Witaj,
Mistrz Gry
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t58-budowanie-postaci
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t179-listy-do-mistrza-gry
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t58-budowanie-postaci
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t179-listy-do-mistrza-gry
First topic message reminder :

PLAC MNIEJSZY
Plac Mniejszy położony jest kilkadziesiąt metrów od znacznie obszerniejszego i popularniejszego Placu Aradii, co w żaden sposób nie ujmuje mu na uroku oraz funkcjonalności. Skwer z trzech stron otoczony jest malowniczymi kamieniczkami, których zawyżony czynsz pozwala utrzymać okolicę we względnej czystości; każdemu czarownikowi i czarownicy w Hellridge Plac Mniejszy może kojarzyć się z czasami dzieciństwa oraz młodości. To tu zwykle urządzane są kameralne koncerty magicznych zespołów, przedstawienia dla dzieci oraz — zwłaszcza na przestrzeni ostatnich lat — organizowane przez rodziny Kręgu ogólnodostępne zbiórki. Poza kilkoma ławkami, paroma rachitycznymi krzewami i pozostałościami po kamiennej fontannie, z której został jedynie murek, na Placu Mniejszym próżno szukać atrakcji; dwoma uliczkami, które do niego prowadzą, można dotrzeć na Plac Aradii lub w kierunku Głównej Ulicy.
Mistrz Gry
Wiek :
Miejsce zamieszkania : Piekło
Zawód : Guru sekty satanistycznej
Barnaby Williamson
ANATOMICZNA : 5
ODPYCHANIA : 33
WARIACYJNA : 1
SIŁA WOLI : 11
PŻ : 211
CHARYZMA : 9
SPRAWNOŚĆ : 25
WIEDZA : 6
TALENTY : 16
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t285-barnaby-williamson#794
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t404-barnaby-williamson#1290
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t405-poczta-barnaby-ego-williamsona
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/f107-ulica-staromiejska-9-6
BANK : https://www.dieacnocte.com/t1062-rachunek-barnaby-williamson
ANATOMICZNA : 5
ODPYCHANIA : 33
WARIACYJNA : 1
SIŁA WOLI : 11
PŻ : 211
CHARYZMA : 9
SPRAWNOŚĆ : 25
WIEDZA : 6
TALENTY : 16
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t285-barnaby-williamson#794
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t404-barnaby-williamson#1290
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t405-poczta-barnaby-ego-williamsona
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/f107-ulica-staromiejska-9-6
BANK : https://www.dieacnocte.com/t1062-rachunek-barnaby-williamson
W teatrze pozorów nie ma głównych ról; są jedynie statyści. Nie ma Grammy; są za to miniaturowe, amerykańskie flagi.
Nie ma sensu; jest za to wiele słów.
Ciche odliczanie — sześć minut, dziesiątki osób, siódme wygładzenie flagi przez Kingstona — nie milknie nawet, kiedy w mozaice twarzy pojawia się coraz więcej okręgów Kręgu. Judith, tym razem w obu butach; młoda panna Overtone, tym razem prawie na czas; Johan, tym razem spóźniony.
Thibalt, tym razem — od zawsze, już na zawsze — skapujący złotem, pochlebstwami i uśmiechem, do których w przejawie nieoczekiwanej solidarności dołączyła Charlotte.
Overtone, politykę zostawię kompetentniejszym od siebie. Nawet za cenę ochotniczych komitetów — krótki uścisk dłoni przypieczętował ceremoniał powitań; tym razem Barnaby nie zapytał gdzie twoja żona?; istniało siedemdziesiąt osiem procent szans, że Overtone odpowiedziałby tym samym — a twoja?
Dwa tygodnie temu byłby pewien odpowiedzi; od dziewięciu dni nie jest pewien niczego.
Przekrzywiający się uśmiech — jakby marcowe słońce było w stanie go nadtopić — wrócił na miejsce w odpowiedzi na dotyk panny Hudson. Jej dłoń na klapie marynarki, jego spojrzenie na paznokciach, które powinni potraktować jako ewentualne zagrożenie dla życia Ronalda; na niedorzeczne zdrobnienie odpowiedział ciszą, na propozycję — uniesieniem brwi.
Valentina Hudson i jej nowe powołanie — za pensję taksówkarza kupiłaby dokładnie osiem neonowych drinków, które widział ostatnio w Alive Berry. — Dobrze się składa, po wizycie w Chyżym będę potrzebował szofera.
Kiedy kurz odgruzowywania opadnie, ładne garnitury pokryje pył, a chęć do działania — choroba dolegająca wielu z zebranych — zostanie ugaszone, będą musieli uporać się z innym rodzajem pragnienia; zaplanował sześć piw. Szatańska cyfra w piekielnie trudny dzień.
Bij brawo i wyglądaj pięknie, Tina. W tym drugim masz już doświadczenie.
To pierwsze potrafią nawet dzieci; jej entuzjazm padł ofiarą głosu wolontariusza — rzeczywistość wróciła do nich ze zdwojoną siłą, w blasku płonącej styrty, przerażonego studenta i nagłym uścisku dłoni Charlotte.
Jaka styr—
Ta, którą ktoś przywiózł rano z Wallow.
O ósmej trzydzieści nadzorował rozstawianie namiotu — podobno ma do tego naturalne kompetencje — kiedy wieść o stogach siana, dla których wciąż nie znaleźli przeznaczenia — właściwie, już nie musieli — gruchnęła wśród wolontariuszy. Straż pożarna jest na miejscu? zapytałby, gdyby to nie było Deadberry i gdyby styrta nadal płonęła.
Zamiast pytań, miał radę; uprzejmą, jak na ilość nadstawionych uszu przystało.  
Paul, kolejnym razem nie pytaj. Jeśli coś płonie, a z definicji płonąć nie powinno, po prostu gaś.
Pierwsze echo słów ze sceny scaliło się z krótkim pytaniem; uścisk dłoni Charlotte nie słabł — nagle przemowa Kingstona, której Williamson słuchał od dwóch dni i równie dobrze mógłby wygłosić ją sam, przestała istnieć.  
W porządku?
Idiotyczne pytanie w obliczu nieidiotycznego wystąpienia — wuj Ronald objawił się na scenie nagle, w błysku fleszy, entuzjastycznym furkocie maleńkich flag i oparach charyzmy, która zaczęła otulać mikrofon z pierwszym słowem. Barnaby słuchał, nie słysząc; dwadzieścia sześć lat życia w Blossomfall i nazwisko będące dziś na ustach każdego skutecznie osiągnęły to, czego istnienie wypierał.
Po butelce Burbona napisałby coś podobnego; jedność i wspólnota, bezpieczeństwo magicznej społeczności, niekompetencja oponenta, duma orła, czujność ważki, flaga w dłoni Vandenb—
Trzy sekundy, jedno spojrzenie, hekatomba zaskoczenia, z którego zapamiętał tylko jedno. Włosy, naprawdę?
Huk oklasków przypominał wystrzał; wuj Ronald właśnie strzelił mu w skroń.
Dołożę wszelkich starań, aby zwiększyć liczbę gwardzistów na ulicach.
Dłoń Charlotte zniknęła — zastąpił ją uściski palców na krtani; niewidzialna ręka kapitalizmu wykreśliła z jego życia kolejny rok. A on?
Uśmiechnął się i złożył dłonie do aplauzu.

w dalszym ciągu K15
Barnaby Williamson
Wiek : 33
Odmienność : Czarownik
Miejsce zamieszkania : Stare Miasto
Zawód : starszy oficer oddziału Czyścicieli w Czarnej Gwardii
Benjamin Verity II
ODPYCHANIA : 15
SIŁA WOLI : 5
PŻ : 169
CHARYZMA : 28
SPRAWNOŚĆ : 7
WIEDZA : 20
TALENTY : 3
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t713-benjamin-verity-ii
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t765-benjamin-verity-ii
RELACJE : https://www.dieacnocte.com/t2147-audaces-fortuna-iuvat
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t766-skrzynka-pocztowa-benjamina-verity
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/f144-willowside-10
BANK : https://www.dieacnocte.com/t1069-rachunek-bankowy-benjamin-verity-ii
ODPYCHANIA : 15
SIŁA WOLI : 5
PŻ : 169
CHARYZMA : 28
SPRAWNOŚĆ : 7
WIEDZA : 20
TALENTY : 3
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t713-benjamin-verity-ii
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t765-benjamin-verity-ii
RELACJE : https://www.dieacnocte.com/t2147-audaces-fortuna-iuvat
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t766-skrzynka-pocztowa-benjamina-verity
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/f144-willowside-10
BANK : https://www.dieacnocte.com/t1069-rachunek-bankowy-benjamin-verity-ii
Nazwiska na każdą literę alfabetu — w świecie liczyło się tylko parę. Kilka L, parę C, V, nawet W — dziś W wiodło prym wśród kręgowego zbiegowiska ściągniętego na plac mniejszy w Deadberry „aby na świecie żyło się lepiej”. Akcje podobne do tej rzeczywiście mogłyby i do tego doprowadzić, ale koszta, jakie należałoby ponieść, były diametralne. Rzecz jasna — o tym, komu żyłoby się lepiej, też musiała decydować jednie część społeczeństwa. Część, w której obracali się państwo Verity, dumnie witający się ze zgromadzonymi. Nawet nazwisko L'Orfevre nie raziło tak w oczy, gdy pod jasnymi puklami kryła się w kobiecie Włoszka. Zawsze miał słabość do wybornego conchiglioni. Drugi Paganini (żeby nie odstawał przesadnie jako pierwszy) miał puls i iskrę w oczach. Niełagodność na twarzy. Żył. Naturalnie, że żył. Podobno diabła nie bierze zło, podobno Valerio sumienie już dawno miał martwe. Być może właśnie dlatego pośród tylu znamienitości tak doskonale do siebie pasowali. Zresztą — zawsze miał do niego jakąś słabość.
Uśmiech Aureliusa (kuzyna, co niedziwne w Kręgu, jego żona mogła powiedzieć dokładnie to samo), silny uścisk dłoni i krótkie słowa, którymi nachylał się do małżonki. Hudsonowie na wiecu wyborcz-. Wróć. Hudsonowie na akcji charytatywnej Williamsonów wydawali się jakby doklejeni, ale z drugiej strony — jeśli z rodziny jego żony nie zjawiłby się nikt, byłoby to nie tyle problematyczne, ile zwyczajnie niepotrzebne. Obiecał zresztą Barnaby'emu załatwienie sprawy, uruchamiając przyjacielskie kontakty, posiłkując się ustami słodkiej Audrey (nie pierwszy raz, interpretacja dowolna). Nie było mowy o niezrealizowaniu tego postanowienia, Ronald Williamson jako burmistrz opłaci się wszystkim (przyp.red. tym, którzy się liczą).
Jak zwykle w odpowiednim miejscu o odpowiednim czasie — uśmiechnął się do Barnaby'ego, poklepując go gdzieś na wysokości łokcia, jak gdyby krótki ten uścisk miał dodać nieco powagi sytuacji, albo zażyłości. Mógł też pokątnie znaczyć tyle, co „nie daj się” albo „pamiętaj, co mówiłem o odpowiednim uśmiechu, nie możesz do tego marszczyć brwi, bo wyglądasz jak twój ojciec”. Posłuchał. Ładny garnitur, w jakim rzadko można było spotkać Williamsona i... — Nowy płaszcz? — nie zdążył dopytać, który z Carterów rozerwał mu ten ładny wełniany. Zresztą, bardziej intrygujące wydawały się pytania „jak do tego doszło?” oraz „przeżyłeś?”. Prawdopodobnie na to ostatnie odpowiedź wkrótce zabrzmi przecząco. Verity posmutniałby, gdyby był teraz sam.
Na szczęście (w nieszczęściu) intensywny zapach perfum Thibalta Overtona, rozlał się po okolicy, odrywając głowę od zastanowienia nad losem przyjaciela sprzed kilku długich dni. Kolejna podana dłoń (jeszcze mu nie ścierpła, był przyzwyczajony) i ściągnął wtedy też drugą rękawiczkę, chowając parę w głęboką kieszeń płaszcza. Płaszcza, do którego dobrze pasowała doklejona do ramienia żona. W zmiękczającym ten obraz geście ścisnął mocniej jej palce, w czułej sekundzie, aby ciepłem własnej dłoni ogrzać jej w marcowe południe. Nie było jednak miejsca na rozkoszne romantyczne gesty — nie tu, nie tak. Zaraz potem zjawił się Sebastian i towarzysząca mu kobieta.
Jeszcze jeden uścisk (kuzyn chwyt miał mocny, niemal poczuł krótkotrwałe cierpnięcie palców), by zaraz potem, odczekując, aż nowoprzybyła kobieta zdecyduje się na ten gest i jej podać dłoń. Jeśli tego nie zrobiła — wystarczyło kiwnąć w kulturze głową.
Pani Padmore, nie miałem przyjemności. Benjamin Verity, a to moja żona Audrey. Miło panią poznać — odczekał, aż osłoda jego życia zada odpowiednie pytanie, jasno nawiązując do rodziny, z której to pochodziła urocza kobieta o czekoladowym kolorze skóry. Nie miał nic przeciwko — ciężko było mieć, jeśli czołowym motywem przyświecającym w prawniczej głowie było zrównanie wszystkich ludzi do jednej masy biorącej nieświadomie udział w prawniczych rozgrywkach. Żart o Lincolnie byłby tutaj nie na miejscu, powstrzymał się więc, zwłaszcza że nazwisko noszone przez panią Padmore przed ślubem nieszczególnie miłe było w uszach Benjamina.
Na pewno tak właśnie będzie. To nie pierwszy raz, kiedy działając wspólnie, zmieniamy istotę całego świata. Wierzę, że i tym razem każdy z nas zrobi wszystko, aby nasze dzieci nie mogły nam wypominać ignorancji. W końcu to o nie tu chodzi, prawda? — zwrócił się do Imani, Sebastiana i ledwo przybyłej Judith Carter. Kojarzył te twarze, chociaż z tą ostatnią nie miał wiele do czynienia. Słyszał plotki — nieprzyjemna w obyciu, raczej wredna, nie przypomina kobiety, chyba że uczesze włosy. Spoglądając na jej urodę, nie mógł jednak odmówić jej pewnego ognia w środku. Ciekawy przypadek pani Carter. Z tą przywitał się uśmiechem, jako że stanęła nieco dalej, choć gotów był i jej ścisnąć (ścierpniętą) dłoń, jeśli tylko by się odważyła. — Właściwie to nawet rozsądne — rzucił szybko na komentarz pani Carter. — Kwestia jarmarku. Jarmarki przyciągają ludzi, a patrząc na serie zniszczeń w Deadberry, to właśnie czynnik ludzki będzie tu kluczowy. Nikt nie lubi pogrzebów, zwłaszcza że przeżyliśmy już jeden — jego daleki kuzyn od strony matki nie był istotną postacią w życiu Benjamina, ale był wystarczająco medialną sprawą, aby móc z tego korzystać. — Więc Williamsonowie stanęli na wysokości zadania. Zachęcili do zaangażowania, nawet poprzez stosunkowo osobliwe atrakcje — czym był ten zapach dobiegający z namiotów niedaleko? Nie wiedział. — Pisałaś o tym pracę na studiach, prawda Audrey? — twarz odwrócił do żony, aby ta na niego spojrzała. Dramat nad Saint Fall to jedno, dramat w domu państwa Verity, gdy ona upadła w swojej pracowni to drugie. A jeśli sobie życzyła, był to idealny moment na pociągnięcie tematu, pokazanie swej nietuzinkowej wiedzy historycznej. Działali w duecie. Zawsze.
Nie przynudź ich, patrząc na zblazowaną twarz Carter, myślami jest już w śledzionie jakiegoś ustrzelonego dzika.
Przybiegająca w popłochu dziewczynka wzbudziła zamieszanie w małżeństwie.
Mogliśmy zabrać dzieci, mówiłem, by je wziąć. Jeśli ubrałyby takie same płaszczyki, pięknie dopełniłyby naszego obrazka. Czemu dziecięcy katar zawsze doskwiera im wtedy, kiedy go nie potrzebujemy? — jeszcze ktoś mógłby pomyśleć, że po prostu zapomnieli...
Pozwolił żonie mówić, znacznie lepiej znała się na dzieciach. I zagubieniu. Prawdopodobnie.
Poczekajmy chwilę, a jeśli się nie zjawi, powiadomię służby — gotów był nawet unieść ją na ręce, pokazać ponad tłumem, chociaż nie krzyknąłby „czyje?”. Kobieta pojawiła się szybko, zabierając swoją pociechę.
Głosy dobiegające z każdej strony, żywe rozmowy, niemal trywialne śmiechy — wszystko w kolorze czerwono-biało-niebieskim. Sielski obrazek opadającego po burzy pyłu. Chyba nikt nie mógł spodziewać się konsekwencji feralnego dnia. Keplerowie zrzucali to na fale światła (czy jakoś tak?), Czarna Gwardia na skutki nieudanego rytuału. Benjamin i każdy Verity w kancelarii liczył dolary napływające w walce o odszkodowanie od Ratusza i innych ubezpieczycieli. Zapewne przedsiębiorcy nie dostaną ani centa, za to kieszenie prawników napełnią się nimi jak skarbonki. Ostatecznie jednak — mieli pomóc w odbudowie. Chociaż wypielęgnowanie dłonie źle zniosłyby noszenie cegieł, tak głos miał silny. Nie tak, jak Aurelius wspominający coś pokątnie po studzeniu zapału. Nie wyłapał całej rozmowy, ledwo strzępek, nie zwracając nawet uwagi, do kogo mówił. Ktoś wspominał coś o pożarze, ale w okolicy nie było dymu. Stojący niedaleko Barnaby nakreślał jasne wskazówki Valentinie. Valentina natomiast wydawała się podatna na wskazówki. Sprawdzi to później. Teraz upewni się, że jego żona dobrze prezentuje się w nowych kolczykach.
Wiekopomne przemowy, niosące za sobą ładne przesłanie, zamknięte w politycznej gadce, w którą bez trudu uwierzy przynajmniej połowa tego placu. Te głosy — gdy kampania dojdzie do momentu kolimacyjnego — mogą zapewnić Ronaldowi zwycięstwo. Bił więc brawo, kiedy wszyscy bili. Kiwał głową, kiedy wszyscy kiwali. Tragedia z dwudziestego szóstego lutego wydawała się odległa. Rodziny Verity (a przynajmniej jej małej formy na Willowside 10) nie spotkała złość losu. Dziewczynki były bezpieczne, Audrey, chociaż zmartwiona, też czuła się wtedy jeszcze dobrze. Należało dziękować Lucyferowi albo sobie (albo Williamsonowi, który szybko wysłał list).
Wyglądałbym lepiej od niego — nie nachylił się, by powiedzieć o tym żonie. Wyglądałby, ale stanowisko burmistrza leżało daleko poza obszarem pragnień Benjamina. Słuszne miejsce — niedoskonała skala.
Williamsonowie zawsze wiedzieli, co powiedzieć. Zwiększenie liczby gwardzistów na ulicach... Wygląda na to, że jeśli nasz gospodarz wygra te wybory, to będę mieć o połowę mniej pracy — roześmiał się cicho i nienachalnie w stronę obecnych obok Sebastiana, pani Padmore i pani Carter. Pozornie większe bezpieczeństwo stwarzało oczywiście pole do mnogiej liczby innych nadużyć, a to adwokatowi diabła wystarczyło. Przynajmniej na razie.
Rozejrzał się w poszukiwaniu van der Deckena. Oczekiwanie blisko 20 minut na jednej z przecznic, aż łaskawie pojawi się tutaj, ostatecznie sczezło na „idziemy, może spotkamy go na miejscu”. Na razie nie było takiej okazji. Przecież nie mógł aż tak zapić, by zapomnieć...

nie przerzucam na percepcje, wystarczy mi poprzednie 59
Benjamin Verity II
Wiek : 33
Odmienność : Czarownik
Miejsce zamieszkania : North Hoatlilp
Zawód : adwokat twój i diabła
Imani Padmore
ANATOMICZNA : 2
NATURY : 20
POWSTANIA : 7
SIŁA WOLI : 6
PŻ : 162
CHARYZMA : 8
SPRAWNOŚĆ : 3
WIEDZA : 13
TALENTY : 10
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t789-imani-padmore-zd-bloodworth#5539
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t871-imani-padmore#6775
RELACJE : https://www.dieacnocte.com/t872-imani#6776
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t846-skrzynka-imani-padmore#6313
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/f193-tara
BANK : https://www.dieacnocte.com/t1143-rachunek-bankowy-imani-padmore#10871
ANATOMICZNA : 2
NATURY : 20
POWSTANIA : 7
SIŁA WOLI : 6
PŻ : 162
CHARYZMA : 8
SPRAWNOŚĆ : 3
WIEDZA : 13
TALENTY : 10
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t789-imani-padmore-zd-bloodworth#5539
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t871-imani-padmore#6775
RELACJE : https://www.dieacnocte.com/t872-imani#6776
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t846-skrzynka-imani-padmore#6313
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/f193-tara
BANK : https://www.dieacnocte.com/t1143-rachunek-bankowy-imani-padmore#10871
Okazało się, że wolontariusz nie jest wolontariuszem, tylko chyba zagubionym lub pijanym staruszkiem, który nie dał jej dojść do słowa, ciągnąc swój monolog. No cóż. Może postarałaby mu się pomóc, gdyby tylko wydawał się nią zainteresowany, jednakże nie dał jej okazji.
Widząc, że mężczyzna nie przejmując się nią odszedł, znowu całą uwagę skupiła na Sebastianie i Judith, która rozbawiła ją komentarzem na temat bimbru. - Zapamiętam - dodała. Miała tylko nadzieję, że psu nic się nie stało. Niby samochód nie miał jak się nagrzać, ale kto wie czy na przykład złodzieje aut nie wyrzucili zwierzaka nim odjechali w siną dal. Nie miała jednak czasu się na nim skupiać, bowiem mężczyzna postanowił ją przedstawić kuzynowi i jego żonie, z którą się kojarzyła.
- Owszem - uśmiechnęła się. - Miło mi poznać krewnych Sebastiana - czy miło, to się dopiero okaże, ale Padmore jako optymistka zakładała, że przynajmniej będą się zachowywać jak dojrzali ludzie i ewentualne przykre komentarze zostawią dla siebie. A jeśli się dogadają, chętnie spotka się z nimi w milszych okolicznościach, oczywiście gdy obowiązki pozwolą. Podała również Benjaminowi rękę na przywitanie uznając, że pasuje to do okoliczności.
- Dobrze by było. Chciałabym zobaczyć naocznie jak bardzo współpraca popłaca - powiedziała po słowach Sebastiana, jednakże bez cienia ironii czy sarkazmu. Naprawdę chciała zobaczyć jakiś pozytywny przykład, że zgoda buduje. Na słowa Judith tylko na nią zerknęła. Na razie się z nią zgadzała, ale tylko w duchu. Chciała jednak szybko przejść do rzeczy. Na farmie Padmorów nie było czasu, by tyle chwil modlić się nad jedną rzeczą. Zawsze trzeba było zrobić dużo, choćby przy dzieciach i naprawdę źle by się czuła, gdyby tu przyszła i nie zrobiła nic przydatnego, mimo że swoje potomstwo oddała na dziś pod opiekę babci. Ale dopiero zaczynali, nie zamierzała więc jeszcze oceniać organizacji dzisiejszego wydarzenia. - Zgadzam się. To jest bardzo optymistyczny przejaw rozwoju naszej społeczności - odpowiedziała na słowa Audrey, nie zauważając absolutnie w tym żadnej ironii, ale w końcu nie znała kontekstu. Pokiwała również głową na słowa Benjamina. Na razie robili na niej w miarę pozytywne wrażenie. Oczywiście nie znała ich na tyle by mieć pewność, czy mówią szczerze, ale nawet jeśli wciągaliby się w coś dla pozorów to mogą nawet nie zauważyć, kiedy uwierzą w to co mówią, czyż nie? Ale może zbyt optymistycznie oceniała ludzi. Uśmiechnęła się też na jego ostatni komentarz, ale trochę bała się zaśmiać, bojąc się, że to będzie nieodpowiednie.
Imani Padmore
Wiek : 30
Odmienność : Czarownica
Miejsce zamieszkania : Wallow
Zawód : gospodyni domowa, pomaga mężowi
Thibalt Overtone
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t760-thibalt-overtone
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t881-thibalt-overtone#7535
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t882-poczta-thibalta-overtone#7537
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/f115-graceview-manor
BANK : https://www.dieacnocte.com/t1115-rachunek-bankowy-thibalt-overtone
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t760-thibalt-overtone
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t881-thibalt-overtone#7535
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t882-poczta-thibalta-overtone#7537
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/f115-graceview-manor
BANK : https://www.dieacnocte.com/t1115-rachunek-bankowy-thibalt-overtone
Trzy zmysły, wszystkie bezbłędne — lubił traktować ludzi jak sztukę, rozkładać ich na akty, rozpisywać w scenariuszu, na marginesie stawiać komentarze i wykreślać niechciane kwestie. Retoryka, estetyka, subtelna erotyka; nie gniewał się, kiedy podkradano jego manierę. Byleby robiono to dobrze — w wykonaniu Charlotte na szczęście nie było miejsca na źle.
Pierwsze zerknięcie na kuzyna — Tom Ford. Drugie powonienie — prawdopodobnie Guerlain. Trzeci dotyk — kaszmir. Czwarty dźwięki — głos, na którym Overtone mógł pokaleczyć dłonie; ostatnia wycena, styczeń tysiąc dziewięćset osiemdziesiątego drugiego roku, ubezpieczyła je na osiem tysięcy dolarów.
Grabież w biały dzień.
Wielka strata dla sceny politycznej, za to zysk dla—
Nowej żony, kuzynie, sześć lat to potężny wycinek czasu. W sześć lat można cztery razy wypaść z branży, ale nigdy poza okrąg kręgowych zainteresowań matrymonialnych.
Kampanii rekrutacyjnych służb mundurowych.
Czarno—biała stylistyka, dumny profil Williamsona na plakacie; tylko on stoi na drodze między tobą i zagrożeniem. Dołącz do policji stanowej, zostań bohaterem w swoim domu.
Po trzecim martini Thibalt mógłby napisać z tego sztukę — po czwartym zacząłby naśladować kuzyna. W trakcie szóstego uznałby, że lepszy będzie musical; miał już nawet popisowy numer — The Police, Every breath you take napisano dla funkcjonariuszy i prześladowców, a to przecież synonimy.
Promienny uśmiech w odpowiedzi na komplement; złote usta Hudsonów nie zawodziły nigdy.
Panno Hudson, to łatwe — jak co poniektórzy z obecnych na Placu — gdyby zsunął z nosa okulary, zielone tęczówki wymownie skierowałyby się tam, gdzie odorek śledzia przebijał się nawet nad woń gulaszu. — Wystarczy kochać sztukę.
Valentina wyglądała na kogoś, kto wie, że miłość najlepiej przejawiać z pomocą książeczki czekowej i w akompaniamencie romantycznego szelestu wysokiego nominału zielonych, amerykańskich dolarów. Przecież o patriotyzm dziś chodziło — twarze prezydentów na papierku, flagi w powietrzu i polityczna atmosfera dorównująca gęstością bliskowschodniej ropie.
Ta ostatnia nie miała dziś debiutu — na szczęście. W duecie z płonącą słomą powtórka z dwudziestego szóstego lutego byłaby tylko kwestią czasu; nieoczekiwanie wiara w banialuki Piekielnika stała się łatwiejsza, wszystko za sprawą statysty numer pięć.
Paul? Ładne imię; idealne dla młotka.
A gdybyś zastanawiał się, czym gasić pożar, rozwiązanie rymuje się z moda — drobny odsetek prawdopodobieństwa mógł sugerować, że wolontariusz za prawidłową odpowiedź uzna swoboda. Albo dioda. W ostateczności — trzoda.
Skojarzenie z tym ostatnim w gęstym tłumie było nieuniknione.
Przebłyskiem światła w oczekiwaniu znów okazała się słodka, oprószona złotem kruszyna — Lotte zjawiła się dokładnie wtedy, kiedy powinna, czyli kiedy sama uznała za stosowne, a Thibalt mógł nagrodzić ją za to wyłącznie uśmiechem; ten posłany przez ramię w niczym nie ustępował tym, które po długim aplauzie płynęły ze sceny. Złote oprawki — już je zsuwa z nosa, za momencik — mignęły po raz ostatni, tym razem w rytmie kierowanej na prawo głowy. Wzrok go nie mylił, przeczucie tym bardziej; uczesana, okrzesana, uzbrojona w miniaturową flagę Lyra — posłuchała reżysera i dziś próbowała przekonać Saint Fall, że wciąż jest zdatna do spożycia.
Z pozycji przed sceną, na którą właśnie wkraczał główny aktor dzisiejszego dnia, mógł jedynie skinąć głową; gdyby ktoś nie znał Thibalta, mógłby uznać to za aprobatę.
Tak po prawdzie było próbą eleganckiego przytaknięcia na pierwszą salwę słów.
Ronald Williamson mógłby udzielić lekcji charyzmy niejednemu aktorowi — Overtone zgubił pompatyczną treść po czwartym zdaniu i skupił się na rytmie. Wdech trochę za krótki, pauza zbyt ślamazarna; a to podniesienie tonu? Zbędne — wystarczyło poczekać sześć sekund, żeby wydźwięk był smaczniejszy. Zapewnienia o dbaniu o dobro czarodziejskiej społeczności brzmiały nęcąco, wizja rozpędzonej turystyki szumiała w rytm dolarów, pokusa rozsławienia teatru na niemagiczną część zaczęła pachnieć kwiatami; Ronald Williamson zagrał na nucie, którą rozumiał każdy z obecnych.
Żaden niemagiczny burmistrz nie jest ich burmistrzem — napis na skandalicznie nieapetycznych, granatowych kurtkach wolontariuszy zyskał sens.
Thibalt zwykle był adresatem oklasków, nie źródłem — tym razem dłonie złączyły się we wspólnym aplauzie i dopiero sięgnięcie do kieszeni płaszcza mogło powstrzymać rytmiczną uwerturę braw. Nie umknęła mu sumka, którą państwo Verity przekazali na odbudowę Deadberry — co w takim wypadku mógł zrobić Overtone? Jedyną słuszną rzecz — w równie słusznej sprawie, przecież chodziło o sierotki albo bezdomne chomiki; nie do końca pamięta.
Z portfela wyłowił trzy banknoty, prościutkie, zielone i z okrąglutką buzią Benjamina Franklina.
Bezpieczeństwo nie ma ceny, czyż nie?
W scenariuszu w tym miejscu pojawiłyby się didaskalia: Thibalt, z uśmiechem przepełnionym zrozumieniem, wsuwa do puszki trzysta dolarów; wolontariuszka patrzy z podziwem, sierotki biją brawo, geje tańczą poloneza.

ofiaruję 300 $ bo mnie stać i patrzcie, że mnie stać
zostaję na K14
Thibalt Overtone
Wiek : 30
Odmienność : Czarownik
Miejsce zamieszkania : north hoatlilp
Zawód : aktor musicalowy, reżyser teatralny
Sebastian Verity
ODPYCHANIA : 25
SIŁA WOLI : 24
PŻ : 192
CHARYZMA : 9
SPRAWNOŚĆ : 9
WIEDZA : 8
TALENTY : 19
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t620-sebastian-verity#3560
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t709-sebastian-verity
RELACJE : https://www.dieacnocte.com/t1145-sebastian-verity
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t711-poczta-sebastian-verity
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/f142-willowside-14
BANK : https://www.dieacnocte.com/t1114-rachunek-bankowy-sebastian-verity#10472
ODPYCHANIA : 25
SIŁA WOLI : 24
PŻ : 192
CHARYZMA : 9
SPRAWNOŚĆ : 9
WIEDZA : 8
TALENTY : 19
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t620-sebastian-verity#3560
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t709-sebastian-verity
RELACJE : https://www.dieacnocte.com/t1145-sebastian-verity
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t711-poczta-sebastian-verity
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/f142-willowside-14
BANK : https://www.dieacnocte.com/t1114-rachunek-bankowy-sebastian-verity#10472
O przybyciu Judith zawiadamia jej kpiący komentarz i Sebastian podświadomie od razu czuje się bardziej na miejscu. Ani myśli analizować to, dlaczego tak jest, ani w ogóle zauważać, że tak jest. Ale wśród tych tłumów i pozerstwa, bezczelność Judith jest jakaś taka… swojska. Na jej komentarz Sebastian utrzymuje uśmiech i tylko wprawne oko może zauważyć, że ten na moment lekko się pogłębia.
Nawet gdyby chciał wyraźnie zareagować na komentarz Carter, nie mógłby przebić się przez wrzawę, która zapanowała za sprawą mężczyzny, który okazał się wcale nie być wolontariuszem.
W wymianie uprzejmości chwilowo przeszkadza przemówienie Williamsona, którego Sebastian słucha z tą samą miną, nie zdradzając szczególnych emocji na żaden fragment tego podniosłego monologu. Niemniej, gdy słyszy obietnicę związaną z większą liczbą gwardzistów na ulicach, ma chęć się roześmiać. Co też drogi Ronald może wiedzieć o gwardzistach, o ich zasobach, możliwościach i zapierdolu, przez który właśnie przechodzą? Może coś tam wie, ale Sebastan sądzi, że wie lepiej. I zgodnie z jego wiedzą, obsadzenie większej liczby gwardzistów na patrolach jest na ten moment niemożliwe. Ale jeżeli ktoś łudzi się, że choć połowa z tych obietnic zostanie spełniona, to jest durniem. W końcu to tylko polityczna paplanina.
To nie tak, że Verity z założenia jest negatywnie nastawiony. Nie, stara się jedynie być realistą. Co bynajmniej nie znaczy, że zamierza zagłosować na rywala Williamsona, bowiem zdecydowanie przychyla się ku temu, by u władz miasta stała osoba magiczna, która ma większe pojęcie o problemach społeczności. I przede wszystkim nosi w sobie światło Lucyfera. Sebastian nie jest zwyczajnie fanem patosu – bawi go ten styl wypowiedzi, ta wymuszona pompatyczność. Choć zachowuje neutralny wyraz twarzy i pozostaje w roli poważnego mężczyzny w sile wieku, to jego myśli sprowadzają się do jednego: „nie zesraj się”.
Jego spojrzenie krzyżuje się ze spojrzeniem Judith, jednak przesuwa je spokojnie dalej, jakby te wcale się nie spotkały. Nie dlatego, że ją ignoruje, ale dlatego, że czuje, jak jego warga ma ochotę zadrżeć pod zbliżającym się wybuchem rozbawienia. Tak, w tym względzie zdecydowanie rozumieją się bez słów.
Gdzieś pomiędzy tym wszystkim łapie spojrzenie Aureliusa i również odpowiada mu krótkim skinięciem głowy, po czym przenosi swoją uwagę na Audrey, która w końcu ma szansę odpowiedzieć i wznowić wymianę uprzejmości między zebranymi.
Zaciąga się dymem papierosowym, a widząc dezaprobatę w oczach kobiety, gdy komentuje jego uwagę, unosi delikatnie kącik ust, co jednak szybko maskuje dym papierosowy.
Niezmiernie pokrzepiające – zgadza się, nie odrywając od niej wzroku, który nie do końca współgra z uprzejmym uśmiechem. W niebieskich oczach grają iskierki rozbawienia i niemal młodzieńczej przekory. Na koniec dnia Sebastian jest bardziej gwardzistą niż Veritym i choć wie, że dziś odpowiada za wizerunek rodziny, więc nie może dyskutować z tą karcącą nutą w głosie Audrey, to w ostatecznym rozliczeniu nie dba dostatecznie mocno o to, jak zostaną odebrane jego słowa. Ma ważniejsze rzeczy na głowie, szczególnie w obliczu apokalipsy. Sądzi, że imają się go zgoła inne zasady niż szanownej pani Verity.
W końcu przenosi wzrok na kuzyna, który postanawia wesprzeć swoją żonę w pochwałach dla przedsięwzięcia. Sebastian zaś zastanawia się o jakich „naszych dzieciach” nie wie, bo ostatnio, gdy sprawdzał, to żadnego nie miał. Naturalnie jest w mniejszości, gadki o dzieciach nie są mu obce, każdy ma jakieś dziecko i zapomina się o tych wynaturzeniach, które żadnego nie zmajstrowały.
O tak, wszystko dla naszych dzieci. – Uśmiecha się wesoło do kuzyna. Nie próbuje być złośliwy, Benjamin zna już poczucie humoru Sebastiana i jego skłonność do sarkazmu, mniej lub bardziej wyszukanego. W rodzinie przecież można. Gdy kuzyn wspomina o tej z obietnic Williamsona, która jako jedna z niewielu zapadła Sebastianowi w pamięć, jego uśmiech się pogłębia.
Chciałbym móc powiedzieć to samo. – Może i nigdy nie mówił jasno w żadnych kręgach, że jest gwardzistą, ale jego rodzina oczywiście wie to lub się tego domyśla. „Pracuję w służbie kościoła” jest dość wymowne, szczególnie nigdy nieprecyzowane. Teraz też nie mówi wprost, więc ktoś niewtajemniczony może uznać zwyczajnie, że żadna z obietnic przyszłego burmistrza (niech Lucyfer da) nie dotyczy pracy Sebastiana.
Przytakuje grzecznie na wszystkie komentarze, szczególnie te, które padają od Imani, optymistycznego promyczka kowenu. Sebastian nie jest w stanie określić, czy przeszkadza mu jej kolor skóry. Nigdy się nad tym nie zastanawiał, bo najważniejsze jest dla niego to, skąd się znają. A Imani jest oddana Lucyferowi i to znaczy więcej niż fakt, że ciężko ją dostrzec w ciemnościach.
Tak, wszyscy się zgadzają. Cudowne przedsięwzięcie – podejmuje z poważną miną, równie podniosłą jak ta Williamsona, kiedy spuszczał się nad tym, jak zmieni świat. Wszyscy tutaj wiedzą, że się nabija, ale pozwala sobie na to tylko dlatego, że jest we względnie zaufanym gronie, a poza tym tylko osoby, które go znają, mogą przypuszczać, jakie myśli kryją się za tymi komentarzami.  – Takie przedsięwzięcie zasługuje na wyraźne uznanie, wybaczcie mi na moment. – Kładzie dłoń krótko na ramieniu kuzyna, mijając go, by kilka kroków dalej zaczepić niby to przypadkiem przechodzącego tamtędy wolontariusza.
Tymczasem wybór wolontariusza wcale nie jest przypadkowy, bo jeszcze chwilę wcześniej dyskretnie wypatrywał prasy. Nie jest tu przecież po to, by dawać anonimowe datki, które się zmarnują i być może trafią do kieszeni Williamsona, sponsorując jego wiec wyborczy, a nie odbudowę. Nie, nie ma być anonimowy. Dlatego właśnie upewnia się, że wchodzi w pole zasięgu wzroku kobiety z aparatem. I słuchu również, miejmy nadzieję.
Dzień dobry, czy przyjmujecie czeki? – pyta uprzejmie, a gdy dostaje odpowiedź twierdzącą, wyciąga książeczkę i wypisuje czek na 350 dolarów, upewniając się, że nazwisko „Verity” wdzięczyć się będzie schludną kursywą w miejscu podpisu. Dopiero po tym rusza w stronę, z której przyszedł, jeszcze krótko machając Roche’owi, dostrzegłszy go nieopodal dziennikarki.

Sebastian przesuwa się 3 pola po skosie na H15, żeby dać datek wolontariuszowi tak, by dostrzegła to Wendy. Jeśli mechanika na to pozwoli, to wraca na miejsce, z którego przyszedł, czyli K12, jeśli nie, pozostaje na tę turę na H15.
Sebastian Verity
Wiek : 49
Odmienność : Czarownik
Miejsce zamieszkania : North Hoatlilp
Zawód : Starszy Oficer (Protektor), Czarna Gwardia
Arthur O'Ridley
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t329-arthur-o-ridley
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t388-arthur-o-ridley#1231
RELACJE : https://www.dieacnocte.com/t354-arthur-o-ridley
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t355-skrzynka-arthura
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/f83-dom-arthura-o-ridley
BANK : https://www.dieacnocte.com/t1097-rachunek-bankowy-arthur-o-ridley#10018
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t329-arthur-o-ridley
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t388-arthur-o-ridley#1231
RELACJE : https://www.dieacnocte.com/t354-arthur-o-ridley
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t355-skrzynka-arthura
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/f83-dom-arthura-o-ridley
BANK : https://www.dieacnocte.com/t1097-rachunek-bankowy-arthur-o-ridley#10018
Z zamysłu nad swoim stanem, dzisiejszym wydarzeniem i co dalej pocznie ze swoją osobą, wyrwała go Thea, która zawoła jego nazwisko. Uśmiechnął się blado na znajomą twarz, a jeszcze bardziej na podarowanego papierosa. Ssało go potwornie, ale też naprawdę cieszył się z obecności kogoś, z kim może pogadać, bez poczucia tego, że dostanie pokój bez klamek.
-Malborasek - kiedy ostatni miał go w ustach-pomyślał, choć nawet kiepy ze śmietnika smakowałyby jak kubańskie cygara.
-Mmm-mruknął zadowolony, zaciągając się, czując, jak dum wypełnia mu płuca i uspakaja go-Kazali mi wypierdalać w szpitalu do ludzi, ale za kilka dni chce uciekać do Cripple Rock.-strzepał popiół z papierosa-Nie mogę zdzierżyć ciągłych pytań, macania czy faszerowania lekami. Zresztą, zakładam, że dalej jest tam dziura na kilka kilometrów w dół, więc czeka mnie sporo roboty.-zaciągnął się znowu, ciesząc się w sercu pierwszym papierosem od dawna-Ale poza tym jest git - może tylko mało śpię, ale jakoś tego nie odczuwam. Nadrabiam czytanie, trochę też telewizji, więc kolejne plusy siedzenia w szpitalu.-złapał znowu tytoniowy oddech, jakby to był jego przenośny respirator-A Ty? Musisz spłacać karawan i przepraszać klientów ?-rzucił żartem, pierwszym od dawna. Rzuciłby może jakiś kolejny tekst zahaczający o nieumarły biznes czy może coś lepszego, gdyby nie nagły atak charakterystycznej woni. Smród taniej wódy, potu oraz papierosów bez filtra - w skrócie zielarskie mieszkanie w okolicach nowego roku. Brakowało jeszcze ciężkiej woni ziół, dymu oraz może nutki starego drewna. Normalnie ta mieszanka nie byłaby tak odczuwalna, ale teraz zapach piwa, wzbudzał rodzaj obrzydzenie. Podnosił całość treści żołądka oraz przynosił fale wspomnienia z chwil, gdy siedział pod wiatą lub pod ziemią Cripple Rock. Arthur pozwolił im chwilę pomieszkań w głowię, po czym zniknęły, jakby były morskimi falami. Gdy wrócił do świata żywych, kątem oka zobaczył paczkę, która wypadał za nieznajomym. Już miał wołać, że domniemany menel stracił swoją kolekcję papierosów, ale zniknął on w tłumie. O’Ridley podniósł paczkę licząc, że gdy spotka prawowitego właściciela, to odda mu ją. Ewentualnie nie będzie musiał sępić papierosów od innych pacjentów.
Palił leniwie końcówkę papierosa, słuchając przemowy starszego Williamsona. Ilość patosu oraz patriotyzmu, którą mimowolnie chłoną, powodowało u niego poczucie pewnego rodzaju dyskomfortu. Nie było to samo, gdy poczuł woń alkoholu, ale jakieś nowe uczucie, które nie wiązało się z przeżytą traumą. Zażenowanie ? Brak wiary w szczerość ? Sztuczność ? To było uczucie, które dużo osób na pewno znało, ale nie miało opisu w ojczystym języku Arthura. Z pewnością Niemcy lub Szwedzi mieli coś pasującego jak np: Schnapsidee. Nie klaskał też na koniec licząc, że zaraz nie zgarnie go jakaś ochrona za nie oddawanie czci gościowi wieczoru.

1) G9
Arthur O'Ridley
Wiek : 24
Odmienność : Czarownik
Miejsce zamieszkania : Cripple Rock
Zawód : sprzedawca i hodowca roślin
Percival Hudson
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t493-percival-hudson
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t497-poczta-percivala-hudsona
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t493-percival-hudson
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t497-poczta-percivala-hudsona
-Czy to ważne? - odpowiedział Aureliusowi pytaniem na pytanie, nie chcąc dążyć irytującego Percivala tematu mechanika. Był przekonany również, że to nie jest wina samego samochodu, tylko nieprzystosowanych do normalnej jazdy dróg, przypominających ser szwajcarski. Chyba najlepiej by było to wszystko wykupić i zrobić porządny remont, a nie bawić się w to, że może kiedyś państwo za to się zabierze.
-Oczywiście, że to wykorzystają. Każdy na ich miejscu zrobiłby to samo.
Przeczesał włosy, zerkając na swoje odbicie w lusterku, po czym włożył szary kapelusz w delikatne paski. Kąciki jego ust lekko drgnęły.
-Cóż. Na przykład to, że w chwili, kiedy możemy realnie nakopać do dupy Gabrielowi, nie spierdzielimy sprawy przez skakanie sobie do gardeł.
Po czym wysiadł z samochodu, przylepiwszy sobie do twarzy uprzejmy uśmiech, który zawsze towarzyszył mu na wszelkich spotkaniach biznesowych.
Plac powoli się zapełniał ludźmi. Hudson mógł tylko zgadywać, jakie mieli interesy; ilu z nich przyszło, by również zagrać kolejną partię politycznych szachów, czy powymieniać się plotkami, czy też sprowadzała ich tu wizja bezpłatnego poczęstunku.
W tłumie przewijały się znane i mniej znane twarze, i los chciał, że tuż za Hudsonami zmaterializowali się inni przedstawiciele Kręgu.
Krótka wymiana uprzejmości powinna wystarczyć. Percival nic do miał do Paganinich, w porównaniu do Williamsonow czy Faustów, jednak mimo że byli w Kręgu, nie ufał im jakoś specjalnie, zgadzając się tym po części samym z nestorem rodu, który krzywo patrzył na wszystkich tych, którzy nie byli biali oraz nie wywodzili się z Europy Północnej i Zachodniej. Stary Augustus jednak wspinał się w swojej niechęci na prawdziwe wyżyny, uważając, że tacy ludzie nadają się wyłącznie do pracy w kopalni.
Więcej uwagi poświęcił Vittorii, do której uśmiechnął się szczerze i przyjaźnie.
-Jak zawsze wygląda Pani zjawiskowo. - Może i Percival nie znał się dobrze na tych wszystkich fatałaszkach, jednak bardzo doceniał pracę twórczą, która bardzo go fascynowała. - Jak układa się praca? Wena dopisuje?
Kolejna znajoma twarz, która pojawiła się na horyzoncie, należała do “wuja” Percivala - Benjamina Verity oraz jego żony.
-Ben, dobrze cię widzieć! - Uścisnął mocno jego dłoń. - Jak się masz? Gotowy na napływ nowych klientów?
Mimowolnie spojrzał na stragany z jedzeniem.
-Istotnie, pachnie wyśmienicie. Wiesz, jak to się mówi: “przez żołądek do serca”.
Kiedy Aurelius przywitał się z Audrey, starszy Hudson jedynie dodał:
-Co tu więcej powiedzieć? Mój brat jak zawsze ma rację.
Nie trzeba było długo czekać, by w końcu zjawił się przedstawiciel rodu Williamson. Barnaby miał u Percivala szczątkowy kredyt zaufania z racji pracy w organach ścigania.
Zgodnie z etykietą pierwszy wyciągnął do młodszego mężczyzny dłoń, po czym skinął w odpowiedzi na jego słowa.
-W takim momencie dla Deadberry nie mogło przecież nas zabraknąć.
Domyślał się, że dla młodego Williamsona spotkanie z przedstawicielami nielubianego rodu również nie należało do łatwych, ale bardzo dobrze grał swoją rolę. Wyjątkowo Hudson nie chciał mu utrudniać tego zadania.
Niestety nie każdy Williamson potrafił dobrze ukryć swoje prawdziwe emocje. W odróżnieniu od Barnaby’ego - stary Arthur Williamson całym sobą wyrażał, to, jak bardzo pragnął, by ich wszystkich anieli wzięli w cholerę. Percival poczuł pewien rodzaj satysfakcji, że nie tylko oni będą tu cierpieć. Już był gotów odpowiedzieć staremu prykowi coś odpowiednio stanowczego, ale i mieszczącego się w ramach uprzejmości, jednak Aurelius był pierwszy. Percival może powiedziałby to w inny sposób, ale brat idealnie ujął emocje, jakie towarzyszyły również jemu.
Postarał się jednak załagodzić sytuację.
-Mojemu bratu chodziło, że nawet mimo podziałów, nadchodzi taki czas, że należy działać ramię w ramię. - powiedział, rzucając ukradkiem spojrzenie Aureliusowi mówiące: "Co ty wyprawiasz?". W tej samej chwili kątem oka zauważył w tłumie znajomą sylwetkę, która rozproszyła go na tyle, że dalej nie kontynuował tematu.
-Elaine? - zapytał cicho, zupełnie mimowolnie, próbują przyjrzeć się tej, której być tu stanowczo nie powinno. Oczywiście to nie była ona, tylko Valentina. Odpowiedział na jej spojrzenie skinieniem, czując nieprzyjemne ukłucie w sercu.
Usłyszał również komentarz stojącej nieopodal Judith o jarmarku świątecznym. Czarownik nie potrzebował specjalnie głowić się nad kontekstem wypowiedzi, gdyż wiedział, że Carter nigdy nie owija w bawełnę. Wydarzenie czerpało z takiego jarmarku garściami. Z drugiej strony - jeśli ten format się dobrze sprzedaje, to czemu ponownie wymyślać koło?
Kiedy w końcu Ronald wyszedł na scenę, starszy z braci Hudson ponownie przybrał postawę kogoś, kto przyszedł tu tylko i wyłącznie w sprawach biznesowych. Nie zareagował w specjalny sposób na słowa nestora obcego rodu. Słuchał dalej. Co jak co, ale musiał przyznać, że Williamson miał gadane. Potrafił dać ludziom wizję tego, na czym stał ich kraj - nadzieję, a przy okazji ubierał to w piękne słowa. Robił show, a to Amerykanie kochają najbardziej.
Było jeszcze coś. Czy faktycznie wybór Ronalda nie był tym mniejszym złem, którego obecnie potrzebują. Gabriel był sprytny, wykorzystują ludzi do swoich celów, mieszając im w głowach. Bezpieczniej w obecnych czasach byłoby mieć kogoś swojego u władzy. Kogoś, kto pomoże zatrzymać nowe polowanie na czarownice, które przybrało formę poszukiwania wyznawców Lucyfera wśród fanów ciężkiej muzyki i dzieciaków, siedzących w piwnicy i grających w jakieś śmieszne gry.
Z tą dziwną myślą, Percival klasną parę razy, by w taki sposób "odhaczyć" kolejny etap gry politycznej, po czym wpakował wolontariuszowi, wyjęty z kieszeni banknot pięćdziesięciodolarowy.

|daję datek - 50$
Percival Hudson
Wiek : 40
Odmienność : Czarownik
Miejsce zamieszkania : North Hoatlilp
Zawód : Rentier i inwestor
Lyra Vandenberg
ILUZJI : 22
ODPYCHANIA : 5
SIŁA WOLI : 24
PŻ : 172
CHARYZMA : 19
SPRAWNOŚĆ : 9
WIEDZA : 9
TALENTY : 5
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t201-lyra-vandenberg#457
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t247-lyra-vandenberg#599
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t248-poczta-lyry-vandenberg#600
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/f203-riverbend-st-1-13
BANK : https://www.dieacnocte.com/t1059-rachunek-bankowy-vandenberg-lyra#9093
ILUZJI : 22
ODPYCHANIA : 5
SIŁA WOLI : 24
PŻ : 172
CHARYZMA : 19
SPRAWNOŚĆ : 9
WIEDZA : 9
TALENTY : 5
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t201-lyra-vandenberg#457
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t247-lyra-vandenberg#599
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t248-poczta-lyry-vandenberg#600
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/f203-riverbend-st-1-13
BANK : https://www.dieacnocte.com/t1059-rachunek-bankowy-vandenberg-lyra#9093
W jej dłoni dumnie powiewała dziecięca wersja amerykańskiej flagi, w jego jedwabna apaszka Lotte. Coś w tym dniu z pewnością było na opak.

Charlie — odpowiedziała, naśladując ton głosu, którym on wypowiedział jej imię, kiwając głową jakby z udawaną powagą, która została szybko złamana przez uśmiech. Szybkim spojrzeniem ocenia jego kurtkę, lekko unosząc brew na widok ciemnych okularów na nosie. Może w tym wojsku, był pilotem. Nigdy nie pytała w sumie. — Wszystko na to wskazuje. A wraz z nim, całą armię gwardzistów na ulicach. Urocze, prawda?

Bardzo prawdopodobne, że była pierwszą osobą na świecie, która użyła słowa "gwardziści" i "urocze" w tym samym zdaniu. W dodatku, w stronę faktycznego gwardzisty, ale hej — skąd mogła o tym wiedzieć?

Trzy sekundy, jedno szybkie spojrzenie w stronę w prawo i znajoma zieleń po drugiej stronie, choć to, że kolor dalej w nich jest, musiała czerpać z pamięci. Flagę podniosła wyżej, jakby w iście patriotycznym toaście. Twoje zdrowie, Williamson. Baw się dobrze z uroczą blondynką w Chyżym.

Potem przyszedł czas na brawa. Była aktorką, doskonale wiedziała, że gdy idzie się obejrzeć występ kolegów (nigdy bliżej niż w czwartym rzędzie; przesądy są istotnym elementem życia aktorskiego), to klaszcze się, nawet gdy był do dupy. Ronald do dupy nie był — z pewnością potrafił porywać tłumy — ale Lyra nie gustowała w starszych panach, których przełomową obietnicą wyborczą była groźba zwiększonego rygoru na ulicach. Czy gdyby wtedy na plaży, był z nimi gwardzista, w czymś by to pomogło? Tak.

Aresztowaniu jej za próbę lamentu w samoobronie przed jebanym Aniołem.

Co myślisz o—

Spojrzała znowu na Charliego, tym razem dostrzegając w jego dłoni kubek kawy. Była przekonana, że zapach kofeiny był po prostu w jej głowie.

Skąd masz kawę? Mogę łyka? Nie zdążyłam wypić przed wyjściem, włosy okazały się trudniejsze do ogarnięcia, niż podejrzewałam.

Pierwszym problemem okazało się zlokalizowanie żelu, drugim gumki, a trzecim fakt, że w trakcie zgubiła gdzieś grzebień. Ostatecznie było warto — miała nadzieję — widziała, że znalazła się z zasięgu wzroku pana Overtona, a więc pierwszy etap zaliczony. Teraz tylko tego nie spierdolić.

W ich zasięgu znalazł się wolontariusz z puszką na datki. Widziała, jak bogate ręce bogatych członków ich niewielkiego społeczeństwa, zaczęły ścigać się, kto wrzuci większą sumę. Chłopak nieubłaganie zbliżał się w ich stronę i wiedziała już, że jeśli nie wrzuci nic, to będzie to wyglądało źle.

Macie więcej takich flag? Koledze będzie pasować do okularów — powiedziała do wolontariusza, wrzucając do puszki jednego dolara. Na tyle dyskretnie, aby kwota nie była oczywista, ale sam gest widoczny.

Pierdoleni kręgowcy. Mogła za to kupić Bombastica.

Wrzucam datek w postaci 1$ (wcale nie boli, skąd) oraz nadal stoję na K19. Nie przerzucam, usłyszałam, co chciałam usłyszeć.
Lyra Vandenberg
Wiek : 27
Odmienność : Syrena
Miejsce zamieszkania : SAINT FALL, SONK ROAD
Zawód : aktorka, anonimowy dawca łusek, dostawca morskich skarbów
Charlie Orlovsky
ODPYCHANIA : 22
WARIACYJNA : 6
SIŁA WOLI : 9
PŻ : 197
CHARYZMA : 2
SPRAWNOŚĆ : 19
WIEDZA : 3
TALENTY : 13
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t869-charlie-orlovsky#6697
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t928-charlie-orlovsky#33318
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t927-poczta-charlie-go-orlovsky-ego#8334
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/f164-pasadena
BANK : https://www.dieacnocte.com/t1054-rachunek-charlie-orlovsky
ODPYCHANIA : 22
WARIACYJNA : 6
SIŁA WOLI : 9
PŻ : 197
CHARYZMA : 2
SPRAWNOŚĆ : 19
WIEDZA : 3
TALENTY : 13
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t869-charlie-orlovsky#6697
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t928-charlie-orlovsky#33318
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t927-poczta-charlie-go-orlovsky-ego#8334
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/f164-pasadena
BANK : https://www.dieacnocte.com/t1054-rachunek-charlie-orlovsky
Aplauz po przemowie starego Williamsona trwał kilka chwil dłużej, niż powinien. Albo spora część mieszkańców chciała mu się przypodobać, albo w tłumie porozstawiano kilku klakierów, albo po prostu ludzie się z nim zgadzali. Żadnej z opcji nie można było wykluczyć. Czego mógł być pewien po tej ewentualnej wygranej? Tego, że będzie miał więcej roboty.
Delikatny materiał apaszki pod wpływem kolejnego podmuchu owinął się wokół jego dłoni. W drugiej trzymał papierowy kubek. Może kiedy Lyra kiedyś zapyta, opowie jej ile ma wspólnego z lotnictwem. Czy to będzie pasjonująca opowieść? Niekoniecznie. Czy ktoś słuchając krótkiego wywodu uśmiechnie się półgębkiem? Być może.
- Po tym, co się ostatnio stało... - wzruszył ramionami. Mógłby powiedzieć, że ma to sens. Że jeśli ziemia znowu miałaby pęknąć a okoliczne budynki trawić pożar to lepiej, żeby w okolicy było więcej gwardzistów, niż za mało. Zachował to dla siebie. Może i był blondynem, ale nie musiał wysilać szarych komórek by zauważyć, jaki miała stosunek do Gwardii. Dobrze, że nie wie. Prawdopodobnie wtedy by w ogóle nie podeszła. Ani teraz, ani wcześniej. Powiódł spojrzeniem za jej wzrokiem. Dawno nie widział, żeby Williamson się tak wystroił. Czyli się znali.
- Hm? - uniósł brwi, gdy przerwała. - Pewnie, że tak - podsunął jej kubek z wciąż gorącym napojem. - Bez cukru - uprzedził. Na dobrą sprawę nie miał pojęcia, jaką piła. - Kawiarnia za rogiem była otwarta... - machnął ręką gdzieś w kierunku ulicy.
Pojawienie się wolontariusza ubranego w specjalnie przygotowaną na tę okazję kurtkę i uzbrojonego w puszkę na datki było nieuniknione. Tak samo, jak nieuniknione będzie pozostanie tu do późnego wieczora i pilnowanie, by rozochocone pomaganiem, dobrymi uczynkami i dużą ilością alkoholu towarzystwo lubujące się w świętowaniu nie narozrabiało bardziej, niż wymagała okazja. Tymi w pubie niech zajmuje się Barnaby. O ile dziś w ogóle jest na służbie.
Nie był zainteresowany ani trzymaniem małej flagi, ani machaniem nią. Mimo to, wziął jedną, gdy chłopaczek - na oko miał może siedemnaście lat - wyciągnął chorągiewkę zza pazuchy.
- Za wygranych, co? - kiwnął głową. Nie trzymając kawy druga rękę miał wolną. Wyciągnął więc z kieszeni portfel i również wrzucił do puszki banknot. Jego dwadzieścia dolarów przy kwotach elegantów z Kręgu nie robiło wrażenia. Gdyby głowy rodów wzięły się za robotę i czuły odrobinę odpowiedzialności, odbudowaliby dzielnice za własne pieniądze. Chyba wszyscy wiedzieli, że Hudsonowie podcierali dupy dolarami, Van der Deckenowie wachlowali się nimi na swoich jachtach. Verity, Williamson, Overtone... banda nierobów, która udaje, że się zabiera do pracy tylko wtedy, gdy trzeba się pokazać. Przyjrzał się gwiazdkom nadrukowanym na papierową flagę. O jedną za mało, może schowała się przy naklejaniu na plastikowy patyk.
- To chyba dla ciebie jakaś ważna okazja, co? - może była po prostu w pracy? A może, jak większość zebranych tu ludzi nie była z tych, którzy przychodzą na takie wiece ubrani w koszulki z nadrukowanym logo zespołu muzycznego. Chyba wolał, kiedy miała rozpuszczone włosy. Ciasne ramy gumki i żelu do niej nie pasowały.



pozostaję na: L19
do puszki wrzucam: 20$
Charlie Orlovsky
Wiek : 35
Odmienność : Czarownik
Miejsce zamieszkania : Wallow
Zawód : Gwardzista - protektor
Lotte Overtone
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t254-charlotte-overtone
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t499-lotte-overtone
RELACJE : https://www.dieacnocte.com/t494-lotte-overtone
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t498-poczta-lotte-overtone
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/
BANK : https://www.dieacnocte.com/t1390-rachunek-bankowy-lotte-overtone
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t254-charlotte-overtone
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t499-lotte-overtone
RELACJE : https://www.dieacnocte.com/t494-lotte-overtone
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t498-poczta-lotte-overtone
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/
BANK : https://www.dieacnocte.com/t1390-rachunek-bankowy-lotte-overtone
Mrowie głosów, mrowie ludzi, jak owady zgromadziły się wokół prowizorycznego gniazda, szumiąc prędko poruszającymi się skrzydłami złożonymi ze słów. Poszczególne łapała z łatwością, odpowiedni dźwięk dopasowując do twarzy, twarz zaś do imienia, nazwiska, pozycji. Śliczny uśmiech lśnił na ślicznej twarzy, rozluźniona sylwetka zdradzała ukontentowanie obecnością na tak znamienitym wydarzeniem i ni jedna kropla znudzenia nie wdarła się na szarą przestrzeń tęczówek. Maska zdążyła zastygnąć na licach, odpowiednia maniera zakraść się do eleganckich ruchów i nikt nie mógłby uznać, iż panna Overtone przybyła na plac z powodu innego, jak chęć udzielenia pomocy, wsparcia, które przecież emanowało od czubka złotej głosy po wyjątkowo stylowe szpilki. Łagodny uśmiech, który wykrzywiał wargi nie drgnął, nawet kiedy luźno zawiązana pod szyją — wciąż pamięta palce, które w wyobraźni parzą wręcz jasną skórę. Wrażenie duszności wydaje się już nigdy jej nieopuścić — apaszka, wymyka się ze splotów i poddaje się woli wiatru. Zerka na skrawek materiału, niczym zwierzę, które nie jest pewne, czy powinno pobiec w ślad za umykającą ofiarą, czy też pozostać na miejscu. Jest jednak cierpliwa, wody są spokojne i wbrew pozorom Lotte ma czas. Zresztą, to nie tak, że jej kolekcja zbiednieje. Nie, wręcz przeciwnie, wzbogaci się, kiedy z żalem przyzna, iż była tak zaaferowana dźwiganiem babeczek — przecież patrzyła się na Ivana, to prawie tak, jakby sama niosła dosyć sporej wielkości kosz — że utraciła swoją ozdobę. Nie przyzna się również, że dzięki temu mogła nabrać wreszcie głębszy oddech. Wzrok więc skupia na osobach dookoła, na pannie Charlotte Williamson, która nie nosiła ich imienia z takim wdziękiem jak blondynka, ale mogła ujść, była to nader łaskawa opinia, biorąc pod uwagę artykuł w Zwierciadle. Którą miała ochotę cofnąć, bo uh, nienawidziła tej pompatyczności. Młoda osoba, ha! Jakby Williamson miała w sobie starą duszę, albo jakąś wielką mądrość i wcale sama nie była zwykłą gówniarą przed trzydziestką. Maska nie pęka, trzyma się twardo rysów, wżera się i przynosi ciepło radości w spojrzeniu.
Owszem — potwierdza jedynie, bo to nie jest ta scena, w której powinno się radować dobrą zmianą oraz szansą, która pojawiła się poprzez ogrom cierpienia. Lotte skakała z cholernej chmury do oceanu, mogą ją pocałować w niebywale krągłe pośladki — Ciesze się, że czujesz się lepiej — dodaje z taką szczerością, iż sama sobie wręcza złoty medal za tak wspaniałe wystąpienie. Radość pogłębia się, gorzeje wręcz kiedy Valentina dołącza do wymiany uprzejmości. Buziak, zetknięcie rąk, delikatny ich uścisk.
A ciebie jeszcze lepiej, miło jednoczyć się, zwłaszcza jeśli robi się to ze stylem — przekazuje pannie Hudson, poruszając przy tym brwiami sugestywnie. Nie chichocze jednak to zbyt ważne wydarzenie, aby pozwolić sobie na śmiech. Raz, dwa, trzy. Jak w tańcu, każdy przybiera odpowiednią figurę. Oczywiście, najlepiej czyni to Thibalt, wyprostowane plecy, czarujący uśmiech. Odpowiada mu bielą zębów, perfekcyjny uśmiech numer czterdzieści siebie, uśmiech łowcy. Są na polowaniu, Overtonowie w końcu najlepiej potrafią złapać serca. Czasem też dosłownie, ale o tym syrenka woli nie myśleć. Jej wzrok skupia się na Ronaldzie Williamsonie, który zbliża się w ich stronę, któremu podaje grzecznie delikatną rączkę, wyraźnie ciesząca się jego obecnością, lecz nie przesadzająca z entuzjazmem, wszystko musi być wyważone. Idealne jak ona sama.
Dziękuję sir. Wuj Albert nie mógłby pana zawieść — odzywa się łagodnie, nieśmiałość jak idealnie zbilansowany posiłek, doprawiona jest dumą oraz życzliwością skierowaną w stronę wspomnianego Overtona. Kiedy następują płomienne przemowy, nie zmienia wyrazu twarzy, choć w duchu krzywi się brzydko, wręcz szkaradnie walcząc z chęcią przewrócenia oczami. Oczywiście, że potrzebują pieniędzy, oczywiście, że będą prawić o bezpieczeństwie. Dusze zamknięte w tunelach przecież mogą potwierdzić, iż kościół zawsze dbał o swoje ukochane czarne koźlęta. Jak i inni biła brawo po wypowiedzi pana Ronalda, przepraszając zaraz każdego, kto chciał się zwrócić w jej stronę. Pieniądze, które otrzymała jako godną pożałowania namiastkę zadośćuczynienia za strach, ból oraz traumy przeznaczy na wsparcie zbiórki, z radością pozbędzie się banknotów, za które nie mogłaby odkupić utraconego futra, torebki, lusterka, poczucia bezpieczeństwa. Drobne kroki zaprowadziły ją do postaci Charliego, który rozmawiał z Lyrą. Och, oczywiście.
Mam nadzieję, że nie przeszkadzam, ale zauważyłam, iż pochwycił pan moją zgubę — zwróciła się wpierw do mężczyzny, z ulgą odkrywając, że tradycyjna fala lęku, którą odczuwała wobec męskiej oraz wysokiej części społeczeństwa, nie pojawiła się tym razem — Lyro — wita się równie miło, ponieważ taka jest Lotte. Miła. Gotowa wbić obcas szpilki w czyjąś stopę, jeśli ktoś śmiał sądzić inaczej.

| Lotte przekaże 200$ na zbiórkę, jeśli kogoś ominęłam to przepraszam. Kocham was wszystkich. Moje spóźnienie jest z błogosławieństwem odgórnym.
Lotte Overtone
Wiek : 21
Odmienność : Syrena
Miejsce zamieszkania : NORTH HOATLILP
Zawód : Debiutantka w rodzinnym teatrze
Zjawa
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t122-szukam-zjawy
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t180-listy-do-zjawy
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t122-szukam-zjawy
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t180-listy-do-zjawy
Echo aplauzu cichło, wraz z nim opadał kurz wypowiedzianych ze sceny słów — każdy z obecnych wciąż zmagał się z drobnymi zakłóceniami rzeczywistości, który zesłał na nich przekorny los. Annika, Wendy i Roche niemal zaznali konsekwencji gołębiej zemsty, Audrey i Benjamin musieli poświęcić kilka cennych sekund na obserwowanie cudzej pociechy, z kolei Sebastian, Imani i Judith przeżywali spotkanie pierwszego stopnia ze staruszkiem, który zniknął tak niespodziewanie, jak się pojawił. Arthur, bogatszy o znalezioną na ziemię paczkę, mógł dalej zmagać się ze swoimi demonami, z kolei Ethan i Oscar — w towarzystwie kruka — mogli korzystać z podarowanego przez los, słodkiego poczęstunku. Płonąca styrta, ku uldze Charlotte i Barnaby’ego oraz niemałej uciesze Valentiny i Thibalta była przeszłością; pierwszą ofiarą odbudowy padł Johan i jego dłonie, Aurelius i Percival z kolei starli się ze spokojnym spojrzeniem Arthura Williamsona — ten na słowa młodszego z braci Hudson odparł jedynie, by oszczędzał energię na pomoc w odbudowie. Vittoria i Valerio włoskimi głoskami próbowali dodać Saint Fall odrobinę sycylijskiego słońca, co zdecydowanie przyda się Lotte — właśnie próbowała odzyskać apaszkę. Lyra kontynuowała swoją misję odkupienia, Charlie po prostu wykonywał swoją pracę; na szachownicy Placu Mniejszego echo politycznych słów przebrzmiało, ale nikt nie oszukiwał się, że wybrzmiewać będzie jeszcze długo — po powrotach do domów wnioski wreszcie będą mogły zostać wypowiedziane na głos.
Po tym, gdy Ronald Williamson zniknął ze sceny, jego miejsce ponownie zajął pan Kingston — mężczyzna uśmiechał się z wyraźną ulgą i oklaskiwał kandydata na burmistrza, dopóki sam nie dotarł do mikrofonu. Skryte pragnienia wielu wreszcie miały zostać wysłuchane — właściwa część pracy nad przywróceniem świetności Deadberry zbliżała się wielkimi krokami.
Podziękujmy płomiennej przemowie kandydata na burmistrza! Dokładnie takiego orędownika godnej przyszłości potrzebujemy w pełnych wyzwań czasach! — tu i ówdzie w gęstym tłumie rozległy się oklaski, ale pan Kingston nie czekał, aż rozgorzeją na nowo. — Dziękujemy również za datki na rzecz odbudowy, każdy dolar zbliża nas do celu, jakim jest przywrócenie świetności dzielnicy. Przed momentem dotarła do mnie informacja, że dzięki hojności i podarunkowi rodziny Overtone, każdy z obecnych może nieodpłatnie skosztować patriotycznej babeczki! — tym razem źródłem aplauzu były głównie dzieci — maleńkie flagi zafurkotały raźniej, uśmiechnięte buzie w tłumie zaczęły poszukiwać wolontariuszy, którzy po przybyciu panny Overtone przejęli kosz z babeczkami i rozdzielili go na mniejsze koszyki; teraz w tłumie, poza puszkami, pojawiły się słodkości.Wkrótce nasi pracowici wolontariusze wskażą każdemu ochotnikowi kierunek, gdzie najbardziej potrzebna jest pomoc. Dziś siły koncentrujemy na czterech punktach — Łukach Aradii, Ulicy Rzemieślniczej, okolicach Piwniczki oraz Bocznych Alejach. Wskazówki co do charakteru niezbędnej pomocy, otrzymać można od każdego wolontariusza, tymczasem—
Zawieszonemu tonowi pana Kingston towarzyszyło rozchylenie połów namiotu oraz pojawienie się przy stoisku z kiermaszem sprzedawców; kolejna część atrakcji została właśnie udostępniona.
Po ciężkiej pracy każdy ochotnik będzie mógł za darmo posilić się w namiotach, gdzie poczęstunek zapewnia rodzina Cavanagh, właściciele Chyżego Ghoula i długoletni przyjaciele rodziny Williamson — krótka salwa oklasków nie wytrąciła urzędnika z roli; uśmiechnął się, kiwając głową ze zrozumieniem. — Z kolei na kiermaszu słodkości każdy chętny będzie mógł zakupić wypieki z cukierni Drzemiące Liczi. Ciasta i babeczki posiadają magiczne właściwości, a minimalny datek wynosi pięć dolarów, z kolei cały dochód dołączy do puli przeznaczonej na odbudowę Deadberry.
Krótki moment milczenia pozwolił każdemu z zebranych zlokalizować wymienione namioty oraz stanowisko z kiermaszem, na którym zaczęło pojawiać się coraz więcej wypieków.
Nie zwlekając — niech ten dzień będzie początkiem zmian i symbolem zjednoczenia!
Powiedziawszy to, urzędnik odsunął się do mikrofonu, a wszyscy zebrani zrozumieli — czas zakasać rękawy i wziąć się do pracy.

Podsumowanie i wstęp do części drugiej

1. Pierwsza część pod oficjalnym nadzorem Zjawy dobiegła końca — zebrani na Placu Mniejszym zostali odgórnie podzieleni na grupy, które udadzą się do czterech wyznaczonych tematów. Jako Zjawa nie narzucam, w jaki sposób Wasze postaci znalazły się w wyznaczonym temacie — mogliście zapytać o wskazówkę wolontariuszy lub wcześniej wiedzieć, gdzie dokładnie zamierzacie się udać. W narracji sami określcie, jak znaleźliście się w danym miejscu oraz ewentualnie, dlaczego rozdzieliliście się z aktualnym towarzystwem.  
2. W drugiej części Zjawa nie będzie prowadzić wątku — przechodzimy do momentu odbudowy, której zasady zostały określone w ogólnoforumowym wydarzeniu Pomożecie? Pomożemy.  
3. Możecie, ale nie musicie odpisywać na Placu Mniejszym — Zjawa przenosi Was do wyznaczonych tematów w określonych grupkach. Jeśli chcecie dokończyć rozmowę z postacią, która nie jest w Waszej grupie, powinniście dokończyć ją w tym temacie.
4. Pamiętajcie o zaktualizowaniu rachunków bankowych; w dalszym ciągu możliwe jest przekazywanie datków. Można robić to przez cały czas trwania wydarzenia we wszystkich tematach.
5. Po zakończeniu zadań w tematach z odbudową, możecie wrócić na Plac Mniejszy, by zagrać kolejny wątek i dokonać rzutu kością k6 z wyzwaniami charakterystycznymi tylko dla tej lokacji:
K6 na Placu:

6. Aby dokonać zakupu na kramie z ciastami, należy uiścić opłatę w wysokości 5 dolarów za jeden wypiek. Jedna postać może zakupić maksymalnie 3 różne wypieki bez względu na rodzaj; poniżej znajdziecie listę słodkości wraz z ich oddziaływaniem.
Rodzaje ciast:

7. Postaci, które zapisały się na mini event, ale nie dołączyły do wydarzenia, nie zostały uwzględnione w tematach odbudowy. Wciąż mogą wziąć udział w wydarzeniu, proszę jednak, aby najpierw skontaktowały się z organizatorem.
8. Więcej zasad co do samych wątków odbudowy znajdziecie w adekwatnych tematach:
Aleja przy Piwniczce: Charlie Orlovsky, Aurelius Hudson, Arthur O’Ridley (grupa #1), Thea Sheng, Valerio Paganini, Lyra Vandenberg (grupa #2).
Łuki Aradii: Sebastian Verity, Judith Carter, Imani Padmore (grupa #3), Johan van der Decken, Vittoria L’Orfevre, Roche Faust (grupa #4).
Ulica Rzemieślnicza: Benjamin Verity, Audrey Verity, Valentina Hudson (grupa #5), Charlotte Williamson, Annika Faust, Lotte Overtone (grupa #6).
Boczne Aleje: Oscar Nox, Ethan Carter, Barnaby Williamson (grupa #7), Thibalt Overtone, Percival Hudson, Wendy Paterson (grupa # 8).
Zjawa
Wiek : 666
Imani Padmore
ANATOMICZNA : 2
NATURY : 20
POWSTANIA : 7
SIŁA WOLI : 6
PŻ : 162
CHARYZMA : 8
SPRAWNOŚĆ : 3
WIEDZA : 13
TALENTY : 10
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t789-imani-padmore-zd-bloodworth#5539
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t871-imani-padmore#6775
RELACJE : https://www.dieacnocte.com/t872-imani#6776
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t846-skrzynka-imani-padmore#6313
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/f193-tara
BANK : https://www.dieacnocte.com/t1143-rachunek-bankowy-imani-padmore#10871
ANATOMICZNA : 2
NATURY : 20
POWSTANIA : 7
SIŁA WOLI : 6
PŻ : 162
CHARYZMA : 8
SPRAWNOŚĆ : 3
WIEDZA : 13
TALENTY : 10
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t789-imani-padmore-zd-bloodworth#5539
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t871-imani-padmore#6775
RELACJE : https://www.dieacnocte.com/t872-imani#6776
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t846-skrzynka-imani-padmore#6313
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/f193-tara
BANK : https://www.dieacnocte.com/t1143-rachunek-bankowy-imani-padmore#10871
Całą szóstką drużyna numer trzy przemieściła się z powrotem do Placu Mniejszego. Sebastian Verity był na czele, za nim Imani, a za nimi Judith Carter ze swoimi pracownikami. Padmore rozejrzała się po placu i zdziwiona zauważyła, że chyba jeszcze sporo osób kontynuuje przydzielony sobie zestaw obowiązków. No cóż. Dobrze dla nich. To oznacza, że będą mieli spory wybór jeśli chodzi o dostępne łakocie, a także zaoferowany przez Cavanaghów obiad. Oczywiście nie wątpiła, że nawet jakby byli ostatni, nie zostałyby dla nich resztki, ale bycie jedną z pierwszych osób, które skończyły swoją część dzielnicy i mogą się posilić był w pewien sposób nagrodą samą w sobie. No i pokazywał, jak dobrze im poszło.
Ale może tu już dochodziła do głosu jej pycha, która powinna uciszyć i zamiast tego się po prostu cieszyć tym, co jest.
Imani odwróciła się na moment, by upewnić się, że nie zostawili z Sebastianem Judith z tyłu, po czym - idąc już przodem - odwróciła się i poniuchała. - Ładnie pachnie - stwierdziła, wbrew ich założeniom kierując się wpierw do namiotu z jedzeniem. - Może powinniśmy wpierw zjeść obiad, co? - zaproponowała. Nie pomyślała o tym, ale pewnie wróci na tyle zmęczona, że nie musząc gotować albo gotując mniej będzie jednak wyraźnie szczęśliwsza.
Bez względu na decyzję towarzyszy, ostatecznie podeszła wpierw po normalny posiłek, deser chcąc zjeść tak, jak pouczała dzieci - czyli po obiedzie. Już po chwili stała w niewielkiej kolejce w namiocie po swoją porcję. Miała nadzieję, że wypatrzą sobie łatwo miejsce, by usiąść i zjeść. Oczywiście było to do zrobienia w każdych warunkach, ale jednak lata jej młodości minęły i ceniła już sobie wygodę.
Imani Padmore
Wiek : 30
Odmienność : Czarownica
Miejsce zamieszkania : Wallow
Zawód : gospodyni domowa, pomaga mężowi
Thea Sheng
ANATOMICZNA : 5
ILUZJI : 5
ODPYCHANIA : 10
SIŁA WOLI : 10
PŻ : 176
CHARYZMA : 1
SPRAWNOŚĆ : 8
WIEDZA : 10
TALENTY : 9
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t209-thea-dawei-sheng
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t352-thea-sheng#1042
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t351-skrzynka-thei-sheng#1041
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/f103-zapyziala-kamienica-13-6
BANK : https://www.dieacnocte.com/t1061-rachunek-bankowy-thea-sheng#9114
ANATOMICZNA : 5
ILUZJI : 5
ODPYCHANIA : 10
SIŁA WOLI : 10
PŻ : 176
CHARYZMA : 1
SPRAWNOŚĆ : 8
WIEDZA : 10
TALENTY : 9
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t209-thea-dawei-sheng
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t352-thea-sheng#1042
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t351-skrzynka-thei-sheng#1041
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/f103-zapyziala-kamienica-13-6
BANK : https://www.dieacnocte.com/t1061-rachunek-bankowy-thea-sheng#9114
Miło, że nie przetrzymują pacjentów w izolatkach. — skwitowała, zaciągając się papierosem.
Zmuszenie do osiadywania na szpitalnym łóżku, bez wątpienia, odsłania odrobinę chwil sprzyjających pochłanianiu przyjemności literackich czy telewizyjnych. I chociaż gruntownie spełniają swą rekreacyjną rolę, sama (a tego mogła być pewna) w stadium szpitalnego bezczynu zwariowałaby doszczętnie. Z tego też powodu dziękować należało niezawodnej, zabliźniającej wnętrze dłoni Fascii.
Słyszałeś, że otwierają te tunele dla wszystkich? — zapytała usłyszawszy wspomnienie Cripple Rock. — Nie mam bladego pojęcia jak ma to wyglądać w praktyce, ani jak Gwardia zdołała przemknąć koło tego… No, sam wiesz — wgryzła się w język, instynktownie łagodząc też ton wypowiedzi. W końcu niełatwo stwierdzić, kto w tak licznej gromadzie posiada to charakterystyczne gumowe ucho. — Sama chyba wolę podróżować do Salem tradycyjnie. Chociaż te ceny za benzynę…
Znów ucichła, skrzyżowawszy wzrok na chwilę z tą, co przemykała obok—cieszącą oczy wolontariuszką, snującą się wśród tłumu z uwieszoną na szyi skarbonką. O pieniądzach należy rozprawiać w milczeniu, gdy mnożą się obficie w cudzych kieszeniach, oraz wśród tych oczekujących od ciebie hojnego datku. Dlatego jedynie uśmiechnęła się cicho i oderwała od niej spojrzenie.
Na wspomnienie karawany, przycisnęła wolną dłoń do skroni. — Klientów nie, za to naszego karawaniarza już tak… Ktoś go finalnie odstawił do zakładu, ale najadłam się wstydu tłumacząc jakim sposobem znalazłam się w Salem, gdy trup był w Hellridge.
Wstrętnym retrospekcjom koniec przyniosła obecność mężczyzny w widocznym stanie nietrzeźwości, którego nadejście śledziła ostrożnym spojrzeniem. Ku jej uciesze, nie jawił się jako kolejna łasa na jej skromne dochody jednostka, ani jako awanturnik upatrujący wśród tłumu konfliktów. Wzbudził raczej wrażenie istoty, jaką niemagiczni zwykli nazywać Świętym Mikołajem. Myśl ta ucieleśniła się w jej umyśle w momencie, gdy upuścił paczkę papierosów tuż pod stopami Archiego.
Widzisz, to twój szczęśliwy dzień. — podsumowała z rozbawieniem.
Dobry humor ulotnił się jednak wraz z pierwszymi odgłosami dochodzącymi z placowej sceny. Echa donośnych głosów mówców pulsowały w jej uszach jeszcze długo po tym, gdy zeszli ze sceny, niesione gromkimi oklaskami zebranych na Placu Mniejszym. Przez moment żałowała, że na miejscu stawiła się tak wcześnie.
Gāisǐ, myślałam, że nigdy nie przejdą do rzeczy — wymamrotała, gdy ostatnie niesione pogłosem mikrofonu zdanie rozmyło się w natarciu na narastające tłumowe rozmowy. Odwróciła się znów twarzą do Arthura. — No nic, czas wziąć się do roboty. Mam nadzieję, do zobaczenia wkrótce!
Uśmiechnąwszy się do O’Ridley’a, poczęła wypatrywać kręcących się niedaleko minionków Williamsona w celu zapytania o drogę. Szczęśliwie dla niej, wolontariuszka, która niedawno przechodziła obok, nie zdążyła oddalić się zbyt daleko.


/wracam kopać gruz, zt
Thea Sheng
Wiek : 26
Odmienność : Medium
Miejsce zamieszkania : saint fall, deadberry
Zawód : grabarz
Judith Carter
ANATOMICZNA : 1
NATURY : 5
ODPYCHANIA : 30
WARIACYJNA : 1
SIŁA WOLI : 20
PŻ : 180
CHARYZMA : 9
SPRAWNOŚĆ : 5
WIEDZA : 13
TALENTY : 24
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t381-judith-carter
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t424-judith-carter#1425
RELACJE : https://www.dieacnocte.com/t785-hey-jude
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t423-skrzynka-judith#1424
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/f118-red-bear-stronghold
BANK : https://www.dieacnocte.com/t1056-rachunek-bankowy-judith-carter
ANATOMICZNA : 1
NATURY : 5
ODPYCHANIA : 30
WARIACYJNA : 1
SIŁA WOLI : 20
PŻ : 180
CHARYZMA : 9
SPRAWNOŚĆ : 5
WIEDZA : 13
TALENTY : 24
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t381-judith-carter
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t424-judith-carter#1425
RELACJE : https://www.dieacnocte.com/t785-hey-jude
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t423-skrzynka-judith#1424
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/f118-red-bear-stronghold
BANK : https://www.dieacnocte.com/t1056-rachunek-bankowy-judith-carter
Plac był pusty, tyle mógł powiedzieć każdy głupi, który tutaj przyjdzie. No, prawie. Nie licząc stoisk, jakichś dzieciaków biegających w tę i z powrotem, i staruszków przesiadujących na pobliskiej ławeczce. Nawet scena opustoszała. Ciekawe czy Ronald Williamson też zakasał rękawy, czy jego praca już się skończyła na gadaniu. Takich ludzi było najwięcej – pogadać i niech inni zrobią za Ciebie.
Imani coś mówiła, ale ja nie miałam zamiaru iść z nimi na ciasto.
Macie, wybierzcie sobie coś – podałam stojącemu najbliżej myśliwemu bon, który znalazłam i odprowadziłam ich wzrokiem do namiotu. Szczęśliwi jak dzieci, które dostały lizaka.
Judith altruistka. Starzeję się i mięknę, tyle mam do powiedzenia.
… uszy byś umysł, pewnie sterczą Ci tak od brudu. To dlatego nic nie słyszysz, stary jełopie!
Unoszę brew, szukając spojrzeniem źródła obelg. Siedzący nieopodal staruszkowie albo ich nie słyszą, albo udają. Ale nie widzę nikogo zbulwersowanego, kto by rzucał obelgi. Głos nie brzmiał jak dziecko, te zresztą (nie)grzecznie bawiły się petardami kawałek dalej, a żadnej więcej dorosłej osoby płci męskiej tu nie dostrzegłam.
Prawda w oczy kole, stary niedojdo, ten Twój kolega jest równie bezużyteczny jak Ty sam.
Kolega chyba usłyszał, bo się obejrzał niewidzącym spojrzeniem.
O, ten głuchy nie jest, ale za to ślepy jak pień.
Szukam spojrzeniem jeszcze przez jedną chwilę, nim zawieszam spojrzenie na wiewiórce siedzącej na łysym drzewie i gapiącej się w stronę łysinki starszych panów. Mrużę oczy i wspieram dłonie na biodrach. To możliwe, że…?
Powiedz koledze, że jest skąpym gburem, sam zeżarł całe ciasto. My tu głodujemy!
Tak, to totalnie ta wiewiórka.
Krzyżuję ramiona pod biustem, przyglądając jej się. Ta widocznie wyczuwa kolejne towarzystwo, bo szuka spojrzeniem, a potem pyszczek zwraca w moją stronę.
No i co się gapisz, stara krowo?
Unoszę brwi.
Słabe masz te wyzwiska, poćwicz trochę.

Rzut na zdarzenie losowe: 6
Judith Carter
Wiek : 48
Odmienność : Czarownica
Miejsce zamieszkania : Cripple Rock
Zawód : starsza oficer sumiennych w Czarnej Gwardii
Sebastian Verity
ODPYCHANIA : 25
SIŁA WOLI : 24
PŻ : 192
CHARYZMA : 9
SPRAWNOŚĆ : 9
WIEDZA : 8
TALENTY : 19
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t620-sebastian-verity#3560
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t709-sebastian-verity
RELACJE : https://www.dieacnocte.com/t1145-sebastian-verity
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t711-poczta-sebastian-verity
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/f142-willowside-14
BANK : https://www.dieacnocte.com/t1114-rachunek-bankowy-sebastian-verity#10472
ODPYCHANIA : 25
SIŁA WOLI : 24
PŻ : 192
CHARYZMA : 9
SPRAWNOŚĆ : 9
WIEDZA : 8
TALENTY : 19
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t620-sebastian-verity#3560
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t709-sebastian-verity
RELACJE : https://www.dieacnocte.com/t1145-sebastian-verity
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t711-poczta-sebastian-verity
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/f142-willowside-14
BANK : https://www.dieacnocte.com/t1114-rachunek-bankowy-sebastian-verity#10472
Sebastian nie protestuje, kiedy Imani proponuje wpierw zjeść coś bardziej treściwego. Po tak intensywnej pracy wyraźnie czuje napad głodu, który do tej pory tłumił i to nie do końca świadomie. Ma taki nawyk, że podczas skupiania się na obowiązkach czy zwyczajnie wykonywanym zadaniu, zapomina o jedzeniu. I wielu innych rzeczach, ale to swoją drogą.
Gdy już mają pełne żołądki, ale nie dość pełne, by nie zmieścić deseru, robi użytek ze zdobytego kuponu na ciasto i wybiera to, którego etykietka obwieszcza „czekoladowe babeczki z drzemiącym liczi”. Trochę odprężenia zdecydowanie przyda mu się po godzinach roboty, a już szczególnie w trakcie tych ciężkich dni, które mają ze sobą, ale i przed sobą. Dzisiejsze spotkanie kowenu sprawiło, że Sebastian ma o czym myśleć i choć wcale nie chce uciekać od swoich powinności, a perspektywa otwarcia piekieł napawa go radością, to nie mógłby pogardzić chwilą beztroski, nawet jeśli sztuczną i ulotną.
Może to właśnie dzięki babeczkom, które wciąż z zadowoleniem wcina, kiedy podchodzi do Judith, wgapionej w wiewiórkę, nie troska się zupełnie rzucanymi przez zwierzę wyzwiskami. Są w Deadberry, o tyle dobrze, że gadająca wiewiórka nie może ujawnić działania szatańskich mocy przed niemagicznymi. Gorzej jak sobie wyruszy w podróż i postanowi obrzucić błotem jakiegoś gabrielowskiego wyznawcę.
Czy wiewiórek nie powinny niepokoić strzelby? – rzuca z zaciekawieniem, gdy staje obok Carter i również patrzy na rudą paskudę, zbyt zajęty swoją babeczką, by jakoś konkretniej zareagować. Nie żeby chciał to robić, w końcu ma ważniejsze sprawy od złośliwych wiewiór. No i nieskory jest do zabijania zwierząt, a nad czarem zdejmującym ten groteskowy efekt nawet nie ma ochoty myśleć. Dopiero teraz dociera do niego, jak wymęczył go ten dzień. A może wszystkie ostatnie dni.
Imani, naucz wiewiórkę uprzejmości. – Można też spróbować w tę stronę. Może i się nabija, ale w zasadzie chętnie by zobaczył wykład pani Padmore w kierunku wyjątkowo bezczelnego leśnego gryzonia.
Sebastian Verity
Wiek : 49
Odmienność : Czarownik
Miejsce zamieszkania : North Hoatlilp
Zawód : Starszy Oficer (Protektor), Czarna Gwardia