Salon Jedno z największych pomieszczeń w całym budynku – przestronny, wysoki salon, urządzony w ciepłych barwach. Wyjście kieruje wprost do głównego holu i najczęściej pozostaje otwarte. Salon pełni także funkcję małej biblioteczki; powyżej znajduje się antresola, do której prowadzą spiralne schody – tam mieści się część rodzinnych zbiorów, a także kilka dodatkowych foteli, na których można oddać się spokojnej lekturze. W jednym z regałów na dole znajduje się również barek z alkoholami i papierośnica. Rytuały w lokacji: Krążące błyskawice [moc: 86] |
Wiek : ∞
Miejsce zamieszkania : Piekło
Zawód : Guru sekty satanistycznej
Oscar Nox
ANATOMICZNA : 28
SIŁA WOLI : 10
PŻ : 164
CHARYZMA : 2
SPRAWNOŚĆ : 2
WIEDZA : 18
TALENTY : 7
Nie spał gdy zadzwonił dzwoneczek poczty. Nox był wierny swoim przyjaciołom nawet jeśli relacja zdawała się być nader krucha. Nie zwykł zawodzić może dlatego niemal natychmiast odpisał, wrzucając swój list do skrzynki. W trakcie oczekiwania na pojawienie się wysłannika od pani Faust, zaczął pakować swój plecak, krzątając się po gabinecie. Akurat sam był po detoksie więc doskonale wiedział co chciał użyć. Jednak co było na tyle silne by sprawić, że kobieta taki szybko się zatruła? Przecież widzieli się raptem dwa tygodnie temu. Nie zwlekał ani chwili. Nim jeszcze podjechał po niego kierowca, Nox stał już pod kamienicą w cichym oczekiwaniu tego by nieść pomoc. Nie pomny nawet tego, że nadal miał na sobie swoją flanelową piżamę na którą zarzucił jedynie wełniany płaszcz. Cóż nie był świadomy tego, że nadal ma na stopach miękkie kapcie, w których chodził po domu a stan ulic Little Poppy pozostawał wiele do życzenia. Trudno. On nie zamierzał rozwodzić się nad szczegółami jeśli chodziło o kogoś kogo znał. Gdy tylko podjechał samochód wsiadł, nie żądając pytań. Okolica nie była za często przez niego uczęszczana, więc w pewnym momencie stracił poczucie tego gdzie właściwie jadą. Ściągnął twarz z grymasie zawzięcia i nie przerwał ciszy z kierowcą, jedynie otoczył mocniej ramionami swój plecak jakby bał się, że ten zostanie mu wyrwany a przecież w tej chwili był niezwykle ważny. ~..~ Gdy wszedł do przestronnego salonu rozejrzał się wkoło. Bogactwo ludzi z kręgów zawsze go przytłaczało i wprowadzało w osobliwy nastrój. Bywały chwile gdzie taki przybytek zdawał się go onieśmielać, ale też inne w których rozumiał jak obskurne było jego własne skromne mieszkanie. Nadal trzymał plecak w dłoniach, choć. Patrząc na niego miało się wrażenie żałości. Kto tu miał kogo leczyć? Lekarz nadal stał niewzruszony w tym swoim płaczu i piżamie, która na myśl przywodziła, ubiór nocny dziadka niż mężczyzny, który powinien chcieć się podobać swojemu partnerowi. Przybyłem tak szybko jak to możliwe. Co się stało? Zapytał gdy tylko zamajaczyła mu sylwetka kobiety, podszedł od razu do niej. Odkładając swój plecach by sprawdzić czy nie potrzebuje natychmiastowego rytuału. |
Wiek : 35
Odmienność : Zwierzęcopodobny
Miejsce zamieszkania : Little Poppy Crest
Zawód : Internista/genetyk
Annika van der Decken
ANATOMICZNA : 6
NATURY : 20
SIŁA WOLI : 11
PŻ : 181
CHARYZMA : 7
SPRAWNOŚĆ : 10
WIEDZA : 29
TALENTY : 11
18/19 IV 1985 Kierowca milczy, jak mu nakazano. Nie jego zadaniem jest przekazywać informacje o stanie zdrowia członków rodziny van der Decken i tego się trzymając, ograniczył się do uprzejmego powitania bez komentarzy o wyglądzie, a w szczególności o obuwiu osobliwego gościa, oraz otwarcia mu drzwi pojazdu. Po drodze w głośnikach beztrosko pobrzmiewało disco. Zwykła noc; noc, jak każda inna. Nie w Maywater, nie w tym domu, a już w szczególności— nie dla Anniki. Ta pojawiła się w salonie natychmiast, gdy dowiedziała się o przyjeździe Oscara. Po powrocie do domu przebrała się w luźną koszulkę i wyciągnięte, bawełniane spodnie — w takim stanie Noxa przywitała, nic sobie nie robiąc z etykiety. Nawet nie będzie dziś udawać, że ta gówno ją obchodzi. Za jej plecami pojawiła się druga kobieta; wyższa, starsza, w urodzie obu pań można było doszukać się pewnych podobieństw. Obie też wyglądały na równie zmęczone. — Vai nella tua stanza, maman — idź do siebie. Gesty w spójności ze słowami, wypraszały kobietę z pomieszczenia — …proszę. Usłuchała, choć niechętnie zostawiając ich samych. Prócz włosów jaśniejszych, niż podczas ich ostatniego spotkania, w Annice zmieniło się znacznie więcej. Poszarzała twarz wyglądem odzwierciedla wszystkie nieprzespane godziny, a oczy opowiadają historię każdej z nich; jeszcze można dostrzec na nich ślad przedłużającego się płaczu, choć krew zmyła z nich już dawno. W obliczu tego obrazu nędzy i rozpaczy, wiszący na jej szyi pentakl zdaje się być czymś absurdalnie zwyczajnym, mimo późnej pory. — Przepraszam, źle się wyraziłam. Mogliśmy z tym poczekać do rana — nawet jej głos dopowiada kolejne rozdziały historii; cichy, lekko zachrypnięty. Lodowato ściskany dziś o kilka razy za dużo. Poza tym wygląda na fizycznie zdrową, choć pod koszulką skrywa jeszcze ślady częściowo zaleczonego oparzenia, to już nie ma najmniejszego znaczenia w natłoku spraw pilniejszych. Przejście przez pomieszczenie zajmuje jej zaledwie sekundy. Wskazała Oscarowi najwygodniejszy z foteli mając nadzieję, że ten usiądzie, nim ona przejdzie do rzeczy. Sama usiadła naprzeciwko. Przełknęła ślinę. — Rano rzucałam rytuał i… coś poszło nie tak — jak wiele Oscar musi wiedzieć, by postawić diagnozę? Bo przecież nieistotne jest, że kierował nią strach, nieważne, że w jego wyniku to ktoś inny wreszcie się wystraszy. A na pewno gówno wartą informacja jest, jak spędziła całą poprzednią noc. Ważne jest tylko jedno. I szybko wyjaśni konieczność posiadania pentakla. — Będzie łatwiej, jak pokażę. Pulchraflos — wyciągnęła otwartą dłoń przed siebie. Prosty czar, szkolna sztuczka — malutki kwiat wyrasta na dłoni, której palce natychmiast porasta ciemność. W tym samym momencie żelazny chwyt pozbawia Annikę dostępu powietrza. Tym razem jest gotowa — nie walczy, nie miota się, pozwala na ból. Przyjmuje go tak, jak przyjęła Oscara — z pełnią niewypowiedzianej winy, że musi mu znów zawracać głowę. Zasłużyła, na wszystko zasłużyła. A nieświadomy niczego Oscar nie ma nawet pojęcia, jak bardzo. Jak wielka wina na niej ciąży. Dwadzieścia sekund później zimna łapa zwalnia uścisk, pozwalając Annice na pierwszy, łapczywy oddech. Po nim przychodzi kaszel; odruch krtani wyczerpanej zbyt wieloma próbami jak na jeden dzień. Najtrudniejszy w jej całym życiu. — Nie mogę czarować. Zemdlałam, kiedy matka użyła przy mnie magii w kuchni — ręce zaczynają drżeć, kwiatek ląduje na dywanie — być może odeślę jutro Bunniculę do Carterów. Ona wywołuje taką samą reakcję, kiedy za bardzo się do mnie zbliży. Obiecała sobie więcej nie płakać i tej obietnicy dotrzymuje. Rzut: czar udany [ukryjedycje] Ostatnio zmieniony przez Annika Faust dnia Nie 11 Lut - 21:24, w całości zmieniany 2 razy |
Wiek : 29
Odmienność : Czarownica
Miejsce zamieszkania : Maywater
Zawód : Badaczka, asystentka wykładowcy
Oscar Nox
ANATOMICZNA : 28
SIŁA WOLI : 10
PŻ : 164
CHARYZMA : 2
SPRAWNOŚĆ : 2
WIEDZA : 18
TALENTY : 7
Siada, gdzie mu nakazano a czarne spojrzenie taksuje kobietę. Zupełnie jakby badał jej stan fizyczny z każdym ruchem. Tym w jaki sposób stawia kroki, oraz jak siada by zacząć z nim rozmowę. I choć dostrzega nie tylko zręcznie ale i ból to jednak nie ośmiela się przerywać. W chwili jednak gdy kobieta zaczyna się dusić, dostrzega jak lekarz wyjmuje coś ze swojego plecaka. Skalpel rozbłysł w jego prawej dłoni, zaś w drugiej trzyma zegarek. Co zamierzał wiedział tylko on. Jeśli ten stan by się przedłużał zamierzał zrobić jej tracheotomię, rana by się zagoiła czarem ale pacjentka by mu nie zeszła. Milczał chwilę. Po której nastąpiło otworzenie plecaka. Lekarz z ręcznym ruchem zdjął sobie pentakl z szyi i wrzucił do małej kieszonki, wyjmując swój notatnik. Dzięki Carterowi wiele nauczył się na temat alternatywnych sposobów oczyszczania organizmu z magii, o których nawet nie słyszał. Co stosowała pani do tej pory? Zapytał niecierpliwie wyjmując słoiczek miodu i wylewając odrobinę na jej wierzchnią część ręki jakby gdyby to był osobliwy test. Bursztynowa maż zmieniła barwę na brązową a jej zapach stał się kwaśny. Lekarz skrzywił się lekko i drewnianym patyczkiem do badania jamy ustnej zebrał z jej skóry zmieniony produkt. Będziemy potrzebowali więcej miodu.- Powiedział delikatnie z uśmiechem, jakby chciał dodać jej sił w chwili w której odkładał patyczek na piękny kawowy stolik, nic sobie nie robiąc tego że teraz będzie się lepił i śmierdział. Znów górę wzięła jego niezręczność w której nie wiedział co powinien zrobić, czy zapytać? Czy zabrać ze sobą ów przedmiot? Ale przecież pokleiłby sobie plecak. Wyjął duży woreczek jakiegoś suszu i położył na kolanach kobiety. To herbatka wiedz z Salem, odtruwa od środka, musi pani też pić wodę brzozową. Referował, grzebiąc i nawet nie patrząc na nią gdy wyciągał litrowy słoik z niebieska mazią. Z tego wytworu był akurat dumny, była to stężona wersja ziół jednak odpowiednio macerowanych. Czy macie państwo saunę? Zapytał poważnie, choć wydawało mu się, że może lepiej byłoby odesłać Annikę do sanatorium Nostradamusów, najpewniej mieli swoje własne innowacyjne metody leczenia, najpewniej daleko lepsze niż te jego kiedykolwiek będą. Czy ktoś może zrobić nam herbatę? Wypijemy ją na werandzie. Poprosił wstając i zabierając za sobą koc by otulić kobietę gdy wystawi ją na wiatr. |
Wiek : 35
Odmienność : Zwierzęcopodobny
Miejsce zamieszkania : Little Poppy Crest
Zawód : Internista/genetyk
Annika van der Decken
ANATOMICZNA : 6
NATURY : 20
SIŁA WOLI : 11
PŻ : 181
CHARYZMA : 7
SPRAWNOŚĆ : 10
WIEDZA : 29
TALENTY : 11
Po moim trupie — mówią oczy, gdy Nox zbliża się ze skalpelem. W całej nieprzewidywalności i związanym z nią dyskomfortem, Annika powoli, acz nieubłaganie wykształca patologiczne poczucie kontroli nad własną niedolą — prędzej pozwoli się zabić widmowym łapskom, niż z własnej woli udostępni tchawicę do nacięcia. …czy cokolwiek Nox chciał zrobić z pięcioma calami stali chirurgicznej. Bo przecież nie planował morderstwa, a już na pewno nie zamierzał jej tym skrobać pięt. — Miałam niewiele czasu na przemyślenie kroków — dzień upłynął jej na ograniczaniu ataków, identyfikowaniu ich źródeł i przyprawianiu matce i ojcu nowych pasm siwizny na głowach. O płakaniu w słuchawkę i wypalonych papierosach nie wspominając — kąpiele gówno dały, a ja nigdy wcześniej nie miałam do czynienia z czymś takim — tłumaczy się, jakby winna własnej niekompetencji, choć prawda jest znacznie mroczniejsza i wyczuła to, gdy magia popłynęła szerszym nurtem, forsując liche ryzy, w jakich wyczerpana Annika ją trzymała. Teraz próbuje o tym nie myśleć; skupiona jest na Oscarze, zapamiętuje każdy podejmowany krok, obserwuje brązową maź i nie napomina doktora, że upaprany mebel to antyk. To też ją gówno obchodzi. — Znajdzie się — szepcze, starając się w odpowiedzi również rozciągnąć usta w uśmiechu. Wie, że będzie dobrze — a nawet jeśli nie będzie, to ona zrobi wszystko, by jednak było. Uparta bestia — choć na ułamek sekundy załamała się w niej wola życia — nie zamierza spocząć, póki siły jej nie opuszczą doszczętnie. Gdyby tylko mogła się wyspać… Wie, że dziś to pozostaje poza jej zasięgiem. Teraz bada wzrokiem i węchem herbatki, dekokty i inne wynalazki podsuwane jej przez Noxa — przynajmniej on jeden zdaje się wiedzieć, co robi, gdy Annikę i jej najbliższe otoczenie okrył taki sam mrok jak koniuszki jej palców, ilekroć tylko dotykają magii. — Nie — choć może najwyższa pora, by jedną postawić. Za poważną odpowiedzią skrył się pewien lęk — co, jeśli to okaże się niezbędne i będę musiała opuścić Maywater? — Wie, że nie może tego zrobić, a do Nostradamusów choćby i bez wyraźnego zakazu opuszczania Hellridge, wybierać się nie zamierza. Prędzej własnoręcznie zbije saunę z desek, niż pozwoli się tam zamknąć. Odłożyła na chwilę zwitek na bok, wstała wreszcie. Duża dawka niedotlenienia i kolejne zawroty głowy — na te nigdy nie jest gotowa. Ratując się przed upadkiem, chwyciła doktora za przedramię. — Poprosiłam już o to, idąc tutaj. Wyjdziemy przez jadalnie, znajdą nas. — Wie, bo przegrała dziś wszystkie zabawy w chowanego. Najpierw Guliana narobiła hałasu znajdując spanikowaną córkę, czerpiącą chciwie oddech za oddechem na zakurzonym strychu, kolejną rundę przegrała z Bunniculą, a właściwie oddała walkowerem, gdy nogi odmówiły jej posłuszeństwa, a ciało gruchnęło pośrodku korytarza. Ostatnią przegrała przez zbyt cienkie ściany; pokój Anniki przestaje być nieświętym miejscem wypoczynku, gdy każdy kto żyw chce zobaczyć, co jej się stało. Przegra i tę; wszyscy mają ją teraz na oku. Koców w salonie jest pod dostatkiem — kilka sztuk złożonych w kostkę leży na kanapie. Zgarnęła jeden i poprowadziła Oscara przez boczne drzwi wychodzące wprost do jadalni, a tam otworzyła kolejne, prowadzące na werandę. Noce w Maywater nadal są rześkie i zimniejsze, niż te w Saint Fall. Można było usłyszeć, że gdzieś bardzo niedaleko fale rozbijają się o brzeg, a z daleka latarnia morska wskazuje drogę statkom. Powietrze jest wilgotne i przesycone solą, jednak Annika nie drży — jeszcze nie. Nawykła do surowej rzeczywistości tego kawałka ziemi, przez chwilę po prostu przygląda się niezidentyfikowanej oddali, nic nie mówiąc. — Co się ze mną stanie, jeśli to nie minie? — Wreszcie wyraziła na głos swoją największą obawę. Że bez magii czuje się bezwartościowa. Bezbronna. Że bez magii równie dobrze mogłaby przestać istnieć i ona. — Spotkałeś się kiedyś z czymś takim? — Płynnie skróciła dystans, zmęczona etykietą. Dwukrotnie już pilnowali wzajemnie swoich tyłów, dlaczego miała sobie nie pozwolić na tę drobną zuchwałość? — I proszę, mów mi Annika. Czuję się niezręcznie z innymi formami, kiedy widzisz mnie w stanie, w którym nie pokazałabym się połowie mojej rodziny. Gdzieś za ich plecami stuknęła taca z dwiema filiżankami herbaty. Kobieta, która je przyniosła wciąż stoi, czekając na instrukcję. Annika krzyżuje z nią spojrzenia, każe jeszcze pozostać — ten miód… Będziemy go potrzebowali teraz? |
Wiek : 29
Odmienność : Czarownica
Miejsce zamieszkania : Maywater
Zawód : Badaczka, asystentka wykładowcy
Oscar Nox
ANATOMICZNA : 28
SIŁA WOLI : 10
PŻ : 164
CHARYZMA : 2
SPRAWNOŚĆ : 2
WIEDZA : 18
TALENTY : 7
Stojąc na zimnym wietrze, wiejącym od strony zatoki, zdał sobie sprawę z tego, że popełnił podstawowy błąd szczeniaka po studiach. Przesunął dłonią po twarzy by przegnać resztki zmęczenia. „Nox od kiedy ty wierzyłeś w to co słyszysz?”- szeptał cichy głos zdrowego rozsądku. Widział na własne oczy objawy. Ale od kiedy słuchał diagnoz stawianych przez pacjentów? Ile razy mieli rację gdy coś wyrokowali? Na palcach jednej ręki mógł zliczyć takie sytuacje. Wpatrywał się chwilę w kobietę, zmęczenie i senność odpuściła a on nagle znów wszedł w rolę, nie przyjaciela człowieka z kręgu, który chciał wyników pod własną hipotezę a zwykłym lekarzem. Jakie kąpiele? Rzucił szybko, wchodząc jej w słowo jakby chciał zebrać wszystkie potrzebne mu informacje. Czy test jajka był robiony? Podpytał przy okazji mimo chodem najpewniej by zagłuszyć własne sumienie, że nie wyeliminował możliwości klątwy od razu. Odwróci się w kierunku wiatru, czerpiąc dziwną przyjemność z chwili w której ziemny całun słono powietrza obywał jego twarz. Zbierał wszystko w głowie a jego myśli rozpiechały się robaki po podniesionym kamieniu. Nie rozumiem Twojej logiki. Odesłałaś magiczne zwierze a zostałaś w domu skalanym magią? Podpytał, wiedząc że miejsce jest pokoleniową oazą nie tylko rzucania zaklęć, ale również gromadzenia przedmiotów natury magicznej. Sam fakt, że nie było otoczone zaklęciami chroniącymi lokację musiało być dziwne. Odwrócił się do niej twarzą i przyjrzał uważnie kobiecie. Minie. Jeśli nie będę szukał sposobów alternatywnych, ale obiecuję że minie.Urwał krótko, jednak w jego głosie była ta osobliwa pewność siebie, której nie widywała u niego w życiu prywatnym. Zupełnie jakby Nox na polu zawodowym stawał się kimś zupełnie innym: charyzmatycznym, pewnym siebie i przekonanym o tym, że problem dało się rozwiązać. Nie spotkałem. Nie kłamał był pragmatykiem, jednak po stężałej twarzy trudno było doszukać się jakiekolwiek zwątpienia czy zawahania. Patrząc na niego w takiej chwili mogła zrozumieć dlaczego tak dobrze dogadywał się z Carterem, który cenił przede wszystkim niezależność. … ale tez weź pod uwagę, że nie jestem toksykologiem. Być może dla nich, Twoje nagłe zatrucie byłoby czymś normalnym. Jakimś efektem ubocznym… Nie dokończył jednak Anika mogła zrozumieć, że Oscar wiedział, zdawał sobie sprawę lub podejrzewał na podstawie wszystkich przesłanek jakie otrzymywał. Jeśli nie była to klątwa to co innego? Choroba? Nie, nie znał takiej. Sprawa pod egzorcystę? Wątpił choć nie powiadał wiele wiedzy w tej dziedzinie. Magiczne zatrucie było jedyną opcją. Dobre postawioną hipotezą przez samą poszkodowaną. Lekarz widząc osobę wychodzącą na werandę od razu podszedł w jej stronę. Proszę o kostium kąpielowy dla pani, najlepiej ze trzy, dwa litrowe soki miodu lipowego albo akacjowego.. Zawiesił głos i zmarszczył brwi patrząc na kobietę jakby oczekiwał że zacznie to notować, pielęgniarki zwykle notowały. Macie pewnie skóry focze, zrobicie pierwotną saunę, stelaż a na nim futra zwierząt niemagicznych, rozgrzejcie otoczaki dużych rozmiarów. Nie powinno zająć to więcej czasu niż godzinę. Ale niech powstanie to bliżej wody, w miejscu naturalnym, z dala od magii. Do tego wodę brzozową, niech piją tylko to. A je przeciery warzywno owocowe z dodatkiem ziół. Referował, od kiedy stał się taki władczy? Tego nie mogła wiedzieć, jednak zawsze taki był w pracy. Gdy wydał wszystkie polecenia podszedł do Anniki i zarzucił jej na ramiona wełniany koc. Po saunie poczujesz się trochę lepiej, jednak nie oczekujmy natychmiastowego ozdrowienia. Objawy będę ustępowały powoli. |
Wiek : 35
Odmienność : Zwierzęcopodobny
Miejsce zamieszkania : Little Poppy Crest
Zawód : Internista/genetyk
Annika van der Decken
ANATOMICZNA : 6
NATURY : 20
SIŁA WOLI : 11
PŻ : 181
CHARYZMA : 7
SPRAWNOŚĆ : 10
WIEDZA : 29
TALENTY : 11
Annika nie miała żadnych wątpliwości. Nigdy nie przeżyła czegoś podobnego, ale jak każde z nich, odebrała odpowiednie wykształcenie, gdzie pouczano ich na temat zatrucia magicznego. Jej wiedza na ten temat jest powierzchowna, oparta głównie na przestrogach, zgrubna, uzupełniana mądrościami babek i domowymi sposobami, ale krwi palącej żyły nie da się pomylić z niczym. Ten dzień był dla Anniki bardzo długi — to dwie doby sklejone w jedną, przyprawione — Zwykłe kąpiele. Te w mleku sobie darowałam — babciny sposób, o którym głośno jazgotano Annice od rana; jakby czerń jej palców była brudem, który należy szybko z siebie zmyć. To remedium przynajmniej nie miało szansy jej zaszkodzić, a ona— jak w szekspirowskiej tragedii, mimo czystych dłoni, wciąż imaginowała sobie czerwień paliczków, niezmywalny brud wtarty w najgłębszą czeluść linii papilarnych i doczyszczone paznokcie, pod którymi na powrót po wyjściu z wody krzepła posoka. Wie, że to zmęczony umysł podsuwa jej obrazy i doznania, a jednak. Łatwo o tym zapomnieć, gdy koherencja to teraz wyłącznie trudna do przeliterowania zagwozdka lingwistyczna. — Nie, nie pomyślałam o tym — to się stało, kiedy jeszcze stałam w pentagramie i nie pomyślałam, żeby— Zamilkła nagle, gdy przypomniała sobie o jednej z towarzyszących jej myśli, kiedy magia wymknęła się spod kontroli i poszła siać zniszczenie — normalnie nie rozstaje się z pentaklem, tej nocy musiała. A Gwardia... — Czy to możliwe, żeby ktoś zaklął mój pentakl? — Uwaga niby rzucona mimochodem, jako jedna z wielu hipotez, ale gdzieś pod powierzchnią czaił się strach; co, jeśli…? Nawet chłód powietrza na werandzie nie był w stanie zamrozić, spowolnić toku przeklętych myśli — dziś nawet one są przeklęte, jak to wszystko. Jak ona. — Nie mam innego wyjścia — odpowiedź przyszła natychmiast, bez zastanowienia — bo nie mogę — i nie chcę — zaszyć się w New Hampshire. Wolę też przez pewien czas nie pokazywać się w Saint Fall — no i do kogo by miała pójść? Kto zająłby się chorą na magię? — Jedyne, co mogę zrobić, to zająć pokój w domu gościnnym, ale pod jednym dachem z jedenastolatką, która dopiero się uczy… Spróbuję coś wymyślić — przeprowadzkę na swoje zaplanowała dopiero na moment, gdy odzyska nazwisko. O tym z Oscarem woli nie rozmawiać w obawie przed osądem, na który dziś nie ma absolutnie siły. Przyjęła słowa otuchy bez werbalnej odpowiedzi, przytaknęła tylko — Oscar musi mieć rację. Nawet, jeśli nie jest toksykologiem, to jego pewność sprzyja jej pewności, że skontaktowała się z odpowiednią osobą, która może i wyrzuca z siebie głoski w tempie karabinu maszynowego, ale nie są to słowa próżne. Emily, nienawykła do wydawanych w taki sposób poleceń, z początku wyglądała na zmieszaną, gdy Oscar zwrócił się do niej bezpośrednio z toną lekarskich zaleceń — gwoździem do trumny mogłoby być tylko prednizolon i haloperidol na cito. — Przekaż, proszę, ojcu zalecenia odnośnie sauny — kto inny jak nie on będzie wiedział, co robić? — I poproś o zamówienie miodu. Resztą zajmę się sama. I niech ktoś przyniesie z kuchni jajko i pustą szklankę. Te instrukcje kobieta zrozumiała i pobiegła zrealizować prośbę, nim wiatr wybrzeża wywieje je z głowy. Za chwilę ktoś przyjdzie i pomoże im rozwiązać ostatnią z zagadek na dziś. Koc tymczasem drażni skórę na ramionach, ale wciąż, jest jedną z najczulszych rzeczy, jakiej Annika dziś doświadczyła. — Nie oczekiwałam niczego dobrego po tym wszystkim, ale dziękuję — trzy kostiumy kąpielowe to zbytek, gdy od dziecka wskakiwało się do wody po prostu w bieliźnie, ale w domu znajdzie takich nawet i sześć. I tylko fakt, że wcale nie jest jej do śmiechu powstrzymał cisnący się na usta żart, czy te kąpielówki to naprawdę są takie konieczne — skoro ma się pocić, będzie to robiła całą sobą. Tym razem nikt już nie czekał na instrukcje — jajko i szklanka po prostu trafiły na tę samą tacę, gdzie przed chwilą stały dwie filiżanki herbaty. |
Wiek : 29
Odmienność : Czarownica
Miejsce zamieszkania : Maywater
Zawód : Badaczka, asystentka wykładowcy
Oscar Nox
ANATOMICZNA : 28
SIŁA WOLI : 10
PŻ : 164
CHARYZMA : 2
SPRAWNOŚĆ : 2
WIEDZA : 18
TALENTY : 7
Działał szybko. Test jajka wykonywa z precyzją choć nie był on jakoś często stosowanym przez niego narzędziem. Gdy zbił skorupkę a żółto i białko ulatujące do szklaki okazało się być w stanie nienaruszonym niejako odetchnął z ulgą. Łamaczem, to on był akurat żadnym. Chwilę poruszał szklanką jakby chciał mieć pewność, że oczy go nie mylą albo, że nie ma najmniejszych oboczności w tym co stwierdza. Wolał przyjrzeć się uważniej niż dopuścić się zaniedbania. Więc to jednak skutki uboczne…bo z tego co widzę nie jest to klątwa. Podsumował powoli jakby myślał na głos. W istocie pewnie to robił. Chodzi mi o kąpiele bliżej natury. Dodał nagle jakby chciał sprawić, że dosadność jego słów zmieni wszystko. Musisz przygotować się na proces, nic nie stanie się po jednej nocy. Ale mam nadzieję że po kilku dniach nastąpi oczekiwany przełom. Mówił powoli co miał w zwyczaju, zupełne jakby zawsze chciał być dobrze zrozumianym przez odbiorcę. Otoczył się szczelniej ramionami. Chłód ziemnej nocy i słonej bryzy wdzierała się do jego kości. Był niczym kruki, wolał ciepło jeśli miał możliwość wyboru. Jego wiedza nie była wystarczająca i miał tego pełną świadomość. Jednak z trudem przychodziło mu powiedzenie tego na głos w chwili gdy czuł, że Annika zwyczajnie go potrzebuje. Nie mam więcej zaleceń. Zwyczajnie moja wiedza w tym temacie jest ograniczona. Zawsze jednak zostawiał pewną furtkę z nadzieją. Skontaktuje się z kolegą po fachu, podpytam o inne sposoby, może słyszał o najnowszych metodach Nostradamusów. I choć rodzinę można było odrzucić w oparciu o wielość przewiń to jednak wiedza jaką nieśli była już solidnym ugruntowaniem. Rozejrzał się też niepewnie, dlaczego byli tutaj? W domu rodzinnym Anniki? Czy nie potrzebowała teraz pomocy męża? Nie chciał o to pytać, jednak polował pewne prawdziwości jakich nie potrafiła teraz ukryć. Gdy on poddawał się detoksowi Carter niczym pies pojawiał u jego boku każdej nocy, wydzierając każda wolną chwilę dla którą mogł mu poświecić. Brak obecności Moriego był zwyczajnie, deprymującym i mówił więcej niż jakiekolwiek słowa. Przykro mi, że jesteś z tym sama…Powiedział nagle i choć miał dobre serce i szczere intencje to jednak zachowania społeczne nadal były dla niego dziwnie trudne. |
Wiek : 35
Odmienność : Zwierzęcopodobny
Miejsce zamieszkania : Little Poppy Crest
Zawód : Internista/genetyk
Annika van der Decken
ANATOMICZNA : 6
NATURY : 20
SIŁA WOLI : 11
PŻ : 181
CHARYZMA : 7
SPRAWNOŚĆ : 10
WIEDZA : 29
TALENTY : 11
To nie klątwa. Tyle wystarczyło, by odetchnęła. To jeden ciężar mniej, to jedna droga dochodzenia do prawdy, którą można bezpiecznie odciąć i nie poświęcać jej już więcej czasu. — Ha. — Krótkie, mogło zabrzmieć jak czknięcie, które szybko zapiła ciepłym naparem. Nie było jej zimno — jeszcze nie. — Instrukcje były niejasne. Zdała sobie sprawę, że w istocie gówno o tym wie, a zaryzykowała życiem. Zaczyna to wreszcie do niej docierać — mogła zginąć. Dwukrotnie w ciągu zaledwie kilku godzin — z tego raz na własne życzenie. Tajne Komplety z magii rytualnej to coś, co tłucze się po głowie Anniki już od pewnego czasu, a po poranku pełnym wrażeń z rodzaju tych mogących posłać jej duszę na zawsze do Piekła, tylko nabrały na mocy sprawczej. Plan na dalsze życie powoli kształtuje się na jej oczach, a to przynosi ulgę. To znaczy, że w istocie chce żyć. Przytaknęła, odkładając na chwilę filiżankę. Nie czuje się dobrze z tym, że musi skorzystać z wiedzy Nostradamusów, ale nie oponuje. Zrobi wszystko, byle nie oddać się w ich ręce naprawdę, dosłownie. Nie musi też pytać, skąd pochodzi ich wiedza na temat zatrucia. Ważne jest tylko to, że to może pomóc. — To i tak całkiem dużo zaleceń. A ja spróbuję być cierpliwa — choć nie jest; ani trochę. Taka deklaracja to więc niewyobrażalne zobowiązanie, jak przysięga złożona na mały paluszek. Mówiąc to, zrzuciła z pleców koc. — Nie potrzebuję tego. Weź — zdążyła go już ogrzać sobą, był więc przyjemnie ciepły, kiedy zetknął się z ciałem Noxa — przywykłam do zimna, zdarza mi się włazić do wody poza sezonem — zwłaszcza ostatnio. Zimna woda na niepożądane myśli w głowie działa lepiej, niż wybielacz. O jedno zalecenie Oscar z pewnością nie musi się martwić, bo Annika sama zadba o regularne kąpiele zgodne ze sztuką. Choćby miały być tylko kilkuminutowym przerywnikiem w rutynie, pani Faust znajdzie na nie miejsce. Nie zauważyła jego niepewności; nie od razu. Gdy ją wreszcie znalazła na jego twarzy, tylko ułamek chwili zajęło jej podjęcie decyzji, czy zamierza się z czegokolwiek tłumaczyć. Z czasem coraz trudniej grać przed całym światem, że nic się nie dzieje, a Annika z aktorstwa wyrosła, gdy skończyła osiem lat i zorientowała się, że na udawanym płaczu więcej traci, niż zyskuje. Nie udaje więc, konfrontuje się ze spojrzeniem i próbuje Noxa uspokoić łagodnym uśmiechem. — Ostatecznie, jestem tu dziś mniej samotna, niż tam przez ostatnie lata — jeśli wiesz, o co mi chodzi, Oscarze. Wypłakanie się w ramionach matki, czy brata to nie to samo, co szukanie oparcia w miłości romantycznej, ale przynosi tę samą ulgę. A swojego wypadku świadomie nie roztrąbiła na cztery strony świata — ta rzecz miała pozostać w gronie tych, co wiedzieć muszą. A gdyby wiadomość rozniosła się dalej, czy Annika liczyła na to, że ktokolwiek pojawiłby się u jej boku, wlewał w nią napary i wycierał z kropelek wody po kąpieli? To trudne pytanie, na które nie zamierza sobie odpowiadać. — Jest jak jest, Oscar. Ale będzie lepiej. Mam wszystko, czego mi trzeba. Mam wolę życia, złapałam ją za ogon. A już prawie mi się wymknęła. |
Wiek : 29
Odmienność : Czarownica
Miejsce zamieszkania : Maywater
Zawód : Badaczka, asystentka wykładowcy
Oscar Nox
ANATOMICZNA : 28
SIŁA WOLI : 10
PŻ : 164
CHARYZMA : 2
SPRAWNOŚĆ : 2
WIEDZA : 18
TALENTY : 7
Jeśli potrzebujesz mojego towarzystwa, zostanę. Odpowiedział nie podnosząc koca, nieczuły się z tym dobrze gdyby pozbawił kobietę tego źródła ciepła. A może po prostu był cholernie uparty. Spojrzał w stronę wiejącego wiatru jakby chciał by ten oczyścił też jego myśli. Nie często to mówię, ale… ja nie mam rodziny, więc nie wiem jak to jest. Mówiąc to wskazał podbródkiem jej duży dom jakby chciał dać znać, że nie do końca rozumie samej koncepcji rodziny. Choć taką teoretycznie posiadał to więzy między nimi były dalekie od ideału. Jednak Annika szybko mogła się zorientować, że wraz z jej szczerością poszła lawina szczerości Noxa. Nie oceniał, nie stygmatyzował ani tym bardziej nie pouczał. Moim jedynym pocieszeniem w chwilach trudnych stała się miłość, którą niedawno odnalazłem. Powiedział z uśmiechem, mówiąc o czymś, czego tak naprawdę nie miała prawa wiedzieć. Bo i Nox nie jawił się jako bożyszcz ani nie obnosił z randkowaniem. Choć w jego sytuacji nie było to możliwe. Jestem pewny, że jesteś w dobrych rękach.- Powiedział nagle podchodząc do kobiety, teraz gdy nie było przy nich nikogo po prostu położył jej dłoń na ramieniu dla otuchy. Mogła zrozumieć dlaczego przyjaźń między Faustem a Nosem trwała tyle lat. Oscar był zwyczajnie wycofany ale pełen ciepła i empatii. Ruszył w stronę wyjścia nie chcąc zabierać jej więcej czasu swoją osobą. Z tego co zdążył ją poznać była na tyle silna, że wolała swoją słabość ukrywać więc wystawianie jej na obecność kogoś trzeciego musiała kosztować niemało odwagi. Jestem do dyspozycji, pojawię się gdy tylko napiszesz. Zapewnił mocniej, jakby chciał by te słowa właściwie wybrzmiały. zt |
Wiek : 35
Odmienność : Zwierzęcopodobny
Miejsce zamieszkania : Little Poppy Crest
Zawód : Internista/genetyk
Annika van der Decken
ANATOMICZNA : 6
NATURY : 20
SIŁA WOLI : 11
PŻ : 181
CHARYZMA : 7
SPRAWNOŚĆ : 10
WIEDZA : 29
TALENTY : 11
Drewniana konstrukcja domu pracuje, słychać to w cichej melodii desek składających się na fasadę budynku — w podobny sposób o poranku hałasowało poddasze, gdy usypywała pentagram, ustawiała świece, inkantowała— —a później bezgłośnie walczyła z bólem i asfiksją. Można by więc pomyśleć, że ta melodia, ten szum wiatru i fal już na zawsze skojarzą się z bólem, ale o dziwo — akompaniament domu nadal koi i przynosi ulgę. I choć pozdejmowano z niego rytuały, nie musiał chronić naprawdę, by dać poczucie bezpieczeństwa. Nigdy dotąd nie zastanawiała się nad tym, co napędza Oscara i kim on jest tak naprawdę, poza byciem lekarzem i przyjacielem jej męża. Nie poznała go na tyle dobrze, by wiedzieć o jego skomplikowanej sytuacji rodzinnej. Tym bardziej nie znała jej powodów. Kto wie, jak wtedy by rozmawiali? Różni ich wszystko — nawet rzeczy, w których pokładają wiarę, a jednak. Annika jest naprawdę wdzięczna, że akurat Noxa ma teraz w pobliżu. Nie kogoś z łapanki, albo sprowadzonego przez rodzinę, a osobę, której to ona osobiście zaufała. Przez chwilę nie mówi nic, przysłuchując się pospołu Oscarowi i falom. Mogłaby go przenocować w którymkolwiek z miliona pokoi; większa ich część i tak stoi pusta. Mógłby wrócić do domu rano i narazić się na niewyspanie, spóźnienie do pracy i szereg niekomfortowych pytań. Czy chciałby? I czy którekolwiek z nich tego rzeczywiście potrzebowało? — Nie zawsze to musi być rodzina w znaczeniu dosłownym. I nie musisz zostawać, poradzę sobie. Poproszę kierowcę żeby cię odwiózł, bo zakładam, że wolałbyś wyspać się we własnym łóżku — zerknęła na koc i drżącego Oscara, ale nie skomentowała tego uporu żadnym słowem — jednak rzeczywiście coś jeszcze ich łączy — nie będziesz musiał tłumaczyć się swojej dziewczynie z nieobecności. I życzę wam dużo szczęścia — obdarzyła go uśmiechem z rodzaju tych mających moc roztapiania masła na zbyt zimnym toście. Ich rozmowa od początku składała się z wielu mylnych założeń — oboje zakładali, że to drugie wiedzie mniej zaskakujące życie; w tej rzeczywistości Annika nie zabiła kobiety i nie spędziła zeszłej nocy, składając wyjaśnienia w Kazamacie; w tej rzeczywistości Oscar ma szansę założyć własną, pełną rodzinę z kobietą, w której się zakochał. Niewiele w tej rzeczywistości jest zgodnego z prawdą, ale oboje zgodzą się na tę rzeczywistość, nie prostując niuansów; te na dłuższą metę i tak nie mają znaczenia, a wprowadziłyby niepotrzebny zamęt. Grunt, że oboje są w dobrych rękach. Bo w istocie— — Jestem — głównie w swoich własnych. To przede wszystkim ona powinna się o siebie zatroszczyć; bo bez tej komponenty nawet armia strażników przed niczym jej nie ochroni. — Jeszcze raz dziękuję. I to działa w dwie strony. Jeśli będziesz mnie potrzebować— Obiecam nie zadawać pytań. Obecność Oscara kosztowała ją mniej, niż myślała; albo to po prostu emocjonalna próżnia wessała niepokój głęboko w podświadomość, by nie zawracać jej sobą głowy. Następne tygodnie będą powolną katorgą konfrontowania się z faktami i szukaniem dróg wyjścia. Odwaga w przyznaniu się do słabości musi z nią jeszcze chwilę pozostać, a pentakl zniknąć w szufladzie. Kawę zamieni na zalecone napary i wodę brzozową, a ćwiczenie zaklęć na… Po prostu, ćwiczenia. Praca ustąpi miejsca głębokiej introspekcji, po której jeszcze zechce jej się rzygać, a może niedługo przestanie czuć zimne łapy na gardle, gdy zbliży się do magii za blisko. To uczciwy układ. /zt |
Wiek : 29
Odmienność : Czarownica
Miejsce zamieszkania : Maywater
Zawód : Badaczka, asystentka wykładowcy
Annika van der Decken
ANATOMICZNA : 6
NATURY : 20
SIŁA WOLI : 11
PŻ : 181
CHARYZMA : 7
SPRAWNOŚĆ : 10
WIEDZA : 29
TALENTY : 11
27 IV 1985 || Alisha i Annika Kiedy kilka dni temu dostała list–zaproszenie na bal, w pierwszym odruchu miała ochotę go podrzeć, wyrzucić, później wszem i wobec w domu oznajmić, że się nigdzie nie wybiera. Reakcja wtórna kazała absurdalną treść po prostu obśmiać. Dopiero, gdy ochłonęła, przyszło zrozumienie – że powody, dla których nie powinna tam iść są jednocześnie powodami, dlaczego pojawić się powinna – za zrozumieniem przyszła potrzeba jak najpilniejszego oddelegowania emocji na przymusowy urlop. Przede wszystkim dotyczyło to tych związanych z nocą spędzoną na przesłuchaniu w Kazamacie. Ale i wyprane z emocji, jej stanowisko jest jasne; na ten bal Annika już–wkrótce–nie–Faust szykuje się jak na wojnę. Wojnę, na której jedyną dostępną bronią będzie spokój i opanowanie – a nawet w normalnych warunkach nie do końca ma czym szastać. Będąc tego w pełni świadomą, podwoiła starania związane z opanowaniem skutków ubocznych, nurkowaniem w zimnej wodzie uczy się jak najlepiej kontrolować własny oddech, opracowuje też w myślach scenariusze na wypadek pojawienia się magii w otoczeniu. A ostatecznie, jako dopełnienie kreacji, Annika postawiła na rękawiczki. Gdy poczernieją jej paliczki, nikt tego nie zauważy. Do tematu podeszła zadaniowo, czeka ją przecież noc pełna czujności – i czy w takim duchu ją przeżywając, będzie się tam dobrze bawić? Tego nie wymaga, chce po prostu przetrwać. Byłoby przecież nieskończenie głupie, naiwne i nierozsądne z jej strony oczekiwanie, że przez cały wieczór uchroni się choćby przed pojedynczą komplikacją, a skoro nie może ich uniknąć, musi być na nie gotowa. Jedyne zaś, na co teraz liczy, to że na sabacie nie pojawi się zbyt wielu Faustów. Dziś przyszedł wielki dzień, w którym Annika swoją czujność wystawi na próbę generalną – i to przed obcą dziewczyną. Słyszała o niej zaledwie pogłoski – od niejasnego śladu pamięciowego, gdy ktoś w jej otoczeniu prawił o nowej kelnerce w Palazzo, po krążące plotki, którym Annika ostrożnie nie daje żadnej wiary, choć Zwierciadło zapewne wkrótce dołoży do nich swoje trzy grosze, co ostatecznie niewątpliwie przytłoczy młodą kobietę, nienawykłą do takiej atencji otoczenia. Że nie nawykła, tego Annika jest pewna – dotąd niewiele o niej słyszano. Maurice jako sąsiad okazał się być w tym szczególnie pomocny, bo wystarczyło, aby Annika wspomniała o odświeżeniu tanecznych kroków, a już miała w ręku namiary do skrzynki panny Dawson. Nie może w nieskończoność męczyć Helen o lekcje – a skorzystanie z innego podejścia pozwoli też odświeżyć Annice głowę i niejako zmienić otoczenie. Tego potrzebuje najbardziej. A że przy okazji zaspokoi swoją ciekawość – co w tym złego? Umówiły się na czwartą po południu, ale już pół godziny wcześniej Annika szykowała salon na przyjęcie gościa, układając na talerzu Amaretti di Saronno, tuż obok karafki z wodą – na wypadek, gdyby zabrakło im glukozy albo tchu, taki skromny poczęstunek będzie idealny. Odsunęła też na bok stolik i wszystkie fotele, by zrobić więcej miejsca na jedną, rozhulaną parę. I być może Annika nie chce tego przed sobą przyznać, ale izolacja w Crystal Waves zbrzydła jej na tyle, że pojawienie się tutaj nowej twarzy traktuje jak małe święto. Dlatego od rana aż do momentu, gdy od strony podjazdu usłyszała warkot silnika, uśmiech nie schodził jej z twarzy. Ten tylko powiększył się, gdy próg przekroczyła drobna blondynka. — Ciao, bella! Chodź za mną, rozbierzesz się w salonie – w innych ustach mogłoby zabrzmieć dwuznacznie, ale nie w ustach Anniki. Poprowadziła pannę Dawson wgłąb korytarza i zaraz skręciła w prawo, by otworzyć przed nią przestwór salonu — nie jestem kompletnie zielona w tańcu, ale przyda mi się małe odświeżenie. Dawno nie tańczyłam – przyznała, wracając wspomnieniami do czasów, kiedy to ostatnio było. Dokładniej – ostatni raz Annika Faust tańczyła na własnym ślubie. Nie można nazwać tego doświadczeniem. |
Wiek : 29
Odmienność : Czarownica
Miejsce zamieszkania : Maywater
Zawód : Badaczka, asystentka wykładowcy
Alisha Dawson
POWSTANIA : 10
WARIACYJNA : 5
SIŁA WOLI : 10
PŻ : 168
CHARYZMA : 8
SPRAWNOŚĆ : 4
WIEDZA : 12
TALENTY : 26
Kiedy prawie tydzień temu mówiła Lotcie, że czuje się zagubiona i nie ma pojęcia, co myśleć o swojej obecnej sytuacji, nie znała jeszcze życia. Dochodzi do tego dnia dzisiejszego, a może nawet i wcześniej. Trzy dni temu jeszcze była przekonana, że to koniec jej znajomości z Mauricem. Trzy dni temu – jeszcze zanim weszli razem na scenę, rozpoczynając próby do opery, w której mieli zagrać główne role. Trzy dni temu – zanim Alisha nie potrafiła wejść w rolę zbyt profesjonalnie, nie potrafiła odsunąć swoich prywatnych uczuć od tego, co powinno wydarzyć się na scenie… i zanim ją pocałował. Publicznie, wśród wszystkich. Proponując takie rozwiązanie aktorskie. Ten moment był jedną zapalną iskrą do rozmowy, która potoczyła się w stronę kompletnie nieoczekiwaną, ale upewniła ją przynajmniej w myśli, że Maurice myśli o niej poważnie. Myśli. Wczoraj poznał przecież jej rodziców. Jakimś cudem oboje przeżyli to spotkanie. Dzisiaj za to stawiała się w Maywater – i to nie w jego domu, a w domu… pani Faust, z tego co zostało jej krótko wytłumaczone. Pani Faust nie znała, chociaż kojarzyła kolejne nazwisko z Kregu. Nie miała pojęcia, co łączy ją z Mauricem i właściwie dlaczego to ona miała być najlepszym instruktorem tańca, ale kiedy ją poproszono, przecież nie odmówi. Wchodzi więc do pomieszczenia, rozglądając się wzrokiem nieco zagubionym. Wciąż nie przywykła do bogactw, jakimi otaczali się członkowie Kręgu. Jej siedemdziesiąt metrów kwadratowych dzielone z rodzicami nie robiło takiego wrażenia jak ogromne posiadłości zastawione niemal antycznymi meblami. Nawet jeśli te meble były teraz porozsuwane, aby stworzyć przestrzeń. Cień niepewnego uśmiechu odbija się na twarzy Alishy. — Ciao – język włoski nie jest jej obcy, to w końcu język opery. I język wspomnień z Mediolanu. – Czyli znasz podstawy. – Powinna do niej mówić pani? – Przepraszam, nie wiem, jak się powinnam zwracać… - krótka korekta więc następuje natychmiast. – Jaki taniec chce sobie pani przypomnieć? Walc angielski, wiedeński? Tango? Foxtrot i quickstep są trudnymi tańcami standardowymi – a latino jej nie pasuje do salonów. – Możemy przerobić, oczywiście, wszystkie, tylko zacząć możemy od jednego. Jest dość cicha i wypłoszona. Nie czuje się tutaj jeszcze zbyt pewnie, nawet w roli instruktora. Kiedy uczyła Maurice’a kroków podstawowych do walca, to było coś innego. Teraz miała przed sobą praktycznie obcą kobietę… |
Wiek : 25
Odmienność : Czarownica
Miejsce zamieszkania : Little Poppy Crest
Zawód : sopranistka | solistka w Teatrze Overtone
Annika van der Decken
ANATOMICZNA : 6
NATURY : 20
SIŁA WOLI : 11
PŻ : 181
CHARYZMA : 7
SPRAWNOŚĆ : 10
WIEDZA : 29
TALENTY : 11
Kolejne nazwisko z Kręgu przyjrzało się uważnie młodej dziewczynie, notując w głowie pierwsze o niej wrażenie. I nie przywiązywała w tym jakiejkolwiek wagi do ubioru – sama wybrała strój zwyczajny, nieformalny, jedynie uzupełniony o parę butów, w których zamierza pojawić się na uroczystości i – oczywiście – również tańczyć. Nie chodziło też o savoir–vivre, do którego mogłaby przywiązywać wagę dowolna pani z Kręgu nieco starsza i bardziej nadęta od Anniki – są przecież tutaj same, a spotkanie nie jest oficjalne. Ona zwróciła uwagę na inne rzeczy – na postawę młodej kobiety, na jej ruchy, niepewność i uciekanie spojrzeniem. Spodziewała się zobaczyć głośną i nieco zbyt ekspresyjną pannę, a zobaczyła taką wystraszoną, wręcz zahukaną. To kazało Annice spuścić z tonu i zrzucić maskę, którą zakładała na twarz z wielkim trudem – wszystko na darmo, bo nie będzie jej tutaj potrzebna. Zastąpiła ją pokrzepiającym uśmiechem. — Myślę, że obu nam będzie wygodniej, jeśli pozbędziemy się tego pani — niepotrzebna im będzie także bezsensowna oficjalność – jak można się zorientować, są prawie rówieśniczkami i w ten sposób powinny się traktować. I niczyj status nie ma tutaj nic do rzeczy. Wyciągnęła rękę. — A więc… Annika. Miło cię poznać — i od tej chwili ma nadzieję ani razu nie usłyszeć żadnego pani Faust z ust Alishy – i nie chodzi o fakt, że Annice to nazwisko coraz gorzej leży na języku. A poczyniła tę obserwację, gdy odbierając ostatni list od pani Laffite skrzywiła się mimowolnie, odczytując jego nagłówek. Chodzi o głębokie przeświadczenie, że wszystko wkrótce będzie za nią – a plotki na ten temat przykleją się do niej prędzej lub później. Tym większą aprioryczną sympatią obdarzyła blondynkę. I to jeszcze zanim poprowadziła ją do salonu, pokazała przekąski i miejsce, gdzie będą tańczyć. I jeszcze nim odpowiedziała na pierwsze pytanie. — Znam podstawy, a walc wiedeński tańczyłam ostatnio na ślubie — o dziwo Moriarty podołał wtedy zadaniu, najprawdopodobniej wspomagając się czymś przeciwbólowym albo uspokajającym – jeszcze wtedy nie nabrała najmniejszych podejrzeń co do jego stanu. — Tylko… Niewiele o tym wiem, wybacz mi, proszę – czym różni się walc angielski od wiedeńskiego? — Przestąpiła kilka kroków, do regału z płytami i gramofonem – za chwilę znajdzie coś odpowiedniego, co będzie pasowało rytmem do walca… Choć przyglądając się w zamyśleniu buro–brązowym okładkom, szybko z rezygnowała z pomysłu z decydowania na własną rękę. Chociaż… — Może Strauss? — Pomachała jedną z bardziej zakurzonych płyt — tego przynajmniej kojarzę — zaśmiała się, choć zrobiło jej się nieco głupio. Być może nie tylko taniec powinna sobie odświeżyć. |
Wiek : 29
Odmienność : Czarownica
Miejsce zamieszkania : Maywater
Zawód : Badaczka, asystentka wykładowcy
Alisha Dawson
POWSTANIA : 10
WARIACYJNA : 5
SIŁA WOLI : 10
PŻ : 168
CHARYZMA : 8
SPRAWNOŚĆ : 4
WIEDZA : 12
TALENTY : 26
Allie daleko było do oceniania kogokolwiek, szczególnie prezentującej się przed nią pani Faust, ale czuła się troszkę… przytłoczona. Pani Faust – czy też raczej Annika – wyglądała na znacznie bardziej pewną siebie niż Allie, która spojrzeniem uciekała w każdą stronę, częściowo też po to, żeby zorientować się w otoczeniu. Nie był to szczególny wyczyn, niemniej jednak panna Dawson czuła się w pewien sposób onieśmielona i raz jeszcze musiała sobie przypomnieć, co konkretnie tutaj robi i dlaczego tutaj jest, żeby nie zawrócić i udać, że to wszystko była pomyłka. Nie czuła się za dobrze w takich sytuacjach… Dlatego dobrze, że niemal od razu przeszły do rzeczy. — Alisha – odwzajemnia grzecznie, bo skoro jej życzeniem jest mówienie po imieniu, to niech tak będzie. O ile się nie zapomni. Allie, nie Annika. Doświadczenie w tańcu było dobrym zwiastunem. Zawsze najgorzej było z tymi, którzy nie tańczyli nigdy i zupełnie nie wiedzieli nic o partnerowaniu, stawianiu stóp, czy samej specyfice tańca. Skoro o niej mowa… — Walc wiedeński to taniec wirowy – mówi na bazie skojarzeń, Annika powinna szybko rozróżnić, czym różni się jeden od drugiego. – I jest starszy od angielskiego, bardziej „salonowy”, można by to rzec. Walc angielski jest wolniejszy i nieco bardziej dostojny. W walcu wiedeńskim krokiem podstawowym są obroty, w prawo lub lewo, w walcu angielskim za to podstawą są kwadraty. – Tu kółko, tam kwadrat, tu również jest łatwo odróżnić. Czuła się znacznie lepiej w formie nauczyciela, bo przynajmniej tutaj mogła się zasłonić formalnością i ta nienaturalna sztywność nie raziła aż tak bardzo w oczy. Odważyła się za to podejść do gramofonu, choć i tak trzymała się w pewnym dystansie za plecami Anniki. — O ile kojarzę, Strauss ma same walce wiedeńskie. – Nie, żeby przesłuchała cały artystyczny dorobek Straussa, ale szybki rytm i charakterystyczny, nieco żartobliwy styl był nie do pomylenia. |
Wiek : 25
Odmienność : Czarownica
Miejsce zamieszkania : Little Poppy Crest
Zawód : sopranistka | solistka w Teatrze Overtone