stary zeszytBlair Scully
sposób na samotność.
stary zeszytBlair Scullysposób na samotność. |
5 stycznia 1985 Dzisiaj pierwszy raz odważyłam się odwiedzić Twoje mieszkanie. Nie licząc oczywiście tego feralnego dnia. Wszystko wyglądało tak, jakbyś po prostu wyszła po zakupy. Gazeta na stole, na etażerce przy łóżku otwarta księga. We wcześniejszym amoku, w ogóle tego nie zauważyłam. W mieszkaniu czułam twoje perfumy, których musiałaś użyć przed wyjściem. Liczyłam, że zostawiłaś dla mnie może jakąś wskazówkę, ale nie byłam w stanie niczego znaleźć. Wiedziałaś, że znikniesz? Zamierzałaś się rozpłynąć w powietrzu? Tak po prostu? Nie chcę nawet myśleć, że mogło Ci się coś stać, ale zbyt bardzo się tego obawiam. Czemu nie zostawiłaś po sobie gdzieś obrączki, w lesie, w Sonk Road, gdziekolwiek, której pomimo rozwodu wciąż nosiłaś na serdecznym palcu? Może dzięki temu policji i gwardii udałoby się Ciebie namierzyć? Nie chcę gdybać, ale wymyślanie lepszych scenariuszy podtrzymują mnie na duchu, który i tak jest złamany. Zastanawiam się, czy miałaś jakichś wrogów, którzy mogli być w to wplątani. Może Lafitte? Oni nigdy nie zgadzali się z naszymi przekonaniami. Myślisz, że ja jestem następna? Coś mi grozi? Gdybyś była członkinią Kręgu, to gwardziści by tego tak nie zostawili, a ja nie musiałabym liczyć na śmiertelnicze organy. Kto by pomyślał, że policja jest tak niekompetentna... Wszystko, co mówiłaś o tych, na których nie spłynęła łaska mocy, jest prawdą. Widzę to, jak nigdy wcześniej. Zajrzałam jeszcze do twojej szafy. Eleganckich ubrań też nie opuścił Twój zapach. Może to one rozpylały go po mieszkaniu? Wtuliłam się w Twoją ulubioną suknię. Tę, którą ojciec tak uwielbiał, gdy zakładałaś ją na salony. Jej aromat sprawiał, że widziałam Twój obraz przez swoje zamknięte oczy, a widmo Twojego głosu dudniło mnie w głowie, tak jak wtedy, gdy uczyłaś mnie sztuki telepatii. Żałuję, że nie miałyśmy więcej czasu, żebyśmy świętowały moje wyniesienie w Kowenie. Nie miałyśmy nawet czasu, żebym mogła się podzielić szczegółami doświadczonej przeze mnie wizji. Płakałam, gdy Lilith mówiła mi o swoich planach. Mimo że pierwszy raz ją widziałam, czułam, że jest mi bliska tak jak ty, jakby była przy moim boku przez całe moje życie. Doglądała mnie w kołysce, zaraz nad twoją głową. Patrzyła obok Ciebie, jak dorastam. Najlepszy dzień mojego życia zaraz zamienił się w najgorszy koszmar, o którym nawet nie śniłam. Nie pisałam pamiętnika już od piątej klasy, ale zdecydowałam się do niego wrócić. Jak się odnajdziesz, to będziesz mogła szybko dowiedzieć się, co się ze mną działo, o czym chciałam z Tobą wtedy porozmawiać, jakie emocje mną targały. Też będzie to mój sposób na narastającą samotność, spowodowaną twoim brakiem. 25 luty 1985 Kipiące we mnie negatywne emocje narastają. Czuję to w środku. Najmniejsza prowokacja, brak kontroli czy porażka sprawia, że puszczają mi wszystkie hamulce. Nie myślę nad konsekwencjami, działam instynktownie, wręcz jak jakiś neandertalczyk broniący swojego terytorium. Po takich akcjach jest mi najnormalniej wstyd, ale staram się zachowywać kamienną twarz. Nie jestem z tego dumna, ale boję się pokazać teraz słabość. Czuję się odsłonięta, wrażliwa na ataki, jakby najmniejsze rzeczy mogłyby mnie zranić. Prawie dziesięć dni temu wdałam się w zupełnie niepotrzebną kłótnię, która prawdopodobnie wynikła z głupiego nieporozumienia. Za bardzo opanował mnie gniew, ale uważam, że druga strona tego zgrzytu też nie jest bez winy. Swoimi słowami wbijał mi małe szpileczki w serce. Wybuchłam. Powiedziałam wtedy słowa, które również doprowadziły go do szału. Nie minęła chwila, a z naszych ust wydostały się pierwsze czary. Dusił mnie iluzorycznym zaklęciem, chcąc zamknąć mi usta. Odpłaciłam mu się o wiele bardziej zaawansowaną magią, której m.in. Ty mnie nauczyłaś. Trudne zaklęcie go pokonało, ale... powinnam po tym się ugryźć w język. Swoją groźbą, którą rzuciłam mu na pożegnanie, zarzuciłam nasionami wojny. Wojny w szeregach Kowenu. Żałuję tego, ale zdecydowałam się nie wycofać. Fogarty ze mną nie wygra. Obiecuję. ten zbiera burze Mimo wszystko staram się znaleźć jakiś sposób, żeby wyładowywać swoje negatywne emocje. Nawet pisanie w tym zeszycie mi znacznie pomaga. Jednak zabrałam się też za nowe rzeczy. Zaczęłam od aerobiku, wypocenie z siebie tej całej mieszaniny smutku i gniewu wydawało się dobrym pomysłem, ale to wciąż nie było to. Na jednych z zajęć zobaczyłam, jak jakaś kobieta z trenerem trenuje boks w rogu siłowni. Na początku miałam co do tego mieszane odczucia, ale po dłuższych przemyśleniach, zdecydowałam się spróbować. Zapisałam się do tego boksera na trening i po godzinie takich ćwiczeń czułam się świetnie. Następnego dnia czułam się świetnie, choć męczyły mnie zakwasy w ramionach. Kto by pomyślał, że dzięki boksowi, można się tak łatwo i efektywnie wyładować. Gdy uderzałam w worek treningowy, wyłączyłam całkowicie umysł, z którego cała gorycz wyciekała wraz z każdym ciosem. I tak o to, trenuję już drugi tydzień. Czuję, jak staje się coraz lepsza. Zamierzam je kontynuować, ale będę musiała uważać, żeby w tym wszystkim nie zaniedbać swoich obowiązków. Wolałabym nie przekładać sportu nad antykwariat i uniwersytet. |