Rozliczenie
Ekwipunek
Aktualizacje
11.08.23 Wydarzenie: W czasie deszczu dzieci się nudzą (+25 PD)
Miles Dewmoon fc. Nick Pervak nazwisko matki Dewmoon data urodzenia 3 listopada 1962 roku data śmierc 26 kwietnia 1985 miejsce zamieszkania Maywater zawód Piekarz status majątkowy Przeciętny stan cywilny Kawaler wzrost 172 cm waga 60 kg kolor oczu Szaroniebieskie kolor włosów Brązowe odmienność Syrena umiejętność Brak stan zdrowia Zdrowy znaki szczególne Znamię w kształcie kropli na mostku. Skrzela schowane za uszami i zasłonięte włosami. Syreni urok i pociągająca aura z którymi kontrastuje przenikliwe, chłodne spojrzenie. Urodzony w Hellridge, Miles nigdy nie poznał świata. Nie wyjeżdżał, ani nawet za wiele o nim nie czytał. Wszystko poza miasteczkiem i jego najbliższą okolicą było mu obce, ale też obojętne. Od najmłodszych lat większość czasu spędzał w domu lub pływając w morzu. Jego matka, również syrena, chętnie uczyła syna egzystowania w wodzie. Pokazała mu które miejsca są najbezpieczniejsze oraz jakich morskich stworzeń unikać, a na które można w spokoju zapolować. Pod jej czujnym okiem chłopiec pokochał to kim jest, możliwości z tym związane i styl życia, który chciała z nim wieść. W tych pierwszych latach był uczepiony jej niczym rzep i jak gąbka chłonął wszystko czym się z nim dzieliła. Gdy opowiadała mu jak niebezpieczni potrafią być ludzie, nawet ci niemagiczni, oraz jak istotne jest by nigdy nikomu nie wyjawiał kim naprawdę jest, Miles ani myślał by to kwestionować. Eleanor nie straszyła go jednak bez powodu. Wiedziała, że jej jedynak będzie musiał kiedyś puścić się jej spódnicy i pójść do szkoły, a najbliżej znajdowało się Seaside do którego swoich potomków posyłali okoliczni marynarze. Chciała przygotować syna na lekcje spędzane wśród rówieśników, którym powinien z natury nie ufać. Obawiała się chwili w której przyjdzie jej wypuścić go w świat samego i wychodziła z siebie by się upewnić, że Miles będzie potrafił o siebie zadbać. Poza udawaniem normalnego człowieka, potrzebał także unikać śpiewania, nawet na lekcji muzyki, oraz rozmów na tematy związane z morzem. Paranoja, którą mu przekazała trzymała go w ryzach przez pierwsze miesiące podstawówki, pomimo, iż większość czasu udawanie "normalnego" przychodziło chłopcu bez problemu. Samo unikanie dodatkowych zajęć, odzywania się (tak na wszelki wypadek by czegoś nie palnąć) i trzymanie się na uboczu dużo dawały i prawdopodobnie wystarczyłyby do spokojnej egzystencji w cieniu, gdyby nie syreni urok. Ponieważ na Milesa nietypowo często zwracano uwagę, nauczył się być nieprzystępny i nieprzyjemny. Większość czasu celował raczej w zniechęcenie drugiej osoby, niż w zwykłe obrażanie, gdyż to drugie mogło potencjalnie zdenerwować przeciwnika i narobić tylko więcej szumu wokół jego osoby. Nie reagując, ignorując czy zbywając półsłówkami, dał radę przetrwać w Seaside bez ani jednej bójki czy kłótni, lecz także bez żadnego kolegi. Ten czas w jego życiu był w istocie zupełnie pusty i pozbawiony czegokolwiek poza suchą wiedzą w której chłopak sprawdzał się tylko na tyle by uniknąć kłopotów. Tak nudne i pozbawione kolorów życie na lądzie mocno kontrastowało z wolnością i bajkowością morza, tym mocniej przekonując młodą syrenę, że to pod wodą jest jej miejsce. Eleanor nie mogła być bardziej szczęśliwa. Tak jak do Seaside Miles uczęszczał ze względu na bliskość szkoły, tak do Whitewater Technical School wybrał się już głównie przez średnie oceny oraz chęć nabycia umiejętności, które pozwolą mu szybko rozpocząć pracę. Jego matka zdobywała pieniądze nieregularnie i z dziwnych źródeł. Miles nie wnikał w jej sprawy i nie zasypywał ją pytaniami na które wiedział, że nie ma ochoty odpowiadać. Jednak ta sytuacja sprawiła, że tym bardziej spieszyło mu się do dorosłości. Bardzo chciał się przydać i zacząć solidnie dokładać do domowego budżetu. Zresztą, nauka i tak nigdy go nie pociągała. Siedzenie w pełnej ludzi sali w ławce go przytłaczało. Wolał ruch, zwłaszcza w wodzie czy chociaż na plaży, ale nie tylko. Podobało mu się wiele fizycznych zajęć z których spokojnie dałoby się wyżyć. Tymczasem czytanie i wkuwanie wydawało się nie mieć końca i prowadzić tylko do kolejnej placówki edukacyjnej. Jedyną nową pasją, którą Miles wyniósł ze szkoły było malowanie. Oczywiście najwięcej frajdy dawały mu zabawy akwarelami, ale lubił eksperymentować ze wszystkim czym można pomazać kartkę lub płótno. Potrzebował mieć sposób na wyzbywanie się wiecznie chowanych emocji, a skoro śpiewać mógł tylko w domu, sięgał po różne, interesujące alternatywy. Oczywiście poza śpiewem, istniały też inne sposoby uzewnętrzniania się poprzez muzykę. Gra na instrumentach, choć go fascynowała, nigdy nie wydawała się Milesowi stworzona dla kogoś takiego jak on. Wolał własny głos, lecz ze zdziwieniem odkrył, że podoba mu się wsłuchiwanie się w cudze melodie. Nie takie nagrane na jakichś głupich gadżetach, tylko na żywo, najlepiej w małym gronie. Choć wciąż izolował się od rówieśników, gdy ktoś wyciągał choćby harmonijkę, uwaga Milesa od razu zwracała się ku grajkowi. W tych rzadkich momentach widział w ludziach coś więcej niż tylko prymitywność, chaos i niebezpieczeństwo. W tych momentach wydawali się oni być wcale nie tak różni od niego samego. W szkółce kościelnej Miles czuł się tak samo niepewnie jak w normalnej szkole. Teoretycznie inni magiczni byli mu bliźsi niż zwykli ludzie, jednak nawet tam jeśli zdarzali się inni odmieńcy, albo również chowali swoją prawdziwą tożsamość, albo okazywali się zupełnymi kosmitami. Choć dumny ze swojej natury, Miles czuł się w niej osamotniony. Jedynie z matką spędzał czas w wodzie, a to i tak rzadziej niż kiedykolwiek. Obowiązki szkolne pochłaniały mu więcej czasu niż by chciał, a gdy wracał do domu, Eleanor często już nie było. Rozmijali się, nadganiając czas wspólny w weekendy. To w jeden taki weekend wszystko się zmieniło. Choć w szkółce wspominano coś o krwiożerczości syren, dla Milesa były to dotąd tylko niczym niepodparte plotki i teorie. Dopiero gdy własna matka zaproponowała mu łowy na "coś ciekawszego", chłopak miał okazję przekonać się ile prawdy tkwiło w strasznych historiach przekazywanych wśród magicznych. Obserwując ją z bezpiecznej odległości, przyglądał się jak kobieta wabi głosem samotnego turystę, który nieopacznie postanowił spędzić noc na plaży. Jej atak był szybki i skuteczny - z całą pewnością dzięki posiadanemu doświadczeniu w tym zakresie. Gdy zaproponowała mu spróbowania ludzkiego mięsa, chłopak nie widział powodu by odmówić. Widok rozszarpanego ciała nie wzbudzał w nim tak skrajnych emocji jakie być może powinien czuć. Ofiara nie była syreną, a więc nie była taka jak on. Poza tym nie pierwszy raz czuł zapach wody morskiej zmieszanej z krwią. Polując na ryby, nie zarzucał przecież wędki. Prawdziwe łowy były brutalne, a w ogoniastej postaci tym ciężej było myśleć racjonalnie. Ten pierwszy kęs był symboliczny, gdyż przekraczał pewne granice. Od tamtej pory wszystko wydawało się przyspieszyć. Naukę, tak magii jak i w technikum, odbębniał tylko dla zachowania pozorów, pilnując by nie podupaść w średniej i nie dać po sobie poznać żadnej zmiany. Za to weekendy nad morzem z matką znowu zaczęły przypominać lekcje jakie dawała mu jak był dzieckiem i tak samo jak wtedy chętnie pochłaniał informacje, którymi go karmiła. Pod jej okiem szybko zaczął sam zwabiać ofiary do wody. Gdy mu nie wychodziło, miał wsparcie nie tylko jej głosu, ale też siły, przyczajonej tuż pod taflą i gotowej do mordu. Lecz rzadko faktycznie zabijali. Zbyt częste zaginięcia mogłoby im zagrozić. Dlatego najczęściej wykorzystywali mgłę czy deszcz, albo naturalne kryjówki i jedynie, niewinnie bawili się kosztem często i tak podpitych plażowiczów. Zanim dałoby się dostrzec z której strony są przyczajeni, znikali w morskiej otchłani. Ale kiedy mijało dostatecznie dużo czasu, a okazja wydawała się trudna do przepuszczenia, Miles pomagał matce wciągnąć zahipnotyzowanego śpiewem nieszczęśnika pod wodę. I gdy Eleanor go atakowała, chętnie pozbawiał go życia wraz z nią. W samej szkółce szło mu... tylko nieco lepiej niż w liceum. I to już zanim zaczął go jeszcze bardziej pochłaniać drapieżny lifestyle jego matki. Dzieląc swoje życie na trzy, ciężko było mu znaleźć zdrowy balans. Mimo iż do prostaków nie należał, ulokował swoje priorytety w pływaniu i pomocy w domu, rzadkie, prawdziwie wolne chwile "marnując" na malowanie. Do nauki, czy to zwykłych przedmiotów szkolnych, czy magii, przykładał się tylko na tyle by nikt się do niego nie przyczepił. Miał dosyć zwracania na siebie uwagi, tak dobrej jak i złej. Miał zbyt wiele do stracenia, gdyby ktoś się nim zbyt mocno zainteresował. Zwłaszcza teraz. Na szczęście, podstawowa wiedza wystarczyła w obu przypadkach. Jego brak zainteresowania raczej zrzucano na typowo młodzieńcze niezdecydowanie, jeśli nie wręcz lenistwo. Nikt nie oczekiwał po nim za wiele, ale takim jak on też trzeba było dać żyć. Najistotniejszych rzeczy się dowiedział i nie stanowił zagrożenia, czy to dla tajemnicy o magii czy jako potencjalny społeczny pasożyt. Wszystko szło zgodnie z planem. Przekonany, że na ewentualny samorozwój znajdzie czas później, powoli wchodzący w dorosłość Miles odebrał swoje pentakl oraz athame z wdzięcznością, lecz bez zamiaru nadmiernego wykorzystywania ich. Przynajmniej na razie. Po inicjacji, a później po zakończeniu edukacji w Whitewater Technical School, Miles miał wolną rękę co do tego jak zamierza wieść swoje życie. Mógł już sam za siebie decyzować, jednak wpływ Eleanor na syna wciąż nie pozwalał mu rozwinąć skrzydeł i prawdziwie się usamodzielnić. Ponieważ udało się jej zachować go przy sobie blisko i na wyłączność, nie miał ani ochoty ani powodu by pragnąć się od niej uwolnić. Zamiast tego wybrał znalezienie prostej pracy w pobliżu i pozostanie w domu rodzinnym, dokładając się do wspólnych wydatków i wiodąc podwójne życie do którego był tak przyzwyczajony. Choć oboje znali ryzyko, ich ataki mimowolnie zaczęły się nasilać. Rok odstępu zmienił się w dziewięć miesięcy, a potem w pół roku. Im częściej udawało im się uniknąć odpowiedzialności, tym bardziej czuli się ponad prawem. Miles nigdy nie polował sam, ale zawsze chętnie pomagał przy atakach matki. Nie wiedział jednak, że czasami, gdy miał dodatkową zmianę w pracy, albo nie mógł dostać wolnego weekendu, Eleanor wymykała się bez niego. I kiedy wreszcie wpadła w sidła, były one na nią gotowe od dawna. Jej strata była nagła i niezwykle bolesna, a pozostawiona po niej pustka była niemożliwa do zapełnienia. A, co gorsza, wyjście na jaw jej tożsamości okazało koszmarem przed którym przestrzegała syna i którego Miles całe życie się tak obawiał. Nawet jeśli dowody wskazywały tylko winę jego matki, teraz już dwudziestoparoletni mężczyzna musiał zmierzyć się z piętnem jakie odcisnęło na nim samo bycie jej potomkiem. Na szczęście zniechęciło to ku niemu tylko ludzi wtajemniczonych i zainteresowanych plotkami. Zwykli śmiertelnicy nie mieli pojęcia o całej aferze i dosyć łatwo było im wmówić, że jego kochająca morze mamusia zwyczajnie się w nim utopiła na swojej zwyczajowej, samotnej wycieczce. Ponieważ Miles pracował jako piekarz na wczesno porannej zmianie, ani jego szef, ani mała grupka współpracowników nie wnikało w szczegóły tragedii. Klienci odwiedzający piekarnię nie wiedzieli nawet kto przygotowuje im kupowane z rana, świeże bułki, a brak znajomych i dalszej rodziny pozwalał ograniczyć podejrzenia do minimum. Afera oznaczała jednak, że przynajmniej część osób wiedziało kim był. Co gorsza - nie mógł mieć pewności kto dokładnie ani czy aby na pewno ktoś po cichu nie czuł ku niemu szczególnej niechęci. Paranoja była bliska zamknięcia go zupełnie w domu. Strach odziedziczony po matce obrzydził mu nawet ukochane morze. Gdyby nie fizyczna potrzeba kąpieli, mężczyzna zupełnie unikałby niegdyś ulubionego miejsca. Musiało minąć o sporo czasu zanim wrócił do częstszych wypraw pod wodę. Zyskany wolny czas zainwestował w sztukę, którą dalej uprawiał hobbistycznie, a także w pracę i oszczędzanie. Dzięki temu, a także odziedziczonej po matce chałupie, wyszedł na finansową prostą w tak młodym wieku. Jego pensja spokojnie starczała na jedną osobę, podczas gdy dwie ledwo dawały sobie na niej radę. I gdy nadeszła pierwsza rocznica śmierci Eleanor, Miles poczuł, że wspominanie jej, choć bolesne, nie przejmuje go już tak mocno co początkowo. Wprawdzie po opadnięciu emocji zorientował się, że teraz już zupełnie nikt mu nie pozostał na tym świecie, jednak ta samotność oznaczała również wolność. To co czeka go dalej, tym razem będzie zależeć już naprawdę tylko od niego samego. Ostatnio zmieniony przez Miles Dewmoon dnia Wto 31 Sty - 17:26, w całości zmieniany 5 razy |
Witaj w piekle!I pamiętaj... Piekło jest puste, a wszystkie diabły są tutaj. Sprawdzający: Esther Marwood Ostatnio zmieniony przez Mistrz Gry dnia Wto 2 Kwi - 21:35, w całości zmieniany 1 raz |