ŁUKI ARADII W południowej części Placu Aradii dawno temu wzniesiono dwa eleganckie, marmurowe łuki; latem porasta je zielony bluszcz, zapewniając spacerowiczom cień, okolicy z kolei - wyjątkowego uroku. Miejsce pod łukami dla wielu czarowników od zawsze było idealnym punktem orientacyjnym; to tutaj umawiają się przyjaciele oraz zakochane pary, z kolei matki z dziećmi odnajdują chwilę wytchnienia od zgiełku panującego na głównej części Placu Aradii. O czystość i renowację Łuków Aradii od zawsze dbał Kościół, miejsce to więc darzone jest należytym szacunkiem. |
Wiek : ∞
Miejsce zamieszkania : Piekło
Zawód : Guru sekty satanistycznej
7 marca 1985 roku po godzinie 12 Nadpalona kamienica — Sebastian Verity, Judith Carter, Imani Padmore Pożar, który trawił Plac Aradii, dosięgnął również jedną z kamienic sąsiądującą z Łukami Aradii. Jej zrujnowana elewacja dołączyła do gruzów zalegających na samym Placu. Kamienie różnych kształtów i rozmiarów, rozorana kostka brukowa, nadpalone i zwęglone deski — to wszystko wymaga pracy fizycznej oraz załadowania na taczki, z których następnie należy przesypać gruzy na wozy wywożące je poza granice Deadberry. Nieopodal nadpalonej kamienicy wyznaczono również miejsce na ewentualne odprawienie rytuałów ochronnych.
Stoiska kramarzy — Johan van der Decken, Vittoria L’Orfevre, Roche Faust Nieopodal Łuków Aradii od wielu lat cyklicznie pojawiały się drewniane budki z kramami, na których każdy z odwiedzających Plac mógł kupić drobne pamiątki, słodkie przekąski i bibeloty o wątpliwej jakości. Wydarzenia z dwudziestego szóstego lutego zamieniły kilka kramów w płonące zgliszcza; dziś możecie spotkać tu ich właścicieli, którzy rozpaczają po utracie jedynego sposobu na zarobek i potrzebują waszego wsparcia oraz zrozumienia. Postaci NPC wymyślacie oraz prowadzicie sami pamiętając jedynie o tym, że to drobni, niemajętni biznesmeni, którzy utrzymywali się ze sprzedaży na kramach.
Zasady 1. Zjawa nie bierze czynnego udziału w tematach z odbudową. Sami określacie, jak wykonujecie prace oraz prowadzicie ewentualnych NPC; nie wykluczam interwencji w tematach, chociaż ta będzie odbywać się wyłącznie w razie konieczności lub na wyraźną prośbę graczy. 2. W temacie obecne są dwie grupy postaci po trzy osoby — chociaż dzielicie temat, znajdujecie się w różnych, nieodległych częściach danej lokacji. Możecie założyć, że dostrzegacie z daleka członków innej grupy. Każda grupa rozgrywa własny wątek; aby uniknąć pomyłek, zachęcam, by na początku swoich postów zaznaczać, do jakich postaci jest kierowany. 3. Każda z grup posiada własne k6 — możecie, ale nie musicie wykonywać rzutu kością. Jej celem jest urozmaicenie rozgrywki, nie nadanie jej głównego nurtu. W ramach jednej puli k6 każda postać może wykonać tylko jeden rzut. 4. Istnieje możliwość zmiany grupy w ramach jednego tematu — jeśli postać z grupy A zdecyduje się podejść do grupy B, wystarczy zaznaczyć to w poście. Wtedy zyskuje również możliwość rzutu k6 na pulę przydzieloną drugiej grupie w danym temacie; także w tym wypadku może wykonać maksymalnie jeden rzut. 5. Jeśli postać chce zmienić grupę pomiędzy tematami — z powodów różnorakich — proszę najpierw o informację do organizatora. 6. Aby odbudowa została uznana przez Mistrza Gry, powinniście stosować się do zasad opisanych w ogólnoforumowym wydarzeniu Pomożecie? Pomożemy. Wątek musi składać się z pięciu postów na minimum 250 słów i odnosić się do zadań określonych w wydarzeniu. Nie zostaną zaliczone rozgrywki, w których postaci prowadzą prywatną dyskusję i nie wykonują zadań. 7. Każda grupa ma dokładnie miesiąc na rozegranie swoich zadań w temacie. Do najpóźniej 21.09.2023 powinniście zakończyć wątki w tematach z odbudową; jeśli zrobicie to wcześniej, zachęcam do powrotu na Plac Mniejszy, możecie także uznać, że to koniec zabawy i zakończyć grę. Jeśli do 21.09. prace nie będą ukończone lub wątek przystanie z uwagi na nieodpisujących współgraczy, Zjawa pomoże w jego rozliczeniu. 8. Po zakończeniu wątku z odbudową, nie zgłaszajcie tego w temacie z ogólnoforumowym wydarzeniem, Zjawa zrobi to za Was. |
Wiek : 666
Imani Padmore
ANATOMICZNA : 2
NATURY : 20
POWSTANIA : 7
SIŁA WOLI : 6
PŻ : 162
CHARYZMA : 8
SPRAWNOŚĆ : 3
WIEDZA : 13
TALENTY : 10
Jak na razie wszyscy się ze sobą zgadzali i nawet jeśli to było tylko pozorne, to dawało nadzieję, że ludzie z czasem naprawdę uwierzą we frazesy o zgodzie i współpracy, a to już miało szanse zrobić wiele dobrego. Nawet Sebastian postanowił dać datek, a przynajmniej tak zakładała, śledząc go chwilę kątem oka. Zgodnie ze wskazówkami wprost ze sceny ich trójka - czyli Imani Padmore, Sebastian Verity oraz Judith Carter - ruszyli w stronę łuków Aradii, aby tam pomóc w doprowadzaniu miasta do ładu. Padmore już się cieszyła w duchu, że przechodzą do rzeczy i ochoczo szła na miejsce, nie kryjąc uśmiechu, który pewnie jej przygaśnie od wysiłku, ale to nic. Była przyzwyczajona do wprowadzania porządku, a nawet używania siły fizycznej, gdy wszystkie męskie ręce robiły przy jeszcze cięższych robotach. Choć oczywiście do przenoszenia wielgachnych kawałków gruzu się nie nadawała. Jeszcze by trafiła do szpitala po nadwyrężeniu kręgosłupa i tyle by było z jej zaangażowania się. Podeszli do nadpalonej kamienicy, przy której wyznaczono również miejsce na ewentualne odprawienie rytuałów ochronnych. Imani ze smutkiem spojrzała na zrujnowaną elewację, kamienie różnych kształtów i rozmiarów, rozoraną kostkę brukową oraz nadpalone i zwęglone deski. To wymagało tyle pracy, tyle wywożenia gruzu... Szkoda, że Joe nie mógł z nią przyjść. Z pewnością wniósłby więcej niż ona w pomoc miastu. Z drugiej lepsza jej pomoc niż żadna, prawda? Imani odwróciła się do swoich towarzyszy z pokrzepiającym uśmiechem gotowym do działania. Może teraz to był smutny widok, ale jacy będą dumni z siebie, gdy skończą! - To co, zaczynamy od rytuałów czy wywiezienia gruzu? - spytała, bo na zastany widok tylko te dwa zadania wpadły jej do głowy. |
Wiek : 30
Odmienność : Czarownica
Miejsce zamieszkania : Wallow
Zawód : gospodyni domowa, pomaga mężowi
Sebastian Verity
ODPYCHANIA : 25
SIŁA WOLI : 24
PŻ : 192
CHARYZMA : 9
SPRAWNOŚĆ : 9
WIEDZA : 8
TALENTY : 19
Sebastian, Judith i Imani we trójkę zostają oddelegowani do Łuku Aradii, gdzie zastają druzgoczący widok. Druzgoczący przede wszystkim dla okolicznych mieszkańców i częstych bywalców dzielnicy. Sebastian sam czuje się nietęgo, patrząc na gruzy, rozpadającą się elewację i nadpalone oraz spalone doszczętnie elementy budynku. Mógłby pomyśleć, że patrząc na to, łatwo sobie wyobrazić przebieg zdarzeń. Ale to nieprawda. Horror opisywany w raportach i relacjach świadków nijak ma się do tego, co reprezentuje sobą kamienica. Jedyne co jest w stanie sobie wyobrazić, to chaos i popłoch, jakie musiały kierować każdym obecnym tutaj tamtego dnia. Wspomnienia tych ludzi odbiły na łuku swoje piętno i o ile namacalne dowody tragedii są martwiące, to nie na nich Sebastian skupia się w pierwszym odruchu. To miejsce potrzebuje ukojenia, oczyszczenia. Należy prosić Lucyfera o łaskę, o pobłogosławienie okolicy swoim blaskiem i o przyniesienie jej spokoju, aby zetrzeć niewidoczną, oblepiającą Łuk Aradii sadzę stworzoną ze złej energii i przykrych doświadczeń. – Przeprowadzę rytuał oczyszczenia – obwieszcza swoim towarzyszkom, wciąż rozglądając się powoli, uważnie po okolicy. – Będzie najszybciej, jak załaduję wam taczki, a wy wyładujecie je do ciężarówek – proponuje, bo wypada mu jako jedynemu mężczyźnie w grupie. Nawet jeśli Judith jest gwardzistką i nie podważa jej kondycji, to przerzucanie cegieł wciąż nie wydaje się stosowną dla niej robotą. Choć nie łudzi się, że posłusznie na to przystanie, choćby z samego tytułu tego, że propozycja wyszła z ust Sebastiana. Warto spróbować. – Zaraz wracam. – Udaje się w stronę miejsca wydzielonego na rytuały i rozkłada czerwone świece w odpowiednich miejscach pentagramu przygotowanego wcześniej przez organizatorów. Wchodzi w środek pentagramu i zbiera skupienie tak, jak robi to za każdym rytuałem, który przychodzi mu odprawiać. – Abi, mala vis! Noli turbare familiam! Abi, nec redi. Abi, mala vis! Noli turbare familiam! Abi, nec redi. Rzut: rytuał oczyszczenia | Magia odpychania +25 |
Wiek : 49
Odmienność : Czarownik
Miejsce zamieszkania : North Hoatlilp
Zawód : Starszy Oficer (Protektor), Czarna Gwardia
Stwórca
The member 'Sebastian Verity' has done the following action : Rzut kością 'k100' : 8 |
Wiek : ∞
Miejsce zamieszkania : Piekło
Zawód : Guru satanistycznej sekty
Judith Carter
ANATOMICZNA : 1
NATURY : 5
ODPYCHANIA : 30
WARIACYJNA : 1
SIŁA WOLI : 20
PŻ : 180
CHARYZMA : 9
SPRAWNOŚĆ : 5
WIEDZA : 13
TALENTY : 24
Mogłabym dalej rozważać na temat natury jarmarku – dobry czy zły? Potrzebny czy niepotrzebny? Oraz – czy takie wieczory jak ten faktycznie powinny przyjmować jego formę? Ale nie było sensu. Debaty polityczne i inne dysputy nigdy mnie nie interesowały, nie było sensu strzępić gęby, bo i tak by to niczego nie wniosło, dlatego nie odpowiedziałam w żaden sposób szanownemu panu Verity. W jednym miał rację – niedawno miasto obchodziło stypę, umarł młody Abernathy. Cokolwiek o tej rodzinie myślałam, to nadal szkoda dla magicznego społeczeństwa. Oby znalazł ukojenie w świetle Lucyfera. Nie umknęła mojej uwadze ta wymiana zdań między żoną Verity’ego a drugim Veritym, który żony nie miał, ale bardziej zainteresowała mnie ta jego wycieczka kilka kroków dalej, nurkując w tłum. Uniosłam kącik ust, dostrzegając, co chce zrobić, a nawet lepiej – dlaczego chce to zrobić. Niedaleko błyskał flesz. Rozumiem intencje, ale niech nie myśli, że o tym zapomnę. Tymczasem pierdolenie nareszcie zaczęło przeradzać się w działanie, trzeba było jeszcze wytrzymać kilka oklasków i przeszliśmy do części, na którą wszyscy czekaliśmy. Aż byłam w szoku, gdy wolontariusz pokierował całą naszą kowenową trójkę do jednego miejsca. Co za przypadek. Dotarliśmy w okolice zrujnowanej kamienicy. Jej widok nawet mnie nie zdziwił. Byłam świadkiem, jak ziemia pękała mi pod stopami i jak gówniarz, który powinien być martwy, ożył, a na dodatek odrosła mu ręka, którą sama odstrzeliłam. Spalony budynek nie był więc za bardzo przejmującym widokiem jak na to, co widziałam ostatnimi czasy. Jeszcze nie do końca doszliśmy na miejsce, ale wystarczająco wydarliśmy się z tłumu, żebym mogła zarzucić: — Jak tam, pani paparazzi poleciała na wypchany portfel? Nie byłabym sobą, gdybym była inna. Może cel szczytny i usprawiedliwiony, ale był też świetną podkładką do dopiekania Sebastianowi. To najwidoczniej moje osobiste hobby. Każdy ma jakiegoś bzika. Padmore z Veritym chcą się wziąć od razu do roboty, co im się chwali, nie lubię marnować czasu. Chcę już powiedzieć, że najbardziej sensownym będzie pozbycie się gruzu, ale jedyny samiec w tej drużynie pilnuje swojego terytorium, więc co ja mam do gadania. Opieram się o najbliższą taczkę, przysiadając na niej półdupkiem, i obserwuję, jak Verity odchodzi do miejsca przeznaczonego na rytuały. Patrzę, jak wyciąga świece, schyla się, żeby je ułożyć i przekręca nieświadomie tyłek w kilka stron, nim rozpocznie… Fuj, Judith. To przecież Sebastian i między Wami nic się nie zadziało, jak mogłaś zapomnieć i zwracać uwagę na jego tyłek? Poniekąd całkiem kształtny, umięśniony… Dość. Przenoszę spojrzenie na Imani. Skoro samiec alfa opuścił stado samic, nie pozostaje nic innego, jak ploteczki. Tak pewnie zrobiłaby jakaś Overtoneówna, czy coś. — Tego samego dnia, jak tutaj się to wszystko zadziało, byłam w Maywater. Tam też był niezły Armagedon. – Przetrzepuję kieszenie w poszukiwaniu fajek. Kurwa, nie wzięłam ich. – Był tam też mały Padmore ze swoją przyjaciółeczką, Bloodworth. Nie chciał spierdolić, a potem trząsł się jak osika, przeszło mu? Nie wiem czemu mnie to interesuje i nie wiem, czy Imani i Laurie to w ogóle jakaś bliższa rodzina była. Może przecież nie wiedzieć. Wzdycham krótko, gapiąc się w zachmurzone niebo zwiastujące nadejście wczesnej wiosny. — Szybciej byłoby, jakbym zadzwoniła po chłopaków z firmy. Pomogliby w sprzątaniu. Nie zatrudniamy w końcu jedynie niemagicznych myśliwych, dbamy o to, aby miał kto polować również na piekielne bestie. Potem są tylko problemy, jak się taki pozbawiony magii natknie na takiego barghesta. Ciężko potem wytłumaczyć, że nażarł się grzybów, a my nie lubimy mieć problemów z Gwardią. Nie, od kiedy ja tutaj jestem. I nie – ogólnie. Z braku laku oglądam się na wszystkie strony. Gdzieś po drugiej stronie dostrzegam van der Deckena. Nie rozmawiałam z nim w zasadzie od czasu Maywater, nie, żebym jakoś tęskniła, ale jak na van der Deckena to nawet spoko koleś. Wzdycham, patrzę na zrujnowaną kamienicę, a potem pod swojego buta. Niedawno widziałam Paganiniego ze srajtaśmą pod podeszwą, a teraz mi się coś przyczepiło. Nachylam się, patrzę na skrawek brudnego papieru, a potem wyczytuję, że to bon na jakiś darmowy wypiek. — Będzie pod jakiegoś winiacza – rzucam mimochodem, patrząc na Padmore. Nie wiem, czy pije alkohol, ale jak nie, to niech żałuje. Niepijący nie jedzą ciasta. Nieobecni też, więc wychodzi na to, że całe dla mnie. Rzut na losowe zdarzenie: 5 |
Wiek : 48
Odmienność : Czarownica
Miejsce zamieszkania : Cripple Rock
Zawód : starsza oficer sumiennych w Czarnej Gwardii
Imani Padmore
ANATOMICZNA : 2
NATURY : 20
POWSTANIA : 7
SIŁA WOLI : 6
PŻ : 162
CHARYZMA : 8
SPRAWNOŚĆ : 3
WIEDZA : 13
TALENTY : 10
Jej towarzysze na szczęście również byli z tych, którzy chętnie palili się do roboty, dlatego już wkrótce ustalali plan działania. Sebastian, jako jedyny mężczyzna w ich grupie, zaoferował się z przerzucaniem gruzu na taczki, uwzględniając że ma prawdopodobnie więcej siły od ich obu - choć może Imani po prostu się nie doceniała. W końcu to nie tak, że tylko i leżała i pachniała w swoim domu w Wallow. Co to, to nie. Sporo robiła na farmie, wychowywała dzieci, co wiązało się również z bieganiem za nimi, a jak miała czas to lubiła poćwiczyć fizycznie. Z pewnością nie była więc słabą niewiastą. W dalszym jednak ciągu musiała oddać, że mogła być najsłabszą osobą w tym towarzystwie. No cóż. Zawsze ktoś musi być naj, prawda? I nie zawsze może być to pozytywne, w końcu każdy musi mieć jakieś wady. - Jeśli ci to pasuje, to mogę na to przystać - Padmore mu odpowiedziała z uśmiechem. Mężczyzna jednak postanowił zacząć od rytuału, a że Imani nie chciała tracić ich czasu, to od razu zaczęła rozglądać się za łopatą. Gdy jej szukała, Judith ją zagadała. Padmore, sięgając po łopatę, odpowiedziała: - Słyszałam, że w Maywater niestety też nie było za wesoło. Myślałam, czy tam również nie pojechać, by coś pomóc - nie potrzebowała w końcu świadków, by obserwowali, ile robi ani całego wiecu, by się zmobilizować do działań innych niż robiła rutynowo. Oczywiście kochała swoje nudne życie, ale jeśli sytuacja tego wymagała, potrafiła się od niego oderwać. Dla dobra swojej rodziny zrobiłaby w końcu naprawdę wiele. - Niestety nie wiem - nie była nawet pewna, czy wiedziała, o jakiego członka jej rodziny chodzi. Spróbowała już wrzucić mniejsze kawałki gruzu na jedną z taczek, kontynuując rozmowę z Carter. - Jak możesz to zrobić to myślę, że nie ma co się długo nad tym zastanawiać - stwierdziła wesoło, bo na myśl, że mogli mieć całą ekipę, by doprowadzić to miejsce do ładu, od razu zrobiło jej się lepiej. A skoro kobieta o tym wspominała to zakładała, że dla niej to nie był problem. Oderwała się na chwilę od roboty, patrząc na świstek papieru trzymany przez koleżankę. - Winiacza? A już myślałam, że chcesz ten bimber ode mnie - rzuciła zaczepnie w ramach żartu. |
Wiek : 30
Odmienność : Czarownica
Miejsce zamieszkania : Wallow
Zawód : gospodyni domowa, pomaga mężowi
Sebastian Verity
ODPYCHANIA : 25
SIŁA WOLI : 24
PŻ : 192
CHARYZMA : 9
SPRAWNOŚĆ : 9
WIEDZA : 8
TALENTY : 19
Usłyszawszy komentarz Judith, Sebastian kroczy dalej niewzruszenie przed siebie, nie zaszczycając jej spojrzeniem, choć na jego usta wstępuje ledwie widoczny uśmiech. No, no, Judith naprawdę musi wodzić za nim wzorkiem, skoro dostrzega takie szczegóły. Powinien zacząć pobierać za to opłaty. – To się okaże – stwierdza z rozbawieniem. Nie bądź zazdrosna, ma na końcu języka, ale coś powstrzymuje cisnące się do gardła słowa. Jeszcze kilka dni temu wypowiedziałby je bez wahania. Wiedzieliby, że to żart, nikt nie zwróciłby na to uwagi, ot Sebastian, będący Sebastianem. Ale teraz ugryzł się w język, jakby sądząc, że podobny komentarz może zostać opacznie zrozumiany. Niedobrze. Stosunki między nimi nie powinny zmienić się w taki sposób. Chciałby naprawić swój błąd, ale od krótkiej odpowiedzi minęło zbyt dużo czasu, by uzupełnienie jej nie brzmiało żałośnie nieswojo. Zostaje więc z tymi niewygodnymi myślami, aż odpędza je na rzecz zniszczonej kamienicy i rytuału. To na tym powinien się teraz skupić. Po udanym rytuale wraca do kobiet, akurat kiedy ich rozmowa sprowadza się do wina i bimbru. Sebastian parska niewstrzymanie. – Spokojnie, Imani, przy tej alkoholiczce nic się nie zmarnuje – rzuca bez krępacji, posyłając Judith zaczepne spojrzenie. Nie traci czasu i zaczyna wspomagać panią Padmore swoją pomocą, sprawnie łapiąc za większe kawały gruzu, by przenieść je do stojących obok taczek. Mimowolnie zerka w stronę kostki Judith, przypominając sobie o jej ranie. Minęło już trochę czasu, ale ta była poważna, a ona przecież nie dała jej nawet odpocząć – kto jak kto, ale Judith nie migałaby się od pracy przez poranioną kostkę. Ale żeby jeszcze dodatkowo ją przeciążać, zgłaszając się na ochotnika do roboty fizycznej… Co go to obchodzi? Czy to jakaś choroba, że robi z niej niedołężną tylko dlatego, że się ze sobą przespali? To przecież nadal ta sama Judith. Opanuj się, chłopie, przestrzeliłaby ci jajca, gdyby usłyszała twoje myśli. Na szczęście to mu nie grozi. Może jednak powinni o tym pogadać, przeszliby nad tym dziwnym tokiem zdarzeń do normalności i mógłby wrócić do siebie. Teraz ilekroć widzi Judith, jego myśli odwalają niestworzone wygibasy. Jest na to zdecydowanie za stary i zbyt zajęty. Na chwilę zatrzymał się z kawałkiem betonu w drodze do taczki i utkwił w Judith podejrzliwe spojrzenie. – Żadnych "ale", pani Carter? |
Wiek : 49
Odmienność : Czarownik
Miejsce zamieszkania : North Hoatlilp
Zawód : Starszy Oficer (Protektor), Czarna Gwardia
Judith Carter
ANATOMICZNA : 1
NATURY : 5
ODPYCHANIA : 30
WARIACYJNA : 1
SIŁA WOLI : 20
PŻ : 180
CHARYZMA : 9
SPRAWNOŚĆ : 5
WIEDZA : 13
TALENTY : 24
Wzruszam ramionami, słysząc o chęci niesienia pomocy Maywater. Maywater jest rejonem van der Deckenów, co ja mam im się tam wpierdalać i porządki robić. Tak samo w Cripple Rock bym się nawet nie wahała i brała już chłopaków, ale zniszczenia były akurat na tym zakątku, który nie był mój. Drażniło mnie to, bo jeśli jakaś bestia spierdoliła Lanthierom, zaburzy cały sezon polowań, a przynajmniej jego część, a najgorsze, że wiedziałam, że to nie ich wina. Ale mogę ich zawsze obwiniać za opierdalanie się. Imani najwidoczniej nie zna Lauriego i jakoś spływa to po mnie jak po kaczce. Gówniarz się nie słuchał, chociaż i tak nie skończył tak źle, jak skończyć mogła Bloodworthówna. Jak mnie wkurwiają takie osoby, które chcą za wszelką cenę, na paluszkach, jak jebane Królewny Śnieżki czy inne Kopciuszki przynieść pomoc każdemu rannemu, uspokoić, uśmierzyć ból. Pierdolenie. Cackanie się z pierdołami. Z takimi trzeba twardo, albo w życiu się nie ogarną. Raz poboli, raz się poboją, potem już nie będą się bali. I nie będą tacy durni. Słyszę od Padmore aprobatę, ale słyszałam ją też na dosłownie każdy inny pomysł, jaki dzisiaj padł. Pomysł Sebastiana, pomysł Williamsona, gadanie Veritych… spoglądam na nią z uniesioną brwią. Kobieto, miej trochę jaj. Albo chociaż własne zdanie. A co ja ją będę uczyć jak żyć, kobita ma z trzydzieści lat i dzieci, to ona powinna je uczyć, jak żyć. Coś mi się zdaje, że wyrosną na takie same pierdoły jak mój nieżyjący już mąż. Nie wróży to zbyt dobrze. Wraca niszczyciel dobrej zabawy, za co zostaje trzepnięty (wcale nie tak lekko, w końcu nie lubi delikatnie) przeze mnie w ramię. No dobra, może jestem alkoholiczką, ale wcale może nie chcę o tym słuchać, co? Poza tym to chyba pierwszy raz od tamtego razu, jak mamy kontakt fizyczny. Nie wiem, czy to dobrze. — Żebyś Ty był takim abstynentem, na jakiego się kreujesz – rzucam mu słodko, choć w oczach mam chęć morderstwa. Nie przekonuje mnie ta chęć morderstwa, taka słaba jak na moje możliwości, ale pozory przynajmniej są zachowane. Przynajmniej nie siedzimy jak ciołki kilka dni temu w jego domu i nie czekamy, aż nam świerszcze coś podegrają. Wyczuwam postęp. — Ale ten bimber też wezmę. – Żeby Padmore go jeszcze komuś nie przehandlowała, o dobry towar trzeba się bić. Dobra, wystarczająco czasu spędziłam na ploteczkach. Odbijam się od taczki i lezę w stronę placu. Do budki telefonicznej jest kawałek, ale powinnam zdążyć. Mimowolnie oczy odwracają mi się za dupą Verity’ego. Kurwa, nie wiedziałam do tej pory, że ma taką fajną… Nerwowo podnoszę wzrok, łapiąc sama siebie, że znowu się gapię na jego, kuźwa, dupę, po czym spoglądam najpierw na jego twarz – Sebastian też na mnie patrzy, z tym tylko, że jakoś niżej. Marszczę brwi, ale nie mam czasu się zastanowić, bo spoglądam na Padmore, jakbym chciała wybadać, ile ta zdążyła zobaczyć. Mam nadzieję, że cegły były bardziej zajmujące. Zatrzymuję się, słysząc jeszcze zaczepkę Sebastiana. Przechodzą mnie dreszcze, że może jednak dostrzegł i teraz się odgryza. Cholera. Milczę przez chwilę, przyglądając się mu przez parę ładnych sekund, jakby mi zabrakło języka w gębie. Faktycznie, zabrakło powodów do ale. Nagle. Kurwa, powinnam się ogarnąć. Może powinnam zacząć go unikać. Przestać się z nim spotykać. Może wtedy bym doszła do siebie. Nie chcę tego robić, mimo wszystko lubię jego towarzystwo, ale przez to zachowuję się jak ostatni zjeb. Jak nie ja. Otwieram gębę parę sekund później: — Ale przestańcie pierdolić i weźcie się do roboty, zamiast układać świeczki. Tak zdecydowanie lepiej. Docieram do budki po kilku minutach marszu. Nie powinnam przeciążać kostki, ale już się przyzwyczaiłam do skutków ubocznych po przepaleniu. Nawet bolało już trochę mniej, nie było tak źle. Jak się owinęło jakimś bandażem albo czymś miękkim, było nawet całkiem znośnie. — Billy – rzucam na powitanie. — Pani Carter? Tak, jak się umawialiśmy? — Ta, przyślij chłopaków pod łuk Aradii, tutaj jesteśmy. Kilku, ze trzech wystarczy. Samych magicznych. Nie opierdalajcie się. — Jasne, już jedziemy. Krótko i sprawnie. Chowam do kieszeni numer telefonu, po czym wracam na miejsce. Chcieli ale? Proszę bardzo. — Jeszcze żeście nie posprzątali? Było to fizycznie niemożliwe, ale w kąciku ust błąka się ledwie widoczny uśmiech. — Wszystko trzeba robić za Was – kręcę głową, niepocieszona, choć w praktyce wcale tak nie czuję. Łapię za łopatę i z trzaskiem nabieram na nią trochę soczystego gruzu, który za moment ląduje na losowej taczce. |
Wiek : 48
Odmienność : Czarownica
Miejsce zamieszkania : Cripple Rock
Zawód : starsza oficer sumiennych w Czarnej Gwardii
Imani Padmore
ANATOMICZNA : 2
NATURY : 20
POWSTANIA : 7
SIŁA WOLI : 6
PŻ : 162
CHARYZMA : 8
SPRAWNOŚĆ : 3
WIEDZA : 13
TALENTY : 10
Zaśmiała się lekko, słysząc komentarz Sebastiana na picie Judith. - Wolę chyba nie wiedzieć, w jakich okolicznościach to odkryłeś - rzuciła żartobliwie. W końcu nie zamierzała ich oceniać, na to sobie by pozwoliła jedynie z nieletnimi gówniarzami. W międzyczasie dokończyła wrzucać mniejsze kawałki gruzu na jedną z taczek uznając, że trzeba mierzyć siły na zamiary, a te zamiary i tak chyba przetestują jej możliwości. - Dogadamy się - rzuciła z uśmiechem do Carter, ciesząc się, że pracuje charytatywnie dzisiaj z tak miłym towarzystwem. Zaraz ruszyła z pierwszą taczką. Szybkim krokiem udało jej się dotrzeć do jednej z ciężarówek, by wyrzucić gruz i wrócić z nią z powrotem zakładając, że w międzyczasie Sebastian wypełni kolejną z nich. Wracając zauważyła szybkie spojrzenia Verity'ego w stronę Judith, ale nie przejęła się nimi za bardzo. Jeszcze. W końcu na co miał się patrzeć w międzyczasie? Na pewno nie na nią, skoro była za daleko. Zaczęło ją to jednak zastanawiać, kiedy zauważyła, że kobieta również na niego zerka. Aż uniosła brew z zaciekawieniem. Czy może chodzić o to, o czym pomyślałaby pierwsza lepsza nastolatka albo naprawdę, ale to naprawdę znudzona kura domowa? Może ostatnio się zaniedbała i jej się nudziło, ale wątpiła, że aż tak, by tak durne pomysły jak sekretne zauroczenie dwójki prawie pięćdziesięciolatków wpadały jej do głowy. Więc może powinna jednak zaufać swojemu zmysłowi obserwacji? Nie, nie, nie, nie powinna się wtrącać w życie ludzi, z którymi nie zwierzała się z najgłębszych sekretów. Sama w końcu nie lubiła, kiedy ktoś się wtrącał w jej pożycie małżeńskie, komentując wybór dokonany przez jej męża. Z drugiej strony kusiło ją, by przy zbieraniu gruzu co nieco wybadać. Tak z czystej, nienachalnej ciekawości. Mimo niezbyt przyjemnego komentarza Judith, Padmore złapała za kolejną, już napełnioną taczkę. Spojrzała na Sebastiana z przyjaznym, nie za szerokim uśmiechem. Nie chciała w końcu na starcie wydawać się urodzoną plotkarą, a bardziej ubrać to w niewinny komentarz. W sumie taki był, bo nie chciała nic sugerować na siłę ani wtrącać się w nieswoje sprawy. - Mimo, że jest trochę szorstka, jest też całkiem ogarnięta i uczynna, czyż nie? - pochwaliła koleżankę z kowenu, obserwując reakcję mężczyzny, nim ruszyła z kolejną taczką. Nie było w końcu co kontynuować wybadywania sytuacji, skoro Carter akurat wróciła i dalej ich ochrzaniała. |
Wiek : 30
Odmienność : Czarownica
Miejsce zamieszkania : Wallow
Zawód : gospodyni domowa, pomaga mężowi
Sebastian Verity
ODPYCHANIA : 25
SIŁA WOLI : 24
PŻ : 192
CHARYZMA : 9
SPRAWNOŚĆ : 9
WIEDZA : 8
TALENTY : 19
Parska, gdy Judith się odgryza i nie komentuje już tego. Już mu trochę lepiej. W przeciwieństwie do tego, co działo się kilka dni temu w salonie Sebastiana, teraz jego relacje z Judith zdają się wracać do normy. Powoli, kroczek po kroczku. Skoro przypomnieli sobie, jak lubią dogryzać drugiemu i jak się ze sobą nie cackać, to są na dobrej drodze. Sebastian usilnie stara się odsunąć od siebie podejrzenie, że ta względnie przyzwoita atmosfera to wpływ trzeciej osoby w towarzystwie. Czy gdyby zostali sami, znów zapomnieliby, jak funkcjonować w tej relacji? Toć to absurdalne. Wie to, a mimo to nie potrafi zmusić świata, żeby się naprawił i działał tak jak przed 26 lutego. Nie zauważa wzroku Judith wodzącego za jego pośladkami, jakby nagle stała się maniaczką męskich półdupków. Konkretnego męskiego półdupka. Robi swoje – skupienie na pracy pozwala mu odtrącić natrętne myśli i zdystansować się od wpływu obecności Carter na swoje samopoczucie czy też zdrowy rozsądek. Bo jeśli robi z tamtej nocy takie wielkie halo, to zdecydowanie musiało mu się coś poprzestawiać we łbie. Nie są przecież nastolatkami. Jego spojrzenie też czasem ucieka do Judith, ale stara się to kontrolować, a za każdym razem, gdy przyłapie się na zerkaniu w jej stronę, wyżywa swoją frustrację na niczemu winnej cegle czy innym kawałku drewna. Tak właściwie to gdzie ona dzwoni? Sebastian ogląda się za nią przez chwilę, ale szybko porzuca zaistniały w jego głowie pomysł zapytania Imani, by zaspokoić swoją ciekawość. Po raz kolejny – co go to, na ognie piekielne, obchodzi? Niech dzwoni, gdzie jej się podoba, nie jest jej ojcem. A już na pewno nie… kimś innym, równie znaczącym. To wciąż nie czas na nazywanie tej pokręconej relacji, w końcu funkcjonowali tyle lat w jej nienazwanej wersji i nic nie stoi na przeszkodzie, by miało tak pozostać. Wszystko trzeba robić za ciebie. Patrzy na nią trochę dłużej, a przed oczami przemyka mu, jak jednym ruchem zrzuca z siebie biustonosz, jak układa się na jego biodrach i patrzy na niego tak, że ma ochotę wycałować każdy skrawek jej ciała i oznaczyć w sposób, do którego nigdy nie powinien zostać uprawniony. Jakby miała być już tylko jego. Opanuj się. Czy rzuciła tym tekstem specjalnie, czy po prostu ma taki nawyk? Nigdy wcześniej nie zwrócił na to uwagi. Jeszcze mocniej angażuje się w przewalanie gruzu. Podczas gdy dziewczyny wożą taczki, on pilnuje, by załadować kolejne przed ich powrotem i trzeba przyznać, że robota wre całkiem sprawnie. W którymś momencie zostaje sam z Imani, a słysząc jej głos, zatrzymuje się na wpół schylony, ocierając z czoła kropelki potu. Mruga krótko, gdy dociera do niego sens jej słów a potem jego twarz wykonuje bardzo dziwną rzecz, zupełnie jakby dostał gwałtownej czkawki. O panie, ale by parsknął. Szczęśliwie udaje mu się stłumić wybuch śmiechu, ograniczając się do bliżej nieokreślonego dźwięku, choć kiedy zerka znów na Judith, a w jego głowie pobrzmiewają pochwały Imani, coraz ciężej mu się powstrzymać. Ogarnięta i uczynna? Trochę szorstka? Ot, niedopowiedzenie. – Imani, jesteś zbyt miła. Nie zmieniaj się – rzuca w jej stronę z oczami błyszczącymi od niewinnego rozbawienia, może nawet pewnego rozczulenia. Nie dba o to, że Judith może ich już usłyszeć, nie musi przecież wiedzieć, czego dotyczyła wymiana zdań. Choć może powinna. Chciałby zobaczyć jej minę w reakcji na tak jawną pochwałę jej osobowości. Ogarnięta i uczynna, a to dobre. |
Wiek : 49
Odmienność : Czarownik
Miejsce zamieszkania : North Hoatlilp
Zawód : Starszy Oficer (Protektor), Czarna Gwardia
Judith Carter
ANATOMICZNA : 1
NATURY : 5
ODPYCHANIA : 30
WARIACYJNA : 1
SIŁA WOLI : 20
PŻ : 180
CHARYZMA : 9
SPRAWNOŚĆ : 5
WIEDZA : 13
TALENTY : 24
Nie odwracam się już za siebie i nie łapię spojrzenia Sebastiana wypatrującego za mną. Sądzę, że to tylko moje urojenia i tylko ja tak mam, że próbuję go łapać spojrzeniem i to, co najgorzej, podświadomie. Tym gorzej się z tym czuję i tym bardziej próbuję doprowadzić do porządku własną głowę. Nigdy nie musiałam, więc nie wiem, jak to zrobić. Zapicie mordy za wiele nie pomoże. Wygadanie się komuś przy wódce jest jeszcze gorszym pomysłem, bo jeśli tylko wieści o upojnej nocy dwóch gwardzistów dotrą do porucznika, możemy oboje mieć z tego powodu nieprzyjemności. Nie chcę stąd wylecieć i nie chcę też ponosić kary za to, co zrobiliśmy. To był moment. Odrobina alkoholu za dużo, zbyt wiele emocji, które odnalazły ujście w takim właśnie sposobie. To nic takiego. Powinnam przestać o tym myśleć i zachowywać się jak ułomna nastolatka. Mam pięćdziesiąt lat, nie piętnaście. Nawet gdy miałam piętnaście zachowywałam się rozsądniej niż teraz. Wracam tylko bardziej wkurwiona niż przyszłam. Jestem wkurwiona na siebie i swój własny kretynizm, a najbardziej na to, że nie jestem w stanie się ogarnąć i nie wiem, co powinnam teraz zrobić. Nie mogę nikogo spytać, nie mogę się poradzić, muszę radzić sobie z tym wszystkim sama. Obecność Sebastiana zaczyna mnie drażnić i to tylko dlatego, że za mocno mnie do niego ciągnie, jakby ktoś przyłożył mi ostatnio w łeb i przeprogramował mózg. Okropne. — Chłopaki zaraz będą – rzucam krótko i biorę się za napełnianie kolejnej taczki. Verity chciał to zrobić sam, ale kij mu w oko, nie będzie mi mówił, co powinnam robić. Jeszcze tego mi brakowało. Biorę za rączki napełnionej taczki i idę z nią do ciężarówki z prędkością większą niż sama bym siebie o nią posądzała w takiej sytuacji. Jestem głupia i cholernie mi z tym źle. |
Wiek : 48
Odmienność : Czarownica
Miejsce zamieszkania : Cripple Rock
Zawód : starsza oficer sumiennych w Czarnej Gwardii
Imani Padmore
ANATOMICZNA : 2
NATURY : 20
POWSTANIA : 7
SIŁA WOLI : 6
PŻ : 162
CHARYZMA : 8
SPRAWNOŚĆ : 3
WIEDZA : 13
TALENTY : 10
Szczerze mówiąc w żaden sposób nie spodziewała się właśnie takiej reakcji Sebastiana. Choć rzeczywiście zerknął na Judith, nie wyglądał na zaskoczonego, że ktoś jeszcze mógł o niej wspomnieć, na obojętnego wobec Carter czy dumnego, niczym mężczyzna, który wybrał już sobie potencjalną partnerkę i się cieszy, że inni chwalą jego wybór. On się prawie zaśmiał i jeszcze mówił o niej. Wydawało jej się czy po prostu tak dobrze się ukrywał? Spojrzała zaskoczona na Verity'ego, nim uśmiechnęła się do niego. - Zbyt miła? Dobrze, że nie widziałeś mnie przy dzieciach - stwierdziła. Ostatnio odmówiła dzieciom deseru, bo były nieznośne. Oczywiście czuła się z tym źle, ale przecież w domu też musiała trzymać jakąś dyscyplinę! Chciała wychować swoje potomstwo na dobrych ludzi, nie rozpuszczonych. I na tyle ambitnych, by opanowały z chęcią magię, która w przyszłości opanuje cały świat. Ich towarzyszka zaraz do nich wróciła z informacją, a Padmore zerknęła na jej właściwie nic nie wyrażającą twarz. - Cudownie. Pójdzie nam szybciej - rzuciła radośnie, ruszając do ciężarówki, zastanawiając się czy dalej podejmować temat jej przewidzeń lub przewidzeń co do możliwego wzajemnego pociągu jej starszych kolegów z kowenu. Pozwoliła sobie na pracę w ciszy, trochę nie wiedząc co dodać w międzyczasie, by reszcie się przyjemniej pracowało. Tym bardziej, że chyba wszyscy chcieli przede wszystkim skończyć szybko i zdążyć jeszcze pójść po jakiś wypiek czy obiad. Ona na pewno chciała. Zanurzona w rozmyślaniach o dzisiejszym dniu oraz czekających na nią obowiązkach podczas pchania taczki w tę i z powrotem nagle podniosła głowę, gdy zauważyła nowe osoby. Trzech mężczyzn szło w ich stronę. Po chwili, już z pustą taczką wróciła więc do swojej drużyny, rzucając: - Chyba przyszli. Myślę więc, że zaraz skończymy - nie chciała brzmieć na zmęczoną lub znudzoną, ale ewidentnie już burczało jej w brzuchu. |
Wiek : 30
Odmienność : Czarownica
Miejsce zamieszkania : Wallow
Zawód : gospodyni domowa, pomaga mężowi
Sebastian Verity
ODPYCHANIA : 25
SIŁA WOLI : 24
PŻ : 192
CHARYZMA : 9
SPRAWNOŚĆ : 9
WIEDZA : 8
TALENTY : 19
Sprawa tajemniczego telefonu sama się szybko wyjaśnia, gdy Judith obwieszcza im rychłe przybycie „chłopaków”. Sebastian domyśla się, że chodzi o jakichś młodzików od Carterów. Jego męska duma mogłaby ucierpieć, ale na szczęście już dawno z tego wyrósł i teraz nie ma absolutnie nic przeciwko większej liczbie rąk do pomocy. W końcu nie o niego tu chodzi, a o odnowę Deadberry i innych dzielnic, które poważnie ucierpiały. Im więcej ludzi do pracy, tym szybciej pójdzie, a to ich nadrzędny cel. Poza tym, choć bardzo chce pomóc, to nie ma na to całego dnia. Postanowił sobie, że większość wolnych chwil w najbliższym miesiącu poświęci na pomoc w odbudowie miasta, ale fakt jest taki, że wcale tak wielu tych chwil nie ma do dyspozycji. Gwardia i kowen ostatnimi czasy zajmują go doszczętnie. Na słowa Imani uśmiecha się lekko, ze zrozumieniem. Choć nie wyobraża sobie, by ta kobieta miała dać po łapach jakiemukolwiek dziecku, to jest w stanie uwierzyć, że małe latorośle testują jej cierpliwość. Choć szczytem jej srogości jest zapewne nałożenie szlabanu. Sebastian co prawda nie ma dzieci i nie jest ekspertem od tychże, ale wie, że nie nadawałby się na rodzica już po tym, jak doświadczył dorastania swojego brata. W posiadłości rodzinnej mieszkał tylko przez jakieś cztery lata od narodzin najmłodszego Veritiego i to mu w zupełności wystarczyło, nawet z tuzinem opiekunek latających wokół tego zasrańca. Sebastian stara się przyspieszyć pracę i zbiera wszystkie siły, by żwawiej przerzucać gruz, który w końcu rzeczywiście zdaje się przerzedzać, choć jeszcze kilka chwil wcześniej wyglądało na to, że w ogóle go nie ubywa. Robi tylko krótką przerwę na papierosa i właśnie wtedy, kiedy odchodzi kawałek od miejsca pracy, zbłąkany papierek owija mu się wokół łydki. Gdy bierze go do ręki, z zaskoczeniem spostrzega, że to taki sam bon, jaki jakiś czas temu znalazła Judith pod swoją stopą. No, no, jakiemuś wolontariuszowi chyba nie bardzo chciało się wykonywać swoją pracę i uznał, że łatwiej będzie rozrzucić karki po placu, niż dostarczyć je do wskazanych osób. Cóż, Sebastian absolutnie nie narzeka, dobre ciacho wjedzie wybitnie dobrze po wielogodzinnym fizycznym zapierdzielu. – Trochę tu tego lata – komentuje, machając krótko bonem, kiedy wraca do reszty, gdzie już zrobił się mały tłumik za sprawą trzech nowych twarzy. Sebastian wita ich tylko zdawkowym skinięciem głowy i znów bierze się za swoją robotę. Rzut na losowe zdarzenie: 5 |
Wiek : 49
Odmienność : Czarownik
Miejsce zamieszkania : North Hoatlilp
Zawód : Starszy Oficer (Protektor), Czarna Gwardia
Judith Carter
ANATOMICZNA : 1
NATURY : 5
ODPYCHANIA : 30
WARIACYJNA : 1
SIŁA WOLI : 20
PŻ : 180
CHARYZMA : 9
SPRAWNOŚĆ : 5
WIEDZA : 13
TALENTY : 24
Kilka załadowanych taczek później na placu widzę zbliżających się młodych myśliwych, którzy wyskoczyli z wozu. Świetnie, będę miała jeszcze podwózkę do domu, aż bym ich pochwaliła, gdybym tylko miała na to humor. — Pomożecie Verity’emu pakować ten cały gruz na taczki. Jeden może wozić go razem z nami do ciężarówek. – Nagle wypowiedzenie samego nazwiska Sebastiana brzmi dla mnie obco, dziwacznie i nieforemnie, co najmniej jak jakaś obelga, chociaż nigdy na głos go po imieniu nie nazwałam. Krótko spoglądam na Sebastiana, nie szukając aprobaty, po czym wracam do Imani, sięgając po kolejną taczkę. Jestem już trochę zmęczona tym wożeniem i wywalaniem rzeczy do furgonetek, ale nie narzekam. Nigdy nie narzekam, nie na takie rzeczy. Od dawna się zastanawiałam, czy nie powinnam popracować nieco nad własną siłą. Tak na wszelki wypadek. Gdybym miała wystarczająco siły, wyciągnęłabym sama tą małą Bloodworth z przepaści, zamiast korzystać z pomocy van der Deckena i małego Padmore’a. Muszę nad tym pomyśleć. Następnym razem, nie teraz. Teraz widzę, jak Sebastian wraca z fajki i macha znalezionym bonem na ciasto. W każdej innej okoliczności zażartowałabym, że pójdziemy razem się urżnąć, ale teraz nie mam nastroju. Ja za to przystaję i oceniająco spoglądam na naszą robotę. Poszło nam zaskakująco dobrze i szybko się pozbyliśmy zbędnego gruzu. Patrzę jednak na popękane ściany kamienicy, która straciła urok i zastanawiam się, czy to też nie powinno leżeć w naszej gestii. Ja nie potrafiłam jej naprawić, nie byłam budowniczym, nie interesowałam się tym rodzajem magii i wątpię, że Padmore albo Sebastian by potrafili. — Myślicie, że wynajęli już kogoś, żeby odnowił budynek? Nie wiem, po co się tym przejmuję. Nie mój interes, nie mój cyrk, nie moje małpy. |
Wiek : 48
Odmienność : Czarownica
Miejsce zamieszkania : Cripple Rock
Zawód : starsza oficer sumiennych w Czarnej Gwardii