Czarownicy szykują się do świętowania Nocy Walpurgii. Zaobserwowano wybuchy magiczne na terenie Hellridge, a w Saint Fall zaczyna robić się coraz bardziej niebezpieczne. Coraz częściej słyszy się o radykalizacji Kościoła, ale pojawiają się głosy przeciwników tego nurtu. Co zmienią nadchodzące wybory?
Lepszy pokój najgorszy Niepewne czasy wymagają pewnego działania. Na którą stronę przechyli się szala?
I ujrzałem ziemię nową Cripple Rock przeżywa kolejny wstrząs, wypluwając dziwactwa, jakich świat nie widział.
Czarna Msza Oto nastają ciężkie czasy – módlmy się do Piekielnej Trójcy.
Niech żyje bal Na wystawnym balu Krąg świętuje sabat pośród tańca i plotek.
Noc Walpurgii Najważniejszy z sabatów zaprasza wszystkich atrakcjami na wzgórza Cripple Rock.
Wybory Los Saint Fall leży w Twoich rękach – wybierz swojego kandydata na burmistrza.
Pomożecie Pomożemy! W odbudowie Hellridge potrzebna jest pomoc. To jak? Pomożecie?
Człowiek jest jak ćma Zwyczajnego dnia czarownicy poznają niezwyczajne istoty, stając przed moralnymi wyborami.
Spotkanie Kowenu Dnia Wrota Piekieł zostały otwarte – Kowen bez prefekta musi się naradzić co dalej.
Spotkanie Kowenu Nocy Wśród śmiertelnych zamieszkała Lilith – Matka wzywa swój Kowen na spotkanie.
nazwisko matki Faust data urodzenia 16/06/1936 miejsce zamieszkania North Hoatlilp zawód Czarna Gwardia/Oficer w oddziale Protektorów status majątkowy Bogaty stan cywilny Kawaler wzrost 185 waga 80 kolor oczu Niebieskie kolor włosów Ciemny brąz odmienność - umiejętność - stan zdrowia Zdrowy znaki szczególne Krótka blizna nieopodal oka; znamię magiczne ciągnące się po długości całego kręgosłupa, w kształcie liniii z poszarpanymi brzegami
magia natury: 0 (POZIOM I) magia iluzji: 0 (POZIOM I) magia powstania: 0 (POZIOM I) magia odpychania: 25 (POZIOM III) magia anatomiczna: 0 (POZIOM I) magia wariacyjna: 0 (POZIOM I) siła woli: 24 (POZIOM III) zatrucie magiczne: 3 sprawność: 9 rzeźba: POZIOM I (1) szybkość: POZIOM I (1) udźwig: POZIOM I (1) walka wręcz: POZIOM II (6) charyzma: 9 dowodzenie: POZIOM I (1) kłamstwo: POZIOM II (6) perswazja: POZIOM I (1) savoir-vivre: POZIOM I (1) wiedza: 8 prawo: POZIOM I (1) religioznawstwo: POZIOM II (6) zarządzanie i ekonomia: POZIOM I (1) talenty: 19 percepcja: POZIOM II (6) prawo jazdy: POZIOM I (1) strzelectwo: POZIOM II (6) tropienie: POZIOM II (6) reszta: 10 PSo
rozpoznawalność II (społeczniak) elementary school Patriot w Starym Mieście high school Frozen Lake High edukacja wyższa Saint Fall University/Magia Odpychania/Praktyk moje największe marzenie to dojść do możliwie najwyższego stopnia w Czarnej Gwardii i stać się jednym z najważniejszych żołnierzy Lucyfera najbardziej boję się bezradności, poczucia słabości i niedołężności w wolnym czasie lubię chodzenie po górach, wsłuchiwanie się w odgłosy natury w odosobnieniu mój znak zodiaku to bliźnięta
Narodziny Urodził się dnia 16 czerwca 1936 roku, która to data już na zawsze miała zapisać się w głowie Sebastiana jako znak od samego Lucyfera. Trzy szóstki, patronujące mu w dniu narodzin, jawiły się jako znak i błogosławieństwo. Błogosławieństwo nieliche, bo okoliczności przyjścia na świat Sebastiana nie należały do najłatwiejszych. Matka jego, Ella z domu Faustów, w tamtym czasie posiadaczka dwóch zdrowych córek, urodziła martwego syna, kolejne dziecko straciła zaś w drugim trymestrze ciąży. Przyjście Sebastiana na świat było więc nie lada wydarzeniem, wypełnionym gorliwymi modłami do Lucyfera. Ku radości rodziny, Pan Piekieł odpowiedział na uniżone prośby i na świecie pojawił się pierwszy męski potomek Elli i Michaela Veritych.
Dzieciństwo Jako dziecko tak silnie wyczekiwane, rozpieszczany był niezmiernie już w łonie matki, która przez całą ciążę chuchała i dmuchała na rosnące w jej brzuchu dziecko. Nic dziwnego więc, że podejście to pogłębiło się tylko, gdy Sebastian okazał się zdrowym i silnym chłopcem. Szybko rósł i równie sprawnie się uczył, od najmłodszych lat wysłuchując modlitw oraz historii o Świętej Trójcy, by potem zgłębiać je samodzielnie, gdy trochę podrósł. Choć rozwijał się wzorowo, Ella już od pierwszego dnia okazywała nadmiar troski względem zdrowia syna i za wszelką cenę chciała go uchronić przed najdrobniejszymi zagrożeniami. Żyjący w solidnej matczynej bańce Sebastian nie miał okazji rozwinąć porządnej odporności na zewnętrzne czynniki, gdy więc tylko zyskał szerszy kontakt z otoczeniem, zaczął chorować i tracić na sile. To sprawiło, że jeszcze mocniej został odizolowany od świata zewnętrznego i spędzał całe dnie na czytaniu Księgi Bestii, tudzież wysłuchiwaniu przekonań matki o tym, jaki jest wyjątkowy, dzielny i cudowny. Dorastał w przekonaniu, że jest pępkiem świata – w to przekonanie uzbroił się, gdy pierwszy raz zaprowadzono go do szkoły. Skrzętnie budowaną przez matkę wewnętrzną pychę pogłębiała wiedza młodego Veritiego, który pod nadzorem ojca już w wieku przedszkolnym uczył się podstaw historii i prawa w zakresie przystosowanym dla dziecięcego umysłu. Najprościej mówiąc – Sebastian czuł się lepszy od innych i wierzył, że matka miała podstawy do tego, by nazywać go młodym geniuszem. Nie wiedział, że rozwijał się zupełnie podobnie do innych dzieci, a skrajne zapatrzenie w siebie nie pomoże mu w budowaniu pierwszych, tak ważnych dla rozwoju, relacji. Nie potrafił na dłuższą metę porozumieć się z rówieśnikami i wykreował w sobie przekonanie, że ludzie nie lubią przebywać w towarzystwie lepszych od siebie. Wściekał się, gdy jego wiedza i wspaniałość były podważane, a im starszy był, tym częściej używał siły, by przeforsować swoje przekonania. Stał się niewątpliwie trudnym dzieckiem i nie umiał znosić porażek. Zawsze chciał być najlepszy, a z czasem przekonał się, że jego styl życia popłaca, bo nawet jeśli nie miał przyjaciół, inne dzieciaki zdawały się czuć do niego respekt. Nie chorował już tak, jak w wieku przedszkolnym, i choć nie przykładał nader wiele wagi do ćwiczeń fizycznych, nadrabiał zaciętością oraz umysłem. Był bowiem niezmiernie cwanym dzieckiem, które potrafiło uciec się do nieczystych zagrań, gdy zaszło mu się za skórę. Dobrze wiedział, co musi zrobić, by wyszło na jego. Zdolność do manipulacji zdawał się odziedziczyć w genach.
Zdolności magiczne Na początku edukacji często wdawał się w bójki i wcale nie potrzebował do tego poważnego powodu. Przy tym potrafił zmanipulować sytuację tak, że często wychodził z nich obronną ręką, a winę zrzucał na innych. Nawet matka Sebastiana zaczęła się już niepokoić ilością incydentów, ale mimo to nie przejmowała się nadto, szczególnie gdy mąż tłumaczył jej, że chłopcy już tak mają. Poza tym jej kochany synek zwykle walczył w obronie koleżanek albo własnej – nigdy nie podważała prawdziwości tych relacji. Sebastian wychodził z bójek różnie, wpierw często poobijany, później trochę mniej, najwidoczniej nauczony doświadczeniem i sprytniejszy niż przy poprzednich razach. Bywało oczywiście, że wychodził bez szwanku, albo kończyło się na groźbach. Często były to zwykłe przepychanki – chłopiec nigdy nie był wyjątkowo atletyczny czy fizycznie uzdolniony, toteż nawet z całą swoją zaciętością i temperamentem nie mógł zrobić nikomu poważnej krzywdy. Aż doszło do tego jednego incydentu, gdy stało się inaczej. Dziesięcioletni wtedy Sebastian w furii odepchnął dziecko z tak nadzwyczajną siłą, że to rozbiło sobie głowę o ścianę, na którą wpadło plecami. Oczywistym było, że jego dziecięce dłonie nie miały prawa kryć w sobie tyle siły. Rodzice nie mieli dłużej wyboru i musieli poważnie porozmawiać z synem na temat tej dziwnej, utrzymującej się agresji. To nie były już niewinne i niegroźne sprzeczki, gdy do głosu dochodziła przebudzona magia, gotowa przelać się przez żywe emocje dziecka. I choć wiedzieli, że podobny wybuch powinien być sprawą jednorazową, nie mogli ryzykować. Po tej sytuacji Michael – ojciec Sebastiana – uznał, że dziecko potrzebuje sposobu, aby wyładować tlące się w nim emocje i zapisał chłopca na prywatne zajęcia karate. Mały Verity, z ojcowskim przykazaniem, by nie chwalić się nowym zajęciem, trenował przez dwa lata, ucząc się w międzyczasie sztuki panowania nad emocjami. To za sprawą swojego trenera po raz pierwszy dopuścił do myśli, że przemoc nie jest odpowiedzią na wszystko i wcale nie prowadzi do udowodnienia swoich racji. Obecnie jest wyspecjalizowany przede wszystkim w magii odpychania, która towarzyszyła mu na każdym etapie jego życia. Podczas studiów chętnie wykorzystywał ją do pojedynków, przy których tym razem mógł pokazać swoje umiejętności całkiem legalnie i pod okiem nauczycieli. W tym właśnie okresie zagłębił się mocniej w kwestie magii rytualnej i docenił walory obronne, nie tylko ofensywne, tej dziedziny magii. Często wykorzystywał rytuały takie jak Bezobcy czy Caecus podczas treningów, które organizował w ramach prywatnych ćwiczeń pozalekcyjnych w wąskim gronie. Podczas pracy jako Wywiadowca jego magia była już na takim poziomie, że udawało mu się wesprzeć działania swoje i swoich sprzymierzeńców Rytuałem Uciekiniera, który szczególnie sobie upodobał w kontekście wykonywania misji wysokiego ryzyka. Obecnie skupia się przede wszystkim na doskonaleniu czarów związanych z pracą Protektora, a rytuały odprawia głównie na polecenie lub w konkretnych sytuacjach, nie widząc dłużej potrzeby regularnego ich ćwiczenia.
Szkółka kościelna Gdy zaczął uczęszczać na długo wyczekiwane zajęcia, był już bardziej opanowany i cichszy. Nie w głowie zresztą były mu inne dzieciaki, kiedy w końcu zyskał sposobność, by uczyć się tego, na co czekał niecierpliwie całe życie. Przesiąknięty naukami o historii kościoła, czuł się związany z Lucyferem w sposób, który tylko on potrafił opisać. Nade wszystko pragnął mu służyć i oddać wdzięczność, jaką żywił względem tego, że bezpiecznie przyszedł na świat. W szkółce przykładał się przede wszystkim do magii odpychania i ćwiczenia siły woli, choć wtedy jeszcze nie wiedział dlaczego. Takie były wskazówki jego ojca, a Sebastian ich nie negował. Ojciec tłumaczył to tym, że widzi w synu predyspozycje do tych dziedzin – ma w końcu tyle energii i zaciętości. Poza tym, mówił, za mało patrzysz na to, komu podpadasz, musisz umieć się bronić. Sebastian rzeczywiście mało patrzył na to, komu podpada, ale to nie dotyczyło godzin spędzonych w szkółce, gdzie nie śmiałby ryzykować naganą od nauczycieli. W życie kościoła zaangażowany był tak mocno, że gdy tylko zaistniała możliwość, zapisywał się na dodatkowe zajęcia, uprawiał wolontariat i był na każde zawołanie kapłanów. Czuł się dzięki temu spełniony, a relacje między rówieśnikami spadły na bardzo daleki plan. Tak daleki, że nie zależało mu już na udowodnieniu, że jest od kogokolwiek lepszy czy na prowokowaniu do prób pokazania, że tak nie jest.
Perspektywy zawodowe Choć Sebastian wiedział, że ojciec widzi syna w kancelarii przy swoim boku, on już jako piętnastolatek był pewien, że chce innej przyszłości. Mocno związany z kościołem, postanowił, że zostanie kapłanem. Obwieścił tę informację swoim rodzicom tuż po inicjacji, przekonany o tym, jakie jest jego powołanie. Jako że praca na rzecz kościoła w żadnym wypadku nie jawiła się w oczach rodziców jako mniej godna nazwiska niż stanie na straży prawa, nikt nie protestował. Z tego względu natychmiast po ukończeniu szkółki kościelnej został klerykiem, gotowym na otrzymanie święceń po trzech latach posługi. Pomimo tego, że Sebastian obrał już swoją ścieżkę kariery, rodzice wciąż naciskali na studia, które wypadało skończyć komuś o jego pochodzeniu. Choć nie widział sensu w podejmowaniu dalszej edukacji, ostatecznie jednak ugiął się pod naciskami rodziców i poszedł im na rękę. Długi czas rozmyślał nad kierunkiem, a jego dylemat toczył się pomiędzy religioznawstwem i magią odpychania. Ostatecznie wybrał to drugie, kierując się swoją główną pasją oraz umiejętnościami. Zgodnie z wolą rodziców skończył tajne komplety na pierwszym stopniu, lecz nie aplikował na kolejny.
Kowen Dnia Do kowenu dołączył po skończeniu osiemnastu lat za sprawą własnej matki. Ella, która przez całe życie modliła się głównie do Lilith, zdała sobie sprawę ze swojego błędu, gdy ta nie odpowiedziała na modlitwy związane z nienarodzonymi dziećmi. Być może próbowała, ale jej się nie udało. Lucyfer rzekł przecież, że ta jest niepełna i wybrakowana wobec jego mocy. Ella przekonała się o tym, gdy wydała na świat zdrowego syna po tym, jak przez całe dziewięć miesięcy gorliwie modliła się do Lucyfera o jego protekcję. To po tym wydarzeniu zaczęła działać intensywnie na rzecz kultu Lucyfera i wciągnięto ją do kowenu. Gdy dojrzała, że jej słodki syn pomimo upływu lat nie zaczyna bagatelizować wpajanych mu nauk i coraz mocniej docenia błogosławieństwo, jakim obdarzył go Lucyfer, postanowiła zdradzić przed nim tajemnice Lucyferianów, gdy tylko osiągnie pełnoletniość. Sebastian nie potrzebował zachęty, by zagłębić się w nauki Kowenu Dnia i całym sobą oddać się jego ideom. Wiedział, że powinność działania na rzecz Lucyfera i głoszenie jego nauk miał we krwi. Od samego początku z zacięciem angażował się w życie kowenu, dzięki czemu po pewnym czasie awansował w hierarchii i obecnie jest Prymicjantem. Gdy dowiedział się, jak przebiegać będzie rytuał przejścia na wyższy poziom wtajemniczenia, nie dowierzał. Niepojętym było dla niego to, że ten, którego nosi w sercu od dnia narodzin, który czuwa nad nim i wszystkimi ludźmi, ukaże swoje oblicze nędznemu śmiertelnikowi. W głowie nie mieścił mu się wymiar tego zaszczytu, łaski, tak świętego doświadczenia. I choć wiedział, że Lucyfer ukazywał się ludziom, a także działa na rzecz ich dobra, nie potrafił sobie wyobrazić, że może być jednym z pobłogosławionych jego fizyczną obecnością tuż obok. Od razu po tym jak wpadł w trans, wiedział, był pewien, tak jak jest pewien tego, że słońce wschodzi na wschodzie, a zachodzi na zachodzie – wszystko co spotkało i spotka go jeszcze w życiu to tylko pył toczący przesądzoną walkę z wiatrem. Ale nie ten dzień. Ten dzień zostanie z nim na zawsze, stworzy go od nowa i utrwali, jak ogień niedoskonałą glinę. Tego dnia stał się pełny i oświecony nową wiedzą już nigdy nie zastanawiał się nad celem swojego istnienia. Nie będzie ciężkich wyborów – myślał, czując się, jakby ulepiono go na nowo – bo jedynym słusznym wyborem może być tylko to, co służy Lucyferowi. Obecnie, wtedy, gdy nie pełni akurat obowiązków Gwardii, czynnie działa na rzecz kowenu, zapełniając dni swoją życiową misją – służyć Lucyferowi, przybliżyć go do spełnienia ambicji, która pozwoli reszcie ludzkości pełnić swą powinność wobec Pana przy użyciu magii. Jako Prymicjant, którym został już po przeniesieniu z działu Wywiadowców, prócz realizowania dotychczasowych obowiązków, płynnie myśli nad kolejnymi krokami, które doprowadzą do rozrośnięcia się kultu Lucyfera. Działalność Sebastiana silnie skupia się wokół wierzeń chrześcijańskich i przekabacania wiernych na tę słuszną, niezakłamaną stronę – stronę swojego Przewodnika i Wybawiciela. Angażuje się silnie w każdą działalność, która może do tego doprowadzić, czy są to „niewiadomego pochodzenia” ulotki, czy przemyślane prowokacje i manipulacje. Nie cofnąłby się przed niczym, co wiązałoby się ze spełnieniem woli Lucyfera.
Czarna Gwardia Kowen Dnia nie był jednak jedynym, co jeszcze mocniej zacieśniło jego więzy z kościołem. Już przygotowując się do otrzymania święceń kapłańskich, zainteresował się przeróżnymi plotkami dotyczącymi gwardii zaprzysiężonej kościołowi. Słyszał różne rzeczy, a niemożność zweryfikowania budzących grozę pogłosek silnie go frustrowała. Nie znał nikogo, kto mógłby wystarczająco przybliżyć mu kwestie gwardii, a jednocześnie perspektywa przynależności do tak elitarnej grupy, aktywnie walczącej o prawa kościoła i wpływającej na jego życie, napawała go zniewalającą ekscytacją. Jeżeli jego narodzinom towarzyszył cel, to było nim właśnie to, do czego powołano gwardzistów. Nie widząc innego sposobu, w końcu zapytał o ugrupowanie własnego ojca, licząc na jego doświadczenie, wnikliwość i znajomości związane z pracą adwokata. Michael nie wyglądał na zdziwionego pytaniem Sebastiana. Wręcz przeciwnie, jego mina sugerowała, że spodziewał się je w końcu usłyszeć. Może nie był z synem tak blisko jak Ella, ale obserwował go bacznie przez te wszystkie lata i bał się dnia, w którym ten poważnie zainteresuje się Czarną Gwardią. Miał nadzieję, że nim ten dzień nadejdzie, Sebastian zdąży się ożenić i spłodzić dzieci, a życie rodzinne pochłonie go zbyt mocno, by choć przez chwilę zatrzymać się myślami nad życiem żołnierza. Nawet o tym nie myśl, Czarna Gwardia nie jest dla ciebie, rzekł, choć w jego głosie zabrakło przekonania, z którym zwykł pouczać swoje dzieci. Sebastian wiedział, że Michael nie wierzy w to, co mówi. A może po prostu nie chciał przyjąć do wiadomości, że jest inaczej, że ojciec mógł mieć rację. Bo duchem przecież Sebastian już dawno był zaprzysiężonym członkiem gwardii. Dla kogo jest, jeśli nie dla niego? Ojciec również to wiedział. Mylisz się. Wiem, że znasz kogoś, kto może mi pomóc, zdolności aktorskie Sebastiana w wieku lat dziewiętnastu były już w stanie oszukać niejednego. Może wciąż nie mogłyby przekonać zaprawionego prawnika, gdyby nie to, że on naprawdę chciał wierzyć, w to co mówi. Nie mógł być pewien kontaktów ojca, ale wierzył. A wiara w życiu Sebastiana była niemal równoznaczna z wiedzą. Ojciec był nieugięty i choć nie próbował przekonywać syna, że nie ma racji, to również nie zdecydował się mu pomóc. Przestań myśleć o głupotach. Skup się na tym co robisz. Ożenisz się i zapomnisz o tych niepoważnych pomysłach, podsumował wtedy, a Sebastian w mig zrozumiał, o co chodziło. Słyszał plotkę, że gwardziści nie mogli założyć rodziny, choć była to tylko jedna z wielu pogłosek krążących wokół owianej tajemnicą organizacji. Był jedynym synem Michaela, jego pobudki były więc zrozumiałe. Nie chcę żony. Chcę służyć kościołowi, zaręczył z determinacją, a w jego głosie nie było choć cienia wahania. Mimo to ojciec zbył go, mówiąc, że jest jeszcze młody i nie wie co mówi. Ale Sebastian doskonale wiedział. Przekonasz się, obiecał. I dotrzymał obietnicy. W zaufanym towarzystwie mówił głośno o tym, że chciałby dołączyć do gwardii, a na potwierdzenie swoich słów zrezygnował z przyjęcia święceń kapłańskich. Chciał się poświęcić obronie tego, w co wierzył i co kochał. Było w nim poczucie misji i był gotów wybrać się na nią z przepaską na oczach, nie wiedząc jeszcze, gdzie kroczy. Jego zaciętość została w końcu doceniona, choć nie od razu. Minęło kilka lat, podczas których Sebastian pomagał ojcu w kancelarii i odrzucał kolejne kandydatki na żony, nim stało się jasne, że nie odpuści. Jako dwudziestoczterolatek znów usiadł naprzeciw ojca i tym razem ich rozmowa miała inny wydźwięk. Być może dlatego, że w tym czasie Ella doczekała się drugiego syna. Sebastian wolał myśleć, że to jego upór został wynagrodzony. Ojciec rzeczywiście znał kogoś, kto mógł pomóc Sebastianowi. Do Czarnej Gwardii zaciągnął się za pośrednictwem przyjaciela ojca, którego ten bronił kiedyś w sprawie o tajnych aktach, w jaką Sebastian nigdy nie miał szansy się zagłębić. Ale to nie było ważne. Ważne, że osiągnął swoje. Mało jednak wiedział o tym, na czym polega życie gwardzisty. Nie przewidział znoju, upodlenia i obciążenia, z jakim wiązała się praca szeregowego. To w tym okresie w końcu nabrał więcej pokory i ogłady. Po tym, ile razy został sprowadzony do parteru, jak mocno musiał sobie wypruwać żyły i ile potu z siebie wylać, nigdy już nie sądził, że jest lepszy od kogokolwiek. Ale skrupulatnie pracował, by spełnić swoje wielkie ambicje i móc być widzianym jako taki. Pragnął zostać Wywiadowcą. Odosobnienie od ludzi go nie przerażało – zawsze prowadził życie samotnika, bo nawet jeśli otaczali go znajomi, to nigdy nie czuł z nimi mocnej więzi. Nie takiej, jak z kościołem. Jego starania się opłaciły i rzeczywiście z czasem awansował do rangi oficera oraz wstąpił w szeregi Wywiadowców. W oddziale służył osiem lat, po których przeniesiono go oddziału Protektorów. Jego ambicje przez te wszystkie trudne lata bynajmniej nie skurczyły się – pełen wyniesionych z licznych misji nauk, wierny swoim wartościom i ideom kościoła, aspiruje do roli Sierżanta, wierząc, że gotów jest, by nie tylko brać udział w misjach, ale także im przewodzić. Choć dostanie się do wydziału Wywiadowców od samego początku było jego marzeniem, nieczęsto wraca myślami do wspomnień z tych czasów. Napędzało go poczucie misji i waga tego co robi – gdyby nie te dwie kwestie, być może nie wytrzymałby ośmiu lat, które spędził, żyjąc często pośród obcych ludzi, odcięty od tego co znał, przyjmując rozkazy różnego sortu bez zająknięcia. Ileż razy musiał stłumić wątpliwości moralne, otrzymując tylko krótkie, tajne polecenie, które należało niezwłocznie wykonać. Tylko on jeden wiedział, ile wysiłku kosztowało go pozbywanie się ludzi, z którymi żył przez dłuższy czas. Ile sił musiał poświęcić, by swoim wywiadem skazać kogoś na śmierć, choć pierwszym jego odruchem byłoby nawrócenie. Nie mógł się przywiązywać, nie mógł mieć przyjaciół, nie mógł mówić o sobie. Musiał słuchać, analizować, działać i rozpływać się w powietrzu na skinienie palca, który nim kierował. Przez ten czas widział wiele. Spotykał dobrych ludzi, którzy podjęli złe decyzje, spotykał też podłych zdrajców Lucyfera, których z rozkoszą sprowadzał przed sąd czy na tortury, świadom tego, co ich czeka. Z wprawą podkopywał morale chrześcijańskich społeczności, sprawnie manipulował słabymi ogniskami i siał zamęt, umywając ręce. Nigdy nie odmówił rozkazu, nigdy nie dał się złapać i nigdy nie sprowadził na siebie podejrzeń. Był cieniem, który zyskiwał formę, gdy tak mu nakazano. A potem rozpływał się niepostrzeżenie, aż znikąd pojawiał się tam, gdzie akurat padło odpowiednie światło. Nie pozwalał sobie na wewnętrzne, moralne debaty. Ani wtedy, gdy zdradzał lokalizację dezerterów, którzy poszli w ślad za miłością czy porzuconym dzieckiem, ani wtedy, kiedy to dziecko należało wyrwać z ramion zrozpaczonej matki, bo ta odmawiała wychowania go w świetle Lucyfera. Nawykł do tego i wiedział, że to jest dobre. Bo każda decyzja kościoła jest dobra. Po ośmiu latach życia w odosobnieniu, od misji do misji, od jednego dramatu do drugiego, nie wiedział, co ze sobą począć, gdy to wszystko nagle się skończyło. Gdy zeszło ciągłe napięcie, adrenalina i gryzące dreszcze, które zdawały się na stałe przylgnąć do ciała, przez długi czas czuł tylko pustkę. Bycie wywiadowcą nie było jedynie pracą. Po zaledwie kilku latach czuł się innym człowiekiem. Nieufnym i zimnym. W jego oczach odbijały się doświadczenia, które zebrał z tego okresu. I wciąż napawały go one bezbrzeżną dumą. Kościół może na nim polegać. Nigdy go nie zawiedzie. Udowodnił swoją wartość.
Życie prywatne Sebastian od zawsze stronił od towarzystwa rówieśników. Wolny czas wolał spędzać na zgłębianiu tajników religijnych i aktywnościach kościelnych. Życie szkolne jednak rządziło się swoimi prawami i siłą rzeczy on również w nim uczestniczył. Miał znajomych, jednak nie przyjaciół. Potrafił przybrać maski, stłumić swój charakter i dogadać się z tymi, których z jakichś powodów nie chciał do siebie zniechęcić. Choć z początku był narwanym i odpychającym od siebie dzieckiem, z czasem nabrał charyzmy, a także nauczył się, co robić, by osiągnąć swoje cele. Jednym z nich nie było jednak nigdy otoczenie się wianuszkiem znajomych, toteż ludzie wokół niego zmieniali się cyklicznie, przychodzili i odchodzili, a on nie pielęgnował żadnych więzi. Zapatrzony w siebie i wychowany w przeświadczeniu o swojej wyjątkowości, zawsze uważał, że żadna kobieta nie jest godna tego, by zostać jego żoną. Już jako nastolatek wynajdował sobie powody, by odrzucić każdą jedną dziewczynę, choć te wydawały się raczej błahe. Wyglądało na to, że nie był skłonny do zaakceptowania czegokolwiek mniej niż ideał, a te – jak wiadomo – nie istniały. Odrzucał wszystkie kandydatki na żony, nie tylko dlatego, że pragnął zostać gwardzistą, ale także z prywatnych pobudek. Był obiektywnie dobrą partią, więc chętnych nie brakowało, po jakimś czasie jednak nawet status i pieniądze przestały być wystarczającą zachętą. Jego reputacja sprawiła, że ostatnim, desperackim ruchem ojca była próba zeswatania go z panną równie nieubłaganą i bezczelną w swoim podejściu do kandydatów na mężów, co sam Sebastian. I choć rodzice obu stron wierzyli, że dwoje nieustępliwych, zbyt wymagających młodzieńców mogłoby się wzajemnie dogadać, ci udowodnili im, że podobne połączenie mogło prowadzić jedynie ku katastrofie. Do połączenia rodzin nie doszło, a w Sebastianie zrodziło się wtedy nowe uczucie – uczucie odrzucenia i frustracji, bo przecież jak ta baba mogła go krytykować, gdy powinna prosić o takiego narzeczonego? I choć wcale go do niej nie ciągnęło, to kobieta została w jego myślach na dłużej niż inne, nawet jeśli jej osoba wiązała się jedynie z inwektywami. Mimo tego, że nie zamierzał się żenić, nie były mu obce motyle w brzuchu i znamiona dojrzewania. Jego kontakty z kobietami były krótkie i krążyły wokół przygód łóżkowych. Jako członek Kręgu, który winien dbać o reputację, miał zasadę, że nigdy nie naruszy cnoty i czystości innej czarownicy, ograniczał się więc do przelotnych romansów z niemagicznymi. Te ustały całkiem, gdy złożył przysięgę Czarnej Gwardii.
Wiek : 49
Odmienność : Czarownik
Miejsce zamieszkania : North Hoatlilp
Zawód : Starszy Oficer (Protektor), Czarna Gwardia
W tym momencie zaczyna się Twoja przygoda na Die Ac Nocte! Zachęcamy Cię do przeczytania wiadomości, która została wysłana na Twoje konto w momencie rejestracji, znajdziesz tam krótki przewodnik poruszania się po forum. Obowiązkowo załóż teraz swoją pocztę i kalendarz , a także, jeśli masz na to ochotę, temat z relacjami postaci i rachunek bankowy. Możesz już rozpocząć grę. Zachęcamy do spojrzenia w poszukiwania gry, w których to znajdziesz osoby chętne do fabuły.
I pamiętaj... Piekło jest puste, a wszystkie diabły są tutaj.