KalendarzJohnny Orlovsky
uzupełnię
Stan zdrowia
zdrowy
Styl
Szafa
TWÓJ DOWOLNY OPIS
TWÓJ DOWOLNY OPIS
Kieszeń
Lewa
Lewa
TWÓJ DOWOLNY OPIS
KalendarzJohnny Orlovskyuzupełnię Stan zdrowiazdrowy StylSzafa TWÓJ DOWOLNY OPIS TWÓJ DOWOLNY OPIS Kieszeń Lewa TWÓJ DOWOLNY OPIS |
co było a nie jest19??MiesiącTWÓJ DOWOLNY OPIS WĄTKU TWÓJ DOWOLNY OPIS WĄTKU |
maj-czerwiec1985MajWallow pachniało jak jego ostatnie lata w domu, które trochę już przez mgłę pamiętał, a przynajmniej aż do dzisiaj, bo gdy tylko przez otwarte okno samochodu uderzył go zapach suchych, letnich traw, to od razu nabrał ochoty na napicie się browara, przy ognisku, siedząc na konarze, oczy mrużąc bo szczypią od dymu, a tu jeszcze trzeba kiełbasy pilnować. Co to kurwa jest. Szok, związany z wątpliwej jakości instalacją był tak mocny, że Johnny chyba nawet pod nosem do siebie to pytanie bez odpowiedzi mruknął. Upił łyka drinka, a kostki lodu w jego szklance zabrzęczały, kiedy przyglądał się lawendowym oponom, trochę nie mogąc wzroku oderwać, przez kilkanaście sekund, dopóki mu nie zbrzydło i nie odwrócił się, spoglądając na ciągnące się wzdłuż drogi nic, jak to w starym, dobrym Wallow. Co on tu miał do załatwienia? Coś miał. Na pewno pamiętał o tym jeszcze w drodze tutaj, czy swoim gratem przyjechał, raczej nie, musiałoby dojść do jego naprawienia, a to nie tak łatwa sprawa, w końcu do naprawy trzeba mieć chęci. Hajs, to sprawa drugorzędna w tym wypadku, ktoś jemu z Wallow pomoże, on komuś... kiedyś też. W czym, nie wiadomo, mógł co najwyżej poświecić klatą, wypielęgnowaną twarzą i uwieść piosenką, ale szczerze wątpił, czy chłopom, którzy by mu chcieli naprawić samochód, taka forma zapłaty by odpowiadała. - Kobieto, niedźwiedź...! - Jego głos własny, tak zwany krzyczący szept, brzmiał obco i odlegle w takim stresie, ale najważniejsze było teraz wydostać się stąd jak najdalej, zabrać tę babę ze sobą, co to nieświadoma niebezpieczeństwa spała smacznie w chabaziach. coś tam zaraz Ryk silnika (i to ten z kategorii przyjemnych) zapowiedział przyjazd pracownika miesiąca i Johnny zaparkował, może trochę za blisko furtki, ale nikt mu tutaj za to mandatu nie wlepi. Drzwi trzasnęły, a on pojawił się między jabłonkami, (już nie taki) młody bóg, chociaż nie wypada stosować tego określenia, jak zwykle ze szklanką w dłoni, z którą się nie rozstawał i niech mnie Lucyfer zdzieli, jeśli w którejś sesji Orlovsky nie będzie trzymał drinka. |