Weranda zachodnia Weranda położona w zachodniej części posiadłości, mimo że znajduje się w pobliżu głównych arterii domu, stanowi przestrzeń zapewniającą odosobnienie, zarówno mieszkańcom willi jak i gościom spragnionym chwili ciszy. Pozwala ona na bezpośredni dostęp do ogrodu, jednak swym zagospodarowaniem przypomina raczej przejściowy korytarz prowadzący, z jednej strony do części kuchennej, z drugiej zaś do salonu. Wyposażona jest jedynie w szeroką ławę, a na kamiennym parkiecie w szachownicę ustawiono kilka roślin w potężnych donicach, których kolor współgra z ceglanymi ścianami. |
Wiek : ∞
Miejsce zamieszkania : Piekło
Zawód : Guru sekty satanistycznej
Roche Faust
ILUZJI : 20
POWSTANIA : 10
SIŁA WOLI : 10
PŻ : 161
CHARYZMA : 3
SPRAWNOŚĆ : 3
WIEDZA : 15
TALENTY : 13
5 stycznia 1985 Bez rodziny człowiek sam na świecie drży z zimna, ale przynależąc do Kręgu, Roche był związany w ten czy inny sposób z wieloma osobami w Hellridge. Musiał się zatem pojawiać nie tylko na spotkaniach tej jakże znamienitej grupy, ale dbać o rodzinne relacje ze swoim kuzynostwem czy licznymi siostrzeńcami i bratankami. Niektóre z nich wychodziły naturalnie, były regularne i wyczekiwane, inne – lekko wymuszenie, czego nie okazywał wprost. Urodziny, śluby, rocznice… Były to przyjemne okoliczności, by dowiedzieć się nowych informacji, wsłuchać się w historie dotyczące wydarzeń, jakie go ominęły, gdy skupiony był jedynie na życiu prowadzonym przez jego maleńką rodzinę na obczyźnie. Połowicznie łatało to ubytki, które początkowo nie pozwalały mu na poczucie się w pełni częścią tej jednej społeczności, niwelując uczucie wyobcowania. Obok tych sielankowych spotkań, istniały również te pozbawione jakiejkolwiek radości i przepełnione goryczą. Można by uznać, że spotkanie Roche’a najpierw na pogrzebie Giorgii, a następnie na rodzinnej uroczystości w domostwie Paganinich to zupełny przypadek. Wbrew temu wrażeniu Faust doskonale wiedział dla kogo i przede wszystkim z jakiego powodu się tutaj znalazł. Z siostrzeńcami Sissy nie łączyły go wprawdzie więzy krwi, ale czuł się zobowiązany z różnych względów do przyjścia i okazania właściwego szacunku. Powietrze wokół ciążyło, a w tłumie zebranych tutaj osób, które w ten czy inny sposób znały pannę Paganini bliżej próżno było nasłuchiwać pełnych wesołości śmiechów. Prędzej były to nieśmiałe chichoty w reakcji na wspominki, ukrywane prędko w łykach pociąganych z kieliszków napełnionych winem. Roche większość czasu trzymał się gdzieś na uboczu, w końcu znikając na werandzie w towarzystwie paczki papierosów dotąd trzymanej w kieszeni spodni. Metalowa zapalniczka błysnęła w ciemności, na chwilę rozpraszając ją drobnym płomykiem. Zasiadłszy na szerokiej ławie zaciągnął się tytoniem. Nie oczekiwał niczyjego towarzystwa we wpatrywaniu się w ogród po zmroku, tak samo jak nie sądził, by ktoś podążył jego śladami. Wyłonienie się zatem sylwetki mężczyzny z kierunku salonu powitał najpierw uniesieniem brwi, później prędko zdając sobie sprawę z tego, kim jest ów postać i przybierając łagodniejszy wyraz twarzy. — Serafino, mon cher — wymruczał dobrotliwie, spoglądając na niego ze współczuciem. Westchnął głęboko, wypuszczając z ust siwy obłok dymu, który za chwilę rozwiał się. Zachęcił go gestem, aby przybliżył się do niego i zajął miejsce obok. Nie miał wcześniej pojęcia o jego powrocie do Stanów, ale spodziewał się go; jego widok wśród reszty włoskiej familii nie zaskoczył go zatem. — Moje kondolencje, tak bardzo mi przykro. — Były to słowa stuprocentowo szczere, niekierowane wyłącznie konwenansami społecznymi. Dobrze wiedział jak to jest stracić kogoś bliskiego sercu, choć okoliczności były inne, to pod wieloma względami – równie dramatyczne. Sięgnął jeszcze raz po opakowanie z tytoniem i wyciągnął je w kierunku Paganiniego w niemym zaproszeniu. |
Wiek : 50
Odmienność : Czarownik
Miejsce zamieszkania : broken alley, saint fall
Zawód : siewca magii iluzji
Serafino Paganini
Potrzebuje chwili dogłębnej, wręcz dzwoniącej w uszach ciszy. Twarz matki nie wyraża żadnych emocji. Serafino jednak mimowolnie słyszy jej niemą rozpacz. Wie, że kobieta w środku krzyczy, gorycz rozrywa jej duszę na strzępy, gdy próbuje nie zanurzyć się w otchłani misternie zasypanych wspomnień, tych powiązanych z Giorgią. Jest ich tak wiele. Nie tutaj, nie pośród tłumu, mówi sobie - widzi to jej w jej oczach, słyszy to w jej drżących pod kopułą umysłu myślach. Chociaż dla osób postronnych Charlotte Paganini wydaje się nieporuszona, on po raz pierwszy obserwuje tę doskonałą twarz bez maski charakterystycznej surowości, dostrzega w niej nutę dotąd nieznanej sobie kruchości. Śmierć córki ograbia ją z tej siły, oczy pozbawiła blasku wrodzonej dostojności, zastępując go iskrą tlącego się w źrenicach bólu, który tylko pozornie skutecznie udaje jej się ukryć. Ojciec dawno zaszył się w którymś z gabinetów, zanurzył w interesach, odsuwając od siebie nieszczęście. Udaje, i zapewne udawać będzie zawsze, że potrafi pokonać to obce uczucie bolesnego odrętwienia rozchodzące się po całym ciele, podchodzące do gardła, załamujące głos, sprawiając, że z jego ust padają słowa cedzone niczym przez sito. Serafino obserwuje ten żałobny świat spod półprzymkniętych powiek, gdy kołysze się charakterystycznie trzymając w dłoniach skrzypce, nie zwracając oczu w stronę wynajętego specjalnie na tę okazję, akompaniującego mu pianisty. Wybrał Szymanowskiego, Narcyza. Giorgia pokochałaby te dźwięki, kryjące się w kolejnych pociągnięciach smyczka zawodzenie. Potrzebuje ciszy, bo nawet wciąż wybrzmiewająca w jego uszach rzewna melodia nie potrafi zagłuszyć echa ciężkich od rozżalenia szeptów obijających się od ścian podatnej na podobne dźwięki jaźni. Potrzebuje chwili oddechu, aby na moment odciąć się od kakofonii przeplatających się ze sobą zbyt intensywnych szelestów, szeptów obcych mu refleksji, zdających się tak bezceremonialnie wdzierać do umysłu. Nie potrafi z tym dzisiaj walczyć. Odgłos kroków na posadzce jest uspokajający, pozwala mu odciąć się od tamtych dźwięków, skupić się na innych brzmieniach, tych, które nie niosą ze sobą żadnych tajemnic. Wydają się chwilowym synonimem wolności. Waha się. Na moment przystaje w progu, obserwuje rysującą się w ciemnościach sylwetkę. Nie tylko on zdecydował się na ucieczkę, z daleka od nabrzmiałego od żałobnych emocji tłumu, który stawił się tego wieczoru w siedzibie Paganinich, aby oddać należną cześć przedwcześnie zmarłej Giorgii. - Wuj Roche. - Uśmiecha się blado, skinąwszy lekko głową w niemym podziękowaniu za wypowiedziane na głos wyrazy współczucia. - Giorgia bawiłaby się tutaj przednio. - Parska śmiechem, sięgając po papierosa. Nie odmawia, jakby możliwość ukrycia twarzy za zasłoną dymu miała okazać się kolejnym synonimem wolności, na której buduje swoją dzisiejszą niezłomność. Zaciąga się bez pośpiechu, odchyla do tyłu głowę, opierając ją o gładką, zimną powierzchnię ściany, osuwając się nieco na drewnianej ławce. Wyciąga przed siebie nogi, krzyżując je w kostkach. - Nie podejrzewałem, że mój powrót do Stanów okaże się tak gwałtowny - mówi jakby do siebie, podnosząc na mężczyznę wzrok. - Chociaż tak łatwy do przewidzenia. To dzień zwierzeń, przychodzi mu na myśli. I obietnic, jak ta złożona przez Tilly, gdy wspólnie spontanicznie podejmują próbę zakotwiczenia go w tej nowej-starej codzienności. W rzeczywistości, do której nie wiedzieć czemu podobno gotowy jest wrócić. |
Wiek : 29
Odmienność : Słuchacz
Miejsce zamieszkania : LITTLE POPPY CREST
Zawód : SKRZYPEK, EGZEKUTOR CYROGRAFÓW
Roche Faust
ILUZJI : 20
POWSTANIA : 10
SIŁA WOLI : 10
PŻ : 161
CHARYZMA : 3
SPRAWNOŚĆ : 3
WIEDZA : 15
TALENTY : 13
Uczucie przedwczesnej straty znał zbyt dobrze, ta zgryzota towarzyszyła mu przez wiele lat, a w niektóre noce, nad lampką ulubionego alkoholu przypominała o sobie, odbierając trunkowi jego smak i zastępując go ohydą poczucia winy. Okropne wrażenie nagłego zniknięcia kogoś, kto miał być obok jeszcze długo, rozświetlać swoim uśmiechem ciemność spowijającą zgromadzonych, zarażać śmiechem czy zwyczajnie – być. Zrozumienie było niemal wypisane w oczach starszego mężczyzny, gdy obserwował przybliżającego się do niego Serafino. Widział na jego twarzy zrezygnowanie i zmęczenie, blady uśmiech ledwo sięgający oczu. Śmiech również wybrzmiewa czymś jeszcze skrytym za pozorną lekkodusznością. Nie zamierzał naciskać na niego, wymuszać zwierzeń. Papierosy zaoferował jako zachętę, przy nich łatwiej się rozmawia, dlatego zazwyczaj palił je w towarzystwie. Z przyzwyczajenia liczył często ile lat mają siostrzeńcy Sissy. Pamiętał listy w których jej siostra pisywała do niej, wzruszenie w jasnych oczach i smutek, że nie była w stanie przy niej w każdej szczęśliwej i smutnej chwili. W styczniu 1956 również przyszła podobna wiadomość, tym razem obwieszczająca narodziny. To nie są ciężkie rachunki, a jednak znów zaskoczył samego siebie doliczając się dwudziestu dziewięciu lat. Już dawno nie jest dzieckiem, rozżarzona używka pomiędzy jego palcami nie była zatem żadną zbrodnią. Jeden z kącików jego ust uniósł się wyżej w reakcji na te myśli, gdy patrzył na smugę dymu unoszącą się z końcówki. — Cieszę się, że cię widzę. Szkoda, że okoliczności są tak paskudne — przyznał Roche. Życie było w istocie zbyt zaskakujące, a jego niespodzianki rzadko kiedy były przyjemne. Jeszcze kilka lat temu nie pomyślałby, że razem z Serafino tak właśnie spędzą wspólny wieczór. Werandzie w Libercie daleko było do tarasu w jego francuskim mieszkaniu. Widoki jakimi raczył ich tutejszy ogród daleko było do Garonny, którą mogli wspólnie obserwować w Bordeaux. Było chłodno, a powietrze ciążyło. Jeszcze raz spojrzał w kierunku z którego przed paroma chwilami wyłonił się Paganini, ale nikt inny nie znajdował się w tej części domu. Siedząc dalej wyprostowanym, sztywno wyciągnął dłoń i strzepnął popiół do niewielkiej popielnicy. — Kiedy znalazłeś się w Saint Fall? — zapytał, przerywając ciszę niskim głosem. — Nie jest ci zapewne łatwo po takim czasie… Pisywał nieraz do Serafino, a każda odpowiedź od czasu powrotu Fausta do Stanów Zjednoczonych pozostawiała na nim wrażenie, że Włochy są zbyt wygodne dla młodego skrzypka. Przecież to tam rozsmakował się w sławie – nie tej przyciągającej uwagę każdej osoby na ulicy, ale wciąż wyjątkowo apetycznej, gdy blisko swojego nazwiska widać określenia “wirtuoz” tudzież “przyszły mistrz”. Kolejny raz pomyślał o Sissy i jej roziskrzonych oczach, gdy schodziła ze sceny, a w drodze na kulisy towarzyszył jej wianuszek wielbicieli. Mogłaby mieć to i więcej, gdyby przyjęła jedną z tych filmowych ofert, a jednak pociągała ją ta gwiazda, jaka świeciła dla oczu wybranych. Tych, których kroki zaprowadziły na widownię teatralną. Tutejsza rzeczywistość mogła być rozczarowująca z więcej niż jednego powodu, co sam odczuł. Z zainteresowaniem obrócił się nieco bardziej w kierunku Paganiniego. — Giorgia na pewno chciałaby usłyszeć jak grasz na skrzypcach. Byłaby zachwycona, jak zawsze. — Pokiwał głową z rozwagą, a uśmiech pogłębił się mimowolnie na wspomnienie dziewczyny. |
Wiek : 50
Odmienność : Czarownik
Miejsce zamieszkania : broken alley, saint fall
Zawód : siewca magii iluzji