First topic message reminder : POMNIK ARADII Ufundowany przez rodzinę L'Orfevre w 1901 pierwszy roku pomnik Aradii, stanowi wizualne i emocjonalne centrum Placu Aradii. Wznosi się z posadzki wyróżniając dla tle charakterystycznej architektury miejskiej. Tworzy go naturalnej wielkości figura kobiety o wyjątkowo realistycznym i szczegółowym wykonaniu. Aradię w tej wizji cechuje piękno. Rozpuszczone, falujące włosy, sprawiają wrażenie, jakby były poruszone przez wiatr ledwie sekundę temu. Jej twarz zdobi delikatny, enigmatyczny uśmiech, który zdaje się dodawać pomnikowi tajemniczości. Pomimo tej nieruchomości, przenika przez nią dziwne wrażenie życia, sprawiając wrażenie, jakby miała w każdej chwili odwrócić głowę lub zrobić krok w przód. Wyjątkowo realistyczny jest także wygląd jej ubrania. Na boku, gdzie składa się najwięcej fałd kamiennego materiału, widoczna jest symboliczna rana mająca być upamiętnieniem jej męczeństwa i poniesionej śmierci. To poruszający detal, z którego w niewielkich ilościach spływa czerwony płyn, wynikając w kamień, co ma być symbolem magii, którą sprowadziła na Ziemię. Ostatnio zmieniony przez Mistrz Gry dnia Czw Lip 20 2023, 21:07, w całości zmieniany 1 raz |
Wiek : ∞
Miejsce zamieszkania : Piekło
Zawód : Guru sekty satanistycznej
Stwórca
The member 'Blair Scully' has done the following action : Rzut kością '(S) Kość zmroków' : |
Wiek : ∞
Miejsce zamieszkania : Piekło
Zawód : Guru satanistycznej sekty
Cecil Fogarty
ANATOMICZNA : 20
ILUZJI : 8
SIŁA WOLI : 15
PŻ : 179
CHARYZMA : 15
SPRAWNOŚĆ : 7
WIEDZA : 5
TALENTY : 10
Protest wyrażony przez Blair w gwałtownym geście wystarczył, by rozluźnił palce i jej nadgarstek, zamknięty w imadle lodowatego uścisku, odzyskał upragnioną wolność. Wtedy też, zachęcony przez jej groźbą, a raczej ostrzeżeniem, odsunął się, nawet na półsekundowa nie zapominając, z jakiej Scully była nieobliczalna istota; gdyby rywalizacja znajdowała się na liście priorytetów Fogarty'ego, mogliby konkurować ze sobą o ten tytuł. - Gdzie pojawiła się Scully, która najpierw wybiera przemoc,a potem zadaje pytania? - pozwolił ironii zatańczyć na ustach w postaci grymasu rozbawienia. Spodziewał się bolesnego ciosu w policzkach albo w nos, i nawet, najprawdopodobniej, nie próbowałby się przed nim obronić; pozwoliłby, aby jej dłoń zetknęła się z jego skóra. Potrzebował przysłowiowego zimnego prysznica, by się otrząsnąć, a zaangażowanie, jakie Blair wkładała w akta przemocy, mógłby wypełnić tę metaforę. Jednak z doświadczenia wiedział, że nigdy nie robiła tego, co chciał. Nie stała przy pomniku w zastygłej pozie, by spełnić jego fantazje. - Trzy miesiące temu, jak wiesz, podwyższyłem swoje mieszkaniowe standardy - mruknął tylko, choć ze starych nawyków nie zrezygnował, przynajmniej częściowo, o czym przekonał się szczęśliwie choćby Huxley - a ty nie odwiedziłaś mnie ani razu i nie wiem, jak radzić sobie z tym odrzuceniem - nie włożył między słowa ironii, ale za to wsunął do warg nienapoczętego jeszcze papierosa i zacisnął mocniej zęby na filtrze. Oznaki podenerwowania, takie jak drżenie dłoni, chociaż znikły, nadal czuł pięść lęku bezlitośnie zaciskającą się na żołądku. Miał nadzieję, że nałóg rozprawi się z tym dolegliwościami, wiec zapalił, zaciągnąwszy się głęboko. W międzyczasie Scully zaprezentowała mu swoje aktorskie umiejętności; nie myślałaś, by zrobić kariery na deskach teatru? - A teraz - obłok dymu na kilka sekund przysłonił jego twarz, zanim został porwany na strzępy przez podmuch wiatru - jeszcze przyznajesz otwarcie i na dodatek w miejscu publicznym, że wybrałaś towarzystwo Abrahama. - Uśmiech zniknął z jego ust, na pokaz, a na gładkiej tafli czoła pojawiła się pojedyncza zmarszczka. - Od dawna się spotykacie? Strzepał popiół na bruk i wsunął do kieszeni ręce. Natrafił palcami na zapalniczkę i zawinięty banknot dzięsciodolarowy - jedyną cenną rzecz, jaką przy sobie obecnie posiadał. - Daj spokój, niech poczuje na karku oddech... ....konkurencji, zdławił w przełyku, gdy od ścian budynku odbiło się głośne, przejęte: - WIDZIAŁEM JĄ, LILITH! Cecil objął wzrokiem najbliższe skrawki przestrzeni, by odnaleźć wzrokiem właściciela tego głosu, a raczej szaleńca, który nie wiedział co to dyskrecja. - SŁODKA ARADIO, TWOJA MATKA DO MNIE PRZEMÓWIŁA! - rozradowany głos nie cichł. - PRZYSIĘGŁA WYMIERZYĆ SPRAWIEDLIWOŚĆ TYM SZUBRAWCOM PRZEKLĘTYM. HA! - zaśmiał się. I wtedy Fogarty go wypatrzył. Unosił się nieco ponad ramieniem Blair. Zamknij się zostało zastąpione głośnym: - Scully, to duch! - chociaż niewykluczone, że za późno wystosował te ostrzeżenie, a Blair wyglądała na równie zaskoczoną, co on. |
Wiek : 23
Odmienność : Cień
Miejsce zamieszkania : Deadberry
Zawód : ilustrator
Blair Scully
ILUZJI : 23
NATURY : 1
ODPYCHANIA : 5
SIŁA WOLI : 10
PŻ : 178
CHARYZMA : 8
SPRAWNOŚĆ : 9
WIEDZA : 15
TALENTY : 14
Prychnęłam jedynie śmiechem, gdy usłyszałam komentarz Cecila na temat zmiany mojego charakteru. - Jest cały czas przed tobą... Po prostu głupio mieć rozwalone i krwawiące knykcie na randkę... - Zmierzyłam go teraz wzrokiem, jakbym oceniała jego posturę. - Nie jestem pewna, czy wiesz, ale trenuje od paru miesięcy boks i niedawno prawie wygrałam walkę z Lanthierem... Ty... Hmm... odleciałbyś pewnie po moim pierwszym prostym - Znowu się zaśmiałam, bo wizja tego, jak Cecil pada na ringu po jednym moim ciosie, była przekomiczna, dlatego wyobrażałam ją sobie jeszcze przez dłuższą chwilę. - Chcesz przyjść kiedyś na sparing? Może te twoje chude łapki nabiorą masy i jakaś Jessica lub Britney się tobą zainteresują... albo jak jej było... Mary, czy Maria? - Pewnie się trochę zagalopowałam, bo w tej całej żartobliwie atmosferze trochę za daleko pojechałam, choć po mojej mimice łatwo można było uznać, że nie mówię tego na serio... a pół-serio... - Daj znać jak będziesz chciał pobić worek.., albo być moim symbolicznym workiem - Myślę, że człowiek może wyjść z Sonk Road, ale Sonk Road z człowieka nie wyjdzie. - Przewróciłam teraz oczami. - Chyba po prostu nie wierzę w resocjalizację... - Teatralnie westchnęłam jeszcze ciężko, choć o Sonk Road wiedziałam tyle samo co o polach Padmorów. W obu miejscach bywam rzadko, bo śmierdzą, a jak nie śmierdzą, to wyglądają na śmierdzące. - Od jakiegoś czasu... W namiocie wróżb wróżbitka Nie sądziłam, że znasz się z takimi interesującymi gentelmenami. - Brnęłam dalej w tę nieprawdziwą narrację. - Myślę, że to jest to... To, czego brakowało mi w życiu - prawdziwego mężczyzny, który mnie zrozumie... - Po tych kilku zdaniach Cecil raczej mógł mieć już pewność, że ja i jego Abraham nie istniejemy i jedynie robiłam sobie z niego żarty. Ubaw szybko zmył mi się z twarzy, gdy zdezorientowana odwróciłam w stronę ducha, który zaczął krzyczeć wpiekłogłosy. Zmarszczyłam teraz brwi, nie wiedząc, co powinnam w ogóle sądzić o tej abstrakcyjnej scenie. Serio ją widział? Po co Lilith miałaby nim się interesować jakimś duchem..? - Idź głosić nowiny gdzie indziej.. ektoplazmo... - Prychnęłam, odwracając wzrok od ducha, całkowicie nieświadoma, że prawdopodobnie sprawił sobie ze mnie swój cel... Nagle poczułam, jakby zimne powietrze docierało do szpiku moich kości i w mgnieniu oka zalała mnie zimna ciemność. ... ... ... Blair zgięła się w pół pod wpływem niewiadomego ciężaru, niemalże jakby była pod wpływem fentanylu. Trwała tak w bezruchu jeszcze przez dłuższą chwilę, niema na jakikolwiek sygnał spoza jej organizmu. Z wielkim trudem nagle uniosła głowę, a długie włosy zakryły częściowo jej twarz. Wzrok przebijający się przez tę zasłonę był pusty, jakby nie skalany myślą i człowieczeństwem. - Lilith... Słodka Lilith... - Odezwał się ochrypnięty głos, który jednocześnie brzmiał poniekąd jako Blair, ale było w nim coś niepokojącego. - Muszę sprawić jej prezent! Ty... Chłopcze... Czuję... Czuję coś w Twojej kieszeni... Daj mi to. - Powiedziała, ale na odpowiedź nie zaczekała, kierując swoją dłoń w stronę kieszeni Fogarty'ego. Nie obchodziło jej nawet, że kieszeń przecież była zajęta. 1. Rzut na szybkość [+20 za II poziom i +9 za sprawność] |
Wiek : 23
Odmienność : Czarownica
Miejsce zamieszkania : saint fall, stare miasto
Zawód : studentka, prowadzi antykwariat
Stwórca
The member 'Blair Scully' has done the following action : Rzut kością 'k100' : 85 |
Wiek : ∞
Miejsce zamieszkania : Piekło
Zawód : Guru satanistycznej sekty
Cecil Fogarty
ANATOMICZNA : 20
ILUZJI : 8
SIŁA WOLI : 15
PŻ : 179
CHARYZMA : 15
SPRAWNOŚĆ : 7
WIEDZA : 5
TALENTY : 10
- I co? - złośliwość nie zniknęła z tembru jego głosu, choć groźba, którą wystosowała Blair, wydała sie Fogarty'emu równie realna, co perspektywa kolejnej nocy niezmarnowanej na sen. - Teraz napawasz się tą wizją? Nie mów, ze mój krwawiący nos i tyłek skonfrontowany z rantem fontanny byłby twoim ulubionym widokiem - idąc za jej przykładem, prychnął; już dawno odkrył, ze Blair posiadała osobliwe marzenia i równie nierealne pragnienia. Spróbował sobie zwizualizować, jak Scully stoi na ringu na przeciwko rosłego Lanthiera, ale nie potrafił; łatwiej było mu sobie wyobrazić, jak Blair z pasją i typową dla siebie zaangażowaniem bierze zapach i bezlitośnie konfrontuje pięść z cecilowym nosem. - Boks nie znajduje się w kręgu moich zainteresowań, ale - zawahał się przez chwile, nie zależało mu na randce z Jessicą, Britney czy inną Marią, miłosne rozterki i rozczarowania nie konkurowały obecnie o pierwsze miejsce na piedestale jego priorytetów - nie mogę tego samego powiedzieć o walce wręcz, wiec, jeśli znasz kogoś, kto może wprowadzić mnie w arkany tej wiedzy tajemnej - nie zdusił nuty ironii wybrzmiewającej w słowach - to możesz mi dać na niego namiary. Myślę, że człowiek może wyjść z Sonk Road, ale Sonk Road z człowieka nie wyjdzie - tez tak myślał, ale nie przyznał jej racji. Milczeniem skwitował jej celną, bolesną uwagę. Jeśli jej pieść równie skutecznie trafiła do celu, to nic dziwnego, ze inwestowała swój czas i energie w boks. Sam też nie wierzył resocjalizacje. Tak jak chwilowo nie wierzył to, ze wizja świata Lilith uczyni ten świat lepszym. Już wcześniej się domyślił, ze Blair i Abraham to jedynie fikcja jej wyobraźni, ale kolejna słowa płynące z jej gardła, tylko utwierdziły Cecila w tym przekonaniu. Ektoplazma, jak ducha nazwala Scully, widocznie zapragnął zemsty za tą zniewagę. Przeniknęła do jej ciała, wykorzystując jej organizm jak przedmiot, nad którym zyskał pełną kontrole. Fogarty mógł tylko patrzyć, ale widocznie duch widział go w innej roli niż tylko obserwatora. Spierdalaj, chciał wysyczeć bez zaciśnięte zęby. Jedyny prezent, na jaki Lilith zasługiwała, to ubranie. Nie mogła paradować nago po ulicach miasta. Ten koncept kłócił sie nawet z cecilowym poczuciem przyzwoitości. Mógł dac mu w mordę, ale wtedy - przykro mi, Blair - oberwałaby Scully. Powinien ryzykować, ze duch mu odda z nawiązką? Może jednak powinien mu pokazać zawartość swojej kieszeni? Zawiniątko w postaci dziesięciu dolarów to nie wielka cena z święty spokój, ale skąd w ogóle pomysł, ze duch, usatysfakcjonowany prezentem dla Lilith, odejdzie? Zestaw świec pomógłby wypędzić z ciała studentki tymczasowego lokatora ale nie przewidział, ze mogą być przydatne podczas nocnej ekspedycji. - Gdzie ją widziałeś? - udał zatem niebywałe przejęcie, jakby wierzył w wynurzenia niematerialnego bytu, krzywiąc się lekko, gdy cieplejsze palce natrafiły na chłodniejszą skórę jego dłoni. - Gdzie wdziałeś Lilith? Czy ja... - zasymulował, ze głos chwilowo odmówił mu posłuszeństwa -... tez mogę się z nią spotkać? |
Wiek : 23
Odmienność : Cień
Miejsce zamieszkania : Deadberry
Zawód : ilustrator
Blair Scully
ILUZJI : 23
NATURY : 1
ODPYCHANIA : 5
SIŁA WOLI : 10
PŻ : 178
CHARYZMA : 8
SPRAWNOŚĆ : 9
WIEDZA : 15
TALENTY : 14
Mimo że przed Cecilem dalej stała znajoma na pierwszy rzut znajoma dziewczyna, nic jej nie przypominało. Postawa, ruchy ciała, wzrok, a nawet mimika twarzy nie pasowały do stanu jeszcze sprzed paru chwil. Blair nigdy nie była przez nikogo opętana, dlatego Cecil mógł się tylko domyślać, jaka bijatyka właśnie odgrywa się w jej głowie z nieproszonym gościem. Scully zabrała banknot i dokładnie obejrzała go z każdej strony z chytrym uśmieszkiem. Przez samo jej spojrzenie można było się domyślić, że cokolwiek teraz wpływało na jej ruchy, lubiło mieć wartościowe rzeczy za darmo. - Gdzie..? A czy to ważne - Dziewczyna zachichotała niepokojąco, wciąż zafiksowana na skradzionym banknocie. Dopiero po dłuższej chwili zmieliła banknot w jednej z kieszeni spodni. - W Maywater... Patrzyła się wczoraj w horyzont nocnego nieba, wpatrzona w dalekie gromy sztormu... - Swój wzrok skierował do jasnego księżyca na niebie. - Obiecała mi sprawiedliwość... Znała mnie, znała moje imię! Powiedziała, że ci, co kąpią się w luksusie, dostaną od losu to, na co zasługują..! - Była ewidentnie dumna z tej obietnicy i mówiła tak, jakby ta wizja już się co najmniej ziściła. - Co..? - Jej wzrok przestał być tak przyjazny, gdy usłyszał pytanie chłopaka. - A czemu miałbyś?! Myślisz, że jesteś godzien? - Blair zmarszczyła teraz brwi, zmniejszając dystans pomiędzy nią a Cecilem, nieustannie patrząc mu się w oczy. - Już rozumiem... wszystko jasne, jak ten księżyc nad nami... Ty jesteś jednym z tej szajki bogaczy, prawda?! Nie uda Ci się jej przekonać do zmiany zdania! Lilith położy kres waszemu bezprawiu i waszej chciwości! - Scully w emocjach zaczęła wręcz wrzeszczeć na Fogarty'ego. - Teraz możesz się tylko modlić, ale obiecuję ci, tak jak ona obiecała mi, że ta góra złota, którą gdzieś ukrywasz, zniknie szybciej, niż ci się wydaje... - Blondynka zmierzyła teraz Cecila wzrokiem pełnym obrzydzenia. - Albo... - Jej wcześniej agresywna aparycja nagle się zmieniła, gdy ewidentnie w jej głowie pojawiła się jakaś niespodziewana myśl. - Jeżeli zaprowadzisz mnie do swojego majątku i się ze mną podzielisz, to jak spotkam Lilith jeszcze raz, to powiem jej parę dobrych słów na Twój temat... - Znowu na jej twarzy pojawił się ten sam chytry uśmieszek co wcześniej, gdy ta czekała na odpowiedź chłopaka. |
Wiek : 23
Odmienność : Czarownica
Miejsce zamieszkania : saint fall, stare miasto
Zawód : studentka, prowadzi antykwariat
Cecil Fogarty
ANATOMICZNA : 20
ILUZJI : 8
SIŁA WOLI : 15
PŻ : 179
CHARYZMA : 15
SPRAWNOŚĆ : 7
WIEDZA : 5
TALENTY : 10
Pamiętał gromy, które pojawiły się w jej spojrzeniu, gdy emocje owładnęły jej ciałem. Odsłoniła przed nim nieświadomie swoje słabości. Lilith, najdoskonalszy twór Lucyfera, też odczuwał to, co oni - ból, strach, smutek. Tkwiła w niej namiastka człowieczeństwa, której Cecil nie potrafił objąć rozumem. Wydawało mu się, że była ponad to - silna, niezależna, wypełniona po brzegi pewnością siebie. Chociaż duch przemawiał ustami Scully, szybko zapomniał o jej obecności. Niematerialny byt wydał się Fogarty'emu paradoksalnie jednym rzeczywistym punktem przecinającym jego linie horyzontu. Nawet podobizna Aradii wyryta w marmurze fontanny, majacząca na krawędzi spojrzenia, stała się wyłącznie nieistotnym elementem otaczającego ich krajobrazu. Patrzył, jak dziesięciodolarowy banknot znika w kieszeni Scully, ale to na słowach ducha skoncentrował swoją uwagę. Łatwo było mu sobie wyobrazić Lilith na tle granatowego nieba, oświetloną blaskiem księżyca, który zawsze świecił tylko dla niej. Wyobraził sobie jak stoi na piaszczystej plaży, a jej stopy zalewają uderzające o brzeg fale, jak uparcie przypatruje się rozbłyska piorunów rozświetlającym nieboskłon. Zadrżał lękliwie, jednocześnie krzywiąc usta w grymasie, któremu najbliżej było do drwiącego uśmiechu. - Nie, nie jestem... chcę sobie zasłużyć na jej łaskę - przyznał, niby to łamiącym się głosem. – I masz racje. Jestem jednym z nich. Moje nazwisko to Duer - przyznał pokornie, śmiejąc się w duchu, choć zdławił wyraz rozbawienia w ciasnym tunelu przełyku. – A góra złota nie może się równać z jej miłosierdziem i mateczną miłością. Podniesiony głos ducha do krzyku odbijał się echem od fasad budynków. Trzy, dwa jeden... Kiedy zjawi się tu Gwardia? Kiedy Scully znowu znajdzie się na świeczniku ich zainteresowania? - Pół tonu ciszej - wysyczał przez zęby – bo ktoś cię usłyszy i pojmie, ze musi strzec swojego majątku – upomniał ducha. Blair miała dość kłopotów. Nadal on, ten, co nie raz doprowadził ją do wściekłości, nie życzył jej pobytu w najgłębszych czeluściach Kazamaty. – Chcesz mojego majątku? - w jego głosie nie zabrakło udawanego zawahania. – Oddam ci wszystko - zadeklarował ściszonym do szeptu głosem. – Dam go... Jej, tobie, każdemu, kto go potrzebuje, byle się z nią spotkać, byle ją zobaczyć... - w między słowa zakradła się desperacja; łatwo było dysponować nie swoim, wyimaginowanym majątkiem. – Tylko, proszę, wskaz mi drogę do Matki... Nie wierzył, ze duch spotkał ją na swojej drodze, ale nie mial nic do stracenia. Desperacja, by stanąć nią twarzą w twarz, bez świadków, płonęła w nim od dawna. Gorączką pragnienia paliła się go trzewiach. Nadzieja, wiara... Stracił to w jednej chwili i robił wszystko, by to odzyskać. Rozszarpane na kawałki serce stopniowo przestawało bić. Matko, Pani, Lilith, spraw, bym znowu uwierzył, skomlał czasem żałośnie w przestrzeń własnego umysłu. Chciał zamknąć ten rozdział, mieć go za sobą, porzucić go, jak każde tęskne westchnienie, jakie adresował ku Dahlii, jednak nie potrafił zupełnie odizolować się od tężących pod sercem emocji, od poczucia pustki, straty. Tamtego dnia bezpowrotnie starci fragment siebie, którego nigdy już nie odzyska. |
Wiek : 23
Odmienność : Cień
Miejsce zamieszkania : Deadberry
Zawód : ilustrator
Blair Scully
ILUZJI : 23
NATURY : 1
ODPYCHANIA : 5
SIŁA WOLI : 10
PŻ : 178
CHARYZMA : 8
SPRAWNOŚĆ : 9
WIEDZA : 15
TALENTY : 14
Wzrok Blair zaczął kipieć furią jakby na samo wspomnienie nazwiska Duer. Skarbnik ewidentnie miał coś do tych, którzy pieniędzy mieli od groma, ale że dał tak łatwo się nabrać, że chłopak od Fogartych jest Duerem? Nie trzeba było mieć nawet 50 IQ, żeby stwierdzić, że prawdziwego Duera można poznać nawet po ubraniu. - Duer-złodziej... - Blair mruknęła z pogardą w odpowiedzi, bo oczywiste dla ducha było to, że byli ludzie uczciwi, a ci z większą sumą pieniędzy musieli je wcześniej nakraść od tych biednych, czyli właśnie uczciwych. Proste myślenie, ale może było w nim przynajmniej trochę prawdy? - Nie wiem, czy zasługujesz na jej łaskę... - Scully, jakby była obrażona, odwróciła wzrok i po chwili całą głowę od Cecila, choć ściszyła swój głos zgodnie z jego uwagą. - Zróbmy tak... najpierw się ze mną podzielisz, a potem się zastanowię - Znowu skupiła swoje chciwe spojrzenie na Cecilu, całkowicie wymijając temat tego, gdzie można spotkać Lilith. - Ale... - Duch zawahał się, jakby oglądając swoje damskie, nieskalane ciężką pracą dłonie. Zaczął je oglądać, a jego twarz widocznie posmutniała. - przecież i tak ich ze sobą nie zabiorę... - Na twarzy Blair pojawiła się teraz rzadka emocja, którą raczej niemożliwe jest ujrzeć przez innych. Szczery smutek, może nawet trochę rozpacz, zagościła na jej twarzy, gdy duch sobie powoli przypomniał, że martwym nawet złoto się nie przyda. Marzenie bogactwa towarzyszyło mu nawet w tej niematerialnej formie, a wieki bycia jednocześnie żywym i martwym ewidentnie potrafiły zacierać świadomość tego, że po prostu nie żyje. Nieważne czy chłopak chciał dalej z nim nawiązać kontakt, opętane ciało pozostało głuche na ewentualne słowa Cecila. Zdawać się mogło, że oczy Blair miewają teraz co raz przebłyski samoświadomości, jakby jej prawdziwy charakter zaczął wracać na swoje miejsce. Fogarty mógł się domyślić, że za chwilę prawdopodobnie duch opuści ciało Scully dobrowolnie albo to ona wygna go siłą. |
Wiek : 23
Odmienność : Czarownica
Miejsce zamieszkania : saint fall, stare miasto
Zawód : studentka, prowadzi antykwariat
Cecil Fogarty
ANATOMICZNA : 20
ILUZJI : 8
SIŁA WOLI : 15
PŻ : 179
CHARYZMA : 15
SPRAWNOŚĆ : 7
WIEDZA : 5
TALENTY : 10
Duer nowym synonimem złodzieja. Uśmiechnął się na tą myśl. Nie pamiętał już do ilu w domów się włamał i ile kosztowności z nich wyniosl, choć zazwyczaj zależało mu na innym rodzaju waluty - informacji. Broń obusieczna, która raniła głębiej niż ostrza jego noża. - Pozostawmy to jej ocenie. On wiedział. Nie zasługiwał na jej łaskę. I nawet o nią nie zabiegał. Już nie. Kiedyś, gdy błądził po omacku, w ciemności nocy, szukał jej aprobaty. Jakiekolwiek znaku, który mógłby nazwać jej błogosławieństwem. W końcu przez wiele lat uważał, ze podarowała mu największy - życie, bo wsłuchała modlitw jego ojca, modlącego się o to, by przeżył noc, w którym przyszedł na świat. Parsknął w myślach, kwitując tym aktem kapitulacji własną, pielęgnowaną od wczesnego dzieciństwa naiwność. - Dam ci wszystko - zamknę cię w tym sejfie próżności i pozwolę cię w nim zgnić, bo taki jestem dobrotliwy. Życzliwość za piec dolców. Spektakl kłamstw. Czule otulająca obłudą iluzja. Nie przestawał studiować twarzy Scully; wiedział, ze wkrótce będzie musiał wygnać z jej ciala ducha, nie mógł jej zostawić w takim stanie. Nie, gdy czuła na swoim karku oddech Gwardii. Nie, gdy stanowiła zagrożenie dla samej siebie. Dostrzegając w jej oczach niemal przejmujący smutek, westchnął cicho. To nie były jej emocje. Nie mogły być. Należał do ducha, który musiał sobie uświadomić jedną z praw objawionych - był martwy. Lucyfer nie przyjął cię do swojego raju?, rzucił ironicznie w myślach i wtedy pierwszy raz odkąd hałaśliwy byt przejął ciało Scully, dostrzegł u studentki przejaw własnej świadomości. Walczyła. Intruz tez to wyczuł. Zamilkł, nie odpowiadał. Az w końcu ujrzał, jak opuszcza jej ciało. Śmiech ducha jeszcze przez chwile odbijał się od fasad budynków i brzęczał w uszach jak kościelne dzwony. Cecilowi zawsze wydawało się, ze dzwoniły w jednym celu - na czyjś pogrzeb. Zacisnął dłoń na nadgarstku Scully, profilaktyczny akt dobrej woli. Wyczuł puls pod kciukiem. Był prawidłowy. - Procesy życiowe w normie - mruknął na granicy szeptu. – Pobudka, Blair - dodał ciut głośniej. Obiecał Lilith, ze nie będzie jej wrogiem. Zuge była pośrednikiem tej obietnicy. Właśnie Zuge. - Sztorm jest coraz bliżej. Wyprawmy jej symboliczny pogrzeb. Zasługuje na to, Scully. A my tego potrzebujmy, by uspokoić tężący pod sercami niepokój.I uporać się ze stratą. Jej śmierć z rąk mężczyzny, którego nazywał swoim mężem. Jej dusza w rękach Lucyfera. Problem w tym, ze nie wyłonił zwycięscy w konkursie na większego zwyrodnialca. Lilith. Lucyfer. Gabriel. Wszyscy podążali jedną ścieżką - ambicji. A śmierć wchodziła z nią w koligacje. Bunt jego rodziny to ledwie prolog do obecnych zdarzeń. |
Wiek : 23
Odmienność : Cień
Miejsce zamieszkania : Deadberry
Zawód : ilustrator
Blair Scully
ILUZJI : 23
NATURY : 1
ODPYCHANIA : 5
SIŁA WOLI : 10
PŻ : 178
CHARYZMA : 8
SPRAWNOŚĆ : 9
WIEDZA : 15
TALENTY : 14
Czułam, że nagle tracę przytomność. Jak coś wypchnęło mnie siłą z mojego własnego ciała. Po prostu jakbym poszła spać i nie pamiętała swojego snu. Później uczucie spadania w nicości, szarpałam się w tej bezwładności, próbując się z niej wyrwać, i gdy z impetem miałam uderzyć w ziemię, to zamiast końca, zobaczyłam Cecila. Wzięłam głęboki wdech, jakbym była noworodkiem, który pierwszy raz używa swoich zlepionych, zwiniętych w rulon płuc. Ale ja nie krzyczałam wpiekłogłosy. - O kurwa... - Mrugnęłam parę razy, gdy rzeczywistość z trudem do mnie dotarła. Stałam na własnych nogach, ale czułam się, jakbym była przykuta do tego brudnego chodnika. - Czy on..? - Zwróciłam wzrok ku duchowi, który właśnie zniknął w jednej z alejek, dalej krzycząc coś o Lilith. - Czuję się jak podłoga w taksówce... - Zachwiałam się, ale znalazłam oparcie w twardym uścisku Cecila na moim nadgarstku i gdy odzyskałam równowagę, to po prostu wyślizgnęłam z niego siłą swoją dłoń, jeżeli nie chciałby jej dobrowolnie puścić. Fuj. Poczułam w drugiej dłoni, która stale była ściśnięta w mocną pięść, coś szorstkiego. Sprawdzam, a tam dziesięć dolarów. - Co ja robiłam? co ON robił? - Unoszę brew w stronę chłopaka, gdy dopada mnie migrena. Wszystko mnie bolało, ale nie był to fizyczny ból. Byłam wymęczona psychicznie i chyba przeciążona magicznie przez tę jebaną ektoplazmę. Przynajmniej dobrze, że nie obraża Matki. Z przemyśleń wyrywa mnie dopiero Cecil i jego zmiana tematu. Patrzę się na niego, najpierw zdziwiona, mrugając co raz, ale potem na moich ustach pojawia się delikatny jak nigdy uśmiech, a ja zapominam na moment o psychicznym dyskomforcie. - Tak - Zaczynam krótko. - Nawet wiem gdzie... ztx2 |
Wiek : 23
Odmienność : Czarownica
Miejsce zamieszkania : saint fall, stare miasto
Zawód : studentka, prowadzi antykwariat