Jadłodajnia Otworzona przed niemal dziesięcioma laty jadłodajnia dla biednych i bezdomnych rzadko kiedy świeci pustkami. Wyrobione siedzenia, często pozbawione są kawałków materiału, ale pomimo to zawsze panuje tutaj dość ciepła i przyjemna atmosfera wzajemnego wsparcia. W określonych porach wydawane są tutaj śniadania i obiady dla najbardziej potrzebujących, ale rzadko kiedy uświadczyć można w jadłodajni czerwonego mięsa albo słodkich deserów. Pomimo to miejsce cieszy się dość dobrą opinią, głównie ze względu na fakt, że nie są tutaj wpuszczani pijacy. |
Wiek : ∞
Miejsce zamieszkania : Piekło
Zawód : Guru sekty satanistycznej
Javier Rivera
ODPYCHANIA : 5
POWSTANIA : 20
SIŁA WOLI : 15
PŻ : 183
CHARYZMA : 3
SPRAWNOŚĆ : 9
WIEDZA : 6
TALENTY : 24
29 V 1985 Zastanawiał się, czy miejsce spotkania, które podała mu w swojej wiadomości Rozgwiazda, nie jest jakimś mało wyrafinowanym żartem. Jadłodajnia dla ubogich, w porze gdy jeszcze wydawano ostatnie obiady? Spotkanie przy konkretnym stoliku, który z dużym prawdopodobieństwem będzie przez kogoś zajęty? Odbierając wiadomość ze skrytki pocztowej, przyglądał się jej treści ze sceptycyzmem, nagle powątpiewając we wszystkie rekomendacje podszepnięte przez osoby lepiej zaznajomione z tą dzielnicą Saint Fall. A może się po prostu nie znał. Może dokładnie tak załatwiało się podobne interesy, a on zwyczajnie o tym nie wiedział, przyzwyczajony do wykładanych prostym tekstem zamówień Paganiniego. Może. Tak czy inaczej przez całą drogę z powrotem do domu rozważał, czy powinien się tam pojawić, w krótkiej chwili nieuwagi prawie wsadzając nowe auto na latarnię. Zjechał na chwilę na pobocze, wspierając czoło na kierownicy – w pierwszym momencie nacisnął nim klakson i aż podskoczył na siedzeniu – i po prostu oddychał, czekając, aż przejdą mu nagłe zawroty głowy. Efekty osadzania kamieni o wyższym potencjale magicznym jeszcze się go trzymały, uparcie uprzykrzając życie bólami głowy i chwiejącą się równowagą. Właściwie rzecz biorąc nie powinien w tym stanie wsiadać za kółko, ale skoro sam wymyślił sobie skrytkę pocztową w Wallow, nie mógł tam pójść na piechotę. Czy gdyby poza przeciwbólówkami na jego przemiany, Rozgwiazda miała też coś, co zmniejszałoby skutki uboczne rytualnego rzemiosła, czy nie byłoby warto chociaż spróbować? Już od dawna chodził mu po głowie projekt badawczy, który w założeniu miał wymagać częstszej pracy z trudną magią. Moment był dobry jak każdy inny – nawet lepszy. Dotarł na Sonk Road wcześniej niż o godzinie podanej w liściku, krążąc gdzieś w okolicy jadłodajni, udając, że załatwiał jakieś bliżej niedookreślone sprawunki. Przez okna jadłodajni nie widać było miejsca przy toalecie, nie mógł więc zawczasu ocenić, czy ktoś tam czekał, dopóki nie zdecydował się przekroczyć progu. Frustrujące, ale czy zaskakujące? Niespecjalnie. Marszcząc się nieelegancko pięć minut do siedemnastej wszedł wreszcie do lokalu, upychając dłonie w kieszeniach ciemnej, startej już kurtki. Ominął zaskakująco równą kolejkę do okienka, przy którym wydawano posiłki i wzrokiem odnajdując zakamarek, w którym mieściła się toaleta, ruszył w jej kierunku, ostrożnie stawiając kroki między ciasno ustawionymi stolikami. Nie chciał przypadkiem uderzyć w czyjś wyciągnięty łokieć i rozlać zupę nabraną na łyżkę, czy obić się o brzeg stołu i wstrząsnąć wszystkimi ustawionymi na nim talerzami. Próbując zignorować ucisk w piersi na żywy dowód tego, że mimo pięknych sloganów w Saint Fall mnóstwo było osób, dla których amerykański sen się nie ziścił, odruchowo stanął na końcu krótkiego ogonka ustawionego do łazienki, mając na oku odpowiedni stolik. Oczywiście zajęty, jak wszystkie inne w jadłodajni. |
Wiek : 40
Odmienność : Zwierzęcopodobny
Miejsce zamieszkania : Saint Fall
Zawód : jubiler
Mary Wood
ANATOMICZNA : 5
NATURY : 5
POWSTANIA : 12
SIŁA WOLI : 3
PŻ : 165
CHARYZMA : 2
SPRAWNOŚĆ : 6
WIEDZA : 8
TALENTY : 10
Do jadłodajni dociera o czasie, a nawet chwilę wcześniej, by upewnić się, że stolik przy toaletach nie jest zajęty. To jej ulubione miejsce, bo choć lokal ten do najwspanialszych nie należy, tak trzeba przyznać, że starają się dbać o higienę. Zatrzymuje się przy okienku i zamawia zupę. Dziś w menu pomidorowa z makaronem - niemal tak, jak każdego dnia. Mary nie przychodzi tu codziennie, ale za każdym razem trafia na to samo menu. Z jadłodajni do Fine Nine ma kwadrans spacerem, więc nie mając czasu na gotowanie w domu, chętnie tu zagląda. Także i dzisiaj musi odbębnić swoją zmianę, więc z nowym klientem nie będzie mogła zbyt długo posiedzieć. Poza tym - dlaczego miałaby? O tym, że zajmuje się produkcją kadzideł w groszowych cenach, powoli dowiadywało się już całe Sonk Road. Jest to jednocześnie pocieszające, że być może uda jej się wyjść wreszcie na prostą, a jednak i przerażające, że trafi wreszcie na kogoś, kto będzie chciał ją wykorzystać, albo - co gorsza - zamknąć w kazamacie. To dlatego umawia się z nim, roboczo nazwanym Jimmym, w miejscu publicznym, gdzie ma iluzję bezpieczeństwa. Iluzję, bo tutaj każdy patrzy wyłącznie na czubek swojego nosa, ale jest większa szansa, że tłum zniechęci delikwenta do jakichś podejrzanych zagrań. Wygląda dokładnie tak, jak zawsze. Ponaciągany t-shirt z logo Metallici, dżinsowe spodnie i zdecydowanie naznaczona zębem czasu bluza z kapturem. Nie stać ją na to, by zaopatrywać się w nowe ubrania, co często jest powodem do wstydu, ale kręcąc się głównie po Sonk Road i mając do czynienia głównie z podobnym sobie marginesem społecznym, nie ma tak wielkich wyrzutów sumienia. Paznokcie pozostają czyste, ubranie pachnie praniem. Jasne włosy związane ma wysoki kucyk, a twarz, pomimo widocznego nań zmęczenia pracą do późnych godzin rannych, pozostaje względnie świeża. Pochylona nad swoją zupą wzrok ma wciąż utkwiony w sali. Widzi każdego, kto niemal wchodzi do środka, kto zatrzymuje się w kolejce do okienka, a kto przyszedł tu tylko po to, by skorzystać z darmowej toalety. Wypatrywała jednego konkretnego typu gościa - zagubionego. Powoli nabiera łyżką kolejne porcje zupy, gdyby okazało się, że klient znacznie się spóźni. Co rusz spogląda ku zawieszonemu na ścianie zegarowi, bo nie zamierza czekać dłużej, niż dziesięć minut. Każdemu zdarzają się wypadki i poślizgi, ale bez przesady. Podnosi głowę znad talerza i lustruje wzrokiem ciemnoskórego mężczyznę, który kręci się przez moment po jadłodajni, by zająć wreszcie miejsce w kolejce do toalety. Tak, w jej odczuciu jest on ciemnoskóry, z pewnością inny od tych, z którymi obcowała w Plymouth i od tych, którzy pojawiają się w porcie. Tam krzywo łypie się na każdego, kto nie jest rasy białej, bo mimo iż margines społeczny pełen jest mieszaniny kultur, to nadal dominują w nim ludzie uprzedzeni i względnie konserwatywni. - Hej, Jimmy? Zajęłam nam - rzuca w jego kierunku miękkim, brytyjskim akcentem. - Nie są to owoce morza, ale może się skusisz? - No dalej, chłopie, jak bardzo jesteś spostrzegawczy? |
Wiek : 21
Odmienność : Rozszczepieniec
Miejsce zamieszkania : Sonk Road
Zawód : barmanka zielarka
Javier Rivera
ODPYCHANIA : 5
POWSTANIA : 20
SIŁA WOLI : 15
PŻ : 183
CHARYZMA : 3
SPRAWNOŚĆ : 9
WIEDZA : 6
TALENTY : 24
Już od wejścia czuł na sobie zaciekawione spojrzenia – zapewne prześlizgujące się po twarzy, zauważające ciemniejszy odcień skóry, dostrzegając, że chociaż nieco zużyte już, ubranie leży na nim za dobrze, że nie było wybrane tam, gdzie oczekiwało się najniższych cen. Odruchowo użył też perfum, dopiero po wyjściu z domu zdając sobie sprawę, że może nie powinien. Co innego, gdyby na Sonk Road spotykał się z jakiegoś powodu z klientem, ale otoczony najuboższymi obywatelami miasta bardzo wyraźnie czuł, że odstawał. Nie po raz pierwszy i nie ostatni – za to w większości mógł podziękować pojawiającym się jeszcze w przypadkowych momentach rasistowskim uwagom wykrzykiwanym przez szukających zadymy. Czasem korciło Javiego, żeby odpowiedzieć, uderzyć, poprzepychać się i wyładować złość, nawet gdyby miał wrócić do domu z soczyście podbitym okiem – tylko wspomnienie wrzasku młodego chłopaka, któremu wbił w ramię zęby aligatora i smaku jego krwi na języku, kazało tulić uszy. Przechodzić obok, udawać obojętność. Stojąc w tej kolejce tylko po to, by nie wyglądać, jak ktoś kto się zgubił, odetchnął cicho, zastanawiając się, co zrobi, kiedy przyjdzie jego kolej – obróci się na pięcie i pójdzie z powrotem na koniec, jak na zmiłowanie czekając, aż pojawi się ktoś, kto mógłby wyglądać na osobę, z którą pisał? Nie miał pojęcia, na kogo czekał, ale wyobraźnia natychmiast zaczęła mu podsuwać kogoś postury Valerio, może z bardziej przeoraną życiem twarzą. Ktoś konkretny, oschły, roztaczający aurę powiesz coś nie tak, to w mordę i... Miękki, damski głos o wyraźnie obcym akcencie wymawiający imię podane w liściku zwrócił uwagę Javiego na tyle, by obejrzał się przez ramię, przez chwilę przyglądając się młodej dziewczynie i zastanawiając się, czy się nie przesłyszał. Ewentualnie czy nie był to aby po prostu kurewsko niefortunny zbieg okoliczności. Jimmy to w końcu dość pospolite imię. Żadna z otaczających ich osób ani drgnęła, a dodatkowa wzmianka o owocach morza szybko kliknęła. Parsknął cicho pod nosem – wcale nie nerwowo – wychodząc z kolejki, w której ktoś od razu zajął jego miejsce. - Trzeba było powiedzieć, że masz ochotę na ośmiorniczki, zabrałbym cię do Palazzo – rzucił, gładko sięgając po żartobliwy ton, choć miał na tyle przyzwoitości, by ściszyć głos. Odsunął sobie krzesło po drugiej stronie stolika, zajmując je z cichym jękiem wysłużonego mebla. Przez chwilę po prostu milczał z rękoma wspartymi na blacie, nie kryjąc się z tym, że przyglądał się dziewczęcej twarzy. Łączył w głowie informacje szeptane na ucho, te z krótkiego listu z drobną, delikatną buzią, do której nie pasowały zasnute cieniem oczy i nie do końca wiedział, jak miał poskładać je w jeden spójny obraz. Odruchowo popukał lekko palcem w blat i wsparł policzek na zwiniętej pięści. - Nie martwisz się, że ktoś podsłucha? – spytał prosto, nieświadom powodu wybrania akurat tego miejsca na rozmowę. Sam czuł się w większych skupiskach ludzi raczej zaniepokojony niż bezpieczny. - Szczerze mówiąc spodziewałem się... Chyba chodzącego stereotypu. Takiego z paskudną gębą. |
Wiek : 40
Odmienność : Zwierzęcopodobny
Miejsce zamieszkania : Saint Fall
Zawód : jubiler
Mary Wood
ANATOMICZNA : 5
NATURY : 5
POWSTANIA : 12
SIŁA WOLI : 3
PŻ : 165
CHARYZMA : 2
SPRAWNOŚĆ : 6
WIEDZA : 8
TALENTY : 10
Gdy tylko obco wyglądający mężczyzna drga na brzmienie imienia, ma pewność, że to strzał w dziesiątkę. Ryzykuje tylko tym, że nikt się na nią nie obejrzy, albo zerknie tylko przelotnie, by zaraz wrócić do skupiania się na trzymaniu pęcherza w ryzach. Kiedy mężczyzna zajmuje miejsce przy stoliku, uderza ją intensywny zapach perfum. Z łatwością jest w stanie wyróżnić drzewno-korzenne aromaty. Mandarynka, cynamon, róża. Choć bardzo kusi, nie może ot tak nachylić się ku niemu, by pozwolić się zachłysnąć męską słodyczą. Nie teraz i na pewno nie przy żadnej innej okazji. Panów stara się omijać szerokim łukiem, a przynajmniej dbać o to, by oddzielała ich barowa lada. Pomimo wyboru mało rzucającego się w oczy stroju, który zapewne zmienił wyłącznie, by się z nią spotkać, jak na dłoni widać, że tu nie pasuje. Czy wyrwał się właśnie z pracy, nie mając okazji, by całkowicie zadbać o swoją przykrywkę? A może zwyczajnie nigdy nie znalazł się w podobnej sytuacji i nie wie jeszcze, jak to wszystko przebiega? Cisza się przedłuża, lecz Mary nie chce go pospieszać. Sięga tylko po kubek z colą, która jest tu zdecydowanie tańsza od soku. Ilość zawartego w niej soku jest porażająca, ale co poradzić? Wznosi na niego wzrok znad talerza i ściąga nieco jasne brwi. Nie ma pojęcia, czym jest Palazzo, nazwa ta nic jej nie mówi, więc nie odpowiada mu niczym, poza lekkim uśmiechem. Nie powstrzymuje rozbawionego parsknięcia, kiedy pada porównanie do stereotypu o paskudnej gębie. To prawda, w Sonk Road próżno szukać ładnych buzi, a jeśli już się takowe zdarzą, to zbierają nań siniaki, blizny, albo inne deformacje spowodowane ciągłym użytkowaniem nielegalnych substancji. Mary póki co trzyma się na powierzchni, bo ani nie wdaje się w bójki, ani sama nie testuje wszystkich kadzideł, które wychodzą spod jej rąk. Ma szczerą nadzieję, że to się nigdy nie zmieni, bo przecież ma udać się wreszcie w podróż po Stanach i zrealizować swój amerykański sen. Kiedy to nastąpi? - Następnym razem wyślę jakiegoś dryblasa. Poczujesz się wtedy bezpieczniej? - pyta, przechylając lekko głowę na bok. - Nie martw się na zapas. Neutralne miejsca są najlepsze. Tutaj każdy żyje własnymi sprawami. Nikt tu nie przychodzi, by zdobyć informacje. - Poza nimi, oczywiście i zapewne tymi działającymi w podziemiu, zajmującymi inne stoliki. Mary odwiedza to miejsce regularnie, nie tylko, by spotkać się z klientami. Ci odwiedzają ją zazwyczaj w pubie, bo poczta pantoflowa obraca się głównie między kolejnymi lokalami, gdzie ludzie znają się z twarzy. Z takimi spotyka się nad barem, albo na tyłach przy śmietnikach, gdzie w towarzystwie dymu papierosowego wymieniają się szczegółami. Obecny tu jegomość mógłby w podobnych warunkach nie wytrzymać. - Od razu mówię, że nie mam zbyt wiele czasu - mówi zgodnie z prawdą, bo choć szef nie utnie jej głowy za kilka minut spóźnienia, to jest obowiązkową i dotrzymującą terminów osobą. Pakuje sobie do ust kolejną łyżkę zupy, nie unosząc już na niego wzroku. - Przechodząc do rzeczy, co cię trapi? |
Wiek : 21
Odmienność : Rozszczepieniec
Miejsce zamieszkania : Sonk Road
Zawód : barmanka zielarka
Javier Rivera
ODPYCHANIA : 5
POWSTANIA : 20
SIŁA WOLI : 15
PŻ : 183
CHARYZMA : 3
SPRAWNOŚĆ : 9
WIEDZA : 6
TALENTY : 24
Pomimo pierwszego zaskoczenia wyglądem i wiekiem Rozgwiazdy, chyba odczuł też ulgę, gdy siadał naprzeciwko niej. Z tymi stereotypowi typami spod ciemnej gwiazdy mogło bywać różnie – to że Valerio był jako tako oswojony, nie znaczyło, że Javi miał ochotę spotykać się z tym ich gatunkiem, który usiłował narzucać swoją dominację i sugerować, że jeden nieostrożny ruch będzie owocował zarobieniem pięścią w mordę. Potrafił oddać – własnymi rękoma i magią, zapewne też zębami, gdyby spróbował wywołać przemianę – ale znał swoje ograniczenia. Z przypadkowym oprychem na ulicy pewnie by sobie poradził, z zakapiorem którego całe życie kręciło się dookoła wyciskania innych raczej wątpliwie. Zdecydowanie łatwiej było mu się dogadywać z innymi, zdobywać ich sympatię i powiększać siatkę znajomości, a potem łączyć ze sobą odpowiednie osoby, jeśli zaszła taka potrzeba. Odwdzięczano mu się tym samym i wszystko grało ze sobą zaskakująco sprawnie. - Niespecjalnie – odparł lekko, bo nie, wcale nie poczułby się bezpieczniej, gdyby siedział naprzeciw jakiegoś dryblasa, ale nie było to przecież poważne pytanie. Mógł nie wierzyć tak do końca, że w zatłoczonej jadłodajni nikt nie podsłucha ich nie do końca legalnych interesów – w końcu wypadki chodziły po ludziach – ale chwilowo postanowił zaufać blondynce. Chwilowo. Wyglądała na obeznaną z folklorem Sonk Road i Javi wcale nie zdziwiłby się, gdyby mieszkała w jednej z uliczek. Jeśli tak, jej czyste ubranie i schludnie zaczesane włosy – takie drobne rzeczy – wyraźnie świadczyły, że radziła sobie lepiej niż niektórzy choćby korzystający teraz z darmowego posiłku ludzie. Zastanawiał się, ile mogła mieć lat, nie zadał jednak tego pytania na głos. Wyglądała na dużo młodszą od niego, choć pozory mogły mylić. - Interesy w pośpiechu? Klient zwykle mniej kupuje, kiedy widzi, że gdzieś zaraz pędzisz – rzucił, uśmiechając się kątem ust. Nie przyszedł tu prawić jej kazań z dziedziny wpychania klientom jak największych ilości towaru. Sam nie lubił nawijać im makaronu na uszy, arogancko przekonany, że sam widok jubilerskich wyrobów w ladach powinien mówić sam za siebie i skłaniać do wyciągania z portfela ostatnich zielonych. Co cię trapi? Bardzo ogólne i trafne pytanie, które z pewnością zachęcało do mówienia. - Szukam czegoś, co... Co łagodzi ból – przyznał, nie bawiąc się z dziewczyną w kotka i myszkę i nie każąc jej zgadywać. Powiedziała, że nie ma za wiele czasu i choć mogła kłamać, by się streszczał, musiał w pewnym stopniu zatańczyć do jej melodii, jeśli chciał wynieść z tego spotkania coś więcej niż mgliste może. Przekonał się ostatnio bardzo boleśnie, że wzięcie na poważnie regularnego uzupełniania zapasów czegokolwiek, co pozwalało przegonić agonię, w jaką potrafiła się zmienić przemiana rozrywająca skórę chropowatymi łuskami, to nie był kaprys, a konieczność. Dotąd radził sobie nieźle, ale lokalni alchemicy po tylu latach przyglądali mu się już z pewną podejrzliwością, zwracając uwagę na częstotliwość i ilości zakupów. - Nieważne co to jest, byleby sprzedawca nie zadawał za dużo pytań. Ewentualnie też coś, co łagodzi skutki rytuałów – specjalnie nie wchodził w szczegóły, nie chcąc spowiadać się pierwszy raz spotkanej dziewczynie ze swoich dolegliwości. - Masz coś takiego? – spytał wprost, przyglądając się drobnej buzi i mimowolnie studiując jej rysy. Byłaby wdzięczną modelką do portretu. |
Wiek : 40
Odmienność : Zwierzęcopodobny
Miejsce zamieszkania : Saint Fall
Zawód : jubiler
Mary Wood
ANATOMICZNA : 5
NATURY : 5
POWSTANIA : 12
SIŁA WOLI : 3
PŻ : 165
CHARYZMA : 2
SPRAWNOŚĆ : 6
WIEDZA : 8
TALENTY : 10
Wood zdecydowanie nie radzi sobie z osobami, które wyskakują do niej z mordą, czy pięściami. Jest szybka i zwrotna, potrafi się uchylić przed ciosem, ale nigdy nie odda. Także wolałaby robić interesy z tymi, którzy miło się uśmiechają i jeszcze lepiej pachną. Wzrusza ramionami na stwierdzenie, że pośpiech nie jest dobrą reklamą. Tak, facet ma rację i gdyby tylko była poważnym biznesmenem, postawiłaby na to, by spędzać z klientem więcej czasu, by oczarować go sobą i wielokrotnie zapewniać, że stanie na wysokości zadania, a wokół nie ma nikogo, kto zrobiłby to lepiej - ale po co? - Jeśli ci zależy, to się zdecydujesz. U mnie dostaniesz wszystko to, czego potrzebujesz. - Odkłada łyżkę do pustego już talerza i odsuwa go na bok. Opiera łokieć na blacie i wyciąga kolejne palce, wymieniając dwie ze swoich największych zalet. - Dyskrecja i niezawodność. - Bo co innego się liczy? Zawsze dba o terminowość, nie zdarza jej się z niczym spóźnić, bo nawet jeśli widzi, że czas przepływa przez palce, jest w stanie zarwać nocki i nieźle się nagimnastykować, by wszystko klientom dowieźć. W kwestii częstotliwości bycia odwiedzaną przez klientów także nie może narzekać. No bo czemu mieć ludziom za złe, że nabierają słabości do niektórych używek? Sama nie jest od nich zupełnie wolna i wie, że ze słabą wolą ciężko jest walczyć. Czy siedzący przed nią potencjalny klient zdaje sobie z tego sprawę? - Niestety, przy sobie nic nie mam. - Rozkłada ręce w geście bezradności, ale i z rozbawionym uśmiechem. Jeśli zakładał, że cokolwiek będzie ze sobą nosić na takie spotkanie, to się grubo pomylił. - Realizacja zamówienia trwa od trzech do siedmiu dni. W trybie ekspresowym liczę sobie ekstra. - Stawia sprawę jasno, bo to łatwa kalkulacja. Oczywiście, że jest w stanie zasiąść do tego dzisiaj. Wprawdzie słońce z wolna zacznie zaraz zachodzić, ale parapet w salonie do tej pory był niezawodny i w tym miejscu wszystkie kadzidła radziły sobie dobrze z odpowiednim suszeniem. - Z bólem fizycznym niewiele jestem w stanie zdziałać, ale coś mogę w tym temacie podziałać - zastanawia się uważnie nad wiązaniami, które wpłynęłyby na regenerację ciała. - Za to o wiele więcej mogę polecić w zakresie zmęczenia i stresu, chociażby absorbia sideum na złagodzenie efektów pracy nad rytuałami, czy kadzidło złotego spokoju. No, chyba że szukasz czegoś spod lady. Wtedy podsunę ci niezawodną ekstatyczną estrykę - mówi już nieco ściszonym tonem i nachyla się nad blatem stolika, puszczając mu oczko. Tak, podejmuje ryzyko, proponując mu nielegalne środki, lecz tym samym pokazuje szerszy wachlarz swoich możliwości. Przy zmniejszaniu odległości ponownie uderza ją fala męskiego zapachu, co drażni przyjemnie zmysły i sprawia, że tym tęskniej spogląda w kierunku posiedzenia w jadłodajni jeszcze przez dłuższą chwilę, zamiast przenosić się do śmierdzącej piwem i potem speluny. Nie chce spędzić w niej reszty swojego życia, więc nie podejmuje prób zmiany, ale z drugiej strony - kto zgodziłby się na częstsze szorowanie pubu i generalną dezynfekcję wszystkiego po kolei? |
Wiek : 21
Odmienność : Rozszczepieniec
Miejsce zamieszkania : Sonk Road
Zawód : barmanka zielarka
Javier Rivera
ODPYCHANIA : 5
POWSTANIA : 20
SIŁA WOLI : 15
PŻ : 183
CHARYZMA : 3
SPRAWNOŚĆ : 9
WIEDZA : 6
TALENTY : 24
Nie mógł się opędzić od wrażenia, że siedząca przed nim młoda kobieta – dziewczyna właściwie – o drobnej posturze kompletnie nie pasowała do krajobrazu Sonk Road. Być może były to tylko jego kompletnie nietrafione przypuszczenia, bo każdy kto stąd pochodził, w jakiś sposób potrafił o siebie zadbać, ale patrząc na nią, na szczupłe ramiona, których nie ukrywała w pełni koszulka z logo, na wyraźne rysy, jakie powinny być nieco bardziej wypełnione, by naprawdę wyglądać zdrowo, budził się w nim sprzeciw. Bardzo podobny do złości, która rozkwitała w nim prędko i jasno jak błyskawica, gdy widział, że ktoś męczył niewinne zwierzę. Tutaj jednak nie było uniesionej ręki, za którą mógłby złapać, by zatrzymać następny cios. Tutaj, w ciasnej i zatłoczonej jadłodajni dla ubogich musiał sobie przypominać, że nie pasował do wizerunku rycerza na piekielnym koniu, a w pewne sprawy nie należało się wtrącać – choćby tylko dlatego, że ludzie mogli sobie tego nie życzyć. Kąt ust drgnął mu i pozostał uniesiony, gdy Rozgwiazda sprawnie wyliczała, że może sobie u niej kupić dyskrecję i niezawodność – może i nie podążała za wszystkimi zasadami efektywnego biznesu, ale doceniał, że nie próbowała wciskać mu kitu na temat szybkich terminów oraz niskich cen. Sam był rzemieślnikiem, z trzech najpopularniejszych wymagań klientów w postaci niskiej ceny, szybkiego czasu wykonania oraz jakości, doskonale wiedział, że połączyć można było najwyżej dwa. Każdy, kto mówił inaczej, był oszustem i należało pilnować przy nim portfela. A czy tego właśnie nie chciał od samego początku? By nikt nie zadawał mu zbyt wielu pytań i dostarczał towar na czas? To dlatego przecież zaczął szukać rozwiązań w innych miejscach niż u okolicznych alchemików. Zmrużył lekko oczy na rozbawione stwierdzenie, że nie miała przy sobie żadnego towaru, ale uśmiech nawet na moment nie spełzł mu z ust, a w ciemnych tęczówkach rozbłysły łobuzerskie iskierki. Przy całym wyważeniu, miała w sobie coś bezczelnego – a Javi lubił bezczelnych ludzi. Zwykle. - Zdziwiłbym się, jakby ekspres nie kosztował ekstra – rzucił lekko. - Dogadamy się, dopóki za ten ekspres nie będziesz sobie życzyć podpisywania cyrografów – popukał palcami o blat, krzywiąc się lekko, gdy okazało się, że niespecjalnie była w stanie pomóc mu z bólem. Wyglądało na to, że poszukiwania nie skończą się zbyt szybko. Pochylił się nieco do przodu nad blatem raptem moment po tym, gdy zrobiła to ona, nie chcąc stracić żadnego ze słów. Z tak bliska mógł zobaczyć, że jej jasne oczy miały niebieski odcień, a na policzkach pyszniły się drobniutkie plamki piegów. - Najpierw mnie przekonaj, że warto do ciebie wrócić – rzucił z nutą rozbawienia w głosie, wspierając skrzyżowane przedramiona na stoliku. - Wiesz, daj mi się zachwycić obsługą i towarem, a potem możemy rozmawiać o rzeczach spod lady. Po kolei. Odruchowo podniósł wzrok, gdy jeden z gości jadłodajni przeszedł zbyt blisko, wsparł się na oparciu jego krzesła, zanim podążył dalej w kierunku łazienki. Javi nie sięgnął w kierunku kieszeni tylko dlatego, że portfel nosił po wewnętrznej stronie kurtki razem z kluczami do mieszkania. - Te dwa kadzidła, które wymieniłaś – zaczął po chwili, wracając wzrokiem do siedzącej naprzeciw kobiety. - Ile mnie to będzie kosztować razem z ekspresem? – spytał, specjalnie nie wspominając jeszcze, że mógłby jej zapłacić nie tylko dolarami, ale też własnym rzemiosłem. Tak jak powiedział, chciał się najpierw przekonać, ile warte były rekomendacje szeptane mu na ucho. - Masz jakieś imię, którym mogę cię nazywać? – dodał po chwili. - Rozgwiazda sprawdza się w listach, ale w rozmowie brzmiałaby dziwnie. Jakbyśmy byli złoczyńcami z kiepskiego filmu. |
Wiek : 40
Odmienność : Zwierzęcopodobny
Miejsce zamieszkania : Saint Fall
Zawód : jubiler
Mary Wood
ANATOMICZNA : 5
NATURY : 5
POWSTANIA : 12
SIŁA WOLI : 3
PŻ : 165
CHARYZMA : 2
SPRAWNOŚĆ : 6
WIEDZA : 8
TALENTY : 10
Kto jak kto, ale Wood nigdy nie uważała się za ofiarę losu, którą należy ratować. Jest przekonana, że potrafi poradzić sobie w każdej, najtrudniejszej nawet sytuacji - a raczej tak było w Plymouth, gdzie miała do dyspozycji pokaźną sieć kontaktów, których nawet jeśli nie mogła nazwać swoimi przyjaciółmi, tak mogła na nich liczyć w chwili kryzysu. A tutaj? Na ten moment zdołała zyskać przychylność części klienteli Nine Fine, ale Sonk Road jest jedną z większych w Saint Fall, więc nie łatwo tu o zyskanie popularności. - Twoja dusza nie przyda mi się do opłacenia rachunków, także nie, na cyrograf się nie dogadamy - podejmuje dowcip, bo jak na dogadywanie biznesu, zadziwiająco dobrze rozmawia jej się z nowym klientem. Eh gdyby tylko wszyscy tacy byli. Najczęściej trafia na mruków, co to rozglądają się tylko z niepokojem, w każdym dostrzegając potencjalne zagrożenie, albo takich, co to trzęsą się już tylko w narkotykowym głodzie, gotowi pozbyć się nawet swojej duszy, byleby dostać jeszcze jedną działkę fenetrystiki. Siedzący przed nią czarownik zdaje się być zaskakująco sympatyczny i w jednej chwili żałuje, że nie ma dziś dla niego więcej czasu. Kiedy odpowiada lustrzanie na zmniejszenie między nimi odległości, jest w stanie dostrzec przecinające jego twarz zmarszczki, wskazujące na to, że musi być po trzydziestce. Albo czterdziestce - trudne jest określanie wieku, zwłaszcza że w zależności od przebytych w życiu trudności człowiek może się różnie zmieniać. Jimmy narzeka na ból, na negatywne skutki rytuałów, a to oznacza, że często para się skomplikowaną magią. Ona także potrafi zmęczyć, jak i zestresować, ciało nie zawsze potrafi poradzić sobie z przepływającą przezeń magią. Przekonać go, aby wrócił? Mary nie powstrzymuje śmiechu i ten roznosi się dźwięcznie po całej jadłodajni, przywołując w ich kierunku spojrzenia kilku okolicznych osób. Zaraz po tym dziewczyna ściąga usta w wąską linijkę, próbując się już dalej nie śmiać i tylko kiwa głową. - Niektórzy przychodzą do mnie tylko po takie, ale rozumiem - mówi szczerze, bo w istocie kadzidła, jakie splata najczęściej, są tymi psychodelicznymi i silnie uzależniającymi. Generują stały, choć dosyć niski przychód, ale przynajmniej starcza na jakieś podstawowe składniki, jakie wrzucić można do garnka, no i na nowe rośliny, oczywiście, bo w niewielkim mieszkaniu przy Riverbend St 9 wciąż jest trochę wolnej podłogi. Przelotnym spojrzeniem obrzuca przechodzącego obok mężczyznę, przemykając czujnie po jego twarzy, aby skojarzyć ją sobie z innymi, znanymi już postaciami, bądź zapamiętać na przyszłość. Nie jest jeszcze zbyt dobra w zapisywaniu rysów w pamięci, ale od kiedy została zmuszona prowadzić swój średnio legalny biznes sama - czyli od momentu przeprowadzki do Stanów - stara się poznawać i uczyć tutejszych ludzi. Kto wie, kiedy odezwą się do niej lokalni mafiozi i zażyczą haraczu? Wie, że w Saint Fall takowi istnieją, ale wie też, że niechętnie zapuszczają się do Sonk Road, to Little Poppy traktując jako swoją domenę. Tutaj rządzi samowolka, chaos, którego nie sposób opanować. - Trzydzieści dolarów w trybie normalnym, sześćdziesiąt za ekspres. Wszystko znacznie się przyspieszy, jeśli jesteś w posiadaniu kwiatów szmaragdowego kaktusa i kumoskrapu. Oba są bez problemu do dostania w zielarskim na ulicy Alchemików. - Tak, ma świadomość, że mogłaby sobie zażyczyć i stu zielonych, ale nie jest zielarką posiadającą swój elegancki lokal w Deadberry. Na ulicy bierze się znacznie mniej, niż w oficjalnych zakładach, zwłaszcza że tutaj nie odwiedzają jej ci, którzy szastają pieniędzmi, a tacy, co ledwo wiążą koniec z końcem. Jimmy, a raczej Jimmy ma rację, ale tylko połowicznie. Nie wie, jak to jest wśród bogaczy, ale w biedniejszych dzielnicach, zwłaszcza wśród osób działających w półświatku (czyli połowy mieszkańców biednych dzielnic) jest to standardowym zwyczajem. Skoro jednak czuje się z tym niekomfortowo, nie ma problemu, by mu ułatwić życie. - Możesz mówić mi Mary. - Tak, mogłaby rzucić dowolnym innym imieniem, ale Mary jest tak pospolite, że mimo wszystko nie powinno budzić żadnych niepokojących, ani tym bardziej konkretnych skojarzeń. - To co, umówieni? - Unosi jasne brwi i posyła mu wyzywające spojrzenie, wóz albo przewóz. |
Wiek : 21
Odmienność : Rozszczepieniec
Miejsce zamieszkania : Sonk Road
Zawód : barmanka zielarka
Javier Rivera
ODPYCHANIA : 5
POWSTANIA : 20
SIŁA WOLI : 15
PŻ : 183
CHARYZMA : 3
SPRAWNOŚĆ : 9
WIEDZA : 6
TALENTY : 24
Śmiech uczłowieczał. Burzył sztywne, chłodne maski zakładane z różnych powodów, potrafił rozwiać aurę niepokoju, jaką roztaczały wokół siebie niektóre osoby. Lubił go wywoływać, sięgając po żarty tak naturalnie, jak oddychał, a jednak zaskoczyło go nieco, gdy głos młodej kobiety poniósł się dźwięcznie po jadłodajni, przypominając nieco wietrzne dzwonki. Przekrzywił lekko głowę, przyglądając się drobnym liniom, które śmiech wyrysowywał na jej policzkach i w kącikach oczu, dochodząc do prostego wniosku, że było jej z nimi do twarzy. Nie był zaskoczony, gdy mówiła o uzależnionych klientach, ale sam zamierzał trzymał się od takich substancji z daleka – co innego raczyć się czymś okazjonalnie na imprezach, a nie widzieć świata poza kolejną działką. Podchodził do tego nieco ekstremalnie, ale w ten sposób łatwiej było mu łapać perspektywę i pamiętać, dlaczego to nie było tego warte. Miał jeszcze w życiu zbyt wiele rzeczy, które chciał zrobić oraz osiągnąć, by przepierdolić w ten sposób majątek i lata, które mu zostały. Nie poświęcił aż tak dużo uwagi przechodzącemu obok lekkim slalomem mężczyźnie, ale nie umknęło mu, że spojrzenie blondynki przeskoczyło ku niemu niemal od razu, zatrzymując się na chwilę ponad ramieniem Javiera – pewnie tam, gdzie znajdowała się twarz nieznajomego. Prawdopodobnie jakiegoś zmęczonego pijaczka, chociaż nie czuć było od niego cierpkiej nuty przetrawionego alkoholu – niesłusznie dokleił mu od razu metkę. Facet nie sprawiał kłopotów, prędko zostawiając ich samych. Gdy Rozgwiazda wreszcie podała konkretną cenę i nazwy, wyciągnął z wewnętrznej kieszeni kurtki jedną z wielu małych karteczek, na których w ciągu dnia zapisywał istotne strzępy informacji i wysłużonym, króciutkim już ogryzkiem ołówka zapisał, czego powinien poszukać. Sześćdziesiąt dolarów to sporo – cholera, siedem czy osiem takich zamówień i miałby kolejnego Chevroleta - i gdyby nie fakt, że potrzebował czegoś niemal na już, wcale nie decydowałby się na ten ekspres. Przed wyjazdem na Florydę musiał pokończyć najbardziej palące zamówienia, które odkładał właśnie dlatego, że nie chciał kolejny tydzień znów chodzić z zawrotami głowy – zaskakująco nie korzystał dotąd specjalnie z kadzideł, głównie dlatego że zapominał o ich możliwościach. Najwyraźniej czas było to zmienić. Albo przynajmniej spróbować. Prawie spodziewał się, że nie poda mu żadnego zastępczego imienia, skoro od początku upierała się na używanie pseudonimu, a jemu wybrała jakieś przypadkowe – kiedy to zrobiła, był skłonny uwierzyć, że to kolejny strzał na ślepo, ale nie pytał. W jakim celu miałby? Imię jak imię, gdyby posłużył się nim w rozmowie, nie wywołałoby żadnych sensacji. - W porządku, Mary – rzucił łatwo, sprawdzając czy imię gładko spływające z języka pasowało mu do siedzącej naprzeciw młodej kobiety. Pasowało, nawet jeśli było zmyślone. - Umowa stoi – dodał, z pewnym rozbawieniem zauważając ostrość, jakiej nabrał wyraz jej twarzy i jak chyba nieświadomie uniosła lekko brodę, jakby rzucała mu wyzwanie. - Załatwię te kwiaty. Bierzesz zaliczkę, czy płacę ci później? – spytał, choć spodziewał się już, że będzie brała płatność z góry. - I pewnie nie tutaj, co? |
Wiek : 40
Odmienność : Zwierzęcopodobny
Miejsce zamieszkania : Saint Fall
Zawód : jubiler
Mary Wood
ANATOMICZNA : 5
NATURY : 5
POWSTANIA : 12
SIŁA WOLI : 3
PŻ : 165
CHARYZMA : 2
SPRAWNOŚĆ : 6
WIEDZA : 8
TALENTY : 10
Czy mężczyzna przygląda się jej uważnie? Mary nienawykła do wyciągania na świecznik, więc przy tak czujnym spojrzeniu widniejący wciąż na twarzy lekki rumieniec nigdzie się nie wybiera. Uwydatnia tylko obsypujące nos piegi, które na zaróżowionej skórze wyróżniają się w charakterystyczny sposób. Tak, ucieka też gdzieś spojrzeniem, zaraz jednak powracając do klienta, kiedy przypomina sobie, że takie gesty mogą być zinterpretowane jako nieśmiałość. Nie, żeby z tym wnioskiem nie miał racji, ale jakieś szczątkowe pozory wypadałoby zachować. Naturalnie zerka na wyciągniętą kartkę i bez skrępowania przygląda się zapisywanym literom. Czy którykolwiek z jej klientów robił sobie notatki ze spotkania? Tego nie może sobie przypomnieć, ale docenia praktyczne podejście. Niejednokrotnie musiała przecież odpowiadać na listy, kiedy dopytywano o nazwę konkretnych roślin, bo skomplikowane pojęcia nikomu nic nie mówiły. Równo nakreślone litery zdradzają staranność, albo chęć późniejszego rozczytania się. - Ku-mo-skrap - powtarza, wskazując palcem na zapisaną literówkę, kiedy zezując na notatki, odczytuje je do góry nogami. W zielarskim i tak pewnie by zrozumieli, gdyby się przejęzyczył, ale skoro Jimmy zdecydował się do tego przyłożyć, niech zrobi to dobrze. Sposób, w jaki jej imię kładzie się na męskim języku, podpowiada, że nie bierze go na poważnie. Tym lepiej - dzięki temu ma pewność, że raczej nie będzie jej szukał pod tym imieniem. Nie wywraca już oczami na te całe kwiaty, tylko kiwa głową, ciesząc się, że udało się wstępnie dobić targu. Lubi takie szybkie zlecenia. Myślami przekopuje już zastawione słoikami półki w domu, szukając odpowiednich korzeni, dzięki którym można z uplecionych kadzideł wydobyć ich prawdziwą moc. Nie lubi zamykać się w sztywnych, ograniczonych ramach. Zdecydowanie bliżej jej do eksperymentatora, który sięga do nowych rozwiązań, dzięki którym testuje swoje możliwości, nierzadko dorzucając swoim klientom coś ekstra. - Może być później. - Macha ręką lekceważąco i podnosi się z miejsca, biorąc ze sobą pusty talerz. Zupa miała swoje wady i zalety, ale za tak niską kwotę, nie można spodziewać się niczego lepszego. - Zbieram się. Jesteśmy w kontakcie, Jimmy. - Puszcza mu oczko na pożegnanie i już nie oglądając się za siebie, odchodzi od stolika. Jak potoczy się dalsza znajomość z tym mężczyzną? Tego nie może być pewna. Zainwestowała swój czas, zaryzykowała, pokazując twarz. On nie dał jej niczego, poza obietnicą złożenia zamówienia. Od niego zależy, czy poprowadzi to dalej. Jeśli nie potrafi docenić, ile dziś dla niego poświęciła, nie powinna zawracać sobie nim głowy. | zt x2 |
Wiek : 21
Odmienność : Rozszczepieniec
Miejsce zamieszkania : Sonk Road
Zawód : barmanka zielarka