„Tutaj leży Richard Crisp” Nie wiadomo do końca kim był Richard Crisp ani jakie były jego dokonania dla Hellridge albo społeczności czarownic, ale każdy, kto mija jego grób, dokładnie zna datę jego śmierci. Jak twierdzi napis na kamiennej płycie: Tutaj leży ciało Richarda Crispa, który odszedł z tego świata 29. dnia września 1712 roku w wieku 79 lat. Trawa w tym miejscu zawsze jest zielona, ale ciężko jest stwierdzić czy ma na to wpływ sam mieszkaniec mogiły. |
Wiek : ∞
Miejsce zamieszkania : Piekło
Zawód : Guru sekty satanistycznej
Lyra Vandenberg
ILUZJI : 22
ODPYCHANIA : 5
SIŁA WOLI : 24
PŻ : 172
CHARYZMA : 19
SPRAWNOŚĆ : 9
WIEDZA : 9
TALENTY : 5
13 kwietnia, 1985 roku. niedługo przed północą Powrót tunelami był spokojny, wciąż obarczona nieswoją twarzą zdawała się wracać do świata, w którym barwy były znajome, odgłosy sąsiednie, a zapachy prowadzące do jednego celu. Późno wieczorne powroty nie były niczym dziwnym — ludzie dookoła niej byli zmęczeni, zajęci rozmyśleniami o swoim dniu i w głowach już dotarli do celów swojej podróży. Ona miała do wykonania jeszcze jeden przystanek. Ściany mieszkania były dziwnie obce; nie tylko dlatego, że nie była do nich jeszcze przyzwyczajona, ale również, że świat zza zielonych oczu wyglądał inaczej. Był bardziej czarno-biały, niż myślała. Blair wciąż leżała na łóżku, ale jej twarz zdawała się przejawiać pierwsze objawy życia. Bez słowa wyciągnęła z szafy ubrania — wszystko lepsze niż to, co miała na sobie — i poszła się przebrać, zostawiając sukienkę na podłodze łazienki tam, gdzie jej miejsce. Nie zatrzymała się, nawet na moment, bo gdy się zatrzyma, to będzie musiała zastanowić się nad tym, co— — Wstawaj, podrzucę cię do domu. Jej głos był chłodniejszy, niż z rana. Gardło bolało od dźwigania magii, a żołądek wciąż domagał się upragnionego oczyszczenia. Gdyby mogła, to poszłaby teraz wykąpać się we wrzątku i— Nie było na to cholernego czasu. Z Sonk Road odjechały samochodem Blair i gdy ta została odstawiona pod mieszkanie na Starym Mieście, Lyra kontynuowała nim wyprawę. Przejeżdżając obok Staromiejskiej, nawet się nie zatrzymała. Nie mogła, gdyby się zatrzymała, to— Sylwetka cmentarza była kolejnym miejscem, gdzie odzyskała świadomość. Skręcała ulicami miasta niemal mechanicznie, ciału pozwalając robić to, co musiało, aby dostarczyło je na miejsce. Umysł znikał — musiał, bo gdyby został, to— O tej porze żywe dusze już nie zaglądały na cmentarz. Zaciśnięta w kieszeni płaszcza latarka czekała na mroczniejsze czasy, a nogi szybko odnalazły drogę do magicznej części. Tak, jak Thea jej napisała — gdzie leżał grób Crispa, wiedział niemal każdy. Przystanęła obok niego, aby jednym oddechem zdecydować, że musi iść dalej. Jeśli się zatrzyma, będzie musiała pomyśleć, że— Winter Black naprawdę była pochowana na skrajnym uboczu. Kapłan najwyraźniej bardzo nie chciał, aby w jakikolwiek sposób ją upamiętnić. Wyryte litery jej nazwiska były pokryte mchem i upływem czasu. Nie wyglądały jak coś, co było regularnie czyszczone czy konserwowane, albo — dotykane. Wszystkie, z wyjątkiem B rozpoczynającego nazwisko. Tu mech był lekko oskubany, zupełnie niezauważalnie, gdyby nie fakt, że właśnie tego szukała. Czegoś, co było dotykane. Rytuał vox venti działał dokładnie tak, jak Kapłan — dotyk bez pytania, aby dostać to, czego się pragnęło. Zadowoli się zwojami. Przykucnęła nad grobem, pozwalając sobie na chwilę — dosłownie chwilę — przemyśleń na temat tego, co musiała zrobić ta kobieta, że jej syn był tym, co obecnie wyrywało się podobnie trwałymi literami w Lyry umyśle. Nie, pokręciła głową, chowając litość do kieszeni i wyciągając dłoń ku literze. To tak nie działa. Sunęła palcem po wyrzeźbieniu, aż dopiero w środku oczka usłyszała cichy szept. Musiała przyłożyć ucho do kamienia — ktokolwiek rzucił ten rytuał, zrobił to dawno temu. Przypieczętuj chwałę Lucyfera ofiarą z krwi, a otworzą się kości. Dlaczego ten pierdolony cep mówił wciąż zagadkami? Usiadła na ziemi, dłonią wspierając podbródek i wpatrywała się w nagłówek, jakby oczekiwała, że zaraz wypowie jej więcej instrukcji. Ten uparcie i kamiennie milczał. Znała to milczenie; zazwyczaj ją rozbawiało, ale teraz musiała się skupić. Pomyśleć; pomyśleć o czymś innym, niż o tym, co wydarzyło się kilka godzin temu w Salem. Nic się nie wydarzyło. — Przypieczętuj chwałę Lucyfera — powtórzyła szeptem, którego sama nawet nie potrafiła zbyt dobrze usłyszeć. Cmentarz przykryty był ciężką pierzyną ciszy i nie miał zamiaru tego zmieniać. Vandenberg, to banalne. Przypie— — Pieczęć Lucyfera, okay, okay. To ma sens. Wciąż mówiła do siebie, wstając z ziemi, aby obejść nagrobek dookoła. Ofiara z krwi oznaczała, że nie musi martwić się o tusz. Tylko płótno było takie jakieś... martwe. Zacisnęła zęby na swoim palcu wskazującym, jednak dogryzienie się do krwi nie było proste — w wodzie było aż nadto — więc wyciągnęła na stale wrzuconą do plecaka athame, decydując się, że skoro od niej dziś się zaczęło, to na niej dzisiaj się skończy. Ból jest otrzeźwieniem. Ból jest kotwicą. Ból jest przypomnieniem, że wciąż czuje rzeczy, które jej się przytrafiają. Macza palec prawej ręki w krwi z lewej i wybiera tył nagrobka, aby narysować symbol. Powoli, śpieszy się, ale robi to powoli i dokładnie. Sigil Lucyfera nie jest najłatwiejszym symbolem, choć kapłan mógł wybrać znacznie trudniejsze. Mógł wybrać inne miejsce, ale w jego mniemaniu nikt nie szukałby odpowiedzi u kobiety. — Mhm, teraz— —co, zostało niewypowiedziane, bo kamień nagrobka zaczął się otwierać, jakby tak naprawdę był drzwiami, skrywającymi w sobie znacznie więcej, niż upragnione zwoje. W środku znajduje się drewniana szkatułka z oplecionymi wstążką rytuałami, lecz oprócz tego, zaraz obok leżą luzem położone kasety wideo, a także teczki z ukrytymi w środku papierami. Przejrzała je bardzo przelotnie, choć rzucająca się co kilka stron nazwa, była obiecująca — czymkolwiek było Catholic League for Religious and Civil Rights, nie brzmiało jak coś, z czym kapłan Kościoła Piekieł, powinien robić interesy. Nawet się nie waha, gdy zabiera całą zawartość do plecaka. Cokolwiek trzymał wraz ze zwojami, musiało być cholernie ważne. W mieszkaniu oceni, jak bardzo. Wstała, krwawiąca dłoń chowając do kieszeni, gdy już ma zastanawiać się, czym skleić można nagrobek, i czy taśma wystarczy, ten łączy się ponownie ze sobą, krwawą pieczęć wchłaniając, jak ofiarę. Zupełnie, jakby nigdy nic tu nie było. — Współczuję syna — mówi martwej kobiecie na odchodne. z tematu |
Wiek : 27
Odmienność : Syrena
Miejsce zamieszkania : SAINT FALL, SONK ROAD
Zawód : aktorka, anonimowy dawca łusek, dostawca morskich skarbów