Frank Marwood
POWSTANIA : 10
WARIACYJNA : 30
SIŁA WOLI : 20
PŻ : 171
CHARYZMA : 3
SPRAWNOŚĆ : 3
WIEDZA : 25
TALENTY : 11
01.1985Nie pójdziemy już pod wiatrAurora Marwood, Frank MarwoodOstatecznie nie było źle. Nie liczył już zmarszczek — jedna, druga, czterdziesta czwarta. Nie liczył dni - 36525. Godzin — jeszcze więcej. Właściwie nie działo się nic. Lata mijały coraz szybciej, dni ciągnęły się w nieskończoność. Kładł się, nim na zegarze z kukułką wybiła godzina 20. Wstawał przed kogutem, jego pianie słuchając przez okno z kubkiem czarnej herbaty. Lekarz zabraniał, mówił, że to kofeina, która negatywnie może wpłynął na starca, ale w tym wieku pozostały już tylko złe rzeczy. Technologia posuwająca się z każdą sekundą do przodu — za tą Frank przestał nadążać około roku 1995, dawno po skończeniu Zimnej Wojny. Zmniejszając jednak obszar obserwacji: Gniazdko nie zmieniło się zbytnio, tynk dalej odpadał, zwłaszcza przy tej najbardziej nasłonecznionej stronie, bo i na nią najczęściej padał deszcz. Dachówek brakowało zwłaszcza od dobudówki, w której przez krótki czas mieszkała Emma. Pokoje pustoszały, a w końcu opustoszało też małżeńskie łoże, gdy Esther odeszła w 2021 roku, dożywszy sędziwego wieku 87 lat. Załamał się, jakby ktoś wyrwał mu serce i złożył je na stole operacyjnym, krzycząc w korytarz: pacjent nie współpracuje. I cóż z tego, że czekała teraz w Piekle? I cóż, że jej dłonie wciąż czuł na swoich policzkach, gdy tylko spoglądał na wspólne zdjęcie w tej nowej elektrycznej (elektronicznej?) ramce, którą dostał od prawnuczka na 94. urodziny? Tęsknił każdej nocy, każdego poranka, gdy kuśtykając na rzeźbionej drewnianej lasce trasę, która przeszło 50 lat temu zajmowała mu 32 sekundy, a teraz około 4 i pół minuty, zmierzał w stronę kuchni. Miał wiele szczęścia. Syn Winnifred i Perseusa — Xander — miał już na karku 43 lata (piękny wiek), do Gniazdka przeniósł się z żoną blisko 10 lat temu, aby pomóc. Pomagał, jak tylko mógł. Czasem nawet słuchał rad, kiedy Frank, przysypiając na bujanym fotelu na ganku, spoglądał, jak zakasa rękawy i rąbie drewno w ogródku. — Musisz pod kątem — kto by tam słuchał starego człowieka, skoro elektryczne (elektroniczne?) piły wyparły siekiery. Dzień setnych urodzin przyszedł niespodziewanie. Zjazd rodzinny miał odbyć się w jadalni. Ta na przestrzeni lat przeszła jakieś 3 i pół remontu, ale z jakiegoś powodu wyglądała dokładnie tak samo. Nie zmienił się nawet obrus ani wystawne porcelanowe talerze, które trzymali kiedyś z Esther tylko na specjalne okazje. O 14 byli już wszyscy. Ostatni raz siedzieli tak może 11 lat temu, żyła jeszcze Joy. To tragedia dla ojca, musieć chować swoje dziecko. Na krześle usiadł ciężko, oddychając głośniej i mrużąc oczy przez denka od butelek, które podobno były okularami. Wzrok pogorszył się w ciągu ostatnich lat sześciokrotnie, teraz Frank z trudem dostrzegał, które z jego pra- i praprawnucząt, akurat ciągnęło go za koszulę. — Aurora, to ty? — pomarszczoną dłoń, której skóra była już tak cienka, że wystarczyłaby sosnowa igiełka, żeby przebić ją na wylot, położył na damskiej ręce, siadającej obok. — Niech na ciebie spojrzę. Nic się nie zmieniasz... Jak mama! — próbował pamiętać jej obraz z 1985 roku. Z jakiegoś powodu, wyglądała dokładnie tak samo. Jasne pukle, ten podbródek (taki miała Esther) i rozbrajający na łopatki uśmiech — ten dostrzec mógłby choćby z zamkniętymi oczami. |
Wiek : 55
Odmienność : Czarownik
Miejsce zamieszkania : Wallow, Hellridge
Zawód : siewca teorii magii