Liliowy stawik Żaden Ogród Botaniczny nie mógłby obyć się bez stawu, który pokrywają malownicze lilie; także i ten należący do lokalnego uniwersytetu jest dumnym posiadaczem niewielkiego oczka wodnego, na którym w sezonie kwitnienia unoszą się zielone liście oraz białe kwiaty. Kilka ławek wokół stawiku pozwala odpocząć spacerowiczom i zapewnia doskonały widok na bujne życie w wodzie; poza żabami mieszka tu mała rodzina dzikich kaczek, które zarząd ogrodu pozwala dokarmiać oferowanym w niewielkich automatach ziarnem. Do oczka wodnego można dojść dwoma ścieżkami; nawet zimą okolica oferuje ciszę i malowniczy widok przez co dla gości ogrodu jest obowiązkowym punktem. |
Wiek : ∞
Miejsce zamieszkania : Piekło
Zawód : Guru sekty satanistycznej
Robin Baker
11 maja 1985, Sobota Pomyśleć, ile to czasu minęło odkąd byłam na swoich starych śmieciach. Wydawało się jakby brat ledwie kilka dni temu dał mi znać, że potrzebuje mojej pomocy po wypadku. A jednak - dni i tygodnie się przeciągały i tam, gdzie jeszcze niedawno można było dostrzec zaspy śniegu i tafle lodu, teraz tliło się życie i witała zieleń. Powietrze od razu wydawało się przyjemniejsze, a lekkie promienie słońca dodawały chęci do życia. Może właśnie dlatego postanowiłam wykorzystać wolny dzień na spędzenie go na łonie natury? Wędrowałam już od jakiegoś czasu - przez uliczki, ścieżki i tylko sobie znane drogi. Moje nogi, nawet nie wiem kiedy przyprowadziły mnie aż tutaj - do stawu w ogrodzie botanicznym. Wzięłam głębszy wdech, napawając się zapachem kwitnących kwiatów, aż w końcu postanowiłam zrobić sobie przerwę na jednej z okolicznych ławeczek. Byłam ubrana w rozciągnięty, wielokolorowy sweter, znoszone szerokie jeansy o jasnej barwie, i stare tenisówki, które zapewne widziały już lepsze czasy. Na swoich ramionach miałam zawieszony plecak, który po chwili odstawiłam na trawę, a u jego boku położyłam większy futerał, który tachałam przez całą tę wędrówkę. Przez chwilę napawałam się ciszą przecinaną przez śpiew ptaków, aż w końcu... Postanowiłam do nich dołączyć. Wyciągnęłam gitarę ze swojego futerału, przez chwilę lekko pobrzdąkując, gdy starałam się na słuch nastroić instrument. Gdy dźwięki w końcu wydawały się być poprawne, spod moich palców wydobyła się lekka melodia. - Now I've heard there was a secred chord... - Rozpoczęłam swoją piosenkę dość cicho, lekko odchrząkując po kilku słowach. Tak samo jak struny potrzebowały przygotowania, tak i mój głos wymagał rozgrzania. Wraz jednak z postępem wersów, i mój głos nabierał na sile i pewności. Sama topiłam się gdzieś w tej chwili relaksu, jakby zapominając o istniejącym świecie. Byłam tylko ja, muzyka i ten mały raj przede mną... Któż mógł się spodziewać, że mogłam się tak bardzo mylić? |
Wiek : 24
Odmienność : Niemagiczna
Miejsce zamieszkania : Hellridge
Zawód : Sprzedawca w herbaciarni
Min-Ho Song
ODPYCHANIA : 10
POWSTANIA : 5
WARIACYJNA : 5
SIŁA WOLI : 15
PŻ : 167
CHARYZMA : 6
SPRAWNOŚĆ : 1
WIEDZA : 13
TALENTY : 17
Ogród botaniczny w Broken Alley figurował na liście miejsc, które Min-ho chciała odwiedzić już od dłuższego czasu. Ostatni raz była tam jeszcze na studiach, a od tamtej pory nie znalazła okazji, aby ponownie odwiedzić to miejsce. Była ciekawa, czy ogród bardzo się zmienił od jej ostatniej wizyty. Choć wycieczka do ogrodu oznaczała kolejną podróż poza jej piękne portowe miasto, nie przeszkadzało jej to ani trochę. Wręcz przeciwnie, odkryła, że podróżowanie sprawia jej coraz większą przyjemność. Może powinna rozważyć zainwestowanie we własny środek transportu, na przykład rower? Prawo jazdy wydawało się być poza jej zasięgiem, ale rower pozwoliłby jej na większą niezależność od publicznego transportu, który w jej okolicy był rzadki i nie zawsze dostosowany do jej potrzeb. Dotarła na miejsce wczesnym południem, ubrana w lekką, letnią sukienkę, a na ramieniu miała dużą torbę, w której znajdował się blok rysunkowy oraz zestaw węgli i ołówków. Nie miała ochoty brać ze sobą całego zestawu malarskiego – po pierwsze, był zbyt ciężki, a po drugie, nie chciała nosić go w publicznym transporcie. Poza tym, szkicowanie przyrody na miejscu w zupełności jej wystarczało; później mogła przenieść swoje rysunki na płótno w domowym zaciszu. Uwielbiała spędzać czas na świeżym powietrzu, w otoczeniu natury, a ogród botaniczny w Broken Alley był idealnym miejscem do tego. Każdy kącik tego ogrodu krył w sobie coś fascynującego – egzotyczne rośliny, starannie zaprojektowane alejki i zaciszne zakątki, w których można było usiąść i skupić się na detalach otaczającego świata. Min-ho z niecierpliwością czekała na moment, kiedy będzie mogła oddać się swojej pasji, zatracić się w rysowaniu i uchwycić piękno natury w swojej sztuce. Kiedy Min-ho przechadzała się alejkami ogrodu, szukając idealnego miejsca do szkicowania, usłyszała nieoczekiwane dźwięki. Gitara? Może kobiecy śpiew? Niczym ciekawska surykatka, zaczęła wypatrywać źródła tego pięknego brzmienia. Dźwięki stawały się coraz wyraźniejsze, aż w końcu dotarła do niewielkiego stawu z liliami. Po drugiej stronie stawu zauważyła młodą kobietę, która grała na gitarze i śpiewała. Jej wygląd był dość nietypowy: przypominała kogoś, kto właśnie wyszedł z koncertu rockowego, zauważyła, że kobieta miała coś wyjątkowego w swoim wyglądzie. Wsłuchując się w melodię, Min-ho poczuła, że gdzieś już słyszała tę piosenkę, choć nie mogła sobie przypomnieć, skąd ani jak się nazywa. Stała przez chwilę nieruchomo, oczarowana muzyką i widokiem. Jej dłonie zacisnęły się na pasku torby, jakby chcąc upewnić się, że to wszystko dzieje się naprawdę. Min-ho była w pełni pochłonięta chwilą, kompletnie nieobecna myślami. Zatraciła się w pięknej melodii, która roztaczała się po ogrodzie. Kobieta po drugiej stronie stawu grała z takim uczuciem, że Min-ho miała wrażenie, jakby znalazła się w innym świecie, w miejscu, gdzie czas płynie wolniej, a wszystko staje się prostsze i piękniejsze. To magiczne doświadczenie sprawiło, że zapomniała na chwilę o swoim celu – szkicowaniu – i po prostu chłonęła atmosferę tego wyjątkowego momentu. |
Wiek : 29
Odmienność : Medium
Miejsce zamieszkania : Maywater
Zawód : Artyska, kartowróżka, medium, pracowniczka atykwariatu
Robin Baker
Nie mogłam powiedzieć, żebym zwracała uwagę na swoje otoczenie. W końcu w tej krótkiej chwili, gdy nuty wychodziły spod moich palców, a słowa same wydzierały się z gardła z melodyjną lekkością, moja świadomość była skupiona na czymś zupełnie innym. - ...It goes like this, the fourth, the fifth, The minor fall, the major lift, The baffled king composing Halleluyah... Pociągnięcia opuszków po strunach kontynuowały piosenkę, nad której sensem również się nie zastanawiałąm - bo czy mogłam powiedzieć że wierzyłam w Boga, jeśli do tej pory nie dał mi żadnej nadziei na lepsze jutro? Pamiętałam, że matka była mocno wierząca, przy każdej kolacji wymagała od nas składania rąk do modlitwy, jak gdyby to za jego przyzwoleniem na naszym stole znalazł się pokarm. Ale to przecież była ciężka praca ojca z fabryki, jak i wkład samej rodzicielki w ten posiłek. A jednak - Cohen dotarł do mnie bardziej, niż sama matula. - ...And from your lips she drew the Halleluyah... Ale nie. To nie była miłość do Boga. To było przedwcześnie złamane serce, ból rozstania. Walka, której nie każdy był w stanie zrozumieć. Może właśnie przez to słowa mistrza do mnie trafiały, gdy i mój śpiew w miarę postępu piosenki zdawał się nabierać emocji? Wspomnienie uśmiechniętej matki, w tej katordze życia codziennego malowało się przed moimi oczami, uzmysławiając jak bardzo mi jej brakuje. To ona spajała naszą rodzinę. I choć miłość o której śpiewał Leonard była inna - tak potrafiłam w niej odnaleźć własną tęsknotę. - ...There's a blaze of light in every word, It doesn't matter which you heard, The holy of the broken Halleluyah... Złamanie. Wstrząsnęłam swoją głową, jakby miało mi to pomóc w pozbyciu się smutnych myśli. Jakby mogło to zedrzeć błędy przeszłości i cofnąć czas do lepszych dni. Ale jak na złość - to nigdy nie działało. Moje oczy zapewne lekko się zaszkliły, dając dodatkowy blask w tych promieniach słońca, które tak przyjemnie ogrzewały moją twarz. - ...And even though it all went wrong I'll stand before the Lord od song With nothing on my tongue but Halleluyah... - Jedno co trzymało mnie w ryzach, z nadzieją na lepsze jutro to ta muzyka, która płynęła już nie tylko w mojej duszy. I niby... Wiedziałam, że szansa na to, że kiedyś stanę na takiej scenie jak mistrz, którego piosenkę właśnie śpiewałam była rawie że żadna. Ale za marzenia jeszcze nie trzeba było płacić, no nie? Gdzieś wewnętrznie liczyłam, że jakiś łowca talentów będzie przechodził uliczkami Hellridge, że może wstąpi do klubu karaoke, gdy akurat tam będę. Ale do tego czasu pozostało mi jedynie udoskanalać swoją sztukę - choćby tego światkami miały być wyłącznie ptaki. Śpiew się niósł dalej, mimo że piosenka zmierzała ku końcowi, dając mi tę chwilę na refleksję. Chyba większość tego czasu, skupiona na słowach i nutach trzymałam zamknięte powieki, wczuwając się w melodię. Gdy jednak... - Halleluyah, halleluyah, hall... - Dostrzegłam że nie jestem sama. Nie było ciężko dostrzec tej kolorowej sukienki kryjącej się po drugiej stawu, z ciemnowłosą kobietą. Choć moje słowo się urwało, spod palców dalej wydobywała się lekka, lekko zgaszona melodia, zanim odchrząknęłam wyraźnie skupiając swoje spojrzenie na nieznajomej. Nie umknęło mojej uwadze, że i jej lico było skierowane w moją stronę. Jak więc przystało na moją przyjacielską naturę, wysłałam w jej kierunku lekki uśmiech, po chwili lekko unosząc swoją lewą dłoń w geście machania, gdy prawa pociągała za ostatnie struny. Nie wiedziałam, jak długo dziewczyna się przyglądała, ani czy zrobiłam z siebie debila na krajową skalę. Ale... Może wcale nie było tak źle? |
Wiek : 24
Odmienność : Niemagiczna
Miejsce zamieszkania : Hellridge
Zawód : Sprzedawca w herbaciarni
Min-Ho Song
ODPYCHANIA : 10
POWSTANIA : 5
WARIACYJNA : 5
SIŁA WOLI : 15
PŻ : 167
CHARYZMA : 6
SPRAWNOŚĆ : 1
WIEDZA : 13
TALENTY : 17
Postać obserwująca ją, niespodziewanie przyłapana na gapieniu się, poczuła, jak gorąca fala zawstydzenia zalewa jej policzki, barwiąc je na purpurowo. Od momentu, gdy pierwsze nuty wydobyły się spod palców nieznajomej, przeniosła się do innego świata. Muzyka, tak delikatna i melodyjna, otulała ją jak ciepły koc w zimowy wieczór, przynosząc ukojenie. Każda kolejna nuta wibrowała w jej sercu, wprawiając je w drżenie, jakby była struną instrumentu, sprawiając, że zapomniała o wszystkim wokół. Na początku, stojąc po drugiej stronie stawu, przyglądała się scenie z rosnącą ciekawością. Ona sama ubrana w kolorową sukienkę w delikatne kwiaty, jej zamknięte oczy i skupienie malujące się na twarzy, tworzyły obraz, który wydał się niemal magiczny. Z każdym kolejnym dźwiękiem, który docierał do jej uszu, czuła, jakby zanurzała się w głębokim oceanie emocji. Świat wokół niej zdawał się blaknąć, jakby pochłaniała ją inna rzeczywistość, w której czas przestawał mieć znaczenie, a wszystkie troski stawały się ledwie wspomnieniem. Kiedy nagle spotkały się ich spojrzenia, zaskoczenie uderzyło ją jak zimna fala lodowatej wody. Zrozumiała, że została zauważona, i przez chwilę zastygła w miejscu, nie wiedząc, co zrobić. Szybko poczuła, jak jej serce zaczyna bić szybciej, a twarz płonie rumieńcem. Próbując zachować resztki godności, odwzajemniła uśmiech nieznajomej i lekko machnęła ręką, starając się wyglądać na swobodną, choć w rzeczywistości jej wnętrze wrzało z emocji. Była speszona, ale jednocześnie wdzięczna za ten niezwykły moment. Miała nadzieję, że jej zachowanie nie zdradziło, jak bardzo była poruszona. Choć jej serce biło szybciej niż zwykle, czuła, że to doświadczenie, choć krótkie, zostanie z nią na długo. Każdy ostatni dźwięk był jak delikatny szept, który pozostawiał echo w jej duszy, przypominając o tej chwili, która odmieniła jej zwyczajny dzień. |
Wiek : 29
Odmienność : Medium
Miejsce zamieszkania : Maywater
Zawód : Artyska, kartowróżka, medium, pracowniczka atykwariatu
Robin Baker
Z tej odległości nie było mi dane przyjrzeć się reakcji nieznajomej. Ot, odwzajemniony gest i lekki uśmiech dały mi znać że brunetka rzeczywiście zerkała w moją stronę, a nie tylko podziwiała widoki mogące się za mną rysować. A szkoda. Bo zapewne nieźle połechtałoby mi ego, gdybym się dowiedziała jak moja muzyka wpływa na bladolicą. Nie przeszkadzała mi widownia. Nie raz już przecież przystawałam przy krawężniku, dręcząc innych swoim hobby. Czasem nawet udało się zebrać kilka dolców na jakiś wieczorny napitek, na co też przecież nie mogłam marudzić. Dłoń więc w końcu opuściłam, lekko ciągnąc za struny, spod których wydobywały się ciche, pojedyncze nuty. - Jakieś życzenia? - Zapytałam nieco głośniej, co by do dziewczyny dotarły moje słowa. Z muzyką radiową byłam chyba całkiem nieźle obeznana, więc pewnie byłabym w stanie zagrać co popularniejsze utwory. Może nie na poziomie mistrzów i legend, ale ot - w klimacie wieczornego ogniska, przy którym zbierają się znajomi śpiewając ulubione piosenki. Z twarzy nie ściągałam przyjemnego uśmiechu. Wbrew pozorom lubiłam towarzystwo, a nowe znajomości zawsze przyjmowałam z otwartymi ramionami. Szybkim ruchem zgarnęłam opadające włosy na czoło, zaczesując je dłonią do tyłu. Zapewne nie dodawało mi to specjalnie uroku, ale... Przynajmniej nie groziło mi wydłubanie sobie oczu końcówkami, no nie? |
Wiek : 24
Odmienność : Niemagiczna
Miejsce zamieszkania : Hellridge
Zawód : Sprzedawca w herbaciarni
Min-Ho Song
ODPYCHANIA : 10
POWSTANIA : 5
WARIACYJNA : 5
SIŁA WOLI : 15
PŻ : 167
CHARYZMA : 6
SPRAWNOŚĆ : 1
WIEDZA : 13
TALENTY : 17
Minho poczuła się naprawdę speszona, przyłapana na obserwowaniu nieznajomej. Sama nie znosiła, gdy ktoś się na nią gapił, więc dlaczego miałaby to robić innym? Zastanawiała się jednak, że muzycy mogą rzeczywiście lubić, gdy ich obserwują – w końcu występowali dla publiczności. Może i ta nieznajoma też to lubiła, skoro wystawiła się na widok publiczny. Mimo że miejsce nie było zbyt uczęszczane o tej porze, nadal znajdowała się w centrum uwagi. Patrzyła na nieznajomą przez dłuższą chwilę, aż do jej uszu dotarł jej głos – przyjemny, choć Minho miała wrażenie, że różnił się od głosu, który słyszała wcześniej w śpiewie. To chyba normalne, pomyślała. Przypomniała sobie, jak kiedyś słyszała jedną ze studentek w kompedium śpiewającą z niezwykłą mocą, a gdy ta się odezwała, jej głos był tak słodki i uroczy, że Minho nie była pewna, czy to na pewno ta sama osoba. W pewnym momencie Minho po prostu ruszyła. Uciekła? Nie, nie tym razem. Przeszła dookoła stawu, aby podejść bliżej nieznajomej. Jej wielkie oczy musiały teraz wprost wiercić w muzyczkę. – Wybacz, ale nie mam ochoty krzyczeć – powiedziała po chwili, zastanawiając się, czy w ogóle powinna się odezwać. Jej głos, choć zaskakująco niski, był przyjemny dla ucha. – Nie, nie mam życzeń... Niezbyt orientuję się, co teraz jest popularne – dodała. Minho rzadko słuchała radia, głównie w antykwariacie, gdzie na starym gramofonie Ernes odtwarzał kawałki z płyt z lat czterdziestych i pięćdziesiątych, a czasem nawet starszych. Na walkmanie słuchała przypadkowych kaset, które akurat udało jej się kupić lub które dostała w prezencie od szefa. Jej gust muzyczny był, delikatnie mówiąc, eklektyczny. Może czas to zmienić i bardziej zainteresować się współczesną muzyką – w końcu muzyka też była sztuką, a sztukę uwielbiała. Szybko jednak wróciła na ziemię i nadal obserwowała kobietę, śledząc każdy jej ruch i mimikę, jakby studiowała ją, przygotowując się do stworzenia kolejnego dzieła. |
Wiek : 29
Odmienność : Medium
Miejsce zamieszkania : Maywater
Zawód : Artyska, kartowróżka, medium, pracowniczka atykwariatu