Opuszczona fabryka Na krańcu dzielnicy, niedaleko rzeki, znaleźć można ogromny i obdrapany budynek. Starsi mieszkańcy Hellridge doskonale pamiętają czasy, gdy fabryka tętniła życiem, a ze środka dobiegały dźwięki maszynerii. Obecnie miejsce to służy głównie młodzieży i narkomanom, którzy znajdują w zimnych ścianach swój azyl. Wewnątrz pełno jest desek i starych mebli, dawno przeżartych przez korniki, albo zniszczonych przez wandali. W opuszczonej fabryce bardzo łatwo jest przypadkowo dostać w twarz, a sam jej wygląd odstrasza dostatecznie mocno, aby nie zapuszczać się w jej głąb. |
Wiek : ∞
Miejsce zamieszkania : Piekło
Zawód : Guru sekty satanistycznej
Robin Baker
14.02.1985, czwartek Był wczesny wieczór, a mi udało się szybciej zerwać z pracy w herbaciarni. Normalnie cieszyłabym się z tego, spędzając czas w swoich bezpiecznych, czterech kątach, jednak moi sąsiedzi zaczęli się już skarżyć na rzekome "hałasy" wydobywające się z mojego domostwa. Było to na tyle irytujące, że nawet miałam już rozmowę z wynajmującym, że jeśli to się nie skończy, to będę mogła szukać nowego lokum - a na to przecież nie mogłam sobie pozwolić. Z cichym więc westchnieniem, wpakowałam do swojego plecaka kilka puszek z piwem i latarkę, a w dłoń złapałam swoją gitarę, kierując swoje kroki gdzieś w uliczki Sonk Road. Nogi zaprowadziły mnie prosto pod budynek fabryki, jaką już dobrze znałam. Przez to miejsce przewinęła się już masa imprez, w których i mi przypadł zaszczyt brania udziału. Skinęłam więc głową, wchodząc do środka przez jedno z uchylonych wejść. Nie było to miejsce marzeń do spędzania walentynek, ale nie miałam w sumie nic lepszego do roboty. Większość moich znajomych spędzała ten dzień w towarzystwie swoich drugich połówek bądź przyszłych-niedoszłych partnerów. Jak widać - dla mnie tym miały się okazać procenty i melodie, wydobywające się spod moich palców. Weszłam nieco w głąb budynku, gdzie mróz nie był aż tak odczuwalny. Ściągnęłam swój plecak, wydobywając ze środka jedną z puszek i ją otwierając. Upiłam jeden łyk, nim usadowiłam swoje cztery litery na jednym ze stołów, siadając z jedną nogą jak po turecku, gdy druga zwisała bezwładnie z mebla. Złapałam za swój instrument, chwilę tylko brzdąkając na strunach, chcąc je nieco nastroić. Gdy już to uczyniłam, wyprostowałam się nieco, próbując złapać jakąś melodię z bezmyślnie poruszanych palców na gitarze. Nawet nie wiedziałam kiedy, wyuczone już ruchy same mnie nakierowały na iście idealną na dzisiejszy dzień piosenkę. Nieśmiałe nuty w akompaniamencie mojego głosu w końcu zaczęły nieść się po pomieszczeniach, gdy ja odpływałam w tym chwilowym zapomnieniu. - I feel so unsure, as I take your hand and lead you to the dance floor... - kontynuowałam swoją piosnkę, nawet nie zdając sobie sprawy, że już niebawem nie tylko moje uszy będą tego świadkiem... |
Wiek : 24
Odmienność : Niemagiczna
Miejsce zamieszkania : Hellridge
Zawód : Sprzedawca w herbaciarni
Leoluca Paganini
ODPYCHANIA : 15
WARIACYJNA : 5
SIŁA WOLI : 10
PŻ : 176
CHARYZMA : 3
SPRAWNOŚĆ : 8
WIEDZA : 5
TALENTY : 14
Najprawdopodobniej powinien był poprosić Serafino o asystenturę. Kuzyn miał więcej doświadczenia i wiedzy w "słuchaniu" przeszłości. Za to Luca miał swoją dumę. Zdecydował, że poradzi sobie sam. Zadanie nie było szczególnie trudne. Bo w sumie jak oporne mogły być jakieś stare ściany w opuszczonej fabryce? Nie musiał nawet sięgać daleko w przeszłość. Potrzebował jedynie skupienia, nic więcej. Przy odpowiednim skupieniu pójdzie mu z tym gładko. Opuszczony, zrujnowany budynek robił przygnębiające wrażenie. Kiedyś było inaczej. Tętniło w nim życie. Dookoła rozlegały się ludzkie głosy i odgłos pracujących maszyn. Dla zafascynowanego przeszłością słuchacza to miejsce musiało być na swój sposób interesujące. Zapewne wyciągnąłby z niego sporo informacji. Poznałby historie pracujących tu osób, skrywane przez fabrykę sekrety czy przyczyny jej upadku. Gdyby Leoluca łatwo ulegał sentymentom, to może poczułby żal za dawno przeminioną chwałą. Pozostały po niej tylko niszczejące mury i popsute urządzenia. Nie zamierzał się nad nimi rozczulać. Zrobi, to co miał zrobić i wróci do siebie. Miał ważniejsze rzeczy do roboty niż przesiadywanie w tej ruinie. Poza tym... I feel so unsure, as I take your hand and lead you to the dance floor... Co na płonące piekło?! Zdawało się mu, że usłyszał czyjś śpiew. Tylko kto chciałby tu przychodzić i urządzać koncerty? Wciąż nie dowierzając temu co słyszał, zrobił parę kroków. Wszedł na otwartą przestrzeń i przekonał się, że nie dopadły go omamy słuchowe. W środku naprawdę ktoś był. I ten ktoś śpiewał. Przygrywając sobie przy tym na gitarze. Leoluca widywał w życiu dziwne rzeczy, więc nie był zbulwersowany, gdy pierwsze zaskoczenie z niego opadło. Może nie pamiętał każdej napotkanej twarzy, ale siedząca na stole młoda osoba wyglądała znajomo. Po chwili namysłu był już pewien, że pracowała dla rodziny Yimu. Samo to było czymś niezwykłym, przynajmniej w jego ocenie. Czemu Yimu zdecydowali się zatrudnić kogoś, kto nie miał zielonego pojęcia o magii. Rodziny czarowników na ogół nie potrzebowały pomocy niemagicznych. Pamiętał, że kiedyś zamienił z nią kilka słów na kameralnej imprezie. Któraś z jej przyjaciółek (swoją drogą na wpół pijana) przysiadła się z nią do okupowanego przez niego stolika, by zapoznać ze sobą dwa muzyczne talenty. To wtedy dowiedział się, że potrafiła grać na gitarze. Coś ich ze sobą łączyło, choć nie sprawiło, że nabrał ochoty na dłuższą pogawędkę. A teraz spotkali się w starej fabryce. Jej obecność nie była dla niego szalenie kłopotliwa, ale wolał wiedzieć czy na kogoś czekała. Pojawienie się większej, hałaśliwej grupy, której zachciało się balangi było czymś bardziej denerwującym. Musiałby wymyślić sposób jak się ich stąd pozbyć albo wrócić później. Splótł ręce. Miał wystarczająco wiele szacunku do muzyki, by zaczekać aż utwór dobiegnie końca. Nie zajęło to dużo czasu. - Robin Baker? - spytał, podchodząc bliżej gdy ucichły ostatnie nuty piosenki - Kogo jak kogo, ale ciebie bym się tu nie spodziewał. Co robisz? Śpiewasz szczurom? O ile były tu szczury. Fabryka nie wyglądała na miejsce, w którym walałby się resztki jedzenia. Chyba że stali bywalcy pozostawiali coś w śmieciach. A może gryzonie popadały, bo odważyły się spróbować resztek zażywanych przez nich specyfików? |
Wiek : 22
Odmienność : Słuchacz
Miejsce zamieszkania : Little Poppy Crest
Zawód : student, muzyk, krupier
Stwórca
The member 'Leoluca Paganini' has done the following action : Rzut kością '(S) Zakochani' : |
Wiek : ∞
Miejsce zamieszkania : Piekło
Zawód : Guru satanistycznej sekty
Robin Baker
Melodia, choć początkowo tak niepewna, zyskiwała na odwadze, tak samo jak mój głos, który pewnie niósł się po halach coraz głośniej z każdą kolejną wybrzmianą nutą. W sumie ta wolność, jaką dawały mi opustoszałe mury poniekąd dodawała mi pewności siebie. Nie musiałam się tu martwić o żadne skargi i niesnaski wśród sąsiadów, mogłam po prostu być głośną sobą. I zamierzałam z tego pełną piersią korzystać. - ...what I did so wrong, so wrong, That you had to leave me alone? - Ostatnie akordy wyszły spod moich palców, gdy wyciągałam swój głos na wysokie tony, jakich można było pozazdrościć oryginalnemu twórcy tego utworu. Miałam wrażenie, że melodia wręcz niosła się po budowli nawet, gdy moje palce odkleiły się już od strun, ale przecież to nie była dla mnie żadna nowość - praktycznie żyłam muzyką, więc może wprawiłam się w taki trans, że teraz nie pozbędę się tego kawałka z mojej głowy przez najbliższe dni? Wzdrygnęłam się jednak, słysząc głos wypowiadający moje imię. Spojrzałam w kierunku, skąd nadchodziły dźwięki, by zdziwić się nie mniej, niż mój obecny towarzysz. - Ummm... - Zacięłam się, wyraźnie zmieszana. Znaczy nie, żebym nie była przyzwyczajona do występów przed innymi. W końcu regularnie grywałam na jakiś posiadówkach, czy w dni wolne nawet na krawężnikach ulic za kilka drobniaków, ale jednak... Nie byłam dzisiaj przygotowana na widownię, gdy tak wyduszałam pełnię ze swojej przepony. - Jezu drogi, długo tu jesteś? - Zapytałam, odkładając gitarę na blat, a samej wstając ze swojego miejsca. Nie mogłam jednak ukryć tego zażenowanego śmiechu, gdy rzucił komentarz o szczurach. - No słuchaj, szczury Cię na pewno nie wybuczą, mogę Ci oddać mój następny koncert, jeśli taki chętny jesteś. Przyda im się małe zróżnicowanie w akompaniamencie! - Odparowałam, z jednoczesnym machnięciem dłonią, gdy zbliżałam się do chłopaka. Pamiętałam, że sam też pogrywał, chociaż on zapewne nie miał takich problemów jak ja, jeśli chodziło o słuchaczy zza ścian. - Poza tym, ja jak ja, ale to prędzej wielkiego panicza w takich pobojowiskach się spodziewać nie można. - Stwierdziłam po chwili, lekko marszcząc swoje brwi w pytającym spojrzeniu. Wydawało mi się, że osoby pokroju Paganinich raczej nie zapuszczały się w takie podejrzane miejsca podczas swoich spacerów - przecież wcale nie tak trudno było dostać w twarz w tych okolicach, nie mówiąc o niespodziewanym spotkaniu ćpunów czy złodziejów. A zapewne do zegarka i portfela samego Leoluci już ustawiała się pokaźna kolejka przed budynkiem fabryki... |
Wiek : 24
Odmienność : Niemagiczna
Miejsce zamieszkania : Hellridge
Zawód : Sprzedawca w herbaciarni
charlotte williamson
ILUZJI : 8
POWSTANIA : 20
SIŁA WOLI : 8
PŻ : 176
CHARYZMA : 13
SPRAWNOŚĆ : 9
WIEDZA : 3
TALENTY : 16
14 marca 1985 rokuSpacer do uważanej za najniebezpieczniejszą dzielnicy Saint Fall przez wielu może zostać uznany za ryzykowny i nieodpowiedzialny, za głupotę i proszenie się o kłopoty. Są też tacy, którzy w pogoni za dawką adrenaliny gotowi są zrobić wiele, a także ci, co sięgają po nią z nudy i przez romantyczne pierdolety, jakie niekoniecznie mieszczą się w głowie Charlotte, za to w umyśle Nevella już tak. (Przeważnie) nie ocenia go jednak za powody, deklarację o chęci zaryzykowania przyjmuje za gwarant i nie pyta o więcej. Bloodworth ma zresztą wiele pomysłów, które zaklinaczkę raz zaskakują, a raz budzą podziw, jest więc ciekawa, co tym razem chodzi mu po głowie. Przez rzekę przechodzą późnym popołudniem, kierując swoje kroki ku mieszczącej się na końcu dzielnicy opuszczonej fabryce. Czego będą tam szukać, czego mogą się spodziewać? Dla Williamson to kolejna z przestrzeni, w którym spotkać można bezdomnych i szukającą spokojnego miejsca do przyćpania młodzież. Nevell jest jednak grzecznym chłopcem, któremu do używek raczej daleko, w oczach Charlotte jest nadal bezbronny i niewinny, pełen dziewiczych sekretów, które sama ma już dawno za sobą. Przygląda mu się z zaciekawieniem, z kręcącą się w kąciku oka wzruszoną łzą obserwuje, jak dojrzewa i rozwija skrzydła. - Masz bardzo ciekawy gust, jeśli chodzi o miejscówki - zauważa, zatrzymując się przed budynkiem i lustrując gmach krytycznym spojrzeniem. Fabryka została zamknięta dawno temu, a lata jej świetności pamiętają wyłącznie najstarsi mieszkańcy dzielnicy robotniczej. Sączy się dym trzymanego w dłoni papierosa, drugą rękę Charlotte ma schowaną w kieszeni skórzanej kurtki. Nogawki dżinsowych spodni wsunięte do cholewek ciężkich, wypolerowanych na błysk butów zdobi przypięty u pasa łańcuch. Na wierzchu bordowego golfa wisi naszyjnik z bursztynem, idealnie korespondujący z krótkimi kolczykami. Zaklinaczka ściąga brwi i odgarnia kosmyk ciemnych, spiętych w wysoki kucyk włosów, po czym przenosi wzrok na kuzyna. - Byłeś już tu wcześniej? - pyta z zaciekawieniem, nie przypuszczając, by sam już wcześniej się tu zapuszczał. Miejsce niekoniecznie zachęca do odwiedzin, ale kim by byli, gdyby dali się odstraszyć podniszczonym framugom i walającym się wokół blachom? - Mam nadzieję, że przygotowałeś jakieś atrakcje, które wynagrodzą mi brak skórzanych kanap Alive Berry i szklaneczki ich podłej whisky. - Kącik uszminkowanych czerwienią ust unosi się w ironicznym uśmiechu. Popularny wśród czarowników klub jest dobrym miejscem, by się rozerwać, ale ile można bywać w jednym lokalu? Powraca wzrokiem do fabrycznych drzwi i przechyla lekko głowę, jakby miało jej to pomóc w ocenieniu stabilności konstrukcji. - Chodź, bo nas noc zastanie. Nie czekając już dłużej, rzuca papieros na ziemię i dusi go podeszwą buta, po czym stawia pierwsze kroki i niknie we wnętrzu fabryki. |
Wiek : 23
Odmienność : Czarownica
Miejsce zamieszkania : North Hoatlilp
Zawód : studentka demonologii, asystentka w kancelarii Verity
Nevell Bloodworth
ANATOMICZNA : 10
ODPYCHANIA : 5
SIŁA WOLI : 10
PŻ : 162
CHARYZMA : 2
SPRAWNOŚĆ : 1
WIEDZA : 8
TALENTY : 13
O opuszczonej fabryce położonej w najbezpieczniejszej dzielnicy w mieście i omijanej szerokim łukiem w miarę możliwości — dowiedział się od drogiego mu Cecila Fogarty’ego, znającego nevellowe zamiłowania do porzuconych miejsc, skazanych na obróbkę pogodową i przypadkowych gości. Nie znał szczegółów dotyczących upadku zakładu ulokowanego niedaleko rzeki, więc te informacje pozostawały do dyspozycji osób kojarzących go z okresu działalności. To, co wydawało się dla Nevella jasne to to, że po zamknięciu go pewnie w tej dzielnicy zgasło światełko w tunelu, oferujące miejsca pracy. Skrzypek za nieco zabawny uważał fakt, że blisko siedem dni temu przekroczył próg innego opuszczonego miejsca, położonego dla odmiany w Broken Alley, choć fabryka nie cieszyła się chyba aż tak złą sławą. Z tą znaczącą różnicą, że tam był z Froggym, a dziś wywiało go aż do Sonk Road w towarzystwie Charlotte, z którą Nevie czuł się mocno związany. Gdy był młodszy nie odstępowało go wrażenie, że dążył do pozyskania uwagi kuzynki i jej aprobaty, nawet jeśli czasem bywała dla niego uszczypliwa, to bez mrugnięcia okiem jej to wybaczał. Student medycyny zawsze starał się wykroić ze swojego grafiku czas, kiedy tylko nadarzała się okazja zobaczenia się ciemnowłosą zaklinaczką i jakoś zawsze wliczał w to wiszące nad ich głowami kłopoty, tak jakby w swoim towarzystwie łatwiej je przyciągali. Przynajmniej dzięki temu Nevell nie mógł narzekać na nudę. — Pomyślałem, że to miejsce może ci się nawet spodobać — rzucił lekkim tonem skrzypek z rękoma wciśniętymi w kieszenie czarnego płaszcza bez znamion białej sierści Picasso. Właściwie od stóp do głów Bloodworth był w czerni i to niemal zawsze. Jedyne wyjątki były pochodną nocowania u Cecila Fogarty’ego i zaburzenie monochromatycznej garderoby, oznaczało, że owy ciuch należał bez cienia wątpliwości do ilustratora lub wskazywały na niedoschnięte pranie, gdzie wówczas musiał ratować się czymkolwiek. Na razie Nevell podziwiał okazałość budynku i widoczne gołym okiem oznak ulegania destrukcji. Wcześniej, gdy zbliżali się do punktu ich zainteresowań niedaleko rzeki, student medycyny zwrócił uwagę na kilka wysokich okien, rozbitych zapewne w efekcie mniej lub bardziej udanych prób celowania w nie. Czasem w tym akcie wandalizmu upatrywano zabawę, kiedy dochodziło do charakterystycznego dźwięku tłumaczenia szkła i deszczu odłamków, ale Bloodworth lubił bardziej jego chrzęszczenie w zderzeniu z podeszwą buta. Bloodworth przekręcił głowę, zerkając na palącą Charlotte. — Dziś jestem tu pierwszy raz razem z tobą, ale wcześniej słyszałem o tym miejscu i że potrafi mieć nieproszonych lokatorów — odpowiedział zgodnie z prawdą. To Cecil zasiał w nim ciekawość, która dziś w towarzystwie Charlotte przywiodła go w rejony Sond Road, jednak Nevie wiedział jedno: z Charlie czekała go świetna zabawa. Cieniowi o wszystkim opowie najpewniej po fakcie i jak zawsze w pozytywnym świetle o swojej kuzynce. — Nie mam niespodzianek i mam nadzieję, że te czekają na nas w środku. Pomyszkujemy w środku, może zostawili tam jakieś ciekawe maszyny, ale nieprzydatne, o ile ich nie rozkradziono… — Nevell zrobił krótką przerwę, tak jakby budował napięcie, jednak sam do końca nie wiedział, co odkryje przed nimi wnętrze fabryki i był lekko podekscytowany samą myślą o eksploracji tego miejsca. Kąciki jego ust uniosły się w łobuzerskim uśmiechu. — Ale jeśli to miejsce nie zapewni nam wystarczającej rozrywki, możemy później zaopatrzyć się w butelkę wina. W powietrzu unosił się zapach nikotyny, ale młody Bloodworth nie zdecydował się zapalić papierosa, mimo że paczka z nimi znajdowała się w wewnętrznej części płaszcza. Nie dlatego, że przed Charlotte zgrywał niewiniątko — wiedziała w odróżnieniu od cioci Penelopa i cioci Anniki. Nevie sam jej o tym powiedział i winą w uwikłanie w nałóg palacza obarczył Cecila Fogarty’ego. Do środka fabryki wszedł po kuzynce, zamykając za nimi metalowe drzwi wejściowe. — Opowiedz mi o swoim sukcesach w zaklinaniu, bo ten temat nigdy mi się nie znudzi — mruknął z wesołą nutą Nevell, celowo unikając tematu szpitala i ciesząc się, że Charlotte wróciła już do siebie, a on nie musiał się dodatkowo stresować. Bloodworth planował wycisnąć z ich spotkania ostatnie soki i dowiedzieć się co panny Williamson słychać. Póki co, poza śmieciami porozrzucanymi po kątach nie zamajaczyła mu gdzieś obca sylwetka czy ruch w tle. |
Wiek : 21
Odmienność : Czarownik
Miejsce zamieszkania : Deadberry
Zawód : student medycyny
charlotte williamson
ILUZJI : 8
POWSTANIA : 20
SIŁA WOLI : 8
PŻ : 176
CHARYZMA : 13
SPRAWNOŚĆ : 9
WIEDZA : 3
TALENTY : 16
Wchodząc na teren opuszczonej fabryki, Charlotte zerka z ukosa na młodego czarownika, chcąc sprawdzić, jakie ta wywołuje w nim emocje. Dobrze wie, że lubuje się on w miejscach specyficznych, nierzadko powiązanych ze śmiercią. Czy to ta Bloodworthowa krew sprawia, że przy każdej możliwej okazji sięga on do szeroko pojętych smętów i z zadziwiającym entuzjazmem się w nich odnajduje. Skąd w nim taki zapał do tego, co wielu odstręcza? Czy to chęć wyróżniania się w towarzystwie, potrzeba bycia innym, niż wszyscy, a może zwyczajnie poszukuje dodatkowych sposobów do umartwiania się, bo w taki sposób świat wydaje mu się znacznie ciekawszy? Williamson nie dopytuje o powody, najważniejsze, że przy nim nie ma sposobu, aby się nudzić. - Podniszczone fundamenty, wszechogarniająca brzydota, pełne niebezpieczeństw. Jak ty dobrze znasz mój gust - żartuje, przybierając szerszy uśmiech na twarz. Ją samą również ciągnie do podobnych miejsc, lecz nie dlatego, że gustuje w specyficznej architekturze, ale przez potrzebę ubarwiania codzienności. Próżno szukać podobnych zabaw w typowych dla Kręgu rozrywkach. Wszelkie pasujące dla panny z dobrego domu sposoby spędzania czasu wyłącznie Charlotte nudzą, więc tym chętniej odpowiada na propozycję Nevella, dostrzegając weń światełko na mrocznej drodze życia. - Myślisz, że jeszcze kogoś tu znajdziemy? Tak à propos nieproszonych lokatorów. Bezdomni, spragniona rozrywki, uciekająca z domów młodzież? - Spodziewa się dzieciaków skorych do zabawy, upojonych jednym browarem na spółę, bądź — co gorsza — próbujących się z cięższymi używkami. Do tych drugich sama sięga rzadko, nie interesując się mocno otumaniającymi środkami do zmiany świadomości. Pogardza wręcz tymi, co uciekają w ten sposób przed światem czy odpowiedzialnością, bo przecież są inne sposoby, aby się buntować, niekoniecznie poprzez wyniszczanie sobie ciała i pozbywanie się ostatnich komórek mózgowych. - O proszę, teraz mówisz moim językiem - uśmiecha się tym szerzej, kiedy chłopak wspomina o butelce wina. Wprawdzie nie cierpi na brak tychże w domu, sięgając doń przy okazji potrzeby rozerwania się, jednak czasem próżno szukać odpowiedniego towarzystwa. Wchodząc do środka, rozgląda się po pierwszej podniszczonej hali. Czasy świetności ma już zdecydowanie dawno za sobą. Charlotte wsuwa dłonie do kieszeni skórzanej kurtki i sięga wzrokiem sufitu. Wysoko zawieszone zardzewiałe rury ciągnące się przez całą długość pomieszczenia są już zardzewiałe, a swoim rozmiarem dają wrażenie potężnego ciężaru. Gdyby coś takiego spadło komuś na głowę, zostałaby po nim wyłącznie mokra plama. - Co chciałbyś wiedzieć? - przechyla głowę na bok i spogląda na kuzyna z ukosa. - Powiedz wprost, który cię interesuje i kto by ci się przydał. - Demony zazwyczaj zaklina dla własnego interesu, skupiając się wyłącznie na tych, którzy zagwarantują sukces na interesujących ją polach. Czasem jednak dzieli się swoimi umiejętnościami z innymi, prezentując bądź handlując takimi przedmiotami z najbliższymi, bądź tymi, którzy w pewien sposób ją zaintrygowali. Pieniądze są mało ciekawym środkiem płatniczym, wszak tych ma w ilościach, więc zazwyczaj decyduje się na ciekawe przysługi. - Masz egzamin do odhaczenia i potrzebujesz wspomagaczy do testu, a może chcesz spotkać się z Feneksem, władcą duchów? Przydaje się też, kiedy masz do czynienia z medium i nie chcesz się z nią dzielić najskrytszymi sekretami - puszcza Nevellowi oczko, po czym przechodzi przez jedno z przejść, do którego kiedyś wyważono drzwi. Na podłodze i podniszczonych meblach z odchodzącą odeń farbą rozsypane są pożółkłe już dokumenty. Czarownica bierze do ręki jeden z nich i próbuje rozszyfrować wyblakłe, niewiele mówiące zapiski. Nuda… |
Wiek : 23
Odmienność : Czarownica
Miejsce zamieszkania : North Hoatlilp
Zawód : studentka demonologii, asystentka w kancelarii Verity
Nevell Bloodworth
ANATOMICZNA : 10
ODPYCHANIA : 5
SIŁA WOLI : 10
PŻ : 162
CHARYZMA : 2
SPRAWNOŚĆ : 1
WIEDZA : 8
TALENTY : 13
Nie było szczególną tajemnicą, że Nevell Bloodworth czuł się znaczne swobodniej w opuszczonych przez człowieka miejscach porzuconych na pastwę losu, warunków pogodowych, torując drogę korodowaniu i potencjalną dewastację przez wandali, aniżeli podczas sztywnych spotkań wymagającej trzymania się konkretnej etykiety pod szyldem Kręgu. Nie bez przyczyny zatem porzucona fabryka w Sonk Road, którą odwiedzał dzisiaj ze swoją kuzynką Charlotte, czy opuszczone domostwa bądź miejscowy lunapark przyciągały tak łatwo jego uwagę, budząc przy okazji ciekawość. Jako wychowanek rodziny, która miała monopol na pogrzebowy biznes, cechowało go jednak nadmierne oswojenie z widokiem cmentarza, zmarłych w sali pożegnań i problematyką umierania, przez co te obszary, choć nierzadko stanowiły temat tabu, wydawały mu się zupełnie normalne. Skrzypek nie potrafiłby postawić się w miejscu osoby, która obawiała się śmierci i jakkolwiek utożsamić z jej odczuciami. Zresztą plany zawodowe Nevella również się w to wpisywały, choćby przez rozważanie wybrania ścieżki koronera lub patologa. Wszelkie spotkania okołokręgowe kojarzyły się studentowi medycyny z koniecznością przyjęcia pewnej, sztucznej roli, a w jej skład wchodziło przemilczanie pewnych kwestii i przestarzałych twierdzeń forsowanych przez starsze pokolenia. Wykazywał się jednak dobrym wychowaniem, które zaserwowała mu Michelle, by nie zdradzać swoich emocji i dać im upust później. Czasem łatwiej było zacisnąć zęby niż wyprostować rzucone w eter słowa, choć po prawdzie dopiero za sprawą wujka Sondera zrozumiał, co konkretnie miała na myśli — ot, mówiła z własnego doświadczenia, a babka Denise nie lubiła mówienia tego, czego nie chciała usłyszeć. A opuszczone miejsca nie wymuszały na nim sztywnego behawioru, postawy i dawkowanych wypowiedzi; zresztą przy Charlotte zawsze czuł się bardziej rozluźniony. Mogła zatem zauważyć mimowolnie rysujący się na jego twarzy szczery uśmiech, niekoniecznie wywoływany jedynie nadchodzącą eksploracją, ale również jej obecnością. Nevell cieszył się, że opuściła szpital i była w dobrym wizualnie stanie. Każda spędzona z nią chwila okazywała się dla skrzypka ważna, nawet jeśli czasami trudno było im się zgrać. — Niech zgadnę: najbardziej ekscytująco prezentuje się w tym zastawieniu określenie pełna niebezpieczeństw? — Pozostawiona na samoistne niszczenie i najpewniej zawalenie przez brak zadbania przez rękę człowieka fabryka znajdowała się w Sonk Road, a to samo w sobie mogło przyciągnąć w to miejsce osoby potrzebujące noclegu na już lub imprezujących. Poza tym była to odskocznia od monotematycznych ram narzucanych przez bycie przedstawicielem Kręgu, a mieli na sobie pewien ciężar oczekiwań jako nowe pokolenie. Trudno byłoby polemizować z faktem, że Bloodworth idealizował Charlotte, częściowo pozostawał tego świadom, jednak w żadnym razie nie spostrzegał tego jako wadę. — To się okaże, zobaczymy, co takiego Sonk Road dla nas przygotowało. — W głosie Nevella odbiło się rozbawienie, jakoby najgorzej oceniana w mieście dzielnica miałaby jakkolwiek ich witać. Była to dość abstrakcyjna wizja. — Będziemy ich straszyć i obserwować, jak biorą nogi za pas, czy udawać zainteresowanie opowieściami nieznajomych? — Bloodworth spojrzał pytająco na kuzynkę, by ocenić jej nastrój do potencjalnej integracji z obcymi. Zabawna wydawała się możliwość, udawania kogoś, kim w rzeczywistości nie byli na potrzeby przypadkowego kontaktu. Szansę rozpoznania oceniał jako umownie niską, ale zawsze mógł to przeszacować. Zawsze mieli również alternatywę w postaci spożycia wina i przyjął aprobatę ze strony Charlotte z jeszcze szerszym uśmiechem niż do tej pory. — Przypominam tylko, że świetle prawa jestem jeszcze nieletni na kupno alkoholu, a przynajmniej do końcówki maja — dopowiedział ze śmiechem, ponieważ nie raz i nie dwa smakował trunków procentowych, jednak szczęśliwie nigdy nie został na tym akcie przyłapany przez stróżów prawa. Skrzypek nie wykazywał zainteresowania środkami psychoaktywnymi, jednak widok każdej osoby pod wpływem jednej z nich lub ich mieszanki — Nevell traktował jako ciekawą obserwację. Był poniekąd pogodzony, że przez swoją niechęć do jakichkolwiek używek tego typu musiał w oczach swojej kuzynki wypadać jako nudziarz pod tym względem. — Jak tak to ujęłaś, to brzmi to bardzo interesownie — rzucił z rozbawieniem, jednak jego głos nie poniósł się echem, a to oznaczało, że przestrzeń nie była aż tak pusta. Zdecydowanie zapraszała ich bałaganem i dowodami porzucenia dawno temu. Bezpośredniość Charlotte w kwestii jej specjalności zupełnie go rozbroiła. — Przypominam, że moja wiedza o demonach i ich atrybutach nie jest na tak zaawansowanym poziomie jak twój. Raczej osadziłbym się w polu laik, ale lubię jak o nich opowiadasz. — Wcale nie kłamał, ale po prostu lubił słuchać tego, co jego kuzynka miała do powiedzenia. Przypominał niekiedy młodszego brata wpatrującego się z zainteresowaniem w starszą siostrę. Stanął na jakimś niezidentyfikowanym kawałku, który zachrzęścił pod podeszwą buta. Nevell powiódł wzrokiem po żyłach pęknięć na suficie, jednak nie był aż tak oberwany, jak segment, który widzieli chwilę temu. — W nauce i na egzaminach jeszcze sobie radzę, ale doceniam. Będę miał na uwadze, że w razie w mogłabyś mnie poratować. — Wzmiankę o medium zręcznie przemilczał, choć w jego umyśle zamajaczyła postać pewnej grabarki, jednak powątpiewał, by umknęło to jego kuzynce. — Ostatnio w jakimś tekście związanym z magicyną i rytuałami anatomicznymi natrafiłem na przelotną wzmiankę o niejakim Rimmonie, ale autor niezbyt chciał się rozwijać. Może ty mi powiesz o nim coś więcej? |
Wiek : 21
Odmienność : Czarownik
Miejsce zamieszkania : Deadberry
Zawód : student medycyny
charlotte williamson
ILUZJI : 8
POWSTANIA : 20
SIŁA WOLI : 8
PŻ : 176
CHARYZMA : 13
SPRAWNOŚĆ : 9
WIEDZA : 3
TALENTY : 16
Pełnia niebezpieczeństw, no bo cóż innego pociąga Williamsonów najbardziej? Richard także lubuje się w ostrych zagrywkach, przyjmując wciąż wszystko ze stoickim spokojem i uśmiechem na ustach. Nawet Barnaby, choć starający się sięgać po pokojowe rozwiązania, na swą karierę wybrał Gwardię, poprzetykaną emocjami, jakich nie sposób znaleźć nigdzie indziej. Dreszczyk emocji napędza każdego z nich, pozwalając zatrzymać się i zawiesić w trybie oczekiwania, przygotowując do działania, jakie ich napędza. Podobne zresztą emocje wywołuje w niej spacer po Rezerwacie Bestii. Odkryta całkiem niedawno rozrywka okazuje się coraz mocniej wpisywać w tygodniowy harmonogram zajęć zaklinaczki. Po felernym spotkaniu z kukurydzianym strachem doszła do wniosku, że potrzebuje dowiedzieć się czegoś o istotach zamieszkałych w Cripple Rock. Nie, oczywiście, że nie osiągnęła w tym biegłości - jeszcze! - ale tyle wystarczy, by śmielej zapuszczać się w głąb lasu. Każdy szelest i ptasi trel można interpretować, szukać jego źródła i sprawdzić, czy pochodzi od istoty, z którą stanięcie oko w oko wywołać może ekscytację. Trzymające w napięciu jest także zwykłe nasłuchiwanie, rozglądanie się po nieznanym terenie, którego kolory zdają się być przyjemniejsze, niż stara fabryka, a okolica równie niebezpieczna. - Zobaczymy, kto rozrabia, a później zdecydujemy. - wzrusza ramionami, bo mogą przecież trafić na zupełnie różne grupy, od zbłąkanej i spragnionej wrażeń dzieciarni, przez zalegających pod jednym z automatów ćpunów, po zwykłych bezdomnych, których zaczepianie nie jest żadną frajdą. Charlotte nie uważa się za najbardziej empatyczną istotę w świecie, ale obdartusy z tragiczną historią życia sprawiają, że coś się w niej otwiera i niekoniecznie jest to nóż w kieszeni. Takich odczuć woli jednak unikać szerokim łukiem, bo nigdy nie wiadomo, czy nie pozostawią trwałych uszkodzeń. - Serio? - dziwi się nagle na słowa o nieletności. - Ale z ciebie szczyl. Kiedy staniesz się legalny? - Przydałaby się w to miejsce jakaś huczna impreza, lecz Nevell raczej nie jest z tych, co to imprezują do białego rana. Może jeszcze wszystko przed nim? W latach szkolnych miała jedną bliską przyjaciółkę, która z biegiem lat wcale nie stawała się coraz swobodniejsza. Francesca Paganini złamała jej serce i za taką też należy ją brać - za zdrajczynię. Fakt, nie powinna się temu wszystkiemu dziwić, ba - powinna być wdzięczną Lucyferowi za dokonanie selekcji naturalnej i oddzielenie jej od słabego ogniwa, ale dziura po wbitym w plecy nożu w dalszym ciągu lubi pobolewać. Szczerość Nevella jest rozbrajająca i Charlotte pozwala sobie na dźwięczny śmiech, jaki niesie się po pomieszczeniu, zwiastując potencjalnym turystom, tudzież mieszkańcom fabryki, że mają nowych gości. - Ty mówisz interesowność, ja mówię spełnianie marzeń, lub potrzeb. O ile życie byłoby łatwiejsze, gdyby ludzie bezpośrednio mówili, czego oczekują? - Nie, oczywiście, że nie wiedzie w tym prymu, mimo iż uważa się za osobę konkretną. - Rimmona rzekomo znaleziono po raz pierwszy przez Beduinów na Rub' al Khali. Przed przyjęciem fałszywego zbawcy wyznawali animizm, duchy przyrody, w tym dżiny - tłumaczy naprędce, nieco kalecząc przy tym język arabski. - Niektórzy doszukują się też Rimmona w bóstwie mezopotamskim, ale ten gość był od czegoś niezwiązanego z medycyną, więc trudno mi powiedzieć, czy mają oni ze sobą związek - tu zastanawia się na głos, bo o ile w temacie samych demonów jest w stanie powiedzieć wiele, tak nie za bardzo interesuje się każdą (rzekomo) powiązaną z nimi opowieścią. - I tak, jest ceniony w gronie medyków, słyszałam o przypadku, w którym jego moc pozwalała wyciągnąć ofiary z objęć śmierci. Mogę poszukać czegoś więcej na jego temat, jeśli chcesz. Zapuszczając się w głąb fabryki, mijają podniszczone maszyny, na podziurawionej podłodze rozsypane jest szkło, które chrzęści pod każdym krokiem. Z sąsiedniej sali dobiegają ich głosy rozmów. Charlotte zatrzymuje się i nasłuchuje, by rozpoznać treść rozmów, lecz nie bardzo da się je rozszyfrować. Przenosi wzrok na Nevella i uśmiecha się zagadkowo. Przyszła tu raczej z zamiarem eksploracji miejsca, ale skoro jest możliwość, by nieco bardziej porozrabiać, to czemu nie? Przestępuje kilka kolejnych kroków i wychyla się zza drzwi, by zajrzeć do środka. W kącie jest rozklekotana kanapa, najpewniej przyniesiona tu niegdyś przez bezdomnych, wokół leżą puste puszki, szklane butelki i stosy innych śmieci, których zapach gnijącego jedzenia już dawno wymieszał się z chemikaliami. To tam siedzi kilku starszych mężczyzn pochylonych nad podróżną kuchenką gazową. - Zgłodniałeś? Myślę, że chętnie podzielą się mielonką - podrzuca ściszonym głosem Bloodworthowi, sprawdzając jego poziom złośliwości. W dalszym ciągu mogą się jeszcze wycofać i obrać inną drogę. |
Wiek : 23
Odmienność : Czarownica
Miejsce zamieszkania : North Hoatlilp
Zawód : studentka demonologii, asystentka w kancelarii Verity