Najpiękniejsza z alejek Najbardziej historyczna i zaszczytna alejka cmentarza dla magicznych, znajduje się tuż przy głównej alei. To ziemia gdzie spoczywają nestorzy rodzin z Kręgu, kapłani, którzy poświęcili swoje życie dla Kościoła Piekieł oraz najbardziej zasłużeni czarownicy. Ścieżka wysypana jest drobnym srebrzystym kamieniem. Każdy z nagrobków wyróżnia się na tle innych, nie tylko misternie wykonanym pentagramem, ale też inskrypcjami. Te, wyrzeźbione w kamieniu, mienią się tajemniczo pod wpływem porannego słońca. Klimat alejki jest wyjątkowo wzniosły, niemal sakralny, a poczucie historii i wagi przeszłości tak silne, że można je niemalże dotknąć. Można tam spotkać oddanych potomków zmarłych, którzy regularnie przychodzą tu z koszem świeżych kwiatów oraz młodych czarowników, którzy pojawiają się tutaj, by studiować historię pochowanych. |
Wiek : ∞
Miejsce zamieszkania : Piekło
Zawód : Guru sekty satanistycznej
Penelope Bloodworth
ANATOMICZNA : 5
NATURY : 20
POWSTANIA : 4
SIŁA WOLI : 10
PŻ : 164
CHARYZMA : 9
SPRAWNOŚĆ : 2
WIEDZA : 19
TALENTY : 10
|4.03.1985 Mogło się to wydawać dziwne, ale lubiła od czasu do czasu przejść się po cmentarzu, którym opiekowała się rodzina Bloodworth. Spokojnym krokiem kierowała się w stronę alejki, uznawanej za najbardziej reprezentacyjną, gdzie leżeli ci których nazwiska i imiona wyryły się w historii społeczności magicznej. To tutaj też spoczywali nestorzy i nestorki jej rodziny. Choć zwykle przychodziła do nich z kwiatami w odwiedziny, tak dzisiaj wśród pamiątek chciała omówić ważną rzecz. W dłoni trzymała zerwaną z tablicy ogłoszeń notatkę, która wstrząsnęła nią do szpiku kości. Wiedziała, że ostatnio była zajęta i mało dostępna, ale żeby wykazać się takim brakiem pomyślunku, to nie mieściło się jej w głowie. Pewne sprawy miały zostać utrzymane w tajemnicy do czasu rozwiązania problemu. Na początku chciała rozmowę przeprowadzić w gabinecie, ale potem uznała, że lepiej zrobić to właśnie w tej alejce, gdzie waga zdarzenia będzie lepiej zrozumiana. Zaprosiła też na spotkanie swojego krewniaka, młodego Nevella, który miał uczestniczyć w rozmowie. Młody, ambitny i bardzo pomocny, po stracie rodziców nie odstępował jej na krok. Roztoczyła nad nim matczyne skrzydła, choć nigdy własnych dzieci nie miała. Wiedziała, że może na nim polegać, choć czasami jego brak roztropności był widoczny. Kładła to na karb młodego wieku, sama przecież również popełniała wiele błędów. Nawet teraz nie była całkowicie nieomylna. Sprawa zaś, którą poruszała dotyczyła całej rodziny i już wyczekiwała pełnego oburzenia listu od ciotki Dolores. Starała się nie wybuchnąć od razu na widok Thei, która wstawiła się na wezwanie. Trzymała swoje nerwy na wodzy, choć nie było łatwo. -Doprawdy. - Powiedziała na powitanie uznając, że nie będzie się patyczkować. -Umieszczać takie ogłoszenie oficjalnie. Sprawie mieliśmy się przyjrzeć i dopiero wyjść z nią szerzej. Teraz cała społeczność wie, że Bloodworthowie nie potrafią zatroszczyć się o cmentarz, który jest pod naszą opieką. - Spojrzała na dziewczynę z rozczarowaniem w oczach. -Co sobie myślałaś wywieszając taką informacją? - Pokazała jej zerwaną wcześniej kartkę z tablicy ogłoszeń. Kusiło ją, aby wyciągnąć papierosa, ale ostatecznie się powstrzymała i zamiast tego postąpiła parę kroków, aby wyzbyć się gromadzącego się wzburzenia. Przeniosła spojrzenie na Nevella chcąc sprawdzić co on o tym wszystkim sądzi, a następnie powróciła do Thei. -Chociaż warto było? Dowiedziałaś się czegoś? - Jeżeli okaże się, że ktoś powiązany z rodziną Bloodworth puścił farbę to miała ochotę zaszyć mu lub jej usta na jakiś czas i to dosłownie. Ostatnio zmieniony przez Penelope Bloodworth dnia Pią 16 Lut - 9:45, w całości zmieniany 1 raz |
Wiek : 49
Odmienność : Czarownica
Miejsce zamieszkania : Broken Alley
Zawód : Florystka
Nevell Bloodworth
ANATOMICZNA : 10
ODPYCHANIA : 5
SIŁA WOLI : 10
PŻ : 162
CHARYZMA : 2
SPRAWNOŚĆ : 1
WIEDZA : 8
TALENTY : 13
Młody Bloodworth wiedział aż nadto, że wybór jednej z najbardziej reprezentatywnych i najpiękniejszych alejek na magicznej części cmentarza, znajdującym się pod pieczą jego rodziny od długiego czasu, na poruszenie pewnej wrażliwej sprawy — wcale nie był dziełem przypadku. Notatka na tablicy kościelnej narażała dobre imię rodziny i kiedy ciocia Penelope poprosiła go, by uczestniczył w rozmowie z panią grabarz, nie myślał nawet o odmowie. Raz, że mogło się to okazać cennym doświadczeniem, a dwa pokazaniem w jak zdecydowany sposób rozwiązywać problematyczne sprawy w przyszłości, gdyby taki obowiązek spadł na jego barki. Student medycyny znał się z Theą Sheng i mógłby nie zachować takiego poziomu profesjonalizmu. Tej nocy spał więc w pokoju, który nadal miał w dużej posiadłości Bloodworthów. Nevell korzystał z niego, zwłaszcza gdy chciał spędzić ze swoją ulubioną ciocią więcej czasu lub nazajutrz zaczynał swoją zamianę z rana. Przy ostatnim wykreślało to możliwość niepunktualności czy okoliczności, których student medycyny nie uwzględnił z poruszania się z punktu A, opatrzonym etykietą Deadberry, do punktu B z oznaczeniem Broken Alley. Nevellowi zdarzało się od czasu do czasu upłynniać przepływ informacji między starszymi członkami rodziny, a pracownikami na szczeblach dokoła niego. Za przyjęciem Thei do pracy i daniem jej możliwości na sprawdzenie się w biznesie Bloodworthów, optował przecież jego ojciec, który chętnie doglądał młodej pani grabarz, wychylając się ze swojej kamieniarskiej dziupli. U Augusta nie było to częstą praktyką, zwłaszcza przy jego dużej niechęci do kontaktu z klientami, czym zajmowała się głównie jego matka, jednak do Sheng miał bardzo dużo ciepła i sympatii. Skrzypek może napomknął, by swojej dobrej koleżance o tym, że nad zawisły nad nią czarne chmury przez wywieszoną notatkę na widok publiczny, jednak nie zdążył tego w porę zrobić. Teraz stał obok cioci Penny ubrany niemalże jak na zajęcia na lokalnej uczelni — w czarne spodnie i golf w tym samym kolorze. Jeśli Nevell miał na sobie zupełnie inny odcień, to jedynie mogło świadczyć o tym, że nie wyschło mu jeszcze pranie. Na widok Thei skinął jej jedynie głową na powitanie. Słownie nie zdążył, gdyż ciocia Penelope przeszła od razu do rzeczy. Wiedział, że emanowała od niej nerwowość i wzburzenie — zasłużone skądinąd, biorąc pod uwagę stworzenie ze sprawy poufnej w pełnej okazałości publiczną. — Jedyne, co mogłoby to na ten moment jakoś wybronić, to pozyskanie jakichkolwiek informacji, które mogłyby się okazać dla nas użyteczne — powiedział spokojnie Nevell, ważąc jednak odpowiednio słowa. Skrzypek stał ze skrzyżowanymi ramionami, lecz nie z braku szacunku czy dystansowania się od zdarzeń. Wynikało to z czystej wygody, a było zdecydowanie lepsze dla oka niż wpakowanie rąk do kieszeni. Po prawdzie mleko już się rozlało, nie odwrócą oczu, których wzrok skupił się na treści i w tym momencie mogli jedynie minimalizować skutki uboczne upublicznienia informacji, nad którymi się tak na dobrą sprawę jeszcze zbyt wnikliwie nie pochylili. Skrzypek nie zamierzał umniejszać słowom, które padły z ust cioci Penelope, a już tym bardziej ich łagodzić. Nevell podejrzewał, że cudem powstrzymywała się przed złagodzeniem nerwów dymem nikotynowym. Z tego względu nie zamierzał też podkręcać zdenerwowania nikogo z obecnych i napinającej się dokoła nich atmosfery. Miał tym samym duże nadzieje na to, że wyjście z notatką aż pod tablicę kościelną w jakikolwiek stopniu się Thei opłaciło. To mogłoby ją nieco uratować i wręczyć im przy okazji jakieś podpowiedzi, które nakierują ich w jakąś stronę. |
Wiek : 21
Odmienność : Czarownik
Miejsce zamieszkania : Deadberry
Zawód : student medycyny
Thea Sheng
ANATOMICZNA : 5
ILUZJI : 5
ODPYCHANIA : 10
SIŁA WOLI : 10
PŻ : 176
CHARYZMA : 1
SPRAWNOŚĆ : 8
WIEDZA : 10
TALENTY : 9
Sympatia, jaką Thea darzyła cmentarz, w istocie tkwiła w panującym na nim spokoju. Mimo rozbrzmiewającej wkoło kakofonii szmerów umarłych, płaczu, jęku i nikłych ceni minionych nieszczęść—między twardo osadzonymi nagrobkami, wiła się urokliwa w swojej głuszy beznamiętność. Choć, od dłuższego już czasu, bezwiednie ustępuje ona miejsce chaosowi. Odmętowi rozkopanych cmentarnych ziem, oraz siłą wydobytych z nich ciał. Szaleństwie nawołujących ją głosów i natarczywie sięgających ku medium półprzezroczystości. A także, jak miało się wydarzyć dziś, rozgardiaszowi bijącego w zdenerwowaniu serca i plączących się w takt rozsypanych myśli słów. Gdzie w tym wszystkim szukać przystoi odprężeń? Uwieszając na kościelnej tablicy ogłoszenie, w pełni pojmowała wagę reakcji i konsekwencji, jakie mogły na nią spaść. Było to klarowne w pośpiechu, z jakim podrygujące w stresie paliczki mocowały papier na drewnianej powierzchni. W wątłości i pochyłości liter, jakie pełzły po ów skrawku. Dlatego też, wezwanie otrzymane od Penelope Bloodworth nie wzbudziło w niej skrajnego zdziwienia—jedynie pokryło się z eskalującymi obawami i wpasowało między puste linie treści istotniejszego z listów. Widok towarzyszącej jej sylwetki Nevella, mimowolnie nasunął na myśl czuwającego nad nią niegdyś kamieniarza. Przywołał ciepło i przychylność barytonu, oraz serdeczność jawiącą się w podsuwanym późnymi porami posiłku. Czy możliwe, że obecność syna stanowiła swoiste exemplum targającego mężczyzną niepocieszeniem odnośnie objawionemu publice skrawkowi tajemnicy? Czyżby Augustus przewracał się teraz w grobie i palił kipiącym wstydem za młodą grabarz? Żałowała, że nie była w stanie go teraz zapytać. Niemniej, samemu chłopakowi posłała cienki uśmiech, nim usztywniły go słowa Penelope. — Czy to naprawdę musi być tak postrzegane? — odezwała się nim osobliwe wątpliwości zdążyły zrobić to pierwsze. — Jako nieporadność? Być może świadczy to właśnie o niezawiłości Bloodworthów? O dążeniu do sprawiedliwości? W końcu, władze wydają się ślepe na to, co wydarzyło się w styczniu. Mówiąc to, czuła się jakby o dziesięć lat młodsza. Niższa o kilka centymetrów i wyraźnie bardziej wiotka. Stopy jakgdyby znów tkwiły na gabinetowych panelach, w miejsce cmentarnego bruku, a heban spojrzenia zastygał przy oziębłości drakońskiej ekspresji. Matkę, jednak, znacznie ciężej przekonywać było do swoich racji, a konsekwencje takowych natarć słownych, czuła przede wszystkim skórą i mięśniami. Pokładała nadzieję, że pani Penelope okaże wobec niej znacznie większe zrozumienie. Wzrok przeskakiwał od florystki ku skrzypkowi, gdy mentalnie znowuż odkopertowywała otrzymane listy. Brwi niemal samoistnie spięły się w pamięci przeważających śmieciowych zawartości, a serce jakby ukuło namiastką porażki. — Wciąż muszę zweryfikować przekazane mi informacje — powiedziała, upuszczając spojrzenie. Bez wątpienia nie były to słowa, które chcieli usłyszeć. Ona, jednakże, nie była na ten moment zdolna wyjawić więcej. — Natomiast… Przełknęła zaciskajace gardło zdenerwowanie. Oczy ponownie utkwiła w Penelope. — Ktoś zdradził mi, że coś wtedy pani znalazła. Rękawiczkę. |
Wiek : 26
Odmienność : Medium
Miejsce zamieszkania : saint fall, deadberry
Zawód : grabarz
Penelope Bloodworth
ANATOMICZNA : 5
NATURY : 20
POWSTANIA : 4
SIŁA WOLI : 10
PŻ : 164
CHARYZMA : 9
SPRAWNOŚĆ : 2
WIEDZA : 19
TALENTY : 10
Nieroztropność Thei jej samej mogła się wydawać mało szkodliwa. Cóż to takiego wywiesić ogłoszenie i szukać pomocy. Nic wielkiego, ale nie dla rodzin z kręgu. Nie wtedy kiedy inni patrzyli im na ręce, a jedni Bloodworthów szanowali, a inni zaś krytykowali za jawne kontakty ze światem nie magicznym. Żyli na granicy dwóch światów stanowiąc łatwy kąsek do plotek więc tym bardziej musieli uważać na to co robią i mówią. Wszelka nierozwaga i roztrzepanie mogło odbić się im czkawką. Ona sama najlepiej o tym wiedziała, popełniając liczne błędy w okresie młodości. Zapłaciła za to wiele wysokich cen. Słysząc zaś słowa dziewczyny nie kryła swojego zdziwienia. -To nie jest kwestia, że musi, ale że jest. - Musiała zrozumieć, że jako pracownik cmentarza ją samą również obowiązują te same zasady. Nie nosiła tego samego nazwiska, ale była z nim kojarzona. Penelope potarła czoło starając się zebrać myśli. Poukładać je i nie pozwolić, aby emocje wpłynęły na całość rozmowy. -Każda rodzina ma swoje obowiązki. Możemy narzekać na władzę, ale ta oczekuje od nas pewnych działań i raportowania. - Zresztą, nie chciała aby rzeczona władza pałętała się po cmenatrzu węsząc i kopiąc. Jeszcze tego brakowało, aby się tu panoszyli i zaczynając wprowadzać swoje zasady. Niedoczekanie! Spokojny głos krewniaka sprawił, że skupiła na nim swoją uwagę, po czym kiwnęła głową zgadzając się z jego wypowiedzią. Spojrzała wyczekująco na Theę, a gdy ta uznała, że to dobry moment, aby nie dzielić się informacjami jej frustracja jeszcze bardziej wzrosła. -Może źle się wyraziłam… - Zaczęła powoli, acz nie podnosiła głosu. Nie zdarzało się jej krzyczeć. -Jesteśmy tu nie tylko, aby wyjaśnić kwestię tego niefortunnego ogłoszenia, ale samej sprawy jaka miała miejsce w styczniu. Dlatego wszystkie informacje jakie pozyskałaś warto, abyś przedstawiła właśnie teraz. Nie był to dobry moment na ukrywanie wiedzy jaką się zdobyło, nawet jeżeli wydawała się absurdalna. Na wspomnienie o rękawiczce drgnęła. Już doskonale wiedziała kim był ten “ktoś”. Leo mógł spodziewać się listu od ciotki, w którym bardzo dokładnie wyrazi swoją dezaprobatę. Tylko on wtedy z nią był, tylko on widział co znaleźli. Miał stanowczo za długi język. -Chodźcie ze mną. - Oznajmiła i ruszyła alejką chcąc zaprowadzić dwójkę młodych na miejsce, w którym była świadkiem wydarzeń jakich do tej pory całkowicie nie pojęła. Grób Heanforda Abernathy'ego był pusty. To właśnie przy nim się zatrzymała. -W tej okolicy trafiliśmy na truposza. - Następnie ruszyła dalej wskazując kolejne ograbione groby, które teraz zabezpieczone nie zdradzały tego, że zostały kiedyś naruszone. -Dokładnie znaleźliśmy pierścionek i rękawiczki, na trasie pomiędzy grobami. Wyraźnie komuś się spieszyło. Nie ukrywam, że przydałaby się nam Słuchacz. - Miewała czasami kontrowersyjne pomysły, ale nic nie mogło jej powstrzymać przed działaniem. -Dlaczego pytasz o rękawiczkę? - Być może w jej głowie tlił się jakiś pomysł warty rozważenia. |
Wiek : 49
Odmienność : Czarownica
Miejsce zamieszkania : Broken Alley
Zawód : Florystka
Nevell Bloodworth
ANATOMICZNA : 10
ODPYCHANIA : 5
SIŁA WOLI : 10
PŻ : 162
CHARYZMA : 2
SPRAWNOŚĆ : 1
WIEDZA : 8
TALENTY : 13
Nevell wyłapał cienki uśmiech posłany przez młodą panią grabarz i odruchowo go odwzajemnił, choć zawisł on w ledwie namiastce półuśmiechu. Student medycyny został poproszony o uczestnictwo w tej rozmowie przez ciocię Penelope, co wiązało się z obowiązkami wynikającymi z noszonego nazwiska. Nie dało się zaprzeczyć temu, że spotkanie mogła zapewnić mu cenne doświadczenie w przyszłości i rozjaśnić kwestie wątpliwe ze stycznia, które nie znalazły jak dotąd rozwiązania. Skrzypek doceniał prośbę o uczestnictwo również za to, że maksyma, którą kierował się jego nieżyjący ojciec, mogła odnieść swoje zastosowanie w praktyce. O ile August w rozmowach czy polemikach rodzinnych potrafił być czasami niemiły, to nigdy nie dopuszczał się zdyskredytowania członka rodziny publicznie, nawet jeżeli się z nim nie zgadzał. Pole na wątpliwości czy sprzeciw znajdowało się za zamkniętymi drzwiami, dlatego Nevell musiał mieć na uwadze, by odpowiednio ważyć słowa i tym bardziej nie narazić cioci na jakąkolwiek rysę jako autorytetu. Wątpliwości wskazane przez Theę wskazywały na kwestie, w których nawet Nevell potrafiłby się odnaleźć, jednak rozwiązywanie spraw w ramach rodzin przynależących do Kręgu wymagało ostrożności w podejmowanych krokach i działaniach — każde ze wskazanych musiało być dokładnie przemyślane. To nie zawsze było takie proste. Pochopna decyzja mogła w rzeczy samej przybliżyć ich do prawdy, lecz czy nie zagrażała w ten sposób długofalowo wizerunkowi rodzinnemu, a także zaufania, którym można było obdarzyć Bloodworthów? Od ochrony drugiego i trzeciego w ocenie skrzypka odchodziło się i to bardzo ostrożnie, ale po wyczerpaniu wszystkich opcji na rozwiązanie sprawy, jednak teraz mleko się przecież rozlało. Nie powiedział jednak tego na głos, czekając na stanowisko, które zostanie obrane przez ciocię Penelope. Atmosfera pozostawała napięta, bo i sprawa była dość nagląca. Wciąż muszę zweryfikować przekazane mi informacje. Ktoś zdradził mi, że coś wtedy pani znalazła. Rękawiczkę — po usłyszeniu wzmianki o elemencie odzieży powiódł uważnym wzrokiem od młodej pani grabarz na ciocię, która wyraźnie drgnęła. Jesteśmy tu nie tylko, aby wyjaśnić kwestię tego niefortunnego ogłoszenia, ale samej sprawy jaka miała miejsce w styczniu. Dlatego wszystkie informacje jakie pozyskałaś warto, abyś przedstawiła właśnie teraz, skwitował tylko twierdzącym skinięciem głową, jednak wewnątrz spadł mu kamień z serca i odczuł ulgę, że nie spotykali się tutaj jedynie, by zastosować reprymendę wobec pracownika, który podjął samowolną decyzję. Podążył energicznym krokiem za ciocią Penelope, która poprowadziła ich wzdłuż alejki i obejrzał przez ramię za Theą, aby się upewnić, że dołączyła do ich wspólnego cmentarnego pochodu i próbie wykładania informacji dotyczących zdarzeń ze stycznia. Student medycyny zaczynał mieć przy okazji szczegółowych informacji, że może coś podobnego trafiło się w wiadomościach, które mogła otrzymać Sheng. — Czy masz na myśli kogoś konkretnego? Domyślam się, że zależałoby nam na kimś zaufanym lub przynajmniej godnym wtajemniczenia — zapytał spokojnym tonem Nevell. Na ten moment do głowy nie przychodził mu nikt konkretny, dlatego wolał wybadać teren w kwestii tego, czy ciocia Penny nie ma już kogoś na oku. Nie ulegało najmniejszym wątpliwościom, że dysponowała sporym wachlarzem znajomości, cieszyła się przecież znaczącym szacunkiem wśród społeczności magicznej i ostatnie słowo należało do niej. Tego młody Bloodworth nie zamierzał w żadnym razie kwestionować. — Poza tym… czy ten pierścionek mógł należeć do denata, czy jak na razie nie mamy na ten temat żadnej wiedzy? — podpytał w wyraźnym zastanowieniu. Kosztowność mogła być nawet częścią pochówku lub znaleźć się po prostu na palcach pochowanego, jednak jeśli nie, mogła w końcu należeć do odpowiedzialnego za wspominany proceder. |
Wiek : 21
Odmienność : Czarownik
Miejsce zamieszkania : Deadberry
Zawód : student medycyny
Thea Sheng
ANATOMICZNA : 5
ILUZJI : 5
ODPYCHANIA : 10
SIŁA WOLI : 10
PŻ : 176
CHARYZMA : 1
SPRAWNOŚĆ : 8
WIEDZA : 10
TALENTY : 9
Cała ta sytuacja weryfikowała jak nikłe, wprawdzie, jest pojęcie Thei o samym Kręgu i okalających jego rodziny konwenansów. Nawet w zajmowanym przez siebie zajęciu (dla własnego spokoju i z poczucia swoistej niekompetencji), unikała spraw bezpośrednio związanych z nazwiskiem swoich pracodawców. Być może, w obecnej sytuacji, brakowało jej tego specyficznego doświadczenia. A może po prostu pomyślunku. — Przyznam, że nie wzięłam pod uwagę wszystkich zamieszanych w tę sytuację stron — wypowiedziała łagodnie, z niuansem skruchy uwitym między poszczególne słowa. — Za co przepraszam. Nie miałam złych intencji. Ciche westchnienie wypłynęło z jej ust, gdy spuściła wzrok. Podświadomie zdawała sobie sprawę z nikłego prawdopodobieństwa uniku podzielenia się zgromadzonymi przez minione dni i miesiące informacjami. Choć życzyłaby sobie, by wyniki prywatnych inwestygacji przekazywać po ich pełnym rozkwicie, rozumiała stanowisko Bloodworthów. Ostatnie czego chciała, to ponowne narażenie się rodzinie, dzięki której utrzymywała pewność zatrudnienia. Niemniej, ze względu na bliskie jej sercu osoby, które nieuchronnie zamieszane były w tenże styczniową grabież—słowa musiała dozować z należytą ostrożnością. — Nabyte przeze mnie listy to w znacznej mierze śmieci i głupie żarty. Proszę spojrzeć — z tylnej kieszeni spodni wyjęła trzy wiadomości, które nie tak dawno odpakowała z kopert, przekazując je w dłonie Penelope.* Jeśli sobie tego życzył, skrzypek również otrzymał pozwolenie na zapoznanie się ze śmieciową treścią zdobiącą skrawki wymiętego papieru. — Prócz wiadomości o znalezionej przez panią rękawiczce, nie otrzymałam nic wartego uwagi. Poczekała, aż dwójka towarzyszących jej Bloodworthów przeczyta i potwierdzi nikłą wartość otrzymanych listów, nim zdecydowała się kontynuować: — Najcenniejszą informację, którą udało mi się pozyskać, przekazała mi nieżyjąca dziewczyna. Marcowe powietrze otulało nagle ziąbem styczniowych zdarzeń. Głowa pulsowała w rytm wspomnień niemożności i irytacji, związanych tak ciasno z rozkopanymi grobami i datą szesnastego stycznia. Co by się nie działo, jesteś bezpieczna… Całe szczęście, dotrzymała wtedy obietnicy. Całe szczęście, wywiązać się z niej miała i teraz. — Choć i ona jest szczątkowa — dopowiedziała, nim poczęła zagłębiać się w fragmentaryczność poprzedniego zdania. — Próbowałam skontaktować się ze zmarłymi, którzy mogli być świadkami zdarzenia, jeszcze w styczniu. Wtedy, kiedy zmuszona byłam wziąć wolne do końca miesiąca — wąski uśmiech wpłynął na jej usta równolegle z reminiscencją konsekwencji, jakie niósł ze sobą rytuał przywołania. Być może któreś z nich przywołało pamięcią jej ówcześnie fatalny stan zdrowia. — Duch młodej dziewczyny wskazał mi, że potencjalni sprawcy udali się w kierunku Sonk Road. Nie miałam sposobności, by dogłębnie przeszukać te dzielnice i zweryfikować prawdziwość tej informacji. Słowa zmarłej wciąż dudniły jej w głowie tępym echem. Wciąż przypominały, jak grubo ciosanymi liniami maluje się przed nimi droga. Zdecydowanym krokiem podążyła za Penelope i Nevellem, przyglądając się ograbionym miejscom spoczynku z uwagą. Cicho snuła własne domysły poprzez analizowanie widniejących na nagrobkach nazwisk i łączenie je z tym, czego zdołała się dowiedzieć. — Myśli pani, że wybór grobów nie jest przypadkowy? — zapytała, wzrok utkwiwszy na wyrytym w kamieniu Abernathy. Być może intryga sięga głębiej, niż chowane z ciałami bogactwa? Thea faktycznie miała plan, którego kluczowym elementem byłaby ów znaleziona przy miejscu zbrodni rękawiczka. Zeznania przybyłej w styczniu Śpiącej Królewny nie były bez znaczenia, jednakże brakowało im precyzyjnych szlaków. Te, miała nadzieję, nakreśliłby słuchacz. — Ja… Być może posiadam w kręgu znajomych słuchacza, który byłby w stanie zaoferować swoją pomoc — wiedziała, iż mogła prosić o zbyt wiele. O zaufanie przeciw proporcjonalne do tego, jakim przedstawiciele Kręgu zwykli darzyć zwykłych czarowników w kwestiach na tyle prywatnych. Jednakże, może jej ponadprzeciętne pokłady determinacji i ambicji, w końcu zaowocują upragnionym efektem. — Jeśli byłaby pani skłonna użyczyć mi rękawiczkę, moglibyśmy trafić na znacznie solidniejszy trop. Oczywiście, uczestniczyłaby pani w całym procesie. Zbyt wiele zależało od potencjalnie kryjących się między rękawiczkowymi włóknami poszlak. Musiała choćby spróbować. *Thea pokazuje trzy listy, które otrzymała w odpowiedzi do wywieszonego na tablicy ogłoszenia. Treść: 1, 2, 3. |
Wiek : 26
Odmienność : Medium
Miejsce zamieszkania : saint fall, deadberry
Zawód : grabarz
Penelope Bloodworth
ANATOMICZNA : 5
NATURY : 20
POWSTANIA : 4
SIŁA WOLI : 10
PŻ : 164
CHARYZMA : 9
SPRAWNOŚĆ : 2
WIEDZA : 19
TALENTY : 10
Sprawa ciągnęła się od jakiegoś czasu i musiała otwarcie przyznać sama przed sobą, że spychała ją na dalszy plan kiedy inne rzeczy były ważniejsze. Cóż jednak ważniejszego mogło być od ich dobrego imienia i interesów. Ciążyła jej ta myśl i być może to był właśnie punkt, moment, w którym miała sprawa nabrać tempa. Mieli zacząć rozwiązywać zagadkę, która dręczyła ich rodzinę od jakiegoś czasu. Thea zaczęła mówić, a to oznaczało, że przestanie trzymać informacji tylko dla siebie. Sprawa rękawiczki ją zaintrygowała, tylko jedna osoba o niej wiedziała. A panna Bloodworth doskonale wiedziała kto. Jej siostrzeniec miał za długi jęzor, to musiały być geny ojca. Inaczej nie mogła wytłumaczyć tego, że pobiegł dalej z tą sprawą. -Wierzę, że nie chciałaś nikomu zaszkodzić.- Zapewniła dziewczynę widząc jak ta spuszcza wzrok i prawie robi dziurę w ziemi nogą. Nie miała zamiaru się złościć, nie teraz kiedy pewne rzeczy zostały wyjaśnione. Wyciągnęła dłoń po przekazane listy i przebiegła je wzrokiem. Jak mówiła Thea były to nic nie znaczące odpowiedzi, które z jednej strony świadczyły o ignorancji i głupie oraz obojętności. Nawet lepiej, nikt niepowołany nie będzie się kręcił szukając sensacji w życiu, a może za to spotkać śmierć. Grabież zwłok była przestępstwem i nie sądziła, że robi to istota bezrozumna. Musiał w tym maczać palce człowiek i to raczej nie jeden. -Rzeczywiscie, nic co jest warte uwagi. - Przekazała listy bratankowi, a następnie spojrzała uważnie na grabarkę. -To taki i co dokładnie powiedziała? - Musiała przyznać, że była pod lekkim wrażeniem zaangażowania jakim się Thea wykazała. Zrobiła więcej niż Penelope się spodziewała i choć była to samowolka to wykazała się zaciętością, a za to należała się pochwała. -Czy duch mówił coś jeszcze? jakieś znaki szczególne? - Szukanie w Sonk Road sprawców graniczyło z cudem jeżeli nic nie mieli. A wychodzi na to, że tak było. Ślepa poszlaka. Ważne jednak, że już coś mieli. Jeżeli sprawcy pochodzili właśnie z Sonk, to tam powinni się udać. Zobaczyć czy po sklepach, lombardach nie ma rzeczy skradzionych z grobowców. Przystanęła przy jednym z grobów. -Nie wydaje mi się, aby to był przypadek. Obrabowanie grobu jednego z członków kręgu świadczy o wybitnej głupocie albo celowym działaniu. - Nazwisko widniejące na płycie nie było anonimowe dla nikogo. Każdy wiedział kim są Abernathy. -Na kimś komu mogę zaufać. - Spojrzała to na jedno to na drugie, a następnie zmarszczyła w zastanowieniu brwi. -Pierścionek też można zbadać… - Mruknęła pod nosem zbierając wszystkie informacje jakie do tej pory uzyskała. Nie trwała długo w stanie zamyślenia, gdyż nie miała nad czym się zastanawiać. Należało działać. -Niech i tak będzie. - Zwróciła się do Thei. -Otrzymasz rękawiczkę. Przekaż Słuchaczowi, że ma obowiązek zachować milczenie. Jego niedyskrecja, będzie twoją. - Thea za niego ręczyła, musiała mieć świadomość, że jeżeli wyjdzie sprawa poza ich grono to będą tego konsekwencje. Być może wiele właśnie ryzykowała, ale nie mieli zbyt wiele czasu. Bezczynność działała na ich niekorzyść. -Nevell. - Przeniosła wzrok na bratanka. -Mogę powierzyć ci pierścień, abyś go zbadał? Sprawdził czy był częścią pochówku czy może należy do kogoś kto aktualnie żyje? - Jeżeli mieli rozwikłać tę sprawę, musieli działać wspólnie. |
Wiek : 49
Odmienność : Czarownica
Miejsce zamieszkania : Broken Alley
Zawód : Florystka
Nevell Bloodworth
ANATOMICZNA : 10
ODPYCHANIA : 5
SIŁA WOLI : 10
PŻ : 162
CHARYZMA : 2
SPRAWNOŚĆ : 1
WIEDZA : 8
TALENTY : 13
Ciocia Penny zwróciwszy się do Thei, dała wyraźną wiarę temu, że medium nie przyświecały złe intencje, dzięki temu wśród płyt nagrobnych — skrzypkowi wydawało się, że atmosfera nieco się rozrzedziła. Studentowi medycyny spadł bliżej nieokreślony ciężar z ramion. Dla Nevella pozostawienie ogłoszenia przez pannę Sheng było dość odważną próbą odkrywania prawdy (na własną rękę, tudzież ryzyko), jednak kolidowała z tym, by nie wynosić tego w światło publiczne. Dobre imię rodziny zawsze stanowiło dla niego wysoki priorytet, choć wobec tej sytuacji musiał sam przed sobą przyznać, że bardzo trudno byłoby mu zachować niezachwiany obiektywizm w kontekście Thei i tego jak dużą sympatią ją darzył. Kiedy ciocia Penelope przekazała mu listy otrzymane przez grabarkę w odpowiedzi na wywieszone ogłoszenie. Gdzieś z tyłu głowy Bloodworth miał słowa wypowiedziane przez medium, których wydźwięk był dość wymowny. Student medycyny przebiegł po treści odręcznych bazgrołów po łebkach, a i tak nie obyło się to bez uniesienia jednej brwi. Nie zwlekał jednak z oddaniem listów Thei Sheng, poprzedzając to tylko skinieniem głowy. Nie zamierzał komentować nawet głośno zawartości. Wsłuchiwał się za to w wymianę zdań kobiet, nie wcinając się, bo i nie miał na razie, co dodać — wtedy zazwyczaj decydował się podążać za kierunkiem rozmowy, nim zabrał głos. Niedługo później grabarka go do tego zachęciła, gdy strąciła kurz związany ze wspomnieniem z okresu jej nieobecności: — Następnym razem, w razie potrzeby, możesz poprosić o pomoc — mruknął cicho, kierując swoją wypowiedź bezpośrednio do grabarki, posyłając jej uważne spojrzenie. W rzeczy samej w tamtym czasie Thea wykazywała się stanem godnym pożałowania i przypominała nieco cień samej siebie. Bloodworth skłamałby, gdyby udawał, że go wówczas nie zaniepokoiła. Nie bez przyczyny wtrącił ewentualną furtkę związaną z poprawą stanu zdrowia na przyszłość. Skutki rytuałów potrafiły być koszmarne, a Sheng by nie odmówił. Wprawę skrzypek nabierał na ćwiczeniach na żywym organizmie (imieniem Cecil Fogarty), oswajając się z widokiem skaleczeń, oparzeń wszelkiej maści i różną ilością krwią, więc nie było to nawet czcze gadanie. Sam fakt porwania się na kradzież zwłok był nietypowy, jednak dlaczego padło akurat na Abernathych? Ze wszystkich pochowanych — padło na nazwisko w Kręgu. Stanowiło to niemałą zagwozdkę. Co mogło motywować sprawców? Chęć wzbogacenia się (pod warunkiem, że pierścień należał do denata i może zabrałby ze sobą do grobu coś jeszcze)? A może problem leżał w osobistych animozjach? — Kiedy właściwie Abernathy został pochowany? — Nevie zawiesił to pytanie, tym razem nie kierując go do nikogo konkretnego, choć podejrzewał, że najszybciej będzie w stanie odpowiedzieć mu na to ciocia Penny. Data na płycie nagrobnej nie zawsze była dobrą podpowiedzią; zdarzały się przecież różne opóźnienia. Skrzypek chciał wykluczyć scenariusz, w którym ktoś postanowił się zemścić na zmarłym. — W marcu na cmentarzu pochowano bodajże innego Abernathy’ego. Był ofiarą tragedii na uczelni, jeśli czegoś nie mylę. Nie sugeruję, że te sprawy się łączą, wręcz przeciwnie, jedyny element spójny to ich nazwisko. Czy możemy wykluczyć, że nie wrócą również po niego? Coś w końcu przemawiało za konkretnym wyborem denata — Nevell wzruszył ramionami, kontynuując: — Może był to też zwykły przypadek. Ludzkie kości ważą od 10-12 kg i dużo w tym przypadku zależy od stopnia rozkładu… Czy coś ich spłoszyło i to spowodowało zgubienie rękawiczki, czy po prostu ta część garderoby sama wypadła z kieszeni podczas ucieczki? Wciąż pozostawało tak wiele pytań, a według ducha, z którym rozmawiała Thea Sheng kręgi zataczały się wokół Sonk Road. Z rozmyślań, które szturmem rozlały się w jego umyśle, sprowadził go wprost do najbardziej reprezentatywnej alejki, głos cioci Penny, rozdzielając między nimi zadania: — Ależ oczywiście, ciociu — zgodził się bez najmniejszego zawahania Nevell, posyłając jej dłuższe spojrzenie. Penelope Bloodworth w oczach swojego bratanka była jedną z najważniejszych osób, które pozostały mu na tym globie po stracie najdroższych rodziców. Prawie nigdy jej nie odmawiał, co najwyżej ukrywał przed nią fakt, że palił papierosy. Bloodworth miał już na oku miał jednego słuchacza, który również – wyjątkowym zbiegiem okoliczności – również był wyznawcą Lilith. Już sama przynależność do Kowenu Nocy stanowiła dla Nevella istotny powód, by powierzyć te zadanie komuś, kto bym dyskretny i nie będzie aż tak ciekawski. — Zrobię co w mojej mocy, aby się tego jak najszybciej dowiedzieć. Niezwłocznie poinformuję cię o postępach. |
Wiek : 21
Odmienność : Czarownik
Miejsce zamieszkania : Deadberry
Zawód : student medycyny
Thea Sheng
ANATOMICZNA : 5
ILUZJI : 5
ODPYCHANIA : 10
SIŁA WOLI : 10
PŻ : 176
CHARYZMA : 1
SPRAWNOŚĆ : 8
WIEDZA : 10
TALENTY : 9
Ból sączący się z wewnętrznych, mentalnych ran, słabnął w natarciu na sympatię z jaką spotkała się w kręgu rodziny Bloodworth. Choć indyferentni w obyciu z początku, Thea skłonna była chełpić się choćby namiastkami życzliwości, z jakimi z roku na rok zaczęła się spotykać. Dlatego blisko serca trzymała Bloodworthową akceptację i wyrozumiałość—tym bardziej, im wyraźniejsze stawało się jej dno, gdy skonfrontowane z jej swoistym brakiem subordynacji względem konfidencjonalności styczniowej grabieży. Przysłowiowy ciężar kamienia uciskającego jej serce osłabł w momencie, gdy upewniła się, że Penelope nie podejrzewała jej o złe intencje. Ciepło uśmiechnęła się również w stronę młodszego Bloodwortha, doceniając oferowaną przez niego pomoc. — Dzięki. Będę o tym pamiętać. Co prawda preferencje Thei zakładały zalizywanie ran w zaciszu i szarości własnej sypialni, z dala od zmartwionych spojrzeń osób z zewnątrz, jednak nie dało się ukryć, iż umiejętności anatomiczne studenta medycyny znacznie przewyższały jej własne. Skromne udręki dumy były niczym, jeśli korzystało na tym dalece kruchsze ciało. — Znam ją pod pseudonimem Śpiąca Królewna — odpowiedziała Penelope, wkładając otrzymane z powrotem listy do kieszeni kurtki. Nie była pewna, czy którekolwiek z nich zetknęło się z nawiedzającą magiczną dzielnice dziewczyną, choć zakładała, że nie mieli z nią żadnych silnych skojarzeń. W końcu, duszyczka ta nie przysparzała kłopotów, a większość doby spędzała pogrążona w głębokim śnie. — Mówiła, że obudziły ją dźwięki łopat i rozmów. Jeden z mężczyzn ją widział, więc najprawdopodobniej jest czarownikiem. Rozmawiali… O jakichś kościotrupach wychodzących z grobów. Jeszcze w styczniu, ta informacja nie wydała jej się szczególnie wartościowa. Jednak znając szerszy kontekst opisany jej w liście przez Cartera, zasłyszane przez duszę słowa zaczynały nabierać nieco innego sensu. — Ponoć przy jednym z nich był demon? Pytania mnożyły się proporcjonalnie do ilości nowych informacji, jakie zostawały sobie przekazywane. Thea w zamyśleniu objęła dłonią podbródek, z grobowej smugi, na jaką składały się urządzane ostatnimi czasy na skalę masową pogrzeby, starając się wydobyć konkretniejszą datę. Pogrzeb nestora wypływał jednak poza ramy jej pamięci. — Musiał to być ktoś wpływowy, komu zależało na zamieceniu sprawy pod dywan… Może inna rodzina z Kręgu? — zastanawiała się na głos. Obecnie były to jedynie domysły i spekulacje rozniecone śmiercią kolejnego nosiciela nazwiska Abernathy. Zlecenie grabieży przez rodzinę z Kręgu wyjaśniałoby splądrowany grób nestora, lecz nie tłumaczyło, dlaczego celem padł również Aaron. Wszelkie wątpliwości, jakie pozostawały głęboko zakorzenione w głodnym prawdy umyśle Thei, były o krok bliżej ku całkowitemu rozwianiu wraz z pozyskaniem rękawiczki. — Oczywiście. Może się pani o to nie martwić, wszystkiego dopilnuję. — Thea skrzywiła się nieznacznie, tłumiąc uśmiech ulgi, który próbował się przemknąć na jej twarz. W geście zwycięstwa, jednakże, zwróciła swoje spojrzenie ku Nevellowi—z triumfalno-pokrzepiającym półuśmiechem zaciskając pięść. |
Wiek : 26
Odmienność : Medium
Miejsce zamieszkania : saint fall, deadberry
Zawód : grabarz
Penelope Bloodworth
ANATOMICZNA : 5
NATURY : 20
POWSTANIA : 4
SIŁA WOLI : 10
PŻ : 164
CHARYZMA : 9
SPRAWNOŚĆ : 2
WIEDZA : 19
TALENTY : 10
Pierwsze wzburzenie minęło, a kiedy nerwy opadły skupiła się wyłącznie na tym, aby wykorzystać zapał dwójki młodych ludzi do działania. Nie mieli czasu, albo mieli go aż nadto a to sprawiało, że wydawało im się, że ze wszystkim zdążą. Jak życie pokazywało - zwykle to czas rządził nimi, nie zaś na odwrót. Starali się zebrać pojedyncze puzzle jakie rzucił im los pod nogi. Nie układały się w żaden obraz więc musieli szukać dalej, aż wreszcie będzie łatwiej i prościej coś dostrzec. Liczyła na to, że nastąpi to szybciej niż później, zważywszy na sytuację w jakiej się znaleźli. -Dość dawno… - Mruknęła patrząc na nagrobek i datę jaka na nim tkwiła. Nie było mowy o pomyłce, a jednak, czy istniała szansa, że złodzieje szukali kogoś innego? Należało się dokładnie przyjrzeć sprawie i posłuchać plotek, a to oznaczało herbatki i spotkania przy pieczeniu ciastek. W tym drugim była całkiem niezła więc mogła zagnieść ciasto i słuchać jak inne kobiety szczebioczą. -Być może trzeba zagłębić się w ten nieszczęśliwy wypadek. - Zapewne zajmowali się jego pochówkiem więc należało spojrzeć w karty i dokumenty, które mogą wiele ułatwić i naprowadzić na właściwy trop, a potem jedynie nim podążać. Zanotowała w pamięci, aby skupić się na tym zagadnieniu. -Śpiąca królewna… - dość urocze imię dla istoty, ale nie jej było oceniać jakie otrzymywały lub były im nadawane. Ważniejsze dla niej było to, o czym mówiła. Fakt, że grób rozebrali czarownicy napawał jeszcze większym niepokojem i to o czym rozmawiali. Chodzące kościotrupy mogły wzbudzić panikę, nawet w społeczności czarowników. A odpowiedzialność poniosą oni - opiekunowie cmentarza. -Czy była w stanie opisać tego demona? - Informacje się mnożyły, wprost proporcjonalnie do pytań jakie pojawiały się po każdej z odpowiedzi. Zaczynała coraz bardziej pojmować, że sprawa w jaką się zaangażowali była o wiele bardziej zawiła niż wydawało się na samym początku. Rozdając przedmioty miała nadzieję, że każde z nich wypełni swoje zadanie bardzo dokładnie. Każda informacja, nawet najmniejszy szczegół mógł wiele zdradzić i stać się głównym tropem lub wskazówką. Czuła, że będzie trzeba złapać wiele wątków i wszystkie je spleść w jedną spójną całość, bardziej zawiłą niż którekolwiek z nich podejrzewało. -W to nie wątpię. - Zwróciła się do bratanka jak i Thei. Obydwoje zdawali się być jak najbardziej zaangażowani w rozwiązanie zagadki. Istniała szansa, że jak połączą siły - uda im się osiągnąć to szybciej niż później. -Jeżeli masz rację co do innej rodziny z Kręgu to zaczyna się nam istna Dynastia. - Nawet Penelope miała słabość do pewnych wymysłów niemagicznych, a serial był jednym z nich. -Czy jeszcze jakieś pomysły, do kogo warto się zwrócić, albo co zbadać? - Ostatnie złapanie myśli nim się ostatecznie rozejdą, każde do własnego zadania. |
Wiek : 49
Odmienność : Czarownica
Miejsce zamieszkania : Broken Alley
Zawód : Florystka
Nevell Bloodworth
ANATOMICZNA : 10
ODPYCHANIA : 5
SIŁA WOLI : 10
PŻ : 162
CHARYZMA : 2
SPRAWNOŚĆ : 1
WIEDZA : 8
TALENTY : 13
Temat, który w rozmowie z Theą podjęła Śpiąca Królewna, nawiązawszy do obecności demona —zainteresował go na tyle, że utkwił z grabarce uważne spojrzenie. Nie chciał jednak powtarzać słów, które padły już ze strony cioci Penelope. Nevell nie lubił marnować ich liczby to raz, a dwa nie chciał tworzyć na Sheng dodatkowej presji. Wystarczająco przecież miała okazję się zestresować, zderzając się z niezadowoleniem przedstawicielki jego rodziny. Niemniej jakakolwiek wskazówka czy informacja charakterystyczna dotycząca demona okazałaby się na wagę złota. Student medycyny mógłby podpytać o to nawet swoją kuzynkę Charlotte. Zapytanie kogoś innego, mogłoby generować pytania, na które Bloodworth niekoniecznie chciałby szczerze odpowiadać, jednak zasadniczo papier wszystko przyjmie, nawet jeśli byłoby to kłamstwo na potrzeby uzyskania informacji. Pomijając aspekt tego, że sama kradzież zwłok, winna być uznana przestępstwo i w standardowych warunkach podlegałaby pod działania lokalnej policji. Magiczne miejsce zdarzenia skłaniało Bloodwortha do stwierdzenia, że to pewnie obszar zainteresowania Kościoła Piekła. Cmentarz znajdował się pod opieką jego rodziny od wielu lat i doglądanie tej przestrzeni, było poniekąd wpisane w noszenie tego nazwiska. Nie chciał dzielić się tym rozważeniem na głos, jednak nie dlatego, że nie ufał Thei — uznał, że to kwestia, którą powinien omówić z ciocią Penelope. To jej doświadczenie powinno być wyznacznikiem, a także granicą jego działania. Nie było tajemnicą, od momentu zawieszenia ogłoszenia, że zwłoki nieboszczyka z Kręgu zniknęły, przez co światło zainteresowania spadało na dobre imię jego rodziny. — Postaram się, zaznajomić z tym zdarzeniem, na tyle, na ile mi się to uda — mruknął jedynie w ramach krótkiej odpowiedzi. Może powinien zapytać nestorki, czy orientuje się w tym konkretnym zajściu lub poprosić o wskazówki, gdzie powinien ich poszukać. Przekaz ustny bywał niestety narażony na plotki i pomówienia, ale w lokalnej bibliotece mogły być zachowane artykuły z gazet poprzedzające pochówek, a to oznaczało najpewniej możliwość dostępu nie tylko do nekrologu. — Jeśli to rodzina z Kręgu, to naraża imię własnej rodziny na szwank. Przyciągnie to wtedy masę kontrowersji zarówno w naszej, magicznej społeczności, ale również skupi wzrok Kościoła Piekła, w razie wypłynięcia sprawstwa. — Nie mogli hipotezy zarzuconej przez Theę, na razie wykluczyć, nawet jeśli brzmiało jako podjęcie dużego ryzyka. Nevell liczył jednak, że pewne kwestie wyklarują się, gdy uzyskają trochę więcej informacji po przebadaniu obiektów, które miały być im przekazane. — Nic, co zostało już powiedziane, nie przychodzi mi do głowy. Skupiłbym się na powierzonych nam zadaniach, a jak coś odkryjemy, wtedy możemy w oparciu o to modyfikować plan naszego działania. |
Wiek : 21
Odmienność : Czarownik
Miejsce zamieszkania : Deadberry
Zawód : student medycyny
Thea Sheng
ANATOMICZNA : 5
ILUZJI : 5
ODPYCHANIA : 10
SIŁA WOLI : 10
PŻ : 176
CHARYZMA : 1
SPRAWNOŚĆ : 8
WIEDZA : 10
TALENTY : 9
Nieszczęściem Thei, kłębiącym się w kącikach szeroko uśmiechniętego losu, okazało się styczniowe wezwanie ducha, który choć skłonny do współpracy, nie interesował się niczym poza ułożeniem głowy na najbliższej płaskiej powierzchni i udaniem się na spoczynek—złudny, ariostyczny, okryty woalem przebytej już drogi w zaświaty i nieuchronnie skłaniającym do refleksji na tematy pozornie znajome. Czy sen ma racje bytu w zaświatach tak, jak egzystował między szczelinami świadomości za życia? Czy zmarli śnią o elektrycznych owcach? — O demonie dowiedziałam się po rozmowie ze Śpiącą — pokręciła przecząco głową. — Wątpię, żeby ta miała z nim styczność. Nawet jeśli się mylę, bardzo roztrzepana z niej duszyczka, która większość czasu po prostu śpi, przez co najprawdopodobniej umknął jej uwadze. Jej trzpiotowata naiwność kuła w wydelikacone serce inaczej, niż robiły to dusze nieomylnie agresywne i groźne dla przyzywających je medium. Jaskrawiąca się w półprzeźroczystości delikatność zawsze przerażała trochę bardziej niż gorycz i makabra. Thea nienawidziła napotykać duchów osób zmarłych za młodu—w zenicie potencjału i słodyczy infantylnej niewinności. — Możliwe, że inne duchy mogły napotkać go na swojej drodze. Ale nie mam pewności. Niejasności przylegały do badanej przez nich grabieży niczym styczniowy śnieg do ogołoconych nagrobków—ciasno i nierozerwalnie dopóty, dopóki w sprawie nie pojawi się trop wskazujący drogę pewniejszą, niż grząski grunt naznaczony przez śpiące duszyczki i niedbale nabazgrane listy na dnie magicznej skrzyneczki (wkrótce podkopane pod stosem śmieci w głębinach najbliższego kosza). — Być może czują się na tyle pewnie, że nie zakładają, iż zostaną przyłapani — wzrusza ramionami po słowach Nevella, jednocześnie mentalnie kalkulując prawdopodobieństwo zerowej zależności sprawców względem nazwisk w listach Kręgu. Wynik był niemal równy przypuszczeniom zakładającym korelację. — W każdym razie, wciąż wiemy zbyt mało, by wytykać kogokolwiek palcami. Wiele nierozważnych osób znajdywało się w posiadaniu środków, jak i wpływów niezbędnych w na tyle spektakularnie udanej kradzieży, jaką było zbezczeszczenie zwłok Heanforda Abernathy'ego—za rabusiami równie dobrze mogło stać nieokazałe nazwisko noszone przez kogoś ze zbyt dużą sumą pieniędzy i butwiejącym od goryczy charakterem. — Rękawiczka i pierścionek powinny być naszym priorytetem — przyznała racje młodemu Bloodworthowi, nim jej wzrok ponownie utkwił w Penelope. — Jeśli istnieje potrzeba, mogę spróbować porozumieć się z innymi duchami nawiedzającymi cmentarz w celu dowiedzenia się więcej o demonie. W przeciwnym wypadku, skupię się na otrzymanym zadaniu. No i na pracy, rzecz jasna. |
Wiek : 26
Odmienność : Medium
Miejsce zamieszkania : saint fall, deadberry
Zawód : grabarz
Penelope Bloodworth
ANATOMICZNA : 5
NATURY : 20
POWSTANIA : 4
SIŁA WOLI : 10
PŻ : 164
CHARYZMA : 9
SPRAWNOŚĆ : 2
WIEDZA : 19
TALENTY : 10
Zdawało się, że nic więcej na ten moment nie wymyślą. Wolała jednak się upewnić, że nikt z ich trójki nie wpadnie na jeszcze jakieś rozwiązanie czy pomysł, który warto było przebadać. Rękawiczka i pierścionek były ich jedynym tropem oraz plotki i poszlaki na temat relacji pomiędzy rodzinami lub, co było o wiele ciekawsze, układów jakie miała rodzina zmarłego. Wrogów, którzy czyhali na ich potknięcie. Niestety, naruszyli cmentarz, który należał do rodziny Bloodworth, a tym samym rzucili cień podejrzenia na ich nazwisko. Nie mogła pozwolić, aby to było wystawione na szwank. Wystarczająco wielu magicznych patrzyło na nich z ukosa ze względu na to czym się zajmowali oraz na kontakty z nie magicznymi. Musiała też zapewnić ciotkę Dolores, że wszystkim się zajęła i śledztwo jest w toku. Jeszcze tego brakowało, aby reszta rodziny zaczęła się wtrącać, bo to mogło doprowadzić do kłótni i nieporozumień, a tych wolała unikać. Zwłaszcza teraz. -W takim razie traktujmy to jako alternatywę i dodatkowe źródło informacji, nie zaś główny trop. - Zgodziła się z Theą, o której dowiedziała się dzisiaj paru, ciekawych informacji. Patrzyła na dziewczynę inaczej, nie dziwiąc się, że jest skryta i się nie zdradza. Teraz jej zdolności i umiejętności oraz znajomości mogły im pomóc. Póki będą dyskretni i nie będą się rzucać w oczy sama Penelope nie widziała powodów do niepokoju. Obcowali ze śmiercią. Przekraczali granice, jakich większość magicznych się bała lub dobrze skrywała swoje fascynacje. Oni nie musieli udawać, ale płacili za to odpowiednią cenę. Czasami zbyt wygórowaną w jej mniemaniu. Spojrzała na bratanka i kiwnęła głową. -Dobrze, w takim razie nie ma co tutaj sterczeć. Działajmy. - Oznajmiła i nie przedłużała tego spotkania, które mogło zacząć wzbudzać niepotrzebne zainteresowanie przechodniów. -Zapraszam na herbatę i kawę. - Pomimo tego, że był początek marca to zima nadal dawała o sobie znać. Nie odchodziła łatwo i szybko, osadzałą się chłodem na ramionach oraz dłoniach. Zimno potrafiło nadal przenikać przez ciepłe ubrania, drażniło skórę i odznaczało się parą porankami i wieczorową porą. -Jak tylko będziecie mieć jakieś poszlaki dawajcie znać od razu. - Nie było wiadomo jakie informacje i dane będą dla nich niezbędne do dalszego działania. |zt dla Penny |
Wiek : 49
Odmienność : Czarownica
Miejsce zamieszkania : Broken Alley
Zawód : Florystka
Nevell Bloodworth
ANATOMICZNA : 10
ODPYCHANIA : 5
SIŁA WOLI : 10
PŻ : 162
CHARYZMA : 2
SPRAWNOŚĆ : 1
WIEDZA : 8
TALENTY : 13
Póki co, dysponowali jedynie poszlakami, które przypominały rozwidlenie ścieżek w góry i w oparciu o stopniowe badanie tej sprawy, a także wydzielonych dla nich obiektów mogą poprowadzić tę sprawę dalej. Nie można było wykluczyć z miejsca żadnej z opcji, zwłaszcza, że cała trójka urządzała sobie burzę mózgów, korzystając z uroków marcowej pogody i podszczypywania chłodu w odsłonięte skrawki skóry. Jeśli faktycznie byłaby za to odpowiedzialna inna rodzina z Kręgu, to jakie mogłoby to mieć długofalowo konsekwencje? Nevell zastanawiał się czy dociekanie prawdy i odciąganie uwagi od Bloodworthów, odnajdując winnych tego naruszenia spoczynku jednego z ciał, nie zaowocuje zyskaniem nowych wrogów i dodatkowej antypatii. — Nie jest to wykluczone — Nevell odpowiedział Thei ciut zamyślonym tonem; nie mogli przecież lekką ręką wykluczyć tego, że brak postępu w sprawie i poczucia oddechu na karku sprawców, nie przyprawiła o nadmierne poczucie tryumfu. A jeśli tak, to czy istniała szansa, że popełnili inne błędy, tracąc na czujności? Skrzypek nie chciał się tego uczepić jak rzep do psiego ogona, narażając jakąkolwiek nadzieję na przedwczesną śmierć. Myśli studenta medycyny siłą rzeczy zboczyły, gdy rzucił okiem gdzieś w bok, w stronę znacznie dalszą niż Broken Alley wprost do Cecila Fogarty’ego — ciekawe co teraz robił? Czy wstał i nakarmił Picasso? Czy uwinął się z zaległym projektem do książki? Nevell wróciwszy spojrzeniem do cioci Penelope, ukierunkował również swoje rozmyślania na tu i teraz, kiedy ta oficjalnie uznała, że mogą się rozjeść, skinął jedynie głową. Rozgrzanie organizmu ciepłym napojem, zanim skupią się na dobre na swoich zadaniach, po staniu na zewnątrz wydawało się dobrym pomysłem, który wynagrodzi stanie w kąsającym chłodzie. Ciocia Penny miała rację również w kwestii tego, że stojąc w jednym miejscu, mogliby przyciągać nieproszone spojrzenia, a tego przecież żadne z nich nie chciało. Nie potrzebowali podsycać dodatkowych plotek. z tematu dla Nevella |
Wiek : 21
Odmienność : Czarownik
Miejsce zamieszkania : Deadberry
Zawód : student medycyny