First topic message reminder : Restauracja „Acapella” Chociaż ciężko jest nazwać to miejsce prawdziwą restauracją, trzeba przyznać, że ma ono swoich zwolenników. Mieszczący się tuż przy głównej ulicy lokal ma ledwie kilkanaście metrów kwadratowych (wliczając kuchnie). Chociaż pomysł na restaurację, w której posiłki podawane są bardzo szybko i można zjeść je samemu na jednym z czterech krzeseł przy barze, był dość innowacyjny, nie można powiedzieć, żeby przed lokalem zbierał się tłum oczekujący na zwolnienie miejsca. Najczęściej spotkać można tutaj średniej klasy akwizytorów spieszących się w drodze od jednego klienta do drugiego. |
Wiek : ∞
Miejsce zamieszkania : Piekło
Zawód : Guru sekty satanistycznej
Kilka minut czasem trwa wieczność. Czasem trwa o wiele za długo, niż powinno. Czasem kilka minut to wystarczająco, aby spojrzeć na zgliszcza zniszczeń po pojedynku i pomyśleć sobie kurwa, ale rozpierdol. To też wystarczająco, żeby spojrzeć na plecy oddalającego się przyjaciela i po krótkiej konwersacji pomyśleć dokładnie to samo. Benjamin wyszedł z restauracji cały i zdecydowanie niezdrowy, jeszcze zanim Barnaby zdążył wezwać na miejsce służby pomocowe, które przetransportują dwóch bandytów do Kazamaty. Jeden z nich otrzyma przepustkę bezpośrednio do kostnicy i przepytany nie zostanie. Po kilku minutach duży, czarny samochód zatrzymał się z zadziwiająco kontrastującym spokojem przed drzwiami do restauracji. Weszli od tyłu, bo tak było prościej – tam już drzwi otwarte były i więcej szkód nie trzeba było czynić. Jeden młody i szczupły mężczyzna, za nim niższy, tęższy i szerszy w barkach rozejrzeli się po pobojowisku, wzrok zatrzymując w ostateczności na trupie zalegającym na podłodze. — Ja jebię – być może to tajemne powitanie gwardzistów, jeszcze zanim błysną odznaką i przedstawią się z nazwiska. Młodszy przechodzi nad bałaganem okolicy i podchodzi powoli do Williamsona. — Oficer Ross – widocznie przyszedł czas na przedstawienie się. – Dostaliśmy wezwanie do dwóch napastników. Co tu zaszło? Kiedy jeden próbował zrozumieć sytuację, drugi oceniał poziom zniszczeń, wzdychał i kręcił głową nad trupem, który widocznie popsuł mu dziś dzień. Jest to ingerencja Mistrza Gry z racji zakończonego pojedynku w ramach wydarzenia Little Poppy has a little problem. Udało Wam się unieszkodliwić bandytów, a w wyniku pojedynku jeden z nich stracił życie. Benjaminie, Mistrz Gry przyjmuje, że udało Ci się uciec z miejsca zdarzenia jeszcze zanim Czarna Gwardia została powiadomiona o napaści. Tym samym Barnaby jest sam z własną wersją zdarzeń i tłumaczeniami wobec interwencji. Ze względu na nieobecność Mistrza Gry odpowiedzialnego za lokację, rozgrywkę przejmuje Judith. Na odpis czekam do niedzieli, 03.03., godz.: 23:59. |
Wiek : ∞
Miejsce zamieszkania : Piekło
Zawód : Guru sekty satanistycznej
Barnaby Williamson
ANATOMICZNA : 5
ODPYCHANIA : 33
WARIACYJNA : 1
SIŁA WOLI : 11
PŻ : 211
CHARYZMA : 9
SPRAWNOŚĆ : 25
WIEDZA : 6
TALENTY : 16
Kilka minut czasem trwa wieczność. Czasem trwa o wiele za długo, niż powinno. Odłożona słuchawka przerwała połączenie ze światem — przeciągły sygnał rezonował w pokaleczonych skrawkach myśli; nagle zrobiło się cicho. Powietrze dolatujące przez uchylone drzwi było zimne, zaplecze — spokojne, Williamson trzeźwy i skupiony. Zgniótł w pięści ostatnie minuty, wycisnął z nich całą krew, rękawem starł z kącików ust własną; zepchnął całe rozregulowanie do zaciśniętych na papierosie ust — wszystkie dekoncentracje, każde jesteś egoistą, każde spojrzenie, każde jestem dla ciebie niewygodny płonęło razem z tytoniem. Jeszcze chwila, Williamson; wypalony w połowie papieros zniknął w paczce — to miejsce zbrodni, nie powinien śmiecić, poza tym tylko pół stało się nawykiem; jeszcze chwila i— Ja jebię. — Mm, nawzajem. Znajomy pochód — dwóch gwardzistów płci dowolnej, zwykle Rzecznik i Czyściciel. Nie kojarzył żadnej z twarzy, może to i lepiej — Verity szybko przejrzałby jego niedopowiedzenia, Carter na milę wywęszy pierdolenie. — Oficer Williamson — powinien się teraz skupić. Gra właśnie się rozpoczyna i może mieć tylko jeden finał. — Ofiara śmiertelna to James, na kobietę mówił Jessie. Nie szukałem dowodów tożsamości, zgarnąłem jedynie pentakle. Te wyłowione z kieszeni zdążyły się już splątać; przynajmniej w ten sposób James i Jessie wciąż mogli być razem. Bez zbędnych wyjaśnień przekazał je w dłonie oficera Ross; żadnemu z rabusiów już się nie przydadzą. — Wracałem do domu — po spotkaniu z przyjacielem, który prawdopodobnie już nim nie jest; ciąg przyczynowo—skutkowy zaczynał się w tej sekundzie i domagał tego, w czym Williamson od sześciu lat docierał do perfekcji: przemilczeń. — Kiedy zauważyłem uchylone drzwi od zaplecza. Było późno, restauracja od frontu zamknięta, to miała być zwykła kontrola. Dobę temu podobna kontrola skończyła się zatrzymaniem dwóch innych złodziei kilka ulic stąd; cokolwiek przetaczało się przez Little Poppy, przestało przypominać chwilowy kaprys podpitego rabusia i zaczęło zorganizowaną akcję. Zmarszczenie brwi poprzedziło słowa; nozdrza wypełnił odór podejrzeń — podobno o martwych nie należy mówić źle, ale James właśnie zyskał kolejną łatkę do oskarżeń. — W progu czekał chowaniec. Uznałem, że to zwykły kot, ale kiedy rozpłynął się w powietrzu— Wzruszenie ramion przypomniało o bólu — poparzenie na wysokości żeber dopiero zaczynało wyśpiewywać pieśń boli? I bardzo, kurwa, dobrze. (Zasłużyłeś). — Zaalarmował ich, więc zanim dotarłem do drzwi, kobieta była gotowa. Mężczyznę zauważyłem dopiero po chwili, kiedy padły pierwsze czary — to nie kłamstwo — to tylko punkt widzenia; nie odpowiada za to, co robił Ben, bo Bena tu nie było. — Próbowałem kupić sobie czas z Magivinculum, ale było zbyt ciemno. Uniknęła zaklęcia, zaatakowała, w tym samym czasie on dołączył do zabawy. To też nie kłamstwo; pierwsze zaklęcie należało do niego, ale nie było atakiem, tylko prewencją — to ważne. To kluczowe. To oznacza, że od samego początku próbował rozmawiać, aż nie zostawiono mu przestrzeni na słowa. — Od tego momentu zaczął się burdel. Dwóch na jednego to nie tango, tylko odbijany. Dwóch na dwóch to wyrównania walka, ale od samego początku Jessie i James nie mieli szans; czegokolwiek nie wciągał w łazience Ben, może wkrótce będzie musiał zacząć się tym dzielić. — Wybierałem długotrwałe inkantacje, żeby ich spowolnić. Membrana na nią, Magivinculum na niego. Później Dolorarcana, potem— Stop; powoli. Nikt nie ma pamięci doskonałej, nawet Czyściciel wytresowany do wychwytywania w powietrzu każdej inkantacji; moment milczenia dla poległego i kolejny dla nieobecnego — połowa z tych zaklęć padła z ust Benjamina i miała w sobie pierwiastek pokojowych negocjacji. — Prohibere na nią, żeby musiała wybierać między obroną i atakiem. Kilka zaklęć wziąłem na siebie, mniejsza strata czasu. Tych, którymi dostał od samych rabusiów, nie widać gołym okiem — kilka banalnych iskier na początku, później czkawka dzieciństwa w towarzystwie zapychających gardło much; obrócona w kierunku kolegów po fachu dłoń nosiła ślady zakrzepłej krwi — biegnące przez wewnętrzną stronę dłoni rozcięcie zdążyło zastygnąć, a dziura po wypaleniu ogniem na żebrach zrujnowała całkiem ładną koszulę. — Kiedy mężczyzna zrozumiał, co robi z nim Dolorarcana, sięgnął po nóż. Był szybki, ale ja — próbowałem uratować życie czarownika; wartość Bena oszacowano na bezcenną — byłem szybszy. Zablokowałem cios, on upuścił nóż. Musiał sam się nim poharatać, bo kiedy rzuciłem zaklęcie, żeby go odepchnąć— Spojrzenie w kierunku trupa próbowało oszacować rozmiar strat; chyba ujebał sobie palec, chociaż w tym oświetleniu nic nie było pewne. — Miał na sobie długofalowe czary i wystarczyło Sis do dokończenia tego, co zaczęła Dolorarcana. Kiedy upadł, kobieta wciąż atakowała. Zdołałem do niej dotrzeć i przypomnieć, że złamała prawo kościelne, zanim zemdlała — to wciąż nie kłamstwo; po prostu zapomniał dodać, że pomógł jej w zemdleniu chwilę po wyczyszczeniu z pamięci kluczowych momentów starcia. Ostatnie, co z niej wyciągną, to kwintesencja protokołu: za złamanie kościelnego prawa— — Syf niesamowity — wolałby poczyścić, ale zacieranie śladów na miejscu zbrodni byłoby błędem nowicjusza; teraz jedyne, co mogą mu przyznać, to order za odwagę. — Wolę nie myśleć, co zrobiliby, gdyby interweniował gorliwy obywatel zamiast gwardzisty. Właśnie to; trupa. |
Wiek : 33
Odmienność : Czarownik
Miejsce zamieszkania : Stare Miasto
Zawód : starszy oficer oddziału Czyścicieli w Czarnej Gwardii
Czasy są pojebane – rzekłby każdy Gwardzista o każdej porze dnia i nocy, jednak w ostatnim czasie wszystkim w kość dawały pewne przypadki, a konkretniej napady i mieszający się w nie czarownicy. Kontrola przy zobaczeniu otwartych drzwi na zapleczu wywołałaby solidne uniesienie brwi i urodziło kilka pytań – kontrola w momencie, kiedy Gwardia świadoma była problemów włamań na terenie całej dzielnicy brzmiała rozsądnie, przekonująca i prewencyjnie. Ktoś może nawet by pochwalił za pełnienie służby po służbie. Ktoś inny powiedziałby, że służba Gwardzisty nie kończy się nigdy. Kiedy jeden z mężczyzn przechadzał się po miejscu zbrodni, obchodząc przy tym trupa przez moment jak największy problem, drugi wysłuchiwał Twojej wersji zdarzeń, spojrzeniem przetaczając po najbliższej okolicy, być może oceniając straty, niekoniecznie w ludziach, a bardziej otoczeniu i sprzętach. Poza prewencją i ratowaniem majątków czarowników, trzeba było jeszcze zadbać o ich mienie. Jeśli mieli dobrych prawników, poza obroną oczekiwali również odszkodowania. — Jak na dwóch na jednego to prawie nie oberwałeś, oficerze – zauważył ten, który przy Tobie został, nim z westchnięciem przeszedł kawałek dalej po wysłuchaniu Twojej wersji zdarzeń. – Ten burdel trzeba będzie posprzątać, albo się nie wypłacimy – stwierdził krótko, spoglądając dość niepocieszonym spojrzeniem na leżącego bezwładnie trupa. Mogli przyjechać dwoma autami – jedno zabrałoby trupa, drugie napastnika do szpitala. W takim stanie i tak nie mogli jej przesłuchać, przynajmniej póki co. — Byli jacyś świadkowie? – pytanie zupełnie normalne. Świadkowie oznaczali wezwanie Czyścicieli i zadbanie o to, żeby pamiętali jak najmniej z tego zdarzenia. A najlepiej w ogóle go nie pamiętali. W międzyczasie wrócił ten drugi, który na jakiś czas zniknął z pola widzenia Was obojga. — Ross, przepakowałem samochód, łatwiej będzie wynieść tego trupa. — Trzeba też zabrać tą kobietę. Oficerze Williamson, sprzątamy po sobie. – Jak na dość beznadziejne warunki spotkania, humor Gwardzistom widocznie dopisywał. Na tyle, na ile mógł dopisywać. Poza krótkim wyjaśnieniem, możesz pomóc Gwardzistom przenieść ciała poszkodowanych do samochodu. W tym celu zastosować się należy do mechaniki na udźwig bądź posiłkować się jakimkolwiek innym mechanicznym sposobem. W przypadku wybrania udźwigu należy przyjąć, że Barnaby musiał skorzystać z pomocy innego Gwardzisty ze względu na wartość statystyki. Rzut kością nie jest wymagany. Na odpis czekam do 09.03., do godz.: 21:00 |
Wiek : ∞
Miejsce zamieszkania : Piekło
Zawód : Guru sekty satanistycznej
Barnaby Williamson
ANATOMICZNA : 5
ODPYCHANIA : 33
WARIACYJNA : 1
SIŁA WOLI : 11
PŻ : 211
CHARYZMA : 9
SPRAWNOŚĆ : 25
WIEDZA : 6
TALENTY : 16
Nóż na posadzce, krew na rękawie, jesteś egoistą w myślach — widoczne gołym okiem końce świata można posprzątać, wyczyścić, wypolerować, pogrzebać; zabrać na wycieczkę w jedną stronę do szpitala, a później kazamaty, gdzie dla Jessie — słodko nieprzytomnej na polu bitwy, gdzie zagęszczenie trupów na metr kwadratowy było zbyt wysokie — nastąpi koniec świata numer dwa. W lochach pod Katedrą równie dobrze można być martwym; James wziął to personalnie. — Atakowali tak, jak się włamywali — to też nie kłamstwo — raczej zwykłe stwierdzenie faktów. — Miernie. Dla dochodzenia istotna będzie intencja, nie skuteczność; każde nieudane zaklęcie miało potencjał sukcesu — gdyby aktualnie nieprzytomna Jessie miała więcej szczęścia z magią natury, Williamson byłby w metaforycznie—fizycznej dupie. Nawet obecność Bena nie zmieniłaby wiele w starciu z zaklęciem, które zbyt mocno przypominałoby metody wychowawcze ojca. Gdyby sam nie zdecydował przyjąć na siebie obu udanych ataków, wyglądałby jeszcze lepiej; po chuj komuś zatrzaśnięte w pentaklu tarcze, kiedy wystarczy nazywać się Barnaby? Widoczne gołym okiem obrażenia zadał sobie sam — gdyby teraz kazali mu przebiec trzy okrążenia wokół stadionu, zapytałby: w ile? Najmocniej tej nocy zaszkodził mu papieros i Verity; pech chciał, że pierwszego zdążył ukryć w paczce, a drugiego — w przemilczeniu. — Nie zaczynałem bez was, gorszy od burdelu na miejscu jest burdel w papierach — zacieranie śladów, kopnięcie noża, próba przeniesienia ciała, przeciągnięcie Jessie spod ściany. Każdy, najdrobniejszy akt po nie umknąłby wprawnemu oku — Williamson wie, czego wypatrywać na miejscach zbrodni; od dwunastu lat robił to w policji, od sześciu w Gwardii, a od kwadransa — w Acapella. — Szczęście w nieszczęściu, Czyściciela macie w pakiecie. Utarty schemat działania — zacząć od podejrzanych i ciał; gdyby w trakcie przywracania miejsca zbrodni do stanu sprzed przypałętał się świadek, o wiele łatwiej byłoby ukryć plamę krwi niż źródło jej pochodzenia. — Wątpię. Sprawdziłem, zanim dotarliście, ale żaden oszołomiony niemagiczny nie rzygał z wrażenia w zaułku — zwykle rzygają; czasami krzyczą; na palcach jednej dłoni policzyłby tych, którzy chcieli walczyć. — Nie byliśmy głośno, wejście jest na uboczu. Ktoś musiałby szukać kłopotów — albo być gwardzistą — żeby dobrowolnie wtykać nos między drzwi i framugę. Żyją w niebezpiecznych czasach; w świecie niemagicznych żniwo zbierała epidemia wirusa, którym — rzekomo — nie można zarazić się drogą kropelkową. Większy strach wywołuje widok porzuconej na chodniku strzykawki niż broń w czyjejś ręce; kula zabija szybko, HIV bawi się swoimi ofiarami. Dlatego to ważne, nawet teraz — nie dotykać krwi. Można wdepnąć w gówno, poślizgnąć się na wymiotach, ale nie— — Taki zawód — powinni zacząć od Jamesa; martwe ciała ważą więcej — minus dusza — niż te nieprzytomne. Williamson zatrzymał się nad dziełem magii Benjamina Drugiego, pochylając się nad trupem jako pierwszy; na lekkie skinięcie głową pomógł mu gwardzista, który uprzątnął samochód. — Pamiątki z miejsc zdarzenia mają dwie nogi i przesłuchanie przed sobą. Albo bezimienną mogiłę; krewni rzadko się zgłaszali, Kościół miał inne wydatki, magiczna część cmentarza posiadała ograniczone zasoby — docierali do momentu grzebania jednych na drugich. Dziś Williamson powieli tę sztukę, chociaż Bloodworth — na szczęście — z niego żaden; w bagażniku powinni zmieścić mężczyznę, na tylnym siedzeniu kobietę — kiedy z wnętrza restauracji znikną sprawcy, w ich ślady prędko pójdą plamy krwi, nóż i każde uszkodzenie wywołane magią. Wystarczy zadbać, żeby zaplecze wyglądało na ofiarę zwykłego włamania; uszkodzony zamek, kilka zrzuconych w furii bibelotów i dobry powód dla właściciela, żeby upomnieć się o odszkodowanie. rzuciwszy na udźwig: 53 (k100) + 5 + 14 = 72 |
Wiek : 33
Odmienność : Czarownik
Miejsce zamieszkania : Stare Miasto
Zawód : starszy oficer oddziału Czyścicieli w Czarnej Gwardii
Jeden z gwardzistów, ten zdecydowanie szczuplejszy, trzymający się bliżej Ciebie, pokiwał głową w zrozumieniu, jeszcze chwilę obejmując wzrokiem bajzel rozprzestrzeniający się przed Wami. — Burdel w papierach i tak będzie – stwierdził ponuro, wzrok zatrzymując na martwym cielsku widocznie psującym nie tylko obraz, ale i nastroje. Trup zwykle oznaczał, że zaczną się problemy, a przed problemami pojawią się niewygodne pytania. Wątpię zostało przyjęte ze średnim optymizmem. Wątpię znaczyło nie widziałem, nie upewniłem się, wątpię nie brzmiało jak twarde i bezdyskusyjne nie. — Lepiej, żeby tak było. Lepiej dla wszystkich – dla Ciebie i dla całej Gwardii. Tymczasem jednak ciało zostało przetransportowane, z Twoją pomocą, na tyły większego samochodu, a potem, znacznie sprawniej, dołączyła do niego żywa jeszcze, choć nieprzytomna koleżanka. — To będzie miała niespodziankę jak się obudzi – prychnął ten drugi, wsiadając za kółko. — Nie muszę instruować, znasz procedury – odezwał się ten wyższy, Ross, stając przy drzwiach pasażera, kiedy miejsce zbrodni zostało już w miarę uprzątnięte. – Zdasz raport w biurze, podpiszesz zeznania, potem ta Jessie zostanie przepytana i zobaczymy, jak wielkie szambo wybuchnie. Może nie wybuchnie wcale. Może wybuchnie i zaleje wszystkich. Trudno stwierdzić z takim stanem informacji. — Wsiadaj, oficerze, pojedziesz z nami – zarządza Ross, wsiadając już na miejsce pasażera. Tobie została wąska przestrzeń obok nieprzytomnej kobiety na tylnym siedzeniu. Na Twoje szczęście do Deadberry daleko nie było, a ona przytomności też nie odzyskała. W Kazamacie wszystko odbyło się dokładnie tak, jak zapowiedział to oficer Ross – zostałeś dokładnie przemaglowany raz jeszcze na temat przebiegu zdarzeń, potem zostało to spisane w formie zeznania, które musiałeś własnoręcznie opisać. Trup został przeniesiony do kostnicy, zaś kobieta, po ocuceniu i pierwotnej pomocy medycznej, została dokładnie przepytana. Całość zajęło kilka godzin, które mogłeś spędzić niemalże dowolnie. Kobieta nie została wypuszczona, ale widocznie z wściekłością i bólem malującym się na twarzy przetransportowano ją do cel, gdzie poczeka i na dalszy rozwój spraw, i na bardziej zaawansowaną pomoc medyczną. — Módl się lepiej do Piekielnej Trójcy, żeby żaden dobry prawnik się o niego nie dopomniał – rzucił jeszcze któryś z oficerów idący za korowodem prowadzącym Jessie do jej obecnego miejsca zamieszkania. Wychodząc z Kazamaty, mogłeś dostrzec, że już świta. Barnaby, uprzątnęliście częściowo miejsce pojedynku, po czym zostałeś przewieziony do Kazamaty, w której spędziłeś kilka godzin – a więc resztę nocy. Na miejscu, pod wpływem Twojego udanego zaklęcia, kobieta potwierdziła wersję zdarzeń, nie pamiętając osoby Benjamina obecnej na miejscu zdarzenia. Tym samym na Twoje konto spada morderstwo Jamesa, co zostaje odnotowane w raportach dotyczących śledztwa na temat włamania. Ze względu na Twoje dobre wyniki w pracy zabójstwo zostaje formalnie przypisane obronie własnej, przynajmniej do początku maja, aż ktoś z bliskich nie wniesie oskarżenia o nadużycie władzy. Możesz wtedy rozegrać wątek, w którym próbujesz się wybronić, samodzielnie lub przy pomocy adwokata; będzie to rozgrywka bez konieczności arbitrażu Mistrza Gry, której przebieg zależy tylko i wyłącznie od pomysłów graczy. W przypadku braku takiej fabuły z pewnością sprawa położy się cieniem przy ubieganiu się o awans. W razie wszelkich pytań zapraszam do Judith. Wszyscy z tematu |
Wiek : ∞
Miejsce zamieszkania : Piekło
Zawód : Guru sekty satanistycznej