Frank Marwood
POWSTANIA : 10
WARIACYJNA : 30
SIŁA WOLI : 20
PŻ : 171
CHARYZMA : 3
SPRAWNOŚĆ : 3
WIEDZA : 25
TALENTY : 11
BIURKO W WARSZTACIE Biurko, na którym piętrzą się kubki po kawie i talerzyki po szarlotce pani Marwood. To przy nim Frank wykonuje kolejne eksperymenty i majsterkuje. [ukryjedycje] |
Wiek : 55
Odmienność : Czarownik
Miejsce zamieszkania : Wallow, Hellridge
Zawód : siewca teorii magii
Frank Marwood
POWSTANIA : 10
WARIACYJNA : 30
SIŁA WOLI : 20
PŻ : 171
CHARYZMA : 3
SPRAWNOŚĆ : 3
WIEDZA : 25
TALENTY : 11
20 lutego 1985 Nieświadomie chrapnął, odcinając się całkowicie od zewnętrznych bodźców, jakby w jednej sekundzie świat przestał się liczyć. Miewał takie momenty, całkowicie skupiony na swojej pracy, z grubymi szkłami na nosie, wpatrzony w drobne śrubki, jakie wystawały akurat z gramofonu, który na siłę próbował naprawić. Nie dla siebie samego, ale dlatego, że stary dobry Westwood swojej żonie na dwudziestą rocznicę ślubu planował wręczyć ten oto bibelot, razem z płytą winylową największych hitów Benny'ego Goodmana. Sam wspominał, kiedy to było, gdy stuknęło mu z Esther dwadzieścia zdrowych lat, choć za żadne skarby nie pamiętał, czy Frank Junior był już wtedy na świecie, czy być może swoją miłością uczcili rocznicę, sprowadzając go weń. Frank łapał się na tym, że rozpraszał się zbyt często, zaraz potem intensywnie powstrzymując przed dalszymi konkluzjami na niezwiązane z pracą tematy. Gramofon odłożył na bok, siadając po raz kolejny ciężko na krześle, a potem dłoń zacisnął na pentaklu, intensywnie skupiając na nim i źródle swojej mocy wszystkie myśli. Zatrzaskiwaniem czarów w starym medalionie zajmował się od lat, był w końcu naukowcem (co często wypominał sobie w myślach jako zwykłe i paskudne kłamstwo), wynalazcą, teoretykiem i praktykiem. Musiał być przygotowany na różne ewentualności, zwłaszcza w tym wieku, zwłaszcza gdy chrześcijaństwo panoszyło się po świecie. — Spirituspuritas — wypowiedział, skupiając się na w całości na prostym zaklęciu anatomicznym. Nie pakował się w tarapaty (dopiero by go w domu czekało, przy spotkaniu z Esther), ale w tym wieku... Zawały, nadciśnienie, nawet zwykłe bóle kręgosłupa. Wolał być gotowy, w końcu roboty było dużo. I w Gniazdku i poza Gniazdkiem. zatrzaskuję w pentaklu: Spirituspuritas - magia anatomiczna (I) - próg: 45 rzut na magię powstania (statystyka: 10) #1 - k100 na zatrzaskiwanie #2 - k3 na ilość użyć jeśli udane, zt |
Wiek : 55
Odmienność : Czarownik
Miejsce zamieszkania : Wallow, Hellridge
Zawód : siewca teorii magii
Stwórca
The member 'Frank Marwood' has done the following action : Rzut kością #1 'k100' : 13 -------------------------------- #2 'k3' : 2 |
Wiek : ∞
Miejsce zamieszkania : Piekło
Zawód : Guru satanistycznej sekty
Frank Marwood
POWSTANIA : 10
WARIACYJNA : 30
SIŁA WOLI : 20
PŻ : 171
CHARYZMA : 3
SPRAWNOŚĆ : 3
WIEDZA : 25
TALENTY : 11
Poczuł jak magia próbuje uformować się w pentaklu, ale moc była zbyt słaba. Być może rozproszył się niepotrzebnie, być może coś znów zaprzątnęło stary umysł, ale ostatecznie żadna z drobinek mocy nie zawiązała się ze sobą w ścisłą tkaninę okalającą metaforycznie srebrny amulet. Frank nie zaklął pod nosem, zwyczajnie westchnął ciężej, kręcąc jeszcze głową. Zdarzało mu się to czasem. Magia anatomiczna nie była podstawową dziedziną w jakiej się lubował, zdecydowanie musiała ustępować miejsca magii wariacyjnej i magii powstania, tak bliskim sercu Marwooda. Być może właśnie przez to niedoświadczenie, tak niefortunnie czar nie powiódł się i zostawił go z niczym. A być może powinien zająć się, do cholery, tylko teorią i przestać udawać, że może coś więcej? Mógł spróbować jeszcze jeden raz. Zwykły jeden raz. Wziął jeszcze łyka czarnej jak noc kawy, zimnej już, bo zrobionej dobre 3 godziny temu, kiedy akurat wychodził porankiem z domu wprost do warsztatu w szopie, który przygruchał sobie na swoje potrzeby. Ten był kompletnie zagracony, co nie umykało uwadze kochanej Esther, lubiącej porządkować przestrzeń (choć zdawało się, że coraz mniej) i narzekającej, że Frank znosi do domu zdecydowanie zbyt wiele nikomu niepotrzebnych rzeczy. Pan domu miał inne zdanie, z każdej z nich dało się zrobić coś pożytecznego i przydatnego, każda z nich miała w sobie historię i swoje przeznaczenie, ważne i potrzebne. Zrzucał to na poczet tego, że kobiety zwyczajnie nie rozumieją. Po raz kolejny odciął się od tych myśli i skupił całkowicie na własnej magii, którą zamierzał po raz kolejny spróbować zatrzasnąć w pentaklu. — Spirituspuritas — wypowiedział, ponownie palce zaciskając na amulecie wiszącym na jego szyi i oczekiwał na rozwiązanie. Czy tym razem się uda? zatrzaskuję w pentaklu: Spirituspuritas - magia anatomiczna (I) - próg: 45 rzut na magię powstania (statystyka: 10) #1 - k100 na zatrzaskiwanie #2 - k3 na ilość użyć jeśli udane, zt |
Wiek : 55
Odmienność : Czarownik
Miejsce zamieszkania : Wallow, Hellridge
Zawód : siewca teorii magii
Stwórca
The member 'Frank Marwood' has done the following action : Rzut kością #1 'k100' : 97 -------------------------------- #2 'k3' : 2 |
Wiek : ∞
Miejsce zamieszkania : Piekło
Zawód : Guru satanistycznej sekty
Frank Marwood
POWSTANIA : 10
WARIACYJNA : 30
SIŁA WOLI : 20
PŻ : 171
CHARYZMA : 3
SPRAWNOŚĆ : 3
WIEDZA : 25
TALENTY : 11
luty 27, 1985 Można sobie wyobrazić: Poranek, dzień po katastrofie. Sceneria prosta — biurko zastawione kilkudziesięcioma śrubkami, śrubokrętami, papierkami, notatkami, dziwnymi fiolkami pełnymi dziwnie połyskujących drobinek, parę linijek, kątomierz, duży drewniany cyrkiel przypominający ten, którym panna Marsh w szkole podstawowej rysowała na tablicy perfekcyjne koła. Światło jest punktowe, pada tylko na ręce mężczyzny siedzącego przy biurku. W tle w rozmyciu widać stary fotel, kilka metalowych wiader i odsłoniętą niedbale firankę z widokiem na wiejskim dom stojący niewiele dalej. Słońce wydobywa się zza horyzontu, przechodząc przez ostatnie zaspy śniegu prosto na szybę, a dalej w oczy mężczyzny. Odbija się od jego grubych okularów, razi go. Mężczyzna: na oko 50-60 lat, raczej zmęczony, wyraźnie pobudzony, z oczami opuchniętymi i pomarszczonymi. Przegląda właśnie drobne zapiski, niemożliwe do zidentyfikowania na pierwszy rzut oka. Gdy zbliża się do nich, widz może odczytać: Cztery miarki na trzy wody, ale reszta treści jest zamazana. Mężczyzna mruży oczy, przeciera je i dostrzega Słońce (zawsze wielką literą). Scena 1: — A jakby tak... — Marwood rzucił pod nosem, zaraz potem gryząc się w język. Wydarzenia dnia poprzedniego dostatecznie mocno zalęgły się w jego umyśle, od niechcenia zostawiając tam też szarżującą strzałę, wbijającą się prosto w mostek ukochanej żony. Wyobrażenie potworne, niemożliwe do zinterpretowania i co gorsza, niewyjaśnione. Grecja — pojęcia nie miał na temat Grecji. Znał Perseusa, znał pana Orestesa, oczywiście, że tak, ale za nic w świecie nie posądziłby ich o wystrzelenie w stronę Deadberry płonącej strzały, która swoją pożogą pozbierała krwawe żniwo. W płucach wciąż czuł dym, ten gorączkowo wtapiał się w nie i oszukiwał umysł, gdy drobnym kaszlem, jakby próbował coś odkrztusić, Frank sygnalizował samemu sobie, że jest już zmęczony. Cała noc spędzona na mozolnym rozpuszczaniu swojej wiedzy w kotle niewiadomego, przeczesywaniu Księgi Bestii w poszukiwaniu jakichkolwiek wskazówek (i myśli, że powinien porozmawiać z żoną, że będzie coś wiedzieć, może odrobinę kojarzyć), a nawet sięgnięcia po inne książki — niemal spełzło to na niczym, aż do 2 w nocy. Gorączkowe wychwytywanie ze starych podręczników teorii magii informacji co może służyć do stworzenia tak potężnej strzały. Metali było sporo, a przetestowanie każdego z nich zwyczajnie nie było możliwe. Nie znał żadnego kowala, który nawet podpowiedziałby mu kierunek, musiał posiłkować się wszystkim, co do tej pory znał — nauką ścisłą. Dziwna ekscytacja w płucach (razem z dymem), skierowała Franka w rejony niemal chemiczne. Złoto — nie. Srebro — nie. Cyna? Bez przesady... Może do wyrobienia tej strzały użyto czegoś więcej? Specjalnej mieszanki? Skał księżycowych? Zawahał się wtedy. Jeśli księżycowych tak swój udział miałaby w tym Lilith. Może skał słonecznych? Ale Lucyfer nie pochodził z Grecji... Wszystko było zbyt mgliste i rozmyte, żeby dobrze potwierdzić działanie magiczne tych dziwów. Żałował jak cholera, że nie wziął jej ze sobą. Spaliłby sobie dłonie, marynarkę, pewnie też włosy, zapewne nie udźwignąłby nawet ciężaru, nie był w stanie donieść jej do auta. Poza tym... Co potem? Pojawiłby się w domu z dwumetrową strzałą wystającą z bagażnika i pieśnią na ustach „Kochanie, mam nowy projekt. To będzie coś wspaniałego”. Musiał bazować na swoich wspomnieniach, na tym, co do tej pory udało mu się uzyskać. Czyli niewielkiej ilości informacji... Gdy przetarł po raz kolejny oczy, przez krótki moment obserwował Słońce, szukając w sobie dowolnego wniosku. Analiza materiałów pod kątem jego wariacji wydawała się rozsądnym posunięciem. Wertował po raz kolejny te same podręczniki, rytuały, czary, oznaczenia i wnioski poprzednich naukowców (nie żeby Frank mógł odznaczać się tym tytułem, nie w swoim własnym mniemaniu), pogrążając w czymś popularnie nazywanym nauką, nawet jeśli miał poczucie, że wiele już znał. Czary znaczyły praktykę. Praktyka czyniła mistrza. Mistrz mógł wiedzieć więcej. Wiedza natomiast był potęgą. I hobby. Gonitwa rozpoczęła się, gdy spojrzał na etymologie czaru Cetera. Prosty, łatwy do wykonania, nie wymagający szczególnego nakładu sił, a jednak wtedy o nim zapomniał. Gdyby teraz miał strzałę przed oczami, być może udałoby się wykryć w niej coś więcej. Destructumvit ten bardziej zaawansowany, którego nie nauczali w szkółce, a który poznał już później — magia wariacyjna rzecz jasna. Czy szkło pokruszone wpłynęłoby na stan strzały. Pan-kuzyn-Perseusa usiłował z niej drapać jakąś część złota, ale Frank nie był pewien, czy to odeszło pod jego paznokciem. Być może nie. Czy szkło zadziałałoby? Gorgona? A jakby zmrozić ją całkowicie? Czy ogień by ustał? Wnioski zapisywał obok w małym notesie, próbując wydzióbać z tego jakąkolwiek spójność, plując sobie w brodę, że nie pomyślał o tym wcześniej. Jedyna droga była we wspomnieniu, a to z pomocą ulubionej dziedziny magicznej Marwooda było możliwe do zamknięcia w jednym miejscu, pokazania wszystkim tym z Kowenu, którzy mogli coś wiedzieć. Powinien był napisać do Percivala, zaraz zresztą miał to zrobić. Zostawił go tak nieopatrznie... Zostawił tam... Cholera. Neseser. Rubpetasum — czy zostało rzucone? Frank zawahał się, zapisując ostatnie zdanie. Być może to było rozwiązanie. Jakaś dziwna forma tego konkretnego czaru, która doprowadziła do takich szkód w tym hoteliku dla pijanych w Deadberry. Czort z nim. Tylko ludzi szkoda... Jeśli Rubpetasum miało tutaj jakiekolwiek znaczenie, to jak potężna musiała być jego wariacja, że doprowadziłaby do takiego kataklizmu? To należało zbadać, ale sposobów już nie było. Czarna Gwardia zapewne zabrała już strzałę, zostawiła ją w swoich podziemiach i tyle ją widzieli, a przecież jej natura mogła odegrać tak potężną rolę w tym, co nadejdzie. Zostawało jedno pytanie: Co nadejdzie? z tematu |
Wiek : 55
Odmienność : Czarownik
Miejsce zamieszkania : Wallow, Hellridge
Zawód : siewca teorii magii
Frank Marwood
POWSTANIA : 10
WARIACYJNA : 30
SIŁA WOLI : 20
PŻ : 171
CHARYZMA : 3
SPRAWNOŚĆ : 3
WIEDZA : 25
TALENTY : 11
marzec 7, 1985, późne popołudnie Apokalipsa. A więc stało się, miało się stać. Frank ciężko usiadł na krześle w swoim warsztacie w starej szopie, gdy drzwi zatrzasnęły się, a zimne marcowe powietrze powoli mieszało się z ciepłym i dusznym. Zamknięte okna. Nieszczelności dawno temu zatkał starymi ręcznikami, zwiniętymi w rulon na parapetach. Miał dokręcić zawiasy albo wymienić szyby — nie znał się na tym, ale co to za sztuka? Perseus na pewno by pomógł. Teraz jednak chłód nie miał znaczenia, Marwood wpatrywał się w południową ścianę, na której stał jeden z regałów, a na jednej z jego półek kilka zdjęć. Joyce ściskająca w drobnych paluszkach ogromne czerwone jabłko. Wendy w za dużych okularach swojego ojca na nosie, przekrzywionych w bok. Winnifred z rozmazaną miną, biegnąca właśnie dlatego od obiektywu, bo na źdźble trawy obok dostrzegła żuka. Uśmiechnął się na samą myśl o tamtych wspomnieniach. Wspomnienia to taka ciekawa forma świata, zaszczepionego w bezlitośnie starzejące się głowy. Winnifred zawsze miała dobrą pamięć, a Frank lubił myśleć, że odziedziczyła ją po nim. Że te ambicje i niebywała potrzeba osiągnięcia więcej niż jest w stanie, zakorzeniła się w niej, bo był jej ojcem. Zgubne pragnienia. Uśmiech posmętniał, twarz posmutniała. — Przykro mi... — stanął plecami do zdjęć, odwracając się w stronę wyrzeźbionego na podłodze (wyrytego przez czas) pentagramu. Z jednej z szuflad wyciągnął potrzebne świece i mieszankę soli, mąki i popiołu w słoiku. Zawsze zbyt mocno dokręcał nakrętkę, znów musiał siłować się z nią. Zaciśnięte palce w końcu sprawiły, że ta puściła. Głęboki wydech ulotnił się i odparł wszelkie wątpliwości. Tak należało. Sięgnął po athame, dokładnie czując zgrubienie rękojeści pod palcami. Usypywany z prochu pentagram zaczynał przyjmować znany mu symbol, symbol, dla którego to wszystko jeszcze miało sens. Może gdyby nie narodził się z magią, jego życie wyglądałoby dzisiaj inaczej. Może byłby lepszym ojcem. Nie był. Mógłby być lepszym mężem. Mógł spytać Esther. Na pewno odmówiłaby. Nie był dobrym mężem. Pięć świec w kolorze fioletowym stanęło na ramionach pentagramu, a on sam znalazł się w jego środku, przymykając oczy. Winnifred nigdy nie była przeszkodą. Była miłością, promykiem nadziei zamkniętym w skórze jej matki. Piegiem na czole, ciepłem serca. Dzisiaj Winnifred powinna była zostać w domu. Podjął złą decyzję, pozwalając jej uczestniczyć w tym spotkaniu, decydując się na przekazanie jej wiedzy. Była zbyt delikatna by znać prawdę, chociaż na nią zasługiwała. Była zbyt młoda, by zrozumieć, z czym mieli się zmierzyć. Zbyt prostoduszna, by pojąć konsekwencje niepowodzenia. Zbyt młoda, by decydować o życiu i śmierci. Obrócił się wokół własnej osi, ostrzem athame wskazując po kolei na każdą z fioletowych świec. — Nunc ego tecum ludo levi, ne memineris, sed memento — wypowiadał powoli, skupiając się calkowicie na swojej intencji. Na odległość, ale zgodnie z całą swoją wiedzą. Pragnął, by w głowie jego latorośli, która brała udział w spotkaniu Kowenu Dnia, informacje przekazane jej przez Verity'ego obróciły się w proch. Niech nie pamięta o życzeniu i wyroku śmierci na tego mężczyznę, o którym wspominał Sebastian. Niech zrzucenie z klifu padające z ust Aureliusa, niech pokarm dla świń pani Padmore — niech to wszystko obróci się w nicość. Wyobrażał sobie i wizualizował tamten moment, tak by magia w swojej nieprzeniknionej formie przedostała się do umysłu Winnifred. By teraz to wspomnienie zastąpione zostało czystym wrażeniem nadziei, potrzebą służenia Panu. Tego dla niej chciał. To było dobre. We własnej głowie tworzył scenariusz, w którym Verity powiedział o pomocy zdezorientowanemu mężczyźnie; pani Padmore o przekazaniu mu żywności; Aurelius o bezmiarze świata i horyzontu, wszystko dla Lucyfera. Reszta spotkania nie powinna była zostać przemieniona. Tylko niech nie pamięta o tej śmierci... Jeszcze przyjdzie na nią czas. Otworzył oczy, by dostrzec, czy świece samoczynnie się rozpalą. Czy rytuał się uda? Czy jego pierwsza część zapoczątkuje to, co niezbędne? konsekwencje eventowe - brak Rytuał: Rytuał minionych dni, poziom II Próg 1: 70; próg 2: 20 Rzut na pierwszy próg rytuału #1: k100 + 20 (magia wariacyjna) -> próg 70 |
Wiek : 55
Odmienność : Czarownik
Miejsce zamieszkania : Wallow, Hellridge
Zawód : siewca teorii magii
Stwórca
The member 'Frank Marwood' has done the following action : Rzut kością 'k100' : 74 |
Wiek : ∞
Miejsce zamieszkania : Piekło
Zawód : Guru satanistycznej sekty
Frank Marwood
POWSTANIA : 10
WARIACYJNA : 30
SIŁA WOLI : 20
PŻ : 171
CHARYZMA : 3
SPRAWNOŚĆ : 3
WIEDZA : 25
TALENTY : 11
Dostrzegł odpalające się knoty świec. Rytuał zadziałał, ale był to dopiero jego pierwszy etap. Najtrudniejszy — owszem, ale pierwszy. Wstrzymał oddech, próbując nie popalać własnych myśli. Skupienie w wykonaniu Franka graniczyło z cudem. Wielokrotnie porzucane projekty — w samym warsztacie leżało ich przynajmniej czternaście, w różnych kątach pomieszczenia. Na wysiedzianej kanapie leżała blacha, z której miał powycinać elementy potrzebne do konstrukcji tego czegoś leżącego akurat na biurku, ale to, co leżące na biurku było piątą wersją wihajstra sprzed czterech lat, który służył jako odpowiedź na problem, o jakim Frank nawet nie pamiętał. Dziesiątki starych podręczników — magia szla do przodu, jak i technologia, on stał w miejscu. Taka rola ojca — stać w miejscu, nie iść z duchem czasu, nie wspierać własnego dziecka w jego postanowieniach i próbach skonfrontowania się z nadciągającym światem. Musiał jeszcze poprosić członków Kowenu, aby pod żadnym pozorem nie rozmawiali z jego córką na temat ostatnich wydarzeń. Mógł im ufać — znali się przecież nie od wczoraj, wszyscy jednogłośnie zgodziliby się, że wychowanie dziecka zależało do rodziców. Kłopotem mogła okazać się Esther, ale omówi to z nią w cztery oczy za krótki moment. Gdy Winnifred wróci do domu, będzie tak samo szczęśliwa i wolna od zmartwień jak wczorajszego wieczora. Z drobną różnicą. Nadciągała Apokalipsa. Znów przymknął oczy i obrócił się wokół własnej osi, ponownie ostrzem athame wskazując na pięć fioletowych świec, aby dokończyć rytuał. Ponownie powtarzał wykreowany w ten sposób scenariusz, za wszelką cenę kształtując magię w taki sposób, by wytrąciła z umysłu młodej panny Marwood wspomnienia o planowanym przez Verity'ego morderstwie. Tak będzie dla wszystkich lepiej. Rytuał: Rytuał minionych dni, poziom II Rzut na drugi próg rytuału #1: k100 + 20 (magia wariacyjna) -> próg 20 Rzut na skutki uboczne: #2: k60 - 10 (siła woli) -> ? |
Wiek : 55
Odmienność : Czarownik
Miejsce zamieszkania : Wallow, Hellridge
Zawód : siewca teorii magii
Stwórca
The member 'Frank Marwood' has done the following action : Rzut kością #1 'k100' : 16 -------------------------------- #2 'k60' : 40 |
Wiek : ∞
Miejsce zamieszkania : Piekło
Zawód : Guru satanistycznej sekty
Frank Marwood
POWSTANIA : 10
WARIACYJNA : 30
SIŁA WOLI : 20
PŻ : 171
CHARYZMA : 3
SPRAWNOŚĆ : 3
WIEDZA : 25
TALENTY : 11
Ból głowy nasilał się nieprzyjemnie, ale Frank nie miał bladego pojęcia czy wynika on ze skutków ubocznych silnego rytuału, czy to wyrzuty sumienia zaczęły trapić go zbyt szybko. Nie było już odwrotu. Oczyma wyobraźni widział jak cząstki magiczne docierają do umysłu Winnifred dokonując tam przykrych zmian. Może przyjdzie czas, gdy powie jej prawdę. Może przyjdzie czas, gdy dziewczyna zrozumie, gdzie leży Eros pogrzebany. Wiedziała więcej niż przeciętna 23-latka, a i tak w młodej osóbce dużo jeszcze było wiary i naiwności, że wszystko się jakoś ułoży. Mógłby sobie pluć w brodę, ale nie zrobił tego, przeczesując swój wąs, aby sięgnąć po stojącą na biurku herbatę i upić z kubka solidny łyk. Gorący płyn ogrzeje strapione serce. Podobno. Marwood zrobił więc to, co Marwoodzi potrafią najlepiej. Zajął się czymś zupełnie innym, chociaż nie zapomniał o rytuale, który przed chwilą wypełnił pomieszczenie. Pozbierany zestaw rytualnych świec miał ustąpić miejsca nowemu. Rozsypany na podłodze proszek starł i zamiótł w kąt. Na sam koniec posprząta wszystko. Prawdopodobnie zapomni. Pył zostanie tam tak długo, aż Esther zdecyduje się po raz kolejny zrobić porządki w małej szopie obok domu, która od lat służyła jej mężowi za warsztat. Pięć żółtych świec znalazło swoje miejsce na rogach usypywanego pentagramu. Kolejny, w tym samym niemal wydrążonym już miejscu. Lata temu narysował tam kredą odpowiednie linie, żeby nie musieć odmierzać w głowie dokładnych odległości. Już dawno miał tu odnowić ten rytuał, poprzedni jakby zakopał się pod magią wszechobecną w pomieszczeniu i utknął pomiędzy szczelinami w starych deskach. Rytuał łatwej przewagi to tylko nieznaczne wsparcie dla starego naukowca (a pfu!). — Ternum virium et vigoris huius domus, id est quod opto — wypowiadał słowa po łacinie, wskazując athame w odpowiednie punkty. Głos ulatniał się w pomieszczeniu. Umierał. rytuał: Rytuał łatwej przewagi na warsztat, poziom I próg: 30 (magia powstania: 10) zużywam 1 zestaw żółtych świec z ekwipunku |
Wiek : 55
Odmienność : Czarownik
Miejsce zamieszkania : Wallow, Hellridge
Zawód : siewca teorii magii
Stwórca
The member 'Frank Marwood' has done the following action : Rzut kością 'k100' : 71 |
Wiek : ∞
Miejsce zamieszkania : Piekło
Zawód : Guru satanistycznej sekty
Frank Marwood
POWSTANIA : 10
WARIACYJNA : 30
SIŁA WOLI : 20
PŻ : 171
CHARYZMA : 3
SPRAWNOŚĆ : 3
WIEDZA : 25
TALENTY : 11
Z przyjemnością obserwował, jak rytuał się udaje. Świece samoistnie rozpaliły się pod wpływem prostej magii, a z poprzednich bóli wiele nie zostało. Oczywiście wymóg odpoczynku i pulsującej głowy nie dawał mu spokoju. Frank spodziewał się, że nawet najprostsze czary będą zdecydowanie trudniejsze, gdy coś wypełniało jego zatoki. To magia. Magia jest dobra. Ostatnie słowa powtarzał jakby mantrę, nierzadko szepcąc je pod nosem. Ofiarowana im przez Lucyfera, poświęcenie Aradii, które wspominać mieli za ledwie kilka tygodni, stawało się tak namacalne, jak wosk stopniowo topiący się pod wpływem magicznego płomienia na knocie. Gdyby był taki moment w życiu prostego człowieka, który potwierdziłby, że podarowana im moc wypełniała go całego, byłby to moment narodzin. Pierwsze przebudzenia magiczne, nieświętej pamięci ojciec, którego nie spotka już na swojej drodze, bo przecież ten zmarł, nim dostąpił zaszczytu wpisania do Księgi Bestii — wszystko to czyniło Marwooda Marwoodem. Pozbierał bez ociągania się świece, zadowolony z efektu odbytego rytuału. Dzisiaj zostało mu już niewiele pracy, najgorsze wszak było za nim. Nieprzyjemna ciężka ślina wspomnień spłynęła w dół gardła, wyrzuty sumienia pokryły się z kroplą potu na czole. Nie było czasu do stracenia. Wyciągnął kolejny zestaw żółtych świec, ustawiając je w tych samych miejscach, dosypując kolejne warstwy pentagramu, tak aby każde jego ramie było równe. Tego wymagał obrządek, tego wymagał zwykły szacunek do Lucyfera. Stojąc w środku znów chwycił swoje athame obracając się w ruchu przeciwnym do wskazówek zegara. — Non audies aliquid, non verbum, non sonus. Veritas semper abscondatur a te — wypowiedział pod wąsem. Liczył się z faktem, że Junior uwielbia oczekiwać pod drzwiami, przysłuchując się co tam ojciec najlepszego wyczynia, ale niektóre rzeczy powinny były zostać poza zasięgiem jego ucha. Zatkanego ucha. rytuał: Rytuał zatkanego ucha na warsztat, poziom I próg: 30 (magia powstania: 10) zużywam 1 zestaw żółtych świec z ekwipunku |
Wiek : 55
Odmienność : Czarownik
Miejsce zamieszkania : Wallow, Hellridge
Zawód : siewca teorii magii
Stwórca
The member 'Frank Marwood' has done the following action : Rzut kością 'k100' : 45 |
Wiek : ∞
Miejsce zamieszkania : Piekło
Zawód : Guru satanistycznej sekty
Frank Marwood
POWSTANIA : 10
WARIACYJNA : 30
SIŁA WOLI : 20
PŻ : 171
CHARYZMA : 3
SPRAWNOŚĆ : 3
WIEDZA : 25
TALENTY : 11
Świeczki po raz kolejny odpaliły się z pomocą magii, posyłając do małego warsztatu solidną dawkę ciepła. To niebywałe jak z tych pięciu knotów i małych płomieni dało się wykrzesać tyle dobra. Rzecz jasna można było tu rozprawiać, że to niemożliwe, że fizyka nie stoi przecież po stronie magii, ale jeśli czegokolwiek przez te wszystkie lata Frank się nauczył, to fakt, że wszystkie zjawiska fizyczne można było rozbić o kant dupy, jeśli nie brało się pod uwagę teorii magii. Teoria magii natomiast mówiła jasno i klarownie: moc nie bierze się znikąd. To nawet zwykła teoria względności miała tu zastosowanie. Jeśli czarownik patrzył na punkt a z punktu b, to jasne było, że punkt c zobaczy punkt a inaczej. Przeszłość, przyszłość. Wszystko zależało od odbiorcy. Ot taka ciekawostka na popołudnie. Słońce nieznośnie przeskakiwało przez szybę, ale na zewnątrz nie zobaczył nikogo, jakby każdy Marwood zajęty był swoimi sprawami. Ból głowy dalej nie mijał, chociaż wypita już do końca szklanka herbaty sugerowałaby spokój i leniwe przedpołudnie. Świeczki ponownie sprzątnął, znów odkładając je na stosik tych zużytych. Kiedyś zrobi z nimi pożytek, ale jeszcze nie dziś i jeszcze nie teraz. Odkaszlnął, jak często zdarzało mu się przez ostatnie tygodnie, jakby miało to coś wspólnego z tamtym nieznośnym dymem. Znów — czy to przez ból głowy, czy przez poranne spotkanie, czy przez rzucony wcześniej rytuał tak się czuł? Tym razem pentagram przeniósł bardziej w prawo bliżej drzwi, wykręcając z nich klamkę. Te pozostały uchylone, ale upewnienie się wcześniej czy w pobliżu nie kręci się żaden śmiertelnik, czy nieprzyjemny typ, wystarczyło. Klamka spoczęła we wnętrzu symbolu, świece znów ułożył na ramionach, oczy znów przymknął. Palce rozprostował nim te zacisnęły się na athame. Jeszcze tylko jeden i na dzisiaj koniec. — Abi, fur, quia nihil hic invenies, domus mea clausa est — wskazywał ostrzem na żółte świece. rytuał: Rytuał zamkniętego domu na klamkę w warsztacie, poziom I próg: 20 (magia powstania: 10) zużywam 1 zestaw żółtych świec z ekwipunku jeśli udany to zt, jak nie to powtórzę |
Wiek : 55
Odmienność : Czarownik
Miejsce zamieszkania : Wallow, Hellridge
Zawód : siewca teorii magii