógł jej wiele zdradzać, ale mógł czasem sugerować. Mieszkała w Cripple Rock, znała więcej plotek i potwierdzonych informacji niż ktokolwiek inny; wnioski mogła wyciągnąć z niedopowiedzeń sama. Tak naprawdę nigdy nie przepadał przesadnie za słodkościami. Ciastko do kawy zawsze brzmiało dobrze, dodatkowy kawałek tarty również. Trzeci to było za dużo. - Nie ufasz mi? - uniósł brwi, żeby po chwili je zmarszczyć. Nie dlatego, że był zły; promienie słońca raziły w oczy. Może miała rację i nie zajrzałby do cukierni przez dłuższy czas. - Fair - potarł wewnętrzne kąciki oczu i spojrzał na spacerujące przy ławce gołębie. Wyskubały wszystkie okruchy, jakie rzuciła im Claire, a i tak się tu kręciły czekając na więcej. Dopił swoją kawę i wstał, żeby wyrzucić papierowy kubek do kosza. - Podrzucę cię - wyciągnął rękę, żeby podciągnąć ją na nogi - Masz sad? Jabłka? Gruszki? Wiśnie? - nie wyglądała na kogoś, kto zajmuje się sadownictwem. Pasjonaci upraw czegokolwiek zwykle szukali dla siebie miejsca w Wallow. Pozostali mieszkali tam, bo tak; on sam został tam z przyzwyczajenia. Nie żałował, miejski zgiełk miał swój urok, ale tego wiejskiego spokoju nic nie mogło zastąpić. Niebo nad miastem a nocne niebo na wsi wyglądało zupełnie inaczej. Musieli trochę przejść, nim dotarli do parkingu. Wyciągnął z sakwy motocykla kask i podał go Finnegan. - Cripple Rock z góry? zt oboje. |
Wiek : 35
Odmienność : Czarownik
Miejsce zamieszkania : Wallow
Zawód : Gwardzista - protektor