Witaj,
Mistrz Gry
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t58-budowanie-postaci
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t179-listy-do-mistrza-gry
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t58-budowanie-postaci
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t179-listy-do-mistrza-gry
First topic message reminder :

Boczna plaża
Plaża, do której prowadzi bezpośrednie zejście z portu, już dawno została przygotowana do wypoczynku. Usunięto z niej wszelkie kamienie, zastąpione przyjemnym piaskiem, na którym często zwłaszcza latem wygrzewają się mieszkańcy Hellridge. W wakacje można spotkać tu dziesiątki dzieci z rodzicami, a pomiędzy nimi okolicznych sprzedawców kukurydzy, drożdżówek i Coca-Coli. Do portu prowadzą stąd schodki, za którymi rozpoczyna się prawdziwe portowe życie Maywater.
Mistrz Gry
Wiek :
Miejsce zamieszkania : Piekło
Zawód : Guru sekty satanistycznej
Ira Lebovitz
ILUZJI : 5
PŻ : 236
CHARYZMA : 7
SPRAWNOŚĆ : 43
WIEDZA : 3
TALENTY : 2
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t1313-ira-lebovitz#13798
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t1501-ira-lebovitz
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t1679-poczta-iry-lebovitza
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/f233-majestic-way-9-2
BANK : https://www.dieacnocte.com/t2144-rachunek-bankowy-ira-lebovitz#26310
ILUZJI : 5
PŻ : 236
CHARYZMA : 7
SPRAWNOŚĆ : 43
WIEDZA : 3
TALENTY : 2
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t1313-ira-lebovitz#13798
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t1501-ira-lebovitz
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t1679-poczta-iry-lebovitza
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/f233-majestic-way-9-2
BANK : https://www.dieacnocte.com/t2144-rachunek-bankowy-ira-lebovitz#26310
Uważaj, o co pytasz nie mogłoby paść w odpowiedzi na niewinne dlaczego, prawda? Niewinne dlaczego to ulubione pytanie pięciolatków, to codzienność dorosłych i coś tak nieznaczącego, że prześlizguje się przez usta bez najmniejszej refleksji. Niezauważone. Dlaczego nigdy nie doprowadzi do obnażenia sekretów własnej duszy, jeśli kociołek, w którym ta utknęła, nie zaczął się przelewać.
Cecil potrzebował ledwie iskry, by się zapalić. Być może na nią czekał. Kiedy pytam, ze zwykłego przyzwyczajenia robię to bez wielkich oczekiwań na szczerą, najszczerszą prawdę. Prawdę, która musi być prawdą, bo w jakim celu ktokolwiek miałby robić z siebie umyślnie wariata? To jego prawda. Niezależnie od tego, co wydarzyło się naprawdę, a co w jego głowie, on w nią wierzy. Każda komórka jego ciała dołącza się do opowieści, każde spięcie mięśnia, każdy włosek stający dęba, każde drżenie głosu i każdy błysk w spojrzeniu.
Zapnij pasy i słuchaj.
Jestem grzecznym chłopcem, więc słucham jak każdy grzeczny chłopiec.
Spotkałem ją. Kogo? Lilith?
Moja warga drga, a ja wpatruję się w niego z przekonaniem, że zaraz się roześmieje, że to jakiś żarcik, jego sposób na spławienie mojego pytania. Ale uśmiech blednie, poddając się lekkiej konsternacji, bo Cecil się nie śmieje. Przeciwnie. Wygląda, jakby… Jakby się czegoś bał? Wstydził?
Poprawiam się w miejscu, przełykając wszystkie słowa i reakcje, które cisną się na usta.
We śnie, na jawie.
Na jawie?
Nie Cecil, to nie jest możliwe. Lilith jest w piekle.
Nie wiedziałem, że jesteś tak mocno wierzący, przemyka przez myśl, ale nie wydostaje się ona na zewnątrz. Powoli zaczynam zdawać sobie sprawę, jak wielką rolę figura Matki odgrywa w jego życiu. Nigdy tego nie dostrzegłem, nawet jeśli jej imię nieraz przewijało się w słowach Cecila.
Pięć lat temu. Pięć lat temu zaczął mieć wizje? Pięć lat temu doświadczał tak ogromnych emocji, że jego mózg poszukał kreatywnego sposobu, by się bronić, tworząc dla swojego komfortu obraz Lilith? Jak to możliwe, że byliśmy tak blisko, a ja nic nie wiedziałem? Czy byłem aż tak marnym przyjacielem?
Słucham, zapominając choćby o mruganiu. Wino w kieliszku stoi nieruchomo jak zaczarowane.
Obiecał oddać za nią życie?
Brałeś coś? Mam ochotę zapytać, ale zaciskam wargi i milczę. Pyta, czy brzmi idiotycznie. Nie potwierdzam, nie zaprzeczam.
Oczywiście, że brzmi idiotycznie, Cecil. Dlaczego miałby oddawać życie za marę ze snu, dlaczego miałby oddawać życie choćby i za samą Lillith? Nie po to je dostał. Nie żyje po to, by złożyć się komuś w ofierze, by zadowolić czyjeś niezdrowe wymagania, choćby i samej Piekielnej Matki. Oczekiwanie tego od niego byłoby okrutne.
Mówi o alkoholu, o narkotykach. Jednak. Ale skoro tak, dlaczego tak mocno to przeżywa, jakby wierzył, że Lilith naprawdę mu się objawiła? Nikt normalny nie wierzy w to, co zobaczył po działce. Nikt.
Niedawno spotkał ją znów. I tym razem była koszmarem, nie oporą. I to, te narkotyczne wizje, tak bardzo wpływają na jego życie, że wygląda, jakby niebo zarwało mu się nad głową i huknęło całym ciężarem anielskich zastępów prosto na niego?
Wiesz, że to strasznie pojebane, prawda? Słowa nie padają, choć przedłużające się milczenie i zwilżenie warg zdradzają impas, w który mnie wrzucił.
Jak mam na to odpowiedzieć? Jak mam to traktować poważnie? Przecież ta historia z powodzeniem mogłaby paść u Nostradamusów, gwarantując mu tam ciepłą miejscówę w pokoju bez drzwi, bez pentakla na szyi.
To jego prawda, po prostu ją zaakceptuj. To nie jest takie trudne. Nie rozumieć, lecz akceptować. To przecież jedyne, czego na co dzień wymagam od ludzi o zupełnie zamkniętym umyśle.
Tyle mogę zrobić.
Może to nie ona się zmieniła. Może to ty. — Wino kończy stan zaklętego bezruchu i wraca do godnego zadania zwilżania mojego gardła.
Może to nie ona. Może to on widzi rzeczy inaczej niż pięć lat temu. Może pięć lat temu nie chciał widzieć tego, co dostrzegł teraz, bo zbyt desperacko szukał czegoś, w czym znajdzie oparcie, co da mu poczucie bezpieczeństwa i misję, jakakolwiek by ona nie była.
Lilith istnieje od tysiącleci. Nie mogła zmienić się w pięć lat.Ale ty tak. Pomyśl sobie, jak wielu innych rzeczy nie rozumiałeś, będąc nastolatkiem. — Może to dobrze. Przynajmniej nie oddasz życia za idee. — Jest bardziej bezsensowna śmierć niż to? Zdychać po to, by ktoś na górze miał trupy do wysadzenia ścieżki ku swojemu tronowi.
Szczerość za szczerość.
Ale ja przecież jestem szczery. Nie byłem szczery, gdy próbowałem nie mieć z nim kontaktu, gdy udawałem, że mnie to nie rusza, że mogą być kimś innym i że mogę funkcjonować bez niego. Nie mogę, nie umiem i nie chcę.
O nim — odpowiadam, dolewając do kieliszków. — Jestem z nim szczęśliwy, serio. Ale to trochę skomplikowane. — Wzruszam ramionami.
Tylko trochę.
Jest starszy. Sporo starszy. — Czy to problem? Nie dla mnie, nawet jeśli czasem się nie rozumiemy, bo pochodzimy z trochę innych światów. — Jest wyjątkowy.
Podziwiałem go od pierwszego spotkania. Nigdy nie przestanę. Jest idealny.
To lekarz. Neurochirurg — podkreślam to tak, jak Lea ma w zwyczaju. Nie jest zwykłym lekarzem. Jest wybitnym lekarzem. Grzebie ludziom w mózgach. Ratuje życia. — Jesteśmy ze sobą właściwie od lat.
Po prostu nie mogłem ci powiedzieć. Nie mogłem nikomu powiedzieć. Zabronił mi. Poprosił mnie o to.
Mój wyjazd wszystko popsuł. — Spuszczam spojrzenie na kieliszek wina, a dłoń niemrawo przeczesuje włosy. Ja wszystko popsułem. Z nim. Z tobą. — Ale wybaczył mi. Był zły, ale wybaczył. Jest naprawdę dobrze, tylko ja jestem czasem… — Znów wzruszam ramionami, zerkając na Cecila z bladym uśmiechem, oczekując, że będzie doskonale wiedział, jak skończyć to zdanie. — Sam wiesz. Czasem nie ugryzę się w język, bywam zbyt emocjonalny. Taki temperament. Lea i tak jest ze mną cierpliwy, naprawdę, jest wyrozumiały i tak mocno mnie kocha. Ale czasem mam wyrzuty, nie chcę go irytować, a wychodzi jak wychodzi. Ja…
Słowotok Ira. Skąd? Skąd tyle słów? Czego nie mówię, co chcę powiedzieć, czego nie dostrzegam?
Nie jestem już taki jak kiedyś i strasznie się boję, że niedługo będzie miał mnie dość. — Głos się załamuje pod nagłym przypływem świadomości. Gula w gardle to wina alkoholu czy żywych emocji, które w końcu ubrano w słowa?
Duży łyk wyżera emocje kłębiące się w gardle.
Odkasłuję krótko, odpalając kolejnego fajka.
Nie pamiętam, by ojciec kiedykolwiek zabraniał mi palić. Nie pamiętam, by kiedykolwiek mnie ograniczał w sposób, którego nie mógłbym zaakceptować. Ale mój ojciec nie jest jak inni ojcowie. A to i tak bez znaczenia. Wiem, o co chodzi Cecilowi. Lea też wydawał się nieosiągalny. I też sprawiało to, że tylko mocniej pragnąłem być częścią jego życia. Zwrócić na siebie uwagę. Być dla niego kimś wyjątkowym.
A co to jest, jeśli nie wygoda? Bycie z tobą w ukryciu, kiedy on dalej żyje po swojemu. Ma już żonę? Czy to dopiero przed wami? — Już jesteś tym na boku, czy jeszcze o tym nie myślałeś, bo jest za wcześnie? Musiało mu to przecież przemknąć przez myśl, jeśli ten facet jeszcze nie ma nikogo oficjalnie. W końcu będzie miał. Krąg prędzej czy później ich przecież do tego zmusza.
Ira Lebovitz
Wiek : 23
Odmienność : Czarownik
Miejsce zamieszkania : Salem
Zawód : akrobatka / współwłaściciel klubu "WhizzArt"
Cecil Fogarty
ANATOMICZNA : 20
ILUZJI : 8
SIŁA WOLI : 15
PŻ : 179
CHARYZMA : 15
SPRAWNOŚĆ : 7
WIEDZA : 5
TALENTY : 10
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t175-cecil-fogarty#374
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t250-cecil-fogarty#619
RELACJE : https://www.dieacnocte.com/t251-cecil-fogarty#620
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t281-poczta-cecila-fogarty-ego#776
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/f192-arcanum-14-7
ANATOMICZNA : 20
ILUZJI : 8
SIŁA WOLI : 15
PŻ : 179
CHARYZMA : 15
SPRAWNOŚĆ : 7
WIEDZA : 5
TALENTY : 10
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t175-cecil-fogarty#374
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t250-cecil-fogarty#619
RELACJE : https://www.dieacnocte.com/t251-cecil-fogarty#620
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t281-poczta-cecila-fogarty-ego#776
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/f192-arcanum-14-7
Ira mu nie przerywał, więc on, z boleśnie obijającym się o żebra sercem, snuł swoją opowieść, która brzmiała jak historia z mchu i paproci.
Gdybyś miał pod rękę telefon, wkręciłbyś numer telefonu do placówki Nostradomusów, prawda?, mruknął w przestrzeń swojego umysłu, w ramach komentarza na wątpliwość od bijące się w tafli spojrzenia.
- Obiecuję, że w końcu zmiennie dilera - refleksja zwerbalizowana w dźwięki opuściła wąski tunel krtani; między słowami tliło się rozbawienie, które miało na celu rozładować napięcie wyraźnie wyczuwalne w powietrzu.
Zaciągnął się papierosem, na którego filtrze pozostawił odcisk swoich zębów, gdy zacisnął je na nim nerwowo, pod wpływem wypływającego z jego warg potoku słów.
To niemożliwie, Cecil, miejsce Lilith jest w piekle. Po co miałbyś oddawać życie za kogoś, kto snuł swoje pozbawione sensu wizje świata, świata bez magii?
Ira miał racje. Pięć lat temu inaczej patrzył na świat. Może nie przez szkła różowych okularów, ale nadal inaczej. Był zbyt naiwny, by rozpoznać prawdę wśród kłamstw. Był na tyle naiwny, by snuć swoje śmiałe, odważne wizje, które nigdy nie odnalazły odzwierciedlenia w rzeczywistości.
Lilith była najdoskonalszym tworem, jaki wyszedł spod rąk jej twórcy - Lucyfera, wiec to przecież oczywiste, że tamtego dnia rzuciła na jego urok - omamiła go swoim urokiem, pięknymi kłamstwami, w których sidła,  ochoczo wpadł, szukając ukojenia, kogoś, kto go zrozumie, kogoś, kto nada jego życiu sens.  
Pięć lat temu szukał swojej drogi, łapał w zęby każdą okazje, by choć na chwile poczuć, jak ciepło nadziei zalewa jego trzewia i rozpala ledwo tlący się w nim płomień wiary. I wtedy pojawiła się ona. Jej sylwetka wyłoniła się z mroku. Nie mógł oderwać od niej oczu. Nie mógł odwrócić się na pięcie i odejść. Teraz, gdy na jej ustach pojawił się uśmiech, a ciemne oczy pozostały obojętne i zimne, będzie mógł to uczynić, tłumiąc żal, który pięścią zaciskał się wokół górnych partii żołądka sprawiając, że czasem się dusił i pozostawał w bezdechu, nie mógł złapać tchu?
Obecnie czuł się podobnie. Chociaz otworzyła przed nim drzwi, stał w progu i nie mógł go przekroczyć, jakby w obawie, co czai się w ciemność, którą miał przed oczami.
- Może Lilith ma dość wpływu Lucyfera na swoje życie i nie chce dłużej trwać u jego boku? - zmusił usta do drwiącego uśmiechu, dbając o to, by jego słowa przybrały ironiczny wydźwięk.
Nie powinienem ci tego mówić, Ira, nie powinien mówić tego nikomu. Wraz z tą myślą nawilżył gardło dwoma głębokimi łykami wina, niemal zerując trzymane w dłoni szkło. Nadal nie wiem,czy mogę ci zaufać. Już raz nadużyłeś mojego zaufania, co jeśli zrobisz to ponownie?
- Jak myślisz, gdyby uciekła z Piekła i próbowała odnaleźć schronie, tu, na Ziemi, w miejscu, którego nie zna, mogłaby czuć się tym wszystkim przytłoczona? Myślisz, że demony mogą odczuwać podobne emocje, co my? Strach, smutek, lęk?
Może właśnie tak się czuła - zaszczuta, zagubiona, niepewna, jakby była niekompletna. Odkryła, że tu na Ziemi magia ma swoje ograniczenia, a Lucyfer zrobi wszystko, by sprowadzić ją do domu i ukarać za niesubordynację. Jego zakładniczką była Zuge, Aradia i każda dusza, którą Lilith darzyła miłością.
Czemu nie zapytał o to Charlie? Powinna wiedzieć.
Szczerość za szczerość.
Teraz twoja kolei, Ira. Zdradź mi tajemnice, które przechowujesz w sercu.
- Dużo starszy? - zapytał i po chwili dodał: - Nie oceniam. Jakiś czas temu miałem romans z facetem starszym ode mnie o ponad dekadę.
Przełknął gorzką gorycz kolejnym łykiem wina, nie pozwalając, by związek, który przerwał ledwie miesięcy temu, znowu odnalazł drogę do jego myśli.
- Od lat? Czyli....?
Ja nie mówiłem ci o mojej trudnej relacji z Lilith, ty o człowieku, który skradł ci oddech,  więc jesteśmy kwita, dodał w myślach.
- Związek nie przetrwał próby czasu, czy porzuciłeś go tak, jak mnie, bez słowa? - w tonie cecilowego głosu nie czaił żal, oswoił się z tą myślą, przełknął tę gorzką pigułkę rozstania. - Och, skąd to znam - mruknął po chwili z pełną zrozumieniem; więc Ira, pomimo złotych rad, z którym chwile wcześniej się z nim dzielił, sam obawiał się tego samego co Cecil - porzucenia? - Jesteś niemożliwy, wiesz? - A swoje złote rady może sobie włożyć w tyłek, skoro sam się do nich nie stosujesz - Powiedz, po co gryziesz się w jego obecność w język? Czy związek nie powinien być budowany na fundamentach szczerości? Skoro nie akceptuje twojego temperamentu, może wcale na ciebie nie zasługuje?
Może, zwyczajnie świecie, uzależniłeś się od jego obecności, kolejna refleksja nie odnalazła drogi do ust. Może idealizujesz go jak ja wcześniej Lilith i nie dostrzegasz jego wad, zdławił szczerość w przełyku.
Jestem z nim szczęśliwy, serio, echem odbijające od cecilowej czaszki brzmiało jak obłuda.
- Jest dwa lata młodszy ode mnie, wiec jego rodzina nie wybiega jeszcze myślami tak daleko w przyszłość, choć to pewnie tylko kwestia czasu, kiedy wsunie na palec szczęśliwej wybranki pierścionek zaręczynowy - wtedy odejdę, obiecał samemu sobie, wyjadę z tego miasta i zacznę zupełnie nowy  rozdział, bez niego, sam, na własną rękę.
Cecil Fogarty
Wiek : 23
Odmienność : Cień
Miejsce zamieszkania : Deadberry
Zawód : ilustrator
Ira Lebovitz
ILUZJI : 5
PŻ : 236
CHARYZMA : 7
SPRAWNOŚĆ : 43
WIEDZA : 3
TALENTY : 2
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t1313-ira-lebovitz#13798
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t1501-ira-lebovitz
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t1679-poczta-iry-lebovitza
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/f233-majestic-way-9-2
BANK : https://www.dieacnocte.com/t2144-rachunek-bankowy-ira-lebovitz#26310
ILUZJI : 5
PŻ : 236
CHARYZMA : 7
SPRAWNOŚĆ : 43
WIEDZA : 3
TALENTY : 2
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t1313-ira-lebovitz#13798
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t1501-ira-lebovitz
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t1679-poczta-iry-lebovitza
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/f233-majestic-way-9-2
BANK : https://www.dieacnocte.com/t2144-rachunek-bankowy-ira-lebovitz#26310
To nie kwestia dilera, prawda? Nie wierzę, że można mieć tę samą fazę przez tyle lat. Że może to tak mocno zawładnąć czyjąś rzeczywistością. Jeśli całe te wizje wywołały dragi, to i tak nie ma znaczenia. W końcu przecież doszedł do siebie, wrócił do rzeczywistości. Nieważne na ile. Na kilka godzin, na dzień czy tydzień. Miał okresy trzeźwości. Musiał mieć, bo teraz nie jest naćpany — zauważyłbym, gdyby było inaczej. Umie funkcjonować bez ćpania, nie zatracił się w tym całkowicie, a jednak nawet teraz mówi te pojebane rzeczy z takim przekonaniem, jakby w to wszystko wierzył. To nie kwestia dilera, choć dragów może tak — jawa zaczęła mu się mieszać z narkotycznymi wizjami. Zwariował, ot co.
Nie konfrontuję go z tym, choć powątpiewający uśmiech sugeruje, co myślę. Parsknąłbym, podzieliłbym z nim to rozbawienie, ale nie zrobię tego. Ta wesołość jest sztuczna. I moja też by była. A ja nie lubię fałszu, nie lubię wymuszonych uśmiechów i nieszczerego śmiechu. Nie będę się zmuszał. Nie ma nic zabawnego w tym, co się z nim dzieje. Gdyby powiedział to komuś innemu, mógłby skończyć albo u Nostradamusów, albo w katakumbach. Czy tam w tym ich hellridge’owym odpowiedniku. Nie bawi mnie to, a martwi co najwyżej. Rozumiem uciekanie od rzeczywistości, rozumiem ćpanie. Dużo rzeczy rozumiem. Ale to? To jest niepokojące. Za dużo mu się pomieszało, kto wie, co będzie następne? Zadźga kogoś na ulicy, bo będzie mu się wydawać, że zobaczył Lilith?
Co? Dlaczego miałaby chcieć zostawić Lucyfera? — Moje brwi ściągają się samoistnie w niezrozumieniu. Ucieczka z piekła, schron na ziemi, zdrada Lucyfera? To wszystko brzmi jak bardzo niebezpieczne bajki bardzo niezrównoważonej osoby. Ale przecież widzę, że on mówi to świadomie. Nie jest ani najebany, ani naćpany, a jego oczy nie świecą się od gorączki. Mówi to w pełni przytomnie i tak, jakby oczekiwał realnej odpowiedzi, jakby chciał, żebym wziął to na poważnie.
Cecil, kurwa, za takie sugestie pewnie można stracić głowę i wstęp do piekła. Może i nie jestem najgorliwszym wyznawcą, ale wieczna tułaczka po ziemi do mnie nie przemawia, a samo mówienie takich rzeczy wydaje się co najmniej ryzykowne.
Dobrze, że nikt nie słucha.
Czemu miałaby to robić? Jest z Lucyferem od zawsze. Łączy ich wyjątkowa więź. On ją stworzył. Nawet jeśli by odeszła, ostatecznie i tak by wróciła. Co miałaby robić na Ziemi? Co miałaby robić bez Lucyfera? I po co? — Kiedy zacząłem wkręcać się w tę rozmowę i rzeczywiście to rozważać? Przecież to głupie. Lilith nie opuściłaby piekła, chyba że na polecenie Lucyfera. Co miałoby czekać ją na Ziemi?
Myślę, że wszystko odczuwa emocje. — Na swój sposób. Okrojony, rozbudowany, inny niż ludzie, nieważne.
Wina ubywa, rozmowa nie cichnie, wieczór robi się coraz chłodniejszy. Żaden z nas zdaje się tego nie zauważać.
Siedemnaście lat starszy — odpowiadam bez krępacji, bo tak naprawdę w ogóle tego nie odczuwam. Tego, że to prawie dwie dekady. Lea wygląda młodziej i jest kurewsko przystojny. Wiek tylko dodaje mu uroku.
Próbuję odczytać emocje, które na chwilę uwidoczniły się na twarzy Cecila. Romans to nieprzypadkowo użyte słowo czy skrót myślowy?
Co się stało, że się skończył? — Jestem ciekaw. Wygląda, jakby nie wspominał tego dobrze. Związku czy rozstania?
Głos Cecila zawisa w powietrzu i staje się wstępem do chwili ciszy.
Czyli.
Dopijam resztkę wina i znów sięgam do butelki.
Wzruszam ramionami. Czyli. Czyli był już wtedy, gdy się znaliśmy. Tak. Był wtedy, kiedy ja sam jeszcze nie rozumiałem, kim jestem i kim chcę być. Czego potrzebuję i co czuję. Stworzył mnie. Dlatego nie mogę go zostawić. Nie jestem w stanie. I tak zawsze wrócę.
Nasz związek to poświadczenie tego, że było warto. Że to musiało tak wyglądać. Że strach i ból musiały mi towarzyszyć, żebym teraz mógł go lepiej rozumieć, żebyśmy mogli być szczęśliwi i żebym nauczył się doceniać momenty, w których się stara.
Moje spojrzenie podrywa się z na Cecila w zetknięciu z jego następnymi słowami, a dłoń z butelką zatrzymuje się na moment nad kieliszkiem.
Związek nie przetrwał próby czasu, czy porzuciłeś go tak, jak mnie, bez słowa?
Piękna szpila, Cecil. Myliłem się, sądząc, że to już za nami?
Gorzka nuta w oczach znika pod powiekami, gdy opuszczam spojrzenie na przelewające się do kieliszka wino. Grymas na twarzy pomaga zjeść słowa cisnące się na usta. Palce zaciskające się mocniej na szyjce butelki zdradzają, ile mnie to kosztuje.
Zasłużyłem sobie.
Zasłużyłem?
Przecież mógł o sobie przypomnieć. Mógł napisać kolejny list. Byłem zajęty, zdarzyło mi się nie odpisać, a potem… Potem było za późno, byłoby dziwnie, nieswojo. Mi też nie było łatwo.
Ból płynący z tego komentarza jest nieadekwatnie mocny.
Leander też mówił, że go porzuciłem.
Nie powinienem spełniać swoich marzeń? Nie powinienem wyjeżdżać? Powinienem tu zostać i kisnąć, żeby wszystkich zadowolić?
Knykcie bieleją, a dłoń zamaszyście zmienia pozycję, by sprowadzić butelkę do pionu, gdy wino zaczyna się przelewać.
Nie. Pisałem do niego. — Wbijam denko butelki w piasek i sięgam po kieliszek, nie patrząc na Cecila. Widok na gwiazdy pomaga trochę opanować nerwy i skupić myśli. — Nie odpisał na żaden list. Pisałem codziennie. Prawie wsiadłem w samolot i tu wróciłem. Przekreśliłbym tym wszystko, na co pracowałem. Kolega zawrócił mnie z lotniska.
Byłem zapłakany, najebany i nie rozumiałem, dlaczego obsługa nie chce mnie wpuścić na pokład. Cały świat wydawał się wtedy być przeciwko mnie. A kolega, który po mnie przyjechał, chętnie później oferował pocieszenie. Po pocieszeniu przyszły wyrzuty sumienia. Uczucie brudu. A potem… Potem przyszło wszystko inne. Nic nie miało znaczenia, nie czułem, bym mógł stracić cokolwiek więcej, skoro Leander mnie już nie chciał, więc robiłem wszystko to, na co tylko miałem ochotę. Później próbowałem zapomnieć i wysyłałem kolejne listy. I dawałem się pocieszać wielu dłoniom, wielu uśmiechom, wielu słodkim słówkom.
W końcu wracam spojrzeniem do Cecila i z trudem pozwalam mu dokończyć, bo język pali się do wejścia w słowo. To nie tak. To nie tak, że on nie zasługuje na mnie. To nie tak, że nie jesteśmy ze sobą szczerzy. Nasze fundamenty są solidne, są nie do podrobienia, są trwalsze niż jakiekolwiek inne. A on mnie akceptuje. Akceptuje mnie całego. Kocha mnie.
Potrzebuję go. Kocham go. Reszta nie ma znaczenia. — Wino rozwiązuje język, wzmaga emocje, rozpala policzki. Zaciętość w spojrzeniu nie pozostawia pola do dyskusji. — On też mnie potrzebuje. Tylko ja go rozumiem. Tylko ja potrafię znieść jego zły nastrój, a on wie, że tylko ja go nigdy nie zostawię. Nie tak naprawdę. Nie na zawsze. Leander jest przy mnie zawsze, kiedy go potrzebuję. I stawia mnie na pierwszy miejscu. Nieważne co, Cecil. — Tak. To dlatego. Obydwoje jesteśmy tymi ludźmi, którzy poświęcą cały świat dla jednej osoby, którą zechcą zachować dla siebie. To jest prawdziwa miłość, z tego się nie rezygnuje, bo czasem trzeba się ugryźć w język, albo dlatego, że kogoś poniosą nerwy. Nie umiemy bez siebie żyć. Nieważne co by się nie działo. To coś wyjątkowego.
A ty? Dlaczego godzisz się na bycie opcją tymczasową, na wepchnięcie na margines czyjegoś życia? Mówisz o zaręczynach tak, jakby cię to nie ruszało. Przecież to okrutne, to tak, jakbyś tylko czekał, aż cię zostawi. Nie męczy cię to? — Ja mam tę jedną gwarancję. Tę najważniejszą. Wiem, że Leander mnie nie zostawi. Jestem tego pewien. Gdyby uciął kontakt, wiedziałbym, że mnie karze, że jeśli wystarczająco się postaram, przeproszę, jeśli będę błagać o jego wybaczenie, w końcu odpuści. Bez tego, bez tej pewności, to wszystko nie miałoby sensu. Po co angażować się związek, który z góry skazany jest na porażkę? To przecież tortury.
Ira Lebovitz
Wiek : 23
Odmienność : Czarownik
Miejsce zamieszkania : Salem
Zawód : akrobatka / współwłaściciel klubu "WhizzArt"
Cecil Fogarty
ANATOMICZNA : 20
ILUZJI : 8
SIŁA WOLI : 15
PŻ : 179
CHARYZMA : 15
SPRAWNOŚĆ : 7
WIEDZA : 5
TALENTY : 10
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t175-cecil-fogarty#374
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t250-cecil-fogarty#619
RELACJE : https://www.dieacnocte.com/t251-cecil-fogarty#620
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t281-poczta-cecila-fogarty-ego#776
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/f192-arcanum-14-7
ANATOMICZNA : 20
ILUZJI : 8
SIŁA WOLI : 15
PŻ : 179
CHARYZMA : 15
SPRAWNOŚĆ : 7
WIEDZA : 5
TALENTY : 10
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t175-cecil-fogarty#374
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t250-cecil-fogarty#619
RELACJE : https://www.dieacnocte.com/t251-cecil-fogarty#620
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t281-poczta-cecila-fogarty-ego#776
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/f192-arcanum-14-7
Czasem łatwiej było balansować na granicy fikcji i rzeczywistości. Spacerować po linie zawieszonej kilka metrów nad ziemią. Spoglądać na wszystko z góry. Wyobrażać sobie, że wszystko to, co majaczyło na linii horyzontu, nie miało najmniejszego znaczenia. Zatracić się w tym po co można było sięgnąć dłonią. Zacisnąć na tym palce. Wykrzywić zęby w uśmiechu. I udać, ze nic nie ma znaczenia, poza dotykiem cudzych palców przesuwających się ze zwinnością po skórze. Po za ciepłem oddechu przy ucho. Poza pierwszym i kolejnemu dziesięcioma skradzionymi z ust pocałunkami. Poza zamieszanymi ze sobą oddechami. Poza oszalałym galopem serca w piersi.  
Tak się poczuł, kiedy po latach spotkał Lebovitza. Czasem załował, ze przerwał wymianę pocałunków. Czasem żałował, ze nie pozwolił, by tlące się w nim iskry pogadanie zapłony i wstrząsnęły jego ciałem. Wtedy nie musiałby się czuć jak teraz. Teraz nie musiałby stać na krawędzi przepaści  zastanawiać się czy skoczyć w otchłań, która nie miała dna.
Tonął. Czuł to samym sobą. Zanurzał się w tym, co dawno straciło jego sens. Lilith była jakby odległy byt zwieszony w próżni czasu. Tkwiąc w sidłach naiwnej wiary, przegrał z własnymi słabościami. Obłęd stopniowo go pożerał. Pochłaniał, jak ogień ludzkie ciała na placu Aradii. Wzdrygnął się.
Dlaczego miałby opuścić Lucyfera? Właśnie dlaczego, Cecil?
Zaciągnął się do tej pory trzymanym między palcami papierosem, sunąc spojrzeniem po wykrzywionej w grymasie zaskoczenia twarzy Iry. Powinien wyznać mu prawdę, która brzmiała jak najgorsze kłamstwo? Powinien przekazać mu wiedzę, która zakradła się w zakamarki jego umysłu?
Wypuścił dym z płuc, obserwując jak w powietrzu rysując się nieregularne kształty, chwile później poszarpane na strzępy przez wiejący w ich stronę wiatr. Morze było niespokojne. Fale uderzyły napastliwie o brzeg. Cecil czuł na swojej skórze wilgoć morskiej bryzy.
- Jest matką, która obserwowała śmierć własnego dziecka - powiedział w końcu, przerywając cisza, jaka między nimi zapadła. – Moze nadal pielęgnuje w sobie zal do wszystkich, którzy odpowiadają za tą tragedię. - Niewykluczone, ze do nas także, przemknęło mu przez myśl, bo, Aradia, by podarować im magię, zapłaciła największą cenę - zycie. – Pewnie wiesz, co  działo się sto lat temu. Za niektóre decyzje mojej rodziny z tamtego okresu odpowiada Lilith, więc od dawna łamie nadane przez Lucyfera prawa - zamilkł na chwile. Teraz rozumiał nieco więcej niż w lutym, ale nadal na wiele pytań nie znalazł odpowiedzi. – Nie jestes ciekawy dlaczego przez ostatnie miesiące przez ziemię Hellridge przetoczyło się tyle nieszczęść? Sam byłem świadkiem tego, co stało się na Placu Aradii. Jak kapani zaryglowali drzwi świątyni przed wiernymi, wystawiając ich na ekspozycja ognia. Tam żywcem płonęli ludzie, a oni obserwowali to z ukrycia. Jak podczas procesów czarownic. Nie było tam nawet Gawardzistów, choć wszystko rozgrywała się tuż przed ich nosami. Przeczytałeś o tym choćby w zmiankę w tym szmatławym pisemku?
Gorzki posmak cecilowych słów spłynęła wraz ze silna po ścianach przełyku. Nadal słyszał krzyki. Nadal czuł, jak zakleszczają sie na niego szpony strachu. Jak zalewają jego umysł. Jak sprawiają, ze nie może oddychać. Słyszał w uszach pisk orłów. Jeden z nich wyrył na skórze Fogarty'egp ślad swojej obecności, gdy zatopił swoje szpony w jego ciele i zasłał na niego koszmary, w których mordował swoich bliskich.
Mial tysiąc powodów, by zwariować, a jednak wzrok miał obecnych, głos mu sie nie łamał, myśli zakotwiczyły w rzeczywistości. Czuł chłodny oddech wiatru na swojej skórze. I namacalną, żywą obecność Iry.
Wina było coraz mniej, rozmowa nie cichła. Ich spojrzenie czasem odnajdowały się na tej samej wysokości, czasem lawirowały gdzieś w obok, jakby nie mogły dłużej znieść swojej obecności. Kolejny papieros znalazł drogę do cecilowych ust, kiedy słowa Iry przełamały cisze.
Siedemnaście lat starszy.
Cecilowa twarz nie wykrzywiła się w wyrazie obrzydzenia. Nie spojrzał na niego oceniająco. Natomiast w tafli jego spojrzenia mógł odnaleźć częściowe zrozumienia.
Emocje - czasem wydawało mu się, ze to żywe istoty mieszkające w jego ciele. Często im się poddawał zupełnie bezmyślnie, nie potrafiąc ich kontrolować. Pozwalał, by zagłuszały zdrowy rozsądek i nie dopuszczały do głosu wyrzutów sumienia.
- Zawsze byłem świadomy, ze prędzej czy później się skończy, bo i narodził się z czystego przypadku.
Romans, z definicji, to coś ulotnego, coś co miało krótki okres przydatności, i z reguły nie rozwijało się w nic stałego, w nic stabilnego.
Pamiętał, jak ze wszystkich stron otoczyła go ciemności, a jednym źródłem świata bił żar bijący z papierosa Terence'a. Podszedł ku niemu i zapytał, czy ma ogień. Kiedy poczuł na sobie błękit jego oczu, pomyślał, że zrobi wszystko, by tej nocy go ku sobie zatrzymać i choć na chwile przegonić tęsknotę, którą tam dojrzał. Ale ona zawsze tam była - w każdym spojrzeniu, w każdym dotyku i pocałunku. Była nierozerwalną częścią jego egzystencji. Zastanawiał się wtedy wiele razy jak to jest kochać kogoś tak mocno, by pozostała po nim tak ogromna pustka?
Złośliwość, na jaką sobie pozwolił, nie była częścią żalu. Było przypomnieniem, ze choć wybaczył, nie zapomniał.
Potrzebuje go. Kocham go. Reszta nie ma znaczenia.
Teraz, wsłuchując się w głos Iry, obserwując zalegające na jego twarzy emocje, zastanawiał się, jak to jest kochać kogoś tak mocno, by oddać mu całkowitą kontrolę nad swoim życie?
Powoli rozumiał, jak niewiele wiedział o miłości, o poświeceniu i o strachu przed porzuceniem, choć przecież zawsze obawiał się samotności.
Leander.
Imię kochanka Iry przedarło się do jego świadomość – to ten sam mężczyzna, którego widywał na zebraniach kowenu? A może to czysty zbieg okoliczności? Nie jednego psa zowią Burek.
- Jesteś pewny, ze to miłość, a nie uzależnienie? - zapytał tylko. – Strach przed tym, ze cię zostawi, zadominował tobą tak bardzo , że wmówiłeś sobie, ze nie masz innego wyjścia, jak z nim być?
Jesteś lepszy od niego, Cecil?
Sam tkwił w iluzji, która mogła dobiec końca w każdej chwili.
- Chyba po prostu lubię balansować na granicy ryzyka, tak, jak lubię bawić się zapałkami siedząc na beczce prochu - z trudem zmusił usta do uśmiechu. Ich doświadczenia, choć pod wieloma względami różne, posiadały pierwiastek podobieństwa.
Cecil Fogarty
Wiek : 23
Odmienność : Cień
Miejsce zamieszkania : Deadberry
Zawód : ilustrator
Ira Lebovitz
ILUZJI : 5
PŻ : 236
CHARYZMA : 7
SPRAWNOŚĆ : 43
WIEDZA : 3
TALENTY : 2
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t1313-ira-lebovitz#13798
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t1501-ira-lebovitz
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t1679-poczta-iry-lebovitza
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/f233-majestic-way-9-2
BANK : https://www.dieacnocte.com/t2144-rachunek-bankowy-ira-lebovitz#26310
ILUZJI : 5
PŻ : 236
CHARYZMA : 7
SPRAWNOŚĆ : 43
WIEDZA : 3
TALENTY : 2
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t1313-ira-lebovitz#13798
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t1501-ira-lebovitz
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t1679-poczta-iry-lebovitza
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/f233-majestic-way-9-2
BANK : https://www.dieacnocte.com/t2144-rachunek-bankowy-ira-lebovitz#26310
Morze jest wzburzone, ale mam poczucie tego nienaturalnego spokoju, który przecież zupełnie nie pasuje do konwersacji, jaką prowadzimy. Poruszamy tematy, których nie spodziewałbym się poruszyć. To miało być spokojne spotkanie po latach, mieliśmy wypełnić wszystkie luki, które powstały, gdy wyjechałem, gdy nasz kontakt ustał. Ale tych luk jest dużo i są one ogromne. Ta jedna, ta, która — jak się okazuje — kształtuje Cecila, jest ważna i nie do pominięcia. Jest czymś dużym, czymś, czego nie do końca rozumiem. Nie potrafię pojąć rzeczywistości, w której codzienność jest kształtowana przez tak odległy byt jak Lilith. Lilith, Trójca, to wszystko to nasza wiara. Nie mamy pojęcia, jak było naprawdę, nie wiemy, co dokładnie odpowiada za magię w naszych pentaklach. Jasne, wierzę w Trójcę, w Księgę Bestii, bo w co innego miałbym wierzyć? To wszystko ma sens. Magia jest namacalnym dowodem. Może i mam jakieś tam swoje wątpliwości, ale zupełnie się na nich nie skupiam, bo to po prostu nie jest mi potrzebne. Podążam za naukami, jakie mi wpojono w niezbędnym minimum. Ale Cecil? Cecil okręcił swoje życie wokół tej jednej figury, wokół Lilith. Stała się jego obsesją, a jej historia w jego ustach brzmi jak coś autentycznego, coś, co do czego nie ma najmniejszych wątpliwości. Jakby był absolutnie pewien, że wszystko odbyło się w ten właśnie sposób, o którym nas uczono. Ja nie mam w sobie aż tyle wiary w historię. Przecież spisywali ją ludzie, a wiadomo jakim jesteśmy gatunkiem. Wystarczy spojrzeć na Krąg i Kościół. To jest ta nasza wiara, ta prawda? To, co powiedzą, będzie prawdą, niezależnie od tego, jak wygląda rzeczywistość.
Lilith jest matką, która obserwowała śmierć własnego dziecka. Może. Ale Aradia zmarła na Ziemi, zmarła z woli Gabriela i to on jest odpowiedzialny za zakończenie jej misji tutaj, wśród nas. Aradia zmarła, żeby magia mogła się narodzić poza piekłem. No i… Dusza jest przecież nieśmiertelna. Czy jej dusza nie zeszła do piekła, by spędzić wieczność wraz ze swoimi rodzicami? Lilith jej nie straciła, Aradia po prostu wróciła do niej szybciej, niż założono, prawda?
Ale za tę tragedię przecież odpowiada Gabriel. — A więc do niego powinna pielęgnować żal, nie do Lucyfera. Gdyby chciała zemsty, odwracanie się od ojca jej dziecka nie miałoby najmniejszego sensu. Przecież zjednoczeni mają większe szanse przeciwko zastępom anielskim, jeśli zemsta ta miałaby kiedyś dojść do skutku.
Wykreślony rok. Za decyzje Fogartych odpowiadała Lilith? Co to znaczy? Oni też mieli wizje, w które wierzyli? To jakaś choroba rodowa? O to chodzi? Przecież… No przecież nie rozmawiali z prawdziwą Lilith, to niemożliwe, prawda? Gdyby piekielne bóstwa tak po prostu ukazywały się ludziom i mówiły im, co mają robić, to przecież… ktoś by o tym wiedział, ktoś by o tym pisał. To wszystko brzmi jak jakaś zbiorowa halucynacja albo niezbadana magiczna choroba psychiczna.
Słucham dalej, marszcząc co i rusz brwi, czyniąc nieświadome wygibasy mimiką i popijając wino. Te wszystkie rewelacje to naprawdę dużo. Z niezobowiązującego spotkania zrobiła się dyskusja na temat wiary i… I wcale nie mam ochoty jej uciąć. To w pewien sposób fascynujące, to, jak mocno te kwestie zajmują jego głowę. Ja sam niemal o tym nie myślę. Jasne, wiem, że w lutym wydarzyły się jakieś pokurwione rzeczy, ale zupełnie nie znam szczegółów. Nie było mnie tam, Piekielnik napisał swoje i w sumie nie zatrzymałem się na tym dłużej myślami, chociaż trochę uderzył we mnie widok wszystkich zniszczeń — nie spodziewałem się, że jest aż tak źle. A teraz Cecil mówi, że kapłani zaryglowali drzwi? Płonący żywcem ludzie, brak gwardzistów… I Cecil tam był, wszystko to widział?
Jak dobrze, że nic ci się nie stało… To musiał być paskudny widok — mówię z zamyśleniem i szczerym współczuciem. To brzmi strasznie, więc jak musiało wyglądać? To musi być jedno z tych wspomnień, które prześladują po nocach. — Czytałem o tym w Piekielniku, ale nie brzmiało w połowie tak poważnie, jak z twoich ust. Ale wiemy, jaki jest Piekielnik, nigdy nie napiszą złego słowa na Kościół. Ale, kurwa, ryglowanie drzwi… Naprawdę? — Kręcę głową w niedowierzaniu, które jednak nie ma siły przebicia. Wyobrażam sobie, że mogliby coś takiego zrobić, by chronić swoje tyłki. Kosztem innych czarowników, którzy w ich oczach nie są niczego warci. Okropność. I Kościół w pigułce. Tylko że to nie jest robota Trójcy, na pewno nie. To robota ludzi i ustalonego przez nich porządku. Który my akceptujemy, bo przecież nikt nie odważyłby się zbuntować przeciwko Kręgowi i kapłanom. Gwardia może i jest ułomna, kiedy potrzebują jej cywile, ale niech ktoś podniesie rękę na jednego z tych wyżej, a zaraz zwali się cała ich chmara.
Czego według Cecila chce Lilith? Tego właśnie? Buntu?
Wierzysz, że Lilith chce lepszego życia dla czarowników spoza Kręgu? — zataczam leniwie kółeczka kieliszkiem, obserwując jak czerwień rozlewa się co i rusz po ściankach. — Ja nie. — Wbijam spojrzenie w Cecila z zupełnie poważną miną, która według wielu mogłaby mi nie pasować. Ludzie pewnie są przyzwyczajeni do tego, że czas spędzony ze mną, to czas beztroski i wesoły. Ale to nie tak, że nie umiem rozmawiać na poważne tematy. Ba, całkiem lubię się nad nimi rozwodzić z odpowiednimi osobami. No i lubię czasem sobie pofilozofować, czy pomówić o zupełnie niestworzonych, hipotetycznych sytuacjach i zjawiskach. Winko zresztą sprzyja tym rozmowom. I nasz dzisiejszy nastrój najwyraźniej również.
Zakładając, że Lilith, Lucyfer i Aradia naprawdę mają jakikolwiek bezpośredni wpływ na nasze życie… Nie wierzę, że ich działania mają nam pomóc. Od kiedy istoty, które są ponad wszystkimi i mogłyby ruchem ręki zmieść całe życie na Ziemi, dbają o kogoś poza sobą? Jeśli mają swoje konflikty, to my będziemy co najwyżej narzędziem do zrealizowania ich celów. Na sprzeczkach kogoś tak potężnego, my możemy tylko ucierpieć. A oni? Dojdą do porozumienia i będą istnieć przez kolejne eony, kiedy nas już dawno tutaj nie będzie. — Tak, to jest chujowe, ale nasze istnienie w większej perspektywie to nawet nie mrugnięcie okiem. Lepiej przeżyć to krótkie życie dla siebie, a nie dla tych, którzy ledwie dostrzegają nasze istnienie. Jasne, to Trójcy zawdzięczamy magię, ale dlaczego się nią podzielili? Przecież nie z czystej bezinteresowności. Wojna między Gabrielem a Lucyferem trwa całe wieki, Lucyfer po prostu chciał zbudować armię, chciał mieć swoich popleczników. I owszem, jest lepszy od Gabriela, który swoich wyznawców karmi jedynie obietnicami, a nie daje nic w zamian, jednak w ostateczności dla jednego i drugiego znaczymy tyle samo. Jesteśmy środkiem do osiągnięcia celu. To tyle.
Rozmowy o religii przeplatają się z wątkami miłosnymi i wydaje się to tak naturalne, jak oddychanie. Wojny toczą się tak przez wiarę, jak i przez miłość, ostatecznie więc grunt jest całkiem podobny, nie?
To straszne. Być z kimś ze świadomością, że nie ma to przyszłości. Nie mógłbym, nie dałbym rady. Zbyt mocno bałbym się tego momentu, w którym szczęśliwe dni dobiegną końca, w którym padnie to ostateczne „dość”. Może i powiedziałem, że boję się, że Leander mógłby mnie zostawić, ale tak naprawdę to przecież trochę pierdolę. Ten lęk jest nieuzasadniony. On mnie kocha, rozumie, zaręcza, że jestem ważny. Nawet jeśli kiedyś byśmy się rozstali, to nie dlatego, że do tego dążyliśmy. Nie, dążymy do tego, by być ze sobą na zawsze. Tak mi się wydaje. Ja do tego dążę, skoro już odnaleźliśmy się znów.
Miłość czy uzależnienie? Czy jestem pewny? Tak. To musi być miłość. Ale… Jak właściwie odróżnić ją od uzależnienia? Nigdy nad tym nie myślałem.
Nie, nie — zaprzeczam z determinacją, kiedy padają kolejne słowa. Nie boję się aż tak bardzo, przecież wiem, że on też nie umiałby tak po prostu mnie zostawić.
Wiem…?
W gruncie rzeczy znów nie odezwał się pierwszy, znów nie pisze, znów nie dzwoni, choć miał to zrobić.
Mam wyjście, dużo wyjść, przecież wiem. — Tak. Miałem od groma kochanków i kochanek, wiele z tych osób byłoby skłonnych wejść w związek, gdybym tylko wyraził chęć. Ale… Ale żadna by tego nie uniosła. Żadna nie była Leandrem. Czy naprawdę się od niego uzależniłem?
Nie wiem, jak miałby wyglądać inny związek, nie wiem, czy umiałbym się w nim odnaleźć. Leander wpoił mi wzorce, których inni nie rozumieją. Których ja sam do końca nie rozumiem, ale z którymi jest mi wygodnie.
To musi być miłość. — Nie wiem, czy przekonuję jego czy siebie, ale chcę w to wierzyć. Wierzę. — Skoro nie zapomniałem o nim przez te cztery lata, to musi być prawdziwe uczucie. No i on też… Był wściekły, kiedy wróciłem. Za to, że go zostawiłem. Więc jemu też cały czas zależało.
Cecil mówi, że lubi balansować na granicy ryzyka. Rozumiem. Sam to robię, codziennie. Nie umiem żyć bez adrenaliny, bez narażania swojego życia, bez wchodzenia w relacje, które mogą skończyć się własną teczką w aktach kryminalnych oraz tym pięknym ciałem dwa metry pod ziemią. Rozumiem to. Ale… Ale ten rodzaj ryzyka? Gdzie w rolę wchodzi cały związek, przyszłość, tyle ważnych, istotnych uczuć. Ten rodzaj bólu związany z porzuceniem musi być czymś wyjątkowo paskudnym. Czy ciągła niepewność naprawdę może mieć swoje plusy, może napędzać uczucie? To brzmi okrutnie, brzmi niewłaściwie.
Są inne sposoby, by poczuć ryzyko. — Wszyscy jesteśmy hipokrytami, na szczęście mi mojej hipokryzji jeszcze nikt nie wytknął (przez ostatnią dobę lub dwie). I niech tak zostanie. Ja ryzykuję zdrowiem i życiem, ale nie tym, że bliska mi osoba w jednej losowej chwili powie arrivederci. — Zasługujesz na kogoś, kto będzie przeżywał je razem z tobą a nie nim będzie. Wy dwoje przeciwko światu. Tylko pomyśl, nie byłoby cudownie? — Przechylam lekko głowę ku ramieniu, uśmiechając się do własnych wizji. To jest esencja miłości, prawda?
Ira Lebovitz
Wiek : 23
Odmienność : Czarownik
Miejsce zamieszkania : Salem
Zawód : akrobatka / współwłaściciel klubu "WhizzArt"