Witaj,
Mistrz Gry
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t58-budowanie-postaci
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t179-listy-do-mistrza-gry
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t58-budowanie-postaci
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t179-listy-do-mistrza-gry
Zakątek w rogu biblioteki
Woluminy tego tajemniczego miejsca od zawsze emanowały przyjemną aurą. Książki chciało się czytać, a wersy wdzierała się samoistnie do głów wszystkich chętnych wynieść z biblioteki jej największy skarb - wiedzę. Poczynając od słodkiego zapachu starych ksiąg, kończąc na restaurowanych magią płaskorzeźbach nie tylko na ścianach, ale i kolumnach tudzież potężnych drewnianych regałów ogrom parceli zachwycał amatorów architektury.
Najciekawszym w takim miejscach są jednak te małe pomieszczenia, w których tworzy się historię. Niewątpienie biurko przy oknie odbija na swoim zarysowanym blacie niejedno wspomnienie młodych adeptów sztuk magicznych. Nie raz uginało się pod ciężarem kilku stert opasłych ksiąg. Zapewne też powstał przy nim niejeden genialny pomysł. A historia tego miejsca wciąż się pisze...
Mistrz Gry
Wiek :
Miejsce zamieszkania : Piekło
Zawód : Guru sekty satanistycznej
Marshall Abernathy
POWSTANIA : 15
SIŁA WOLI : 15
PŻ : 167
CHARYZMA : 4
SPRAWNOŚĆ : 1
WIEDZA : 8
TALENTY : 13
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t221-marshall-abernathy
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t278-marshall-abernathy#762
RELACJE : https://www.dieacnocte.com/t277-i-wanna-be-your-slave#761
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t276-poczta-marszala-abernathy#760
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/
POWSTANIA : 15
SIŁA WOLI : 15
PŻ : 167
CHARYZMA : 4
SPRAWNOŚĆ : 1
WIEDZA : 8
TALENTY : 13
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t221-marshall-abernathy
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t278-marshall-abernathy#762
RELACJE : https://www.dieacnocte.com/t277-i-wanna-be-your-slave#761
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t276-poczta-marszala-abernathy#760
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/
24 stycznia 1985

fit

Biblioteka od zawsze była ostoją intelektualistów, artystów czy snobistycznej arystokracji. Student zdawał się łapać we wszystkie trzy kategorie, co niekoniecznie musiało napawać go optymizmem. Jednak od długich godzin spędzonych w bibliotece mało co mogło go powstrzymać. Tutaj zaczynał dzień. Spędzał przerwę obiadową czy nawet przychodził już późną nocą, żeby spędzić z woluminami ostatnie minuty przed pójściem spać. Najczęściej wtedy spędzał i czas z siostrą, żeby pomóc jej zamknąć całość, aby ta mogła wyjść do domu wcześniej bądź generalnie łatwiej poradzić sobie z tymi wszystkim końcowymi sprawunkami.
   Mimo całej miłości do książek i nauki Hall nie umiałby poświęcić swoich najlepszych lat, aby zamknąć się w tym miejscu i poświęcać mu każdej wolnej chwili. Obecnie robi to tylko trochę, ale przynajmniej z możliwością na wyjście i wejście tutaj kiedy tylko chce. Tak jak teraz, spędzając wolny dzień w bezludnym kącie, do którego niektórzy nawet nigdy nie doszli. Albo przynajmniej nie podeszli. Biurko swoją syrenią pieśnią nakazywało przy niem usiąść. Kilka wyrobionych czasem wgnieceń istniały na nim niczym najlepsze pamiątki, a niektóre wykuł na nim sam Hall. Mała dziurka przy krawędzi, wyrobiona przez nerwowe stukanie długopisem. Noga stołu przetarta od nerwowych ruchów nogą. Bądź, tak jak teraz, odbicie tyłka na środku ciemnego blatu.
   Marshall gładko z niego zeskoczył, opadając te kilka centymetrów na ziemię i szybko poszedł wymienić podręcznik, z którego uczył się do zaliczenia ćwiczeń. Wyciągał książkę z półki, kiedy jego nozdrza uderzył smród charakterystyczny dla jednej rodziny w mieście. Co gorsza, tylko dla jednego jej członka, którego Hall lubił unikać, kiedy tylko mógł. Albo kiedy miał na to ochotę.
W końcu serce pęka, ale nie zrasta się jak ręka. Ono się skleja powoli, kiedy ktoś się rozkleja [za Kowalczyk 2019]. Jednak to tylko zapach, z lekka pobudzający zmysły, docierający aż do wrażliwego ego mężczyzny. Za bibliotecznym kredensem pojawił się ogromny cień, a kroki zdawały się nie ukrywać swojego nadejścia.
   On nie mógł wiedzieć, że Marshall się tutaj uczy. Zatem złość na Leonarda zdawała się co najmniej irracjonalna. Chociaż to wcale nie zmieniło podejścia blondyna do nadchodzącej klęski. Jakkolwiek miałaby nie wyglądać. Wymienił podręczniki, szybko uciekając w stronę ponurego okna. Chciał wyglądać nonszalancko i jakoby tak, że nie zwraca uwagi na jakiekolwiek domniemane towarzystwo. Chociaż czy ignorowanie problemu doprowadziło kiedykolwiek do jego rozwiązania? Wątpliwe, ale niewykluczone.
Marshall Abernathy
Wiek : 24
Odmienność : Czarownik
Zawód : Zaklinacz
Leo Carter
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t205-leo-carter#475
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t280-leo-carter#774
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t279-poczta-leo-cartera#773
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t205-leo-carter#475
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t280-leo-carter#774
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t279-poczta-leo-cartera#773
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/
Leo był chyba jedynym Carterem w dziejach, który poszedł na studia. W związku z tym niewątpliwie zaglądał do biblioteki dużo, ale to dużo częściej niż przeciętny przedstawiciel jego rodu. Prawdopodobnie niektórzy nawet do niej nie zajrzeli uznając to za kompletną stratę czasu. Ale jak widać wszędzie mogą trafić się wyjątki. Chociaż w jego przypadku, matka miała spory udział w tym żeby nie wyrósł na ćwierćmózga. Na szczęście. Inaczej prawdopodobnie zostałby sztandarowym Carerem, który poza strzelaniem do zwierząt tylko pije, pali i spółkuje.
Abernathy mieli największą bibliotekę w mieście, o ile nie w USA w ogóle. Wypasiona była po brzegi nie tylko wiedzą dla normalsów, ale i tą magiczną której trzeba było poszukać. O ironio lewek potrzebował książek z obydwu dziedzin, bo z jakiegoś powodu zechciał studiować na dwóch uniwerkach jednocześnie. Było to męczące, prawda, ale na szczęście dawał radę. Chociaż i tak najbardziej zależało mu na tym co studiował w Tajnych Kompletach. Złapał więc około trzy różne książki, z których chciał zrobić notatki.
Woń jaką roztaczał wokół siebie zdecydowanie była wyczuwalna. Proch, woda kolońska... Te wybijały się wyjątkowo ponad wszystkie inne. On sam... Tego już praktycznie nie czuł. Przyzwyczaił się do tych zapachów. Powoli zmierzał w znajomy mu zakątek, kiedy wpadł na kogoś na kogo zdecydowanie nie chciał trafić. No dobra, może chciał, ale nie tak z zaskoczenia. Głównie dlatego że nawet sama rozmowa może być dla Cartera nieco bolesna. - Cześć Hall. - Najgorsze było to że Leo nadal się łudził i miał tlącą się nadzieję że uda im się do siebie wrócić. Prędzej czy później. Nawet jeśli to co się stało było głównie winą Cartera oraz jego kilku sekretów.
Leo Carter
Wiek : 29
Odmienność : Zwierzęcopodobny
Miejsce zamieszkania : Saint Fall
Zawód : Student
Marshall Abernathy
POWSTANIA : 15
SIŁA WOLI : 15
PŻ : 167
CHARYZMA : 4
SPRAWNOŚĆ : 1
WIEDZA : 8
TALENTY : 13
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t221-marshall-abernathy
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t278-marshall-abernathy#762
RELACJE : https://www.dieacnocte.com/t277-i-wanna-be-your-slave#761
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t276-poczta-marszala-abernathy#760
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/
POWSTANIA : 15
SIŁA WOLI : 15
PŻ : 167
CHARYZMA : 4
SPRAWNOŚĆ : 1
WIEDZA : 8
TALENTY : 13
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t221-marshall-abernathy
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t278-marshall-abernathy#762
RELACJE : https://www.dieacnocte.com/t277-i-wanna-be-your-slave#761
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t276-poczta-marszala-abernathy#760
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/
Zaczęło się. Kaskada słodko-gorzkich wspomnień podanych w dwóch, chłodnych słowach mężczyzny, który przez pewien czas miał być jego na zawsze. Może w popłochu albo roztargnieniu, albo niepamiętaniu, że przez krótki czas kochali się na zawsze... A teraz, ja, próbuję komuś wmówić, że było to smutne. Chociaż może było? Blond czupryna zdawała się nagle poczuć wiele emocji, a wśród nich był pewien smutek. Może za szorstkim dotykiem brody Leonarda na jego torsie. Może za jego męskim sposobem rozmów. Takim wręcz trywialnym, monotematycznym i nieciekawym. Zwyczajnie prostym, który często zdawał się warty swojej ceny. I chociażby teraz, kiedy minęło tyle czasy a rzeczy, niegdyś doprowadzające Marshalla do białej gorączki stały się dziś pokłosiem tęsknoty. Straszliwa głupota. W średniowieczu nazywali to chorobą. Zaś wzięli to od pięknych liryków samej Safony. Kogoś, kim Abernathy chciał się inspirować, ale nie miał jaj.
   - O, jesteś tu? - Chciał się wysilić na chłodny i protekcjonalny głos, który w swoim drżeniu zdradzał coś. Fakt, że Hall nie umiał się tak odzywać do Leonarda. Przynajmniej nie teraz, kiedy zapomniał o wszystkich kłótniach i złej krwi między nimi. Jednak pryzmat miłych wspomnień nie mógł być aż tak silny, by wymazać to, co obecnie było między nimi. - Nauczyłeś się już czytać? Dostałeś medal od rodziny za bycie w niej pierwszą personą z takim osiągnięciem? - Hall niechętnie zerknął w jego stronę, udając, że nagle bardzo pilnie czyta rozdział książki. Oczywiście, bez premedytacji, odsłonił kawałek karku. Delikatnie go rozmasował i gdyby Leonard był wampirem, zapewne złapałby się na taką głupawą sztuczkę. A tak był tylko mężczyzną, o którym blondyn niegdyś długo śnił. Obecnie jedynie w koszmarach.
Marshall Abernathy
Wiek : 24
Odmienność : Czarownik
Zawód : Zaklinacz
Benjamin Verity II
ODPYCHANIA : 15
SIŁA WOLI : 5
PŻ : 169
CHARYZMA : 28
SPRAWNOŚĆ : 7
WIEDZA : 20
TALENTY : 3
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t713-benjamin-verity-ii
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t765-benjamin-verity-ii
RELACJE : https://www.dieacnocte.com/t2147-audaces-fortuna-iuvat
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t766-skrzynka-pocztowa-benjamina-verity
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/f144-willowside-10
BANK : https://www.dieacnocte.com/t1069-rachunek-bankowy-benjamin-verity-ii
ODPYCHANIA : 15
SIŁA WOLI : 5
PŻ : 169
CHARYZMA : 28
SPRAWNOŚĆ : 7
WIEDZA : 20
TALENTY : 3
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t713-benjamin-verity-ii
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t765-benjamin-verity-ii
RELACJE : https://www.dieacnocte.com/t2147-audaces-fortuna-iuvat
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t766-skrzynka-pocztowa-benjamina-verity
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/f144-willowside-10
BANK : https://www.dieacnocte.com/t1069-rachunek-bankowy-benjamin-verity-ii
marzec 4, 1985

Golizna brzegów oprawionych w skórę ksiąg biła odbitym słonecznym światłem, które ślamazarnie przeciskało się pomiędzy dwoma taflami szkła, docierając wprost do zakątka w rogu biblioteki, tuż obok okna. Rzadko tu bywał. Abernathy — chociaż po matce odziedziczył ich skłonność do zatapiania się w lekturach i (i/lub, wprawny czytelnik sam postanowi) marazmu — rzadko kiedy gościli w charakterystycznych dialogach Benjamina. Wolał gloryfikować nazwisko dopisane do jego imienia w Księdze Bestii, nie to które jego matka skreśliła w dniu ślubu. Nigdy nie był człowiekiem o przepastnym miłosierdziu dla książek. Nie czcił ich stronic, nie podniecał się, gdy suchy pergamin haratał nakremowaną skórę męskich dłoni. Gdy obrączka zahaczyła o brzeg którejś z jurydycznych ksiąg, zwyczajnie wyrzucił ją do kosza, uznając za zepsutą i niemożliwą do naprawienia (kto imaginował sobie Verity'ego czytającego poklejone taśmą kartki?). Bywały jednak białe kruki, które oglądał w czystych rękawiczkach. Szacunek do tradycji wpisany był zarówno w Abernathych, jak i Veritych. Nikt nie mógł im tego odmówić.
Stara Biblioteka była synonimem, cóż, starości. Wpisana w jej nazwę doktryna zahaczała o drewno (jak ta obrączka o papier) sędziwych mebli, gdy przesuwając się wolnym krokiem w kolejne alejki, gubił własny rytm. Na początku szukał czegoś na temat niedawnych trudności, jakie spotkały Audrey. Trudności. Krew cieknąca z uszu, nosa i z serca — trudności. Nazywanie tego drobną przeszkodą było nad wyraz prześmiewcze, dlatego też właśnie tak to określał. Dbałość o kobietę jak ze snu i matkę jego dzieci to jedno, natomiast upewnienie się co do jej stanu i potencjalnej przyszłości — drugie. Stara Biblioteka została w XIX wieku, Benjamin pamiętał, że już za 15 lat przybędzie XXI. Wtedy też jego syn będzie nastolatkiem. Nie miał syna, nie planował mieć. Planował. Nie miał. Chciał. Nie miał. Znów — przeszłość — tamte wrześniowe chwile, gdy leżała na lodowatej posadzce roniąc łzy i własne dziecko, zapisały się krwią w pamiętniczku.
Przestał szukać po dwóch minutach, przechodząc na dział prawny. Takie czytelnie nie były tłumnie odwiedzane, chociaż w porach dziennych można było spotkać tu dulczących nad lekturami studentów. Akademików i:
Och, przepraszam — napomknął szybko, chwytając nieopatrznie kobiecą dłoń, która położona została ułamki sekund wcześniej na studium, po którą zamierzał sięgnąć. Swoje palce zresztą oddalił, nie zamierzając wprawiać niespodziewanej towarzyszki w dyskomfort, aby zaraz potem odwrócić na nią spojrzenie. — Florence — uśmiech instynktownie wypełnił twarz mężczyzny. — Miło cię widzieć. Nie spodziewałem sięże kobieta twojego pokroju może być zainteresowana odwiedzeniem biblioteki w środku dnia, gdy wszystkie sklepy z torebkami w Bostonie są otwarte. — Sesje kongresowe: kluczowe ustawy w USA w 1978. Tego nie spodziewałem się jeszcze bardziej... — odtworzył tytuł książki, po którą wspólnie sięgnęli.
Benjamin Verity II
Wiek : 33
Odmienność : Czarownik
Miejsce zamieszkania : North Hoatlilp
Zawód : adwokat twój i diabła
Florence A. vd Decken
WARIACYJNA : 13
SIŁA WOLI : 5
PŻ : 173
CHARYZMA : 18
SPRAWNOŚĆ : 9
WIEDZA : 17
TALENTY : 7
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t770-florence-van-der-decken-nee-laffite#5138
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t1198-florence-van-der-decken#11543
RELACJE : https:// https://www.dieacnocte.com/t119
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t1197-poczta-florence-van-der-decken#11542
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/f121-mainstay-mansion
BANK : https://www.dieacnocte.com/t1199-rachunek-bankowy-florence-van-der-decken#11544
WARIACYJNA : 13
SIŁA WOLI : 5
PŻ : 173
CHARYZMA : 18
SPRAWNOŚĆ : 9
WIEDZA : 17
TALENTY : 7
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t770-florence-van-der-decken-nee-laffite#5138
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t1198-florence-van-der-decken#11543
RELACJE : https:// https://www.dieacnocte.com/t119
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t1197-poczta-florence-van-der-decken#11542
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/f121-mainstay-mansion
BANK : https://www.dieacnocte.com/t1199-rachunek-bankowy-florence-van-der-decken#11544
Przejechała palcem po grubej warstewce kurzu, odsłaniając sęki na fakturze półki, krzywiąc się przy tym lekko, wraz ze wzburzeniem nuty perfekcyjności, jaka w niej płynęła. Szarawa kępka zebrana na opuszku, zdmuchnięta w geście niemal dziecinnym, uniosła się na chwilę w światłach ospale przedostających się przez zdobione okna, by opaść na podłogę. Nie wychowano ją w umiłowaniu do książek, a porządku. Każdy autor przestawiony z A na K mierził bursztyn tęczówek, sporadyczne plamy błota pozostawiane przez przypadkowych czytelników, przekraczane przez czarne szpilki z dozą ostrożności, przyprawiały o lekkie, zniesmaczone westchnienie. Powinna była posłać po opasłe tomiszcze, którego szukała kogoś innego. Okazała czy nie, biblioteka Abenathych nie była miejscem skrojonym dla kobieta takich jak ona. 

Mimo wszystko przemierzała kolejne regały z gracją i ciekawością duszoną za powłoką zimnego spojrzenia. Nauczyła się, że głód wiedzy nie był odpowiednio skrojony do fasonu garsonek, które nosiła, a dziecinne fascynacje należało pogrzebać wraz z młodocianą niewinnością. Powinna wiedzieć tyle, ile od niej wymagało — nie mniej, niż wymagałaby konwersacja na odpowiednim poziomie, nie więcej niż słowa, które mogłyby skompromitować mężczyznę stojącego przed nią. Swoje życie upychała w rzeźbione ramy ogłady i zachowawczego rozsądku, mającego pozwolić jej sięgnąć dokładnie po to, czego potrzebowała, a nie chciała. Chęci były daleko poza zasięgiem wychudzonych ramion. 

Spomiędzy setek nazwisk autorów, tytułów mówiących nic, lub zbyt wiele, grzbietów bliźniaczo podobnych do tych, które znajdowały się w bibliotece rodzinnego domu, wreszcie wyłuskała ten, po który był istotny. Zatrzymała się jednak nim wykonała ku niej jakikolwiek ruch, sięgając do skórzanej torebki i dyskretnie, wydobywając z niej niewielki zwitek papieru. Sesje kongresowe: kluczowe ustawy w USA w 1978. Zamknęła klips Kelly, smukłą dłonią sięgając po znalezisko, nim męska dłoń nie zacisnęła na niej palcy, odgradzając od zdobyczy. 

Benjaminie. — W cichym tonie, dało się słyszeć zaskoczenie. Cofnęła dłoń, nie odrywając wzroku od oczu mężczyzny. Wydawałoby się, że po jej policzkach przemknęła czerwień zawstydzenia, choć Florence przecież ciężko było zakłopotać. Szczególnie przez mężczyznę. — Przecież każda kobieta powinna być zainteresowana sesjami kongresowymi z siedemdziesiątego ósmego, nieprawdaż? — Krótką słabość, zamaskowało uniesienie kącika karminowych ust. Brew lekko poszybowała w górę, w geście niemal wyzywającym, jakby czekała, aż Verity przyzna jej rację. 
Oboje jednak wiedzieli, że to się nie wydarzy. 
Zwykliśmy wpadać na siebie w odpowiednim miejscu i o odpowiednim czasie. — Wyprostowała ramiona, podążając wzrokiem po strzelistych regałach biblioteki. Kolejny uśmiech, tym razem pozbawiony nuty żartobliwości, a czystego zadowolenia — choć może i on był jedynie grą, sama nie umiała powiedzieć, czy cieszy się na jego widok, czy nie, ale ciało wymusztrowane w takt nienachalnej uprzejmości samo kontynuowało przedstawienie. — Widzisz, czeka mnie i mojego szanownego małżonka kolacja z Williamem Hathawayem. Sam wiesz, że szacunek dla gościa wymaga… Pewnej wiedzy. — Skinęła na książkę oddając mu pierwszeństwo w jej pochwyceniu, po czym cofnęła się o dwa kroki, sprawdzając, czy powtórzy ten ruch.  — Ale skoro zaszczyciło mnie towarzystwo tak znamienitego znawcy prawa, być może lektura nie jest mi wcale potrzeba. Śpieszysz się, mój drogi, czy może znajdziesz odrobinę czasu dla starej przyjaciółki?
Florence A. vd Decken
Wiek : 30
Odmienność : Czarownica
Miejsce zamieszkania : Maywater
Zawód : żona męża, działaczka charytatywna
Benjamin Verity II
ODPYCHANIA : 15
SIŁA WOLI : 5
PŻ : 169
CHARYZMA : 28
SPRAWNOŚĆ : 7
WIEDZA : 20
TALENTY : 3
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t713-benjamin-verity-ii
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t765-benjamin-verity-ii
RELACJE : https://www.dieacnocte.com/t2147-audaces-fortuna-iuvat
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t766-skrzynka-pocztowa-benjamina-verity
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/f144-willowside-10
BANK : https://www.dieacnocte.com/t1069-rachunek-bankowy-benjamin-verity-ii
ODPYCHANIA : 15
SIŁA WOLI : 5
PŻ : 169
CHARYZMA : 28
SPRAWNOŚĆ : 7
WIEDZA : 20
TALENTY : 3
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t713-benjamin-verity-ii
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t765-benjamin-verity-ii
RELACJE : https://www.dieacnocte.com/t2147-audaces-fortuna-iuvat
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t766-skrzynka-pocztowa-benjamina-verity
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/f144-willowside-10
BANK : https://www.dieacnocte.com/t1069-rachunek-bankowy-benjamin-verity-ii
Krótko ścięte włosy, zdumiewający błogostan wypisany na twarzy i abstrakcyjny dysonans z tym miejscem — pani van der Decken pasowała do opasłych tomiszczy prawniczych magazynów niczym pięść do nosa. Każdy znał adekwatne zastosowanie dwóch podmiotów w zestawieniu ze sobą, ale nikt go nie oczekiwał, każdy się przed nim wahał. Znamienitością była natomiast rodzina Laffite. O ile kobiety rodu Maywater czas wolny wolały przeleżeć na jachtach, chłonąc skórą słońce oceanu atlantydzkiego, ze sporadycznymi podróżami na Bermudy na drinka, tak Laffite mieli skłonność do popadania w sprawy poważne. Pamiętał ją z tamtych czasów. Z czasów, gdy z nosa sypała się biała jak śnieg kokaina, a obraz Audrey rozmywał się z podawanymi jej tabletkami, po których niczym dobroduszny przyjaciel, nie zamyślał korzystać z jej wdzięków. Po ślubie smakowała lepiej. Florence nigdy nie stroniła od potańcówek i zabaw. Pamiętał jej sukienkę, gdy tańczyli w jednym z nowojorskich klubów, a choć chwytał wtedy za inne biodra, tak kilka obrotów rozłożystego materiału i błysk w oku zapamiętał aż do dzisiaj. Była nietknięta przez Verity'ego, tknął ją dopiero Johan. Pamiętał ich szczęście i sztuczne (lub nie) uśmiechy na weselnym kobiercu, pamiętał, jak chwalił się jej urodą, pamiętał pierwsze wspólne kolacje i oczekiwanie na to, co dopiero nadejdzie. Pamiętał papierosa, którego przed miesiącem lub dwoma zgasił w doniczce na ganku Mainstay Mansion, wiedząc, że Florence nie ma w domu. Publicznie była perfekcją. Prywatnie wiedział, że stała się strapieniem. Widać kobiety starzeją się bardzo podobnie.
Dłoń odsunął z premedytacją, nie zamierzał stosować wobec żony przyjaciela żadnych sztuczek. Po pierwsze: nie. Po drugie: to żona Johana. Po trzecie: miała gładkie dłonie. Nie gotowała wywarów i trucizn, nie kroiła smukłymi palcami setek skrzydełek dziwnych stworzeń. Jednak coś w jej fizjonomii nakazywało pamiętać: Laffite wystawi Cię do wiatru, tak jak zrobili to Cabotom. Tylko głupiec nie szanował historii. Florence van der Decken nie była głupia.
Tylko wyjątkowa kobieta — skomplementował niespodziewaną towarzyszkę swoim czarującym uśmiechem, nie kłamiąc nawet przez sekundę. Poznał w życiu wiele kobiet, które na takie miano zwyczajnie nie zasługiwały. Dziwki, striptizerki, puste lalki chcące kilku dolarów i renomy, brudne kurwy łapiące się brzytwy, aby wydostać z dołka. Wszystkie już wykorzystał, dawno się znudziły.
William Hathaway? — dopytał, przywołując nazwisko byłego senatora demokratycznej partii. — Wybitna figura, moje gratulacje. Czyżby plotki o jego zaangażowaniu w działania Federalnej Komisji Morskiej okazały się prawdą? — wyczekiwał odpowiedzi, bo chociaż ta wiedza była mu potrzebna jak ciepły szalik w lipcu, tak — tak samo, jak szal — wolał ją posiadać. Absolwent Harvardu, świetny prawnik — uczył się o nim na ostatnim roku, ale nigdy nie miał okazji go poznać, choć był pewien, że razem z Genevieve pijają herbatkę. I kto wie? Może nawet się pierdolą. Uważał, że ciotka nie doszłaby do swojej pozycji, gdyby nie wyszukane zawirowania i wymuszenia. Zawsze na obcasach, zawsze w garsonce, zawsze elegancka. Która kobieta, nawet jeśli nie była dekoracją, mogłaby dojść do tego poziomu bez stosownych argumentów? Zazdrość zżerała jego gardło, ale i na to przyjdzie czas.
Oczywiście. Chcesz plotek? Podobno kiedyś przegrał swój fioletowy krzyż w pokera, ale nie nawiązywałbym do tego tematu przy kolacji — roześmiał się, odsuwając jedno z krzeseł w kącie biblioteki, aby Florence mogła na nim usiąść. Och, dżentelmen.Czego szukasz w tych lekturach, droga Florence? Jak mogę ci pomóc?
Benjamin Verity II
Wiek : 33
Odmienność : Czarownik
Miejsce zamieszkania : North Hoatlilp
Zawód : adwokat twój i diabła
Florence A. vd Decken
WARIACYJNA : 13
SIŁA WOLI : 5
PŻ : 173
CHARYZMA : 18
SPRAWNOŚĆ : 9
WIEDZA : 17
TALENTY : 7
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t770-florence-van-der-decken-nee-laffite#5138
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t1198-florence-van-der-decken#11543
RELACJE : https:// https://www.dieacnocte.com/t119
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t1197-poczta-florence-van-der-decken#11542
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/f121-mainstay-mansion
BANK : https://www.dieacnocte.com/t1199-rachunek-bankowy-florence-van-der-decken#11544
WARIACYJNA : 13
SIŁA WOLI : 5
PŻ : 173
CHARYZMA : 18
SPRAWNOŚĆ : 9
WIEDZA : 17
TALENTY : 7
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t770-florence-van-der-decken-nee-laffite#5138
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t1198-florence-van-der-decken#11543
RELACJE : https:// https://www.dieacnocte.com/t119
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t1197-poczta-florence-van-der-decken#11542
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/f121-mainstay-mansion
BANK : https://www.dieacnocte.com/t1199-rachunek-bankowy-florence-van-der-decken#11544
Miała nieznośna przypadłość, do pragnięcia nieosiągalnego; wpatrywała się z dozą zazdrości skrytą za bursztynowym całunem oczu w cudze obrazy, perfekcyjnie wcięte talie i mężczyzn, którzy opierali się jej wdziękom. Dawka niezdrowego wręcz zainteresowania, tętniła pod splotem jej mięśni, złączona z karminem krwi tak długo, jak coś nie mogło należeć do niej - gdy już to posiadła, traciło na tej nieokreślonej, hipnotyzującej wartości.
Kobiety były w gruncie rzeczy łatwe w obsłudze, wystarczyło pojąć mechanizm, jaki je napędzał. Jedne szukały miłości - zwykle te młode, dojmująco niedojrzałe by zrozumieć bezsens własnych pragnień. Inne władzy, te miały z kolei albo wystarczająco szczęścia, by móc dążyć do swoich celów, wspierane miękką pierzyną rodzinnego majątku, koneksji, przywileju porzucenia gorsetu powinności, bądź były po prostu zbyt naiwne, by pojąć, że kobieta zostawiona samej sobie niewiele mogła - w końcu musiała dotknąć szklanego sufitu, który nawet najczystszy z diamentów nie mógł przeciąć.
Kobiety takie jak Florence szukały perfekcji. Był to sposób niezwykle prosty, acz jednocześnie nazbyt skomplikowany, by wpasować się w kalię kart okolicznej socjety. Nie poszukiwała pieniędzy, nie mogła posiąść władzy, miłość dawno wymsknęła jej się z rąk. Była w gruncie rzeczy, pod całunem najdroższych perfum, szytych na miarę garsonek i jasnego pudru, kobietą zupełnie wypraną z ambicji stania się kimkolwiek wartościowym dla świata, Hellridge, Salem. Szukała sposobu, żeby przetrwać. Połamana i pokaleczoną rzeczywistością, tkała idealną maskę, która nie pozwoli jej słabością wyjść na powierzchnię - tak długo, jak skrywała przed cudzymi spojrzeniami kruchość własnej osoby, pęknięcia w kryształowym popiersiu, torowała sobie drogę, by przeć dalej.
Koniec końców wszyscy mieli skończyć przecież obici w kilka dębowych trumiennych desek, nieistotne ile pieniędzy skrywało się na ich kontach, jak wiele przeżyli, jak mało osiągnęli.
Liczyło się jedynie, by przetrwać wystarczająco długo.
Uśmiechnęła się lekko, słysząc komplement - dokładnie to, co powinien powiedzieć, idealnie wyuczony magii kurtuazji. Benjamin Verity, przykład książkowego dżentelmena, o którym długonogie podlotki szeptały z chichotem w kuluarach wystawnych przyjęć. Pozornie pozbawiony znanej Florence z domowego zacisza oschłości.
- Dziękuję, Benjaminie. Zdaje się, że w każdej plotce da się znaleźć ziarenko prawdy. - Nie odpowiedziała wprost, choć oboje świetnie wiedzieli, że przypuszczenia prawnika okazały się trafne. Wzrok Hathaway miał skierować się w stronę Federalnej Komisji Morskiej, a ona nie mogła przepuścić okazji, by van der Deckenowie na tym nie skorzystali. Ale było tego więcej.
Roześmiała się w takt za nim i podążyła do stolików, siadając na odsuniętym krześle. Och, dżentelmen .
- Sam dobrze wiesz, jak wyglądają kolacje z gośćmi jak Hathaway. Po krótkim wstępie splecionym z małostkowych tematów, do ostatniej kropli wina górować będzie polityka. - Zadudniła karminowymi paznokciami o drewno blatu, podbródek opierając na drugiej ręce. Na jej twarzy malował się niemal młodzieńczy grymas znudzenia. - Oczywiście ta, którą uzna za istotną. Oprócz spraw nazwijmy to ogólnych, będzie skupiał się na sobie. Na tym, co dla niego ważne. Co sam osiągnął - ciągnęła, wbijając bursztyn spojrzenia w Benjamina. Wiedział, że nie była głupia. Wiedział też, że niektóre sytuacje wymagały, by za taką uchodziła. Ale nie tym razem. - Ustawa o Kontroli Eksportu Broni z siedemdziesiątego ósmego. Podobno Hathaway planuje przedstawić projekt nowelizacji jeszcze w tym tygodniu. Z większym naciskiem na eksport morski - mówiła, powoli się prostując, jakby zakwitała w niej nowa, nieco konspiracyjna nuta. - Ale żeby zrozumieć zmiany, jakie będzie próbował przeforsować, muszę znać najważniejsze elementy materiału źródłowego.
Florence A. vd Decken
Wiek : 30
Odmienność : Czarownica
Miejsce zamieszkania : Maywater
Zawód : żona męża, działaczka charytatywna
Benjamin Verity II
ODPYCHANIA : 15
SIŁA WOLI : 5
PŻ : 169
CHARYZMA : 28
SPRAWNOŚĆ : 7
WIEDZA : 20
TALENTY : 3
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t713-benjamin-verity-ii
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t765-benjamin-verity-ii
RELACJE : https://www.dieacnocte.com/t2147-audaces-fortuna-iuvat
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t766-skrzynka-pocztowa-benjamina-verity
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/f144-willowside-10
BANK : https://www.dieacnocte.com/t1069-rachunek-bankowy-benjamin-verity-ii
ODPYCHANIA : 15
SIŁA WOLI : 5
PŻ : 169
CHARYZMA : 28
SPRAWNOŚĆ : 7
WIEDZA : 20
TALENTY : 3
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t713-benjamin-verity-ii
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t765-benjamin-verity-ii
RELACJE : https://www.dieacnocte.com/t2147-audaces-fortuna-iuvat
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t766-skrzynka-pocztowa-benjamina-verity
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/f144-willowside-10
BANK : https://www.dieacnocte.com/t1069-rachunek-bankowy-benjamin-verity-ii
Samotność wśród kobiet to przypadłość dziedziczna — wspominał Benjamin pierwszy, gdy przy kolacji we dwójkę wypił o dwa kieliszki koniaku za dużo. Drugi słuchał go z zimną krwią. Miał siedemnaście lat, a alkohol we Włoszech sprzedawali nawet nieletnim. — Jeśli jej matka była jędzą, to ona będzie jędzą. Jeśli jej matka zdradzała, to ona zdradzi. To naturalny porządek rzeczy.
Retrospekcja była mgłą. Gdyby był słuchaczem, przywołałby je dotyk papieru w bibliotece Abernathych.
Skup się, Benjaminie, bo będziesz nikim.
Dramatyczna scenka, proszę sobie wyobrazić, głos odbija się echem jeszcze przez jakiś czas, a potem niknie. Aktor stoi samotnie na scenie — jak kobieta — gdy światła gasną. Na widowni jeden widz — Benjamin pierwszy — nie bije braw.
W każdej? — dopytał wręcz trywialnie. — To by oznaczało, że twój mąż jednak ma podpisaną umową z Bongo TV na procent od zysków — perfekcyjne zachowania perfekcyjnej dwójki ustąpiło w końcu miejsca niepotrzebnym nadymaniom.
Ona wiedziała, że Johan chleje. Benjamin wiedział, że Johan sypie najpiękniejsze kreski. Wszyscy wiedzieli, że nie mają prawa nic wiedzieć. Tajemnice schowane pod płaszczykiem ułudy, a ułuda pod znamieniem strat i zysków. Przeliczanie każdego dnia na dolary stało się w końcu nawykiem. Godzina konsultacji adwokackiej u Benjamina to 1500 dolarów. Dla przyjaciół — koniak na koniec rozprawy. Nigdy whisky. Kurwa, nienawidził whisky.
Ach tak? — rozpoczęte miarowo. Wiedział doskonale, jak wyglądają takie kolacje, ile trzeba wypić wcześniej, żeby zachować trzeźwy umysł i nie pochlastać się z nudy. Nuda była tylko tam, gdzie nie było adrenaliny. Sala sądowa — ona aż kipiała, jak morze, jak płyn, jak ślina przelewała się po podłodze, by wylecieć za drzwi niesiona wiatrem i słowami: sprzeciw (podtrzymuję). — To bardzo, ale to bardzo nudna ustawa z ciekawymi dziurami. Ogólnie rzecz ujmując, ustawa daje Reaganowi uprawnienia do kontroli eksportu broni, amunicji i sprzętu obronnego, wszystkie typy są w niej wymienione. Eksporterzy muszą uzyskać licencję wydawaną przez Departament Stanu, a właściwie przez dyrekcję ds. kontroli handlu obronnego. Nazywaj ją DDTC, nikt nie mówi pełnej nazwy. Masz tam szereg kryteriów jak bezpieczeństwo narodowe, polityka zagraniczna i prawa człowieka w kraju odbiorcy. Każda podobna ustawa musi być nowelizowana okresowo w związku ze zmianami w polityce zagranicznej. Patrząc na ekspertyzę twojej rodziny, myślę, że zwłaszcza w tej dziedzinie powinnaś popisać się swoją wiedzą przed nim. Bo czemu by nie? — odsunął krzesło dla pani van der Decken, by następnie pomóc jej usiąść i przysunąć je do stolika. Sam usiadł naprzeciwko. Kontynuował, wpatrując się w kobietę: — Oczywiście zapisana jest też tam kontrola przeznaczenia, bo ustawa wymaga, by eksporter sprawdzał i raportował przeznaczenie eksportowanych towarów. Tutaj można najwięcej namieszać. Mój ojciec kiedyś bronił człowieka, którego oskarżono o nielegalny eksport broni, jak się nie mylę na Bliski Wschód. Oczywiście niewinnego człowieka — mrugnięcie okiem. Szybkie mrugnięcie okiem. Benjamin pierwszy jako wzór do naśladowania. — W niektórych przypadkach musisz uzyskać zgodę kongresu. Zwłaszcza w większych transakcjach albo wrażliwych i nowych technologiach wojskowych. Williamsonowie mieliby na ten temat dużo do powiedzenia. Ustawa zdecydowanie wymaga nowelizacji, nie zdziwię się, jeśli plotka okaże się szczerą prawdą. Weźmy choćby adaptację do nowych technologii, AECA zupełnie nie jest dostosowana do '85, ale... — cmoknięcie. — Florence, on nie będzie chciał rozmawiać z tobą na temat nowelizacji ustawy. Nie zrozum mnie źle, bo nie chodzi o ciebie, ale o temat. On wie, że zależy wam na kontraktach na transport, nie powie słowa, dopóki nie będzie mieć zapewnienia, że popieścicie jego kieszenie odpowiednią sumką... Świat jest... zepsutymogę go naprawić, spójrz.
Benjamin Verity II
Wiek : 33
Odmienność : Czarownik
Miejsce zamieszkania : North Hoatlilp
Zawód : adwokat twój i diabła
Florence A. vd Decken
WARIACYJNA : 13
SIŁA WOLI : 5
PŻ : 173
CHARYZMA : 18
SPRAWNOŚĆ : 9
WIEDZA : 17
TALENTY : 7
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t770-florence-van-der-decken-nee-laffite#5138
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t1198-florence-van-der-decken#11543
RELACJE : https:// https://www.dieacnocte.com/t119
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t1197-poczta-florence-van-der-decken#11542
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/f121-mainstay-mansion
BANK : https://www.dieacnocte.com/t1199-rachunek-bankowy-florence-van-der-decken#11544
WARIACYJNA : 13
SIŁA WOLI : 5
PŻ : 173
CHARYZMA : 18
SPRAWNOŚĆ : 9
WIEDZA : 17
TALENTY : 7
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t770-florence-van-der-decken-nee-laffite#5138
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t1198-florence-van-der-decken#11543
RELACJE : https:// https://www.dieacnocte.com/t119
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t1197-poczta-florence-van-der-decken#11542
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/f121-mainstay-mansion
BANK : https://www.dieacnocte.com/t1199-rachunek-bankowy-florence-van-der-decken#11544
Istniało pewne przeświadczenie wśród socjety w jakiej się obracali, jedno z gatunku tych niefortunnie niezmiennych, zastygłych w świadomościach mężczyzn w szytych na miarę garniturach, zaklęty w luksusowych pomadkach na wagach żon i córek z dobrym nazwiskiem, że kobietom nie było po drodze z polityką. Po części, to przekonanie wniknęło i w nią, karmione surowymi spojrzeniami ojca od najmłodszych lat. Więcej mogła przecież zdziałać czarem, niż słowem. Ładną buzią, promiennym uśmiechem. Nie była politykiem, była kobietą. Nie liczyła się logika, a coś zupełnie innego. Wiedziała to doskonale, nie zamierzała działać poza wytyczonymi granicami. Wiedza jednak, należała do grona tych bezcennych. Musiała pojąc, z kim ma do czynienia.
Być świadoma, gdzie należy zaatakować.
Subtelny śmiech otulił jej gardło, nuta rozbawienia zawieszona w chwili, nie pozwoliła jej zostawić słów Benjamina bez reakcji:
- Nie mów, że byłbyś choć trochę zdziwiony, gdyby okazało się to prawdą. - Zestaw ganków zamówionych po którejś z niezaprzeczalnie dżentelmeńskich rozważań o życiu przy szklance koniaku Johana i jego kolegów błysnął stalą w jej pamięci.
Słuchała wywodu ze skupieniem, notując na połaci pamięci najważniejsze z informacji. Nie wszystko rozumiała w stopniu takim, jakiego by sobie życzyła, mimo wszystko kiwając lekko głową, ku potwierdzeniu, że nadal ma jej uwagę. Odwiedziny Hathawaya były nie lada szansą. Zarówno dla niej, jak i van der Deckenów. Nie na próżno, obfity kawałek życia zgłębiła na opanowywaniu sztuki rozmawiania z takimi jak on - miała jeden cel, zjednywać sobie ludzi wystarczająco wpływowych, by kontakt z nimi miał przynosić jakieś korzyści. Potrafiła grać na nich jak na instrumentach skrojonych pod palce najwybitniejszych muzyków, o ile wiedziała w którą strunę szarpnąć.
Ben co do jednego mial niezaprzeczalną rację, co przyznawała niechętnie - Hathaway nie będzie chciał o tym mówić. Nie od razu i nie z nią. Na to jednak był sposób.
- Zaufaj mi, Benjaminie, świetnie zdaję sobie z tego sprawę. - Odpowiedziała, wyciągając z odmętów niewielkiej torebki srebrną papierośnicę. - Czy zepsuty? Władza i dominacja od zarania były składową podwalin naszej rzeczywistości. To nie zepsucie, a wada fatalna, zamurowana w gruncie świata, po którym stąpamy. Dzięki niej istnieją ludzie tacy jak my i tacy jak oni - wskazała podbródkiem na młodą dziewczynę odkurzającą biblioteczne regały. - W każdym razie o wiem dokładnie jak zadbać o chęć rozmowy Hathawaya. A dzięki twojej pomocy, być może będę ci dłużna kolację. - Uśmiechnęła się, opierając podbródek na dłoni. Będzie mu dłużna, o ile jej lepsza połówka również odpowiednio rozegra partię, która nadchodziła.
Kobietom przecież z polityką po drodze nie było - mogły robić swoje jedynie w kuluarach.
- Podziwiam cię, wiesz? Jakaś cząstka mnie, miała wątłą nadzieję, że złapię cię na luce. Drobnym wycinku wiedzy, której nie przyszło ci jeszcze zgłębić. Ale twoja mądrość jak zawsze przekracza wszelkie oczekiwania. - Włożyła pomiędzy karminowe wargi smukłego papierosa, nie odrywając wzroku od tęczówek Benjamina.
Florence A. vd Decken
Wiek : 30
Odmienność : Czarownica
Miejsce zamieszkania : Maywater
Zawód : żona męża, działaczka charytatywna
Benjamin Verity II
ODPYCHANIA : 15
SIŁA WOLI : 5
PŻ : 169
CHARYZMA : 28
SPRAWNOŚĆ : 7
WIEDZA : 20
TALENTY : 3
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t713-benjamin-verity-ii
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t765-benjamin-verity-ii
RELACJE : https://www.dieacnocte.com/t2147-audaces-fortuna-iuvat
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t766-skrzynka-pocztowa-benjamina-verity
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/f144-willowside-10
BANK : https://www.dieacnocte.com/t1069-rachunek-bankowy-benjamin-verity-ii
ODPYCHANIA : 15
SIŁA WOLI : 5
PŻ : 169
CHARYZMA : 28
SPRAWNOŚĆ : 7
WIEDZA : 20
TALENTY : 3
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t713-benjamin-verity-ii
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t765-benjamin-verity-ii
RELACJE : https://www.dieacnocte.com/t2147-audaces-fortuna-iuvat
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t766-skrzynka-pocztowa-benjamina-verity
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/f144-willowside-10
BANK : https://www.dieacnocte.com/t1069-rachunek-bankowy-benjamin-verity-ii
Roześmiał się — ot tak. Ot tak, bez przesadnego rozbawienia, jedynie uczynnie, z drobnym kiwnięciem głową, jakby na poświadczenie własnej kultury osobistej. Mógłby jej teraz opowiedzieć dziesięć historii o jej mężu: o rżnięciu jednej z dziwek w Las Vegas na balkonie na 19 piętrze hotelu, o wannie, do której się zrzygał, o kresce kokainy, którą wciągnął tak głęboko w nozdrza, że poleciała mu krew, o porannej szklance whisky. Johan van der Decken nie pijał herbaty, ale potrafił — tak jak każdy z nich — udawać, że ją pije. Kurwa, nawet, że mu smakuje.
Nigdy nie był najbardziej obeznany z prawem handlowym. Wpojone przez ojca zasady nakazywały „coś wiedzieć”, ale od poszerzenia wiedzy były książki. Najważniejsze to potrafić mówić, tego uczył się od pierwszego słowa, kończąc aż na tym, co teraz: wywodach, które czarowały. Kończąc słowa, nie odjął wzroku od kobiety, doszukując się w niej zrozumienia. Musiała rozumieć, była Laffite. Nawet jeśli miała cycki, to nie zmieniało faktu, że zna się na wszelkich spekulacjach, perswazjach i kontaktach znacznie lepiej niż jej mąż. Z Audrey miały w sobie coś podobnego — może gdyby miała jaśniejsze włosy, to ją pierwszą by zauważył. Prosta odmowa rozwiązłej kobiecie — wszystkie były takie same — poskutkowała czymś dziwnym w jej oczach, jakby czaiła się za nimi iskierka złości albo chęć mordu.
Takie lubił najbardziej.
Ugotujesz ją sama? — mrugnął lewym okiem. — Nie żartuję, chciałbym tego spróbować — skoro istnieli ludzie tacy jak my i tacy jak oni, pozostawało pytanie, gdzie na tej gównianej skali plasuje się panna Laffite, a gdzie pani van der Decken. — Nie musisz mi dziękować. To dla mnie czysta przyjemność — teatralnym gestem położył dłoń na mostku na ledwie 2 sekundy, zaraz potem odejmując ją. Wyniosłych gestów nigdy za wiele.
Przypatrywał się jej może zbyt długo, może zbyt wyniośle, może zbyt głęboko, próbując dostrzec dusze. Błąd. Kobiety takie jak ona nie mają duszy.
Wiesz Florence... — głos ściszony do szeptu był preludium. Nachylenie się nad nią, tylko po to, aby zbliżyć wargi do ucha — bez dotykania, nu-nu, nie jestem idiotą - metaforą. Woń jej perfum, mieszająca się z wonią jego — tych ostrych i dżentelmeńskich, tkwiących teraz przy kobiecym smukłym nosie. — Mój ojciec powiedział mi kiedyś ważną prawdę: niewiedza nie świadczy o inteligencji człowieka, tylko o jego ignorancji, a ja nie potrafię zignorować — a gdyby? Głos znów obniżył się o jeden ton, usta zbliżyły na kolejny centymetr — znów nie dotykając ucha kobiety niczym więcej niż powietrzem. — Że w bibliotece się nie pali.
Odsunął się z szarmanckim uśmieszkiem zwycięzcy, chociaż w tym pojedynku nie było niczego do wygrania. Nie było żadnego pojedynku. Nikt nie rozpętał wojny.
Szkoda.
Benjamin Verity II
Wiek : 33
Odmienność : Czarownik
Miejsce zamieszkania : North Hoatlilp
Zawód : adwokat twój i diabła