Ścięty słup energetyczny Lata temu słup został podpalony przez miejscowych wandali, ale zanim udało im się rozpętać prawdziwą katastrofę - miejscowa straż pożarna szybko ugasiła pożar. Od tamtej pory drewniany konar nie został wymieniony, a krzyż podtrzymujący linię energetyczną miasta wisi sobie w powietrzu. Za każdym razem przy ostrzejszym podmuchu wiatru kiwa się niebezpiecznie. Nieobowiązkowa kość k6 (rzuca jedna postać w wątku, tylko raz na wątek): k1-k5 - Nic się nie dzieje. k6 - Krzyż z wielkim hukiem spada na ziemię. Należy poprosić Mistrza Gry o interwencję. |
Wiek : ∞
Miejsce zamieszkania : Piekło
Zawód : Guru sekty satanistycznej
Valerio Paganini
ILUZJI : 20
ODPYCHANIA : 5
SIŁA WOLI : 10
PŻ : 180
CHARYZMA : 9
SPRAWNOŚĆ : 10
WIEDZA : 9
TALENTY : 9
8 maja, 1985 Myśl znikąd: suma cierpienia na świecie jest stała, tak samo jak liczba atomów. Rozpalone oczko papierosa ma kolor krwi — czerwone, okrągłe, zalotne, mówi dobry wieczór na klatce i zawsze przepuszcza w drzwiach. Problem w tym, że za zamkniętymi drzwiami mieszkań przypala dzieci, kaleczy konkubiny i dziurawi wszystko, co ma zbyt krótkie nóżki albo za mały mózg, żeby uciec. W Sonk Road przemoc jest wszędzie — w Sonk Road wszystko jest przemocą. W Sonk Road po zmroku nikt nie mówi dobry wieczór; wzrok przechodniów opada w dół, na chodnik brzydki, szary i obsrany, bo cała ta dzielnica to brzydkość, szarość i obsranie. Hellridge to mieścina udająca duże miasto — to dzielnice bogatych i biedoty, ulice emigrantów i Amerykanów, którzy pochodzenie datują na przypłynięcie pod pokładem Mayflower; wystarczyło całą drogę z Londynu popiskiwać jak szczury. W Sonk Road nikt nie pyta czego szukają tu Włości — bo przecież nie powinni niczego. Nie chcą zwady ani Kręgu dyszącego w kark w celach innych niż posuwanie na sucho kolejnymi, obłudnymi oskarżeniami; nie próbują rozszerzać wpływów ani łamać umów spisywanych na pośladkach wyjątkowo ślicznych Sycylijek, które kilka dekad temu ogniem, mieczem i obnażoną z niego pochwą pomogły przekonać nestorów do wcielenia familii w kółko wzajemnej (nie)adoracji. Hellridge ma być czyste od mafii, więc mafia tego wieczora robi dokładnie to, czego od niej wymagano — czyści. Allora, to proste — są na tym świecie oczywistości, które zna każde dziecko, matka, babcia, żona, córka, kuzynka o zawodzie kurwy i kurwa będąca kuzynką. Trawa jest zielona, Canavagh to oszust, złodziej i bandyta, a zaciągnięte u familii długi trzeba spłacać; nic prostszego. Nic łatwiejszego. Nic boleśniejszego. Paul Rossi dawno temu zapomniał o prostej zasadzie; Paul Rossi nie żyje, ale dług nie umiera nigdy — o tym też wiedział, kiedy pomylił gaz z hamulcem. Wiedział o tym, więc zapiął pasy córeczki po raz ostatni, nacisnął gaz do dechy i odkrył, że samochody to przerośnięte bobasy; lubią kaprysić. Lubią zawodzić. Lubią wpadać w zakręt trochę za wolno. Czas na garść faktów przed dopaleniem papierosa — umarł Paul Rossi, niech żyje Kayla. Jedyne dziecko, jedyna krewna, jedyna spadkobierczyni największego osiągnięcia ojca — długu, który rośnie z tygodnia na tydzień i niedługo przestanie mieścić się w czterech kratkach czeku. Zaparkowany przy krawężniku Mustang to plama czerni na tle mroku; w Sonk Road działa tylko co trzecia lampa. Kiedyś pod co drugą stały dziwki i ta myśl — prawdziwa jaskółeczka wiosny — posyła niedopałek w kierunku brzydkiego trawnika i myśl w stronę inwestycji; Valerio właśnie opracowuje plan spłaty zaległości. Wskazówki na zegarku twierdzą, że mija dwudziesta pierwsza — według Matteo, dziewczyna wraca tędy w każdą środę i zbliżająca się z krańca uliczki sylwetka mówi: si, ten naleśnikowy ryj nie kłamał. Im mniejsza odległość, tym więcej szczegółów — Paganini ma głowę pełną krótkich, idiotycznych przebłysków, które skaczą po mózgu jak naelektryzowane pchły. Wysoka. Chuda. Młoda. Ona. Probabilmente. Powinna przejść na drugą stronę ulicy, kiedy go zauważyła — powinna sprzedać to, co po wypadku zostało z jej wnętrzności, żeby zminimalizować dług o połowę. Powinna wiele, nie robi nic; za kilka kroków zrówna się z opartym o drzwi kierowcy Paganinim, który w ostatnim momencie przełyka ciao; po co zdradzać wszystkie karty? Ustawi jej pasjansa na tylnym siedzeniu. — Mała — pamięta imię, nazwisko i dokładną sumę, którą w spadku zostawił jej ojciec; każdego zatęchłego dolara, zakrwawionego centa, złamaną obietnicę i chrzęszczącą pod butem kość. Kayla Rossi, lat jeszcze—nie—siedemnaście; w świetle prawa kościoła — dorosła. Ma pentakl, athame i jest dziurą, przez którą przeciekają mu pieniądze. — Nie za późno na spacery? Ciało w gotowości, uśmiech też — niech ragazza myśli, że komuś się spodobała. Niech oddycha w rytm złych decyzji własnego ojca; to przecież dziedziczne. k6 na losowe zdarzenie |
Wiek : 33
Odmienność : Rozszczepieniec
Miejsce zamieszkania : Little Poppy Crest
Zawód : szef egzekucji dłużników familii
Stwórca
The member 'Valerio Paganini' has done the following action : Rzut kością 'k6' : 5 |
Wiek : ∞
Miejsce zamieszkania : Piekło
Zawód : Guru satanistycznej sekty
Kayla Rossi
ANATOMICZNA : 8
POWSTANIA : 5
SIŁA WOLI : 12
PŻ : 144
CHARYZMA : 8
SPRAWNOŚĆ : 1
WIEDZA : 3
TALENTY : 15
Były rzeczy, których dziewczynki z Sonk Road uczyły się, nim pierwszy raz wyszły z domu bez opieki rodziców. Nie spuszczaj wzroku, nie wiąż włosów i zawsze celuj w jaja. A potem uciekaj i głośno krzycz. Na Sonk Road ludzie lubili być głusi i ślepi, a jedyne nieszczęście w tym było takie, że na ten rodzaj upośledzenia nie dawano zasiłków. Ale były również inne nauki, te, które dawano chłopcom. Nie zaczepiaj dziewczyn, nie bij i nie gwałć. Nie, czegoś takiego nie słyszeli nigdy. Swoich się nie rusza — to wystarczyło, to minimum przyzwoitości, z którym wypuszczano ich na ulicę. Nie każdy słuchał, wielu miało w dupie zasady, wielu chciało ruszyć każdego. Ale jeszcze więcej było dumnych ze swojego ulicznego honoru i jeśli kojarzyli koleżankę, którą zaczepiano, chętnie dawali lekcje dżentelmeństwa. A jeśli to był ktoś z zewnątrz? Cieszyli się, bo była mała szansa, że jakiś piękniś spoza Sonk Road odważy się przyjść z odsieczą. Bardzo chętnie odbijali na nim to, czego ani matki, ani ojcowie nie nauczyli ich, gdy jeszcze chcieli słuchać. Kayla mieszkała tu od wielu lat. Znała wszystkich łobuzów i wszystkich dobrych chłopaków. Może i dużo siedziała w domu, przez co nie była zżyta z tą społecznością tak jak inni, ci, którzy chętnie pili, ćpali i umawiali się na inne ryzykowne rzeczy, ale zdecydowanie była swoja. No i jej ojciec pomógł tu niejednemu, niejednej matce naprawił rynnę, niejednemu chłopaczkowi kupił piwo, niejednego podwiózł na imprezę. Być może robił dla tych obcych ludzi więcej niż dla niej samej. Paula już nie było, ale cień szacunku pozostał. Nieszkodliwy, przyjazny pijaczek, tak go kojarzono. Trochę się śmiano, ale nikt go nie ruszał. I Kayli również nikt nie ruszał. Dawno przestała czuć się niepewnie na Sonk Road. Straciła czujność. Ostatnimi czasy często jej się to zdarzało — tracić kontakt z rzeczywistością. Galop myśli odrywał ją od tego, co przed oczyma i budziła się nawet po kilku kilometrach, nie wiedząc, kiedy je przeszła, bo w głowie odegrała już kilka niestworzonych scenariuszy, przebrnęła przez milion nieważnych wspomnień i powtórzyła kilkanaście formułek z neurokognitywistyki. Opuściła szpital ledwie przedwczoraj, a dziś pierwszy raz od ponad dwóch miesięcy mogła uczestniczyć w wieczorowych zajęciach w szkółce kościelnej. Z zajęć wracała spacerkiem. Nie jeździła autobusami — nie potrafiła wsiąść do niczego, co poruszało się na czterech kołach i zamykało ją w przestrzeni niewielkiej puszki, z której nie mogła wyjść w dowolnej chwili. Pierwsze zderzenie z nowym lękiem chwilę po wyjściu ze szpitala wytworzyło w niej przekonanie, że nigdy więcej nie wsiądzie do żadnego auta. Nie chciała znów przeżyć tego, co przeżyła wtedy. Lekcja była bolesna, ale dosadna. Spacer dobrze jej robił. Powinna się ruszać. Znów zupełnie straciła kontakt z rzeczywistością, pogrążona w swoich myślach. Przed wypadkiem potrafiła przynajmniej dbać o swoją prezencję — pilnowała, by się nie garbić i ładnie wyglądać, kątem oka wyłapywała zainteresowane spojrzenia, nawet jeśli nigdy nie miała zamiaru odpowiadać na to zainteresowanie. Teraz tonęła w za dużych, starych ubraniach, dłonie trzymała w kieszeniach i nawet nie starała się wyglądać przyzwoicie. Pomimo ślicznej buzi nie przyciągała spojrzeń tak jak wcześniej. Nie chciała przyciągać. Przez pobyt w szpitalu mocno schudła, czuła się słabsza i miała wrażenie, że jej blizny widać nawet przez ubrania, choć to przecież niemożliwe. Zaczęła mieć nadzieję, że wtopi się w tłum. Nie pragnęła uwagi i nie sądziła, że ją przyciąga. Szła jednostajnym, niespiesznym krokiem, patrzyła w chodnik, a włosy miała związane w kucyk. Paul byłby zawiedziony, ale to on pierwszy ją zawiódł, sama nawet nie mogłaby przyznać jak wiele razy. Ostatni raz niósł za sobą wyjątkowe konsekwencje. Gdyby zaprawił herbatę wystarczającą ilością czegokolwiek, co tam dodał, miałaby spokój. Nie usłyszałaby swobodnego „mała”, nie uniosłaby spojrzenia przez zdradliwy odruch, nie musiałaby zastanawiać się o sekundę za długo, czy udać, że nie zobaczyła mężczyzny, czy już za późno. Ich spojrzenia się zetknęły, a szpony niepewności i narastającego lęku zacisnęły się na jej gardle. Zignorowała je. Mężczyźni lubili zaczepiać przypadkowe, młode dziewczyny. To nie pierwszy i nie ostatni raz. Zwykle byli niegroźni. Zwykle wystarczyło się lekko uśmiechnąć, sugerując, że te zaczepki rzeczywiście są jak komplementy. Że tego właśnie oczekiwały — docenienia przez przypadkowych, krążących po ulicy facetów, którzy wiekiem mogliby aspirować na ich ojców. Nie mogła ich nawet winić. Prawda była taka, że na tej dzielnicy nietrudno było znaleźć dziewczynę, która by się na to połasiła, szczególnie gdy zaczepiający ją mężczyzna wcale nie miał twarzy oblecha i opierał się o samochód na pierwszy rzut oka wart więcej niż mieszkania stojące w pobliżu. Niemądre. Odwróci się na moment, a w jego mustangu zabraknie kół, radia i kierowcy. Był rodzaj człowieka, którego tutejsi nie mogli zdzierżyć bardziej niż wyniosłych dziewczyn ośmielających się mówić „nie” i byli to ludzie ociekający bogactwem. Wjechanie tu tym autem było jak jawna prowokacja. Ale to nie była sprawa Kayli. Postąpiła tak, jak postępowała zawsze. Uśmiechnęła się lekko, ale nie zwolniła kroku. — Nie, ale dziękuję za troskę — odpowiedziała uprzejmie, a jej głos mógł odwrócić uwagę od przyspieszającego kroku, kiedy go mijała. Zwykle byli nieszkodliwi, ale to nie znaczy, że należało kusić los. Do domu miała tylko minutę, może dwie. Jedna przecznica i będzie w pokoju. Czy bezpieczna? To była kwestia dyskusyjna. Zależy, w jakim nastroju zastanie państwa Newbert. Co prawda do tej pory nie odważyli się podnieść na nią ręki. Po prostu wyjątkowo dużo krzyczeli. To jeszcze nie zbrodnia. |
Wiek : 17
Odmienność : Syrena
Miejsce zamieszkania : Sonk Road
Zawód : Uczennica | Modelka
Valerio Paganini
ILUZJI : 20
ODPYCHANIA : 5
SIŁA WOLI : 10
PŻ : 180
CHARYZMA : 9
SPRAWNOŚĆ : 10
WIEDZA : 9
TALENTY : 9
Są rzeczy, których dziewczynki z Sonk Road nie nauczą się nigdy. Primo; jak wydostać się z biedy bez rozkładania nóg przed siedemdziesięciotrzyletnim właścicielem lokalnej sieci wulkanizacji. Secundo; że nie wypada mówić z pełnymi ustami — zwłaszcza, kiedy to nie obiad się w nich trzyma. Tertio; kiedy oparty o drogi samochód mężczyzna pyta, czy nie za późno na spacery, odpowiadasz: najważniejsze, że w sam raz na przejażdżkę. Signora Rossi ma argumenty — młodość, ojciec z gatunku stronzo, matka z gatunku martwych. Signora Rossi ma też pecha — długi są jak rzeżączka. Łatwo złapać, trudno wyleczyć i trzeba radzić sobie z nimi samemu. Ten, który pożycza pieniądze od la famiglia, staje się niewolnikiem degeneratów i z każdą spóźnioną ratą coraz głębiej topi się w jeziorze rozpaczy, pierwszych omenów ostrzeżeń i wreszcie strumykach bólu; bo kiedy zalegasz ze spłatą dla familii Paganini, ból nie przydarza się raz. Dzieje się ciągle, nieoczekiwanie, w nierównych interwałach czasu i natężenia. Czasem możesz odkryć, że ktoś przejechał twojego kotka; czasem po powrocie do domu odkrywasz, że ktoś wybił wszystkie szyby w oknach. Czasem idziesz na policję i nie dzieje się nic, bo ćwierć gliniarzy siedzi na garnuszku Palazzo, a drugie ćwierć ma dzieci, które bardzo lubi w całości. A czasem — zwłaszcza wieczorami, zwłaszcza w Sonk Road — po prostu znikasz, bo z długami jest jeden maleńki, drobny problem; nie przepadają. Są dziedziczne i rosną. Każdego dnia, każdego tygodnia, każdego miesiąca, z każdą niespłaconą ratą, z każdą zwłoką, z każdą przysługą poczekania jeszcze dnia, bo ciotka z Nevady spóźnia się z przelewem. Dług się nie spieszy, dług nie pogania, dług cierpi na chroniczną cierpliwość; niestety ci, którzy go ściągają — wręcz przeciwnie. Signor Rossi wybrał się na tamten świat w przekonaniu, że razem z nim znikną minusy w mafijnych księgach — w sprytnych kalkulacjach stronzo nie uwzględnił, że w rachunkach nigdy nie był zbyt biegły; gdyby był, nie musiałby pożyczać pieniędzy u mafii. Gdyby był, spłaciłby dług, zanim ten rozrósł się jak choroba w ciele jego żony. Gdyby był, Valerio nie traciłby czasu w Sonk Road na dziewczynki o zbyt dużych oczach i deformujących szmatach, które ubraniem nazywano tylko przez brak lepszego określenia. Spojrzenia skrzyżowane, pierwsze słowa wymienione, taniec zaczyna się teraz — od odmowy, która może oznaczać, że ragazza ma więcej oleju we łbie niż jej rodzony ojciec. — To nie troska — piano, niegłośno; spłoszenie dziewczyny nie skłoni Paganiniego do biegu, ale zmusi do wywęszenia nowej drogi, którą wraca — jeśli będzie mądra na tyle, żeby zmienić nawyki. — To zwykła ciekawość. Adagio, niespiesznie; wsparte o karoserię ciało odzyskuje pion — zrównanie z nią kroku zajmuje mu trzy sekundy. To niewiele; to akurat. To dokładnie tyle, ile potrzebuje Valerio, żeby nadal uśmiechać się zblazowanym uśmiechem zwykłego cretino z Sonk Road. — Widzę dwie możliwości — język świerzbi, mowa się wymyka; niewiele brakuje, żeby dodać ragazza i uśmiechnąć się w sposób, który nie powinien uśmiechać się żaden mężczyzna po zmroku — nie w Sonk Road. Nie czeka, aż signorina Rossi zwątpi albo zacznie truchtać; trochę cierpliwości, cara, zaraz dowiesz się, z kim rozmawiasz. Bo przecież tylko rozmawiacie, no? — Albo grzecznie wsiądziesz do samochodu, a ja obiecam — ile warte są włoskie obietnice? Mniej niż skóra na butach Valerio — że tylko porozmawiamy, albo— Na ustach nadal ma uśmiech, ale w oczach pojawia się błąd montażowy — migotanie zepsutej, prześwietlonej kliszy. — Spróbujesz uciekać, wrzeszczeć lub jedno i drugie na raz — i co dalej? Semplice; bardzo, bardzo proste. — A wtedy dam ci prawdziwy powód do krzyku. Adesso. Dłoń sięga do ukrytego pod zbyt obwisłym materiałem łokcia, gotowa łapać, chwytać, zaciskać, nie puszczać — trzymać signorinę Rossi w miejscu, aż zrozumie, że— — Per il tuo bene, non lo capisci? W to, w co właśnie wpada, to nie królicza nora, a na końcu nie czeka kraina czarów — chyba, że właśnie tym są dla niej koszmary. łapię Kaylę za łokieć — zakładam próg do ciosu lekkiego (35) | k100 + 20 + 10 obrażenia: 5 + 2k3 |
Wiek : 33
Odmienność : Rozszczepieniec
Miejsce zamieszkania : Little Poppy Crest
Zawód : szef egzekucji dłużników familii
Stwórca
The member 'Valerio Paganini' has done the following action : Rzut kością #1 'k100' : 91 -------------------------------- #2 'k3' : 1, 3 |
Wiek : ∞
Miejsce zamieszkania : Piekło
Zawód : Guru satanistycznej sekty
Kayla Rossi
ANATOMICZNA : 8
POWSTANIA : 5
SIŁA WOLI : 12
PŻ : 144
CHARYZMA : 8
SPRAWNOŚĆ : 1
WIEDZA : 3
TALENTY : 15
Ona okazuje się zbyt wolna i za mało zdeterminowana, żeby zmusić ciało do biegu, a facet od mustaga okazuje się mieć całkiem długie ręce. Ale to później. Nie od razu ich użył, nie od razu przeszedł do rzeczy. Przez chwilę szli niemal równym krokiem, a szorstkie głoski przeciskały się przez jego usta. Widział dwie możliwości i Kayla czuła w kościach, że żadna nie przypadnie jej do gustu. Mężczyzna trafnie wybrał moment, w którym postanowił zrobić użytek z tych wielkich grab, bo wystarczył jeden oddech więcej, by zrozumiała, że kroi się tu coś większego niż niewinna zaczepka obrzydliwie bogatego palanta, który chciał sprawdzić, czy wciąż działa na małolaty tak jak dziesięć lat temu. Na Kaylę działał tak, że na sekundę przed zakleszczeniu ramienia w dłoni mężczyzny, całe ciało spięło się do biegu. Ostatecznie galopem puściło się tylko jej serce, kiedy silna dłoń owinęła się wokół łokcia. Drobne ciało zesztywniało, a ślepia wbiły się w obcego i niemal uwidoczniły się w nich wszystkie myśli, które pędziły właśnie przez jej głowę. Wsiąść do samochodu. Porozmawiają. Lub da jej powód do krzyku. Bała się, oczywiście, że tak. Mimo że mieszkała na takiej dzielnicy, nieczęsto zdarzały jej się takie sytuacje. Mogłaby zliczyć je na palcach jednej dłoni i żadna z nich nie dotyczyła kogoś, kto tak bardzo tutaj nie pasował. Kogoś, kogo ruchów zupełnie nie była w stanie przewidzieć, bo zwyczajnie go nie znała. Z innymi potrafiła sobie radzić. Więc tak, bała się, jednak z jej spojrzenia nie bił lęk — wyglądała raczej, jakby intensywnie szukała rozwiązania. Wyrwać się, krzyczeć, walić między nogi? Lamentować? Wyraźna zmiana w jej oczach nastąpiła dopiero, gdy spomiędzy męskich ust wylały się obce słowa. Żołądek Kayli zwinął się w supeł, a na jakiekolwiek rozwiązanie postawiła przed chwilą, bezpowrotnie opuściło ono sferę jej myśli. Teraz błękitne tęczówki wydawały się należeć do kogoś innego. Przez kilka chwil wyglądało wręcz na to, że nie widzą ani twarzy obcego mężczyzny, ani jego krzykliwego auta, ani obdrapanych budynków, ani szybko przemykającej gdzieś z boku kobiety, pilnującej, aby zainteresowanie nie przerzuciło się przypadkiem na nią. Kayla znała ten akcent. Znała brzmienie tych słów, nawet jeśli ich nie rozumiała. Przez chwilę zapomniała, jak się oddycha. Bezwład sprawił, że dała się bezwolnie zaciągnąć przed drzwi auta i nie zauważyła nawet, kiedy ruszyli się z miejsca. W uszach jej szumiało, a nogi zaczynały drżeć. To jeden z nich. Jeden z tych, którzy zrywali ojca w środku nocy, tych, przez których spłonęło poprzednie mieszkanie, przez których stracili cały swój dobytek, przez których… Przez których Paul został zmuszony do skończenia swojego życia. Swojego i jej. On wiedział. Wiedział, że jeśli skończy tylko ze sobą, oni przyjdą po nią. Miał rację. Próbował ją chronić. Ale ona jeszcze tego nie rozumiała. Nie wiedziała, czego chcieli od ojca i nie wiedziała, czego mogliby chcieć od niej. Przecież niczego nie miała. Odzyskała rezon dopiero, gdy drzwi auta się uchyliły. Zaparła się piętami, z cichym przerażeniem wpatrując się w twarz mężczyzny. Co miała zrobić? Gdyby tylko wiedziała o nim cokolwek… Cokolwiek, co mogłoby do niego przemówić, gdyby tylko mogła wiedzieć, czym go zwieść, czym przekonać, czym choć rozproszyć. Ale wiedziała tylko, że miał drogie auto i ubranie, którego nie spłaciłaby własną nerką. To już coś, Kayla. — Nie mogę. — Zaciśnięte gardło ledwo przepuszczało głoski, więc podjęła drugą próbę, starając się nie brzmieć aż tak bardzo, jakby miała za chwilę zemdleć. To się nie stanie — serce waliło jej zbyt mocno, by mogła odlecieć w przyjemną nicość. — Nie mogę jeździć. Zwymiotuję. Czy pan bandyta zrozumiał? Zwymiotuje i będzie trzeba czyścić. Rzygowiny nie pasują zbyt dobrze do takich drogich samochodów, prawda? Argument może był durny, miała przecież bujną wyobraźnię i dobrze wiedziała, co mógłby jej zrobić, gdyby nie skontrolowała odruchów fizjologicznych, jeśli wepchnąłby ją do środka. Być może po to tu był, po to, by ją skrzywdzić, by się wyżyć. Może tylko dałaby mu dobry powód. Ale mówił, że chce „porozmawiać”. Powiedzmy, że nie był przesadnie wiarygodny z tymi niewinnymi intencjami. W każdym razie, ona miała jeszcze jeden argument i to w nim pokładała resztkę nadziei. — Możemy porozmawiać tutaj, na zewnątrz. — Lament był ostatnią deską ratunku, by nie pozwolić na wsadzenie się do tej paskudnie drogiej puszki. Nie wyszłaby z niej nienaruszona. Wiedziała, bo była pewna, że nie da rady nad sobą zapanować, gdy tylko zamkną się za nimi drzwi i nieważne czy facet chciał sprzedać jej organy, czy rzeczywiście tylko porozmawiać, ona prawdopodobnie byłaby zdolna spróbować wydrapać mu oczy, byleby tylko stamtąd wyjść. A to mogłoby go trochę… rozdrażnić. Lament (60-79): K100 + 12 (SW) | do wyrzucenia: 48 |
Wiek : 17
Odmienność : Syrena
Miejsce zamieszkania : Sonk Road
Zawód : Uczennica | Modelka
Stwórca
The member 'Kayla Rossi' has done the following action : Rzut kością 'k100' : 93 |
Wiek : ∞
Miejsce zamieszkania : Piekło
Zawód : Guru satanistycznej sekty
Valerio Paganini
ILUZJI : 20
ODPYCHANIA : 5
SIŁA WOLI : 10
PŻ : 180
CHARYZMA : 9
SPRAWNOŚĆ : 10
WIEDZA : 9
TALENTY : 9
Na ulicy nie ma nikogo. Tre wielkie P. Pustka. Pieniążki. Puttana. Każde zamknięte w obiektywnie zbyt kruchym ciele, żeby miło leżało na materacu. Pustka rozciąga się w oczach, które na każde słowo Valerio rosną; wielkie, rozlane kałuże strachu i zdziwienia patrzą na Paganiniego z — znów obiektywizm — ładno—młodej twarzy. To nic nowego, te strachy—przestrachy, te szoki—i—niedowierzania, te wszystkie nie mogę, nie, proszę, zostaw, nie chcę, już mi się nie podoba, zmieniłam zdanie. No, stronzata. Wedpłaś w gówno, teraz wąchaj. Drugie P to Pieniążki — bardzo ważne w powodach, dla których Valerio traci czas w Sonk Road, zamiast pić shoty z pępka Laguerre albo wsuwać drugi palec w dziewczynę, którą do Alive Berry wpuścili tylko dlatego, że objął ją w pasie, kiedy karkówka przy wejściu żądała dowodu. Dla Pieniążków Paganini zrobi wiele; połamie paluszki (ma che cazzo? Ile słów na p wymyśli umysł?), potnie policzki, przejedzie po piesku. Dziś dla Pieniążków otwiera drzwi do Mustanga i zastanawia się, czy może zamienić dziewczynę w inwestycję; ragazza ma dług do spłacenia i żadnych perspektyw na wyjęcie skumulowanego przez lata długu z portfela. Trzecie P rozwiązuje ten problem. Puttana to kobieta; kobieta to czwarte P, osobiście przez Valerio cenione. Perspektywy. Te należące do Kayli Rossi nie wyglądają za dobrze, ma non importa; po coś jest piąte P. Paganini. — Choroba lokomocyjna? — uścisk na łokciu ani myśli odpuszczać; Mustang to świątynia, certo, ale lata użytkowania go w celach biznesowych nauczyły Valerio trudnej sztuki zacierania brudu. — Puttana, wyglądam, jakby mnie to obchodziło? Nie czyściłby niczego, no; to byłoby jej zajęcie. Jej rola w życiu. Jej przeznaczenie. Jej przydatność. Jej obowiązek. Jej twarz przyciśnięta dłonią do tapicerki i jej ucho, w którym szept zamieniłby się w rozkaz. Leccare. Zlizuj. Chyba zamierza powiedzieć coś więcej — ma na koniuszku języka wiele słów, połowy dziewczyna pewnie nie zrozumie, część z nich zgubi się w tłumaczeniu, nieliczne dotrą do celu. Ragazza zaczyna go irytować, a może był poirytowany już wcześniej — grzeczne dziewczynki nie mówią aż tyle, kiedy niegrzeczni panowie zapraszają je do wnętrza auta. Grzeczne dziewczynki nie odzywają się nieproszone, ale w tym wypadku winę ponosi wychowanie — po jej ojcu Valerio nie oczekiwał niczego udanego. Grzeczne dziewczynki nie próbują negocjować w sytuacji, w której przemyślenie scenariusza jest niemożliwe; nie dlatego, że Paganini działa na planszy skomplikowanego, misternie tkanego przez długie miesiące planu. Tu nie ma planu; jest tylko Valerio, który nagle zastyga w bezruchu, chociaż ćwierć sekundy temu druga dłoń sięgała do tyłu głowy dziewczyny — zamierzał wcisnąć ją do środka samochodu, zapiąć pasem jak bachora i założyć blokadę. Ma adesso? — Allora— Wzrok wpada w rozlane tęczówki — ragazza nadal patrzy na niego okrągłymi kałużami oczu, ale tym razem Paganini nie potrafi oderwać spojrzenia. Gdzieś z tyłu głowy błyszczy myśl, że to nie tak; wszystko na wspak, ale— — Va bene, możemy porozmawiać tu. Usta wiedzą lepiej. Trzask zamykanych drzwi samochodu — bah, wnętrze Mustanga nadal jest puste, głowa pełna myśli, powietrze między nimi gęstsze od wrażenia, że Valerio musi być blisko. Jeśli się odsunie, oblezie ze skóry. — Znasz dług swojego ojca, signorina? Przez chwilę wydaje mu się, że pod kamienicą po drugiej stronie widzi parę stojących postaci, ale to tylko iluzja, cienie drzew, koszy na śmieci. Iluzja; Paganini zna się na iluzji. Jedna właśnie na niego patrzy. |
Wiek : 33
Odmienność : Rozszczepieniec
Miejsce zamieszkania : Little Poppy Crest
Zawód : szef egzekucji dłużników familii
Kayla Rossi
ANATOMICZNA : 8
POWSTANIA : 5
SIŁA WOLI : 12
PŻ : 144
CHARYZMA : 8
SPRAWNOŚĆ : 1
WIEDZA : 3
TALENTY : 15
Miał rację — w ogóle nie wyglądał, jakby go to obchodziło. To przerażało Kaylę najbardziej. Zawsze doszukiwała się w ludziach tego, co dobre, tego, do czego można dotrzeć po przedarciu się przez zbudowaną skorupę. Była w tym tak bardzo niepoprawna, bo przecież ryzykowała, bo ktoś nazwałby ją głupiutkim idealistycznym dzieckiem. Ale ona już tak miała i wielokrotnie to podejście się sprawdziło. Bo wciąż podtrzymywała, że nikt nie rodził się zły i nikt nie był spisany na straty. Nie całkiem. Nawet, jeśli trzeba było go odgrodzić od społeczeństwa na proces zmian, nawet jeśli miałoby się to stać na zawsze. Każdy człowiek może nad sobą pracować, każdy człowiek ma w sobie krztę dobra. Mężczyzna, który właśnie jej groził, też na pewno miał w sobie coś takiego, ale cokolwiek to było, znajdowało się poza zasięgiem Kayli. Nie znała tego człowieka, nie znała sytuacji, znała za to prawa, jakimi rządzi się świat i pieniądze. Nawet jeśli ich nie akceptowała, to doskonale je rozumiała. Jego nie obchodziła ona i nie obchodził go zarzygany samochód — przyszedł tu w konkretnym celu. W jakim? Tego miała się zaraz dowiedzieć. Na szczęście lament spełnił swoją rolę. Poczuła, jak przepływa przez jej struny głosowe, poczuła przypływ pewności, który na moment zrzucił strach na drugi plan. Bądź jak Madeline, mówił głosik w jej głowie. Nie przyznałaby tego nawet w myślach, ale Paul, jej tata, był słaby. Choć nie zmierzyłaby się z tą świadomością, tak właśnie go widziała. Gdy mama odeszła, zupełnie się posypał, tak, jakby to ona była jedynym spoiwem, które trzymało go w kupie. Ona była silna. Wiedziałaby, jak poradzić sobie z choćby i takimi jak ten tutaj. Madeline znalazłaby sposób. Ale Madeline nie żyła. Paul również. Była sama i nikt jej przecież nie pomoże. Ile razy będzie w stanie pomóc sobie lamentem, nim i ten zawiedzie? Nim mężczyzna się zorientuje i poweźmie kroki, aby odebrać jej nawet tę nikłą szansę, by poczuć się bezpieczniej. Dług ojca. Oczy Kayli na moment uciekły poza sylwetkę mężczyzny, jakby czegoś szukały. Cokolwiek to było, nie znalazły nic. Wróciła ślepiami do Włocha i nie wydawała się zaskoczona wspomnieniem długu. Domyślała się przecież. Mogłaby zacząć od tego, że nie ma pieniędzy, mogłaby prosić, by ją zrozumiał, zostawił, mogłaby wiele. Ale była mądrą dziewczynką, wiedziała, że to nie było to, co chciał usłyszeć mężczyzna. A ona nie chciała go mocniej rozdrażnić. Nie chciała prowokować, by zmienił zdanie i rzeczywiście wcisnął ją do auta. Współpracowała, przynajmniej tak można było założyć. — Ile? — Mogłaby udawać, że zna szczegóły, ale to przecież by nic nie dało. Jeżeli bandzior będzie chciał przekłamać kwotę, to i tak to zrobi, nie miało znaczenia, ona nie miała przecież zasobów, by się z nim sprzeczać. Nieważne jaką kwotą rzuci, Kayla nie miała w tym momencie zupełnie nic. Ale tego od niej oczekiwał, prawda? Że zapłaci. Żeby zapłacić, musi znać kwotę. Nawet jeśli nie miała obecnie najmniejszych perspektyw, aby się z tego wykaraskać. Może po prostu wyjedzie. Co ją tutaj trzyma? Na Sonk Road na pewno zdoła znaleźć kogoś, kto załatwi jej fałszywy dowód, a potem wsiądzie w przypadkowy autobus i będzie jechać tak długo, aż poczuje, że nikt z nich jej nie znajdzie. I będzie uciekać całe życie? Z dala od Hellridge, z dala od czarowników, od wszystkiego, co zna? To lepsze niż śmierć. Prawda…? — Może mnie pan puścić, przecież nie ucieknę — zapewniła, tym razem bez prób lamentowania. Nie chciała, by nabrał podejrzeń. Wciąż się bała, ale świadomość, że miała swoją tajną broń, dodawała jej odwagi, pozwalała patrzeć mu w oczy i wyraźnie artykułować głoski. Szukała nici porozumienia tam, gdzie nie miała prawa jej znaleźć. |
Wiek : 17
Odmienność : Syrena
Miejsce zamieszkania : Sonk Road
Zawód : Uczennica | Modelka
Valerio Paganini
ILUZJI : 20
ODPYCHANIA : 5
SIŁA WOLI : 10
PŻ : 180
CHARYZMA : 9
SPRAWNOŚĆ : 10
WIEDZA : 9
TALENTY : 9
Gorzka lekcja numero uno — ludzie nie dzielą się na dobrych i złych. Smoki wyginęły, rycerze pokryli się rdzą; świat to nie mozaika czerni i bieli, ładne—nieładne, szlachetne—brzydkie, można—nie—wolno. Gorzka lekcja numero due — nawet, gdyby na tym świecie nadal istniały smoki i byli rycerze, a moralność nie pokryła się grubą warstwą gówna, Valerio Paganini nie byłby szlachetny. Kręgosłup moralny można mieć od urodzenia i przetrącić go z pierwszym strzałem w tył głowy; można też — rzadkie, ale za to piękne, no? — urodzić się zepsutym. Można wypełznąć na świat i powiedzieć ciao; piekło mnie wysłało, żebym narozrabiał. Teraz ma ochotę na małą rozróbę, na lekkie zakłócenie w atmosferze tego smutnego jak owdowiała pizda miasta. Nagłówki niemagicznych gazet krzyczałyby za dwa dni ciało nastolatki porąbano na sześć części i ułożono w znak zapytania i gdyby ktoś — ktoś na pewno — połączył z sobą rączki, nóżki i główkę, Kayla Rossi zostałaby tylko nazwiskiem zamkniętym w policyjnej teczce koloru rzygowin. Gorzka lekcja numero tre — z trupa długu nie ściągnie. Strach w okrągłych oczach — zajmują teraz pół młodej buzi — to zwierciadła, w których Valerio ogląda się z uśmiechem. Ile ma lat ta ragazza, szesnaście, siedemnaście? Kiedy Paul zaciągnął pierwszy dług, była dzieckiem ze smarkami po pas — teraz balansuje na smacznej granicy między nastolatką, a kobietą i to, czy wykona ostatni skok w dorosłość, powinno zależeć tylko od niej. Tyle, że mężczyźni nie lubią, kiedy kobieta decyduje za siebie, bo świat dla nich to zerojedynkowa maszynka do rąbania albo bycia rąbanym. Czyste i brudne. Ładne i brzydkie. Młode i stare. Drobne i grube. Proporcjonalne i rozlane. Silne i słabe. Zadłużone albo wolne. Ile? pyta cichy głos i Valerio wydobywa z siebie ciche ehi; ehi, martwisz się? Nie martw; zbyt blisko stąd do słowa martwa. — Molto — dużo, bardzo dużo; dużo na zasadzie spróbuję zabić siebie i własne dziecko w upozorowanym wypadku samochodowym. — Odsetki rosną, carina, a każdy miesiąc zwłoki to— Pętle mięśni na zaciśniętym ramieniu — dłoń Paganiniego nadal ściska kościsty łokieć, ale długie, ciepłe palce przywierają do przedramienia. — Tik—tik—tik zegara. Każde tik to— Pod opuszkami poruszają się ścięgna; Valerio zaciska dłoń z płomienną nadzieją, że ragazza wieczorem odkryje na skórze cztery sińce — fioletowe pieczątki wciśniętych w ciało palców. Jeśli przyłoży do nich własne, cyrograf zostanie podpisany. — Nie dziesiątki, ale setki dolarów do bardzo wysokiego długu. Świat wokół nich wraca do utartego toru ignorowania — ludzie w domach żyją swoimi małymi życiami, oglądają otępiające seriale, napierdalają żony kablem, głodzą własne dzieci, byleby starczyło na wódę. To, co dzieje się na ulicy Sonk Road, to nie ich sprawa; nie ich problem; nie ich dziecko wpatrzone w twarz człowieka, który uśmiecha się, jakby ta rozmowa była scenką dialogową. Ciao, piękna dziś pogoda. Ciao, tak, jutro ma być jeszcze ładniej. Valerio unosi wolną dłoń do góry; to ciche może mnie pan puścić prawie rozczula. To głośniejsze nie ucieknę zwyczajnie bawi. — Nie uciekniesz, Kayla. Nie dlatego, że cię puszczę — między dwa palce — środkowy dla świata, wskazujący dla wskazania winnych — chwyta kosmyk włosów; mogłyby być ładne, gdyby o nie dbała. — Dlatego, że nie masz dokąd. Ciężar słów osiada w tęczówkach; jej oczy przypominają wielkie, zaśniedziałe monety. Co kładziono zmarłym na twarzach, żeby przepłynęli przez Styks? Obole? Kayla zamiast źrenic ma aż dwa — mogłaby spłacić nimi pierwszą ratę. — Widzę to tak — nikt nie krzyczy, nikt się nie wyrywa; z boku to wygląda na negocjowanie ceny za noc i, che scherzo, poniekąd tym jest. — Możesz odpracować długi i cieszyć się życiem albo— Wokół wskazującego palca owija kosmyk jej włosów; prowizoryczna pętelka odcina dopływ krwi do opuszka — Valerio z uśmiechem obserwuje powolne sinienie tkanki. Zabawne; duszeni ludzie wyglądają tak samo. — Masz ładną buzię — gdyby była starsza, mogłaby zacząć odpracowanie długu w Palazzo; szkoda, pora znaleźć nowe, dochodowe możliwości. — Nie chciałbym jej pociąć. Po uśmiechu nie ma śladu; niech ragazza nie ma złudzeń — mówił seriamente. |
Wiek : 33
Odmienność : Rozszczepieniec
Miejsce zamieszkania : Little Poppy Crest
Zawód : szef egzekucji dłużników familii
Kayla Rossi
ANATOMICZNA : 8
POWSTANIA : 5
SIŁA WOLI : 12
PŻ : 144
CHARYZMA : 8
SPRAWNOŚĆ : 1
WIEDZA : 3
TALENTY : 15
Kayla nie zna włoskiego i „molto” mówi jej niewiele, za to moc tego słowa, ton mężczyzny i wspomnienie odsetek daje jej pierwszą, skuteczną lekcję języka. Dużo. Dług rośnie i będzie rósł. Jak długo tak jest? Jak długo trzymali ojca w tej pętli, gdzie robił, co mógł, zażynał się, przepracowywał, sprzedawał duszę po to, by spłacić im pożyczoną kwotę, po to tylko, by dowiedzieć się, że w tym czasie dług wzrósł dwukrotnie? Przerażenie znów zaczyna ściskać jej gardło i nie chodzi już o rękę boleśnie zacieśniającą się na ramieniu, ani o bezduszność zamkniętą w oczach tego, który ją trzyma. Nagle ma przed sobą perspektywę życia, które przeżył Paul. Życia w wiecznym strachu, w układaniu wszystkiego pod niemożliwy do spłacenia dług, życia w nędzy, bez perspektyw. Życia zbyt krótkiego i zbyt smutnego, by ktokolwiek na nie zasługiwał. Czy pewnego dnia po prostu przyzna ojcu rację i znów wsiądzie w samochód, by zjechać z klifu, tym razem skutecznie? Setki dolarów… Setki? W samych odsetkach, które naliczają, jak tylko sobie zażyczą? Tu nie chodzi o spłatę długu, prawda? Tu chodzi o stały dochód, o… o strach, o to, by mieć kogoś w swoich łapach, by kontrolować jego życie. O czysty sadyzm. Myli się? Chciałaby. Ale jest powód, dla którego nie podał konkretnej kwoty, prawda? Ona tak naprawdę nie jest ważna. Nie dla niego. To tylko Kayla czuje potrzebę poznania tej liczby, jakby rzeczywiście mogła dążyć do spłacenia całości. Mężczyzna unosi dłoń, a Kayla nie kuli się jak bity pies, ale podąża spojrzeniem torem jego palców, czujnie przyglądając się spokojnym ruchom. Ciemny kosmyk włosów zostaje zakleszczony pomiędzy męskimi palcami. Jej imię w jego ustach brzmi niepokojąco, brzmi jak kolejna groźba. Wiem jak się nazywasz, wiem, gdzie mieszkasz, wiem, co jesz na śniadanie. Milcząco odnajduje jego spojrzenie i znajduje w nim potwierdzenie tego, co przecież już wie. Znalazła się w zamknięciu. Jego dłonie dowolnie układające się na jej ramieniu, na jej włosach, to tylko symbol. Jest w potrzasku i choć wcale nie wsiadła do auta, zaczyna czuć, że jej oddech robi się ciężki. On ma rację. Nie ma dokąd uciec. Przez chwilę po prostu się poddaje, przestaje myśleć, robi się bezradna jak nigdy. Bo zawsze przecież szukała rozwiązania. Ale teraz jego twarde spojrzenie zdaje się odbierać tę zdolność. Przez kilka chwil ma zupełną pustkę w głowie. Co teraz? Teraz on powie, jak to widzi. Sztywnieje pod manewrami jego palca, choć nie czuje go na swojej skórze. Mimo to świadomość bliskości jest przytłaczająca, a jego słowa skutecznie działają na wyobraźnię Kayli. Nie poddaje tych gróźb w wątpliwość. Potrzebuje kilku chwil, żeby odzyskać zdolność mówienia. Jeśli chciał ją przerazić, odniósł pełny sukces. Nawet gdyby chciała teraz uciec, uświadomiła sobie, że nie jest w stanie się ruszyć. Jej ciało po prostu zesztywniało jak tknięte zaklęciem. Nawet głos z początku nie chciał swobodnie opuścić jej gardła. Nogi zaczynały się trząść, a panika wkradać się pod skórę. Boi się. Boi się i tak bardzo chce, żeby ktoś, ktokolwiek, ją stąd zabrał. Zabrał tego człowieka jak najdalej, zabrał jego uśmiech i jego ręce, zabrał wszystko, co z nim związane. Chce zaczerpnąć swobodnego oddechu, odzyskać swoją przestrzeń. Nie może i nawet nie umie o to zawalczyć. Jaką ma gwarancję, że nie spełni swojej groźby choćby i teraz? Ma pentakl, ma lament, ale skąd ma wiedzieć, czy cokolwiek zadziała? Ma też szesnaście lat i zupełny brak doświadczenia w tak skrajnych sytuacjach. Zdoła choćby wypowiedzieć zaklęcie? I co zrobi? Podpali mu włosy Flammą? — Odpracować jak? — wydobywa się w końcu z zaciśniętego gardła. Boi się odpowiedzi, bo choć jest młoda, słyszała sporo historii. W tym miejscu jest takich dużo. Boi się najgorszego. Propozycji, której nie mogłaby przyjąć. Wolałaby wyjechać i już nigdy tu nie wrócić. Wolałaby się zabić. Jest w stanie zaproponować alternatywy, głowa znów zaczyna pracować, napędzana paniką. Myśli są dość składne. Ma talenty, którymi mogłaby go, ich, wesprzeć, cokolwiek by to było. Ale zużyła wystarczająco dużo energii na zadanie pytania, by nie być w stanie powiedzieć więcej. Niech powie, czego od niej chce i ją zostawi. Ona chce już tylko spokoju, chce zostać sama. — I dla kogo? — dodaje jednak jeszcze, na moment zerkając na to drogie auto, bijące po oczach lśniącym lakierem. Wraca oczyma do mężczyzny, jakby szukała odpowiedzi na to pytanie. Obrzydliwa ilość pieniędzy, Włoch. Mafia jest oczywistą odpowiedzią. Kayla zna jedno nazwisko, które kojarzy się z włoską mafią. Ale oni przecież nie mają prawa działać na tym terenie, przecież Krąg… Przecież Krąg reprezentuje czarowników, a nie ich zabija. Paul nie zaciągnąłby długu u Paganinich. Nie zrobiłby tego, prawda? Nie. To musi być jakaś mniejsza grupa, to nie może być tak duże. |
Wiek : 17
Odmienność : Syrena
Miejsce zamieszkania : Sonk Road
Zawód : Uczennica | Modelka