Witaj,
Vittoria L'Orfevre
POWSTANIA : 24
WARIACYJNA : 5
SIŁA WOLI : 5
PŻ : 169
CHARYZMA : 2
SPRAWNOŚĆ : 7
WIEDZA : 8
TALENTY : 17
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t637-vittoria-l-orfevre-nee-paganini#3727
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t718-vittoria-l-orfevre
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t719-poczta-vittorii-l-orfevre
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/f133-liberta
BANK : https://www.dieacnocte.com/t1078-rachunek-bankowy-vittoria-l-orfevre
POWSTANIA : 24
WARIACYJNA : 5
SIŁA WOLI : 5
PŻ : 169
CHARYZMA : 2
SPRAWNOŚĆ : 7
WIEDZA : 8
TALENTY : 17
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t637-vittoria-l-orfevre-nee-paganini#3727
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t718-vittoria-l-orfevre
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t719-poczta-vittorii-l-orfevre
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/f133-liberta
BANK : https://www.dieacnocte.com/t1078-rachunek-bankowy-vittoria-l-orfevre

Vittoria L'Orfevre née Paganini

fc. Brooke Perry





 
nazwisko matki Rothermund
data urodzenia 30 — IX — 1955
miejsce zamieszkania Little Poppy Crest
zawód projektantka magicznej mody
status majątkowy zamożna
stan cywilny wdowa
wzrost 165 centymetrów
waga 50 kilogramów
kolor oczu jasnobrązowe
kolor włosów brąz regularnie rozjaśniany na blond
odmienność
umiejętność
stan zdrowia zaburzenia odżywiania; bulimia
znaki szczególne magiczne znamię w kształcie płatka śniegu tuż poniżej prawej łopatki

magia natury: 0 (POZIOM I)
magia iluzji: 0 (POZIOM I)
magia powstania: 24 (POZIOM III)
magia odpychania: 0 (POZIOM I)
magia anatomiczna: 0 (POZIOM I)
magia wariacyjna: 5 (POZIOM II)
siła woli: 5 (POZIOM II)
zatrucie magiczne: 3

sprawność: 7
taniec: POZIOM II (6)
gibkość: POZIOM I (1)
charyzma: 2
perswazja: POZIOM I (1)
SAVOIR-VIVRE: POZIOM I (1)
wiedza: 8
projektowanie i moda: POZIOM II (6)
język włoski: POZIOM I (1)
ekonomia: POZIOM I (1)
talenty: 17
krawiectwo: POZIOM III (15)
percepcja: POZIOM I (1)
zręczność dłoni: POZIOM I (1)
reszta: 10 PSo



rozpoznawalność II (społeczniak)
elementary school Sunset
high school Frozen Lake
edukacja wyższa Saint Fall University — projektowanie mody — B.A.
moje największe marzenie to ogólnokrajowy (międzynarodowy?) sukces w świecie magicznej mody; jej projekty w szafie każdej czarownicy (i kilku odważnych czarowników) w Stanach
najbardziej boję się porażki na polu zawodowym  i powtórzenia błędów przeszłości
w wolnym czasie lubię odkrywać nowe gatunki wina nad świeżym magazynem mody; tańczyć, jakby miał skończyć się świat
mój znak zodiaku to waga


— FELICITÀ?
È UNA SERA A SORPRESA LA LUNA ACCESA E LA RADIO CHE VA.

Najpierw strzeliła zapalniczka, dopiero później słowa.
— Artysta musi znać swoją sztukę.
Cieniutki papieros w ustach pociągniętych szminką Coty (koniecznie odcień osiemset, Under My Spell) zajarzył się, przygasł, zajarzył. Paliła niespiesznie, z niewymuszoną gracją wygrzewającego na parapecie kota — gdyby tylko koty paliły, a Vittoria nie była znacznie większym drapieżnikiem.
— Dobry artysta musi rozumieć swoją sztukę.
Smużka z cieniutkiego papierosa miała kolor antracytu i tylko laik poniżyłby ją mianem siwej (siwe, signore, są włosy na głowie, nie kolory używane w krawiectwie). W tle wybrzmiewała muzyka — Loredana Bertè, Sei bellissima. Winyl trzeszczał na ostatniej zwrotce; musiała odtwarzać ją zbyt często.
— Artysta wybitny dla swojej sztuki żyje.
Smukłe palce wygładziły materiał spódnicy, zgarnęły z jej szwu niewidzialną nić, zastygły na nieskazitelnym wykończeniu kroju. Stuknęła opuszką kciuka o nagie kolano, zaciągnęła papierosem i westchnęła.  
— Myślał pan kiedyś o tym, że historia kobiety to historia jej piersi?  
W jasnobrązowym spojrzeniu skupiły się dwa przeciwstawne żywioły: ciepło i oczekiwanie. Ciepło wesołości, która nawet zza antracytowej smużki papierosowego dymu przypominała nigdy niemęczące się stworzenie. Oczekiwanie przenikliwości, która sugerowała, że pani L’Orvefre nie przepada za ludźmi głupimi i chętnie pomoże rozmówcy wydobyć się z odmętów tej głupoty.
— Signore, pan się uśmiecha, ale mam swoje lata. Wiem, co mężczyźni myślą o kobietach takich, jak ja.
Jak ja — dłoń z tlącym się papierosem wskazała na jasne włosy, nieskazitelny makijaż, całokształt historii starej jak świat: kobieta u progu trzydziestki musi walczyć o zachowanie młodości cztery razy mocniej niż jeszcze pół dekady temu.  
— Mój nieświętej pamięci mąż był przekonany, że kobieta ma tylko dwa organy — mózg i piersi. Ale pożytek powinna robić z tylko jednego.
Smużka dymu opuściła rozszerzone w delikatnej irytacji nozdrza.
— I nie był to umysł.
Popielniczka, srebrna i grawerowana, bez sprzeciwu przypięła popiół wypalonego tytoniu. Vittoria obróciła ją na stoliku w lewo, w prawo, w lewo, uśmiech wrócił na usta, słowa popłynęły strużką.
— Mam dwóch braci i niepokojącą ilość kuzynów. To przez nich aż do liceum wierzyłam, że kobiety muszą ukrywać swoje ciało, w przeciwnym razie zostaną potraktowane jako oferta handlowa. Właśnie tak: oferta handlowa.
Na filtrze papierosa został odcisk szminki. Ten sam ślad zostawiła na brzegu kieliszka (Amarone della Valpolicella, proszę się częstować, tego wina nie dostanie pan na stacji benzynowej), gdzie czerwony trunek i czerwony barwnik tworzyły spójną jedność.
— Piersi chowałam pod zbyt dużym swetrem i ściskałam zbyt ciasnym biustonoszem, w zasadzie nie wiem, dlaczego, skoro od dzieciństwa moda była integralną częścią mojego życia i źródłem fascynacji. Przecież bracia i kuzyni mówili o innych kobietach, nie o mnie — ale ja też byłam kobietą, na dodatek w tym przerażającym wieku wkraczania w dorosłość. Niech signore spróbuje wychować się w domu pełnym włoskich nastolatków, wtedy porozmawiamy o kompleksach. Włosi mają to do siebie, że przestają słuchać, gdy coś ich zainteresuje, a jeśli zainteresują ich cycki, to z reguły przestają myśleć. Przynajmniej głową.
Wino w uniesionym do ust kieliszku zawirowało wokół osi, w jaką wprawił je ruch dłoni. Pojedynczy kosmyk włosów wydostał się z misternego upięcia i zaczął łaskotać w skroń — zamiast odgarnąć go za ucho, dmuchnęła w jego kierunku.
— Po pierwszych, odważnych próbach odkrycia twórczej i kobiecej tożsamości we Frozen High nadeszły studia w katedrze mody na uniwersytecie Saint Fall. Wszyscy mężczyźni, których tam poznałam — powiedzmy, dogłębniej — koniecznie chcieli dotknąć moich piersi. Wtedy bardzo mnie to dziwiło, dzisiaj dziwiłoby mnie, gdyby nie chcieli. Ale wtedy byłam tym przerażona, bo nagle przestałam być Vittorią i stałam się dwoma pagórkami trochę poniżej podbródka. Jak na nieco—Włoszkę, ciupkę—Niemkę przystało (przedziwna mieszanka, wiem doskonale, proszę mi wierzyć), pomyślałam, że pora to zmienić.
Dopalony do połowy papieros wsparł się o srebrną ściankę popielniczki, żeby dogorywać we własnym tempie. Vittoria całą uwagę poświęcała teraz gestom — dłonie, szczególnie ta z kieliszkiem między palcami, wykonywały skomplikowany taniec ożywczego entuzjazmu, w którym włoska połowa natury skutecznie przekrzykiwała niemiecki pragmatyzm.  
— Dwadzieścia lat to doskonały wiek, żeby podjąć jedną, ważną decyzję. Moja brzmiała tak: najwyższa pora sprawić, żeby mężczyźni doceniali piersi i zauważali głowę. Nie tylko u mnie. U każdej kobiety, która nie boi się być inteligentna i piękna. Ponieważ, signore, nie ma kobiet brzydkich.
Vittoria Paganini ułożyła usta w wesołym, dumnym i czerwonym od włoskiego wina grymasie.  
— Są tylko źle ubrane.

— FELICITÀ?
È UN BIGLIETTO D'AUGURI PIENO DI CUORI.

Poniżej prawej łopatki magiczne znamię, powyżej lewej — drobna blizna o nieznanym pochodzeniu. Gdyby miała rozpocząć swoją historię od początku (kto tak robi, signore? Historie opowiadane chronologicznie sprawdzają się w podręcznikach, nie życiu) zaczęłaby od tego znamienia.
Magia w jej żyłach była bękartem wielu pokoleń czarownic i czarowników; drobne przejawy niekontrolowanej pentaklem mocy nie podpalały zasłon w nieskazitelnie czystym salonie matki ani nie rozbijały wazonów w biurze ojca. Zwykle naprawiała — drobne rozdarcie na spodniach brata, który znów potknął się o własne nogi, rozpruty szef kwiecistej sukienki otrzymanej od ciotki z Salem. Drobne przejawy potężnej siły; panowania nad nią nauczyła się dopiero w kościelnej szkółce, przez całe dzieciństwo i kruche początki dojrzewania balansując na cienkiej granicy właściwe—ostrożnie—uwaga. Odkąd sięga pamięcią, to zawsze było właściwe—ostrożnie—uwaga. Rodzice wierzyli, że wychowanie dobrej córki to szereg zakazów i oczekiwań: najlepiej mówić jej, żeby uśmiechała się i odzywała tylko proszona, nie kłóciła i jednocześnie nie uznawała kompromisów, nie odpychała i nie przytulała. Ważne, żeby miała odpowiednią figurę i ładną fryzurę, i pilnowała tego, co mówi, bo ściany mają uszy; nie rozklejała się; nie przejmowała; żeby się, kurwa, w końcu uspokoiła, bo spóźnią się na czarną mszę. Żeby zachowywała neutralność i była po prostu miła i pomocna, i oczekiwała zamian niezbędnych dla familii Paganini przysług już w szkółce, w podstawówce, w liceum, bo tak wypada, bo to ich biznes. I najważniejsze, wisienka na torcie tych zakazów: niech pod żadnym pozorem nie zadaje się z niemagicznymi, niech nie poświęca im więcej uwagi, niż to konieczne, niech nie szuka wśród nich przyjaciół, jedynie potencjalnego źródła przydatności.
Ta zasada, zakorzeniona już za dzieciństwa, prześladuje ją do dziś; chociaż sprzedaje ubrania niemagicznym kobietom — to kwestia zarobku, przymus niż faktyczna przyjemność — nigdy nie przygotowuje dla nich spersonalizowanych projektów. Podobnie dzieje się poza pracownią; niemagiczni istnieją na jej orbicie, krążą wokół i oddychają, ale nigdy nie znajdują drogi do jej najbliższego otoczenia.
Była kwaśnym gronem na rozpiętej winorośli licznej rodziny — tam, gdzie jej bracia i kuzyni mogli łamać prawo, spijać przemoc, wystawiać na próby kręgosłup moralny, Vittoria musiała wyglądać, pachnieć i kusić. Matka wierzyła, że córkę może zasadzić i wyhodować jak roślinę, a potem, już u progu dorosłości, pozwolić jej, żeby winem podlewała się sama.
Vittoria nienawidziła tego uczucia; nierozpoznawania samej siebie w lustrze. Pamięta moment, gdy wystudiowanym ruchem pokręciła głową i spytała własne odbicie: kim jesteś? Pamięta doskonale, ponieważ takie momenty zmieniają życie, rewidują przeszłość i rozjaśniają to, co ma dopiero nadejść. Przeszłość była czasem minionym, nawet magia powstania w jej wykonaniu — była najpilniejszą uczennicą w tej dziedzinie na swoim roczniku i nawet siewca musiał przyznać, że wrodzony talent i zdobywana samodzielnie wiedza zrobiły z niej piekielnie zdolną czarownicę — nie mogła tego zmienić. To, kim była, zamykało się we wszystkich zgromadzonych w pokoju bibelotach. Magazyny z modą, które kolekcjonowała od dziecka; bilety ze szkolnych przedstawień i potańcówek — tych pierwszych nienawidziła, te drugie kochała z całą werwą włoskiego serca; kolorowe szpulki nici, najeżone od igieł pokrowce, krawieckie metry i ostre nożyczki. Historia jej dzieciństwa oraz dorastania upstrzona była skrawkami materiałów, zagubionymi zrywkami nitek, opuszkami palców usianymi drobnymi ukłuciami — za fascynacją modą wyruszyła fascynacja krawiectwem, które nie napawało entuzjazmem matki, zdobyło za to przychylność ojca. Tyle wystarczyło, żeby jej pokój od ostatniej klasy w Sunset i przez całe Frozen Lake High mówił o modzie, oddychał modą, żył dla mody.
Tak, jak dla mody mówiła, oddychała i żyła Vittoria.
Kim jesteś? Pytanie zadane własnemu obliczu nie doczekało się odpowiedzi. Miała wtedy osiemnaście lat i nie była pewna, czy chce ją poznać. Czy ta wiedza cokolwiek zmieni? Przyszłość, która musiała nadejść, zaplanowała została tylko do momentu — o tym, że zamierza studiować projektowanie mody, Vittoria mówiła odkąd skończyła szesnaście lat i oblała pierwszy egzamin na prawo jazdy (po nim miało być sześć kolejnych; w pewnym momencie uznałam, że świat potrzebował pasażerów bardziej niż kierowców — bo kogo woziliby ci drudzy?). Paradoksalnie to matka negowała ten pomysł; ojciec poparł go po miesiącach próśb i nadużywania karty najstarszej, ukochanej córki. Podobną taktykę zastosowała, zapisując się na lekcje tańca — te oferowane w podstawówce i liceum nie wystarczały; Vittoria jak zawsze pragnęła więcej, bardziej i mocniej, nawet jeśli był to równie prozaiczny kaprys, co szkółka taneczna w Little Poppy Crest. Przyszłość, poza planem na studia i odważnymi marzeniami na karierę, miała być czymś jeszcze; serią przypadków i zbiegów okoliczności, ewolucją zwieńczoną zderzeniem paru atomów — największą eksplozją dla każdego człowieka.

— FELICITÀ?
È UNA SPIAGGIA DI NOTTE, L'ONDA CHE BATTE.

Spopielony papieros pozostawił jej dłonie puste. Nawykłe do pracy igłą palce musnęły powietrze, puste i wypełnione dymem, aż wreszcie zatrzymały się na jasnym kosmyku włosów.
— Mój ulubiony kuzyn mówi, że l'amore to najważniejsza część historii. Newralgiczna; oczywiście nie używa słowa newralgiczna, mimo sympatii, którą go darzę, nie da się ukryć, że przemoc przeważa u niego nad intelektem. Używa innego określenia, l'amore è essenziale.
Zamilkła; jej palce, pozbawione złota obrączki, po raz kolejny musnęły kosmyk włosów. W ciemnym spojrzeniu nie było przywiązania do chwili — Vittoria znajdowała się całe lata stąd, w innym budynku, innej dzielnicy, w towarzystwie innego mężczyzny. Dopiero wino — nadal chłodne, wciąż czerwone — wyrwało ją z odmętów przeszłości. Wzrok znów był ostry, uśmiech spokojny, palce opanowane.
— To nie będzie opowieść o Jeanie. Jean L'Orfevre nie zasługiwał na niczyją miłość. Zamiast tego opowiem panu o mężczyźnie, dla którego — wtedy wydawało mi się, że nieudany — eksperyment z blondem zamieniłam w część wizerunku.
W kieliszku były jeszcze trzy łyki wina; opróżniła je jednym haustem i dopiero wtedy, z wytrawnym posmakiem na ustach, zaczęła opowieść essenziale.
— Kiedy masz dwadzieścia dwa lata, jesteś na ostatniej prostej studiów, a niezastąpiona familia kupuje dla ciebie niewielką pracownię w Little Poppy Crest — bo matka nadal uważa, że studia są stratą czasu, ojciec dla poczucia spokoju prosi wuja o sfinansowanie tej babskiej zachcianki, bracia i kuzyni pomagają we wnoszeniu mebli — nie myślisz o miłości. Życie nadal wypełnione jest wspomnieniami studenckich podbojów, niezliczonych potańcówek i lekcji tańca, dzięki którym najnowsze trendy na parkiecie i Vittoria Paganini zawsze idą w parze. Kiedy masz dwadzieścia dwa lata oraz trzech adoratorów, których nie zdążyli odstraszyli krewniacy, miłość znajduje się na samym dole listy. Dlatego nie przypuszczałam, że może zdarzyć się akurat mi; takie rzeczy spotykają aktorów pokazywanych w telewizji i bohaterów romantycznych nowel.  
Rozważała zapalenie papierosa — z paczki wysunęła się smukła bibułka, Vittoria stuknęła nią o blat stołu i w ostatnim momencie zmieniła zdanie. Wybrała napełnienie kieliszka winem; czerwień znów zalała naczynie do połowy, skutecznie imitując barwę jej ust.
— Niestety, ku zgubie wszystkich kobiet, Lucyfer stworzył gatunek mężczyzn, obok których nie sposób przejść obojętnie. Wcale nie muszą mierzyć metra dziewięćdziesiąt, nie zawsze są klasycznie przystojni, bardzo rzadko bywają sympatyczni. Ten rodzaj łączy w sobie znacznie groźniejsze cechy; opanowanie i absolutny brak tolerancji dla nieposłuszeństwa, spokój i ciche wyzwanie, żeby go zaburzyć.  
Nałóg wygrał z rozsądkiem lub po prostu musiała czymś zająć palce — papieros znów zapłonął, dym wgryzł się w płuca. Przez moment skubała brzeg filtra, układała w myślach słowa, zrywała policyjną taśmę ze wspomnień, które powinna pogrzebać w nieoznakowanym grobie lata temu.
— Tamtej nocy zamierzałam się upić. Świeży kolor włosów? Blond katastrofa. Nowy projekt letniej sukienki? Dramat. Makijaż? Całkiem udany. Mężczyzna ze snów? Obecny. Nie mogło być mowy o taktycznym odwrocie — zauważyłam go dopiero w połowie kieliszka wina i po pięciu krokach postawionych w jego kierunku. Wspólny znajomy żonglował nazwiskami, które w Kręgu zna każdy; po paru latach opowieści kuzyna nareszcie dopisałam imię do twarzy. Wyciągnął w moim kierunku dłoń i dziś wiem, że wtedy był przekonany, że patrzę na jego blizny — nigdy nie wyznałam mu prawdy. Wyblakłe ślady przemocy zobaczyłam jako drugie; najpierw oślepił mnie blask obrączki.
Łyk wina, zaciągnięcie się papierosem, kolejny łyk wina. Na gładkiej skórze policzków wykwitły nierówne rumieńce — uniwersalny sygnał ostrzegawczy, że nikotyna i alkohol zaburzają kontrolę nawet od kontroli uzależnionych pół—Włoszek.
— Uwieść żonatego mężczyznę jest łatwo, zwłaszcza, kiedy urodę, młodość i siłę perswazji ubierzesz w zaprojektowaną przeze mnie sukienkę (spełniałam każdy z tych warunków, signore. Z sukienką na czele; był prawdziwym dżentelmenem i tylko raz spojrzał na piersi zanim zaczął patrzeć w oczy). Zdecydowanie trudniej przekonać go, by kontynuował wspólną przygodę. Wiele kobiet uważa, że poznanie mężczyzny trzeba rozpocząć od dołu: jego podbrzusza. Niektóre z przekąsem dodają, że na podbrzuszu to zrozumienie można zakończyć. W większości przypadków tyle w zupełności wystarcza; w jego było jedynie początkiem. Po kilku tygodniach odkryłam, że nad sercem ma tatuaż. Po kilku miesiącach budziłam się obok niego i szeptem opowiadałam o sobie, nie do końca wiedząc, po co. On i tak zawsze dokładnie wiedział, co chciałam mu powiedzieć, nawet wtedy, gdy milczałam. Czasami odnosiłam wrażenie, że uśmiechał się do mnie we śnie, kiedy zachłannie kradłam każdą wspólną sekundę.
Odstawiła kieliszek, w płucach zatrzymała dym. Kolejna część opowieści miała smak zdławionej nikotyny, wytrawnego wina i spóźnionych wyrzutów sumienia. Gdyby sześć lat temu wiedziała, że ta historia skończy się w ten sposób, nigdy nie próbowałaby wywołać uśmiechu na jego ustach (kłamstwo).
— Po nieco ponad roku poznałam jego żonę i zaczęłam nienawidzić. Siebie, nie ją. Jej nie dało się darzyć nawet cieniem antypatii. Zjawiła się w pracowni i moją pierwszą myślą było ona wie i zaraz wyrwie mi blond kudły z głowy. Drugą, znacznie racjonalniejszą okazało się — o ile zdąży, to ja trzymam nożyczki. W trzeciej myśli uznałam, że jestem zwyczajnie głupia; Daisy przyszła po sukienkę. Mimo lat praktyki ukułam ją szpilką dwa razy, ani razu naumyślnie. Uśmiechnęła się w odpowiedzi ze zrozumieniem, odgarnęła za ucho kosmyk włosów — zazdrościłam jej nawet tego; pięknych pasm o barwie pszenicznego złota, naturalnych i przaśnych jak ona sama — i zaczęła opowiadać jakąś historię. Pamiętam jedynie, że było w niej przynajmniej kilka kurcząt, a mimo to utonęłam w tej opowieści bez namysłu.
Żadna ilość wina nie mogłaby ugasić suchości, która zapanowała w jej ustach — dlatego tym razem nawet nie próbowała sięgnąć po kieliszek, po prostu wyrzucała z siebie zdanie po zdaniu, słowo po słowie.
— Wróciła jeszcze kilka razy, zawsze po zwiewne, barwne sukienki. Po jej ostatniej wizycie chciałam wydłubać sobie żyły; najlepiej czymś tępym i zardzewiałym, a nawet to nie byłoby adekwatną ceną. Tym łagodnym, szemrzącym tonem wiejskiego strumyka nieśmiało zapytała, czy jestem w stanie przygotować sukienkę, która poszerzy się w talii, kiedy ciąża zacznie być widoczna. Reszty wizyty — dnia i nocy też — nie pamiętam. Na pewno był alkohol, dużo łez, jeszcze więcej prób wyrzygania sobie serca; na pewno był zamiar zadzwonienia do niego i zapytania czy wie — czy wiedział, czy zamierzał jej powiedzieć, czy to koniec, to musi być koniec, prawda? Na pewno była przerwa; nawet Vittoria Paganini miała pewne granice. Romans z żonatym mężczyzną to szara strefa; romans z żonatym mężczyzną, który zostanie ojcem, to rewir radioaktywny.
Opuszek palca stuknął o brzeg kieliszka, dawno zamilkła muzyka zagrała w jej myślach. Zamiast zmienić winyl, wybrała ciszę; w tym milczeniu gorzki koniec miłości wybrzmiewał dosadniej.
— Nie było dziecka. Ona nie zdążyła mu powiedzieć, on nigdy się nie dowiedział. Żona i kochanka dzieliły wspólny sekret, który kilkanaście miesięcy później był sekretem tylko jednej z nas. Ona popełniła samobójstwo, a on mógł być wreszcie mój.
Mógł, mógł, mógł. Nigdy nie był — zawsze musiała się nim dzielić i zawsze przegrywała w tej wojnie o terytorium.
— Gdyby nie dowiedział się mój ojciec. Gdyby wuj Emiliano nie zdecydował, że poślubienie L'Orfevre to lepsza alternatywa od poślubienia psa.
Na samym początku śmiała się z tego dowcipu — kuzyn Valerio przecież bezustannie powtarzał, że policję trzeba jebać. Vittoria wzięła sobie jego słowa do serca.
Trochę zbyt gorliwie; dwa lata później to serce wyrwano jej z piersi zaręczynami.

— FELICITÀ?
È UNA MANO SUL CUORE PIENA D'AMORE.

Ta relacja od początku była asteroidą mknącą w kierunku ziemi, na końcu tej historii nie czekało nic poza zupełną zagładą. Jean — starszy o sześć lat, z tym swoim francuskim nosem i leniwie zlepianymi głoskami — już po dwóch miesiącach narzeczeństwa przyznał, że Lucyfer nie stworzył go po to, by życie marnował na jedną kobietę.
Vittoria mogła to zrozumieć. Vittoria mogła to przetrwać. Oczywiście, że mogła — odkąd odebrano jej miłość (l'amore è essenziale, mówił Valerio i próbował wmusić w nią parujący talerz aglio e olio, ale jedzenie jest ważniejsze. Zjadła; odkąd skończyła dwadzieścia sześć lat i zaczęła tyć od patrzenia na makaron, zawsze jadła w towarzystwie i wymiotowała w samotności) była odporna na nieoczekiwane cierpienie.  
Ślub wzięła tego samego roku — zimą, bo L’Orfevre się spieszyli, a Jean nie zasługiwał na pachnące lipcem wesele (lipiec był miesiącem urodzin innego; kiedy całe Stany świętują Dzień Niepodległości, Vittoria już w południe pije drugą butelkę wina). Suknię zaprojektowała i uszyła sama — matka mówiła, że była zbyt wycięta na plecach, ojciec mówił, że była piękna; bracia nie mówili wiele, od trzech dni opijali zamążpójście siostry i aparaty mowy naprawił im dopiero magiczny pył od kuzyna. Ten ślub był formalnością, małżeństwo farsą, jej nowe życie pokutą. Za występki przeszłości płaciła w walucie dumnego cierpienia — Jean, uciśniony artysta—malarz, który kiedyś posiadał talent i obiecującą przyszłość, ale u progu czterdziestki zostało mu jedynie rozgoryczenie, zaawansowany alkoholizm i raczkujące uzależnienie od kokainy — dotrzymał słowa. To jedna z niewielu obietnic, które spełnił; po raz pierwszy zdradził żonę pół roku po ślubie (możliwe, że wcześniej — po prostu wtedy znalazłam dowody). Nie mogła mieć mu tego za złe, to po prostu odwrócenie ról. Kiedyś ona była kochanką — teraz była żoną. Kiedyś to jej ślady szminki zostawały na kołnierzyku koszuli — właściwie nie, nie zostawały; on był zbyt ostrożny, policyjna czujność zmywała z niego ślady bytności tej drugiej, zanim wrócił do żony — teraz to ona znajdowała cudze odcienie (brzydkie i tandetne) na ubraniach męża.
Rozgoryczenie przepijała winem, ból w sercu tłumiła bólem w palcach. Nagle Bella Donna, jej jedyne dziecko i sprzymierzeniec, stała się przystanią, której progu Jean nigdy nie odważył się przekroczyć, mimo że po ślubie pracownia przeszła pod skrzydła rodziny męża. Vittoria w nowe projekty, zadowolone klientki i nadawanie modzie Saint Fall nowego rytmu zaczęła wkładać pokaleczone serce, uparty charakter, bezustannie ćwiczony w magii powstania umysł. Zaklinanie czarów w nici wymagało skupienia, ciszy i motywacji — a nie zna piekło istoty bardziej zmotywowanej od czarownicy, która próbuje nadać swojemu imieniu wartości.
Zgłębić tajniki krawieckiej sztuki pomógł jej czarownik z Francji — teraz, poza włoskim uporem, na wyciagnięcie dłoni miała wiedzę nagromadzoną w stolicy mody. Wizytujący przez kilka miesięcy w Hellridge Pierre był jej bezsprzecznym guru; to do niego kierowała prośby o zdradzenie tajników najbardziej wymagających nici i to on nauczył ją, że niektóre z materiałów wymagały cierpliwości, inne — stanowczości, a każdy jeden z nich talentu, którego — na szczęście — nigdy jej nie brakowało. Pod pieczą mistrza krawieckiej sztuki była w stanie przyswoić wiedzę, jakiej próżno było szukać w gromadzonych nagminnie księgach; Pierre pomógł jej w osiągnięciu kolejnego poziomu w nigdy niekończącej się podróży przez udoskonalanie własnych umiejętności. Ceną za zdobycie krawieckiej precyzji były nieprzespane noce, krople krwi spływające wzdłuż pokłutych igłami palców i przede wszystkim samotność; korzystała z każdego dnia wizyty paryskiego mistrza w Saint Fall, nawet za cenę towarzyskich wyrzeczeń i gromadzącego się pod powiekami zmęczenia. Nawet po jego wyjeździe podróż przez tajniki krawieckiej sztuki trwała dalej — i trwa aż do dziś. Z Paryża oraz Mediolanu sprowadzała najnowsze odkrycia z pola magicznych osiągnięć krawiectwa; zaklinanie nici, poza rzemiosłem, stało się przede wszystkim wymagającą precyzji i skupienia sztuką, którą Vittoria wytrwale ćwiczy aż do dziś.
Z prowadzeniem własnej marki wiązała się wytężona praca nad zrozumieniem podstaw ekonomicznych tajników — w zdobyciu tej wiedzy pomogła jej rodzina. Paganini o pieniądzach — szczególnie ich praniu — wiedzą wiele; równie sporo mogą powiedzieć o ekonomicznych podstawach prowadzenia własnej działalności, czego koronnym diamentem było Palazzo. Z pomocą ojca oraz braci Vittoria zgromadziła podstawy ekonomicznych niuansów; jak księgować wydatki, jak rozliczać podatki, jak sprawić, by zminimalizować koszty i podnieść dochody. Bella Donna, pod opieką zaufanego księgowego familii oraz Vittorii, która z każdym mijającym miesiącem coraz pewniej czuła się pomiędzy słupkami zestawionych kosztów, zaczęła kwitnąć.
Odkąd nosiła nazwisko L’Orfevre, projekty i ubrania ukazywały się pod nazwiskiem męża; niewielka pracownia była inwestycją rodziców oraz wuja Emiliano i aż do ślubu wydawała na świat suknie sygnowane nazwiskiem Paganini. To uległo zmianie w dniu, w którym Vittoria przyjęła nazwisko męża — marka uległa małej rewolucji, ale jakość i kunszt wykonania pozostawały niezmienne. Sukces, korzystny dla obu rodzin, nie nadszedł z dnia na dzień; od lat posiadała wierne grono klientek, ale jego prawdziwy rozkwit w całą winorośl wilczych jagód przeżyła dopiero, kiedy większość nocy spędzała nad maszyną do szycia, nie w domu męża. Znała wiele kobiet, które w swoich szafach ubrania dzieliły na dwie kategorie: codzienne i na specjalną okazję. Druga kategoria obejmowała uroczyste wizyty u kogoś bliskiego, wizytę w teatrze, bal Kręgu, wspólną kolację przy świecach, obiecywaną sobie od wielu miesięcy. Pierwsza kategoria była synonimem zgrozy: zbyt luźne, źle dopasowane, wygodne, godzące się na nijakość ubrania. Coś, w czym Vittoria nie wyszłaby nawet po bułki (po raz ostatni bułkę kupiła siedem lat temu. Chciała zrobić mu śniadanie, ale zapomniała, że coś musi na tę bułkę położyć — duma szybko zamieniła się we wstyd, wstyd w śmiech, bo on, zamiast z niej zakpić, zjadł ten suchy obrok bez słowa skargi i podziękował). Rewolucja w modzie codziennej nadchodziła stopniowo — najpierw jej stałe klientki w skrojonych na miarę, letnich sukienkach albo garsonkach, które z pomocą paru zmyślnych czarów uwypuklały zalety poszczególnych ciał. Nagle okazało się, że mariaż wygody i elegancji jest możliwy — wystarczy, że kapłanem tej ceremonii będzie Vittoria.
Splątana nić społecznych powiązań zaczęła oplatać kolejne kobiety, które nie tylko chciały wyglądać pięknie; chciały przede wszystkim pięknie się czuć. Projekty, od początku istnienia pracowni, dzieliła na codziennie i wieczorowe — po wzbogaceniu bazy klientów, powstał nowy podgatunek.
Ubrania dla czarownic spoza Kręgu — i te, które nosić mogły tylko z odpowiednim nazwiskiem.
Te pierwsze mogły się powtarzać; te drugie zawsze powstawały indywidualnie dla każdej klientki, tak, by żadna suknia, spódnica, koszula ani krój nie powtórzyły się w newralgicznej siatce powiązań Kręgu. Dwa lata po ślubie Vittoria ubierała połowę — zwłaszcza młodych — czarownic Saint Fall; te, które nie mogły postawić nogi w jej pracowni przez rodzinne niesnaski z familią L'Orfevre, nieoficjalnie witała pod nazwiskiem Paganini. Jean obserwował jej sukces z oddali i nie dożył piątej rocznicy ślubu; okazało się, że nawet uciśnieni artyści posiadają limit alkoholu i kokainy, jaki mogą zażyć na raz. Znalazła go jego własna matka — w małżeńskiej sypialni, której próg Vittoria po raz ostatni przekroczyła osiem miesięcy wcześniej. Jean zapytał wtedy, czy dla urozmaicenia nie mogliby wpuścić do łóżka Madeline — to była jego najnowsza protegowana, dwadzieścia jeden lat, 75DD, zero inteligencji, jeszcze mniej stylu. Tamtej nocy Vittoria wyszła z sypialni bez słowa i po raz pierwszy od ponad trzech lat odważyła się zadzwonić do niego; po ośmiu głuchych sygnałach zrozumiała przekaz.

— FELICITÀ?
È ASPETTARE L'AURORA PER FARLO ANCORA.

Niedopałek w srebrnej popielniczce przestał dymić, wino w kieliszku ocierało się o dno. Vittoria stuknęła palcem o szklanką nóżkę i sięgnęła po torebkę — maleńką, dizajnerską, zdolną pomieścić znacznie więcej niż na to wyglądała (to, signore, rytuał rogu obfitości; jeden z pierwszych, które odprawiłam po otrzymaniu pentakla i athame. Każda szesnastoletnia czarownica potrzebuje więcej miejsca w torebce).
— Czy jestem szczęśliwa? Przedziwne pytanie, tak naprawdę nie ma sensu. I mówię to nie jako prawie trzydziestoletnia wdowa, która całą energię przelewa na pracę, ale jako Vittoria, zwykła kobieta, za dnia projektująca ubrania, nocą zaczytująca się w zakurzonych księgach magii wariacyjnej lub powstania; zależy, co akurat stoi pod kieliszkiem wina. Oba rodzaje pokochałam jeszcze w szkółce kościelnej — magia wariacyjna była w moich rękach bardziej toporna od tej powstania, ale okazuje się, że wystarczy upór i prawie dwie dekady bezustannych lektur, ćwiczeń oraz błędów, by przyswoić zadowalający poziom i niezbędne czary.
Z wnętrza torebki wyciągnęła zapalniczkę, notes, opakowanie tabletek, szminkę, portfel, drugą zapalniczkę, nową paczkę papierosów. Cienka zmarszczka między brwiami oznaczała, że to, czego szuka, nadal ginęło we wnętrzu torebki.
— Odróżniam dwa stany: można być szczęśliwszym niż wczoraj lub mniej szczęśliwym. Trzy dekady życia nauczyły mnie, że poczucie szczęścia nie istnieje jako absolut. To raczej zmienna — i dobrze. Dobrze, ponieważ zmienność oznacza, że sami mamy wpływ na poziom szczęścia w naszym z definicji nieszczęśliwym życiu.
Cichym stronzo przerwała monolog, z dna torebki wyłoniło się to, czego szukała — elegancka, prostokątna wizytówka, papeteria o barwie merlota i srebrne litery. Vittoria L’Orfevre — il design italiano. Poniżej nazwa pracowni, adres, numer telefonu.
— Kiedy odkryłam, że mój mąż ma romans, poczułam ulgę. I szczęście. Nie musiałam się katować poczuciem winy, historia zatoczyła krąg, zostałam jedną z wielu — najbardziej banalnie na świecie — zdradzoną kobietą. W sześć lat straciłam miłość, męża i naiwne złudzenie, że warto czekać w życiu na wyjątkowe wieczory. Zrozumiałam także, że nie ma na świecie takiej szafy, która nie pomieściłaby sukienki ode mnie. Takie szafy nie powinny istnieć.
Przyjrzał się jej uważnie po raz kolejny — tym razem pod innym kątem, w świetle słów, które wypowiedziała i prawd, które obnażyła. Atrakcyjna blondynka włosy spięte w kok, ubrana w granatową garsonkę ze złotymi guzikami i kremową jedwabną koszulę. Wokół szyi — złoty łańcuszek. Na nadgarstku — cienka bransoletka.
— Po śmierci męża wróciłam do Libertà, mnie i jego matkę łączyło tyle miłości, co familię Paganini i psy Cavanaghów. Wieczory są tu spokojniejsze; już nie muszę ukrywać się w pracowni, teraz lampka wina i najświeższe opracowania dotyczące magii powstania, wariacyjnej, bardzo rzadko iluzji (i to tylko przez wzgląd na kuzyna, signore) wypełniają wdowią ciszę. Kiedy zaczynam myśleć o posiniaczonym sercu, piję wino. Kiedy zaczynam śnić, że posiniaczone serce znów mogłoby dla niego bić, najpierw piję wino, później jem, po zjedzeniu wymiotuję. Kiedy zaczynam śnić, że posiniaczone serce nie tylko dla niego bije, ale znajduje się na łasce jego dłoni, piję wino, jem, wymiotuję, dzwonię po kuzyna i spędzam wieczór w eleganckiej restauracji albo na parkiecie gdzieś z dala od Saint Fall.
Ostatni papieros zapłonął w ustach, ostatni łyk wina poszedł w ślad za nim. Dla niektórych ta historia mogła dobiec końca; dla niej dopiero się rozpoczynała. Jutro o tej porze będzie śmiać się z panią Devall, pojutrze napije się szampana w przymierzalni z panią Faust, za dwa dni odwiedzi bibliotekę, za tydzień zaprosi na noc mężczyznę. Za miesiąc nadal będzie istnieć Vittoria, jej pracownia, talent, suknie, jej magia śpiewająca w barwnych niciach i srebrnych igłach. Za rok może otworzy pierwszy butik w większym mieście — za dekadę może przetrwa tylko jej imię.
A dziś? Dziś będzie po prostu felicità.
Vittoria L'Orfevre
Wiek : 30
Odmienność : Czarownica
Miejsce zamieszkania : Little Poppy Crest
Zawód : projektantka magicznej mody
Mistrz Gry
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t58-budowanie-postaci
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t179-listy-do-mistrza-gry
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t58-budowanie-postaci
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t179-listy-do-mistrza-gry

Witaj w piekle!

W tym momencie zaczyna się Twoja przygoda na Die Ac Nocte! Zachęcamy Cię do przeczytania wiadomości, która została wysłana na Twoje konto w momencie rejestracji, znajdziesz tam krótki przewodnik poruszania się po forum. Obowiązkowo załóż teraz swoją pocztę i kalendarz , a także, jeśli masz na to ochotę, temat z relacjami postaci i rachunek bankowy. Możesz już rozpocząć grę. Zachęcamy do spojrzenia w poszukiwania gry, w których to znajdziesz osoby chętne do fabuły.

I pamiętaj...
Piekło jest puste, a wszystkie diabły są tutaj.

Sprawdzający: Charlotte Williamson
Mistrz Gry
Wiek :
Miejsce zamieszkania : Piekło
Zawód : Guru sekty satanistycznej
Mistrz Gry
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t58-budowanie-postaci
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t179-listy-do-mistrza-gry
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t58-budowanie-postaci
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t179-listy-do-mistrza-gry

Rozliczenie


Ekwipunek




Aktualizacje


27.03.23 Zakupy początkowe (+30 PD)
30.04.23 Darmowa zmiana wizerunku
30.04.23 Osiągnięcie: Co do słowa (+10 PD)
09.05.23 Surowce: styczeń- luty
20.05.23 Osiągnięcie: Pierwszy krok (+150 PD)
27.07.23 Aktualizacja okresowa (magia powstania 25->20; perswazja II->I; krawiectwo II->III; ekonomia 0->I)
10.08.23 Kalendarz (styczeń-luty) (+40 PD, +1 PSo)
07.09.23 Zakupy (-30 PD)
12.11.23 Rozwój postaci (+1 magia powstania; -100 PD)
12.11.23 surowce: marzec - kwiecień
8.12.23 Świąteczna loteria: + 100$
28.01.24 Aktualizacja rozpoznawalności (+6PSo)
11.02.24 Urodziny forum i wyrównanie
12.02.24 Zakupy (-60PD)
01.03.24 Wydarzenie: Pomożecie? Pomożemy! (+35 PD)
05.03.24 Wydarzenie: Na rany Aradii (+10 PD)
09.03.24 Zakupy (-100 PD)
21.04.24 Wątek z wykonywaniem zawodu (+20 PD; + 104$)
21.04.24 Kalendarz (marzec-kwiecień) (+80PD, +3PSo); opowiadanie z rozwojem magicznym I (+10PD); zatrucie magiczne (2->3)
31.04.24 Osiągnięcie: Jubilat, V.I.P., Jest to guczi, W blasku świec, Wypijmy za błędy, Dusza towarzystwa, Jak za darmo to biorę, Mały krawiec, Nie ma dymu bez ognia, Parcie na szkło (+335PD)
01.05.24 Rozwój postaci (+3 magia powstania; -300 PD)
06.05.24 Zakupy (-20 PD)
13.-5.24 Surowce: maj - czerwiec
25.06.24 Zakupy (-1000$)
28.07.24 Zakupy (-15PD)
Mistrz Gry
Wiek :
Miejsce zamieszkania : Piekło
Zawód : Guru sekty satanistycznej