Nevell Bloodworth
ANATOMICZNA : 10
ODPYCHANIA : 5
SIŁA WOLI : 10
PŻ : 162
CHARYZMA : 2
SPRAWNOŚĆ : 1
WIEDZA : 8
TALENTY : 13
SALON Salon stanowi od zawsze serce całego mieszkania, którego ściany zostały pokryte ciemnoszarą farbą na życzenie samego Augusta Bloodwortha. To tutaj dotychczas odpoczywano po pełnym dniu pracy lub leniwie spędzało czas w dni wolne. Od śmierci państwa Bloodworth odczuwalna jest ich nieobecność. Ponadto salon idealnie nadaje się do ćwiczeń na instrumentach, zdaje się, że ma najlepszą ku temu akustykę od pozostałych pomieszczeń. W pomieszczeniu poza sofą znajdują się również dwa fotele w podobnym stylu oraz czarny stolik do kawy. Za dnia do pomieszczenia wpada dużo światła przez okna, jednak można je zasłonić w razie potrzeby. W rogu niczym wyrzut sumienia znajduje się maszyna do szycia. |
Wiek : 21
Odmienność : Czarownik
Miejsce zamieszkania : Deadberry
Zawód : student medycyny
Edgar Boswell
18 marca 1985 Znalezienie się w środku mieszkania Nevella Bloodwortha nie było jego planem. Ciężko w zasadzie określić, co konkretnie było jego planem i to był jego pierwszy błąd tego dnia. Początkowo miał zamiar pójść za nim, tak jak zazwyczaj, by upewnić się, że wieczorem trafi bezpiecznie do domu. Nie ma w tym zasadniczo nic złego, co lubi powtarzać sobie w myślach, gdy Nevell wchodzi do swojej kamienicy. Podąża tą samą drogą do własnego mieszkania od kiedy tylko wyprowadził się od dziadka – świeć Lilith nad jego duszą – oraz matki, by prowadzić życie w pojedynkę. Któregoś dnia zauważył go, niedaleko siebie, z papierosem w dłoni. Prawdopodobnie każdy inny na miejscu Edgara podbiegłby, zaczął rozmowę, och, ty także idziesz w tym samym kierunku? Jakie masz plany na wieczór? To byłoby przecież takie proste, w dodatku całkiem naturalne. Prawdą jest jednak, że Edgar Boswell jest tak tragicznie nieśmiały, że nie potrafi sam z siebie zrobić coś podobnego. Wybiera zatem inną rolę. Rolę drugiego cienia chłopaka i jego ochroniarza, nawet jeśli ten dotąd nigdy go nie potrzebował. Jego odmienność jest przydatna w takich przypadkach. Bez wtopienia również łatwo go pominąć, wygląda pewnie jak rozmyty kształt poruszający się ulicami, przemykający szybko, do tego stopnia, że jego twarz staje się nie ciężka do rozpoznania. Gdyby Nevell odwrócił się w jego stronę istniała spora szansa na to, że pominąłby go i to wcale nie z własnej złej woli. Ale od ulicy do pokoju dziennego jest bardzo daleka droga. Edgar nie umie do końca wytłumaczyć jak się tutaj znalazł. Coś przykuło jego uwagę, wzbudziło podejrzenia, zainteresowało na tyle, że spróbował zajrzeć, a kiedy chciał się wycofać było za późno. Pozostaje całkowicie niewidzialny; wymaga to od niego masy skupienia, ale obawia się tego, do czego właściwie doprowadził pod wpływem chwili. Ciągle rozgląda się za awaryjnym wyjściem, nie uśmiecha mu się skakanie z okna, a na dodatek musi uważać, żeby nie wpaść przypadkiem na właściciela tego mieszkania. Co najlepszego narobiłeś, Boswell? Najbardziej kłopotliwe staje się towarzystwo pewnego sierściucha. Ma nadzieję, że jedynie wydaje mu się, że ten rozpoczyna swoją misję śledczą i podąża za nim, gdy snuje się nerwowo, szukając jakiejkolwiek okazji by cichaczem wymknąć się z mieszkania na Abeille 9. Tymczasem kocia intuicja nie pozwala mu na pozostawienie go samemu, a co gorsza zaczyna mruczeć i dopraszać się o pieszczoty. Może czuje na nim zapach Hex, którą przed wyjściem do zakładu musiał się zająć, by nie płakała przez kolejne godziny jego nieobecności. — Psik, kocie — próbuje odgonić od siebie plamkowatego, czteronożnego przyjaciela Nevella szepcząc do niego, co przypomina szmer, ale ten nie ma zamiaru posłuchać się Edgara. Siada wpatrując się prosto w niego, a Boswell nie ma pewności czy to dlatego, że jego okres wtopienia się mija przez uciekającą mu energię, czy koty mają jakąś magiczną właściwość widzenia cieni. W końcu wieść gminna niesie, że te puchate kulki potrafią widzieć nawet duchy przemykające w ich pobliżu. Jedno jest pewne, zaraz zostanie zauważony przez Bloodwortha, który zapewne wezwie policję i poinformuje o włamaniu. Uzna go za złodzieja, zostanie wyrzucony z pracy, a następnie wsadzony do więzienia. Taki właśnie czekał go koniec. Jeżeli w tej chwili Nevell widzi go, to pierwsze co może dostrzec było białą jak ściana twarzą chłopaka sparaliżowanego przez strach. Nie potrafi mu nawet wytłumaczyć, co właściwie tutaj robi. Na domiar wszystkiego teraz jasnym jest fakt odmienności Boswella, która pozwalała mu być tak łatwym do pominięcia. | Edgar wchodząc korzystał z pełnego wtopienia (próg 100 i wyżej). Stopniowo jednak spadamy w dół, stając się coraz bardziej widocznymi. |
Wiek : 22
Odmienność : Cień
Miejsce zamieszkania : Deadberry, Saint Fall
Zawód : karawaniarz, student literatury, pisarz
Nevell Bloodworth
ANATOMICZNA : 10
ODPYCHANIA : 5
SIŁA WOLI : 10
PŻ : 162
CHARYZMA : 2
SPRAWNOŚĆ : 1
WIEDZA : 8
TALENTY : 13
Od kilku miesięcy Nevell Bloodworth nosił się już z podejrzeniami, że Edgar Boswell może być cieniem. Po pierwsze w obcowaniu ze studentem literatury, przypominały mu się początki jego znajomości z Cecilem Fogartym, jeszcze zanim poznał jego sekret i go zrozumiał. Po drugie wysnuwał te założenia w oparciu o wrażenia, które pozostawały w nim po nie widzeniu go przez pewien czas. Wprawdzie spędzał z nim czas w pracy i często ze sobą rozmawiali, choć to Nevell musiał tę konwersację zawiązać, zwłaszcza gdy wśród obowiązków wyjątkowo następowało zwolnienie obrotów nim wracało na swoje standardowe tempo. Młody Bloodworth wcześniej kojarzył go jako osobę zatrudnioną w przedsiębiorstwie jako karawaniarz, choć z głowy wyparowywały mu jego rysy twarzy, to przypisał go do nieco dłuższych włosów, które okalały buzię. Tyle że im więcej ze sobą rozmawiali, tym coraz bardziej zapominanie o tym jak Edgar wygląda wydawało mu się nietypowe. Nierzadko wracał do tego myślami, jednak nie zdecydował się podzielić tym z Cecilem, by jakoś zrewidować swoje wstępne podejrzenia. W gruncie rzeczy tylko Froggy mógłby ocenić ich trafność. W salonie przeważał szelest kartek, na których odręcznym, starannym pismem młodego Bloodwortha zebrane były notatki z poprzednich zajęć na uczelni. On sam pochylał się nad nimi i uważnie je czytał, żeby dodatkowo utrwalić je w swojej pamięci. Tym razem te notatki nie zostały sporządzone przez Cecila Fogarty’ego, który czasami asekurował jego nieobecność, żeby mógł ograniczyć kontakty z niemagicznymi. Nie zmieniało to jednak faktu, że sam Nevell zabierał swojego bliskiego przyjaciela na imprezy studenckie, wiedząc doskonale, że przez jego odmienność i tak nie zapadnie nikomu w pamięć. Znacznie rzadziej obaj igrali z losem, kiedy Bloodworth zaciągał go czysto towarzysko na zabawy okołokręgowe, jednak dzięki temu zabiegowi bawili się jeszcze lepiej, aniżeli w wersji solo. Tuptanie Pana Ravencrofta to w jedną, to w drugą stronę po wnętrzu nie zwróciłoby jego uwagi aż tak, jak to, że ni z tego ni z owego zaczął mruczeć, co więcej głośniej dopraszać się o mizianie. Tyle że nie jego, co już wydawało się dziwne. Oczywiście kotu należącego niegdyś do jego matki zdarzały się momenty, gdy pozwalał się pogłaskać i chciał jego uwagi, jednak nie były one aż tak częste. Na ogół relacje nevellowo-ravencroftowe stały na stopie wojennej, gdzie stunent medycyny wyklinał jego obecność w swoim życiu. Bloodworth zmarszczył brwi, odruchowo unosząc wzrok znad kartki, ponieważ do tej pory był święcie przekonany, że w mieszkaniu znajduje się sam z sierściuchem, który uprzykrzał mu życie swoimi humorami. Najpierw pomyślał, że może umknęło mu wejście Cecila, bo był aż tak skupiony na wertowaniu notatek, jednak ku jego zaskoczeniu to nie Froggy. Ravencroft żółte ślepia skupił w swojej ofierze i oczekiwał wręcz tej uwagi. Nevell bez większego trudu rozpoznał twarz Boswella, na którym jak za sprawą pieczątki nasączonej tuszem — odbija się strach i wielkie niczym spodki oczy. W mig pojął, że jego dotychczasowe podejrzenia okazały się trafne, a Edgar to cień. Powiedzieć, że sam się odsłonił to jedno, jednak upierdliwość Pana Ravencrofta, który od ręki polubił gościa to drugie. Edgar nie mógł uwzględnić tak niestabilnego czynnika jak szarobiały kocur. — Cześć, Ed — przywitał się cicho młody Bloodworth, chcąc jakoś oswoić się z zaistniałą sytuacją. Miał niezapowiedzianego gościa i nie wiedział właściwie od jak dawna. Edgar wydawał się przerażony opcją nakrycia, a Nev nieco zirytowany poziomem głośności sierściucha. — Czy możesz dać mu już należytą atencję? W innym razie Ravencroft nie da ci spokoju. Następnym razem możesz mi też powiedzieć, że chcesz mnie odwiedzić. Teraz już wiem, że jesteś cieniem, więc będę udawał, że wcale mnie nie zaskoczyłeś. — Student medycyny posłał mu lekki półuśmiech. Edgar Boswell to chyba najbardziej nieśmiała osoba, z którą miał do tej pory styczność. Wskazane było więc, by teraz zupełnie nie zamknął się w sobie. Co zabawne Nevell Bloodworth przez ekspozycję na Cecila Fogarty’ego wcale nie czuł się tym najściem i jego charakterem wzburzony czy zszokowany. Nawet przez myśl mu nie przeszedł kontakt z jakimikolwiek służbami. |
Wiek : 21
Odmienność : Czarownik
Miejsce zamieszkania : Deadberry
Zawód : student medycyny
Edgar Boswell
Zdecydowanie nie takiej reakcji się spodziewa, kiedy oczywistym staje się, że jest już widoczny dla wszystkich. Nawet matka, gdy zobaczyła jak wyłania się z otoczenia po przypadkowym użyciu jego umiejętności i krzyknęła krótko, szybko zakrywając usta, by nie obudzić dziadka śpiącego w pokoju obok. Nevell Bloodworth wydaje się być przyzwyczajony do tego, że komuś zdarza się zniknąć i za parę chwil pojawić ponownie. Znał inne cienie? Nie ma czasu by zastanowić się nad tym głębiej, wróci to do niego później, gdy wejdzie do swojego mieszkania i zakopie się pod kocykiem, próbując poradzić sobie z uczuciem całkowitej kompromitacji. Jest na tyle oniemiały tym, co się właśnie wydarzyło, że nie odpowiada w pierwszej chwili na przywitanie. Jedynie posłusznie skupia swoją uwagę na tym małym zdrajcy wpatrującym się w niego i kołyszącym lekko ogonem na boki. Wyraźnie był zainteresowany nowym, niespotkanym wcześniej gościem i nie chciał mu odpuścić ani na moment. Edgar nachyla się w stronę kota nazwanego Ravencroftem, najpierw sprawdzając jego reakcję, gdy przybliża dłoń do jego pyszczka. Pozwala mu się obwąchać, potem polizać zanim podrapie go za uszkiem, słuchając głośnego mruczenia aprobaty. Hex nie robi tego tak głośno, najczęściej gdy kładzie się obok niego tuż przed snem, ale ten dźwięk zawsze kojarzy mu się dobrze. — Cześć, Nev. Choćby chciał mówić głośniej, to nie może. Edgar zawsze mówi cicho, tak że jeszcze łatwiejsze staje się pominięcie go. Najciszej mówił przy chłopcu z zakładu pogrzebowego, bojąc się, co mógłby o nim pomyśleć. Zniknęło to z czasem, bo przyzwyczaił się do jego obecności, a im częściej spędzali czas na zmianach, tym bardziej był nim zainteresowany. Tym, co czyta. Tym, co ostatnio obejrzał w kinie. Co robi. Kiedy Bloodworth zaczynał rozmowę było mu o wiele łatwiej, nie obawiał się tak bardzo powiedzenia czegoś więcej, chętniej opowiadając ciekawostki na temat książki w jego dłoni i unosząc nieco głos, zupełnie nieświadomie. Teraz z jego ust wydobywa się ledwo szept, bo na więcej brakuje mu siły. Tę wyczerpał podczas próby utrzymania wtopienia jak najdłużej, by móc wymknąć się stąd. Lekko kręci mu się w głowie, więc siada w jednym z foteli, zbliżając się w ten sposób odrobinę do swojego rozmówcy. — Nie zamierzasz zadzwonić na policję? — Przestraszony zerka na właściciela tego mieszkania, zajętego właśnie nauką. Pamięta, że Nevell studiuje medycynę, nie raz mu o tym wspomniał gdzieś w międzyczasie, a może sam zdołał to wywnioskować przez kolejne podręczniki przewijające się przez jego dłonie? Wtedy przypomina sobie, co właściwie sprawiło, że tutaj wpadł, włamując się do mieszkania. Prawdopodobnie to było też powodem, dlaczego kocur nieustannie się przymilający do niego, zwrócił na niego uwagę i zaczął za nim dreptać. — Przepraszam, po prostu twój kotek bawił się cukierkiem, chyba ci wypadł. Koty nie powinny jeść czekolady, rozumiesz. Podobno mogą umrzeć od niej, bo nie potrafią jej przetrawić. Tak jak chlorofilu zresztą… Głaska Ravencrofta po łebku, skupiając spojrzenie na jego oczach, a ten wskakuje na jego kolana. To dalej nie tłumaczy jak właściwie się tutaj znalazł. Przecież nie powinno go tutaj być, nie mieszkał w tej kamienicy. Ta, w której mieściło się jego mieszkanie, była przecznicę stąd. Jakie miał logiczne wytłumaczenie tego, że wszedł za nim na klatkę schodową? Przerzuca pasek od torby przez głowę, wpatrując się w metalowe czubki swoich glanów. Wstyd mu, bo nie tak wyobrażał sobie tę dzisiejszą wyprawę, ale teraz nie może tego inaczej rozwiązać. Skoro już tutaj jest, to załatwi co miał do zrobienia. Zaraz stąd pójdzie. — Zapomniałeś tego — mówi, wyciągając książkę z torby. Wstęp do farmacji. Chyba nikt inny w domu pogrzebowym nie czytał takich rzeczy. Znalazł ją tydzień temu i do tej pory nie zwrócił, bo za każdym razem, gdy już był blisko, tchórzył. Położył tomik na ławie i przysunął do niego, uciekając wzrokiem od Nevella. |
Wiek : 22
Odmienność : Cień
Miejsce zamieszkania : Deadberry, Saint Fall
Zawód : karawaniarz, student literatury, pisarz
Nevell Bloodworth
ANATOMICZNA : 10
ODPYCHANIA : 5
SIŁA WOLI : 10
PŻ : 162
CHARYZMA : 2
SPRAWNOŚĆ : 1
WIEDZA : 8
TALENTY : 13
Bloodoworth podążył spojrzeniem za Panem Ravencroftem, który zadarł łeb, wlepiając żółte ślepia w niezapowiedzianym, wyjątkowo również zmieszanym gościu. Machał do tego ogonem niczym pies. Skrzypek odnotował, że ten kocur robił tak zawsze, gdy obwąchiwał i obskakiwał go uradowany Pico, a on w całym swoim majestacie szaro-biało plamkowym pozostawał rozwalony niczym lord. Student medycyny miał okazję poznać dziką Hex, jeszcze zanim uzyskała oficjalne imię, wałęsającą się po cmentarzu. Schwytanie jej zajęło trochę czasu. Nie była wtedy oswojona z dotykiem człowieka. Misję zakończył jednak sukcesem i kiedy się chwilę uspokoiła w jego ramionach, wręczył ją spontanicznie Edgarowi, prosząc, by ją potrzymał. Zaskoczony Boswell wykonał jego polecenie, a rzeczona Hex nie wydawała się ani odrobinę nerwowa, wtedy polecił koledze z pracy ją zabrać. Nevell od czasu do czasu podrzucał pod adres Eda zabawki dla zwierzaka zamieszkałego pod jego dachem, jednak wynikało to głównie z tego, że mieszkał w tym samym budynku co Cecil Fogarty. Wyszeptane z trudem: cześć, Nev wyłapał nawet pomimo mruczenia Pana Ravencrofta. Młody Bloodworth od Froggy’ego wiedział całkiem dużo na temat cieni i nie dlatego, że ciekawiły go genetyki czy choroby. W żadnym wypadku nie znajdowało się to w zakresie jego zainteresowania medycznego. Nevella interesowało to wyłącznie ze względu na Cecila i później trochę przez wzgląd na jego kuzynkę, ale tylko odrobinkę. Skrzypek odprowadził spojrzeniem jasnych oczu Edgara aż do jednego z foteli — Boswell wyglądał wciąż blado, jakby cała krew odpłynęła mu z twarzy i nie wyglądał najlepiej. Dla kogoś takiego jak młody Bloodworth nie było nic zaskakującego w obecności cienia w jego przestrzeni prywatnej, jak i gdzieś obok. Próg wrażliwości na tym polu parę lat temu skutecznie przesunął mu ilustrator. Nie czuł się też w żadnym stopniu przerażony, zagrożony czy zaalarmowany. Nie był to zresztą ktoś zupełnie mu obcy. Nie zamierzasz zadzwonić na policję? — kiedy otulone w przerażenie pytanie zawisło między nimi, skrywając w sobie edgarową obawę, Nevell początkowo skwitował to rozbawionym śmiechem. Sam ten pomysł wydawał mu się zabawny. Pokręcił jednak w odpowiedzi głową, wyrównując przy okazji plik zgromadzonych, odręcznych notatek i odłożył je na stolik do kawy. W kącikach ust młodego Bloodwortha czaił się łobuzerki uśmieszek. — Nieszczególnie. Co miałbym im powiedzieć, że chcę natychmiast rozmawiać z czarownikiem, bo odwiedził mnie nieśmiały cień i siedzi teraz na moim fotelu? — odpowiedział Edgarowi Boswellowi z rozbawieniem pobrzmiewającym pojedynczo od każdego słowa. Takie zgłoszenie musiałoby zabrzmieć absurdalnie, a już zwłaszcza dla niemagicznego, który znalazłby się na linii. Młody Bloodworth wysłuchał obaw dotyczących zdrowia Pana Ravencrofta i powiódł za wyjątkowo namolnym sierściuchem spojrzeniem, który poruszał się za genetycznym cieniem, jak jego własny. Doskonale pamiętał jak przez tego kocura spóźnił się na spotkanie wyznawców Matki Piekielnej, a Cecil niedługo po dotarciu na miejsce uleczył zadrapanie na jego policzku. Po zębach i pazurach kocura nie było już śladu na jego lewej ręce, której wierzch zdobiło znamię czarownicy w kształcie nietoperza. — Och, w porządku, dzięki. — Tylko tak skwitował obawianie się o los Pana Ravencrofta, który jeśli by sobie zaszkodził w tym wypadku to na własne życzenie. Nie uważał jednak, żeby zaniepokojony Boswell musiał poznawać od wejścia nienawiść, którą sierściuch i młody Bloodworth się wzajemnie darzyli. Student medycyny przebiegł przelotnie spojrzeniem po okładce książki, którą zostawił w domu pogrzebowym i nie znalazł jej na miejscu. Powątpiewał, by Thea Sheng zainteresowała się jej zawartością, a już tym bardziej skitrałaby ją bez powiedzenia o tym wprost lub jego kuzynka Tilly. — Myślałem, że chciałeś ją sobie poprzeglądać — mruknął nieszczególnie przejęty odzyskaniem książki akademickiej. Młody Bloodworth wzruszył jedynie ramionami. Przechylił głowę, spoglądając na swojego gościa, który wwiercał z zawstydzeniem dziurę w czubki swoich glanów. — No wiesz… do któregoś ze swoich pisanych projektów chociażby. Może zrobię ci herbatę, Ed? Wyglądasz, jakby odkrycie, że jesteś cieniem było dla ciebie bardziej problematyczne niż dla mnie. |
Wiek : 21
Odmienność : Czarownik
Miejsce zamieszkania : Deadberry
Zawód : student medycyny
Edgar Boswell
Śmiech Nevella ma pewną ciekawą właściwość, którą Edgar odkrył, gdy chłopak pierwszy raz uraczył go tym dźwiękiem – oblewał go lekkim rumieńcem za każdym razem, kiedy tylko go słyszał. Nie inaczej jest tym razem, policzki zaróżowiły się odrobinę zdradzając o wiele za dużo. Boswell nie chciał nigdy zdradzać się przed studentem z tego, co siedziało w jego głowie i co próbował odrzucić. Nieskutecznie, a jego obecność w tym mieszkaniu, w tym fotelu, jest tego najlepszym dowodem. Często ma wrażenie, że wszystko to jest wypisane na jego twarzy, a Nevell mógłby z niego czytać jak z otwartej księgi. Nie pomagał fakt, że byli na zmianach w pracy swoimi najczętszymi partnerami, a to zawsze kończyło się rozmówkami na różne tematy wymienianymi pomiędzy telefonami do zakładu i kolejnymi klientami, których trzeba było oddelegować w odpowiednie miejsca. Na tym to powinno się zatrzymać dawno temu, a pogłębianie tego przez kolejne lata ich znajomości było głupotą. — To faktycznie nierozsądne — bąka, zauważając szybko brak logiki tego planu. Deadberry jest dzielnicą odciętą od reszty miasta, zabezpieczoną odpowiednio, by niemagiczni nie mogli tutaj dotrzeć. Wzywanie tutaj służb zawsze jest problematyczne, wszystkim powinien zająć się w razie potrzeby Kościół Piekieł albo Czarna Gwardia, mający oko na tę szczególną część Saint Fall. Woli nie wyobrażać sobie, co to znaczy mieć na głowie czarnych gliniarzy. Dotąd – jakimś cudem – jego życie obywało się bez podobnych atrakcji, a stan ten chciał utrzymać jak najdłużej. — Teoretycznie ktoś mógłby cię wyśmiać… Znaczy, sytuacja jest faktycznie dość specyficzna, ale nie miałem złych zamiarów. Nie chciałem przestraszyć ani ciebie, ani pana Ravencrofta. Ani Nevell, ani kocur nie sprawiają wrażenia przestraszonych jego pojawieniem się tutaj. Biało-szary kot dalej leży na jego kolanach i mruczy, zagłuszając częściowo szepty Edgara, a Boswell zmuszony jest, by poświęcać w tej chwili uwagę spragnionemu czułości zwierzakowi. Cieżko jednak nawyknąć mu do tej sytuacji, w której znalazł się sam, na własne życzenie. Brak zaniepokojenia jego słowami dotyczącymi potencjalnego zatrucia kota nie zdążył w tych warunkach nawet przykuć jego uwagi; on sam nie wyobrażał sobie tego, jak mocno mógłby przeżyć śmierć Hex. Niezależnie od tego, że kocica całkiem niedawno zdążyła go wpakować w niemałe problemy związane z nowym sąsiadem, była dla niego ważna. Nie tylko ze względu na to, że została mu tak naprawdę wciśnięta przez studenta, ale zajmowanie się nią od momentu, gdy była zaledwie puchatą, wyziębnięta kulką sprawiło zawiązanie się między nimi naprawdę głębokiej więzi. Nawiązanie do jego pisaniny zaskakuje go mile, a kąciki ust unoszą się nieco. Piegowata twarz wraca stopniowo do swoich zwyczajowych barw, a Edgar zachęcony podjęciem tego tematu rozluźnia się, chociaż wciąż nie na tyle, by rozsiąść się wygodnie w bogatym wnętrzu. Wie, że pasuje tutaj jak pięść do nosa. — W zasadzie to nie… Raczej wiedza z zakresu lekarstw nie jest mi na ten moment potrzebna. Po prostu nie miałem jakoś okazji ci go zwrócić, a teraz wyszło tak, hm, głupio — mruczy, przenosząc wzrok powoli na swojego rozmówcę. Do aktualnej pracy potrzebował raczej wiedzy na temat broni, ale tutaj musiał dowiedzieć się wszystkiego sam. Nie miał nikogo w otoczeniu, kto mógłby mu odpowiednio pomóc. — Mogę się napić, czaj zawsze jest dobra. Ale nie chcę nadużywać twojej gościnności. I tak władowałem się tutaj jakby to było moje mieszkanie. Ja… naprawdę przepraszam. Wiesz, zazwyczaj jakbym tak komuś zrobił, to by wrzeszczał tak, że sąsiedzi w całym pionie by go usłyszeli. A ty tak naprawdę tylko upewniłeś się, ze to ja i… nie rozumiem, czemu przyjąłeś to tak spokojnie. Kolejną ważną cechą, jaka była dość łatwa do zauważenia, gdy obcowało się z Edgarem Boswellem nieco dłużej, jest nerwowy słowotok, jaki uwalniał za każdym razem przy sytuacjach wywołujących nagły stres. Mało kto miał świadomość, że jest cieniem, a niepochlebna opinia na temat tych odmieńców nie zachęca do zwierzeń w tym kierunku. |
Wiek : 22
Odmienność : Cień
Miejsce zamieszkania : Deadberry, Saint Fall
Zawód : karawaniarz, student literatury, pisarz
Nevell Bloodworth
ANATOMICZNA : 10
ODPYCHANIA : 5
SIŁA WOLI : 10
PŻ : 162
CHARYZMA : 2
SPRAWNOŚĆ : 1
WIEDZA : 8
TALENTY : 13
Jeśli w najbardziej przewidywalnych okolicznościach spodziewałby się, że ktoś zawtóruje mu śmiechem w odpowiedzi na jego własny, to Edgar Boswell zamiast tego zastygał, pąsowiejąc na twarzy i tym razem na pobladłej buzi rozgrywa się podobny wykwit różu. Początkowo Nevell zakładał, że może mają odmienne poczucie humoru i to, co było zabawne dla niego — kolegę ze zmian wprawiały w zakłopotanie, jednak chcąc potwierdzić to założenie, szybciej wytrącił je sobie z rąk. — Z tego względu nigdy nie wezwałbym tutaj służb, zwłaszcza, gdy mogę sięgnąć po dowolne zaklęcie. Deadberry nie istnieje w świadomości niemagicznych, a nigdy nie wiesz, na kogo trafisz po drugiej stronie słuchawki. — Poza tym odkąd razem z Michelle i Augustem przeprowadzili się na Deadberry, dzielnicy ociekającej magią, do której nie mieli wstępu niemagiczni i wytracali swoje zainteresowanie, zbliżając się do tego miejsca, to jego adres korespondencyjny z okresu edukacji podstawowej pozostał niezmieniony i przypisany do posiadłości Bloodworthów na Broken Alley. — Och, bez urazy, Ed, ale jesteś ostatnią osobą, którą oceniłbym pod kątem złych zamiarów. — Prędzej sam bym siebie i/lub Cecila o to posądził, wątpię, że skrzywdziłbyś muchę, przemknęło przez myśl, ale nie zwerbalizował tego w żaden sposób. — Właściwie to szybciej podpiąłbym cię pod znakiem zagubionego romantyka, który zakochany jest w procesie twórczym, strasznych historiach i nie lubi, jak ktoś dotyka jego włosów niż realne zagrożenie. — Młody Bloodworth skwitował to lekkim wzruszeniem ramion. Ze wszystkich osób, które dotychczas poznał, Edgar wydawał się wprawdzie nieśmiały do tego stopnia, że trzeba było zawiązać z nim rozmowę, by rozplątał mu się język i okazał się dzięki temu ciekawym rozmówcą, to zdecydowanie nie był kimś, kogo byłby w stanie się obawiać. Bloodworth nie spieszył z uświadomieniem Boswella w tym, że jego stosunek, z domagającym się od gościa uwagi Panem Ravencroftem, jest skrajnie wręcz negatywny i miejscami połatany jest pozytywniejszymi akcentami, gdy kocur chciał, by to Nevell go pogłaskał. W normalnych warunkach znajdowali się na stopie wojennej i obecnie niepisaną umową było to, że jeśli sierściuch przegnie jeszcze raz, jak przed jego wyjściem na spotkanie Kowenu Nocy, na który przez tę niedorajdę się spóźnił, to podrzuci go do mieszkania Cecila, a samemu przygarnie na jakiś czas Picasso. Biała, puchata chmurka ułożona zazwyczaj na boku i chętna do głasków nigdy by go tak nie rozczarowała. — To chyba już nie robi większej różnicy, skoro i tak jesteś w środku — odparł z rozbawieniem w głosie i zawieszonym w uniesionych kącikach ust student medycyny. Podniósł się z miejsca tylko po to, aby przejść do kuchni, nastawić wodę, a po drodze wyciągnąć szary kubek z odręcznym malunkiem halloweenowego duszka. W środku umieścił torebkę z czarną herbatą. Wrócił do salonu, jednak nie zajął miejsca ponownie na sofie, tylko przystanął we framudze drzwi, opierając się o nią ramieniem. — Taa, na pewno ktoś, by wrzeszczał, widząc obcego człowieka, który się wtapia i wyłania z przestrzeni. To, co cię zasadniczo ratuje to to, że cię znam i nie czuję się zagrożony twoją obecnością. Na twoje nieszczęście to już to, że miałem styczność z Cieniami w swoim życiu i podejrzewałem cię o tę odmienność już wcześniej. — Jeden w każdym razie w dalszym ciągu pełnił w nim bardzo istotną rolę, jednak nie był z Edgarem Boswellem na tyle blisko, by wspominać o swoim bracie z wyboru. Nie sądził, że ktoś powieli mu odczucia, które na początku znajomości z Fogartym doskwierały mu w obliczu tej genetyki i uzasadnione poczucie zagubienia, gdy wytracał w głowie rysy, którym się za każdym razem dokładnie przyglądał. Teraz i przy takim stażu znajomości, a także przywiązania, które miał względem ilustratora – te jedynie lekko się zacierały i nie znikały zupełnie z jego umysłu oraz pamięci. Przy Boswellu niestety czasami doświadczał tego zamazania, jak to określał, w efekcie czego uciekała mu jego twarz, zarys kości policzkowych, ułożenie brwi czy właściwy odcień tęczówek. To, co pozostawało stałe to obwoluta w postaci dłuższych, ciemnych włosów – jedyny element stały, który stanowił pewnik i zarazem punkt odniesienia. Przy charakterystycznym gwizdaniu Bloodworth wrócił się do kuchni, by zalać herbatę gorącą wodą i wziąć ze sobą talerzyk deserowy, na który jego gość będzie mógł wrzucić torebkę, gdy uzna, że jego napój jest wystarczająco mocny. Nevell nie znał tego typu upodobań Edgara. Postawił jednak kubek i talerzyk na skraju stolika, gdzie po drugiej stronie znajdowały się jego studenckie notatki, a tuż obok dowodów gościnności świeżo oddana książka akademicka. |
Wiek : 21
Odmienność : Czarownik
Miejsce zamieszkania : Deadberry
Zawód : student medycyny
Edgar Boswell
Sztywność tej interakcji zanika, kiedy stopniowo coraz jaśniejsze staje się, że Nevell nie jest ani trochę poruszony tym zdarzeniem. Początkowe zaskoczenie rozpłynęło się, tylko Edgar dalej nie potrafi dalej odnaleźć się. Ta wpadka mogłaby kosztować go o wiele więcej niż zjedzenie nerwów, ale tym razem otrzymał kolejny dowód tego, że Bloodworth nie jest normalny, do bólu przeciętny, aż nudny. Boswell nie potrzega “nienormalności” jako obelgę; urok bycia dziwiakiem sprawia, że chociaż ludzie zwracają na nich uwagę, to oni się tym nie przejmują. Przypomina mu to każdorazowo kartę głupca, który nie przyjmuje osądu innych, kierując się wyłącznie tym swoim. Nevell Bloodworth epatuje wręcz pewnością siebie, co przede wszystkim szczerze podziwia, ale to też mówi mu jak bardzo daleko od niego jest pod i tym względem. Dlatego nie powinien robić sobie na nic nadziei. Nie umie jednak nie cieszyć się z każdej interakcji z chłopakiem, a to jak wiele ten zdawał się pamiętać z ich krótszych i dłuższych rozmów w zakładzie sprawia, że serce kilka razy uderza mocniej i uśmiecha się szerzej. — Naprawdę?! — normalnie w tym momencie głos Boswella uniósłby się, ale przez ograniczenia siłowe wybrzmiewa to ochryple, a zaraz po tym zaczyna kasłać. Zaskakuje go jak dziwną wiarę w niego pokłada w niego chłopak, ale nie zamierza z tym polemizować. Ostatecznie najgorsze co zrobił w swoim domu to kieszonkowa kradzież ze sklepu ze słodyczami pod wtopieniem; do tej pory nie wie jak monitoring mógł ominąć latającą w powietrzu paczkę cukierków. — Zagubionego romatyka? Nie wiem czy to dobre określenie… Nie znam się na romantyzmie. To znaczy na romantyczności! Na romantyzmie się znam, chociaż ten nurt w literaturze amerykańskiej nie był tak rozpowszechniony jak w europejskiej, ale taki Edgar Allan Poe był- — urywa ten szeptany monolog, gdy zdaje sobie sprawę jak mocno odszedł od tematu. Tak zazwyczaj kończy się jego paplanina wyartykułowanych na głos rozbieganych myśli. To nie tak, że ma obsesję na punkcie literatury i wszystko w jego głowie sprowadzało się wyłącznie do tego tematu. Książki były jego konikiem, był to temat bezpieczny, taki w którym miał wiele do powiedzenia i miał pewność, że nie powie czegoś idiotycznego. Zanim zabrnie za daleko w opowieściach o swoim imienniku, zaciska wargi i bierze głębszy, nieco świszczący wdech nosem. — To miłe, że tak uważasz — jest ledwo słyszalne. Prawie jak szmer w wietrzny dzień przebijający się do środka przez nie do końca zamknięte okno. Wiatr mógłby go stąd porwać, byłoby mu łatwiej się wymknąć. Kiedy Nevell znika w głębi mieszkania, Edgar skupił w pełni swoją uwagę na panu Ravencrofcie. Nie wygląda na to, by kocur miał prędko zabrać się z kolan nowopoznanego gościa, a ciągle mruczenie przy drapaniu za puszystym uszkiem zwiastuje długie grzanie ud. Nie odpowiada od razu Nevellowi, bo już wcześniej przekonał się, czym kończą się w jego aktualnym stanie próby podniesienia głosu. Zmęczenie wtopieniem sprawia, że najchętniej położyłby się na kanapie, w miejscu gdzie wcześniej siedział Bloodworth, ale to byłoby przesadnym wykorzystywaniem jego gościnności. Zamierza napić się herbaty, a potem wróci do siebie i będzie mieć nadzieję, że Nevell nie zmieni co do niego zdania, by przekonać się o tym w pracy. Dyga głową z wdzięcznością przy postawieniu naprzeciw niego kubka, potem chwyta go ostrożnie obiema dłońmi, próbując ogrzać chłodne dłonie. Obraca go przy tym i dostrzega malunek duszka. — Jaki uroczy — wyrywa mu się mimowolnie, ale nie ma czasu na zawstydzenie się swoją reakcją na halloweenowy kubeczek. Zagląda do środka i zaciąga się herbacianą wonią, ale jeszcze nie decyduje się na zaczerpnięcie łyku. — W takim razie te osoby muszą ci bardzo ufać, skoro pokazały ci się… od tej strony. Raczej nie mamy dobrej reputacji wśród czarownic — zaśmiał się słabo. Dla większości byli idealnymi złodziejami i zabójcami, potrafiąc stopić się z ciemnością nocy w jedno. Ludzie boją się ich umiejętności, bo wyobraźnie słusznie podpowiada im, jak wiele może im ujść płazem, jeśli odpowiednio wykorzystają swoje umiejętności. — Ciężko mi w to uwierzyć. Normalnie nie podejrzewa się każdego jednego człowieka o bycie cieniem. Raczej uznaje, że jesteśmy… mało interesujący, stąd trudno nas zapamiętać — uśmiecha się niemrawo. Czy było tak w przypadku Edgara? — Trochę to pomaga jak się jest ciemniejszym niż ustawa przewiduje. Nie przyciągam zbędnych komentarzy — stwierdza z nieukrywanym optymizmem i zwilża wargi w herbacie. |
Wiek : 22
Odmienność : Cień
Miejsce zamieszkania : Deadberry, Saint Fall
Zawód : karawaniarz, student literatury, pisarz
Nevell Bloodworth
ANATOMICZNA : 10
ODPYCHANIA : 5
SIŁA WOLI : 10
PŻ : 162
CHARYZMA : 2
SPRAWNOŚĆ : 1
WIEDZA : 8
TALENTY : 13
Edgar Boswell w oczach Nevella jawił się jako wyjątkowo nieśmiały, zanurzony po szyję w odmętach swojej pisarskiej pasji. Nauczył się, że aby zaczął mówić, musiał stworzyć mu na to odpowiedni grunt i wtedy wyłaniała się na świetle dziennym bardziej rozmowna jego… kolegi. Wraz z rozwojem ich wymiany zdań, Bloodworth zauważał też rozszerzający się uśmiech Boswella. To, że twarz okalana dłuższymi włosami zamazywała mu się w pamięci i traciła ostrość w tempie nieporównywalnym do klientów, by nie zapaliła mu się w głowie ostrzegawcza lampka, naprowadzając go na podejrzenia. Uświadomienie sobie tej korelacji to jedno, lecz zdradliwe podobieństwo do odczuć z początków znajomości Bloodwortha z Fogartym — stała się drogowskazem. Jak dowiodło zajście z dnia bieżącego — trop i postawione rozpoznanie okazało się trafem w dziesiątkę. Podstawowy problem w stawianiu skrzypka w roli obiektu westchnień był jeden: suma jego flirciarski stylu komunikacji, bycie miłym i efekt aureoli — potrafiły wprowadzić kogoś w błąd, gdy nadinterpretował jego czerpanie radości z samego interakcji jako jestem tobą zainteresowany. Najczęściej nie był, a przynajmniej nie w stopniu dłuższym niż kontaktu cielesnego czy intelektualnego. Nie chciał niczego więcej. Nevella charakteryzowała znacząca niechęć do wchodzenia w relacje okołoromantyczne, nawet jeśli był świadom, że znacznie częściej podobali mu się mężczyźni niż kobiety. Nie traktował siebie jako materiał na chłopaka. Bloodworth w swoim mniemaniu nie potrzebował kotwicy w postaci zobowiązań — tych miał aż nadto, łącząc pracę w rodzinnym biznesie, studiując medycynę i będąc członkiem Kowenu Nocy. W kontekście tego relacja skrzypka z Cecilem nie bez przyczyny miała status to skomplikowane zarówno ze względu bliskości fizycznej, jak i silnego uwikłania emocjonalnego, mając w umyśle Nevella ruchome granice, trzymane w ryzach tylko przez racjonalizowanie, że pchnięcie tego w innym kierunku zrujnuje wszystko, co wspólnie zbudowali. — Też się na tym nie znam, ale czy to rzutuje na takie hipotetyczne założenia?— mruknął Nevell, wzruszając lekko ramionami. Romantyczność nie była jego broszką i nie wydawał się jakoś przejęty, że Edgar również nie czuł się pewnie w tych ramach. Na wzmiankę o Poe nieco drgnął, a przed oczami zawitał migot z nowego mieszkania Cecila, które Nevell przyozdobił halloweenowo i w oczekiwaniu na Frogarty’ego, podczytywał opowiadanie Hop-Frog ze zrelaksowanym Pico na własnych kolanach. Bloodworth uśmiechnął się szerzej mimowolnie. — Lubię twórczość Edgara Allana Poe, więc możesz mi o nim więcej poopowiadać. Romantyzm europejski chyba niekoniecznie mnie interesuje. Nevell przyjmuje ze spokojem atencyjność swojego kocura, doceniając, że Pan Ravencroft nie szleje w przestrzeni, nie wdziera się do sypialni rodziców i nie zaplątuje się ponownie w którąś z sukienek należących do zmarłej Michelle. Na razie musiał mu oddać, że zachowywał się przyzwoicie po powrocie z wygnania u Cecila. Student medycyny nadal pamiętał spóźnienie na kowenowe spotkanie przez humorki Ravencrofta, przelotny dotyk palców ilustratora na swoim zadrapanym policzku; pamiątki po kocich pazurach z lewej ręki po zewnętrznej stronie pozbył się sam w domowym zaciszu. Tym samym, które teraz nawiedzał nieoczekiwanie Edgar Boswell, wyczerpany pełnym wtopieniem w przestrzeń i powrotem do widzialności. Trzymał w objęciu dłoni kubek z parującą herbatą, a Nevell czekał na reakcję na skonfrontowanie go ze swoimi podejrzeniami co do odmienności. Na twarzy Bloodwortha pojawia się szeroki, łobuzerski uśmiech, a pewność siebie toruje sobie drogę przez struny głosowe jeszcze zanim padło: — Jestem pewien, że mnie uwielbiają. — Student medycyny nie sprostowuje, że chodzi o jednego Cienia, który wzbudził w nim fascynację, a resztę zawdzięczał Matce Piekielnej. Gdyby nie Kowen Nocy relacja Bloodwortha z Fogartym nie wspięłaby się na taki poziom i nie splotła ich losów tak ciasno ze sobą. Zaufanie było jednym z istotnych składników jego znajomości z Froggym. — Naprawdę się tym przejmujesz, co może o tobie pomyśleć ktokolwiek, skoro to ledwie chwila, która może im umknąć? — Skrzypek zawiesił między nimi to pytanie, chcąc poniekąd wybadać grunt, jakie stanowisko w tym podejściu miał właśnie sam Boswell. Student medycyny zabierał Fogarty’ego na imprezy studenckie, co więcej – na niektórych zajęciach ilustrator zastępował jego skromną osobę, robiąc mu z nich notatki, by Nevie nie miał zaległości i nie musiał dopraszać się niemagicznych o przysługę, a na których marginesy zdobiły różne, pomniejsze rysunki. Nevell jako przedstawiciel swojego nazwiska dbał jedynie o dobre imię swojej rodziny i to zajmowało mu głowę, biorąc pod uwagę, że Bloodworthowie niekoniecznie byli wygodną opcją dla rodzin w Kręgu. Poza tym obszarem nieszczególnie interesowała go opinia innych (z wyjątkiem, gdy wypowiedź należała do Cecila, Charlotte, cioci Penelope lub Anniki); najczęściej wpuszczał ją jednym uchem, a wypuszczał drugim. — Mam teorię, że to ma sprawiać, że łatwiej zapomnieć, o ile w grę nie wchodzi jakaś emocja, która was zakotwicza, nawet jeśli nie wiąże się to z zapamiętywaniem rysów twarzy. Wiesz, widujemy się całkiem często w zakładzie, czasem dłużej ze sobą rozmawiamy, ale to daje takie wrażenie blaknięcia, a znam to odczucie i ono nakierowało mnie, jak widać, na właściwe tory. — Bloodworth zlustrował wzrokiem Boswella, tak jakby widział go pierwszy raz na oczy i poniekąd wcale nie było to oderwane od prawdy, biorąc pod uwagę ułatwione przez odmienność, wytrącanie się Edgara z pamięci skrzypka. — Cóż, uwierzę na słowo, bo mnie nie robiło to nigdy większej różnicy, Ed. — Zapewne większym zapalnikiem byłoby dla Nevella hasło: niemagiczny, aniżeli odcień skóry, pochodzenie, tożsamość seksualna, ekscentryczny styl bycia czy jakakolwiek odmienność. |
Wiek : 21
Odmienność : Czarownik
Miejsce zamieszkania : Deadberry
Zawód : student medycyny
Edgar Boswell
— Mogę ci więcej opowiedzieć… O czym byś chciał, tak naprawdę! Ostatnio raczej spędzam godziny w bibliotece przy poezji, esej nie daje mi spokoju Zresztą, pewnie wiesz jak to jest — posyła znaczące spojrzenie w stronę podręczników i zeszytów, jakimi jeszcze przed chwilą zajęty był Nevell. Zanim nie pojawił się znienacka w jego salonie, burząc porządek w jego mieszkaniu. Na dodatek naznaczony od tej pory kocią sierścią i zaufaniem Pana Ravencrofta, które wzięło się w zasadzie znikąd. Nie narzeka, szaro-biały kocur wydaje mu się przeuroczy. Nie zna tej drugiej strony czworonoga, która sprawia, że jego aktualny właściciel najchętniej pozbyłby się go raz na zawsze. — Lubisz poezję? Albo jakichś innych autorów niż Poego? Może Lovecraft? Albo Prachett? — podpytuje niemrawo. Nie poświęcił czasu na próbę dowiedzenia się tego wcześniej. Zamiast tego gadał jak najęty o sobie. Co za wtopa. Przyjmuje bez słowa stwierdzenie o tym, że Cienie z otoczenia Nevella go uwielbiają. Och, w to nie śmie wątpić. Przypuszcza, że aura roztaczana wokół niego nie jest jedynie wabikiem na niego. To ogólne wrażenie, jakie pozostawiał po sobie. Spojrzenie Boswella mogłoby go śledzić nieustannie, często to robi, ale dopiero w momentach, kiedy on wie, że na niego patrzy, to ma jakiś sens. Nie jest tylko dziwnym zachowaniem, krórego się wstydzi – znowu, Edgar przecież nieustannie czegoś musi się wstydzić – tylko zauważalnym okazaniem zainteresowania. Tylko to za mało, ma tego świadomość. By cokolwiek mogło zostać odpowiednio zinterpretowane, powinien w końcu coś powiedzieć. Kiedyś powie. Ale nie teraz. — A ty nie przejmujesz się tym, co inni o tobie pomyślą? — upewnia się, ale już po jego głowie, niezależnie jak cichutkim i słabym, wywnioskować idzie jakiej odpowiedzi się spodziewa. To ustalił już dawno temu, wynotował ze starannością w swojej głowie – Nevell Bloodworth nie przejmuje się innymi. To raczej dobrze, bycie niezależnym od opinii otoczenia musi oszczędzać wiele nerwów i zgryzionych paznokci. Boswell coś o tym wie, dlatego płytki jego paznokci wydają się dziwnie skrócone. Nie oszczędził nawet skórek, kiedy stresował się, że znowu zostanie wyciągnięty do tablicy na algebrze. Nauczycielka przypominała sobie o jego istnieniu dopiero, kiedy wodząc palcem po liście zdawała sobie sprawę z tego, że nie jest przekonana, który z uczniów nazywa się Edgar Boswell. — Ktokolwiek zapomni o mnie na przestrzeni kilku godzin, Nev — stwierdza neutralnym tonem, bo to czysty fakt, który zresztą bywa niezwykle pomocny. Zwłaszcza, gdy interesy, które się prowadzi, nie są do końca legalne, a ktoś wściekły za nieudaną wróżbę chętnie wykrzyczałby mu prosto w twarz, że jest zwykłym oszustem, a tak poza tym gdzie są jego pieniądze, bo domaga się zwrotu. — Ale nie umiem się nie przejmować — nie jest trudno się do tego przyznać. Łatwo się tego domyślić, gdy patrzy się na zarumienioną, piegowatą twarz, a czasem można dostrzec podczas gorączkowego szukania odpowiedniego słowa, zacinając się raz za razem. Edgar nie należy do najśmielszych i najbardziej charyzmatycznych osób, to jasne, a tacy jak on zazwyczaj nie mają w życiu łatwo, bo przypięta im łatka cichej myszki jest trwała. — Tak pewnie jest. Wiesz, matka raczej swojego dziecka nie zapomni, tak samo jakieś zauroczenie… — dodaje z ociąganiem, bo wspominanie o takich sytuacjach w obecności Nevella ma w sobie coś z rodzaju ukręcenia batu na samego siebie, ściągając podejrzenia. Szybko się reflektuje. — Im bardziej się komuś przyglądasz, im więcej poświęcasz mu czasu, tym łatwiej jest pozbyć się tego wrażenia. Tak zauważyłem, bo raczej niewiele osób o tym wie. Nawet pani Dolores, chociaż mam wrażenie, że ona również się domyślała przez ten cały czas — musiała, był idealny do swojej pracy. Pomocny, silny, ale taki, który nie rzucał się w oczy nawet mimo ekscentrycznego wyglądu. Mamo, dziadku, to heavy metal, ten zespół nazywa się Judas Priest, nawet w telewizji mówią, że to satanistyczna muzyka! Oni noszą długie włosy. Uśmiecha się szerzej, gdy słyszy, że dla Nevella to nie ma znaczenia. Ucieszyłoby go to z każdych ust, ale z tych jednych brzmi to jeszcze lepiej. Więc to nie jest przeszkoda, że nie jest w pełni białasem jak jego przyrodni brat. Holden ma w sobie inne rzeczy, których on nigdy nie będzie miał, czasem łapie się na tych krótkich momentach zazdrości. Tym razem jednak nie poświęca temu uwagi, bo po raz kolejny może mieć nadzieję, że jednak ma jakąkolwiek szansę. Naiwnie łudzi się, że to nie jest sprawa z góry przesądzona. Szczęście trwające kilka sekund. — Jesteś bardziej, jak to się mówi, progresywny niż ci wszyscy kr… znaczy ludzie z Kręgu — w ostatniej chwili zdaje sobie sprawę z tego, że lekko pogardliwe określenie kręgowców mogłoby nie wybrzmieć odpowiednio. Zachowuje je na okazje, gdzie otoczony będzie zupełnie innym gronem i nie będzie to ryzykowne. Ostatecznie nim był, a Edgar nie ma pojęcia, na jakim poziomie czuje się związany z tymi ludzi. — A raczej cała twoja rodzina. Pani Dolores nigdy nie robiła o to problemu. Wiesz, kiedyś chciałem być barmanem w „Empire”. Uznali, że nie pasuję do wizerunku ich firmy — prycha i popija ten wyraz niezadowolenia porządnym łykiem herbaty. Co za absurd, mogliby przynajmniej wprost powiedzieć, że boją się wynoszenia pieniędzy z kasy. Tylko złodziej idiota dałby się w ten sposób złapać. — Byłeś kiedyś w „Empire”? Pewnie bywasz w tych innych klubach. „Amnesiach” i takich tam. |
Wiek : 22
Odmienność : Cień
Miejsce zamieszkania : Deadberry, Saint Fall
Zawód : karawaniarz, student literatury, pisarz
Nevell Bloodworth
ANATOMICZNA : 10
ODPYCHANIA : 5
SIŁA WOLI : 10
PŻ : 162
CHARYZMA : 2
SPRAWNOŚĆ : 1
WIEDZA : 8
TALENTY : 13
— Nieszczególnie pasjonują mnie wiersze — przyznał zupełnie szczerze Nevell. Nie należał do szczególnych miłośników poezji, preferował raczej prozę, wyjątki stosując jedynie w przypadku Edgara Allana Poe. — Bardziej Lovecraft niż Pratchett. Za drugim raczej nie przepadam. — Czy to zdradzało to, że Nevell Bloodworth bardziej odnajdywał się w dziełach nieco mroczniejszych? Być może. Lovecraft pozostawiał po sobie ścielące się widmo tajemnicy, a Edgar Allan Poe we wspaniały sposób budował klimatyczny nastrój w swoich tworach to raz, a dwa został on zcalony w umyślne Neva z Cecilem i z zatytułowanym utworem Hop-Frog, generując nowy wymiar słabości. — Jakby ci to powiedzieć… — Nevell zasymulował konieczność zastanowienia nad skierowanym na te tory tematem, jednak była to tylko poza. Młody Bloodworth nie musiał się szczególnie nad tym zastanawiać, jednak wychowanie na paniczyka z Kręgu, który musiał odpowiednio się zachować, zgodnie z pewnym oczekiwaniem i to adekwatnie do zastanego zajścia, niekiedy z koniecznością adaptowania do dynamicznych zmian. Do dziś pamiętał jakże cenną uwagę swojej matki wobec pewnego incydentu, który jej nie umknął: nawet jeśli kogoś lekceważysz, a zwłaszcza gdy nim wzgardzasz, nie pozwól, by wyszło to poza obręb twojego spojrzenia i rozlało się na resztę mimiki, skarbie. Nevie wziął sobie to do serca. Michelle Bloodworth trzeba było oddać dobre tkanie pozorów, nawet gdy uznawała kogoś za zwyczajnie obleśnego i pozbawionego taktu. Z biegiem lat doceniała zwrócenie się z prośbą do Augusta. — Jeśli nie pytam, Ed, to zazwyczaj nie obchodzi mnie czyjaś opinia. Mogę najwyżej utrzymać pozory zainteresowania, gdy coś wpada jednym uchem, a wypada drugim. Chyba że to któraś z moich cioci bądź kuzynki, wtedy pokornie zamieniam się w słuch, nawet jeśli nie miałoby to przełożenia na moje dalsze działania. Zdanie wszystkich innych ścieka po mnie długofalowo jak woda po kaczce, bo i tak zrobie, co będę uważał za stosowne. To, co ma dla mnie najważniejsze znaczenie, to dobre imię mojej rodziny, a wszystko inne… — Po ostatnim słowie machnął lekko ręką, jakby to oddawało jego stosunek. Wyjątkowy stosunek Nevella do kobiet mógł być wypadkową paru rzutujących znacząco czynników w postaci obojga rodziców, obracania wokół nich, Matki Piekielnej i braku wtłoczenia mu lekceważenia do płci przeciwnej, choćby podprogowo. Skrzypek zmilczał, że nie potrafił być obojętny na opinie Cecila Fogarty’ego, jednak w jakimś stopniu wynikało to nieodzownie z tego, że znali się nawzajem niczym wnętrza własnych dłoni. Jakie znaczenie miało to, co ktoś nieistotny w punktu widzenia młodego Bloodwortha mógł sobie myśleć na jego temat? Jakimi właściwie danymi mógł operować? Oceną wspartą na jego aparycji, zachowaniu, kojarzonym w Hellridge nazwiska, pierwszym wrażeniem opartym na minięciu go na ulicy, w zakładzie pogrzebowym podczas zmiany bądź graniu na skrzypcach na czyimś pogrzebie, a może tym, że był studentem medycyny? Wszystko to było na tyle powierzchowne i ogólnikowe, co więcej dodatkowo narażone na błędy poznawcze, nadinterpretacje i wymysły, że w kontekście samego zainteresowanego nie znaczyło nic. Ale nie umiem się nie przejmować, kiedy w przestrzeni salonu otulone szeptem słowa zawisły pomiędzy nimi, Nevell posłał Edgarowi uważne spojrzenie, jednak nie podjął nawet próby podpytywania. Nie znał Boswella na tyle dobrze, by się porywać na tak grząski grunt. Bycie Cieniem na pewno miało swoje wady i zalety; nie bez powodu Cecil kojarzył mu się z niezapominajkami, które rysował na stronach komiksu tworzonego dla Nevella lub gdy czasem przynosił je jemu, tak jakby przypieczętowywał, że nie zbluruje się w pamięci studenta medycyny. Skinął jedynie potakująco głową, choć obstawiał, że związek emocjonalny musiał mieć istotne znaczenie dla stworzenia barwniejszego wspomnienia, bo co gdyby rodzic porzucił dziecko lub niekoniecznie był jego losem zainteresowany, traktując je co najwyżej jako współlokatora, czy wówczas wychowywanie kogoś z tak specyficzną odmiennością, nie wiązałoby się z wypadaniem z czyjejś świadomości, mimo powiązań rodzinnych i jako takiej ekspozycji? — Przed Dolores nic nie umknie. — Poza wycinkiem rodziny funkcjonującym w kowenie, tyle że takiej wiedzy pozyskać zwyczajnie nie mogła. Rodzice przed Nevellem też długo ten fakt utrzymywali poza jego świadomością, do tego stopnia, że nigdy nie uznał ich zachowania za conajmniej podejrzane, nawet jeśli rozwiewali wszystkie za i przeciw z ciocią Penelope, która dała temu błogosławieństwu, zwłaszcza by skrzypka spróbować w szeregi wprowadzić. Po śmierci Michelle i Augusta to z ciocią Penny omawiał nurtujące go kwestie, ceniąc jej spojrzenie na różne sprawy, gdyż jej perspektywa była czasem bogatsza przez doświadczenia życiowe. — Nie tylko — wtrącił niemalże od razu Nevie, słysząc wzmiankę o Kręgu. To miało jednak służyć wyklarowaniu tej kwestii, aniżeli uczynieniu tego podwaliny do bycia niemiłym, co dodatkowo rozwiewał rosnący łobuzerski uśmiech na twarzy Bloodwortha. — Moja rodzina jest wyjątkowa pod wieloma względami. Śmiałe stwierdzenie, chociaż nie mogę powiedzieć, by moja, jak to ująłeś, progresywność dotyczyła niemagicznych. — Błysk w oku musiał wystarczyć. W ostatnim niewątpliwy udział miał Cecil Fogarty, tak jak w tym, że Nevie przejął cecilowy nawyk obracania papierosem między palcami, a co dopiero wpadnięcia w szpony nałogu. Nevell Bloodworth przynależał do Kręgu, był trybem tej potężnej machiny i wychowankiem tego ekosystemu, czego konsekwencją było wtłoczenie mu odpowiedniej etykiety, styl zachowania czy wymanierowane odpowiedzi, jeśli tego od niego oczekiwano. Zahaczenie przed Edgara Boswella o lokalach sprawiło, że skrzypek lekko się roześmiał. Do końca maja miał status nieletniego, jeśli sprawa dotyczyła legalnego dostępu do alkoholu. O czym kiedyś student literatury mógł się nawet przekonać. — Preferuje nieco bardziej kameralne miejsca, mniej tłoczne. — odpowiedział ciut wymijająco Nevell, nie chcąc skwitować tego tym, że woli zwiedzać cmentarz, opuszczone miejsca i mieszkanie Cecila Fogarty’ego. — Mam nadzieję, że nie zapomniałeś, że legalnie nikt nie sprzeda mi jeszcze alkoholu… z tematu dla obu |
Wiek : 21
Odmienność : Czarownik
Miejsce zamieszkania : Deadberry
Zawód : student medycyny