Witaj,
Mistrz Gry
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t58-budowanie-postaci
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t179-listy-do-mistrza-gry
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t58-budowanie-postaci
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t179-listy-do-mistrza-gry
ULICA ALCHEMIKÓW
Nieopodal głównej ulicy Deadberry znajduje się znacznie mniejsza, niepozorna uliczka, której nazwa — jak nietrudno zgadnąć — wywodzi się od przylegających do niej interesów. Ulica Alchemików od lat jest doskonałym miejscem zaopatrzenia dla każdego, kto nie tylko pragnie nabyć składniki niezbędne do eliksirów, ale także końcowy produkt. Zezwolenie na handel w tym zakątku dzielnicy posiadają tylko licencjonowani alchemicy, co oznacza, że za jakością produktu stoi również cena — a te na Ulicy Alchemików są horrendalnie wysokie. W letnie miesiące swoje stragany rozstawiają tu wędrowni — i również zatwierdzeni — alchemicy spoza Maine, a nawet Stanów Zjednoczonych, co oferuje niepowtarzalną okazję do nabycia rzadkich składników oraz ziół.
Mistrz Gry
Wiek :
Miejsce zamieszkania : Piekło
Zawód : Guru sekty satanistycznej
Frank Marwood
POWSTANIA : 10
WARIACYJNA : 30
SIŁA WOLI : 20
PŻ : 171
CHARYZMA : 3
SPRAWNOŚĆ : 3
WIEDZA : 25
TALENTY : 11
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t152-frank-marwood
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t267-frank-marwood
RELACJE : https://www.dieacnocte.com/t289-gosci-we-mnie-przeszlosc
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t269-poczta-franka-marwooda
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/f99-gniazdko
BANK : https://www.dieacnocte.com/t1055-rachunek-bankowy-frank-marwood
POWSTANIA : 10
WARIACYJNA : 30
SIŁA WOLI : 20
PŻ : 171
CHARYZMA : 3
SPRAWNOŚĆ : 3
WIEDZA : 25
TALENTY : 11
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t152-frank-marwood
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t267-frank-marwood
RELACJE : https://www.dieacnocte.com/t289-gosci-we-mnie-przeszlosc
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t269-poczta-franka-marwooda
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/f99-gniazdko
BANK : https://www.dieacnocte.com/t1055-rachunek-bankowy-frank-marwood
12 stycznia 1985

Gdy cały świat mknął do przodu, nawet Saint Fall zmieniało się niczym w kalejdoskopie, gdy kolejne elementy układanki zazębiały się ze sobą i ponownie rozplątywały, rozrzedzały i zamieniały w pył. Najbardziej nowoczesne dzielnice tego miasta świeciły pożółkłymi, różowymi i fioletowymi neonami, ogłaszającymi to promocje, to nowo otwarty klub towarzyski, albo kręgielnie. Centra handlowe kusiły przepychem i rozpylanymi w powietrzu drobinkami mającymi nakłonić młodzież do wydawania tam pieniędzy i przesiadywania w kafeteriach. Społeczeństwo młodniało, wielu dobrych mężczyzn zginęło na wojnie, a ich kobiety roztarły się w żalu i bólu duszy. Frank miał więc niebotyczne szczęście — ojca tylu dzieci nikt nie posyłałby na front, nawet jeśli w oficjalnych papierach widniał jako bezrobotny majster, a jego jedynym zatrudnieniem była wypłacana regularnie niska pensja w szkółce kościelnej. W samej tej pracy nie chodziło zresztą o pieniądze, a misje. Dostrzegając zrywy buntu w oczach najmłodszych, a zaraz potem swoiste zaciekawienie, gdy opowiadał im o magicznych wzorach na pochodzenie tej tajemnej i pięknej w swoim rodzaju sztuki, osiągał tam tego, czego potrzebował — częściowe spełnienie.
Zostawiona lata temu ścieżka nauki wciąż spoczywała na jego barkach, zajmując Marwoodowi nie tylko czas, ale i energię.
W Deadberry było inaczej niż w reszcie tego miasta. W niektórych uliczkach i kamieniczkach czas zwyczajnie się zatrzymał. Prędzej na witrynach sklepowych można było dostrzec kociołki do warzenia mikstur niż telewizory. W powietrzu unosił się tutaj słodki zapach ziół, a nie perfumy. Ludzie byli życzliwi, witali się ze sobą, w końcu znali się z jednej kościelnej wspólnoty.
Frank patrzył już na nią inaczej. Fanatycznie spoglądając w stronę Lucyfera, uznał jego wyższość nad innymi lata temu, kiedy tylko ten obiecał mu wiedzę tego świata i wskazał ścieżkę, którą należy kroczyć. Nie było w tym ryzyka — a przynajmniej tak sądził Marwood. Nie było potrzeby chowania się, ale wiedział doskonale, że inni jeszcze nie zrozumieją, że dopiero przyjdzie czas bez podziałów, tak widocznych w zestawieniu Deadberry i choćby Little Poppy Crest.
Penelope? — dostrzegł jasne pukle włosów kontrastujące z płaszczem panny Bloodworth, zaprzyjaźnionej z jego ukochaną żoną. — Och, wybacz, tak sądziłem, że to ty. Miło cię widzieć — przywitał się z kobietą krótkim skinięciem głową i podaniem jej ręki. — Co cię sprowadza do Deadberry? — sam ledwo skończył zajęcia w szkole, kierował się właśnie do domu sam. Esther wyszła z pracy wcześniej. I tak się zdarzało.
Frank Marwood
Wiek : 55
Odmienność : Czarownik
Miejsce zamieszkania : Wallow, Hellridge
Zawód : siewca teorii magii
Penelope Bloodworth
ANATOMICZNA : 5
NATURY : 20
POWSTANIA : 4
SIŁA WOLI : 10
PŻ : 164
CHARYZMA : 9
SPRAWNOŚĆ : 2
WIEDZA : 19
TALENTY : 10
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t153-penelope-a-bloodworth
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t257-penelope-a-bloodworth#659
RELACJE : https://www.dieacnocte.com/t290-penelope-a-bloodworth#833
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t256-poczta-penelope-bloodworth#654
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/f64-apollo-avenue-1
BANK : https://www.dieacnocte.com/t1168-rachunek-bankowy-penelope-blooworth
ANATOMICZNA : 5
NATURY : 20
POWSTANIA : 4
SIŁA WOLI : 10
PŻ : 164
CHARYZMA : 9
SPRAWNOŚĆ : 2
WIEDZA : 19
TALENTY : 10
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t153-penelope-a-bloodworth
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t257-penelope-a-bloodworth#659
RELACJE : https://www.dieacnocte.com/t290-penelope-a-bloodworth#833
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t256-poczta-penelope-bloodworth#654
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/f64-apollo-avenue-1
BANK : https://www.dieacnocte.com/t1168-rachunek-bankowy-penelope-blooworth
Czasami zdawało się jej, że czas powinien stanąć w miejscu, że wtedy byłoby jej łatwiej odnaleźć się w rzeczywistości. Penelope nie nazwałaby siebie starą, ale wiedziała, że wiek odciskał powoli na niej swoje piętno. Należała do starszego pokolenia, które wymierało, a wojna zebrała krwawe żniwo. nadchodził nowy świt w neonach, w jaskrawych kolorach w buncie, tak odmiennym od tego do jakiego przywykła. Ta okolica, w której właśnie się znalazła przypominała jej o młodości, o czasach jej buntu kiedy śmiała sprzeciwić się rodzinie i postawić na swoim. Mówili, że kiedyś tego pożałuje, ale nigdy tak się nie stało. Decyzja ta nie należała do łatwych, a droga jaką podążał zawiła oraz kręta. Wkraczając do sklepików po ingrediencje przypominała sobie kiedy miała dwadzieścia lat, kiedy to mod była zupełnie inna, a ona taka odmienna od tego kim była teraz.
Urodzona w rodzinie z zasadami podążała z nimi i uważała, że tak właśnie należy robić. Dopiero później tak wiele się zmieniło. Złamane serce nie pozwalało na przyjęcie innego. Naiwne myślenie, ale decyzja pozostała niezmienna; ukształtowała ją do końca życia.
Znajomy głos sprawił, że odwróciła się przestając zaglądać przez witrynę na wystawę. Na widok męża przyjaciółki uśmiechnęła się delikatnie. Ubrana w elegancki czarny płaszcz podeszła do mężczyzny parę kroków.
-Frank - powitała go ciepłą nutą w głosie. -Miło cię widzieć. - Zaśmiała się cicho. -Nic specjalnego, parę ingrediencji niezbędnych do kociołka, ale zaczęłam się zastanawiać czy takiego nie zakupić. - Wskazała na wystawę przy której ją znalazł. Kociołki stały wyeksponowane z krótkim opisem oraz cenę. Ten, który należał do kobiety był dość mocno zużyty i od dawna wymagał wymiany. Dziwny sentyment zaś nie pozwalał wcześniej na wyrzucenie go do śmieci. Jednak działając dla swojego kowenu wiedziała, że nie może pozowlić sobie na fuszerki czy źle przygotowane eliksiry. Od ich jakości często zależało ludzkie życie. -Już po pracy? - Zagadnęła mężczyznę i zerknęla na zegarek, aby upewnić się, że nie pomyliła się w czasie jaki właśnie mieli.
Penelope Bloodworth
Wiek : 49
Odmienność : Czarownica
Miejsce zamieszkania : Broken Alley
Zawód : Florystka
Frank Marwood
POWSTANIA : 10
WARIACYJNA : 30
SIŁA WOLI : 20
PŻ : 171
CHARYZMA : 3
SPRAWNOŚĆ : 3
WIEDZA : 25
TALENTY : 11
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t152-frank-marwood
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t267-frank-marwood
RELACJE : https://www.dieacnocte.com/t289-gosci-we-mnie-przeszlosc
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t269-poczta-franka-marwooda
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/f99-gniazdko
BANK : https://www.dieacnocte.com/t1055-rachunek-bankowy-frank-marwood
POWSTANIA : 10
WARIACYJNA : 30
SIŁA WOLI : 20
PŻ : 171
CHARYZMA : 3
SPRAWNOŚĆ : 3
WIEDZA : 25
TALENTY : 11
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t152-frank-marwood
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t267-frank-marwood
RELACJE : https://www.dieacnocte.com/t289-gosci-we-mnie-przeszlosc
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t269-poczta-franka-marwooda
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/f99-gniazdko
BANK : https://www.dieacnocte.com/t1055-rachunek-bankowy-frank-marwood
Kiedy jako młody chłopak zamykał powieki wieczorową porą, to z myślą, że marzeń na jutro trzeba sobie namarzyć. Dziś te marzenia gdzieś się rozmyły i uleciały, jakby zabrał je wiatr. W tle pozostało jedynie skomlenie wiejskiego psa, ganiającego za kotem, ganiającym za polną myszą, która oprócz ucieczki nie miała nic. W witrynie sklepowej Frank nie widział odbicia starca o równo uczesanym wąsie, a tamtego młodzieńca, który odkrywając pierwszy raz zakamarki Deadberry, dawał ponieść się własnym fantazjom o przyszłości. Dzielnica — podobnie jak cała reszta miasta, hrabstwa i w końcu świata — zmieniła się diametralnie. Szare szyldy Little Poppy Crest wypychały neony, zamiast targu z jabłkami stała teraz galeria handlowa, a tam, gdzie kiedyś był teatr — teraz stało miejskie kino. Młodzieńczy zapał wyparty został przez ból gdzieś w prawym biodrze, zrywy lat zastąpił ból w lewym. Kręgosłup uginał się pod ciężarem doświadczenia, gotów złamać niczym zapałka — krucha.
I tylko marzenia zostały te same, tak samo niespełnione.
No to pokaż, co tam jest — nachylił się nieco niżej, rozbieganym spojrzeniem wertując opisane na karteczkach kociołki. Ten cynowy, a ten srebrny, a ten... Lucyferze... ILE?! Przełknął głośniej ślinę, unosząc wyżej oczy. Tak z dobrą ćwierć miesięcznej wypłaty. — Cyna dobrze przewodzi energię, też magiczną. Srebro również, ale to nagrzewa się szybciej niż reszta, chociaż kto by tam łapał za kociołek gołą ręką — więcej doradzić nie potrafił, co najwyżej dodać kilka małych słówek o tym, jakie to cholerstwo drogie.
W domu Marwoodów nigdy nie przelewało się inaczej niż herbaty z dzbanka do kubka. Pieniądze liczone były skrupulatnie, a wydatki planowane. Nawet papierosy rzucił, gdy te zaczęły drożeć, aby tylko więcej zaskórniaków zostało w skarpecie w komodzie, odłożonych na najczarniejszą godzinę.
Tak, dzisiaj dzień z tych, no wiesz, jak to młodzież mówi — luźnych — uśmiechnął się pod wąsem, wyjątkowo dumny z własnego rozbudowanego słownika slangu nowego pokolenia czarowników. — Jak się mija pracownię alchemiczną, idąc do pokoju nauczycielskiego, to czasem stoją tam dzieciaki i plotkują. Kociołki nazywa się teraz garami, droga Penelope. Ga-ra-mi — roześmiał się cicho na sam ten fakt.
Frank Marwood
Wiek : 55
Odmienność : Czarownik
Miejsce zamieszkania : Wallow, Hellridge
Zawód : siewca teorii magii
Penelope Bloodworth
ANATOMICZNA : 5
NATURY : 20
POWSTANIA : 4
SIŁA WOLI : 10
PŻ : 164
CHARYZMA : 9
SPRAWNOŚĆ : 2
WIEDZA : 19
TALENTY : 10
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t153-penelope-a-bloodworth
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t257-penelope-a-bloodworth#659
RELACJE : https://www.dieacnocte.com/t290-penelope-a-bloodworth#833
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t256-poczta-penelope-bloodworth#654
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/f64-apollo-avenue-1
BANK : https://www.dieacnocte.com/t1168-rachunek-bankowy-penelope-blooworth
ANATOMICZNA : 5
NATURY : 20
POWSTANIA : 4
SIŁA WOLI : 10
PŻ : 164
CHARYZMA : 9
SPRAWNOŚĆ : 2
WIEDZA : 19
TALENTY : 10
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t153-penelope-a-bloodworth
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t257-penelope-a-bloodworth#659
RELACJE : https://www.dieacnocte.com/t290-penelope-a-bloodworth#833
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t256-poczta-penelope-bloodworth#654
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/f64-apollo-avenue-1
BANK : https://www.dieacnocte.com/t1168-rachunek-bankowy-penelope-blooworth
Pamiętała siebie w rozkloszowanych sukienkach, w butach z paskiem nad kostką oraz lokami upiętymi w śliczne fryzury. Od tego czasu wiele się zmieniło, ona sama przeszła wielką przemianę. Jej życie, mogło uchodzić za ostrzeżenie dla kolejnych pokoleń młodych kobiet, sama Penelope zdawała się tym zupełnie nie przejmować i z dumnie uniesioną głową kroczyła przez życie. Choć wiek zaznaczył zmarszczki na twarzy, a między jasnymi włosami widziała siwe kosmyki, to była z nich bardzo dumna i nie miała zamiaru ukrywać życiowego doświadczenia.
Teraz zaś pochylała się przed szybą wpatrując się w prezentowane kociołki. Ceny dla niej nie były tak zatrważające choć i tak uważała, że dochodziło czasami do zdzierstwa. -Ten cynowy rzeczywiście wydaje się najbardziej odpowiedni. - Zgodziła się z Frankiem i zerknęła na cenę. Przystępna oraz rozsądna, srebrny zaś wydawał się przerostem formy nad treścią. Nie musiała dzisiaj go kupować, jeszcze przemyśli czy rzeczywiście musi wymieniać kociołek. Chociaż pieniądze nie były nigdy problemem w jej domu, tak nie zwykła szastać nimi na prawo i lewo. Zawsze wpajano jej oraz innym członkom rodziny szacunek do pieniądza, uczono o jego wartości oraz, że jego nadmiar nie był po to aby żyć ponad stan. -Luźnych dni? To jak masz zamiar go wykorzystać? - Zagadnęła Franka, choć nie oczekiwała, że ten zacznie się jej zwierzać ze wszystkiego i zdradzać swoje plany. Sięgnęła do torebki, aby wyciągnąć papierosa oraz zapalniczkę słysząc słowa odnośnie kociołków i jak są teraz nazywane spojrzała na mężczyznę unosząc nieznacznie brwi w wyraźnym oburzeniu.
-Doprawdy, też mi pomysł. - Obruszyła się nieznacznie i zapaliła papierosa. Wypuściła mały dymek w górę. -Garami, też mi coś. - Dodała jeszcze wyraźnie nie pochwalając takiego pomysłu. Kociołek był niezbędnym atrybutem w życiu każdej czarownicy i czarownika, brak szacunku świadczył tylko o tym jak mało młodzież rozumiała i zapominała o tym kim są i jakie na nich spoczywają obowiązki. -Jeszcze będą pewnego dnia płakać jak taki gar im spłonie.
Penelope Bloodworth
Wiek : 49
Odmienność : Czarownica
Miejsce zamieszkania : Broken Alley
Zawód : Florystka
Frank Marwood
POWSTANIA : 10
WARIACYJNA : 30
SIŁA WOLI : 20
PŻ : 171
CHARYZMA : 3
SPRAWNOŚĆ : 3
WIEDZA : 25
TALENTY : 11
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t152-frank-marwood
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t267-frank-marwood
RELACJE : https://www.dieacnocte.com/t289-gosci-we-mnie-przeszlosc
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t269-poczta-franka-marwooda
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/f99-gniazdko
BANK : https://www.dieacnocte.com/t1055-rachunek-bankowy-frank-marwood
POWSTANIA : 10
WARIACYJNA : 30
SIŁA WOLI : 20
PŻ : 171
CHARYZMA : 3
SPRAWNOŚĆ : 3
WIEDZA : 25
TALENTY : 11
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t152-frank-marwood
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t267-frank-marwood
RELACJE : https://www.dieacnocte.com/t289-gosci-we-mnie-przeszlosc
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t269-poczta-franka-marwooda
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/f99-gniazdko
BANK : https://www.dieacnocte.com/t1055-rachunek-bankowy-frank-marwood
Kiedyś miał włosy półdługie, że gdyby urosły jeszcze dwa albo trzy centymetry, spokojnie mógłby związać je w drobny kucyk. Taka była wtedy moda.
Kiedyś miał twarz ogoloną gładko, a czasem nawet bokobrody. Taka była wtedy moda.
Kiedyś chodził w rozpiętej pod szyją koszuli, nie ubierał krawata i buntował się przeciwko popularności szelek. Kiedyś chwytał w nozdrza wiatr i pędził rowerem przez całe Wallow, żeby spotkać się z Esther. Kiedyś miał znaczyć coś więcej niż siewca w szkółce, chociaż, jakby się głębiej nad tym zastanowić, to i wtedy prawdopodobnie nie mógłby sam siebie nazywać szczęśliwym. Kiedyś skroni nie przyprószyła siwizna, kiedyś nawet uszy miał mniejsze, zupełnie nie wierząc w fakt, że te rosną wraz z wiekiem. Kiedyś ideały były prostsze, a ambicje donioślejsze. Kiedyś to były czasy, teraz już nie ma czasów.
Sto lat temu, gdy był jeszcze młodzikiem chłonącym jak gąbka całą wiedzę przekazywaną przez tamto pokolenie nauczycieli, doskonale pamiętał, jak warzyło się eliksiry i który składnik należało zastąpić którym. Słuchał wykładów o cynie, srebrze i złocie, o innych tańszych metalach, a może nawet i miedzi, ale tego już nie pamiętał. Zostały mu w głowie resztki, raz na jakiś czas wydobywające się na powierzchnie za sprawą krótkiej rozmowy przypadkowo odbytej w Deadberry ze znacznie mniej przypadkową kobietą. Penelope z domu Bloodworth. Ach, ciężko było nie docenić jej umysłu i rzecz jasna urody.
Zamierzałem przejść się spacerem, co by rozprostować stare kości. Oczywiście prosto do auta, takie szaleństwa jak wędrówka między Wallow a Saint Fall to były dobre trzydzieści lat temu. No i pozostaje mi liczyć, że Esther upiekła dziś placek z wiśniami — skruszył uśmiech, na chwilę zawieszając go na witrynie sklepu w rozmyślaniu na temat kruszonki na cieście. — Mogłabyś przyjechać na herbatę, dzieciaki na pewno się ucieszą — pani Marwood zresztą też.
Nie sądził nawet, że Penelope mogła bywać w Gniazdku częściej, niż ją tam widywał — siedzenie cały dzień w warsztacie miało swoje minusy, a jednym z nich był całkowity brak wiedzy na temat tego, co właściwie dzieje się w domu, którego ponoć był głową. Taka zresztą rola ojca — nie wiedzieć.
Nie życzmy im tego — roześmiał się donioślej na wyobrażenie o tych wszystkich młodych butnych, którzy w przypadku podsycenia płomienia pod garem wpadliby w panikę, nie myśląc nawet o zmniejszeniu ognia albo zwyczajnym ugaszeniu go. — Rozumiem, że spotkamy się na Uczcie Ognia? To w końcu najważniejsze święto w roku. Wydaje mi się, że ostatnio cię nie widziałem, ale pamięć może mnie mylić — rozpalone ku czci Lucyfera ogniska miały płonąć aż do końca dwutygodniowego okresu świętowania jego mocy, łaski i prawdy, którą obdarzył wszystkich czarowników na tej Ziemi.
Frank Marwood
Wiek : 55
Odmienność : Czarownik
Miejsce zamieszkania : Wallow, Hellridge
Zawód : siewca teorii magii
Penelope Bloodworth
ANATOMICZNA : 5
NATURY : 20
POWSTANIA : 4
SIŁA WOLI : 10
PŻ : 164
CHARYZMA : 9
SPRAWNOŚĆ : 2
WIEDZA : 19
TALENTY : 10
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t153-penelope-a-bloodworth
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t257-penelope-a-bloodworth#659
RELACJE : https://www.dieacnocte.com/t290-penelope-a-bloodworth#833
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t256-poczta-penelope-bloodworth#654
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/f64-apollo-avenue-1
BANK : https://www.dieacnocte.com/t1168-rachunek-bankowy-penelope-blooworth
ANATOMICZNA : 5
NATURY : 20
POWSTANIA : 4
SIŁA WOLI : 10
PŻ : 164
CHARYZMA : 9
SPRAWNOŚĆ : 2
WIEDZA : 19
TALENTY : 10
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t153-penelope-a-bloodworth
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t257-penelope-a-bloodworth#659
RELACJE : https://www.dieacnocte.com/t290-penelope-a-bloodworth#833
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t256-poczta-penelope-bloodworth#654
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/f64-apollo-avenue-1
BANK : https://www.dieacnocte.com/t1168-rachunek-bankowy-penelope-blooworth
Bywała staroświecka, bywała staromodna, była despotyczna. Spodziewała się, że młodsze pokolenie rodziny po katach wyśmiewa ciotkę, nabija się z jej stylu, tego jak pali papierosy, jaką kawę pije, ale jedno wiedziała. W razie kryzysu zawsze przychodzili do niej, zawsze prosili o poradę i wypatrywali gdzieś ukrytego w kuchni słynnego sernika ciotki Penny. Lubili go, a ona lubiła go piec, choć nie ośmielili się wziąć kawałek bez pytania. Był czystą czcią w ich rodzinie, legendą, którą chciał każdy poznać. Ona zaś strzegła przepisu jak niepodległości, wiedząc, że nadejdzie czas kiedy komuś go przekaże. Taką narrację budowała, ponieważ zeszyt z przepisami był łatwo dostępny w komodzie, ale tam też nie zaglądali.
Można rzec, że ciotka Penny wzbudza pewien respekt i nikt nie śmiał sprawdzać jak wielka była siła jej gniewu.
-Pozwolisz więc, że potowarzyszę ci do auta, a potem udam się w swoją stronę. - Zaproponowała odsuwając się od wystawy sklepowej. Dzisiaj nie dokona żadnego zakupu. Nie miała nastroju do wdawania się w dyskusje ze sprzedawcą, który na pewno będzie chciał ją namówić, czego akurat nie chciała kupować. Uśmiechnęła się nieznacznie słysząc o cieśnie z wiśniami. Najlepiej pasowała do nich czarna herbata, parzona tylko przez trzy minuty i nie we wrzątku, ale dla samej Penny czarna kawa, ta należała do jednych z ulubionych trunków, kolejnym było brandy. Podawane w pękatym kieliszku. -Z przyjemnością do was zajrzę.
Jednak nie dzisiaj, tego dnia miała sporo pracy, zamówień na wiązanki przybywało. Ledwo wyrabiała z czasem, a rodziną też należało się zająć i choć nie była jej głową, tak wszelkie obowiązki głowy spadały właśnie na nią. Nie narzekała, przyjmowała swoją rolę ze spokojem i wyrozumiałością, jeżeli o takowej można było mówić patrząc na karcące spojrzenie ciotki gdy odpalała kolejnego papierosa. -Czasami pewien, drobny wybuch, potrafi lepiej uczyć nim tysiące naszych ostrzeżeń. - Odparła zaciągając się papierosem i skierowała wraz z Frankiem kroki tam gdzie zaparkował samochód. -Oczywiście, zawsze jestem obecna, choć nie rzucam się w oczy. - Wyjaśniła potencjalny brak swojej obecności na Uczucie Ognia. Świętowała, a jakże, ale z inną rodziną, taką, którą łączyły poglądy, choć czasami z nimi Penny się nie zgadzała, tak była im wierna. Zadawanie pytań, szukanie odpowiedzi nie świadczyło o tym, że jest wrogo nastawiona. Miała już swoje lata, wiele widziała w życiu oraz nie jedno przeżyła, uważała, że brak pytań jest przejawem miałkiego umysłu. Umysł, który chce się rozwijać wciąż szuka i bada różne możliwości.
Penelope Bloodworth
Wiek : 49
Odmienność : Czarownica
Miejsce zamieszkania : Broken Alley
Zawód : Florystka
Frank Marwood
POWSTANIA : 10
WARIACYJNA : 30
SIŁA WOLI : 20
PŻ : 171
CHARYZMA : 3
SPRAWNOŚĆ : 3
WIEDZA : 25
TALENTY : 11
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t152-frank-marwood
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t267-frank-marwood
RELACJE : https://www.dieacnocte.com/t289-gosci-we-mnie-przeszlosc
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t269-poczta-franka-marwooda
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/f99-gniazdko
BANK : https://www.dieacnocte.com/t1055-rachunek-bankowy-frank-marwood
POWSTANIA : 10
WARIACYJNA : 30
SIŁA WOLI : 20
PŻ : 171
CHARYZMA : 3
SPRAWNOŚĆ : 3
WIEDZA : 25
TALENTY : 11
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t152-frank-marwood
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t267-frank-marwood
RELACJE : https://www.dieacnocte.com/t289-gosci-we-mnie-przeszlosc
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t269-poczta-franka-marwooda
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/f99-gniazdko
BANK : https://www.dieacnocte.com/t1055-rachunek-bankowy-frank-marwood
Nonsens, przecież cię podwiozę — wspomniał, machając niedbale ręką, jakby była to tak oczywista prawda, że jakiekolwiek zaprzeczenie propozycji mogłoby wiązać się z wyśmianiem. Chociaż Frank nie wiedział jaki rodzaj talerzy używa się do jakiej zupy — w Gniazdku było dwanaście misek, zestaw miał 15, ale trzy stłukły się przez lata, co i tak było dość dobrym wynikiem przy szóstce dzieci; nie wiedział jakim widelczykiem je się szarlotkę — on lubił jeść palcami, bo dzięki temu mógł pochłonąć ją szybciej; nie wiedział, że do brązowego garnituru nie powinien nosić czarnych skarpetek; że wstęp do opery nazywa się ouverture; że papieros pali się przez lufkę. Wiedział, że należy zachować kulturę osobistą. Wychowanie sprzed pół wieku zabraniało zostawiać kobietę samą w środku miasta, bez odpowiedniego upewnienia się, że wróci do domu bezpiecznie.
Zasrana nowoczesność.
Kiedyś było lepiej.
Zmrużył oczy, słuchając jej potwierdzenia, że znajdzie się na święcie ku czci Lucyfera. Nie było czasu ważniejszego w ciągu roku, nie było dnia bardziej znaczącego niż drugi lutego, kiedy to ogień wybuchał na wiele metrów w górę, niosąc modły do jedynego Pana tego świata. W tym dniu, jak twierdził przed rodziną Frank, nawet Lilith składała mu pokłony. Nawet ona, w swojej naiwności, wiedziała, że drogą jest Szatan. Musiała wiedzieć. Kto raz pozna prawdę, nie wyprze się jej więcej — zakrawałoby to o błędy logiczne. Frank — przynajmniej w swoim własnym mniemaniu — był najbardziej logicznym człowiekiem, jakiego znał. Nie było to zresztą dalekie od prawdy. Przynajmniej do czasu, w którym w grę wchodził fanatyczny umysł pochłonięty potrzebą zyskania ciągle nowej wiedzy.
Oczywiście — uśmiechnął się łagodnie, bo i wytłumaczenie panny Bloodworth miało jak najwięcej sensu. Nie ludzie byli w tym dniu najważniejsi. — Ja też wzrok już mam nie ten, co dawniej — poprawił tkwiące na czubku nosa grube okulary, choć te nosił od zarania dziejów. — Pamiętasz zeszłoroczny pokaz ognia? Och, piękne to było zjawisko — płomienie tańczące niczym żywe węże, układające się do tańca, wijące i ogrzewające serce. Przypominały o mocy, którą posiedli. Lucyfer niósł światło. Lilith niosła mrok. — Ruszamy? — zaczął w końcu, powoli odwracając ciało w stronę ulicy, aby zmierzać do auta. — Chyba że chcesz wejść, zrobić zakupy? Mogę poczekać.
Frank Marwood
Wiek : 55
Odmienność : Czarownik
Miejsce zamieszkania : Wallow, Hellridge
Zawód : siewca teorii magii
Zjawa
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t122-szukam-zjawy
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t180-listy-do-zjawy
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t122-szukam-zjawy
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t180-listy-do-zjawy
Sobotnie poranki mają to do siebie, że po nieprzespanej nocy, kiedy umysł wariuje od natłoku przemyśleń, objawiają się przemożnym bólem głowy, albo niezwykłą eureką. Dla Rodericka Dustfingera, którego życie obraca się wokół wynalazków, motywacja znacznie spada, kiedy raz, drugi, trzeci i pięćdziesiąty olśnienie nie przychodzi. Jakież było jego zdumienie, kiedy podnosząc się znad biurka, przy którym nie po raz pierwszy udaje mu się zasnąć, spogląda na rozrysowane na wpół śpiąco wykresy. Momentalnie oblewa go dreszcz, a serce przyspiesza bicie. Zbiera wszystkie dokumenty, na świstku sporządza listę zakupów i przysadzisty czarownik pod osiemdziesiątkę wybiega z domu w rozpiętym płaszczu.
- Panie Marwood! - woła rozgorączkowany mężczyzna z malującą się na twarzy ulgą, zdając się początkowo nie zwracać uwagi na Penelope. - Nie uwierzy pan, co nowego mam! Wszystko rozrysowane i zaplanowane. - Nie czuje, że rymuje, poklepując swoją starą, wysłużoną już skórzaną torbę, jaką przewieszoną ma przez ramię. To w jej wnętrzu trzyma skrzętnie skrywane sekrety, o jakich reszta świata ma się nie dowiedzieć, a przynajmniej do momentu, kiedy sam wprowadzi je w życie i obwieści wszem wobec. Dopiero wtedy reflektuje się, prędko mrugając kilkakrotnie na widok florystki z Kręgu. Co za rażące niedopatrzenie!, gani się od razu w myślach.
- Panno Bloodworth, kłaniam się uniżenie! - mówi zaraz i ściąga z głowy czapkę, a wraz z nią tupecik, odsłaniający łysy placek na czubku głowy. Odkłada ją z powrotem i obdarza czarownicę szerokim uśmiechem. - Doskonale panna wygląda, ta czerń jest wielce gustowna, doprawdy! - zachwala, choć każdej mówi to samo, bo i niemal wszystkie czarownice w jej wieku ograniczają się do tegoż koloru. - Chętnie bym pogawędził, ale wie panna, to paląca sprawa, nie może czekać - dodaje, od razu przenosząc porozumiewawczy wzrok na siewcę. Dla niego każda sprawa, wiążąca się z eksperymentami, jest paląca i niemogąca czekać dalszej zwłoki. - Potrzebuję pana ekspertyzy.
Zjawa
Wiek : 666
Frank Marwood
POWSTANIA : 10
WARIACYJNA : 30
SIŁA WOLI : 20
PŻ : 171
CHARYZMA : 3
SPRAWNOŚĆ : 3
WIEDZA : 25
TALENTY : 11
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t152-frank-marwood
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t267-frank-marwood
RELACJE : https://www.dieacnocte.com/t289-gosci-we-mnie-przeszlosc
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t269-poczta-franka-marwooda
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/f99-gniazdko
BANK : https://www.dieacnocte.com/t1055-rachunek-bankowy-frank-marwood
POWSTANIA : 10
WARIACYJNA : 30
SIŁA WOLI : 20
PŻ : 171
CHARYZMA : 3
SPRAWNOŚĆ : 3
WIEDZA : 25
TALENTY : 11
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t152-frank-marwood
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t267-frank-marwood
RELACJE : https://www.dieacnocte.com/t289-gosci-we-mnie-przeszlosc
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t269-poczta-franka-marwooda
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/f99-gniazdko
BANK : https://www.dieacnocte.com/t1055-rachunek-bankowy-frank-marwood
Jak grom z jasnego nieba-. Wróć. Jak grom z ciemnego piekła, na Ulicy Alchemików w samym sercu Deadberry zjawił się człowiek z tych, których Frank za żadne skarby nie chciałby unikać. Chociaż wiek już nie ten (a kto dzisiaj mógł się pochwalić urodą dwudziestolatka?), tak umysł miał tęgi.
Panie Dustfinger! Dzień dobry! — rzucił szybko, wyciągając dloń do wyraźnie podekscytowanego mężczyzny. Nie wypadało tak pomijać panny Bloodworth, lecz ku szczęściu zebranych, naukowiec w porę zorientował się, zaraz potem odsłaniając błyszczącą w świetle lamp z pobliskiego sklepu, łysinę pod tupecikiem. Frank jedynie uśmiechnął się pod wąsem. Miał to szczęście, że chociaż przerzedzone, tak włosy dalej miał swoje. Brew jednak zmarszczył, gdy mężczyzna wydawał się wyraźne poruszony. — Co się stało? — rzucone pokrótce nie wyjaśniło wcale problemu.
Niecierpliwość nie była cnotą, ale była w pełni uzasadniona w niektórych przypadkach, a przedstawione papiery, wsunięte pod nos Marwoodowi, wyraźnie taką palącą potrzebą były.
Penelope, wybacz mi, proszę, na moment — okulary zsunął na czubek nosa, aby "lepiej się przyjrzeć zapiskom".
∣Ψ⟩=c1∣ψ1⟩+c2∣ψ2⟩
No tak, ale... — nie powiedział nawet, zaraz potem odkrywając dodatkowe kilka treści gdzieś z boku. Oczy otworzył jakby szerzej, próbując zrozumieć tok myślenia Dustfingera.
Panie Dustfinger, wszystko by się zgadzało, tyle że... — podrapał się po głowie, w czasie gdy mężczyzna niemal drgał. — Zapomniał pan uwzględnić, że w takim wypadku stan superpozycji nie może być naznaczony. To przeczyłoby stanom skupienia. Długo pan nie spał? — wyraźnie zmartwiony o człowieka z podkrążonymi oczami, położył mu dłoń na ramieniu. — Proszę się wyspać — podstawowy błąd popełniony przez dorosłego człowieka nie świadczył o jego głupocie, a zwykłym roztargnieniu. Mało to razy Frank zamiast „+” wpisał na tablicy „-” ku uciesze tak zwanych kujonów, chętnych wytknąć mu błąd? Jak będziecie mieli dzieci, to sami zrozumiecie...

z tematu Frank i Zjawa <3
Frank Marwood
Wiek : 55
Odmienność : Czarownik
Miejsce zamieszkania : Wallow, Hellridge
Zawód : siewca teorii magii
charlotte williamson
ILUZJI : 8
POWSTANIA : 20
SIŁA WOLI : 8
PŻ : 176
CHARYZMA : 13
SPRAWNOŚĆ : 9
WIEDZA : 3
TALENTY : 16
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t369-charlotte-williamson#1133
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t433-charlotte-williamson
RELACJE : https://www.dieacnocte.com/t436-slodka-szarlotka#1524
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t536-poczta-charlotte-williamson#2474
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/f110-blossomfall-estate
BANK : https://www.dieacnocte.com/t1095-rachunek-bankowy-charlotte-williamson
ILUZJI : 8
POWSTANIA : 20
SIŁA WOLI : 8
PŻ : 176
CHARYZMA : 13
SPRAWNOŚĆ : 9
WIEDZA : 3
TALENTY : 16
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t369-charlotte-williamson#1133
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t433-charlotte-williamson
RELACJE : https://www.dieacnocte.com/t436-slodka-szarlotka#1524
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t536-poczta-charlotte-williamson#2474
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/f110-blossomfall-estate
BANK : https://www.dieacnocte.com/t1095-rachunek-bankowy-charlotte-williamson

27 marca 1985 roku


Kółka deskorolki furkoczą na brukowanym chodniku, kiedy panna Williamson dociera do Deadberry z rozwiewającym ciemne włosy pędem wiatru. Podskok przy progu, deska obraca się szybko i opada z trzaskiem, przyjmowana do ręki. Charlotte łapie głębszy oddech i spomiędzy warstw rękawa skórzanej kurtki wydostaje tarczę zegara. Uszminkowane czerwienią wargi wyginają się w triumfalnym uśmiechu — kolejny pobity rekord! Poprawia brzeg krótkiej spódnicy i naciąga pończochę w kolorze głębokiej musztardy. Z wetkniętym na palec Valafarem żaden z drogocennych sekretów nie jest bezpieczny. Dobrze jest go mieć przy sobie, zwłaszcza gdy na pokerowym stole lądują kosztowności i trzeba wybadać, który naprawdę jest cenny.
Zamiast udać się od razu do mieszkania Trevora, zatrzymuje się przy Chyżym Ghoulu. Przeczesuje włosy palcami i opiera się plecami o ścianę budynku. Cavanagh nie od razu przychodzi jej na myśl, kiedy rozważa, kto byłby idealnych partnerem do gry w pokera. Wprawdzie ma on całe zaplecze doświadczenia zbieranego od kołyski, lecz nie jest tym, z kim Charlotte umawia się na spędy w mieszkaniach znajomych. To za sprawą Trevora Browna, będącego ich wspólnym znajomym od szkolnych lat, na propozycję wieczorku pokerowego przypomina sobie sylwetkę byłego narzeczonego.
Jako że kolekcja byłych chłopaków Williamson sięga kilku pozycji, tak w drodze porównania może z czystym sumieniem stwierdzić, że Theo Cavanagh był jednym z jej ulubionych. Wprawdzie znaczną większość swojego krótkiego związku spędzili na darciu kotów, wyzwiskach, czarach i rzucaniu wymyślnych przekleństw, to właśnie dzięki temu czarownik zaskarbił sobie u zaklinaczki tak wysoką pozycję. Wykazał się pomysłowością oraz sprytem, umiejętnością sięgania po posiadane narzędzia; w cichym wnioskowaniu Charlotte może pokusić się nawet o stwierdzenie, że gdyby od początku wiedzieli, na jakich zasadach grają, może udałoby im się stworzyć zgraną parę. Tyle że ten pociąg zdążył już odjechać.
- Palce rozgrzane? Umysł odświeżony? - Wznosi wzrok na Theo, kiedy ciemna czupryna jego włosów wychyla się zza futryny drzwi lokalu. - Mam nadzieję, że nie odciągnęłam cię od niezwykle ważnych spraw. Polewanie podłego sikacza i sprzątanie wymiocin musi zaczekać.
Tak samo jak pieczenie ciasteczek i przygotowywanie dań na świąteczną festę. Charlotte już zdążyła umówić się z Theą na wspólne gotowanie, chcąc wpasować się w rodzinny obrazek przykładnych Williamsonów. Wprawdzie nikt od niej nie oczekuje wybitnych sukcesów na tym polu, ale Charlotte nie odpuszcza okazji, by znów postawić na swoim.
Kiwa głową przed siebie, wskazując im kierunek do miejsca spotkania z chłopakami. Odpycha się od zimnego muru i poprawia jeszcze deskorolkę w ręce, by wreszcie spojrzeć z ukosa na swojego towarzysza.
- Jak w ogóle się masz w ostatnim czasie? Nie widziałam cię na wydarzeniach z okazji odbudowy Deadberry, leczyłeś kaca czy to bunt wobec zmieniającej się władzy? - pyta, bo sięgając do wspomnień z tamtego dnia, nie dostrzega sylwetki Theo. Czy to dlatego, że tak bardzo ogarnęła ją potrzeba pomocy szanownej pani Mamsen i jej sklepowi z dewocjonaliami, czy też rzeczywiście nie było go na miejscu? Ronald Williamson pnie się po kolejnych szczeblach, bijąc rekordy popularności, zdobywając kolejne serca szarej społeczności. Po serii kataklizmów sztab polityczny zadziałał błyskawicznie na najwyższych obrotach. Lata praktyki sprawiły, że prędko zwietrzono szansę na zyskanie benefitów, dokładających cegiełkę do wspólnego sukcesu sztabu.
charlotte williamson
Wiek : 23
Odmienność : Czarownica
Miejsce zamieszkania : North Hoatlilp
Zawód : studentka demonologii, asystentka w kancelarii Verity
Theo Cavanagh
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t210-theodore-cavanagh-w-budowie#484
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t472-theo-cavanagh#1896
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t471-poczta-theo#1894
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t210-theodore-cavanagh-w-budowie#484
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t472-theo-cavanagh#1896
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t471-poczta-theo#1894
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/
Bywają takie propozycje, którym po prostu nie sposób odmówić. I to nie przez zwykłą uprzejmość – od tych akurat stosunkowo łatwo można się wymigać. W przypadku Cavanagha śmiało można było uznać, że do takowych zaliczała się propozycja wspólnej gry – w karty, kości, cokolwiek. Ewentualnie wspólnego wyjścia na coś mocniejszego. Jeżeli te dwie opcje dało się ze sobą połączyć – o co akurat było nietrudno – raczej nie istniała możliwość odmowy. Tak po prostu, nie było najmniejszej szansy na to, by w takim wypadku usłyszeć proste stanowcze „nie” lub też nieco bardziej zawiłą i pokrętną odmowę. Nawet, jeśli propozycja wychodziła od osoby, z którą nie miał w zwyczaju umawiać się na jakieś przyjacielskie spotkania. To znaczy… no dobra, w porządku, być może znalazłoby się przynajmniej kilka – lub kilkanaście – osób, co do których Theo musiałby przynajmniej przez parę sekund zastanowić się, czy aby na pewno warto było skazywać się dobrowolnie na ich towarzystwo, ale… ostateczna odpowiedź zwykle i tak musiałaby być twierdząca. Zresztą, Charlotte – o dziwo i zapewne ku zaskoczeniu wszystkich tych, którzy mieli okazję z bliska obserwować ich dość burzliwy okres narzeczeństwa – mimo wszystko nie znajdowała się w gronie tychże kilku lub kilkunastu osób.
Do czego na szczęście nigdy nie musiał przyznawać się na głos.
W każdym razie, stosunkowo szybko przystał na to, by oderwać się od swoich jakże pilnych obowiązków w Chyżym Ghoulu. Nawet nie kazał jej czekać na siebie zbyt długo, wychodząc z pubu ledwie kilka chwil po tym, jak Williamson zjawiła się na miejscu. Choć to raczej trudno byłoby uznać za zabieg celowy, w końcu nie od dziś było wiadomo, że poczucie czasu raczej nie było najmocniejszą stroną Theo. Jeśli więc już w jakimkolwiek miejscu zdarzało mu się pojawić punktualnie, należało to zrzucić raczej na karb przypadku.
Uważaj, coś o tym podrzędnym sikaczu może mi się przypomnieć, kiedy akurat sama będziesz chciała się czegoś napić – w wypowiadanych słowach, poza zwykłym rozbawieniem, nie pobrzmiewała żadna urażona nuta. Nie był przecież aż tak wyczulony w kwestii rodzinnego interesu, by za ujmę na honorze uznawać każdą, nawet tę ewidentnie żartobliwą, uszczypliwość względem lokalu. Mimo wszystko całkiem na miejscu zdawało się być zasianie w Charlotte ziarna niepewności co do tego, czy aby na pewno mogła czuć się w pełni spokojna, zamawiając cokolwiek w Chyżym Ghoulu. Choć może i bez tej wypowiedzianej na głos sugestii, jedynie biorąc pod uwagę historię i naturę ich relacji, nie powinna się tak czuć. Zwłaszcza w tych momentach, gdy za barem mogłaby spotkać akurat tego konkretnego Cavanagha.
Albo to po prostu twoje problemy ze wzrokiem – do przytoczonych przez nią dwóch możliwości, dla których miałby nie uczestniczyć w odbudowie Deadberry, dorzucił własną teorię. Nie do końca zgodną z prawdą, bo owszem, jej obserwacje – lub raczej ich brak, jeśli chodziło o jego osobę – były jak najbardziej trafne. A jednak, nawet mimo dość pokrętnej sympatii do jej osoby, raczej trudno byłoby uznać Charlotte za kogoś, komu miałby w tej chwili zacząć tłumaczyć się z odkrytej stosunkowo niedawno niechęci do przebywania poza komfortowymi ścianami dobrze mu znanych budynków. Wspominanie o tajemniczych wrzaskach, które lubiły towarzyszyć mu na zewnątrz, również nie wydawało się być do końca na miejscu. Najlepiej było więc zbyć postawione pytanie w sposób, który doskonale wpisywał się w naturę Cavanagha – podszytą żartem, wymijającą odpowiedzią w połączeniu ze stosownym uśmiechem, jaki posłał w kierunku Charlotte ruszając we wskazanym przez nią kierunku. – Chociaż oczywiście doceniam tę na pewno całkiem szczerą troskę o mnie.
Dalsza część wypowiedzi zakończona została już rozbawionym parsknięciem, bez choćby próby zachowywania pozorów, że mógłby mówić jakkolwiek poważnie. Zwłaszcza, że chyba oboje doskonale zdawali sobie sprawę z tego, że Williamson była chyba jedną z ostatnich osób, które mógłby posądzać o choćby szczątkową troskę o jego osobę. Możliwe, że działało to zresztą w obie strony, nawet jeśli nie do końca było zgodne ze stanem rzeczywistym.
Z ciekawości… czym tak właściwie podpadł ci Brown, że postanowiłaś załatwić sobie dożywotni zakaz pojawiania się na jego pokerowych wieczorkach? – chociaż wciąż w jego głosie dominowało całkiem szczere rozbawienie, chyba z dość dużym prawdopodobieństwem mógł założyć, że nawet jeśli ich wspólny znajomy poinformował ją, że może zabrać ze sobą dowolną osobę towarzyszącą, musiał również mniej lub bardziej wprost zasugerować, że dowolność ta obowiązywała tylko w przypadku, gdy towarzysz ten nie nosił nazwiska Cavanagh. Co najmniej lekko krzywdzące – zakładając, że ktokolwiek miałby brać to absolutnie na serio – podejście, jednak nie było innego wyjścia, jak tylko pogodzić się z faktem, że z każdym kolejnym dniem znacząco kurczyła się liczba osób, które w pełni świadomie miałyby podjąć się jakiejkolwiek gry z przedstawicielami tejże rodziny.
Theo Cavanagh
Wiek : 23
Odmienność : Rozszczepieniec
Miejsce zamieszkania : saint fall
Zawód : student magii rytualnej, barman
charlotte williamson
ILUZJI : 8
POWSTANIA : 20
SIŁA WOLI : 8
PŻ : 176
CHARYZMA : 13
SPRAWNOŚĆ : 9
WIEDZA : 3
TALENTY : 16
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t369-charlotte-williamson#1133
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t433-charlotte-williamson
RELACJE : https://www.dieacnocte.com/t436-slodka-szarlotka#1524
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t536-poczta-charlotte-williamson#2474
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/f110-blossomfall-estate
BANK : https://www.dieacnocte.com/t1095-rachunek-bankowy-charlotte-williamson
ILUZJI : 8
POWSTANIA : 20
SIŁA WOLI : 8
PŻ : 176
CHARYZMA : 13
SPRAWNOŚĆ : 9
WIEDZA : 3
TALENTY : 16
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t369-charlotte-williamson#1133
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t433-charlotte-williamson
RELACJE : https://www.dieacnocte.com/t436-slodka-szarlotka#1524
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t536-poczta-charlotte-williamson#2474
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/f110-blossomfall-estate
BANK : https://www.dieacnocte.com/t1095-rachunek-bankowy-charlotte-williamson
Właśnie na ten przypadek zwraca uwagę, kiedy Cavanagh wychyla się zza drzwi i prezentuje w całej swej okazałości. To niemała ironia losu, że biorąc pod uwagę, jak zaczęła się ich znajomość, ci w dalszym ciągu ją kontynuują. Przebyte wspólnie historie mogą zaciągnąć ich do grobu, albo do stołu pokerowego, gdzie wśród alkoholowych strug oddawać się będą temu, na czym znają się najlepiej — dobrej zabawie.
- Marzenie ściętej głowy - odpowiada, nawet nie powstrzymując ironicznego uśmieszku. Rzadko bywa w Chyżym Ghoulu, wybierając raczej taneczne imprezownie, niż zwykłe posiadówki. Jest typem kobiety, która potrzebuje ciągłego ruchu, prędko nudząc się siedzeniem w jednym miejscu. Dziwi się sobie, jak wytrzymuje w uniwersyteckich ławach, ale przecież ma tam, ze względu na swoje niebanalne wyniki w nauce i oczywiście nazwisko rodziców, sporo luzu. Czy to znaczy, że bary i inne pijalnie alkoholi stara się omijać szerokim łukiem? Wszystko zależy od poziomu towarzystwa.
Problemy ze wzrokiem, jeszcze czego! Williamson wywraca oczami i szturcha towarzysza łokciem.
- Zwyczajnie liczyłam na to, że uda mi się znaleźć jakieś ciekawe towarzystwo na dzień przepustki ze szpitala. Po prostu mnie zawiodłeś - cmoka z niezadowoleniem, wciąż zachowując powagę, lecz nie jest to do końca prawdą. Wprawdzie oczekiwała przyjęcia, posiadówki w barze, kameralnej domówki — czegokolwiek, co stałoby się odskocznią dla szpitalnych sal. Miała już serdecznie dosyć białych kitli, skrzypiących łóżek, chrapiącej współlokatorki, galaretki po obiedzie. Czy tak wiele sobie życzyła? Nieświętego spokoju z dala od klaustrofobicznych pokoików, za to z kieliszkiem w ręce i dobrym kawałkiem płynącym z głośników. Poza tym wszystko było lepsze od koszmarów.
Nadal nachodzą ją każdej nocy, nie pozwalając w spokoju zamknąć oczu. Powraca rzeź, krwawe plamy na ubraniu i podłodze, poplamiony także w ręce sztylet. Za każdym razem ta sama pogoń, ucieczka przed nieumarłymi, próba wzbraniania się od głodu, przemożnego pragnienia wymierzania sprawiedliwości w najokrutniejszy ze sposobów.
- Podpadł? Ależ skąd, to zwykła potrzeba spędzenia razem wspólnego czasu. Stwierdziłam, że możesz się tu też przemęczać, musisz zakosztować odrobiny luzu, bo się przeciążysz i załamiesz. Taka we mnie jest dobroć serca - chwali się, rzucając kolejnym argumentami na swoją obronę. Jeśli sarkazm zaliczałoby się do jednej z umiejętności aktorstwa, Charlotte już dawno występowałaby na teatralnych deskach. - Podczas ostatniego spotkania kilka razy go ograłam, miałam zwyczajne szczęście - wzrusza wreszcie ramionami, przechodząc do sedna sprawy. - Ten zaś uznał, że na pewno przychodzę z jakimś demonem, idiota - wzdycha ciężko i kręci głową z niedowierzaniem. - Jedyny, z którym przychodzę, to Valafar. Pokazuje mi, które błyskotki warto przebijać, a które można sobie odpuścić. - To naturalna kolej rzeczy, że jako czarownicy korzystać będą z dostępnych pod ręką sposobów. Oszustwo nie leży w naturze Williamson, a na pewno nie w tym konkretnym przypadku. - Tak czy inaczej, ten kretyn mnie zirytował. Rozumiem, że możemy się nie lubić i rzucać sobie kłody pod nogi, ale żeby tak zaraz z oskarżeniami? - Jest ewidentnie oburzona tym całym zajściem, czując w sercu dziwne ukłucie niesprawiedliwości. Skąd ta dziwna potrzeba bycia fair? Niezbadane są ścieżki umysły Charlotte.
- To tu. - Zatrzymuje się pod niczym niewyróżniającą się kamienicą i spogląda na zawieszony na odrapanej ścianie numerek. Nie wiąże z tym miejscem wielu znaczących wspomnień, poza pokerowymi wieczorkami. Sentyment nie jest na tyle silny, by ubolewać nad potencjalnym zakazem wejść. Niech te gnojki kiszą się we własnym sosie. Charlotte pcha drzwi wejściowe i wspina się po schodach na ostatnie piętro, gdzie puka do drzwi, po czym nie czekając na odpowiedź, wchodzi do środka.
- Brown, lata się nie widzieliśmy! - woła już w progu na widok rosłego faceta o skórzanej kurtce. - Znacie się z Theo, prawda?
charlotte williamson
Wiek : 23
Odmienność : Czarownica
Miejsce zamieszkania : North Hoatlilp
Zawód : studentka demonologii, asystentka w kancelarii Verity
Theo Cavanagh
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t210-theodore-cavanagh-w-budowie#484
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t472-theo-cavanagh#1896
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t471-poczta-theo#1894
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t210-theodore-cavanagh-w-budowie#484
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t472-theo-cavanagh#1896
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t471-poczta-theo#1894
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/
Nie po raz pierwszy, więc chyba powinnaś się już przyzwyczaić – stanowczo przerysowanym gestem rozmasował miejsce, w które ugodził go łokieć rozmówczyni. Z kolei przed podszytą rozbawieniem odpowiedzią, tylko przez chwilę, na tyle krótką, że można było nawet nie zwrócić na to uwagi, obdarzył Charlotte nieco uważniejszym, a przy tym poważnym spojrzeniem. Ktoś na jego miejscu pewnie mógłby w tym momencie odpuścić sobie jakże typową wymianę uszczypliwości i dla odmiany – skoro już sama nawiązała do pobytu w szpitalu, a przez to bardzo pośrednio do wcześniejszych, związanych z tym wydarzeń – dopytać na przykład, czy aby na pewno wszystko było z nią w porządku. Nawet jednak, jeśli podobna myśl miałaby na moment zagościć w umyśle Theo, musiał być to moment bardzo krótki. Wystarczający za to, by dojść do wniosku – być może nawet całkiem słusznego – że zdecydowanie lepszym wyjściem będzie pozostanie przy standardowym schemacie ich wspólnych relacji.
Wyhamuj trochę, Williamson, ta twoja chęć spędzania ze mną czasu robi się co najmniej niezdrowa. A na pewno mocno niepokojąca – nie byłby sobą, gdyby ze śmiechem nie wciął się jej w słowo już po tych kilku pierwszych zdaniach. Kolejne natomiast przyjął bez większego zaskoczenia. Bo takim na pewno nie było to, że dobór osoby towarzyszącej miał być ze strony Charlotte pewną złośliwością wymierzoną w gospodarza pokerowego spotkania. Nie był nim również fakt, że ich wspólny znajomy wyjątkowo kiepsko znosił wszelkie porażki. Co prawda minęło sporo czasu od ostatniego razu, gdy ten – nie do końca świadomie, bo jednak trudno o świadome decyzje, gdy spożyje się taką ilość alkoholu, jak Brown wtedy – uparł się, że jest w stanie pokonać Theo podczas gry w karty, ale niezmiennym pozostawał fakt, że mniej więcej po trzeciej porażce zaczął posądzać przeciwnika o oszustwo. Schemat dość dobrze znany, nic dziwnego, że coś podobnego spotkało Charlotte.
Nic nowego, Brown naprawdę nie potrafi przegrywać. O ile dobrze pamiętam, dalej chyba wisi mi trochę kasy, bo ostatnim razem uparł się, że nie będzie płacił, skoro i tak nie wygrałem uczciwie. Na pewno ucieszy się, że będzie miał okazję spłacić dług – o tak, co do tego nie powinno być najmniejszych wątpliwości. W końcu co niby mogłoby ucieszyć ich gospodarza bardziej, jeśli nie możliwość pozbycia się tych kilku dolców, z których możliwą utratą nie pogodził się prawdopodobnie aż do tej pory?
Poza tym… Valafar, poważnie…? – z lekko uniesionymi brwiami i mieszaniną udawanej pobłażliwości oraz całkiem szczerego rozbawienia, zerknął w kierunku Charlotte. Trudno byłoby jednoznacznie określić, czy chodziło mu bardziej o wykorzystywanie demona podczas gry w pokera, zamiast posłużenia się jakimś innym, żeby w sposób nieco bardziej kreatywny odegrać się na Brownie, czy może jednak o sam fakt posługiwania się jakimkolwiek w takiej sytaucji. Theo zaś nie miał widocznie zamiaru doprecyzowywać swojej wypowiedzi, jej interpretację zostawiając już w całości odbiorcy. Tym bardziej, że równie dobrze mógł przecież nie mieć na myśli niczego konkretnego. Ot, czepialstwo dla samego czepialstwa, byleby tylko chwycić się możliwości nadszarpnięcia nerwów drugiej osobie. Co, tak właściwie, zdawało się być chyba najbardziej prawdopodobną opcją…
Wchodząc za Charlotte po schodach, nie miał raczej okazji do tego, by zachwycić się w jakikolwiek sposób absolutnie pospolitym wnętrzem kamienicy. Niczego, na czym można byłoby zawiesić na dłużej spojrzenie. Przynajmniej do momentu, gdy już oboje dotarli do celu i kiedy za kolejnymi drzwiami ukazała się sylwetka ich dzisiejszego gospodarza. I chociaż w samej tej ogólnie pojmowanej sylwetce również trudno byłoby doszukiwać się czegoś szczególnego, na uwagę z pewnością zasługiwała twarz Trevora i zmieniające się na niej emocje. Od szerokiego i całkiem autentycznie wypadającego uśmiechu na widok Charlotte, poprzez chwilową konsternację w momencie wymienienia imienia Theo, aż do z trudem maskowanej irytacji, gdy już spojrzenie Browna skrzyżowało się z tym należącym do Cavanagha.
Chyba widzieliśmy się już raz albo dwa – zdecydowanie więcej, ale kto by tam liczył? – Nie wspominałeś jakoś, że urządzasz u siebie jakieś pokerowe spędy…
Podczas, gdy Theo zdecydowanie nie zamierzał kryć oczywistego rozbawienia sytuacją, Trevorowi należałoby przyznać, że całkiem nieźle radził sobie z zachowywaniem pozorów. Wprawdzie wymruczane przez niego powitanie – coś o niespodziance i zaskoczeniu na widok towarzysza Charlotte – pozostawiało wciąż wiele do życzenia, ale przynajmniej udało mu się wrócić do względnie przyjaznego uśmiechu. Już nie tak szerokiego, jak ten pierwszy, zaserwowany Williamson, ale czepianie się tego byłoby już zwykłym czepianiem się nieistotnych szczegółów.
W dodatku chyba całkiem regularne… Mówiłaś, że co jaki czas? – nie mówiła, no jasne. Ale widocznie był to kolejny bardzo nieistotny szczegół, którym Theo nie miał zamiaru się przejmować, kiedy z wyrazem nieźle odegranego uprzejmego zainteresowania zwrócił się na moment w kierunku Charlotte. Skoro już chciała zapracować sobie na wykluczenie z tych nieszczęsnych spotkań, to przecież jako osoba z natury niezwykle uczynna i pomocna, jak najbardziej mógł jej w tym przedsięwzięciu pomóc.
Theo Cavanagh
Wiek : 23
Odmienność : Rozszczepieniec
Miejsce zamieszkania : saint fall
Zawód : student magii rytualnej, barman
charlotte williamson
ILUZJI : 8
POWSTANIA : 20
SIŁA WOLI : 8
PŻ : 176
CHARYZMA : 13
SPRAWNOŚĆ : 9
WIEDZA : 3
TALENTY : 16
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t369-charlotte-williamson#1133
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t433-charlotte-williamson
RELACJE : https://www.dieacnocte.com/t436-slodka-szarlotka#1524
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t536-poczta-charlotte-williamson#2474
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/f110-blossomfall-estate
BANK : https://www.dieacnocte.com/t1095-rachunek-bankowy-charlotte-williamson
ILUZJI : 8
POWSTANIA : 20
SIŁA WOLI : 8
PŻ : 176
CHARYZMA : 13
SPRAWNOŚĆ : 9
WIEDZA : 3
TALENTY : 16
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t369-charlotte-williamson#1133
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t433-charlotte-williamson
RELACJE : https://www.dieacnocte.com/t436-slodka-szarlotka#1524
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t536-poczta-charlotte-williamson#2474
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/f110-blossomfall-estate
BANK : https://www.dieacnocte.com/t1095-rachunek-bankowy-charlotte-williamson
Życie Charlotte przepełnione jest przykrościami i zawodami czynionymi z rąk czy ust innych. Jest doń przyzwyczajona, każdy kolejny nie przynosi już takiego bólu, nie rozrywa serca głębokim żalem. Ogarnia ją tylko poczucie rozczarowania, zmusza do wykreślenia kogoś z listy dobrych znajomych, nastawienia się na zmianę rodzaju spędzanego czasu, bo po co marnować go dla tego, kto wyraźnie pokazuje, że nie można mu ufać. W przypadku Theo jest inaczej, na żadnym kroku nie składa deklaracji, nie mówi, że lubi, daruje sobie obietnice. Takiego go sobie ceni — szczerego.
- Wobec tego, to ostatni raz, kiedy na ciebie stawiam. - Wznosi ręce w geście poddania i wywraca oczami, nie chcąc dłużej tego wysłuchiwać. To jasne, że nie zostawiłby jej na lodzie, gdyby rzeczywiście miała potrzebę, by go wezwać, podobnie zresztą jest dzisiaj, bo Theo doskonale zdaje sobie sprawę z tego, że u Charlotte próżno szukać bezinteresowności. Mimo to przystaje na propozycję, chętnie podejmując się niełatwego wyzwania — nie tylko mierzenia się z Brownem, ale wytrzymania z zaklinaczką dłużej, niż kwadrans. Szybko ją przejrzał (czy aż tak jest przewidywalna?), nastawił się na nieoczekiwane i zaryzykował. Czy wyjdzie mu to na dobre?
O tym, że Brown wisi kasę Theo, wiedziała już wcześniej. Podczas któregoś spotkania pokerowego gospodarz wygadał się co do spięcia z Cavanagh, jednak z jego strony opowieść brzmi nieco inaczej. To przecież złośliwy i zakłamany barman, z rodziny oszustów i krętaczy, dał popis swoich umiejętności, sięgając po nieuczciwą rozgrywkę — jak było na prawdę? Williamson przymyka oko na obie wersje, zdają się być całkiem realistyczne.
- On musi mieć jakiś kompleks. Nie znam drugiego takiego, co żyłby złudzeniami, choć swoją drogą, byłby to bardzo ciekawy rytuał. Kojarzysz, który nasyła manię prześladowczą? Magia iluzji jest chyba w tej kategorii niezwykle kreatywna. - Pobieżnie przekopuje pałac pamięci w poszukiwaniu odpowiedniej inkantacji. Na myśl od razu przychodzi kilka z nich, ćwiczonych i stosowanych przed laty dla uprzykrzania życia czarowników, w szczególności jednej piękności z domu Padmore, do której Charlotte nie zapałała wielką sympatią. Delikatny umysł czarownicy okazał się nie wytrzymać nakładanej nań presji, z powodu czego Williamson długo nie ubolewała. Znacznie trudniej było obserwować zbolałą minę Barnaby, niż zapłakać na pogrzebie.
Na powątpiewający co do Valafara ton wzrusza tylko ramionami. Nie widzi w tym nic zdrożnego, wszak demony są jej nieodłączną częścią. Każdego dnia ma przy sobie choć jednego z nich, nie tylko w kwestii pomocy w codzienności, ale i dla zwykłej rozrywki.
- Ostatnio rzuciłam na stół fałszywkę kryształu, zwykły straganowy bibelot. Żałuj, że nie widziałeś, jak się na niego wszyscy rzucili, idioci. Ja wolę polować na prawdziwe skarby, co mi po kilku dolcach. - W ostatnim czasie uczy się rozróżniać od siebie kamienie, jakie przydają się w dziedzinie jubilerstwa. Kojarzy wprawdzie z wyglądu diamenty, rubiny i inne szmaragdy, ale od niedawna zaczęła przyglądać się ich właściwościom. Dzięki poleconej jej przez Elianne książce wie już, jak je rozpoznawać oraz sprawdzać pod kątem użyteczności.
Brown przepuszcza ich w drzwiach, już od wejścia łypiąc groźnie w kierunku Theo, wyraźnie niezadowolony z jego obecności. Nie widzi jednak powodu, dla którego od początku powinien się oburzać, wszak nic się (jeszcze?) nie stało.
- Czołem, chłopaki - zwraca się do nich obojga, nie traktując płci Charlotte jak coś, co warto traktować w inny, niejednakowy sposób.
Mieszkanie urządzone jest w chaotyczny, typowy dla młodego pokolenia sposób. Główną uwagę zwraca jednak ustawiony w centralnym miejscu stół z przygotowanymi już kartami oraz żetonami. Na drewnianych, niedopasowanych do siebie krzesłach siedzi już dwóch innych graczy, obu Charlotte kojarzy z poprzednich spotkań. Jeden wygląda z zaciekawieniem, uśmiechając się nikle pod nosem, drugi zaś spogląda na nowych spode łba, żaden nie odzywa się ani słowem.
- Jeszcze nie zaczęliśmy, czekaliśmy na was. - Brown zachęca ich gestem do zajęcia miejsc. Jest w jego ruchach coś, co wywołuje u Charlotte podejrzliwość. Oszczędność w słowach, brak widocznego wzburzenia. Co się w nim zmieniło?
- O co dzisiaj gramy? Mam nadzieję, że macie przy sobie coś ładnego, bo z pustymi rękami nie zamierzam wychodzić. - Na twarzy zaklinaczki rozciąga się szeroki uśmiech. Zajmuje jedno z krzeseł i rozgląda się po reszcie sylwetek, próbując dostrzec, co takiego w ich postawach wzbudza zastanowienie.
- To zależy, co masz - stwierdza Brown i sięga do niewielkiej, turystycznej lodówki, wyjmując zeń kilka puszek z piwem. - Tak dobrze ci ostatnio szło, że wstyd się dzisiaj nie odegrać. Rozdawaj, Nick.
Ryży, krótko przystrzyżony chłopak zabiera się zaraz za talię kart i tasuje ją wprawnym ruchem, by zaraz rozdać każdemu po dwie karty.
charlotte williamson
Wiek : 23
Odmienność : Czarownica
Miejsce zamieszkania : North Hoatlilp
Zawód : studentka demonologii, asystentka w kancelarii Verity