Korytarz na piętrze Wzdłuż bocznych korytarzy znajdują się drewniane panele, które nadają przestrzeni teksturę i głębię. Ściany zdobi biała sztukateria, zachowując subtelność charakterystyczną dla stylu lat 20. XX w. Na bocznych konsolach czy niszach ustawione mogą być antyczne lustra lub ozdobne rzeźby, dodając przestrzeni unikalnego charakteru. Korytarz oświetlają klasyczne lampy ściemniane, które rzucają ciepłe światło na drewniane detale i ozdobne elementy. Wzdłuż przejścia rozmieszczono drewniane ławki obite elegancką skórą. |
Wiek : ∞
Miejsce zamieszkania : Piekło
Zawód : Guru sekty satanistycznej
charlotte williamson
ILUZJI : 8
POWSTANIA : 20
SIŁA WOLI : 8
PŻ : 176
CHARYZMA : 13
SPRAWNOŚĆ : 9
WIEDZA : 3
TALENTY : 16
11 marca 1985 rokuPierwsza noc we własnym łóżku przynosi połowiczne ukojenie. Wreszcie nie musi słuchać chrapania sąsiadki, wreszcie ma własną, pachnącą czymś innym, niż szpitalna chemia pościel, wreszcie może wylegiwać się bez oporów, skrzypiącej przy każdym ruchu ramy czy wbijającego się w ciało wenflonu. Jakość snu jest połowiczna, bo nadal dręczą ją sny suto skąpane we krwi, w których umiera raz za razem, z trudem odróżniając je od jawy. Wszystko jest jednak lepsze od przedłużającego się czasu na publicznej pryczy. Tego dnia ma dyspensę na zajęcia na tajnych kompletach. Uczelnia zresztą nadal dochodzi do siebie po pożarze, pozostając częściowo zamkniętą dla studentów. Mimo to Charlotte zrywa się rano z łóżka i podąża do łazienki, by napuścić wody do wanny. W tej wyleguje się do momentu, aż woda stanie się zupełnie zimna, a za oknem słońce wzniesie się nad horyzont, wpadając porannymi promieniami na wypolerowane kafelki. Z niedbale spiętymi w wysoki kok włosami narzuca szlafrok misternie zdobiony błyszczącą nicią z motywem granatowych kwiatów. Wychodząc z łazienki wpada na ustawioną w rogu pokoju komodę i potyka się na pozostawionej przy niej deskorolce. W ostatniej chwili łapie równowagę, nieomal wywracając się i lądując na podłodze. - Ma che cazzo! - coraz częściej używa przekleństw po włosku, niż po angielsku, dostrzegając w nich wdzięczność i melodyjność. Trochę wstyd, że nie podszkala się w bardziej użytecznych, konkretnych zwrotach, ale nie widzi potrzeby pilniejszej nauki. Rozważyłaby zmianę, gdyby tylko Włosi stali się istotnym elementem na politycznej planszy miasta, do tego czasu traktować ich będzie jak egzotyczny dodatek do krajobrazu. Pulsujący rytmicznie w skroniach ból zmusza do poczynienia konkretnych kroków. Nie ma pod ręką żadnych eliksirów łagodzących, na co spomiędzy kobiecych warg wyrywa się kolejne przekleństwo. Łudziła się, że zostanie w swoich czterech ścianach przynajmniej do pory obiadowej, albo że Lucy swoim niezwykłym zmysłem wyczuje potrzebę Charlotte i zjawi się u jej drzwi z filiżanką aromatycznej kawy. Niedoczekanie, że musi zejść po nią sama. Bose stopy układają się miękko na dywanie i polerowanych deskach podłogi. Lekki nacisk na klamkę i czarownica natyka się na kolejną, czyhającą na jej życie przeszkodę. Zielone tęczówki suną ku górze, gdzie ustawiona w drzwiach drabina blokuje przejście. Na usta ciśnie się przekleństwo (Jak Lucyfera kocham, zabiję!), lecz zamiast tego zaklinaczka na moment traci głos. - Proszę, proszę, kogo my tu mamy? - rzuca zaczepnie i splata ręce na piersiach, opierając się bokiem o futrynę. Stojący na najwyższym szczeblu mężczyzna majstruje przy lampie, na co Williamson wznosi brwi w zaskoczeniu. Nie sądziła, że wiekowe żyrandole kiedykolwiek wymagać będą naprawy, tym bardziej wykraczającej poza zwykłe Servitium. Lampy pamiętają zapewne początki budowy Blossomfall Estate, nic więc dziwnego, że wymagają specjalistycznych umiejętności i wprawnej ręki. Przy każdej innej osobie wycofałaby się, zatrzasnęła za sobą drzwi, chowając wpół roznegliżowane ciało i przeczekała męczącą interakcję, ale nie przy Marvinie. Ten widział ją już zarówno w szlafroku, jak i bez niego. - Rozumiem, że życie pisze różne scenariusze, każdego bym się tu spodziewała, ale nie ciebie. |
Wiek : 23
Odmienność : Czarownica
Miejsce zamieszkania : North Hoatlilp
Zawód : studentka demonologii, asystentka w kancelarii Verity
Marvin Godfrey
WARIACYJNA : 13
SIŁA WOLI : 20
PŻ : 198
CHARYZMA : 2
SPRAWNOŚĆ : 14
WIEDZA : 2
TALENTY : 19
A co, jeśli każdy kraj ma swoich ninja, a my słyszeliśmy tylko o tych japońskich, bo to najgorsi partacze…? – Kolejna już absurdalna myśl zajęła przestrzeń pod czupryną Marvina Godfreya, gdy tak majstrował na wysokości, mierząc siły z mechanizmem o wiele starszym, niż walonki jego babci. Te, które otrzymała od szarmanckiego oficera, jeszcze u początku wojny, gdy sprawy zawodowe przywiały ją do Europy. Zimy były tam srogie. Nie to, co tutaj – powtarzała. Cały szum w głowie służył tylko temu, by zapomnieć, gdzie jest i u kogo wykonuje te niewdzięczną robotę polegającą na rozprawieniu się z prawdziwą prehistorią. Kieszeń pełna kostek i przewodów grzechotała przy każdym, nawet najmniejszym ruchu, a przewieszone przez pas narzędzia próbowały zgodnie z wolą siły ciążenia docisnąć spodnie Marvina do ziemi, czemu odpowiadała kontra w postaci ciągłego ich podciągania. Dwa konflikty, zewnętrzny i wewnętrzny, na jednej drabinie. Nawet jeśli dosłyszał zza ściany włoskie przekleństwo, nie zareagował. W tamtej chwili już wartki strumień jego myśli zastanawiał się jak to jest, że cebula zmusza cię do opłakiwania swojej śmierci za każdym razem, gdy ją kroisz… Ile jeszcze absurdów współczesnego świata zdążyłoby przemknąć przez głowę mężyczyzny podczas tej prostej naprawy, tego się niestety nie dowie, bowiem od Absolutu oderwał go brutalnie głos. Znajomy, zimny głos – tak zimny, że kark sparaliżował dreszcz dawno niesłyszanego Wyrzutu Sumienia. Oho, wariatka na piątej. Potrząsnął łbem, by zrzucić z niego tę nagłą, natrętną myśl. Odchylił się na drabinie i spojrzał w dół, skąd dobiegał dźwię i nim złapał swoje ciało w solidne kleszcze samokontroli, można było dostrzec na jego twarzy rozanielony grymas, gdy spojrzenie dziwnym przypadkiem zawisło tam, gdzie ewidentnie i jak na dłoni, nic nie miało jeszcze prawa wisieć. Uciekł wzrokiem jeszcze szybciej, korzystając ze sposobności, bo głową ciągle siedział w zabytkowym kloszu. – Zapewne mnie. – Odparł gorączkowo i mało uprzejmie, zważywszy na okoliczności i swoją obecną pozycję – niby stał wysoko, ponad nią, a w gruncie rzeczy tak nisko, że mogłaby go zdeptać bosą stopą i nawet nie usłyszeć, jak łamie mu tym kark. Była na swój sposób wyjątkowa. Jak by się tak zastanowić, dzięki naukom Najważniejszych Kobiet w jego życiu, nie dał się tak oszukać ani razu. Jej jednej udało się złapać go bez ochrony i strzelić z dołu w samą szczękę, aż odrzut wybił mu z głowy amory na bardzo długi czas. – Droga pani, mam tutaj zlecenie. Zrobię, co do mnie należy i już mnie tu nie ma – jeszcze gotowa będziesz pomyśleć, że cię prześladuję – mruknął sam do siebie, wyszarpując zza paska nożyk do kabli. Niedoczekanie, on miałby ją prześladować? To nie ona odłączała telefon od gniazdka, kiedy chciała przespać normalnie noc. |
Wiek : 34
Odmienność : Słuchacz
Miejsce zamieszkania : Wallow
Zawód : Złota rączka
charlotte williamson
ILUZJI : 8
POWSTANIA : 20
SIŁA WOLI : 8
PŻ : 176
CHARYZMA : 13
SPRAWNOŚĆ : 9
WIEDZA : 3
TALENTY : 16
Wzrok Marvina wynagradza wszystko, zwłaszcza płynne przejście z radości do niezadowolonego grymasu. Zbyt uprzejmy, by się odgryźć, zbyt szczenięcy, by samemu zaatakować. Godfrey od lat nie zaskakuje, dając świadectwo swej rozbrajającej niewinności, jaka przed paru laty rozczuliła ją dogłębnie. Niewiele jest w świecie rzeczy, dla których Charlotte Williamson opuszcza gardę i pokazuje się z ciepłej strony, lecz dla niego pozwoliła sobie zrobić wyjątek. Tylko kiedy “kocham” zmieniła na “nienawidzę cię”? - Ależ proszę sobie nie przeszkadzać, lubię widok pracujących ludzi. - Zwłaszcza gdy chodzi o cholernie przystojnych panów, którzy w pocie czoła walczą o zarobek, a stojący przed nią czarownik zaledwie wkracza w kwiat swego wieku, dopiero nabierając rozpędu w kwestii urody. Zaklinaczka na swoje nieszczęście jest wielbicielką starszych przedstawicieli płci męskiej, nierzadko z trudem radząc sobie z mięknącymi kolanami. No chyba, że chodzi o jej byłych, wtedy sprawa jeszcze bardziej się komplikuje. - A pana to już naprawdę dawno nie widziałam, jeszcze chwila i zdążyłabym zatęsknić - częstuje go mało kreatywnym kłamstwem, w jakie z pewnością nie uwierzy. Od ich ostatniego spotkania minęło kilka dobrych lat, w trakcie których zapomniała o złamanym sercu. Zmiażdżył i porzucił, bezczelnie wykorzystując dziewczęcą słabość, tym samym pozwalając Charlotte wzrosnąć i tym mocniej zamknąć się w sobie. Starannie dołożył swoją cegiełkę do niechęci wobec mężczyzn, o zamążpójściu nie wspominając. - A tak przynajmniej jest okazja, by przypomnieć sobie, że nie ma za czym. Przestępuje z jednej nogi na drugą i wychyla się na korytarz, by spostrzec czy któryś z domowników nie zbliża się na piętro. Odpowiada jej głucha cisza i nieświęty spokój, jaki może wykorzystać, aby podręczyć specjalistę. - Przyznam, iż zastanawiałam się czasem, jak sobie radzisz w wielkim świecie. Widzę, że wiejskie zadupia zamieniłeś na miejskie rezydencje, to zdecydowany awans - mówi obrzydliwie uprzejmym tonem, nawet jeśli i to jest połowicznym oszustwem. Mężczyzna nie miał nigdy szans na wybicie się i zaistnienie na szerokim rynku, nie w tej godnej pożałowania profesji. To jedno musi mu przyznać, zwracając honor, że jest wybitny w swoim fachu i próżno szukać równie uzdolnionej złotej rączki, zarówno w kwestii majsterkowania, jak i posiadania zręcznych dłoni w ogóle. - Zastanawiam się tylko, czy nie masz poczucia stagnacji, że stoisz stale w miejscu i zupełnie się nie rozwijasz? Wprawdzie ambicji nigdy nie miałeś żadnych, ale wierzyłam, że w końcu coś ci się w życiu uda. - Bo zerwanie z nią było najgorszym z możliwych posunięć i powinien przypomnieć sobie o tym popełnionym błędzie. Charlotte jest tak wspaniałomyślna, że nie przepuści okazji, aby mu o tym przypomnieć. |
Wiek : 23
Odmienność : Czarownica
Miejsce zamieszkania : North Hoatlilp
Zawód : studentka demonologii, asystentka w kancelarii Verity
Marvin Godfrey
WARIACYJNA : 13
SIŁA WOLI : 20
PŻ : 198
CHARYZMA : 2
SPRAWNOŚĆ : 14
WIEDZA : 2
TALENTY : 19
Jednym, sprawnym ruchem odkroił kawałek izolacji z kabla – dokładnie półtora centymetra, nie mniej i nie więcej. Gumowy fragment bezdźwięcznie upadł na podłogę pod drabiną. Posprząta się później. Praca trwałaby całe wieki, gdyby schylał się na bieżąco po każdy, nawet taki całkiem malutki kawałek śmietka. Dwa przewody fazowe, jedno uziemienie… – Trawił w myślach wszystkie technikalia, jednym uchem wysłuchując wymówek Małej Jędzy. Jedne i drugie z grubsza znał już na pamięć. Nieco zbyt nerwowym ruchem wyszarpnął z kieszeni nową kostkę, stary element odciął zaś od macierzy i – podobnie jak wcześniej kawałek izolacji – wyrzucił na podłogę, jednocześnie wydając z siebie ciche parsknięcie. Zatęsknić – myślałby kto. Czy pająk rozpamiętuje, że ofiara wyrwała się z pajęczyny, czy po prostu doplata brakujące przędze i szuka kolejnej? Nic Marvinowi do tego, jak działały pająki. Tylko przy tej jednej robocie zniszczył już kilka takich pajęczyn. Charlotte mogła tego nie wiedzieć, ale ten piękny, kryształowy żyrandol naprawia się dokładnie w taki sam sposób, jak lampę w ciemnym chlewie – włącznie z procesem uprzątania resztek kurzu, który tylko niezaprawionych w boju miał jeszcze prawo drażnić w nozdrza. – To co tutaj jeszcze robisz? – Odparł całkiem trzeźwo na tę – jak by nie patrzeć – udaną prowokację. Na chwilę bowiem zapomniał o swojej pracy jak i o tym, że zacisk do kabli ma nie przy prawej, a przy lewej ręce i chcąc przerzucić nożyk z jednej do drugiej dłoni, w efekcie upuścił go na podłogę. Tuż obok wyrzuconej wcześniej w nerwach kostki. Im więcej słów, tym trudniej przychodziło utrzymanie koncentracji na zadaniu i wyłączenie w głowie tego pisku, który kazał stanąć w kontrze i raz, na Lucyfera, obronić się. – Wiesz co? – Zszedł, a właściwie zeskoczył z drabiny, stając z Charlotte twarzą w twarz – mów, co chcesz, ale ja wiem, że po prostu nie przywykłaś do tego, że ktoś ci odmawia – uwagę zwieńczył podłym uśmiechem. Nawet dziś, w tej rozmowie skłonna była wytrzeć nim podłogę tylko w imię własnej satysfakcji, niby dlaczego miał być w tym od niej lepszy? Czy odważyłaby się go oszukać, gdyby wiedziała od początku, że ma do czynienia ze słuchaczem i jest tylko kwestią czasu, kiedy fałsz wyjdzie na jaw? – I ja też mam pytanie, czy ty nie masz poczucia stagnacji, że minęło już tyle lat, a ty nadal nie dojrzałaś? – Wszystkie godziny spędzone nad zastanawianiem się, co mógł zrobić inaczej i jak wcześniej zapobiec nieprzyjemnościom – wszystko ponownie straciło znaczenie, gdy doszło do konfrontacji i uzmysłowił sobie, że w istocie niewiele się zmieniło, a Charlotte, choć starsza, nadal nie potrafiła się kontrolować. A fakt, że mógł jej o tym prosto w twarz powiedzieć cieszył tym bardziej, na im więcej ona pozwalała sobie w stosunku do niego. Nie można przecież mówić o Marvinie Godfreyu, że nie ma żadnych ambicji! |
Wiek : 34
Odmienność : Słuchacz
Miejsce zamieszkania : Wallow
Zawód : Złota rączka
charlotte williamson
ILUZJI : 8
POWSTANIA : 20
SIŁA WOLI : 8
PŻ : 176
CHARYZMA : 13
SPRAWNOŚĆ : 9
WIEDZA : 3
TALENTY : 16
Sypiące się z wolna na podłogę elementy nie ściągają uwagi Charlotte. Z głową opartą o futrynę nadal przygląda się mężczyźnie na drabinie, czerpiąc z tego zadziwiającą przyjemność. Gdyby godzinę temu ktoś zapytał, czy zwróciłaby na niego jakąkolwiek uwagę, bez zastanowienia odparłaby, że nie, a jednak los pisze zadziwiające scenariusze i nawet panna Williamson nie jest w stanie przewidzieć własnego zachowania na rzucane przez przeznaczenie okazje. - Jak to, nie widać? Dbam o swoje dobre samopoczucie. - Bo przynajmniej w ten sposób jest w stanie wynagrodzić sobie ten pulsujący wciąż w skroniach ból. Z kocim znudzeniem wodzi wzrokiem za opadającym na podłogę nożykiem, który ląduje nieopodal bosych stóp. To wypadek przy pracy, a może zmyślny zamach na jej życie? Z zadowoleniem przyjmuje bliższą obecność Marvina, możliwość przyjrzenia się mu z bliska; nie wznosi wysoko wzroku, w końcu są jednego wzrostu. Momentalnie uderza ją zapach, mieszanina świeżości mydła i lepkości potu, jaka zapewne wbrew woli Godfreya nęci Charlotte i zmusza do przesunięcia spojrzeniem po rękawku opinającej biceps koszulki. Musi przyznać, że nadal prezentuje się bajecznie, co tylko wzmaga irytujące poczucie niezadowolenia. - Proszę, proszę, nabieramy charakteru, czyli jednak coś się zmienia. - Nieszczególnie urażona komentarzem unosi kąciki ust w przebiegłym uśmiechu. Podobne hasła zdążyła już wysłuchać od Barnaby, który przed miesiącem za punkt honoru wziął sobie zdenerwowanie jedynej siostry i wytknięcie jej niedojrzałości. Każda inna osoba zapewne przejęłaby się, dostrzegając przykrą korelację i wnioskując, że skoro ponownie o tym słyszy, to zapewne musi być w tym ziarenko prawdy, ale nie panna Williamson. Zbliżając się do niej Marvin może dostrzec przecinające twarz zaklinaczki zmęczenie i z łatwością wyróżnić cienie na jej poszarzałej od pobytu w szpitalu skórze. Pomimo długiej kąpieli w zimnej, zamykającej naczynka wodzie i warstwy kremu nawilżającego, widać, że nie jest dziś w najlepszym stanie. - Mnie się nie odmawia, skarbie. Zdążyłeś o tym zapomnieć? - cmoka z niezadowoleniem i przechyla z zaciekawieniem głowę, zawieszając spojrzenie w czekoladowych tęczówkach. Przed paroma laty dałaby się za nie pokroić, nawet jeśli w głębi serca doskonale wiedziała, że ten związek od początku nie miał szans. Biedny chłopak z Wallow plasowałby się na szarym końcu kolejki starciu o rękę Williamsonówny, ale ta uparcie nie chciała o tym myśleć, ciesząc się każdą, najkrótszą nawet chwilą w jego obecności. To on przecież uczył ją bliskości oraz ciepła, pokazał, że odsłanianie siebie wcale nie jest niczym złym, by następnie wykorzystać i omamić. Nie odpychając się od ściany, rozplątuje ręce i dłonią sięga pasa narzędziowego, palcem tylko zahaczając o jego brzeg. - Inanis - inkantuje niewinnym tonem z zamiarem zniszczenia sprzączki ciężkiego pasa, by ten opadł z łoskotem na ziemię. | k100+17; rzut na Inanis st 50 |
Wiek : 23
Odmienność : Czarownica
Miejsce zamieszkania : North Hoatlilp
Zawód : studentka demonologii, asystentka w kancelarii Verity
Stwórca
The member 'Charlotte Williamson' has done the following action : Rzut kością 'k100' : 78 |
Wiek : ∞
Miejsce zamieszkania : Piekło
Zawód : Guru satanistycznej sekty
Marvin Godfrey
WARIACYJNA : 13
SIŁA WOLI : 20
PŻ : 198
CHARYZMA : 2
SPRAWNOŚĆ : 14
WIEDZA : 2
TALENTY : 19
Coś się zmienia – a jakże. Przede wszystkim ciśnienie pod czaszką, krew pulsująca w uczuciu, którego zaznać nie chciał w tej konfrontacji spojrzeń. Za szybko dał się ponieść głupim komentarzom, mógł w spokoju nadal osłonięty kloszem nie zdawać sobie sprawy. Jest bowiem inaczej, niż przypuszczał. Szczyt drabiny w tym porównaniu był rzeczywiście czymś na kształt bezpiecznej przystani. Dotknięcie stopami podłoża zmieniło wiele, a oprzytomnienie po pierwszej fali gniewu – okazało się kluczowe dla zauważenia detali. Twarz odzwierciedla tę refleksję, po upływie chwili zmieniając wyraz na niemalże zatroskany. Dziewczyno, zaciągnąłbym cię w tej chwili do łóżka tylko po to, by z powrotem położyć w ten barłóg, który niepotrzebnie opuściłaś i zrobić kakao. – Powiedziałby tych kilka lat temu. Dziś uniósł brew w lekkim niedowierzaniu, że chce jej się prowadzić towarzyską gierkę, gdy nonszalanckie opieranie się o futrynę w istocie maskuje fakt, że ledwo stoi na nogach. Jeśli chciała wzbudzić w Marvinie litość, udało jej się znakomicie. – Skoro tak mówisz… – Odparł z rezygnacją. Czyżby nagle na powrót stał się obiektem interesującym i za sprawą jednego zdania odczarował to, na co solidnie zapracował odpowiednio długim okresem upartego milczenia? Co miałoby to przynieść? I czy naprawdę – na Lucyfera – z ich obojga to on miał być tym rozsądnym? Jeszcze kilka lat temu mógłby śmiało przyznać się do słabości i choć był ślepy na wiele spraw, to jakimś sposobem zauważył, że tę dziewczynę dało się pokochać. Było to wręcz dziecinnie łatwe, a bycie dla niej jak najlepszym – to misja, jakiej z ochotą się podjął. Stanowiła centrum jego życia – tak długo, jak wierzył w każde jej słowo. I tylko jeden, jedyny raz podkusiło go, by to sprawdzić. Dziś pozostało im pisanie w głowie długich opowieści o tym, jak pierwsze przez drugie zostało omamione, oszukane – a jak drugie przez to pierwsze popadło w rozpacz i postradało zmysły. – Szybko przeszłaś od nie było za czym tęsknić do mnie się nie odmawia. Chyba przegapiłem coś pomiędzy – na przykład moment, w którym Charlotte uderzyła się w głowę i zdecydowanie zbyt krótko przeleżała w szpitalu – wiedział o wydarzeniach z dwudziestego szóstego, czytał artykuł w Piekielniku… I był przekonany, że media jak zawsze wszystko wyolbrzymiają. Inanis. Pas zapewne uderzyłby z łoskotem o ziemię, gdyby nie jeden szczegół – ręka, która go przytrzymywała. Znał sztuczki panny Williamson zbyt dobrze, by dać się w taki sposób upokorzyć pośrodku korytarza, w którym tylko niesamowitym cudem nie pojawił się dotąd nikt z krzątającej się tu i ówdzie kadry pracowniczej. Takiej samej, jak Marvin – służącej wyłącznie pracy, rozrywce i utrzymywaniu brzydkich sekretów. – Refectio – skontrował, nie uciekając spojrzeniem, a wręcz przeciwnie – poświęcając ten moment zadumie nad wdziękami, w których mógłby zasmakować, lecz świadomie z tej przyjemności zrezygnował. Rzut: refectio – próg: 60 |
Wiek : 34
Odmienność : Słuchacz
Miejsce zamieszkania : Wallow
Zawód : Złota rączka
Stwórca
The member 'Marvin Godfrey' has done the following action : Rzut kością 'k100' : 93 |
Wiek : ∞
Miejsce zamieszkania : Piekło
Zawód : Guru satanistycznej sekty
charlotte williamson
ILUZJI : 8
POWSTANIA : 20
SIŁA WOLI : 8
PŻ : 176
CHARYZMA : 13
SPRAWNOŚĆ : 9
WIEDZA : 3
TALENTY : 16
Kopanie słabszego powinno być już daleko poza ulubionymi rozrywkami zaklinaczki, a mimo to nadal z zamiłowaniem pochyla się nad biedactwem, z czystą fascynacją wymierzając kolejne razy. Dla Charlotte nie ma większej nagrody nad wzrastającą u ofiary irytację czy poczucie rozżalenia. Może skomleć i płakać, lecz to tylko dodatkowo napędza rozbawienie, nieznające zresztą litości. Jak długo może się nad nim pastwić, bawić czyimś kosztem? Niezbadane są zwoje zawiłego umysłu Williamson. Ubolewa wprawdzie za tym, że kiedyś było inaczej, lepiej, kiedy wspólnie mogli czerpać z przyjemności dnia codziennego, wzajemnego towarzystwa, bliskości i czułości. Dlaczego tak prędko zostało to przekreślone? Tak jak północ ma południe, a wschód zachód, tak nawet na wielką radość przychodzi kres. - Oj nie bocz się tak, przyznaj, że brakuje ci trochę kolorytu, ja zawsze o ciebie zadbam. Powiedz, czego ci trzeba? - Znów ta mina niewiniątka, na którą nabrać mógłby się każdy, kto tylko Charlotte nie zdążył jeszcze poznać. Przed tymi zawsze pozuje na pannę o nienagannych manierach, a lata ćwiczeń pozwoliły udoskonalić nieskalane błędem pozy. Zestaw wyćwiczonych gestów wraz z całą gamą dostosowanych do sytuacji uśmiechów. Mogła brnąć w zaparte i próbować nadal sprawiać pozory, tylko po co udawać w towarzystwie tych, co nie pozwolą się już więcej oszukać? Przejrzał ją, zapunktował. Rzadko mu się to zdarzało, a tu proszę — jednak zapamiętał, jak zachowywać się przy Williamson, że należy zawsze trzymać gardę i mieć się na baczności. Pas nie opadł z łoskotem na podłogę, narzędzia wciąż trzymały się w szlufkach i kieszonkach, nikt ze służby czy domowników nie został zaalarmowany nagłym wypadkiem. Charlotte musi obejść się smakiem. Cmoka z udawanym niezadowoleniem i odruchowym gestem odgarnia za ucho wymykający się spod luźnego upięcia kosmyk włosów. - Widzę, że nadal masz do mnie słabość, skoro skupienie przychodzi ci z trudem - komentuje nieudane zaklęcie, bo i na tym polu Marvin poległ, zresztą wcale nie zaskakując. Prosty czar zepsułby zabawę i ukrócił triumf. Charlotte daruje sobie gromki śmiech i przyklaskiwanie, z takiego zachowania zdążyła już wyrosnąć. Zamiast tego odpycha się od futryny i robi krok, by mężczyznę wyminąć. Zatrzymuje się jednak i przystaje pod drabiną, powracając spojrzeniem do pokrytego zarostem policzka. Czy daje mu jeszcze jedną, ostatnią szansę, żeby się odgryźć? - Idę po kawę, przynieść ci też? Przysięgam, że do niej nie napluję - pyta zwyczajnym tonem, jakby wcale nie doszło tu właśnie do żadnej słownej potyczki. Wykonuje gest harcerskiego przyrzeczenia, drugą rękę chowając za plecami, sugerując, że trzyma skrzyżowane palce. Skąd ten nagły powiew sympatii, dobre serce i miłosierdzie? Czyżby dręczenie byłego już zdążyło się znudzić? |
Wiek : 23
Odmienność : Czarownica
Miejsce zamieszkania : North Hoatlilp
Zawód : studentka demonologii, asystentka w kancelarii Verity
Marvin Godfrey
WARIACYJNA : 13
SIŁA WOLI : 20
PŻ : 198
CHARYZMA : 2
SPRAWNOŚĆ : 14
WIEDZA : 2
TALENTY : 19
Miałby skomleć? Niedoczekanie. Ostatni raz, jak wierzył, okazał jej słabość w dniu, kiedy oszustwa wyszły na jaw. To był dzień, kiedy mogła dojrzeć w jego twarzy największą z rozpaczliwych rozpaczy, gdy przez moment nie chciał w ogóle uwierzyć w to, co zobaczył. Kiedy jeszcze usiłował negocjować z faktem zaistniałym i zmienić w rzeczywistości to, co niezmienialne. Już dawno przeszedł nad tym do porządku dziennego, co naznaczyły niekończące się rozmowy, których jak zauważył z czasem – zaczynał powoli mieć dosyć. Wreszcie urwał i ten skrawek wzajemnego kontaktu. Już dawno po wszystkim i Marvin nauczył się funkcjonować zupełnie inaczej. Oraz odpłacać się pięknym za nadobne. Gdyby tylko jeszcze umysł i magia nie spłatały mu figla. – A może wcale się nie pomyliłaś i po prostu zupełnie się nie rozwijam? – Odburknął, majstrując nad paskiem. Zacisnął go na odpowiednią długość – ciaśniej, niż spięty był jeszcze przed chwilą – i zablokował obie części taśmą zaciskową, potocznie trytytką. Te wielofunkcyjne cuda, w przeciwieństwie do magii, nigdy go nie zawiodły. W międzyczasie Charlotte zdążyła go już wyminąć, zostawiając po sobie subtelną mgiełkę zapachu, który w innych okolicznościach przyjemnie stłumiłby wszelkie opory. – Jedyne, czego w tej chwili potrzebuję, to kolejne skończone zlecenie. Proszę sobie nie przeszkadzać – panienka we własnym domu, podejmująca prostego robotnika kawą? Nawet, jeśli cieszyłby się kofeiną wolną od jej niecnych sztuczek, czy nie zakrawałoby to o skandal? Pochylił się, by podnieść upuszczony nożyk. – I widzę, że nawet po ostatnim, nie dość panience bycia na językach. Żadna kariera polityczna od tego nie zależy? – Ironizował, a jakże. Bo w dupie miał politykę. Niech się Williamsonom dobrze wiedzie na ich stołkach i niech dementują plotki o ciąży, ile wlezie. Dopóki nie angażują w to wszystko prostych ludzi. Nie zaszczycając jej już którymś z kolei przeciągłym spojrzeniem, wdrapał się na drabinę, żeby kontynuować swoją pracę. |
Wiek : 34
Odmienność : Słuchacz
Miejsce zamieszkania : Wallow
Zawód : Złota rączka
charlotte williamson
ILUZJI : 8
POWSTANIA : 20
SIŁA WOLI : 8
PŻ : 176
CHARYZMA : 13
SPRAWNOŚĆ : 9
WIEDZA : 3
TALENTY : 16
Boczy się, ewidentnie. Co ma na to Charlotte poradzić, że bawi się wyśmienicie, mogąc komuś wreszcie bezkarnie dopiec? W dodatku komuś, na czyim nieszczęściu jej zależy, a przynajmniej z takiego punktu wychodzi Williamson, mając wciąż w sercu niezaleczoną zadrę. Kłamstwa zostawiają najgłębsze bruzdy, raz wyrobione, ot tak nie nadają się do zasklepienia. Wciąż pamięta przelane przez niego łzy i poczucie żalu, jakie nie pozwalało ot tak się od niego odciąć. Był tym, kto miał poprawić opinię o przedstawicielach płci męskiej, udowodnić, że tak naprawdę wszystko zależy od osobnika, na jakiego się trafia, nie zaś potwierdzać, że to niezmiennie nieśmiertelna zasada. O ile wcześniej wzbraniała się wyłącznie przed instytucją małżeństwa, wciskanym na palec złotym krążkiem i wiążącym się zeń stosem pieluch, tak od dnia, w którym między nią a Marvinem wszystko zaczęło się sypać zrozumiała, że uniesienia serca są wyłącznie marnym żartem. Już ma odejść, wrócić do swoich zadań, wizualizując kubek parującej kawy, czarnej jak jej dusza i gorzkiej jak dziewicze łzy, kiedy z ust Godfreya padają słowa, jakich się Charlotte nie spodziewa. Po przejściu kilku kroków staje jak trafiona zaklęciem i wybałusza oczy, walcząc z tłumiącymi zawrotami głowy. - Pardon? - wyrzuca tylko z siebie, by odwrócić się zaraz na pięcie. Jedną ręką wspiera się na biodrze, palec wskazujący drugiej wymierza we wdrapującego się na drabinę czarownika. - Jeśli chcesz mi coś powiedzieć, to proszę bardzo, nie krępuj się. I nie panienkuj mi tutaj, bo jeszcze chwila, a się naprawdę obrażę - fuczy niczym rozżalona kotka. Panienką była lata temu, kiedy uczyła się jeździć na rowerze, rzucała pierwsze czary czy dostała swój pentakl. Wprawdzie do dziś podkreśla, by zwracano się doń per panno, nie zaś pani, lecz ta panienka wzburza krew gwałtowniej, niż by się Marvinowi mogło zdawać. - Wiesz, jaki jest twój problem? Masz zupełnie zaburzony system wartości i moralności. Nie potrafisz zrozumieć, ani docenić, kiedy ktoś wyciąga do ciebie rękę, ani teraz, ani wcześniej. Naprawdę sądzisz, że dzięki temu łatwiej ci będzie w życiu? |
Wiek : 23
Odmienność : Czarownica
Miejsce zamieszkania : North Hoatlilp
Zawód : studentka demonologii, asystentka w kancelarii Verity
Marvin Godfrey
WARIACYJNA : 13
SIŁA WOLI : 20
PŻ : 198
CHARYZMA : 2
SPRAWNOŚĆ : 14
WIEDZA : 2
TALENTY : 19
Trafił? A jakże. Trafił. A z tego wszystkiego aż ją trafiło. Bezkarnie dopiekając mu od momentu, gdy zauważyła jego obecność, raz poczuła to samo pieczenie, które on czuł od samego początku tej bezsensownej wymiany. Raz trafił tam, gdzie mógł celować od razu. Jego bruzdy okazały się nie płytsze od tych, które zaserwował ze swojej strony zaklinaczce. Miał ochotę przeklinać. To zlecenie, pojawienie się w tym domu, to że wstała z łóżka i zachciało jej się prać brudy pośrodku tak czystego korytarza. I że w ogóle miała ochotę z nim rozmawiać, zamiast po prostu go wyminąć, jak mija się stare, zakurzone popiersie albo każdego innego parobka, nie zaszczycając go nawet spojrzeniem zmęczonych, zielonych ocząt. Zatrzymał się w pół roku, cofnął. Spojrzał na nią pomiędzy stopniami drabiny, oparł się o nie łokciami… i podziwiał. – …się naprawdę obrazisz? – Parsknął. Im dalej szli w tym obrażaniu się wzajemnie, tym robiło się ciekawiej. Okazywało się bowiem, że Marvin do tej pory za mało się starał! – Proszę mi w takim razie wybaczyć, ale ta tytulatura prostego człowieka po prostu przerasta. Mogłem się uczyć, kiedy był czas, ale wtedy pozostawałem błogo nieświadomy, że obcuję z Księżniczką – to, co zamarkował po tych słowach, w pewnych warunkach mogłoby być uznane za ukłon. Wylewał w tej chwili z siebie cały nagromadzony żal, a tym łatwiej mu było, im bardziej Charlotte udawała, że czuje się dobrze. Może powinien być mądrzejszy i postępować grzeczniej, ale nawet za jej grzecznością stała jakaś intryga. To spychało go do wiecznej defensywy. A nie lubił być w defensywie. Nawet, gdy chodziło o kobietę. A może zwłaszcza. – To wróćmy do tego, bo kiedy konkretnie wyciągnęłaś do mnie rękę? I dlaczego uważasz, że chciałbym starać się o to, żeby mieć łatwiej w życiu akurat za twoją sprawą? Sugerujesz, że powinienem cię wykorzystać? – Gdyby brwi mogły sięgnąć nieba, te Marvina niewątpliwie właśnie to by zrobiły – aż tak jesteś zdesperowana? |
Wiek : 34
Odmienność : Słuchacz
Miejsce zamieszkania : Wallow
Zawód : Złota rączka
charlotte williamson
ILUZJI : 8
POWSTANIA : 20
SIŁA WOLI : 8
PŻ : 176
CHARYZMA : 13
SPRAWNOŚĆ : 9
WIEDZA : 3
TALENTY : 16
Godfrey ma w sobie za dużo przyzwoitości, a może zbyt miękki tyłek, by pchać się tam, gdzie nie czuje się zbyt pewnie. Nie ma też najłatwiejszego zadania, stawać w szranki z mistrzynią zamęczania innych. Biegła jest w swoim fachu i nie zamierza oddawać korony, nawet jeśli choć trochę się odsłania, pozwalając, by wymierzył nieco celniej. Za mało starał się przez całe swoje życie, także pozostając w trudnej relacji z Charlotte, jak i nie walcząc o to, by poskładać sypiący się domek z kart. Ich związek od samego już początku nie miał prawa bytu, jednak przez chwilę oboje się oszukiwali, że nie ma rzeczy niemożliwych. Polegli na polu bitwy, po dzień dzisiejszy liżąc rany. - Widzisz, to twój kolejny problem, Marvin. Jakbyś od początku traktował mnie tak, jak powinieneś, nic z tych rzeczy nie miałoby miejsca. - Co konkretnie by się nie wydarzyło? Nigdy by się nie poznali, nie zbliżyli do siebie? Trzymaliby się na dystans, ręce blisko ciała, odwracali spojrzenia? A może schowaliby dumę do kieszeni, wspólnie próbując zawalczyć o to, co nigdy nie było im pisane? Williamson udaje całe swoje życie, odgrywa rozmaite role, najczęściej wcielając się we wzór cnót, córkę idealną, ambitną studentkę, uczynną pannicę, miłosierną i dobrotliwą. Tak różna od jej własnej postawa potrzebuje znaleźć równowagę, odbijając się gwałtowną kontrą, tym mocniej odbiegającą od codzienności koncepcją. Nie chce dać się w niej zatracić, z trudem balansuje, szukając złotego środka, który zwyczajnie nie istnieje. - W tym jednym masz rację. Muszę być zdesperowana, by z tobą rozmawiać, ale dziękuję za przypomnienie, że popełniam błąd. To się już więcej nie powt… - urywa wpół słowa, kiedy nagle męska twarz rozmazuje się przed oczami. Nadciąga oblewająca całe ciało fala gorąca, serce kołacze się w piersi, z coraz większym trudem pompując krew. W jednej chwili kolana miękną Charlotte i czarownica traci równowagę, nie zdążywszy wnieść na to sprzeciwu. |
Wiek : 23
Odmienność : Czarownica
Miejsce zamieszkania : North Hoatlilp
Zawód : studentka demonologii, asystentka w kancelarii Verity
Marvin Godfrey
WARIACYJNA : 13
SIŁA WOLI : 20
PŻ : 198
CHARYZMA : 2
SPRAWNOŚĆ : 14
WIEDZA : 2
TALENTY : 19
Gdy Marvin podejmował próby dręczenia kogokolwiek, oznaczało to jedno – że oto został postawiony pod ścianą i szuka ostatecznego ratunku. Częstokroć przygotowywał się do takiego rozwiązania już na zaś, ale nigdy nie dźgał pierwszy – jak w honorowym pojedynku, zostawiał pole do działania przeciwnikowi. Gdy ten naruszył cienką linię sojuszu i przystępował do ataku, Godfrey pozwalał sobie na zwolnienie hamulców i skuteczny kontratak. Charlotte nie była wyjątkiem. Już dawno nie. W pierwszym odruchu może gotów był dać się raz jeszcze skopać, gdyby nie tkwiący w nim głęboko uraz i poczucie bycia tak bardzo oszukanym, że z rozpaczy miało się ochotę wyć do księżyca. Dlatego zachował się jak dzieciak. I dlatego przyjdzie mu tego żałować. – Może nie wiem, jak powinienem cię traktować? – Dodał nieco ciszej jakby w obawie, że jednak ktoś może przysłuchiwać się tej rozmowie w tym pozornie pustym domu – takie miejsca nigdy nie pozostawały kompletnie puste i zawsze gdzieś w cieniu jakiegoś kąta mógł znaleźć się ktoś, komu zależało na informacji. Jakiejkolwiek. Wiedział o tym bardzo dobrze, nie urodził się wczoraj, a informacje były towarem, o jaki często zabijano. Dlatego milczał na temat swojego daru. Nie powiedział o tym nawet jej. Westchnął, naprawdę nie chcąc słuchać już tego dłużej. Dowiedzenie się teraz o tym, że w istocie, Charlotte była zdesperowana, podziałałoby jak walec na jego już dostatecznie skrwawiony i dogorywający afekt. I może zdążyłby przez to siarczyście zakląć w duchu, gdyby zaklinaczka była w stanie w ogóle dokończyć zdanie. Ktoś bardziej złośliwy niż Marvin w tej sytuacji pomyślałby kąśliwie, że dziewczynie przegrzały się przewody w momencie, kiedy musiała przyznać się do popełnionego błędu. Ale nie Marvin. On zeskoczył z drabiny w tempie tak błyskawicznym, że przedmiot pod wpływem działającej na niego siły nieomal złożył się w powietrzu. Trzasnęło tylko, a on już był przy niej, gdy drabina o którą dopiero co się opierał wciąż jeszcze kiwała się na boki grożąc wywróceniem. Szczędząc już słowa, przyjrzał się raz jeszcze jej twarzy – szczuplejsza, bardziej zapadnięta przez zmęczenie i przykre doświadczenie końcówki miesiąca, ale żywa. I równie piękna jak wtedy. Wsłuchał się w jej oddech i wyczuł pod palcami drżące, nitkowate oznaki życia, które na ułamek sekundy zmieniły rytm na bardziej zdecydowany. Medyk był z niego żaden, ale dłońmi, nawet spracowanymi, wyczuwał potrzebne niuanse i wywnioskował jedno. Wszystko, czego dotknął wciąż podtrzymywało kobietę przy życiu. Odetchnął. Z szacunku dla ich wspólnej przeszłości powstrzymał ciekawskie podszepty, by prawdziwie i w pełni poznać jej uczucia. Te obecne, jak i te z przeszłości. Nie. Niezależnie od ewentualnych protestów dźwignął ją, by wynieść w miejsce, z którego wcześniej przyszła. Nie zatrzymując wzroku na dłużej na żadnym obecnym w pokoju obiekcie, skierował kroki prosto do łóżka. Ułożył ją wygodnie, odgarnął włosy z czoła. – Koniec złośliwości. Teraz odpocznij, z łaski swojej – szepnął i odszedł, zatrzaskując za sobą drzwi. Kilka minut później w progu pojawiła się Lucy z kawą i śniadaniem – absolutnie przekonana o tym, że to panna Williamson zażyczyła sobie, by Godfrey zlazł na chwilę z drabiny i poprosił ją o przyniesienie Charlotte wszystkiego, czego ta potrzebowała. Skręcanie drutów w żyrandolu tymczasem dobiegało już końca. |
Wiek : 34
Odmienność : Słuchacz
Miejsce zamieszkania : Wallow
Zawód : Złota rączka