Witaj,
Mistrz Gry
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t58-budowanie-postaci
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t179-listy-do-mistrza-gry
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t58-budowanie-postaci
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t179-listy-do-mistrza-gry
Rejestracja przy wejściu
Często zatłoczony przedni korytarz szpitala, od którego rozchodzą się kolejne, znajduje się tuż przy wejściu do szpitala. To tutaj można zapisać się na wizytę w ośrodku zdrowia, a także zgłosić pilną potrzebę spotkania z lekarzem. Siedząca za szybą pani rzadko kiedy ma na twarzy uśmiech, zapewne jest po prostu zapracowana. W rogu stoi automat z kawą, która nie jest najlepszej jakości, ale jest zwyczajnie tania.
Mistrz Gry
Wiek :
Miejsce zamieszkania : Piekło
Zawód : Guru sekty satanistycznej
Kayla Rossi
ANATOMICZNA : 8
POWSTANIA : 5
SIŁA WOLI : 12
PŻ : 144
CHARYZMA : 8
SPRAWNOŚĆ : 1
WIEDZA : 3
TALENTY : 15
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t2318-kayla-rossi
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t2385-kayla-rossi
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t2377-poczta-kayli-rossi#33628
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/
BANK : https://www.dieacnocte.com/
ANATOMICZNA : 8
POWSTANIA : 5
SIŁA WOLI : 12
PŻ : 144
CHARYZMA : 8
SPRAWNOŚĆ : 1
WIEDZA : 3
TALENTY : 15
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t2318-kayla-rossi
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t2385-kayla-rossi
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t2377-poczta-kayli-rossi#33628
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/
BANK : https://www.dieacnocte.com/
30.04.1985

Snuła się korytarzem, jakby nie zostało w niej już żadne tchnienie życia. Zwykle tak nie wyglądała, ale dziś nie miał jej kto przyłapać. W Noc Walpurgii korytarze były puste, część pacjentów dostała nawet pozwolenie na wyjście, a personel ograniczony był do minimum, bo przecież każdy chciał świętować z rodziną i z bliskimi. Kayla była właśnie po pobraniu krwi. Pielęgniarka była niecierpliwa — zapewne też chciała już skończyć pracę i oddać się zabawie. Ręce Kayli zaś miały już dość dwumiesięcznych zabiegów, kłucia i kroplówek. Jej żyły były słabe, a część z nich popękana. Kolejne pobieranie krwi oznaczało kolejną drogę przez mękę, kolejne próby maskowania ataków paniki, kolejne palpitacje serca i powstrzymywanie łez. Kolejne „uspokój się, nie rób scen, nie chcesz być problemem”, które powtarzała we własnej głowie. Po wszystkim nie dość, że była zmęczona strachem i bólem, to jeszcze czuła się źle z tym, że przez to, ile zajęło badanie, pielęgniarka była poirytowana.
Czuła się fatalnie, czuła jak znów zaczyna się rozpadać, choć większość dnia walczyła z tym uczuciem, starała się nie poddawać. Skóra ją swędziała, a oczy szczypały. Wiedziała, co to oznaczało. Tak dawno nie zażywała kąpieli, coraz mocniej ciągnęło ją do wody, coraz mocniej pragnęła oddać się falom. Ten dzień był dla niej wyjątkowo trudny. Noc Walpurgii była magiczna. Może i Kayla od długich lat nie spędzała jej z rodziną, ale miała przecież znajomych, w gruncie rzeczy była przeciętną nastolatką, nawet jeśli spędzała sama w domu więcej czasu niż jej rówieśnicy. Ale po tym, jak trafiła do szpitala, jej towarzystwo się stopiło. Niektórzy bliżsi przyjaciele odwiedzili ją raz czy dwa, ale to tyle. Kayla ich nie winiła, rozumiała to, że nie wiedzą, jak się przy niej zachować. Chciała być traktowana tak jak dotąd, ale wiedziała, że to niemożliwe. Nie chciała wprowadzać nikogo w zakłopotanie, dlatego nauczyła się myśleć, że może tak jest lepiej. O czym można było rozmawiać w szpitalu z dziewczyną, która właśnie straciła swoją ostatnią rodzinę i dach nad głową? Nie mogła od nikogo wymagać więcej, niż już dostawała. Starała się o tym pamiętać.
Dziś jednak było jej wyjątkowo ciężko. Wróciła z badań przybita, a jej gardło zaciskało się od duszonego wewnątrz żalu. Usilnie odganiała nachalne myśli i miłe wspomnienia. Miała nadzieję, że uda jej się wyprosić coś na sen i będzie mogła zamknąć ten dzień. Udać, że nigdy nie istniał.
Podeszła smętnie do łóżka, ale jeszcze zanim zdążyła na nim usiąść, dostrzegła na poduszce pięknego, papierowego łabędzia. Zupełnie odruchowo rozejrzała się po sali, jakby oczekiwała odnaleźć źródło tajemniczego podarku, ale szybko wróciła wzrokiem do miniaturowego zwierzątka i z niepohamowaną ciekawością wzięła go do rąk. Gdzieś po wewnętrznej części skrzydła rzuciły jej się w oczy ślady tuszu, rozłożyła więc origami z lekkim poczuciem skruchy — było przecież tak starannie zrobione — i ogarnął ją dreszcz mimowolnej ekscytacji, gdy odkryła, że w środku rzeczywiście czekała wiadomość.
Przesunęła spojrzeniem po ciągu liter i jeszcze nim skończyła czytać, kąciki jej warg samoistnie wygięły się lekko ku górze. Jasne spojrzenie zatrzymało się dłużej na starannie postawionym „C”, a rozczulenie przez chwilę sprawiło, że miała ochotę głębiej odetchnąć.
Znała tylko jedną osobę, która mogła zostawić tę wiadomość i nie zakładać odmowy. Obejrzała się na drzwi wejściowe. Napisał „za pół godziny”, więc może widział ją, jak wracała do pokoju i był tu dosłownie przed chwilą?
Zjawiła się na dole wcześniej, niż powinna, a jej wzrok przemknął po cichej, opustoszałej recepcji w poszukiwaniu Cecila. Uśmiech i spojrzenie, którymi go obdarowała podchodząc, mówiły mniej więcej tyle co „jesteś niemożliwy”, jak i „to było naprawdę słodkie”. Kiedy jednak stanęła przed Cecilem, przepraszające spojrzenie jasno sugerowało, co zaraz powie.
Wiesz, że nie mogę. — Jej brwi ściągnęły się ku środku czoła i łatwo było zobaczyć, że odmowa naprawdę wiele ją kosztuje. Chciała iść. Chciała dać się ponieść temu szalonemu pomysłowi, by wyrwać się ze szpitala, liczyć na to, że nikt nie zauważy, zapomnieć, że zdrowie jej na to nie pozwala i po prostu pozwolić Cecilowi się uszczęśliwić. Zobaczyć księżyc odbity w tafli jeziora.
Ale przecież nie mogła.
Nie mam nawet nic na zmianę. — Nieznacznie oderwała ramiona od ciała, skubnięciem palców wymownie prezentując nieładną szpitalną piżamę, która powoli zdawała się stawać częścią jej samej. Nie pamiętała już, jak wyglądała w normalnych ubraniach. W gumowych klapkach, które chroniły gołe stopy też za daleko by nie zaszła. Mimo to ani smutna nuta w jej spojrzeniu, ani spokojny głos nie miały w sobie dość protestu, którego można byłoby spodziewać się po kimś, kto podjął decyzję niepodlegającą dyskusji. Naprawdę chciała iść, po prostu… Mocno trzymała się tej resztki rozsądku. Nie nauczyła się jeszcze, że to nie ma sensu przy Cecilu? Najwyraźniej nie.
Kayla Rossi
Wiek : 17
Odmienność : Syrena
Miejsce zamieszkania : Sonk Road
Zawód : Uczennica | Modelka
Cecil Fogarty
ANATOMICZNA : 20
ILUZJI : 8
SIŁA WOLI : 15
PŻ : 179
CHARYZMA : 15
SPRAWNOŚĆ : 7
WIEDZA : 5
TALENTY : 10
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t175-cecil-fogarty#374
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t250-cecil-fogarty#619
RELACJE : https://www.dieacnocte.com/t251-cecil-fogarty#620
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t281-poczta-cecila-fogarty-ego#776
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/f192-arcanum-14-7
ANATOMICZNA : 20
ILUZJI : 8
SIŁA WOLI : 15
PŻ : 179
CHARYZMA : 15
SPRAWNOŚĆ : 7
WIEDZA : 5
TALENTY : 10
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t175-cecil-fogarty#374
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t250-cecil-fogarty#619
RELACJE : https://www.dieacnocte.com/t251-cecil-fogarty#620
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t281-poczta-cecila-fogarty-ego#776
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/f192-arcanum-14-7
Łabędź uformowany z papieru leżał bezpiecznie na wierzchu jego dłoni, gdy przemierzał szpitalne korytarze, wtopiony w tło otoczenia, niewidzialny dla oczu personelu, nieświadomego, że na oddział zakradł się nieproszony gość, kilka minut po ostatecznym zamknięciu go na noc dla bliskich pacjentów.
Był w szpitalnej sali, gdy wróciła z badań. Spojrzała prosto w miejsce, gdzie stał, ale przeoczyła jego obecność, tak jak on przeoczył moment, kiedy po platformie gładkiego policzka potoczyła się łza; mogła za to wyczuć w powietrzu niewywietrzany do końca dym czerwonego marlboro, który jeszcze chwile temu tlił się w kąciku jego warg. Origami przykuło jej uwagę kilka sekund później, kolejne dwadzieścia wystarczyło jej, by pojąc, że za tym pozornie miłym gestem kryło się drugie dno; jesteś gotowa na wyjście z tego emocjonalnego kieratu, Carlo Rossi?
Nie obserwował dłużej jej reakcji, zszedł na dół, do recepcji prowadziła kondygnacja składająca się z dwóch pięter, korytarza były opustoszale. Z jednego uchylonego pomieszczenia sączyło się światło; do jego uszu dotarły strzępki rozmów personelu przebywającego na nocnym dyżurze; wśród nich nie wyłapał znajomego, należącego do Terence'a.
Na recepcji nie było nikogo, wiec oparł się o kontuar i, w kompletnej ciszy, pochłonięty przez wijąca się za oknami ciemność, czekał w bezruchu, przypatrując się malującym na ścianie cieni, jednym z nich była jego sylwetka. Poruszył ręką, by pobudzić ją do życia.
Zjawiła ssie na dole wcześniej niż powinna, w akompaniamencie ledwie słyszalnych kroków, wyciszonych przez miękką podeszwą pantofli i dopiero wtedy ujawnił swoją obecnością, pozwalając, by na usta przybłąkał się uśmiech.
- Wiem, że chcesz - za tymi słowami kryła się przekora, podkreślona przez delikatny uśmiech igrający z kącikami warg. Wiedział, że nadal nie otrząsnęła się po wypadku. Straciła w nim osobę, której mogła bezgranicznie ufać, ale nie mogła tkwić w tej kakofonii rozpaczy przez kolejne tygodnie, miesiące. Musiała stanąć, jak najszybciej na nogi, zadbać o siebie i swoją niepewną przyszłości. Wywodzili się z tego samego środowiska, więc oboje wiedzieli, że murami szpitala czekała ją brutalna, obdarta z czułości rzeczywistości, która, gdy tylko pozwolą sobie na chwile słabości, rozszarpie ich na kawałki.
Dzisiaj zobaczą księżyc odbity na tafli jeziora, to już postanowione. Pomogą im w tym jego umiejętności z zakresu magii anatomicznej, które nie pozwolą, by jej stan zdrowia się pogorszył.
- Już masz - zaprezentował jej wnętrze torby, którą trzymał pod pachą. Doceni ten gest? Przytargał tu specjalnie dla niej, domyślając się, że poza piżamą, nie dysponowała innymi elementami garderoby, a on nie był Piotrusiem Panem, która, kontrolując cienie, zabierze swoją Wendy w podniebną podróż do Nibylandii. Jeśli raj pozbawiony trosk istniał gdzieś wszechświecie, był - niestety - poza jego zasięgiem. - Powinny pasować. - Kaylę, jak i Tessę natura wyposażyła w filigranową posturę, ponadto siostra nie powinna nazbyt szybko zorientować się, że jej szafa zubożała o spodnie, bluzę, t-shirt i parę wysłużonych trampek, które były świadkami wielu imprez w nocnych klubach przyległych do dzielnic Saint Fall; dzisiaj również nie zaoszczędzą im wrażeń. - Koniec wymówek. Przebierz się, limuzyna czeka! - Cecilowy ton głosu, jak i zarówno spojrzenie, nie uwzględniało sprzeciwu, a cichemu westchnieniu towarzyszyła obietnica - zatroszczę sie o twoje bezpieczeństwo, obiecuję; obietnica z kategorii tych, z których się wywiąże.
Cecil Fogarty
Wiek : 23
Odmienność : Cień
Miejsce zamieszkania : Deadberry
Zawód : ilustrator
Kayla Rossi
ANATOMICZNA : 8
POWSTANIA : 5
SIŁA WOLI : 12
PŻ : 144
CHARYZMA : 8
SPRAWNOŚĆ : 1
WIEDZA : 3
TALENTY : 15
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t2318-kayla-rossi
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t2385-kayla-rossi
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t2377-poczta-kayli-rossi#33628
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/
BANK : https://www.dieacnocte.com/
ANATOMICZNA : 8
POWSTANIA : 5
SIŁA WOLI : 12
PŻ : 144
CHARYZMA : 8
SPRAWNOŚĆ : 1
WIEDZA : 3
TALENTY : 15
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t2318-kayla-rossi
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t2385-kayla-rossi
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t2377-poczta-kayli-rossi#33628
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/
BANK : https://www.dieacnocte.com/
Tam, gdzie stali, było ciemno. Trudno byłoby rozszyfrować czy to wpływ migoczącej nieopodal jarzeniówki, wrażenie tworzone przez opustoszałą przestrzeń, czy raczej mrok, który roztaczał wokół siebie Cecil.
Prawdopodobnie była to tylko wyobraźnia.
Atmosfera była osobliwa. Kayla przywykła do tego, że w tym miejscu — paradoksalnie — życie nie ustawało. Tam, gdzie ktoś umierał, tam walczono o kolejny oddech kogoś innego. Czy nie tak było, kiedy ona tutaj trafiła? Śmierć odprowadzała ciało Paula do kostnicy, a wokół niej panował harmider, którego nie mogła pamiętać. Nie mogła, a jednak miała wrażenie, że tamten czas był jak poprzecinane znamionami czasu zdjęcie, na którym — jeśli mocno się postarać — wśród zdeformowanych, rozmytych twarzy można było dojrzeć znajome uśmiechy. Zupełnie jakby jakaś część jej była wtedy świadoma.
Wyobrażała sobie, że było głośno, że lekarze do siebie krzyczeli, a sprzęt medyczny pikał niestrudzenie w ten irytujący, raniący uszy sposób. Pik. Pik.
Ale teraz było cicho. Żadna karetka nie przecinała kruchego spokoju bijącymi po oczach światłami i przyprawiającym o niepokój sygnałem. Trafili na moment zawieszenia — wieczór jeszcze dobrze się nie zaczął, święto dopiero zbierze swoje żniwa. Ktoś spadnie z miotły, ktoś wstrzyknie w żyłę za dużo najlepszego towaru w mieście, ktoś zabije, a ktoś inny będzie prosił o litość. Wszyscy skończą tutaj.
Kayla nie chciała tu być, kiedy to wszystko się stanie.
Cecil nie musiał nawet się starać. Nie musiał jej namawiać. Ona to wiedziała i on również to wiedział. Nie była tylko pewna, czy bardziej chciała stąd wyjść dla siebie, czy dla niego. Nie potrafiła odmawiać. Nie lubiła zawodzić. Akurat w tę noc Cecil pomyślał właśnie o niej, leżącej samotnie w szpitalnym łóżku, będącej marnym towarzystwem dla każdego, kto chciał zapomnieć o troskach i trudach życia. A mimo to nie porwał w wir zabawy wesołego, beztroskiego przyjaciela, lecz powołał do życia papierowe stworzenie, które dla niego było kwestią kilku nieznaczących ruchów, a dla niej… Dla niej było wspomnieniem, które będzie pielęgnować i jednym z dowodów na to, że ludzie są wyjątkowi, że warto się dla nich starać i warto dla nich być.
Doceniała. Doceniała każdy gest, począwszy od myśli, która podsunęła Cecilowi pomysł, by przyjść tu dzisiaj dla niej. Torbę z ubraniami zmierzyła zaskoczonym spojrzeniem i choć dotąd wyglądało na martwe, tym razem coś w nim błysnęło.
To nie była spontaniczna myśl. Zadbał o wszystko.
Gdyby tylko tak mocno nie unikała wprawiania innych w zakłopotanie, być może nie udałoby się jej nie uronić łzy wzruszenia. Nie mogła sobie na to pozwolić. Za jedną łzą zawsze szły kolejne, a potem… Potem było tylko gorzej. Potem był ból i duszności, serce rosło, jakby nie mogło pomieścić się w klatce, a ciało wydawało się konać w spazmach.
Nie mogła pozwolić, by ktoś ją taką widział. Całe szczęście uczyła się wstrzymywać łzy, jeszcze nim zaczęła dobrze wymawiać „r”.
Uniosła roziskrzone spojrzenie na Cecila, biorąc torbę do rąk i przytuliła ją zupełnie jakby miała jakąś wartość. Dla niej miała. Ogromną.
Zaraz wracam. — Jej wargi na moment zacisnęły się ni to w uśmiechu, ni to w grymasie, jakby sama nie była pewna, co powinna czuć.
Nie umiała wykrzesać z siebie szczęścia w tej czystej odsłonie, nie umiała już odczuwać przyjemności tak, jak potrafiła jeszcze niedawno. Ale jakaś iskra ekscytacji, którą rozpalił Cecil, sprawiała, że czuła się bardziej żywa niż każdego innego dnia, który tu spędziła.
Pomknęła do łazienki. Za szybko. Jedna z nóg odezwała się tępym bólem, przypominając, dlaczego powinna zawahać się dłużej. Zatrzymała się w półkroku, zaciskając zęby, ale nie potknęła się. Nie upadła. Doszła do łazienki, stawiając kroki ostrożniej, a tam przebrała się sprawnie w podarowane ubrania.
Czuła, że przyspieszyło jej tętno. Czuła to w głowie, w pulsowaniu po jej bokach, widziała to w czarnych plamkach przecinających widok na kafelki.
Jeśli coś się jej stanie, będzie problemem dla lekarzy, którzy tak mocno pracowali na to, aby przeżyła i odzyskała sprawność. Ale przecież nie mogła się teraz wycofać. I nic jej się nie stanie. Będą ostrożni. Cecil nie pozwoli, by stało się coś złego.
Polegała na nim, czy tylko wmawiała sobie to, co da jej wymówkę, aby się dłużej nie martwić? Bo przecież wiedziała, że wbrew wszelkiemu rozsądkowi i hamulcom, podjęła już decyzję.
Torbę z pidżamą upchnęła za jeden z sedesów. Nie chciała ryzykować, że w drodze do sali ktoś ją zauważy i zatrzyma.
Poprawiła tylko włosy związane w kucyk, upewniając się, że odrastające włoski nad uchem nie rzucają się zbyt mocno w oczy i wróciła do Cecila.
Limuzyna? — podjęła, wczepiając dłonie w jego ramię, by przytulić się i ukryć buzię w jego klatce, kiedy przechodzili obok personelu.
Nie pomyślała o tym. Nie pomyślała o tym, jak się tam dostaną. I nie pomyślała o tym, że coś mogłoby im przeszkodzić. To był pierwszy raz od dwóch miesięcy, kiedy opuszczała szpital dalej niż na dziedziniec. Nie było potrzeby, by wsiadała do jakiegokolwiek auta. Nie miała bladego pojęcia, że jeśli tylko to zrobi, umysł zgotuje jej istne biblijne piekło.
Dopóki nie wiedziała, mogła się cieszyć chwilą.
Puściła Cecila, gdy wyszli na zewnątrz. Głębszy wdech przymknął na krótki moment jej powieki i wywołał blogi uśmiech na buzi. Wieczór był przyjemnie ciepły, a niebo przystrojone czarująco migoczącymi punkcikami.
Niektórzy wierzą, że po śmierci zostajemy gwiazdami — wyszeptała, wpatrując się w jeden z gwiazdozbiorów, a jej wargi rozchylały się w subtelnym uśmiechu. Oni wiedzieli, że tak nie było. Wiedzieli, że dusza nie przystrajała nocnego nieba, lecz schodziła do piekła. Mimo to wyobrażenie, że każdy, kto chodził po Ziemi, mógłby cieszyć się wolnością tam na górze i obserwować wszystko, oświetlając drogę swoim bliskim, wydawała jej się urzekająca. — To nie byłby zły scenariusz. — Nie wyglądała, jakby mówiła do Cecila, a raczej jakby zagubiła się we własnych myślach, nie będąc do końca świadomą, że te kształtują się w słowa.
W końcu jednak oderwała oczy od nieba i wlepiła je w Cecila. W tym świetle i w tych ubraniach, z lekkim uśmiechem i oczekiwaniem wypisanym na twarzy, wyglądała jak każda jedna nastolatka. Jej buzia wciąż miała w sobie część dziecięcej niewinności. Ktoś mógłby pomyśleć, że była kolejną beztroską dziewczyną, przed którą życie rozkładało cały wachlarz możliwości.
Ktoś by mógł.
Ale nie oni.
Cecil to rozumiał. Różnili się pod wieloma względami, nie zgadzali się w wielu kwestiach, ale obydwoje wiedzieli, co znaczy konieczność szybkiego dorośnięcia i wiedzieli, że jeśli chcieli cokolwiek osiągnąć, musieli to sobie wywalczyć.
Kayla Rossi
Wiek : 17
Odmienność : Syrena
Miejsce zamieszkania : Sonk Road
Zawód : Uczennica | Modelka
Cecil Fogarty
ANATOMICZNA : 20
ILUZJI : 8
SIŁA WOLI : 15
PŻ : 179
CHARYZMA : 15
SPRAWNOŚĆ : 7
WIEDZA : 5
TALENTY : 10
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t175-cecil-fogarty#374
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t250-cecil-fogarty#619
RELACJE : https://www.dieacnocte.com/t251-cecil-fogarty#620
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t281-poczta-cecila-fogarty-ego#776
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/f192-arcanum-14-7
ANATOMICZNA : 20
ILUZJI : 8
SIŁA WOLI : 15
PŻ : 179
CHARYZMA : 15
SPRAWNOŚĆ : 7
WIEDZA : 5
TALENTY : 10
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t175-cecil-fogarty#374
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t250-cecil-fogarty#619
RELACJE : https://www.dieacnocte.com/t251-cecil-fogarty#620
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t281-poczta-cecila-fogarty-ego#776
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/f192-arcanum-14-7
Szpital - miejsce, gdzie życie spotykało sie ze śmiercią; ktoś umierał, ktoś przychodził na świat, ktoś walczył o życie, ktoś zapadał w śpiączkę, ktoś nigdy się nie obudzi; nigdy nie będzie sobą; nigdy nie będzie równie sprawny, co kiedyś.
Szpital - miejsce, gdzie nadzieja była stałym gościem; umierała i odradzała się na nowo; wielokrotnie pojawiła się w miejsce rozpaczy; wielokrotnie - i jedna, i druga spotykały się ze sobą.
Sale, które mijał w drodze do tej, którą zajmowała Carlo Rossi, były pełne; małe tragedia bólem zarysowane na obcych twarzach; małe rozpacze ścieżkami łez naznaczające policzki; małe radości wijące się w kącikach ust.
Szpital - tu czas płynął inaczej, czasem szybciej, czasem wolniej, był dostosowany do pulsującego pod skórą pacjentów tętna; ciche, rytmiczne pik pik odmierzało jego upływ.
Pamiętał, jak dowiedział się o tym, że Kayla trafiła do szpitala. Pojawił się tam tego samego dnia. Splótł ze sobą jej palce, gdy była nieprzytomna, pod narkozą. Mówią do niej. Snuł powieści z mchu i paprochu.
Ona cię nie słyszy, Cecil, informował go irytujący głos w głowie.
Wiedział o tym, dlatego właśnie mówił i nie przestawał.
Teraz, w miejscu, gdzie stali, swoim kokonem otulił ich mrok. Żadna karetka nie zaburzyła cisza, jaka chwilowo między nimi zapadła. Chwila niezręczność przełamana przez pierwsze słowa; skąd te uczucie? dlaczego przez kilka pierwszy sekund nie mógł zrobić użytku ze strun głosowych?
Nie powiedział jej, że dotrzymał jej towarzystwa, gdy była nieprzytomna. Nie powiedział jej wielu rzeczy. Nie powiedział jej, że jego serce znalazło się w żołądku, gdy dowiedział się, że tu trafiła. Nie powiedział mu, jaką wielką ulgę poczuł, gdy po długich godzinach otworzyła w końcu oczy.
Obiecuję, że nie stracę już nikogo; obietnicę tą nie złożył Lilith, nocy, siostrze, chłopakowi, światu; obietnicę tą złożył samemu sobie.
Obiecuję. Nikogo.
Carlo Rossi nie była nikim. Lubił jej towarzystwo - niezłomną delikatność, jaka od niej biła. Torbę przycisnęła do swojej klatki piersiowej,  jakby była warta miliony dolarów.
- Tam jest toaleta - wskazał jej właściwy kierunek; była tu wcześniej, znała układ tych pomieszczeń? On - owszem. Bywał tu, od czasu do czasu. Odwiedziła tu ojca.
Odprowadził ją wzrokiem do WC. Szła za szybko. Zupełnie niepotrzebnie. Już dawno angielskie wyjścia przestały Cecilowi imponować. Dostrzegł moment, kiedy się zachwiała. Wyszeptane Subtilis tactus minimalizujące odrobinę ból było wszystkim, co mógł dla niej w tamtym momencie zrobić.
Z nonszalancją oparł się o ścianę, zaciskając palce na paczce papierosów. Każdy, kto go mijał, nie zwracał na niego uwagi. W końcu więc, by mieć co do tego pewność, wsunął do ust dawkę nałogu, ale nie sięgnął po zapalniczkę, choć okoliczności były sprzyjające; niewidzialny dla innych, taki właśnie był.  
Niewidzialny dla innych, ale nie dla niej.
Pogłębił odrobinę uśmiech, gdy wróciła. Ubranie Tessie leżały na nią jak ulał.
- Limuzyna - przytaknął; rozbawienie oplątało się wokół tego słowa, podobnie jak odruchowo ramię wokół jej tali, gdy niespodziewanie zainicjowała kontakt fizyczny.
Limuzyna, o której mowa, nie miała czterech kołek, nie była wyposażona kilka koni i silnik, nie rozwijała zawrotnej prędkości kilkuset kilometrów na godzinę; ich limuzyna była najbardziej pospolitym środkiem transportu, jaki nawinął się Ceiclowi pod rękę - rowerem, którego ukradł z czyjegoś podwórka w drodze do szpitala. Nie miał prawo jazdy, nie mógł zaoferować jej większego luksusu.
Po opuszczeniu budynku przywitało ich wiosenne, ciepłe powietrze; podmuchy wiatry nie kąsały w policzki swoim chłodem. Odszukał jej rozmarzoną twarz spojrzeniem.
- Czy ja wiem? - spojrzał w górę, na górujący nad ich głowami firmament; wydawał sie odległym, pozbawionym ciepła miejscem. - Tam w górze musi być strasznie zimno. - Gwiazdy spadają, lub zmieniają się w supernowe.
Nie mówiła do niej. Wydawała się nieobecna, gdy o tym mówiła; myślisz, że twój tata dołączył do gwiazd?, chciał zapytać, ale nie zaprosił ją na nocną wycieczkę, by pobudzać do życia rozpacz.
Wszystko było teraz odległe. Bol i cierpienie istniały w innej rzeczywistości. Świat, który ich otaczał był spokojnym, pozbawionym udręk miejscem, prawda?
Papieros, którego miętosił pod ustami, wylądował pod butem, zgniótł go podeszwą.
Wiedział, co poprawi im humor. Odszukał w kieszeni papierośnice. Skrętowi z bagiennego ziela zadedykował dobry nastrój. Zaciągnął się jako pierwszy, pozwalając, by dym wypełnił powierzchnie jego płuc na kilka nadprogramowych sekund, zanim wypuścił go z ust.
- Zapalisz? - podał jej napoczętego skręta.  
Była inna. Grzeczna, poukładana, nie szukała guza. Wychowało ich te same środowiska, ale zupełnie odmienna mentalność. Rossi otulona miłością brzydziła się językiem przemocy.
Byli jak dwa kawałki jednego jabłka. Ona tą zdrową, soczysta stronę, on zgnitą, pożartą przez robale.
Kiedy ujrzysz we mnie zepsucie, Carlo Rossi? Odwrócisz wtedy wzrok?
- Nasza limuzyna - zaprezentował z rozbawieniem dwukołowca.
Nie wszystko musi być jak z bajki. On nie był z bajki. Ona o tym wiedziała. Tak jak on wiedział, że nie była  kolejną beztroską dziewczyną, przed którą życie rozkładało ochoczo cały wachlarz rozmaitych możliwości.
Oboje twardo stąpali po ziemi, ulepieni z tej samej gliny uporu i wręcz obsesyjnej woli przetrwania.
Żeby cokolwiek dostać, musieli to wytargać szczękom brutalnej rzeczywistości.  
- Nie wygląda jak milion dolarów, ale zapewniam, że jest sprawna.
Uciekaj, Carlo Rossi. Jestem tym rodzajem zepsucia, przed którym trzeba się schować.

Subtilis tactus (st 35), k16 + 20
Cecil Fogarty
Wiek : 23
Odmienność : Cień
Miejsce zamieszkania : Deadberry
Zawód : ilustrator
Kayla Rossi
ANATOMICZNA : 8
POWSTANIA : 5
SIŁA WOLI : 12
PŻ : 144
CHARYZMA : 8
SPRAWNOŚĆ : 1
WIEDZA : 3
TALENTY : 15
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t2318-kayla-rossi
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t2385-kayla-rossi
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t2377-poczta-kayli-rossi#33628
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/
BANK : https://www.dieacnocte.com/
ANATOMICZNA : 8
POWSTANIA : 5
SIŁA WOLI : 12
PŻ : 144
CHARYZMA : 8
SPRAWNOŚĆ : 1
WIEDZA : 3
TALENTY : 15
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t2318-kayla-rossi
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t2385-kayla-rossi
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t2377-poczta-kayli-rossi#33628
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/
BANK : https://www.dieacnocte.com/
Przyjaciel to suma uśmiechów, troskliwych spojrzeń i bezinteresownych gestów. Przyjaciel to ktoś, kim Kayla pragnęła być dla innych, ale podświadomość kazała jej sądzić, że sama na tę przyjaźń musi sowicie zapracować. Nie mogłaby podejrzewać, że oczy, w które właśnie patrzyła, napełniły się lękiem, gdy wieść o wypadku rozeszła się po Sonk Road. Nie odważyłaby się pomyśleć, że kiedy leżała na intensywnej terapii, a lekarze wciąż kalkulowali szanse na to, czy w ogóle się obudzi, on przemknął się obok nich niepostrzeżenie i trzymał ją za dłoń. Byłoby jej wstyd, gdyby choć zamarzyła, że ktoś zrobiłby dla niej coś takiego. Bo dlaczego miałby? Co zrobiła dla Cecila, by zasłużyć na tę troskę? Nic. Rozmowa, uśmiech, wyrozumiałość i bezinteresowność wydawały jej się niczym, choć gdy sama je otrzymywała, nagle zmieniały się we wszystko.
Ona również poczuła tę niezręczność. Nie dlatego, że nie czuła się swobodnie przy Cecilu. Nie potrafiła wyrazić, jak mocno jest mu wdzięczna i jak wiele dla niej znaczy, że tu jest. Nie potrafiła wyrazić, jak bardzo na to nie zasługuje. Nie mogła natychmiast się odwdzięczyć. Czuła, że czerpie i czerpie, a źródełko wysycha, bo zaniedbuje napełnianie go. Chciała móc dać mu tyle, ile on dawał jej, a nawet więcej. Wolała otrzymywać wdzięczność, niż być wdzięczną. A jednocześnie cieszyła się, że o niej pomyślał, że przyszedł tu po nią. Była rozdarta. Była mu winna udany wieczór, którego nie będzie żałował.
Cecil, gdy patrzył w niebo, myślał o zimnie. Kayla znała zimno. Zimno było w szpitalnej sali. Zimno było w pustym domu. Zimno wyzierało z pustych oczu ludzi spacerujących swawolnie po trupach. Trupach, którymi sami wykładali ścieżkę. Paul był jednym z nich. I też był już zimny.
Nie zimniej niż tutaj — uznała cicho, nim ruszyli z miejsca. — Ale ta noc jest wyjątkowo ciepła — dodała z uroczym uśmiechem, który rozświetlił jej buzię, gdy utkwiła spojrzenie w Cecilu.
Papieros spomiędzy ust mężczyzny wylądował pod jego butem, więc ostatnim, czego spodziewała się teraz Kayla, było ponowne wyciągnięcie papierośnicy. Jak się szybko okazało, to nie wyjątkowy głód nikotynowy kierował ruchami Cecila.
Spojrzała bez przekonania na skręta, który wylądował między jej palcami. Wzięła go zupełnie odruchowo. Nie zliczyłaby razów, kiedy ktoś proponował jej tak papierosy, jak i narkotyki czy mocny alkohol. Zawsze odmawiała.
Zerknęła niepewnie na Cecila, a potem bez słowa wsunęła żarzącego się skręta do ust i pociągnęła. Wyszło dokładnie tak, jak można było się spodziewać.
Przyłożyła nadgarstek do ust, walcząc z napadem kaszlu, a stało się to jeszcze trudniejsze, gdy ten zaczął przybierać brzmienie urywanego śmiechu. Kiedyś nie potrafiła śmiać się z siebie samej, na szczęście te czasy były już za nią.
Wysunęła rękę z zielem w stronę Cecila, przeczyszczając gardło po raz ostatni i odetchnęła głębiej z pewną ulgą. Czuła, jak jej mięśnie powoli poddają się rozluźnieniu, jak wciągnięty dym zaczyna bawić się z jej umysłem, jak powoli wycisza nachalne myśli i sprawia, że wszystko nabiera bardziej optymistycznych barw.
Mogłaby polubić to uczucie.
Zatrzymali się przed rowerem i roześmiała się znów cicho, zdecydowanie ukontentowana. To była ich prywatna bajka, tu limuzyny miały dwa koła i pozwalały cieszyć się pędem wieczornego, rześkiego wiatru.
Jesteś szoferem czy księciem, który zabiera mnie do krainy marzeń? — Jej oczy świeciły radośnie w sposób zupełnie inny niż kilka minut wcześniej. Bagienne ziele w istocie pomogło jej zapomnieć o troskach, zrelaksować się, rozluźnić. Ten wieczór miał ich ponieść, miał być wspomnieniem, do którego będą tęsknić. Miał być chwilami zapomnienia, jednym z niewielu przejawów nierozsądku, na jaki mogła się zdobyć. A może po prostu… jednym z pierwszych?
Wskoczyła na ramę roweru, gdy Cecil przytrzymał kierownicę.
Ufała mu i nie zamierzała się chować. Nigdy nie widziała w nim zepsutej części jabłka. Wierzyła, że wciąż pozostało w nim więcej soczystej czerwieni, która broniła się przed zgnilizną.
Kayla Rossi
Wiek : 17
Odmienność : Syrena
Miejsce zamieszkania : Sonk Road
Zawód : Uczennica | Modelka
Cecil Fogarty
ANATOMICZNA : 20
ILUZJI : 8
SIŁA WOLI : 15
PŻ : 179
CHARYZMA : 15
SPRAWNOŚĆ : 7
WIEDZA : 5
TALENTY : 10
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t175-cecil-fogarty#374
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t250-cecil-fogarty#619
RELACJE : https://www.dieacnocte.com/t251-cecil-fogarty#620
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t281-poczta-cecila-fogarty-ego#776
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/f192-arcanum-14-7
ANATOMICZNA : 20
ILUZJI : 8
SIŁA WOLI : 15
PŻ : 179
CHARYZMA : 15
SPRAWNOŚĆ : 7
WIEDZA : 5
TALENTY : 10
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t175-cecil-fogarty#374
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t250-cecil-fogarty#619
RELACJE : https://www.dieacnocte.com/t251-cecil-fogarty#620
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t281-poczta-cecila-fogarty-ego#776
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/f192-arcanum-14-7
Nie wiedział czy stać go było na bezinteresowną przyjaźń i troskę. Nie wiedział, czy mógł nazywać Carlo Rossi swoją przyjaciółkę, choć wielokrotnie, gdy zostawał sam na sam z własnymi myślami, z ołówkiem w ręce, gdy szkicował jej łagodne, kobiece rysy twarzy na kartce papieru, z papierosem tlącym sie w kącikach ust, zastanawiał się, kim dla niego była.
Na początku była zagadkę, którą chciał rozgryźć. Później stała sie ciekawostką, sprawiającą, że szara rzeczywistość najpodlejszej dzielnicy Saint Fall, nabierała barw. Potem zmieniła się w małą, niegroźną fascynacje. Zaadresował jej kilka westchnień, parę gwałtowniejszych uderzeń serca i nieco więcej spojrzeń, by później zainwestować w ich znajomość także czas, trochę dolarów, pakiet uśmiechów i raczkującą, emocjonalną wieź. Wmawiał sobie, że była czymś przelotnym, czymś ulotnym, czymś, za czym nie będzie tęsknił, gdy zniknie z zasięgu jego spojrzenia, ale strach, który poczuł, gdy usłyszał wypadku, nie mógł pomylić z niczym innym. Tam, gdzie powinna być obojętność, pojawiła się znienawidzona przez Cecila troska, musiał wiec zaakceptować, że Carlo Rossi była jego kolejną niechcianą słabością, czymś, co trzymał w garść i nie chciał wypuścić.
Przekazując jej skręta, domyślił się, że rzadko karmiła płuca toksynami, ale szybko okazało się, że w ogóle nie miała doświadczenia; widział to, w jej spojrzeniu, w tym, jak wsunęła sobie skręta do ust i jak zbyt gwałtownym haustem zaciągnęła się gryzącym w ściany przełyku dymem. Odruchowo, gdy duszność zacisnęły się na drogach oddechowych Rossi i suchy kaszel odebrał jej dostęp do następnej dawki powietrza, ciche Pulmones mundi opuściło jego usta.
- Lepiej? - choć, po tym, jak poczuł ciepło przepływające się przez sploty skóry, nie mogło być przecież inaczej; efekt zaklęcia dał o sobie znać trzy uderzenia serca później. - Na rany Aradii, Carlo Rossi! Nie możesz sie śmiać podczas napadów duszności.
Jak to robisz, że nawet w tak krytycznym momencie nie opuszcza cię pogada ducha?
Doceniał jej poczucie humoru, choć nie miał wątpliwości, że chichot, który zastąpił kaszel, był echem stresu, jakiego się najadła w ostatnim czasie; masz prawo do żałoby, wiesz o tym, prawda?
Chciał ja zapytać, jak sobie radzi ze stratą, ale konsekwentnie omijał ten temat szerokim łukiem. Żałował, że nie mogła być obecna na pogrzebie? Gdy wyjdzie ze szpitala będzie chciała odwiedzać grób swojego ojca? Powinien zaoferować jej swoje towarzystwo, czy pozostać biernym obserwatorem tej tragedii, może wolała pożegnać ojca w milczeniu?
Co myślisz, co czujesz, Rossi?
Cecilowi się wydawało, że właśnie wzniósł się na Mount Everest swojej empatii; znowu odnalazł w sobie resztki niemal utraconego człowieczeństwa, znowu potrafił współczuć, tak jak wtedy, gdy Nevell stracił swoich rodziców.
Przejął od niej skręta i znowu się nim zaciągnął; dym wypełnił objętość płuc, a on tym razem poczuł, jak narkotyk rozluźnia zakleszczający się na jego mięśniach dreszcz napięcia; był równie otrzeźwiający co lekkie, chłodniejsze podmuchy wiatru. Łudził się, że niebawem świat stanie się pozbawionym trosk miejscem, gdzie niechciane, przepełnione bólem egzystencjalnym refleksje nie zarezerwują sobie miejsce w przestrzeni jego umysłu.
Uśmiech wyraźnie ukontentowanej Carlo wystarczył, by zrekompensować mu wiele, a już zwłaszcza kłębiące się pod sklepieniem czaszki myśli. Sam z trudem, w ostatniej chwili, zdusił śmiech, ale błysk w spojrzeniu nie pozostawił miejsca na żadne niedomówienia - rozbawiało go jej sugestia.
Daleko było mu do szofera - nie miał prawo jazdy - i jeszcze dalej do utkanego z dziewczęcych fantazji księcia. Nie spełniał podstawowego warunku, aby sprostać wszystkim zachciankom swojej księżniczki, a mianowicie odpowiedniej zawartości portfela.
- Powiedzmy, że jestem przewodnikiem, który oprowadzi cię po krainie kwiatów - chociaż cieni, w tej konfiguracji, brzmiałoby bardziej wiarygodnie, ale te atrakcje zarezerwował na inne, lepsze czasy, gdy Kayla będzie w zdecydowanie lepszej kondycji  - a rower oświetli nam drogę do celu. - Przytrzymał rower, by Carlo mogła wdrapać się w miarę bezpiecznie na jego ramę, choć przeprawa poboczem do Cripple Rock nie miała nic wspólnego z bezpieczeństwem. -  Ividere - wyszeptał, zanim zajął miejsce kierowcy, strumień magicznej energii kierując na dzwonek zmontowany do kierownicy osobliwej limuzyna, który, kilka chwil później, zajaśniał światłem.
Kilkukilometrowy odcinek trasy pokonali w milczeniu, w akompaniamencie szumu wiatru i swoich oddechów; Cecil, skupiony na drodze, wybrał ciszę, do czasu.
- Brałaś kiedyś udział w tradycji majowego słupa? - rzucił wystarczająco głośno, by jego słowa dotarły do uszu Carlo, gdy stopniowo, minuta za minutą, zbliżali się do celu.


zt dla Kayli i Cecila, pedałujemy tu

Pulmones mundi (st 25), 9 + 20
Ividere (st 30), 38
Cecil Fogarty
Wiek : 23
Odmienność : Cień
Miejsce zamieszkania : Deadberry
Zawód : ilustrator