Witaj,
Mistrz Gry
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t58-budowanie-postaci
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t179-listy-do-mistrza-gry
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t58-budowanie-postaci
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t179-listy-do-mistrza-gry
KRZYWY ZAUŁEK
W biedniejszej części Deadberry znaleźć można krzywy zaułek, miejsce od lat zapomniane i niechętnie odwiedzane, bo ciężko znaleźć tutaj cokolwiek innego niż parę okien, dwa balkony i kamienice z cegły. Dziwnym trafem, ten rejon upodobali sobie w szczególności zielarze, często strudzeni faktem, że muszą hodować swoje rośliny daleko od lasów i swobodnego przewiewu wiatru. W zaułku stoi blisko dwadzieścia donic różnej wielkości, w których mieszkańcy posadzili najróżniejsze kwiaty i krzewy. Zgubiony turysta albo mieszkaniec znający tę okolicę może liczyć na to, że zawsze znajdzie w jednej z nich coś ciekawego.
[ukryjedycje]

Ostatnio zmieniony przez Mistrz Gry dnia Czw Lip 20, 2023 9:02 pm, w całości zmieniany 1 raz
Mistrz Gry
Wiek :
Miejsce zamieszkania : Piekło
Zawód : Guru sekty satanistycznej
Mistrz Gry
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t58-budowanie-postaci
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t179-listy-do-mistrza-gry
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t58-budowanie-postaci
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t179-listy-do-mistrza-gry

Targowisko rzeczy wszelakichNa rany Aradii

Miejsce ozdobione jest wszelkiego rodzaju kwiatami, wiązankami i wstążkami, kolorując ulicę w istną tęczę. Stoiska ustawione są wzdłuż głównej alei, a pomiędzy nimi panuje niemały ścisk. Oczywiście, zgodnie z wiedzą wszystkich czarowników, nie ma mowy, by tak wielkie wydarzenie zostało porzucone przez Czarną Gwardię, która regularnie patroluje to miejsce. Chociaż ta nie zwykła zajmować się drobnymi kradzieżami albo kieszonkowcami, tak padło jasne i wyraźne polecenie "Kapłanom i Kręgowi ma włos z głowy nie spaść. W tej kolejności".

Żeby dokonać zakupów na targowisku rzeczy wszelakich, należy zastosować się do mechaniki opisanej w temacie wydarzenia Na rany Aradii.

PrzedmiotOpis$
Chińska Skrzynia WspomnieńTo lekka drewniana skrzynia wielkości małej poduszki, która umożliwia przechowywanie w niej wspomnienia z pomocą Rytuału Zapomnienia, ale i pozwala na jego kopiowanie, dzięki czemu czarownik nie zapomina przeszłych zdarzeń.50
Fiolka w kolorze fiołkowymTo wyjątkowa fiolka do przechowywania eliksirów. Ciekawa iluzja szkła sprawia, że wlany do środka eliksir nie tylko jest zupełnie niewidoczny dla patrzącego, a opakowanie wydaje się puste, ale także traci swój specyficzny smak. Jednorazowego użytku.20
GolemOdkryty przez żydowskich uczonych na długo przed otwarciem Wrót Piekieł. Trzymany najczęściej w kartonowym pudełku gliniany metrowy stwór nie posiada ani głosu, ani duszy, przez co jest dość przyjemnym współlokatorem. Potrafi wykonywać najprostsze czynności, jak podanie szklanki albo przesunięcie fotela, ale należy uważnie precyzować polecenia, gdyż ta ciekawa istota rozumie wszystko bardzo wprost.300
Kolia królewskich perełPrzez wielu traktowana jak szwindel, dla naprawdę zainteresowanych tematem jest istnym arcydziełem. Niestety oprócz zapierającego dech w piersi wyglądu nie posiada żadnych magicznych właściwości, ale umożliwia zaklęcie w niej demona.150
Kropla młodościCiekawy eliksir pochodzący z Chin. Dodaje wigoru, zdrowia i doskonale radzi sobie z pierwszymi oznakami starzenia. Wypity pozwala na opóźnienie powstawania zmarszczek, dzięki czemu skóra wygląda na bardziej rozświetloną i naciągniętą. Niestety, czego nie wspomina sprzedawca, efekt eliksiru działa tylko przez dwa tygodnie, więc żeby rozkoszować się wyglądem młodzika, należy stosować go regularnie.20
Kropla wody ze źródełka w BiałowieżyNiezwykła substancja mogąca być wzbogaceniem każdego eliksiru leczniczego lub wypita bezpośrednio z fiolki, w której jest sprzedawana. Kropla wody pochodząca z Białowieży ma wyjątkowe właściwości lecznicze. Po jej spożyciu jest w stanie zniwelować wszystkie skutki utraty punktów życia wewnętrznych.50
Magiczny bumerangDrewniany zdobiony przedmiot w kształcie półksiężyca, został przywieziony z Australii. Zawsze trafia w wyrzucony cel, niezależnie jak daleko ten się znajduje, po czym wraca do właściciela. W przypadku trafienia w ofiarę zabiera jej 20 powierzchownych punktów życia. Działa tylko w obszarze jednej lokacji, o ile postacie nie są oddzielone zamkniętym z każdej strony murem. Nie przechodzi przez magiczne tarcze.150
Magiczna liraStworzona na wzór jednego z atrybutów Apolla. Podobno muzyka z niej płynąca jest w stanie uspokoić nawet dzikie i wściekłe bestie. Co ciekawe — lira potrzebuje jedynie jednego uderzenia palcami w struny, by nieprzerwanie grać aż do momentu, kiedy czarownik uderzy w nie ponownie. Działa tylko na zwierzęta i bestie.80
Młynek warszawskiPochodzące z Polski magiczne urządzenie rodem z legendy o Warsie i Sawie. Magiczny młynek ma moc zamieniania ziarna w złoto. Pozwala w ten sposób wytworzyć 3 uncje prawdziwego czystego kruszcu, który następnie może zostać użyty na przykład w jubilerskich praktykach. Później traci swoje właściwości i po prostu się psuje. Po użyciu młynka należy zgłosić ten fakt w dodatkowych aktualizacjach celem dopisania złota do ekwipunku postaci.25
NkondiTo pochodząca z Kongo figurka w kształcie człowieka lub psa, w której zaklęty jest bardzo zawzięty duch. Figurki charakteryzują się wbitymi w nie gwoźdźmi i ostrzami, co ma reprezentować dwie rzeczy: przysięgę między dwiema stronami, zobowiązanie do zapewnienia ochrony przed wrogami lub przysięgę zemsty. Zaklęty w figurce duch ochrania dom przed wrogami, rozpraszając nieprzyjemną magię, a czasem mogąc nawet opętać włamywacza.50
Ośmiogranne zwierciadłoJapońskie zwierciadło, które ma ukazywać prawdę. Patrząc w nie, można zobaczyć rzeczywistość bez żadnej iluzji lub zniekształcenia, wywołanego magią lub jej anomaliami.50
Pudełko na snyMałe drewniane pudełko z wypalonym symbolem łapacza snów, które pozwala w formie mgiełki zamknąć jeden dowolny sen, a następnie pokazać go drugiej postaci z perspektywy osoby pierwszej.25
TupilakTo inuicka figurka wykonana z kości zwierzęcej lub ludzkiej, która została powołana do życia przez tamtejszego szamana. Przypomina dziwne pokraczne stworzenie mniej więcej o wysokości 30-40 centymetrów, ale każdy z tupilaków ma swój wyjątkowy wygląd. Wysłana przez właściciela będzie ścigać swój cel, dopóki nie spocznie, aby w imieniu swojego pana zemścić się na nim, a następnie rozsypie się w pył.150
Sadzonka drzewa monetZmodyfikowana chińska roślinka przyciągająca dostatek. Odpowiednio zasadzona i pielęgnowana jeden raz na okres fabularny jest w stanie przynieść opiekunowi 30 dolarów. Żeby opiekować się sadzonką, należy posiadać minimum I poziom botaniki. Żeby odebrać 30 dolarów, należy napisać post, w którym postać pielęgnuje drzewko, które następnie obradza w dolary.45
Syberyjska drumlaWykorzystywana przez tamtejszych szamanów do wprowadzania się w trans. Używana przed przystąpieniem do rytuału obniża jego próg o 5. Żeby wykorzystać drumlę, należy posiadać minimum I poziom zdolności gry na dowolnym instrumencie.60
Zestaw 6 galijskich kieliszków do winaWierne kopie kryształów, z których pijali francuscy władcy. Kieliszki mają magiczną zdolność napełniania się winem w sekundę po jego opróżnieniu, co jest nie tylko wygodne, ale też często zgubne dla niehamujących się w piciu.20
Złote jajo bazyliszkaJajko wielkości strusiego, w złotej skorupce. Chociaż nie nadaje się do spożycia, pięknie wygląda na półce. Podobno wysiadywane przez ropuchę lub węża przez 9 lat, sprawi, że narodzi się z niego bazyliszek.30
Złoty kociołDoskonały do warzenia eliksirów. Zapewnia bonus do rzutu kością k100 na wytwarzanie eliksirów wynoszący +5.250
Mistrz Gry
Wiek :
Miejsce zamieszkania : Piekło
Zawód : Guru sekty satanistycznej
Sierra Ignacio
POWSTANIA : 14
SIŁA WOLI : 15
PŻ : 169
CHARYZMA : 15
SPRAWNOŚĆ : 2
WIEDZA : 9
TALENTY : 21
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t305-sierra-ignacio
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t313-sierra-ignacio
RELACJE : https://www.dieacnocte.com/t314-i-ginie-sierra#922
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t315-poczta-sierry-ignacio
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/f73-ulica-znana-z-niczego-1-3
BANK : https://www.dieacnocte.com/t1072-rachunek-bankowy-sierra-ignacio
POWSTANIA : 14
SIŁA WOLI : 15
PŻ : 169
CHARYZMA : 15
SPRAWNOŚĆ : 2
WIEDZA : 9
TALENTY : 21
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t305-sierra-ignacio
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t313-sierra-ignacio
RELACJE : https://www.dieacnocte.com/t314-i-ginie-sierra#922
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t315-poczta-sierry-ignacio
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/f73-ulica-znana-z-niczego-1-3
BANK : https://www.dieacnocte.com/t1072-rachunek-bankowy-sierra-ignacio
marzec 29, 1985

To było moje 200 dolarów i zasłużyłam sobie na nie. To było moje 200 dolarów. To było moje.
Ściskałam w dłoni dwa zielone papierki, wciskając je w kieszeń. Może Benjamin Franklin nabrał już trochę potu z moich dłoni, ale miałam to gdzieś, bo gdy tylko usłyszałam o cudzie (jakby z samego Piekła), który można było znaleźć na targu bibelotów z okazji Męczeństwa Aradii, tak od razu poczułam, że moje życie ma sens. To nie tak, że byłam zakupoholiczka — zwyczajnie nie podobało mi się zostawianie złotych kociołków na pastwę losu, by dorwała je jakaś stara, gruba i brzydka baba, która planowała w tym gotować zupę. Było tak wiele przyjemnych mikstur, które w moim ulubionym kolorze wyglądałyby sto razy lepiej, że nie zamierzałam oponować, gdy jego blask wdarł się w moje ciemne oko. Nagle „to jest moje 200 dolarów i zasłużyłam na nie” zostało zagłuszone prostą myślą „muszę mieć” i „daj mi to”. Czynsz opłaci się sam. Jakoś to załatwię. Nigdy nie uważałam siebie za osobę przesadnie materialistyczną (obskurnie, potwornie, do szpiku kości); zawsze sądziłam, że za moim kompulsywnym kupowaniem podróbek torebek i rajtuz kryje się głębszy sens.
Dzień dobry, to po ile? — wskazałam na kociołek, który od samego początku sobie upatrzyłam. Ten średniego rozmiaru, idealny na kuchenkę i palnik i ognisko w lesie... Nie. Żadnych lasów. — To prawdziwe złoto, a nie jakaś podrabiana banialuka?
Dopytywałam sprzedawcy o dziwnych zielonych oczach i rozbieganym wzroku, gdy ten opowiadał mi, że w istocie to prawdziwe złoto. Chuja wiedziałam na ten temat. Może gdybym zabrała ze sobą Lilę, to powiedziałaby coś więcej i dogadała się z nim lepiej (obydwoje wyglądali, jakby pochodzili z podobnego regionu). Tymczasem byłam zdana tylko na siebie i nie zastanawiając się długo, wyciągnęłam z kieszeni tamto 200 dolarów, co mi się należało, dorzucając do tego jeszcze 25 (w drobnych).

wydaje 225$ na złoty kocioł, z tematu
Sierra Ignacio
Wiek : 25
Odmienność : Medium
Miejsce zamieszkania : stare miasto, Saint Fall
Zawód : medium, wróżbitka za dolara
Agatha Rauschenberg
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t1267-agatha-rauschenberg#12824
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t1281-agatha-rauschenberg#13212
RELACJE : https://www.dieacnocte.com/t1283-agatha-rauschenberg#13215
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t1282-poczta-agathy#13214
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/
BANK : https://www.dieacnocte.com/t1284-rachunek-bankowy-agatha-rauschenberg#13216
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t1267-agatha-rauschenberg#12824
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t1281-agatha-rauschenberg#13212
RELACJE : https://www.dieacnocte.com/t1283-agatha-rauschenberg#13215
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t1282-poczta-agathy#13214
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/
BANK : https://www.dieacnocte.com/t1284-rachunek-bankowy-agatha-rauschenberg#13216
28 marca 1985

Erick do samego końca nie wierzył, że Agatha zabierze go do Saint Fall. Był przekonany, że to tylko czcze gadanie, tak, jak miała to w zwyczaju matka, której w zasadzie prawie nie widywał. Widział tylko, jak przychodziła z pracy zmęczona, jadła obiad przygotowany przez babcię i szła do siebie, najpewniej, żeby poszła spać. Już dawno przestał choćby chwalić się ocenami w szkole czy wykonanymi rysunkami.
Ostatnie spotkanie z Markiem nie tyle dało jej do myślenia, co otworzyło oczy. Była złą matką. Nie zajmowała się własnym synem, oddała go pod opiekę babci i trzymała w domu u siebie chyba tylko na siłę, tylko po to, żeby zaprzeczyć rzeczywistości. Problem jednak leżał w tym, że nie mogła też zrezygnować ze swojego życia. Swojej kariery, na którą tak ciężko pracowała przez bardzo długie lata. Nie mogła tego rzucić, bo zwyczajnie nie chciała tego rzucić.
Ale kosztem kariery poświęciła swoją rodzinę.
Mark miał więc rację. Była złą matką, a zabranie Ericka do Saint Fall to jak naklejenie plasterka na rozerwaną tętnicę – ni to przydatne, ni pomocne, nie odwróci czasu i nawet nie zadziała, ale ktoś się chociaż postarał i poudawał, że próbuje jakoś załagodzić problem.
Tylko, że to w niczym nie pomoże.
Pozew został złożony i po ostatnim spotkaniu kilka tygodni temu była pewna, że na sali rozpraw w rzeczywistości się zobaczą. Teraz była bardziej pewna niż przedtem.
Pytanie tylko, czy mąż odbierze jej Ericka czy też uda jej się go zatrzymać.
Gdyby tylko pomyślała o czymś więcej niż własny interes i własne imię, zapytałaby siebie sama, dlaczego chce zatrzymać przy sobie syna. Przecież z ojcem będzie mu o wiele lepiej – z tym tylko, że ojciec zawód ma o wiele bardziej ryzykowny i częściowo mniej dochodowy niż ona. Ale poza tym o dziecko dbał o wiele lepiej, wobec tego – dlaczego jej tak zależało, żeby Erick został z nią w domu i był najpewniej aż do dorosłości nieszczęśliwy?
Nie potrafiła tego odpowiedzieć.
Nie chciała na to odpowiadać w dniu, kiedy wsiedli w samochód i pojechali z Salem do Saint Fall. Hotel był zarezerwowany, więc teraz pozostawało jedynie zobaczyć absolutnie wszystkie możliwe atrakcje – a pierwszą z nich był najbardziej krzykliwy targ z przeróżnymi bibelotami praktycznie w samym centrum miasta, w magicznej dzielnicy tętniącej dziś życiem bardziej niż zapewne kiedykolwiek.
Erick tego nie mógł wiedzieć, bo nie bywał tu tak często jak ona.
Zazwyczaj był stonowanym i rozsądnym chłopcem, ale mogła poznać po jego świecących się oczach, że był zachwycony całokształtem. Kolorami, przepychem, ludźmi. I stoiskami, przez które właśnie przechodzili razem. Co i rusz podchodził do któregoś, aż nareszcie zatrzymał się przy jednym, oglądając figurkę psa, w którą powbijane były gwoździe i jakieś inne ostrza.
Dość osobliwe.
Ach, masz świetny gust, chłopcze! – zaczepił Ericka handlarz jeszcze zanim Agatha zdołała się pochylić i podpytać, czy mu się podoba. – To niesamowita figurka, pełna magicznych właściwości. Stanie się Twoim najlepszym przyjacielem!
Agatha uniosła lekko brew. Znała te śpiewki, handlarze potrafili nawet i byle gówno sprzedać za wystarczająco wysoką cenę, jeśli tylko znaleźli wystarczającego idiotę.
Jakich magicznych właściwości? – doczepiła się do tego więc Agatha, stając przy Ericku, który właśnie trzymał w rękach figurkę i spoglądał z dołu na matkę.
Szanowna pani, otóż ta figurka to nie byle bibelot! To prawdziwa magiczna rzeźba sprowadzona prosto z Kongo. Te wbite gwoździe mają symbolizować przysięgę, bo zaklęty w niej jest wyjątkowo złośliwy duch! Ale duch ten strzeże tego, kto jest w jego posiadaniu, dlatego świetnie nadaje się do obrony domu!
Brzmi jak kompletne bzdury – stwierdza Agatha, mając już mówić, aby Erick zostawił ją na miejscu.
Żadne bzdury! To najprawdziwsza prawda, szanowna pani!
I ile pan sobie za nią życzy? – pyta bardziej od niechcenia niż z faktycznego zainteresowania, obserwując, że Erickowi naprawdę wpadła w oko.
Pięćdziesiąt dolarów, szanowna pani.
Agatha parska krótko śmiechem.
Pięćdziesiąt dolarów! Ta figurka Kongo widziała pewnie tylko na zdjęciu. Dam za nią najwyżej dwadzieścia.
Dwadzieścia dolarów, przecież to skandal, żeby za takiego ducha tyle płacić! Zejdę do czterdziestu pięciu, ani dolara mniej.
Dam dwadzieścia pięć.
Czterdzieści pięć i ani dolara!
No trudno, Erick, odłóż figurkę…
Ależ, dogadamy się! Czterdzieści!
Dwadzieścia pięć, to nie jest tyle warte…
Ach, szanowna pani umie się targować… no dobrze, specjalnie dla pani okazyjna cena, trzydzieści pięć dolarów!
Agatha spogląda na Ericka, który za to patrzy na nią. W dłoniach wciąż trzyma posążek pieska. Ma ochotę westchnąć, bo jak każde małe dziecko, chciał mieć zwierzątko żywe, tylko że nie mieli czasu jeszcze zajmować się kolejnym stworzonkiem.
Niech ma chociaż takie.
Zgoda, trzydzieści pięć – przystaje ostatecznie Agatha, uznając, że to nie jest najgorsza cena, jaką mogłaby wynegocjować (choć mogłaby być, naturalnie, niższa). Miała już odchodzić, kiedy zobaczyła w rogu ustawiony komplet kieliszków. Jak o tym pomyślała, te także by jej się przydały. – A te? Też mają magiczne właściwości?
Ależ oczywiście! Zaraz po opróżnieniu kieliszka napełniają się winem. Doskonałe na każdą okoliczność!
I pewnie też przyjechały z Kongo?
Ależ skąd. To czysty import z Francji, prosto od francuskiej arystokracji!
Z pewnością. Ile pan za nie chce?
Dwadzieścia dolarów, szanowna pani.
Dam dziesięć.
Osiemnaście.
Dwanaście.
Ach, niech stracę, dla tak uroczej klientki, czternaście!
Cóż za owocne zakupy.
Pliki dolarów zaszeleściły i za moment trafiły do ręki sprzedawcy, kiedy Agatha odbierała i zestaw kieliszków, i figurkę, którą z zadowoleniem w rękach ściskał Erick.

Wydaję 35$ na nkondi i 14$ na zestaw 6 galijskich kieliszków do wina, do negocjacji wykorzystuję perswazję (III)
Agatha z tematu
Agatha Rauschenberg
Wiek : 38
Odmienność : Czarownica
Miejsce zamieszkania : Salem, Massachusetts
Zawód : prokurator / adwokat
Barnaby Williamson
ANATOMICZNA : 5
ODPYCHANIA : 33
WARIACYJNA : 1
SIŁA WOLI : 11
PŻ : 211
CHARYZMA : 9
SPRAWNOŚĆ : 25
WIEDZA : 6
TALENTY : 16
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t285-barnaby-williamson#794
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t404-barnaby-williamson#1290
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t405-poczta-barnaby-ego-williamsona
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/f107-ulica-staromiejska-9-6
BANK : https://www.dieacnocte.com/t1062-rachunek-barnaby-williamson
ANATOMICZNA : 5
ODPYCHANIA : 33
WARIACYJNA : 1
SIŁA WOLI : 11
PŻ : 211
CHARYZMA : 9
SPRAWNOŚĆ : 25
WIEDZA : 6
TALENTY : 16
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t285-barnaby-williamson#794
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t404-barnaby-williamson#1290
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t405-poczta-barnaby-ego-williamsona
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/f107-ulica-staromiejska-9-6
BANK : https://www.dieacnocte.com/t1062-rachunek-barnaby-williamson
28 marca 1985

Ostatnie zaciągnięcie papierosem, ostatni zakręt, ostatnia minuta ciszy; czas cofnąć się po własnych śladach.
Odkąd pamięta — pamięć to papirus; źle przechowywany kruszeje, zakonserwowany przetrwa wieczność, skatalogowany w głowie pozwoli odtworzyć dwadzieścia—kilka wizyt — targowisko było obowiązkowym przystankiem obchodów Męczeństwa. Kryształowe koraliki i szafran na wagę, dwa tuziny odcieni skóry i dwieście dwadzieścia dwie okazje do stracenia portfela; bazar w pamięci i ten, który ze szczytu schodów obserwuje dziś, rozlewa się na całą szerokość krzywego zaułka. Środkiem prześlizgiwał się tłum głów; niskie i wysokie, jasne i ciemne, w czapkach i bez, roześmiane i niepewne, czy nadal wiedzą, czym jest śmiech. Targowisko od zawsze przypominało ławicę ciągnących na żerowisko ryb wpływających we wściekle barwną i gwarną rafę koralową.
Jutro o tej godzinie będzie ubrany podobnie, skupiony tak samo i skalkulowany do czwartego miejsca po przecinku; jutro będzie najpierw gwardzistą, później klientem. Dziś nie do końca wiedział, czym jest; nie bardzo rozumiał, po co jest; nie wie—
Orestes, odbierz. Mam pytanie natury filozoficznej.
Wezbrana fala porwała go bezboleśnie i po raz pierwszy w życiu nie myślał o tonięciu; wyrównaj oddech — to pierwsza lekcja. Utrzymaj kontrolę — to życiowa mantra. Nie daj się okraść — to kwestia dumy. Trzydzieści pięć straganów, nad których legalnością czuwała Czarna Gwardia, czyhało na przechodniów; na lewo kurkuma, na prawo dżuma, pośrodku dwa strumienie przesuwające się w przeciwległych kierunkach. Już po kilku krokach usłyszał:
— Dobry panie, ja powróżyć!
Nawet nie zwolnił kroku; odpowiedź przecież nie leży zapisana w gwiazdach — Williamson właśnie wdeptał ją w bruk Deadberry, od sześciu lat pogodzony z myślą, że życie to tak właściwie umieranie  — po prostu bogaci mają więcej przerw na reklamy w technikolorze. Tylko dziś do południa, niepowtarzalna promocja! Dwa w cenie trzech! rozbrzmiało gdzieś po lewej; golem służy, golem radzi, golem nigdy was nie zdradzi to odpowiedź na prawo.
— Kropla młodości dla miłośnika ości?  — to pytanie rzucone z naprzeciwka — niewiele brakowało, żeby stratował niskiego, łysawego wróżbitę; był łysy, więc równie dobrze mógł być kiedyś rudy — zaufanie obniżone o równe pięćdziesiąt procent. Wyminięcie go to kwestia kroku; otworzenie gęby to kwestia zasady.
Złamana przegroda nosa czy grób w polu prosa?
Wyrazu twarzy na—pewno—łysego i potencjalnie—rudego wróżbity nie zauważył; jeśli ten mamrotał pod nosem klątwę na trzy kolejne zmarszczki, Barnaby zasugerowałby mu precyzyjność. Te pod kolanami — nie strzelają przy kucaniu, dziwne uczucie — zwykle przechodzą bez echa. W rozedrganym tłumie i tonach bibelotów łatwo przegapić cenne przedmioty; przed barwny stragan, na którym ilość artefaktów dorównywała tylko natłokowi jasnych kolorów, pchnął go przypadek.
Albo rudy—łysy wróżbita — pewnie siłą woli; diruptio by poczuł.
Po ile? i dlaczego tak tanio? Pudełeczko snów przy jego dłoni miało odciągnąć uwagę od właściwego punktu zainteresowania — sztuczka stara jak świat i jednakowo wyeksploatowana.
— Dla pana, miłościwy panie, czterdzieści dolarów i rozejdziemy się w zgodzie.
Pudełko na sny wykonano z prostego, ładnie ozdobionego drewna; pod wieczkiem musiały tkwić wyryte inkantacje.
M—hm. Za czterdzieści dolarów powinno być wypełnione rytualnym prochem — lekkie stuknięcie knykciem w zamknięte puzderko ujawniło sekret; puste.
— Oh! Ten też mamy, dorzucę za—
Innym razem.
Jutro. Wróci tu jutro, kiedy wizyta będzie obowiązkiem, nie wiedzionym nawykiem zanurzeniem się w nurt krzywego zaułka. Sekunda zawahania poprzedziła kilka kolejnych — w natłoku dźwięków, kolorowych szkiełek i gorących placków z Lucyfer—wie—czego, obojętność Williamsona była (nie)miłą odmianą; chłodne kamienie wyblakłej zieleni oczu zatrzymały się dopiero na—
Nkondi?
Dwa typy; pies i mężczyzna, gwoździe i ostrza. Symbolizm dostrzegalny gołym okiem — cokolwiek nie siedziało w środku, było zawzięte.
— Zna się pan na zaklętych figurach?
Autodestrukcyjne trytony z lunaparku się liczą?
Bardziej na psach i przysięgach.
To łatwe, kiedy jednym się jest, drugie się składa i oba nierozerwalnie się z sobą łączą.
Dłoń mimowolnie powędrowała w kierunku psiej figury; wyglądał, jakby kucał, więc stan drewnianych stawów ocenił na niestrzykający.
— Siedemdziesiat dolarów i będzie pańska. Przybyła z dalekiego Konga, gdzie—
Nganga zaklął w niej zawziętego ducha — zakurzona, ale mimo wszystko — wiedza; religioznawstwo to nie tylko krzyżyki i Jezusiki. Zaskoczone spojrzenie sprzedawcy zbył lekkim wzruszeniem ramion; gwóźdź pod palcami był przyjemnie ciepły. — Amerykanie czasem mylą książki z opakowaniem płatków śniadaniowych.
Ciche prychnięcie śmiechem to punkt dla Williamsona i kilka dolarów w portfelu; tych nie liczy — w przeciwieństwie do pierwszego. Powinien zrobić tabelkę z dzienną ilością osób, u których wywołuje prychnięcia — podzieliłby je na rozbawione, zaskoczone, próbujące złapać oddech pomiędzy kolejnymi uderzeniami o ścianę — a potem pokazać ją profesjonalistce od tabelek i powiedzieć widzisz? Dziś aż cztery.
— Dla pana sześćdziesiąt, ale tylko za nienazwanie ngaga szamanem.
Drgnięcie w lewym kąciku ust było obietnicą; uśmiechu czy satysfakcji?
Czterdzieści i obiecuję, że nigdy nie użyję słowa szaman.
Głośne ha! sprzedawcy poprzedziło uderzenie pięścią o stoisko, aż zatrzęsły się wszystkie figurki poza tą, którą Williamson już trzymał w dłoni. Nie wiedział, gdzie dokładnie trafi; wiedział za to, do kogo.
— Pięćdziesiąt, bo dostrzegam podobieństwo.
Nkondi zamerdałoby ogonem, gdyby nie było z drewna i nie przebijało go tuzin gwoździ; Barnaby rozumiał to zadowolenie. Psy wyczuwały, że są adoptowane; niedawno przechodził ten sam proces.
Czterdzieści pięć i nie obrażę się za porównanie.
Zgoda to wyciągnięta dłoń — do uścisku albo po pieniądze, w finalnym rozrachunku to bez znaczenia; sprzedawca otrzymuje oba. Williamson wysunął portfel z kieszeni, jeden pieniądz, drugi pieniądz, trzeci pieniądz. Banknoty szeleszczą, dwadzieścia, dwadzieścia, pięć — przy tym nie ma pojęcia, skąd tak niski nominał; mógłby zaoszczędzić jeszcze dwa dolary i kupić za nie dwa tanie wina, ale jaki przykład dałby figurce?
Nkondi nie odpowiada; jest przecież tylko drewnianym psem—stróżem — anioły w tej roli są passé.

płacę 45 $ za nkondi (—10% post, używam też perswazji na I, ale rezygnuję z urywania dodatkowych dolarów)

z tematu
Barnaby Williamson
Wiek : 33
Odmienność : Czarownik
Miejsce zamieszkania : Stare Miasto
Zawód : starszy oficer oddziału Czyścicieli w Czarnej Gwardii
Ronan Lanthier
NATURY : 21
WARIACYJNA : 5
SIŁA WOLI : 9
PŻ : 187
CHARYZMA : 3
SPRAWNOŚĆ : 14
WIEDZA : 10
TALENTY : 10
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t1397-ronan-lanthier#15137
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t1407-ronan-lanthier
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t1408-poczta-ronana-lanthier#15502
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/f249-starlight-place
BANK : https://www.dieacnocte.com/t1413-rachunek-bankowy-ronan-lanthier#15567
NATURY : 21
WARIACYJNA : 5
SIŁA WOLI : 9
PŻ : 187
CHARYZMA : 3
SPRAWNOŚĆ : 14
WIEDZA : 10
TALENTY : 10
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t1397-ronan-lanthier#15137
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t1407-ronan-lanthier
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t1408-poczta-ronana-lanthier#15502
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/f249-starlight-place
BANK : https://www.dieacnocte.com/t1413-rachunek-bankowy-ronan-lanthier#15567
30 marca 1985

Muszę siku to dopiero początek; jestem głodny to zaledwie preludium. Daleko jeszcze? to chórek dwóch chłopięcych głosów i ich stukrotności pod czaszką, która jeszcze nie pękła w pół — po prostu prezentuje podobną ewentualność. Wciśnięta w kieszeń torba z dodatkami w niczym nie pomaga; Ciaran osiem razy zapytał, czy to cukierki, Conall pięć razy obwieścił połowie targu, że to magiczne kamienie i w efekcie dwukrotnie próbowano ich okraść zanim dotarli do połowy targowiska.
Stragan—cel jest niepozorny na tle feerii barw, które na kilka minut pochłaniają uwagę chłopców; wciśnięty pomiędzy budę z curry i namiot wyglądający na cyrkowy, ma w ofercie tylko jeden rodzaj przedmiotów: magiczne instrumenty. Rok temu Ronan spóźnił się o kwadrans — ktoś sprzątnął ostatnią lirę w ofercie, Lanthier nie chciał odejść z pustymi rękoma i do Cripple Rock wrócił z fletem, który miał zachęcać szczury do tańca. Być może zachęcał, nie dowie się nigdy — tego samego wieczora bliźniaki pokłóciły się o to, czyja teraz kolej w bezładnym dmuchaniu w instrument i złamały go w pół; Jackie oznajmiła salomonowe rozwiązanie i wróciła do książki, a Ronan do skutków ubocznych fleta dopisał sprawia, że dzieci płaczą przez pół nocy, nie polecam.
Ma pan jeszcze liry, prawda? — bezdech nie ukrywa ekscytacji; ta zaczyna udzielać się chłopcom, którzy przestępują z nogi na nogę, nie potrafiąc zdecydować, co zrzucić ze straganu pierwsze — cymbałki czy trójkąt?
— Za osiemdziesiąt pięć dolarów będzie pańska — niski sprzedawca bez trudu uchwytuje spojrzenie Lanthiera; przez sekundę obaj patrzą na wykonaną z ciemnego drewna lirę i dopiero powaga ceny skłania Ronana do zmiany punktu odniesienia. Nie zapłaci aż tyle; obiecał komuś eklerki po zakupach.
Rok temu były po osiemdziesiąt.
Wie, co zaraz nastąpi. Za trzy, dwa—
— Rok temu o tej porze wszyscy sądziliśmy, że kadencja Reagana dobiega końca.
— jeden. Czarownik czy nie, polityka zawsze grzała krew; najważniejsze, żeby doprowadzić ją do optymalnej temperatury akceptowania finansowych warunków.
— Kto to Regon, tata? Wujek?
Conall, kiedy chce, ma dobry słuch; po prostu nie zawsze chce.
— Skąd jest wujek Regon, tata?
Ciaran, kiedy chce, ma celne pytania; po prostu nie zawsze pyta.
Z Oregonu, nie chcecie tam skończyć, więc spokój, bo was wyślę do wuja Regona i będziecie malować krowy na czerwono — coraz cieńsza zawartość portfela wydaje wyrok — musi zapłacić dokładnie tyle, ile za zakupy Jackie. Ani dolara więcej, ani pół dolca mniej; tylko tak unikną kłótni o wydatki na przedmioty czwartej potrzeby. Ronan, grający kawałek drewna to zachcianka Jacqueline po dziesięciu sekundach podeprze: ty nawet grać nie potrafisz i to będzie triumf Lanthiera.
Za to ty potrafisz, kochanie. Na cymbale.
Proszę pana, siedemdziesiąt. Za różnicę kupię im po rogaliku i żaden nie odezwie się słowem o polityce — realne zagrożenie przybrało formę rozchylonych ust — Conall pewnie zamierza zapytać, czy krowy będą malować na czerwono dlatego, żeby lepiej było je widać na trawie; wtedy Ronan będzie musiał mu wyjaśnić, że użyją czerwonego, bo Reagan to komunista. Wtedy Ciaran zapyta, co to komunista i użyje przy tym zaskakująco celnego jak na czterolatka zaimka rzeczowego.
— Siedemdziesiąt pięć — głos sprzedawcy brzmi ostatecznie, ale na tym świecie sądy ostateczne wydawać mogła tylko Lilith.
Siedemdziesiąt trzy, mam nawet odliczone, a za rok wrócę po dwa grające flety na szczury — wymowne kaszlnięcie w kierunku Conalla powstrzymało rączkę chłopca przed sięgnięciem po ukulele; jeszcze tego w domu brakowało. — Jak pan widzi, pożerają sporo energii.
Po raz pierwszy od początku rozmowy na ustach sprzedawcy migocze uśmiech — skinięcie głowy jest zgodą, która wprawia gotówkę w ruch. Ronan zaciska dłoń na lirze zanim ktokolwiek się rozmyśli albo instrument zostanie uszkodzony przed Ciarana; Conall odszedł już dwa kroki i Lanthier starszy musi powstrzymać usta przed ostrym gwizdnięciem.
Jackie twierdzi, że to niewychowawcze; Ronan uważa, że niezbędne.

Perswazja I: kupuję magiczną lirę i płacę 73 $.
z tematu
Ronan Lanthier
Wiek : 31
Odmienność : Czarownik
Miejsce zamieszkania : Cripple Rock
Zawód : opiekun rezerwatu bestii, treser
Sebastian Verity
ODPYCHANIA : 25
SIŁA WOLI : 24
PŻ : 192
CHARYZMA : 9
SPRAWNOŚĆ : 9
WIEDZA : 8
TALENTY : 19
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t620-sebastian-verity#3560
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t709-sebastian-verity
RELACJE : https://www.dieacnocte.com/t1145-sebastian-verity
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t711-poczta-sebastian-verity
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/f142-willowside-14
BANK : https://www.dieacnocte.com/t1114-rachunek-bankowy-sebastian-verity#10472
ODPYCHANIA : 25
SIŁA WOLI : 24
PŻ : 192
CHARYZMA : 9
SPRAWNOŚĆ : 9
WIEDZA : 8
TALENTY : 19
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t620-sebastian-verity#3560
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t709-sebastian-verity
RELACJE : https://www.dieacnocte.com/t1145-sebastian-verity
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t711-poczta-sebastian-verity
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/f142-willowside-14
BANK : https://www.dieacnocte.com/t1114-rachunek-bankowy-sebastian-verity#10472
Po złożeniu wieńca u pomnika Aradii, Sebastian rozstaje się z Mauricem i zgodnie z zapowiedzią, jaką dał swoim towarzyszom z Kowenu, udaje się w stronę porozstawianych straganów. Tutaj zgiełk jest jeszcze większy, a sprzedawcy hałasują jeszcze mocniej niż kupujący, jeden przez drugiego przekrzykując się, by zdobyć zainteresowanie klientów.
Sebastian był tu już wcześniej, by zorientować się w tym, co znajduje się w ofercie straganiarzy, dlatego nie musi marnować zapewne długich godzin na chodzenie od stanowiska do stanowiska i wypytywanie o funkcje sprzedawanych bibelotów. To na szczęście ma już za sobą.
Manewrując między tłumami, skinąwszy głową od czasu do czasu ku znajomym buziom, w końcu dociera do jednego z większych straganów, gdzie przystaje w kolejce, upewniając się pobieżnym spojrzeniem, że nie zostały wykupione rzeczy, które go interesują. Sprzedawcę kojarzy już z poprzednich lat i ma pewność, że zakupione na straganie rzeczy nie okażą się byle bublami. Dlatego też cierpliwie czeka na swoją kolej.
— Witam serdecznie! — entuzjazm sprzedawcy nie stygnie, mimo że Sebastian musi być już kilkusetnym klientem dzisiejszego dnia. Jest przecież dosyć późno.
Dobry wieczór — Sebastian odpowiada równie serdecznie, siląc się na większy uśmiech. — Duże zamówienie dla pana mam, damy radę? — zagaduje rześko, a mężczyzna rozkłada teatralnie ręce.
— No pewno, że damy! Co trzeba drogiemu panu?
Zapisał wszystko wcześniej, by przypadkiem czegoś nie pominąć, więc wspomaga się kartką, gdy wymienia:
Cztery razy kropla wody ze źródełka w Białowieży, raz magiczny bumerang, raz nkondi, raz sadzonkę drzewa monet — sprzedawca uwija się szybciutko, łapiąc za potrzebne rzeczy i pakuje je do wcześniej przygotowanej torby, a Sebastian zastanawia się jeszcze, patrząc po półkach. Carter nie sprecyzowała, co chce, ale wysłała wystarczająco pieniędzy, by mógł kupić coś więcej niż eliksir leczniczy. — Da pan jeszcze jednego Tupilaka — jego głos przeciąga się w zastanowieniu, bo i sobie mógłby kupić coś jeszcze.
Sprzedawca już otwiera usta, by coś zaproponować, ale Sebastian go uprzedza.
I jeszcze młynek warszawski i ośmiogranne zwierciadło — decyduje się w końcu, wyciągając z kieszeni plik gotówki. — To wszystko. Będzie zniżka oczywiście? Trzydzieści procent?
— A coś tam damy, pewnie, że tak! Ale trzydzieści to za dużo, dziesięć procent na zachętę, panie drogi! — Sprzedawca już pakuje ostatnie rzeczy i łapie za kalkulator.
Dwadzieścia pięć.
— Daj pan zarobić, hehe, to sama porządna magia! Warte swojej ceny. Piętnaście.
Dobra, podliczy pan ile za to wszystko, odejmie dwadzieścia procent i nie będziemy przeciągać, bo kolejka się wydłuża i będzie pan tu do nocy stać. Za więcej nie wezmę, sam pan widzi, że z pół straganu wykupiłem.
Sprzedawca śmieje się, kręcąc poddańczo głową, skupiony na liczeniu.
— Dobrze, dobrze, niech służy! Razem będzie 536 dolarów.
Płaci, dziękuje, chwilę walczy z torbami, by jakoś sensownie to udźwignąć i donieść do auta, a potem odchodzi, mając nadzieję, że niczego nie pomieszał.

Kupuję 4 x kropla wody ze źródełka w Białowieży (200 $), magiczny bumerang (150 $), nkondi (50 $), sadzonka drzewa monet (45$), Tupilak (150 $), młynek warszawski (25 $) i ośmiogranne zwierciadło (50 $). Rabat: 20% (10% post, 10% zarządzanie i ekonomia I). Wydaję 536 $.

Sebastian z tematu
Sebastian Verity
Wiek : 49
Odmienność : Czarownik
Miejsce zamieszkania : North Hoatlilp
Zawód : Starszy Oficer (Protektor), Czarna Gwardia
Blair Scully
ILUZJI : 23
NATURY : 1
ODPYCHANIA : 5
SIŁA WOLI : 10
PŻ : 178
CHARYZMA : 8
SPRAWNOŚĆ : 9
WIEDZA : 15
TALENTY : 14
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t222-blair-scully
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t261-blair-scully#673
RELACJE : https://www.dieacnocte.com/t282-blair-scully#778
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t260-poczta-blair-scully#672
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/f73-ulica-znana-z-niczego-1-3
BANK : https://www.dieacnocte.com/t1052-rachunek-bankowy-blair-scully
ILUZJI : 23
NATURY : 1
ODPYCHANIA : 5
SIŁA WOLI : 10
PŻ : 178
CHARYZMA : 8
SPRAWNOŚĆ : 9
WIEDZA : 15
TALENTY : 14
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t222-blair-scully
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t261-blair-scully#673
RELACJE : https://www.dieacnocte.com/t282-blair-scully#778
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t260-poczta-blair-scully#672
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/f73-ulica-znana-z-niczego-1-3
BANK : https://www.dieacnocte.com/t1052-rachunek-bankowy-blair-scully
28.03.1985

Co mnie kurwa obchodzą jego dzieci? Ronan był nadto bezczelny, wysyłając mi ten list. Wielki Pan z Kręgu nie dość, że ma czelność wyliczać mi mój własny czas, to traktuje również jako kuriera. Nie wiem, jakie zwyczaje panują w Cripple Rock, ale chyba nie wypada mu się tak zachowywać. Wiem, że sama mam wiele za uszami, jeżeli chodzi o empatię i kulturę osobistą, ale on całkowicie przesadził, co mnie niezwykle rozsierdziło.
Dlaczego więc znalazłam się dziś na zakupach dla niego? Bo i tak zamierzałam sama wybrać się na ten targ, ale z góry wiedziałam, że nie oddam mu reszty. Kupię sobie za nią tuzin lizaków i będę napawać się tym, że jego dzieci z przyjemnością by je zjadły. Powyobrażam sobie nawet, jak płaczą, prosząc mnie o jednego, ale zjem wszystkie na ich oczach. I nie będzie mi nawet głupio.
- Po ile ta woda z Białowieży? - Pytam się, mrużąc przy tym oczy.
- Każda po pięćdziesiąt. - Mówi z uśmiechem sprzedawca.
- Drogo Pan ceni, podrożało w tym roku wystawienie stoiska? Dam 100 za trzy.  - Kręcę głową na jego ofertę, a on tylko oburza się wzrokiem.
- Eh... no wie Panna. Ja też muszę zarobić. Nie zgodzę się na tą cenę... - Mówi wreszcie, a ja w tym czasie rozglądam się po jego asortymencie.
- Dam sto pięćdziesiąt, ale dorzuci Pan jeszcze ten zestaw kieliszków i... to lusterko - Uśmiecham się do niego ładnie, próbując moim urokiem osobistym coś zdziałać
- sto siedemdziesiąt i wszystko jest Panny. - Mówi znowu, a tym razem to ja się wzrokiem oburzam.
- Mój maks to... sto sześćdziesiąt pięć. Ani dolara więcej. Wiem, że i tak Pan na tym dużo zarobi. Też jestem z biznesu. - Zgodził się wreszcie, a ja zabrałam łupy i wróciłam do domu

Kupuję: 3x kropla wody ze źródełka z białowieży za 150 $; Zestaw 6 galijskich kieliszków do wina za 20 $; Ośmiogranne zwierciadło za 50 $. Łączny koszt to 220 $, ale korzystam z ekonomii II i zniżki za napisanie posta, więc płacę - 220 - 220 x 0,25 = 165 $

Blair z tematu
Blair Scully
Wiek : 23
Odmienność : Czarownica
Miejsce zamieszkania : saint fall, stare miasto
Zawód : studentka, prowadzi antykwariat
Oscar Nox
ANATOMICZNA : 28
SIŁA WOLI : 10
PŻ : 164
CHARYZMA : 2
SPRAWNOŚĆ : 2
WIEDZA : 18
TALENTY : 7
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t540-oscar-nox?nid=3#3014
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t577-oscar-nox
RELACJE : https://www.dieacnocte.com/t578-oscar-nox#3146
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t575-poczta-oscara-nox-a
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/f120-mieszkanie-i-gabinet-oscara-noxa
BANK : https://www.dieacnocte.com/t1063-rachunek-bankowy-oscar-nox#9123
ANATOMICZNA : 28
SIŁA WOLI : 10
PŻ : 164
CHARYZMA : 2
SPRAWNOŚĆ : 2
WIEDZA : 18
TALENTY : 7
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t540-oscar-nox?nid=3#3014
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t577-oscar-nox
RELACJE : https://www.dieacnocte.com/t578-oscar-nox#3146
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t575-poczta-oscara-nox-a
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/f120-mieszkanie-i-gabinet-oscara-noxa
BANK : https://www.dieacnocte.com/t1063-rachunek-bankowy-oscar-nox#9123
Przechodził niczym cień pomiędzy straganami, oglądając wszystkie przedmioty. Zatrzymywał się koło jakiegoś stanowiska i obsesyjnie spoglądał na wszytko co było rozłożone na barwnym miejscu mającym przyciągnął uwagę potencjalnych nabywców.
Jednak gdy sprzedawca zagadywał Oscar, po prostu odchodził. Nie umiejąc na początku ani zadecydować, ani negować ceny, której często nie było doczepionej wprost na przedmiotach.
Utrudnienie również stanowiło to, że nie znał się na wartości danej rzeczy. Często też nie wiedział jakie mają przeznaczenie, po różnorodność i przekrój przez dziedziny magicznej jakich dotyczyły był niezwykle bogaty.
Zatem zrobił to co każdy osobliwy obserwator - słuchał.
Sprzedawcy mieli to do siebie, że zachwalili produkt, kupujący zaś wypytywali.
Więc zamiast narażać się na śmieszność, sytuacji w której nie umiał się odnaleźć uczył się po prędcy przez modelowanie zachowania i podpatrywanie innych.
W ten sposób po godzinie szwendania się, niczym złodziej miał przynajmniej pojęcie, czego tak naprawdę chce i co mu się przyda.
Podszedł do jednego ze straganów.
Wiedział, ze osoba, która wie czego chce i posiada pewność siebie, zwykle ukrywa najwięcej. Nie miał ani tego, ani tego. Postarał się zatem ze wszystkich sił przynajmniej sprawiać wrażenie rozeznanego.
Za ile ma pan bumerang? Zapytał, starając się ze wszystkich sił by jego głos wydawał się choć po części nie zdradzić jego wahania jakie czuł. Chwycił przedmiot w dłoń i delikatnie unosząc, sprawdzał czy dobrze mu leży. Uśmiechnął się delikatnie.
Miał ładne zdobienia, prymitywne, plemienne.
W pierwszej chwili nie usłyszał co powiedział mężczyzna. Będąc zbyt zaabsorbowanym podziwianiem przedmiotu.
A jako, że nie chciał pozwolić by okazja przeszła mu koło nosa zrobił to co każdy obserwowany przez niego.
Eeeee drogo… Zanegował.
Jak pan weźmie co jeszcze to dam zniżkę. Usłyszał w odpowiedzi.
Więcej nie potrzebował, nawet nie pytał jaka ta zniżka i ile może ugrać.
Promocja to promocja.
Chwycił w dłoń figurkę w kształcie piekielnego ogara jak mu się wydawało. Uśmiechnął się do siebie, wiedząc że będzie stanowiło przepiękny podarunek, albo ozdobę na regale. Przypominała mu szczenie które znaleźni dnia poprzedniego. Był zachwycony.
Pozdał odliczoną kwotę i zniknął w tłumie ściskając swoje skarby.



Magiczny bumerang (150$)+ Nkondi (50$) = Bonusy 10% (-20$) opowiadanie + 5% (-10$) perswazja poziom I = cenna netto 170$


Z tematu
Oscar Nox
Wiek : 35
Odmienność : Zwierzęcopodobny
Miejsce zamieszkania : Little Poppy Crest
Zawód : Internista/genetyk
Annika van der Decken
ANATOMICZNA : 6
NATURY : 20
SIŁA WOLI : 11
PŻ : 181
CHARYZMA : 7
SPRAWNOŚĆ : 10
WIEDZA : 29
TALENTY : 11
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t676-annika-faust-zd-van-der-decken#4113
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t728-annika-faust#4700
RELACJE : https://www.dieacnocte.com/t733-annika#4758
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t729-poczta-anniki#4703
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/f205-crystal-waves
BANK : https://www.dieacnocte.com/t1077-rachunek-bankowy-annika-faust#9424
ANATOMICZNA : 6
NATURY : 20
SIŁA WOLI : 11
PŻ : 181
CHARYZMA : 7
SPRAWNOŚĆ : 10
WIEDZA : 29
TALENTY : 11
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t676-annika-faust-zd-van-der-decken#4113
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t728-annika-faust#4700
RELACJE : https://www.dieacnocte.com/t733-annika#4758
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t729-poczta-anniki#4703
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/f205-crystal-waves
BANK : https://www.dieacnocte.com/t1077-rachunek-bankowy-annika-faust#9424
30 III 1985

Końcówka miesiąca otuliła Hellridge cieplejszym frontem i znów pozwoliła rozpiąć płaszcz. Te dni dla odmiany wypełniały Pielgrzymki, zapach wypieków i spotkania z rodziną. To ostatnie przyprawiało Annikę o nerwowe podrygi kończyn, więc nim jeszcze zjedzie do Maywater, gdzie znów lawirując między słowami pięknie wyłumaczy Moriarty’ego z nieobecności, poświęciła chwilę na poszwędanie się po tegorocznych straganach. Rana na nodze będąca pamiątką po wczorajszej przygodzie, przestała ją piec jeszcze w nocy — leczenie Oscara poskutkowało lepiej, niż się spodziewała. Nic nie utrudniało chodzenia, a rano mogła ściągnąć opatrunek.
Przechodząc ulicą pełną targowisk ze wszystkich stron świata, rzadko zawieszała na czymś oko przez dłuższy czas — zwykle otaczanie się magicznymi przedmiotami pozostawiała Faustom. Tym razem było inaczej — szukała bowiem konkretnych rzeczy. Takich, które pozwolą jej poczuć się trochę bezpieczniej.
Omijała szerokim łukiem targ kulinarny — tylko niepotrzebnie zrobiłoby jej się szkoda, bowiem dwie lewe ręce do gotowania chyba przeskoczyły na nią od samej prababki Margriet — tak być musiało, bo jej kulinarne talenty znalazły aż odzwierciedlenie w starej, rodzinnej kronice — i to na kilku stronicach; jej jednej na świecie udało się ugotować kaszę w trzech stanach skupienia jednocześnie — czarnochrupka na samym dnie, obrzydliwie rozmiękła na środku gara i perfekcyjnie surowa na jego wierzchu.
Annika pragnęła oszczędzić sobie takiej hańby. Gotowanie zostawiała matce, sama ograniczała się do uprzejmej, nienachalnej ciekawości, podawania i krojenia składników. Guliana była zbyt impulsywna, by cierpliwie tłumaczyć córce, jak przygotować idealne, blanszowane krewetki do jej ulubionego tagliatelle — a starcie ich temperamentów w kuchni — albo to obecność samej, irytująco przemądrzałej Anniki — groziło śmiercią lub kalectwem. Zwłaszcza ostatnio.
Z zamyślenia wyrwał ją dźwięk. Z daleka, między ciekawskimi głowami innych klientów dostrzegła stoisko z instrumentami. Kolejna rzecz, w której Annika nie była wystarczająco dobra, by choćby podjąć nieśmiałą próbę nauczenia się więcej — miłość do muzyki ograniczyła wyłącznie do słuchania.
A jednak — podeszła, by posłuchać. I przyciągnęła uwagę kramarza.
Jakieś życzenia, droga pani? Śmiało, proszę wypróbować — sprzedawca nie brał jeńców i szybko wcisnął jej w dłonie coś na kształt małej mandoliny — no, dobry instrument. W akopaniamencie serenady prosto z serca, rozkocha w pani każde—
Nie — Odłożyła instrument w takim tempie, jakby właśnie zajął się ogniem. Odetchnęła. — Nie umiem grać.
Oooo, proszę się nie przejmować, mam też inne. Ten na przykład… — tym razem w jej rękach znalazła się lira — ...uspokoi każdą bestię. Nie trzeba na niej grać, wystarczy szarpnąć za struny… — co bezzwłocznie zademonstrował. Instrument tymczasem sam zaczął wygrywać spokojną kołysankę, gdy niewidzialna siła poruszała nimi samoistnie — …a ona zrobi resztę — uśmiechnął się szeroko, błyskając żółtymi zębami. Kolejne szarpnięcie strun przerwało koncert.
I to było to, czego szukała. Gdzieś w zakurzonych kartach podręczników wertowanych na Tajnych Kompletach, natknęła się już na wzmiankę o zaczarowanym instrumencie zdolnym do poskromienia każdej bestii, ale nigdy dotąd—
Dobrze, przemyślę to. — Wyrwało się z jej ust na widok podekscytowanego wyrazu twarzy kramarza. Przyjrzała się jeszcze innym, wyłożonym na stoisku dobrociom.
A to? — Jej uwagę zwrócił najbardziej błyszczący przedmiot w całym jego dobytku. Idealnie wypolerowana powierzchnia zwierciadła obiecywała cuda.
Zwierciadło. Pomaga zobaczyć rzeczywistość taką, jaka jest. Bez iluzorycznych sztuczek.
Uniosła brwi. Gdyby miała takie coś w tunelu, może wtedy—
Wezmę. I instrument też. Dam osiemdziesiąt dolarów — uśmiechnęła się półgębkiem. Jej ulubiony moment każdej transakcji — tym bardziej, im druga strona czerpała przyjemność z wzajemnego przebijania swoich ofert. W tym niezrównani byli zwłaszcza cudzoziemcy.
Osiemdziesiąt?! Pani mnie chce z torbami puścić! — Nie wyglądał na urażonego, wręcz przeciwnie. Za chwilę podbije cenę wszystkiego, co ma na stoisku, by dać złudzenie, że klient korzysta z wyjątkowej okazjisama lira warta jest co najmniej sto dolarów! A zwierciadło to pierwszy sort! Za oceanem płacą i sześćdziesiąt! — Przekonywał. Zgodnie z przewidywaniami.
Skoro pan tak mówi… Dam sto czterdzieści cztery, to moja ulubiona liczba… — Zaczęła, rozglądając się jeszcze po innych przedmiotach — …ale wezmę coś jeszcze, jako pana ulubiona klientka z dziś — spędzili razem na targach i rozmowie dobrych kilkanaście minut, musiała być jego ulubioną.
Na przypieczętowanie udanej transakcji zgodzili się wspólnie, że weźmie jeszcze fiolkę wody z Białowieży — pod koniec oboje wyglądali na równie ukontentowanych.

Kupuję: magiczna lira — 80 $, ośmiogranne zwierciadło — 50 $, kropla wody ze źródełka w Białowieży — 50 $; Razem 180 $
Za napisanie posta i perswazję II odbieram 20% zniżki więc łącznie płacę 144 $


Annika z tematu
Annika van der Decken
Wiek : 29
Odmienność : Czarownica
Miejsce zamieszkania : Maywater
Zawód : Badaczka, asystentka wykładowcy
Benjamin Verity II
ODPYCHANIA : 15
SIŁA WOLI : 5
PŻ : 169
CHARYZMA : 28
SPRAWNOŚĆ : 7
WIEDZA : 20
TALENTY : 3
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t713-benjamin-verity-ii
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t765-benjamin-verity-ii
RELACJE : https://www.dieacnocte.com/t2147-audaces-fortuna-iuvat
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t766-skrzynka-pocztowa-benjamina-verity
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/f144-willowside-10
BANK : https://www.dieacnocte.com/t1069-rachunek-bankowy-benjamin-verity-ii
ODPYCHANIA : 15
SIŁA WOLI : 5
PŻ : 169
CHARYZMA : 28
SPRAWNOŚĆ : 7
WIEDZA : 20
TALENTY : 3
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t713-benjamin-verity-ii
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t765-benjamin-verity-ii
RELACJE : https://www.dieacnocte.com/t2147-audaces-fortuna-iuvat
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t766-skrzynka-pocztowa-benjamina-verity
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/f144-willowside-10
BANK : https://www.dieacnocte.com/t1069-rachunek-bankowy-benjamin-verity-ii
marzec 28, 1985

Deadberry śmierdzi pogorzeliskiem i wiecem Williamsona. Williamson śmierdzi ch...orobliwą ambicją, aby przejąć władzę nad całym tym miastem. Benjamin śmierdzi chęcią niesienia pomocy, wyjątkową wrażliwością i skromnością.
Wszystko śmierdzi kłamstwem.
W dzielnicy zapanował ład po akcjach, jakie prowadzili na początku marca, aż przyjemnie było popatrzeć. Benjamin — drugi, żeby nie było wątpliwości — wybrał się tutaj tylko dla towarzystwa jednej z kucharek zatrudnionych przez Audrey, gdy okazało się, że w ich domu brakuje jakiejś tam przyprawy. Czasu było mało, przygotowania wymagały zaangażowania całej rodziny, a wyrwanie się z domu było celem. Pretekstem przyprawa. Kobieta w aucie nie odzywała się nadto ani na temat tego, że przeszkadzał jej dym papierosowy, ani na temat prędkości, którą Rolls-Royce obrał na głównej drodze. Dojeżdżając do starego miasta, stanął pod kancelarią (muszę coś zabrać), tylko po to, by z biura wysłać do Valentiny list. Nawet w takim dniu gdzieś w tle dostrzegł jedną z asystentek, przygniecioną toną dokumentów. Krótkie „dzień dobry”, puste „do widzenia”, Deadberry nie było znowu tak daleko, a krótki spacer dla otrzeźwienia umysłu dobrze robi. Pierdolone Zwierciadło. Jebane Zwierciadło, które zawsze i wszędzie znajdzie kreta gotowego sprzedać dusze za kilka złotych monet. Rzecz jasna, artykuł nie był tak tragiczny, jak mógł. Nie wiedział, czy stał za tym wpływ Veritych, których Harrisowie powiadomili, ale szczerze wątpił. Dostałby taką informację wcześniej. Świadek musiał nie widzieć ich nigdzie indziej, tylko podczas tego krótkiego spaceru z samochodu do sklepu. Ona piękna, piękny on. Teraz pustka, bo Audrey z pewnością zdążyła przeczytać artykuł. Nie odezwała się ani słowem, prawdopodobnie wiedząc, że prasa kłamie lub zwyczajnie nie chcąc psuć sobie niespodzianki.
Och, piękna — przechadzając się, spojrzał na jedną z kolii z pereł na jednym ze stoisk. Małe, ale człowiek, który ją sprzedawał, miał ręce popękane od pracy, a w ustach fajkę.
Dla pana, kochanieńki, 200 dolarów — powiedział z wyraźnym akcentem. Zdawał sobie sprawę, ile to jest warte. — Ale mogę zejść do 190 — drogi płaszcz Benjamina nakazywał iść z ceną w górę.
Nie ma mowy. To ładna błyskotka, ale nie jest warta 190 dolarów — była. — Dam za nią 100.
150 — powiedział, łypiąc podejrzliwie.
Niech mi pan o niej opowie — odpowiedział.
Kolia królewskich pereł, jeszcze po mojej babce. Sprzedaje, bo wie pan, ciężkie czasy... Przywiozłem ją z Niemiec, wie pan gdzie Niemce? — w odpowiedzi kiwnął mężczyźnie głową. Pytanie zasadne — przeciętny idiota w tym mieście nie wiedział, gdzie jest Houston. — Wykradła ją z dworu, na którym służyła i... — z zaciekawieniem przysłuchiwał się dalej, próbując w dłoniach ocenić wartość przedmiotu.
Wie pan. Ja odejdę teraz. Pan zastanowi się ponownie nad ceną, zobaczy mnie może pojutrze, może nigdy. Nikt. Powtarzam. Nikt tutaj nie wyda takich pieniędzy na tę kolię, bo nie ma pojęcia, co to właściwie jest. Ma pan szczęście, bo ja wiem i wiem, że to nie jest warte 150 dolarów. 120 może. Mam korzystniejszą ofertę i sugeruję, by pan ją przyjął, bo lepszej nie dostanie. 330, ale wezmę jeszcze kieliszki, skrzynkę wspomnień i ten złoty kociołek — ostateczna oferta. — I to — wskazał na małe fiolki.
Mężczyzna kiwnął głową, a rozstanie przebiegło w zgodzie. 300 dolarów mniej, dwa prezenty więcej, jedna głupia zachcianka później, 1 dolar źle wydanej reszty też.
Sprzedawca był idiotą, ja wygrywam.

wydaje 329 dolarów na złoty kociołek, kolię królewskich pereł, zestaw 6 galijskich kieliszków do wina i kroplę wody ze źródełka w Białowieży
z tematu
Benjamin Verity II
Wiek : 33
Odmienność : Czarownik
Miejsce zamieszkania : North Hoatlilp
Zawód : adwokat twój i diabła
Barnaby Williamson
ANATOMICZNA : 5
ODPYCHANIA : 33
WARIACYJNA : 1
SIŁA WOLI : 11
PŻ : 211
CHARYZMA : 9
SPRAWNOŚĆ : 25
WIEDZA : 6
TALENTY : 16
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t285-barnaby-williamson#794
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t404-barnaby-williamson#1290
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t405-poczta-barnaby-ego-williamsona
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/f107-ulica-staromiejska-9-6
BANK : https://www.dieacnocte.com/t1062-rachunek-barnaby-williamson
ANATOMICZNA : 5
ODPYCHANIA : 33
WARIACYJNA : 1
SIŁA WOLI : 11
PŻ : 211
CHARYZMA : 9
SPRAWNOŚĆ : 25
WIEDZA : 6
TALENTY : 16
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t285-barnaby-williamson#794
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t404-barnaby-williamson#1290
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t405-poczta-barnaby-ego-williamsona
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/f107-ulica-staromiejska-9-6
BANK : https://www.dieacnocte.com/t1062-rachunek-barnaby-williamson
29 — III — 1985

Druga godzina, trzeci obchód, jeden nafurany bagiennym zielem delikwent.
Wskazówki na zegarku przeskakiwały w rytm niecichnącego brzęczenia straganów — rozpoczął się kolejny dzień świątecznych obchodów, kolejna doba pompowania w Deadberry upuszczonej pod koniec lutego krwi; dziś Williamson zamieniał biznes na służbę, służbę w pretekst, pretekst w umowę o dzieło. Rozkazy płynące z kazmaty ociekały oczywistością, samotne patrole w newralgicznych punktach magicznej dzielnicy zamieniły się w próbę odróżnienia kieszonkowców od nożowników, istotnych dla społeczności — więc z Kręgu — czarowników od tych, którzy w krzywym zaułku próbowali znaleźć dla siebie kurzołap magicznych udziwnień.
Zapanowanie nad spokojem tłumu wymagało cierpliwości; wtopienie się w skumulowany strumień było kwestią doświadczenia.
Williamson od sześciu lat balansował na granicy obu światów — widzieć i być niewidzialnym, milczeć i słyszeć, wymykać się poza granice podejrzliwości i kipieć od czujności. Patrol to sztuka niezauważalności; to umiejętność wtopienia się w tłum i bycia jego częścią — gwardyjnym systemem obronnym organizmu podatnego na skaleczenia przestępstw. Krzywy zaułek to kocioł; ludzie z dziećmi, starcy, małolaty, handlarze. Mięsna tkanka. Żywa, kłębiąca się zawartość.
Praca Czyściciela to poczucie dostępu do ich żyć i jednoczesnego przebywania w zupełnie innym, wydzielonym sektorze; to poczucie odseparowania i niezauważenia. To sztuka zamknięcia pod szklanym kloszem z luster weneckich — Williamson widzi innych, inni nie widzą jego; to, czy zostanie dostrzeżony, to jego decyzja — to wynurzenie z półcieni zaułków między kamieniczkami i wykorzystanie straganu jako pretekstu. Dobę temu zatrzymał się przy tym samym stanowisku; coś w oczach handlarza przypominało błysk rozpoznania, ale równie dobrze mogła być to igraszka słońca — zbłąkany promień nad morzem głów. Dłoń musnęła jeden z magicznych bumerangów; eleganckie drewno i zaklęta w nim magia domagały się uwagi.
Gdybym rzucił tym teraz w tłum — kuszące; ta wizja, równy lot, nierówna aria wrzasku. — Trafiłby tylko jedną osobę?
Sprzedawca nie podziela entuzjazmu — zaskoczenie trwa sekundę; w jej trakcie spojrzenie Williamsona rejestruje ruch po prawej.
— To—
Ten ruch to człowiek — poklatkowy zestaw skojarzeń zamyka go w prostych stwierdzeniach. Metr siedemdziesiąt—coś, ciemne włosy, szczupłej budowy.
— Ah, pan żartuje.
Żartuję? Spojrzenie wróciło do kramarza; cienie bezsenności zakołysały się na grzbiecie złamanego o raz (razy trzy) za dużo nosa.
— Nie zadziała w zbyt tłocznym miejscu, zbyt mało miejsca na rozbieg. Poza tym zna intencję rzucającego — bumerang w jego dłoni nie wygląda na poręczny; żeby nosić go z sobą, trzeba być albo kłusownikiem kangurów, albo zbiegiem z Sanatorium. — Za to zawsze trafia w cel, psze pana. Zawsze!
Ruch po prawej ustaje; mężczyzna zatrzymał się przy kramie z magicznymi instrumentami, trochę zbyt wiele entuzjazmu poświęcając fletowi. Nikt o zdrowych zmysłach nie interesuje się fletami — chyba, że używa ich jako wymówki; Williamson zna się na wymówkach.
Od sześciu lat podrzuca je z dłoni do dłoni — gorący ziemniak przemilczanych prawd i nie—do—końca kłamstw.
Daleki ma zasięg? — palec stuknął o bumerang; ciepłe drewno nadal nosiło w sobie australijską spiekotę i obietnicę chaosu w szeregach przeciwnika. Zakup zaplanował już wczoraj — teraz zmienia go w wymówkę; kram to dobre miejsce obserwacji jegomościa w zbyt długim i zbyt szerokim (naprawdę, Williamson? Akurat t o budzi twoje podejrzenia?) płaszczu. Łatwo zmieścić pod takim magiczny łup albo mokre kobiety; posiada niepokojącą ekspertyzę w obu przypadkach.
— I to jaki! Będzie z pół kilometra.
Obserwacja porzucona na rzecz zasadniczego pytania — Williamson spojrzał na sprzedawcę, jakby ten dostał w łeb jednym ze swoich bumerangów.
Czym jest, kurwa, kilometr?
Kobieta po lewej prawie upuściła łapacz snów; kramarz spędził sekundę na odnalezienie słów.
— Na amerykańskie to będzie z— yy—
Zerknięcie w prawo — mężczyzna nadal bawił się fletem; teraz Williamson zyskał pewność, że jedyne, co może interesować go w instrumencie, to ilość dziur.
Ile na amerykańskie dolary kosztuje ta przyjemność? — czas nie grał w jego drużynie — za chwilę wciśnie w ręce kramarza zielone banknoty i całą uwagę skieruje na szukającego okazji złodzieja; napięta struna podejrzliwości właśnie wygrywała w myślach ucieczkę z więzienia.
— Przyleciał z samej Australii — opowiedz, ile to będzie kilometrów; język Williamsona na krótkiej smyczy, spojrzenie na grawerowanym półksiężycu — więc nie mogę wziąć mniej niż dwieście dolarów.
Chyba, kurwa, australijskich.  
Gdyby doleciał z tej Australii sam, zapłaciłbym nawet dwa tysiące — spokojne stuknięcie opuszkiem palca o punkt negocjacyjny; drewno pod dłonią Williamsona nie mogło się doczekać, aż zostanie przetestowane — Barnaby podzielał ten entuzjazm, kramarz doceniał poczucie humoru i przez moment cała trójka była szczęśliwą rodziną sztuki negocjacyjnej.  
— Ha! A to dobre, niech będzie sto osiemdziesiąt.
Ruch po prawej; niedobrze. Podejrzany porzucił flet, teraz spacerował wzdłuż kolejnego kramu — tyle, że zamiast patrzeć na ich ofertę, doskonale wiedział, gdzie chce się dostać.
Sto i nie będziesz musiał martwić się wydawaniem resztyszybciej, jełopie; kolejne stuknięcie o drewno bumeranga nie ma w sobie nawet centa zrozumienia. Rozmawiają tylko dlatego, że muszą; bo to dobra wymówka, bo podejrzany nadal się porusza i oddziela ich teraz nie więcej niż pięć jardów, a kradzież nadal znajduje się w sferze domysłów.
— Za mało, panie drogi, ja tu klasą ekonomiczną przylecia—
Ekonomiczną? To faktycznie przykre— ciężar portfela w dłoni podkręca tempo — wzrok kramarza mazgai się na myśl o szeleście banknotów. — Wezmę dodatkowo dwie kropelki i dam sto dziewięćdziesiąt.
— To nawet nie mój stragan — ding, kłamstwo. Rejestracja i prześwietlanie sprzedawców zaczęła się miesiące temu; pan Spencer Walsman we własnej osobie, prosto z Melbourne — zupełnie, jakby w Australii nie było innych miast. — Dwieście czterdzieści, żebym chociaż na kawę zarobił.
Dwieście i dam panu kartę z pieczątkami do kawiarni. Uzbierałem dziesięć, mam jeden kubek do odebrania za darmo.
— Dwieście dwadzieścia, ja naprawdę—
Szybciej; mężczyzna prawie zrównał się ze straganem, przy którym Williamson wspinał się na niedorzeczne negocjacje o dolara.
Dwieście dziesięć i— — szelest banknotów w przegródce portfela to wymówka dla zerknięcia przez ramię, gdzie ruch zamienił się w pozornie przypadkowe zderzenie z idącym naprzeciwka mężczyzną — nie był z Kręgu, ale wszystko w jego postawie wrzeszczało, że Duer oblizuje mu podeszwy za zamrożone w banku odsetki. Dłoń rabusia zanurkowała w kieszeni ofiary; Barnaby miał kilka sekund na zapamiętanie każdego szczegółu — pusta ręka, która wysuwa się na świat z przywłaszczonym pudełkiem, będzie dowodem w rytuale retrospekcji — Trzy. Odkąd na dwójce jest Jefferson?
Kiedy ostatnio widziałeś na oczy dwa dolary? Wyłuskanie z portfela dwóch studolarówek było łatwe; odnalezienie dolara i dwóch graniczyło z niemożliwym — krótkie przeprosiny za jego plecami były uprzejme, zderzający i zderzony rozeszli się w swoje strony, ale ponad dekada w policji dorównywała sześciu latom w Gwardii.
Magiczni i niemagiczni złodzieje posługiwali się podobnym zestawem sztuczek.
— Zgoda, ale! Daj pan tę kartę.
W dupę se wsadź te pieczątki — mały kartonik do Cardio Praise opuścił portfel Williamsona razem z ustaloną ceną; dwie fiolki zniknęły w jego kieszeni, kiedy odstępował od kramu — bumerang pod pachą prawie podskakiwał z emocji.
Jak mawiają w Australii — jeszcze jeden krok w tył; obrócenie na pięcie w lewo i za sekundę powtórzy ten sam manewr, z którym złodziej dopełnił aktu — Auf Wiedersehen!
Kolejny krok, przypadkowy zamach i—
Bah.
Stłumione sapnięcie bólu to pierwszy dowód w sprawie — zgięty łokieć trafił dokładnie tam, gdzie powinien; schowana w kieszeni płaszcza ręka dopiero wciskała do środka eleganckie pudełeczko z jeszcze nieokreśloną, ale na tyle cenną zawartością, żeby skusić złodzieja. Williamson zastąpił złodziejowi drogę; krok w tył był uzasadnioną reakcją.
Za późną, ale — zasadnioną.
Albo cieszysz się na mój widok — twarz mężczyzny z bliska przypominała papier ścierny — szary, zużyty, wyraźne zaskoczony, że ktoś zwrócił uwagę na pozornie przypadkowe zderzenie w tłumie. — Albo to cudza własność.
— Panie, odpierdo—
Zła odpowiedź.
Ciężar chwytu łatwo przemieścić — z żeber na kark, prosty gest z werwą niewysłowionej obietnicy; kilka osób zerknęło w ich stronę, ktoś nerwowo chwycił za pentakl, Williamson doskonale wiedział, że szarpanina w sercu krętego zaułka to strzał we własny pysk.
Między kamienice — krótkie pchnięcie, w które włożył zniecierpliwienie skumulowane przez ostatnie godziny — mężczyzna postawił kilka mimowolnych kroków we wskazanym kierunku; zanim zaskoczenie przepoczwarzyło się w opór, tłum został za ich plecami. Gwar straganów przycichł; niepewność w oczach rosła.
— Co do chu—
Pentakl i pudełko.
Ktoś w oddali wrzasnął Aradio, okradli! Pomocy! Okradli człowieka!; uniesiona brew podążyła za nerwowym gestem dłoni mężczyzny — idiota dotknął miejsca, w którym nosi pentakl. Gdyby współpracował, byłoby łatwiej; gdyby był grzeczny, dobrze wychowany i trochę zdolniejszy, Williamson nie musiałby szarpać się z nim w cuchnącym szczynami zaułku o gwizdnięte puzderko — tyle, że kieszonkowcy rzadko bywają grzeczni i dobrze wychowani.
A ci zdolni nie dają się złapać za rękę.
— Nie wiem o co cho—
Najpierw było westchnięcie; ciche preludium dla strzału ostrzegawczego — pech chciał, że oddanego w gardło.
Suffocamagis — rdzawa wiązka magii potrzebuje dokładnie sekundy, żeby świsnąć przez cuchnące powietrze i opleść się wokół szyi; zamiast słów, z krtani padło zdławione charknięcie — Williamson nie próbował rozwiązać zagadki jego znaczenia. — Z wami tak zawsze. Nigdy po dobroci.
Krok w kierunku rabusia zniwelował odległość i zamienił przeszukanie w kilka krótkich szarpnięć — raz, potraktowana czarem szyja; zerwany z karku pentakl nie stawiał oporu. Dwa, kieszenie; lewa była pusta — w prawej pobrzękiwała zawartość pudełka, które wbrew woli pierwotnego właściciela zmieniło opiekuna. Uniesione wieczko odsłoniło zawartość — biżuteria wyglądała na kosztowną; Williamson ocenił jej wartość na pół roku oglądania świata zza krat.
Gratuluję, wygrałeś wycieczkę — po oplatającej szyję wiązce magii nie było śladu — niewymuszone zaklęciem milczenie rabusia równie dobrze mogło być przyznaniem do winy.
Wreszcie coś rozsądnego, zasłużył na nagrodę; w kazamacie dla zwycięzców mają ładne cele z widokiem na szczurze gówno.

Suffocamagis: próg 40 | 28 (magia odpchania, kieł) + 85 (k100)
płacę 213 $ za dwie krople wody z Białowieży i magiczny bumerang (—10% post, perswazja na I)


z tematu
Barnaby Williamson
Wiek : 33
Odmienność : Czarownik
Miejsce zamieszkania : Stare Miasto
Zawód : starszy oficer oddziału Czyścicieli w Czarnej Gwardii
Maurice Overtone
ILUZJI : 7
WARIACYJNA : 7
SIŁA WOLI : 20
PŻ : 172
CHARYZMA : 14
SPRAWNOŚĆ : 11
WIEDZA : 16
TALENTY : 17
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t1300-maurice-overtone#13634
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t1333-maurice-overtone#13952
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t1332-poczta-maurice-overtone#13950
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/f226-chateau-nacre
BANK : https://www.dieacnocte.com/t1334-rachunek-bankowy-maurice-overtone#13958
ILUZJI : 7
WARIACYJNA : 7
SIŁA WOLI : 20
PŻ : 172
CHARYZMA : 14
SPRAWNOŚĆ : 11
WIEDZA : 16
TALENTY : 17
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t1300-maurice-overtone#13634
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t1333-maurice-overtone#13952
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t1332-poczta-maurice-overtone#13950
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/f226-chateau-nacre
BANK : https://www.dieacnocte.com/t1334-rachunek-bankowy-maurice-overtone#13958

30/03/1985
Jasnowłosa głowa wirowała wśród tłumów ludzi. Kiepska noc Overtona gwarantowała mu kiepski humor, a czym lepiej go sobie poprawić, jeżeli nie absolutnie zbędnymi, spontanicznymi zakupami, na które wyda się połowę swojej miesięcznej pensji? Jeśli było coś takiego, to Maurice zupełnie o tym nie pamiętał. Odkąd tylko wpadł w mechanizm kompulsywnego wydawania pieniędzy, tak już było. Dlatego, teraz gdy kręcił się od stoiska do stoiska, prawie głowa mu się urywała od nadmiaru kolorowych, pięknych, czy pożytecznych rzeczy. Najchętniej to zabrałby całe te stoiska ze sobą, ale niestety, nawet kogoś takiego jak nadziany kręgarz czasem musi przyszpilić domowy budżet. Trzeba było tyle nie wydawać na pianki do układania włosów. Ale wydał. Wydał i teraz zamierzał wydać jeszcze więcej. Stojąc nad jednym z najlepiej wyposażonych straganików, raz po raz ładował sobie w ramiona kolejne rzeczy, budząc przy tym uzasadnioną obawę sklepikarki, że zaraz da z tym dyla. Z natury nie ufała, zwłaszcza ludziom, którzy mieli pieniądze. Ci to zawsze coś musieli wymyślić. Nie inaczej było tym razem, ale Maurice wcale nie zamierzał oddalać się z targowiska bez płacenia. O tyle się Czarna Gwardia przydawała, że zapewniała sprzedawcy pewien komfort w tym zakresie.
- Ile to będzie razem? - Zapytał, kiedy już powybierał, pocmokał nad cenami jednostkowymi i podał sprzedawczyni cały ten majdan, jaki zamierzał ze sobą zabrać. Grzebiąc w portfelu z pieniędzmi prawie go upuścił, gdy został podliczony. - Przepraszam, chyba źle dosłyszałem. ŻE ILE?
Prawie się oburzył, kiedy wydane dolary stały się nie tylko drobnym wydatkiem, a rzeczywiście całkiem pokaźną sumką. Westchnął tak głęboko, że wydawać by się mogło, że za moment całe powietrze z niego ucieknie.
- Mogę zapłacić 350$ - oznajmił sprzedawczyni, nie zamierzając odpuścić w sytuacji, kiedy widział, że towary to już niejeden stragan widziały. - Pani, to tu leży chyba od zeszłej wiosny. Proszę spojrzeć, jakie zakurzone, a to… to porysowane, pani zobaczy.
Szukał dziury w całym, wskazując sprzedawczyni różne elementy, które mogły jakoś opuścić cenę. Dzięki temu nie zapowietrzyła się od razu po propozycji ceny, a dopiero po chwili.
- Jakie tam 470$, niech pani ma litość. Tak wspaniały klient jak ja mógłby jeszcze niejeden raz wrócić, aby zrobić tak nieskromne zakupy. - Próbował czarować podstarzałą czarownicę, ale jej zaciśnięte mocno usta zdradzały, że dużo więcej, niż 440$ za wszystko to tu nie ugra. Chociaż może? Zamrugał kilkukrotnie, zerkając na czarownicę zza rzęs i odzywając się po raz kolejny, tym razem o wiele melodyjniej, niemalże jakby chciał cicho zaśpiewać.
- Z pewnością chciałaby pani, abym jeszcze tu wrócił. Niech pani jeszcze spuści z ceny. Jak najwięcej, ile pani może. - Próbował jeszcze coś ugrać za pośrednictwem syrenich atrybutów i przez kilka minut prowadził dalsze negocjacje. Wreszcie cena stanęła i ani w jedną, ani w drugą drgnąć nie chciała. Wówczas Maurice wreszcie odpuścił i zapłacił sprzedawczyni to absolutne krocie za „nic”, jak to twierdził. Załadował ramiona zakupami i oddalił się do miejsca, w którym czekał na niego zaparkowany samochód.

Lament (BW 60-79): Udany (65)

| zt
Maurice Overtone
Wiek : 29
Odmienność : Syrena
Miejsce zamieszkania : Hellridge, Maywater
Zawód : Malarz, śpiewak operowy
Lyra Vandenberg
ILUZJI : 22
ODPYCHANIA : 5
SIŁA WOLI : 24
PŻ : 172
CHARYZMA : 19
SPRAWNOŚĆ : 9
WIEDZA : 9
TALENTY : 5
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t201-lyra-vandenberg#457
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t247-lyra-vandenberg#599
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t248-poczta-lyry-vandenberg#600
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/f203-riverbend-st-1-13
BANK : https://www.dieacnocte.com/t1059-rachunek-bankowy-vandenberg-lyra#9093
ILUZJI : 22
ODPYCHANIA : 5
SIŁA WOLI : 24
PŻ : 172
CHARYZMA : 19
SPRAWNOŚĆ : 9
WIEDZA : 9
TALENTY : 5
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t201-lyra-vandenberg#457
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t247-lyra-vandenberg#599
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t248-poczta-lyry-vandenberg#600
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/f203-riverbend-st-1-13
BANK : https://www.dieacnocte.com/t1059-rachunek-bankowy-vandenberg-lyra#9093
29 marca, 1985

Piękna pani, ja—

powróżyć, zaginęło w gwarze tłumu, który otoczył mężczyznę, gdy Lyra przemknęła do przodu.

Nawet się nie obejrzała za siebie — wszyscy wiedzieli, że gdy rozkładane były stragany, każdy walczył w krzywym o przeżycie. Czarownice kochały targi chuj—wie—czego niemal z taką samą religijnością, co obgadywanie, która co założyła na pielgrzymkę. Lyrze się to nawet podobało, jak zaułek zamieniał się w szachownicę logistycznych strategii, gdzie znajdą najlepsze, najtaniej i najlepiej tak, by sąsiadka z naprzeciwka takiego jeszcze nie miała.

Ta energia była zaraźliwa.

Ktoś wrzasnął Aradio, okradli! Pomocy! Okradli człowieka! i odwróciła się odruchowo w stronę zamieszania, ale nie dostrzegła nic przez las głów wyżej osadzonych, niż jej własna. Cokolwiek się tam działo, przyciągnęło wystarczające zainteresowanie, by stragan, który interesował ją najbardziej, stracił trochę z kolejki. Zawsze na ten problem miała również inną sztuczkę, nazywa się—

Ojej, jakie ładne — powiedziała głosem—miodem, biorąc do ręki malutkie pudełeczko z drobnymi zdobieniami. Młody sprzedawca w połowie kroku zrezygnował z obsłużenia jegomościa, który niewątpliwie przy stoliku pojawił się przed nią. Aura miewała swoje plusy — ciężko było ją zignorować.

Ciągnie swój do swego — usłyszała w odpowiedzi. Młody mężczyzna niemal zmaterializował się przed nią. Wyglądał na lekko znudzonego zgiełkiem, który tu panował. Na oko był od niej trochę młodszy — miała teorię, że pomaga komuś z rodziny, bo wcześniej widziała tu starszego mężczyznę, który teraz gdzieś zniknął.

Na piersi chłopaka wisiała dumna plakietka Cześć, jestem Dave. Zapytaj mnie o nasze piekielne ceny!

Dave, nie wygłupiaj się. Pewnie każdej klientce tak mówisz.

Tylko tym ładnym, słowo honoru. Spodobało ci się?

Pokiwała ochoczo głową.

Nie przesadzaj, nie jesteś w teatrze. Ostatni rząd nie musi widzieć.

Bardzo — dotknęła jej opuszkami palców, jakby głaskała grzbiet kota. Miała jednak wrażenie, że to nie skrzyneczka chciała po tym zamruczeć. — Potrzebuję jakiejś szkatułki na biżuterię. Trochę się już jej nazbierało.

Machnęła w powietrzu ręką, świecąc złotymi pierścionkami na palcach. Nie umknęło jej uwadze, że wzrok zawiesił akurat na tym palcu, na którym żadnego pierścionka nie było. Cóż za przypadek.

Oj, to nie jest taka zwykła szkatułka, złociutka — zniżył głos, jakby zdradzał jej właśnie jakiś sekret. Pochyliła się do przodu, opierając dłoń o blat stołu, by przenieść ciężar ciała. Bardzo mocno powstrzymywała się przed wywróceniem oczami na wątpliwie pieszczotliwy zwrot w jej stronę. — Widzisz, jest ona w stanie zamknąć w sobie sen, a potem pokazać go innej osobie. To naprawdę cenny artefakt.

Czekała, aż doda, że jedyny w swoim rodzaju, ale na szczęście oszczędził jej tej bujdy.

Naprawdę? — była bardzo dumna ze zdziwienia na własnej twarzy. Miała nadzieję, że kiedyś powtórzy je na przesłuchaniu. Postukała w powłokę pudełka palcami, uśmiechając się w stronę chłopaka. — Każdy sen mogłabym komuś pokazać? Nawet taki, no wiesz—

Spojrzała w bok, kiwając lekko głową, niby zawstydzona samą sugestią. Bliżej jej było do zwyczajnego zażenowana samą sobą, ale skoro szczucie golizną działo w reklamach, to dlaczego nie w drugą stronę.

Jaki? — zmarszczył brwi. Doskonale dostrzegła moment, w którym coś kliknęło w jego głowie, bo oblał go wtedy mało subtelny rumieniec. — Oh, taki— Ja—

Odchrząknął, próbując doprowadzić się do względnego porządku.

Chyba każdy, tak. Taki też.

Zaśmiała się, jakby bardzo ucieszyła ją ta informacja, a chłopak po chwili odwzajemnił uśmiech, jakby jego cieszyła jeszcze bardziej.

A ile kosztuje taka zabawka?

Dwa—Dwadzieścia pięć dolarów.

Dave chyba myślami wciąż był przy rodzajach snów, które można w tym przedmiocie zamknąć. Czas więc na akt drugi — kobieta zasmucona.

Oh — puściła pudełko, wyraźnie zrezygnowana. Pozwoliła, aby zmarszczone brwi i opuszczone kąciki ust zostały wyraźnie zarejestrowane przez mężczyznę, nim dodała: — Chciałam jeszcze kupić wodę ze źródełka w Białowieży i ośmiogranne zwierciadło, już mi na takie pudełeczko nie wystarczy.

Była z siebie dumna — oczy nawet jej się delikatnie zaszkliły, gdy spojrzała na wyraźnie przejętego tym faktem Dave'a. W jego głowie nie tylko Lyra już była dumną właścicielką pudełka, co z pewnością wróciła na targ, by podzielić się z nim tym, co do niego złapała.

Może — zawahał się i obejrzał przez ramię, najpewniej by sprawdzić, czy jego ojciec nie wrócił już z przerwy. — Może jak kupisz wszystko tutaj, to mógłbym ci dać jakąś zniżkę—

Zrobiłbyś to dla mnie?

Wyprostował się nieco, dumny z siebie, że może przyjść jej na ratunek. Kto nie lubi pomagać damie w potrzebie?

Oczywiście. Ile masz przy sobie? Coś wymyślimy.

Sto dolarów i jakieś drobniaki.

Hm, dobra. Daj, ile masz, tylko nie mów nikomu, że za tyle sprzedajemy, dobra? Ojciec mi głowę urwie, jeśli się dowie.

To będzie nasza tajemnica, Dave.

Wyciągnęła z torebki portfel, wygrzebując z niego sto sześć dolarów. Nawet nie musiała specjalnie kłamać — naprawdę nie miała ze sobą więcej. Dave spojrzał na to trochę zrezygnowany, ale ostatecznie zapakował zakupione przedmioty do papierowej torby i wymienił je za banknoty.

Słuchaj, o dziewiętnastej kończę, nie chciałabyś—

Ups, głupia sytuacja, Dave.

Chociaż wiedziała, do czego zmierza, to zamierzała obrać taktykę grania — Zafeiriou, nie obraźcie się — greka. Patrzyła na niego, mrugając bezmyślnie, jakby zupełnie nie wiedziała, to czego dąży.

—robimy sobie zawsze imprezę, gdy stragany się zamkną. Mogłabyś przyjść, gdybyś chciała.

Zrobiło jej się go trochę szkoda. Był w swoim speszeniu nawet uroczy; jak szczeniaczek.

A mogę kogoś przyprowadzić? — postanowiła sprawdzić, jak miewają się jego intencje.

Koleżankę?

Kolegę.

A, to nie.

Urok Dave'a prysł. Szczeniaczek okazał się jednak psem na baby. Wrzuciła pakunek do torebki, posyłając mu ostatni uśmiech.

To innym razem. Dzięki, cześć!

Jej pośpiech w odchodzeniu tylko przypadkiem zbiegł się z tym, że właśnie ojciec chłopaka wracał na stragan. Wątpiła, by był zadowolony ze zniżki, jaką dostała za ładne oczy i jeszcze ładniejsze sny.

Rachunek: (50 + 50 + 25) — 19 = 106 $
Zakupione przedmioty: kropla wody ze źródełka w Białowieży, ośmiogranne zwierciadło, pudełko na sny
Zniżki: 10% za fabularnego posta; 5% za pierwszy poziom perswazji
Lyra Vandenberg
Wiek : 27
Odmienność : Syrena
Miejsce zamieszkania : SAINT FALL, SONK ROAD
Zawód : aktorka, anonimowy dawca łusek, dostawca morskich skarbów