Witaj,
Min-Ho Song
ODPYCHANIA : 10
POWSTANIA : 5
WARIACYJNA : 5
SIŁA WOLI : 15
PŻ : 167
CHARYZMA : 6
SPRAWNOŚĆ : 1
WIEDZA : 13
TALENTY : 17
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t2303-min-ho-song
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t2309-min-ho-song
RELACJE : https://www.dieacnocte.com/t2308-your-favorite-song
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t2310-skrzynka-min-ho
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/f258-quayside-boulevard-13-5
BANK : https://www.dieacnocte.com/
ODPYCHANIA : 10
POWSTANIA : 5
WARIACYJNA : 5
SIŁA WOLI : 15
PŻ : 167
CHARYZMA : 6
SPRAWNOŚĆ : 1
WIEDZA : 13
TALENTY : 17
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t2303-min-ho-song
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t2309-min-ho-song
RELACJE : https://www.dieacnocte.com/t2308-your-favorite-song
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t2310-skrzynka-min-ho
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/f258-quayside-boulevard-13-5
BANK : https://www.dieacnocte.com/
Korytarz
Mały prosty korytarz w jasnych barwach i z licznymi obrazami na ścianach
Min-Ho Song
Wiek : 29
Odmienność : Medium
Miejsce zamieszkania : Maywater
Zawód : Artyska, kartowróżka, medium, pracowniczka atykwariatu
Zjawa
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t122-szukam-zjawy
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t180-listy-do-zjawy
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t122-szukam-zjawy
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t180-listy-do-zjawy
23 czerwca 1985, kilkanaście minut po północy
Letnia noc spowiła Maywater ciszą, jaką zna tylko uśpione miasto, lecz tego wieczoru cisza miała w sobie coś nienaturalnego, jakby była wstępem do czegoś, co nie miało prawa się wydarzyć. Chłodny wiatr, niosący ze sobą zapach soli i morskiej wilgoci, przedzierał się przez opustoszałe ulice, ocierając się o ciała tych nielicznych, którzy odważyli się opuścić swoje domy. Wydawało się, że niesie ze sobą jakieś ostrzeżenie, że jest świadkiem czegoś przerażającego, co czai się w mroku.
O północy cisza została brutalnie przerwana. W jednym z ponurych bloków przy porcie, na drugim piętrze, coś poruszyło się w oknie. Nim ktokolwiek zdążyłby zauważyć, kobieta wypadła z okna. Jej ciało spadło najpierw na blaszany daszek, wydając głuchy, metaliczny dźwięk, po czym z trzaskiem opadło na betonowy chodnik poniżej. Echo tego upadku rozeszło się w pustce nocy, mieszając się z jękiem wiatru. Nikt nie widział, jak to się stało.
Nie było świadków, którzy mogliby opowiedzieć, co wydarzyło się w tych chwilach. Czy to było samobójstwo – desperacki krok ku ucieczce przed czymś, co tkwiło głęboko w jej umyśle? A może ktoś – ukryty w cieniu – pomógł jej zrobić ten tragiczny krok? Tajemnica zdawała się unosić w powietrzu razem z zimnym powiewem wiatru, a noc Maywater nigdy wcześniej nie była tak ciężka od milczenia, które skrywało śmierć.
To sąsiad z parteru, zaniepokojony nagłym hukiem z zewnątrz, natrafił na jej ciało leżące na zimnym betonie. Dźwięk upadku wstrząsnął nim tak głęboko, że przez moment nie wiedział, czy to był sen, czy koszmar na jawie. Obudził swoją żonę z drżeniem w głosie, polecając jej zadzwonić po służby, sam zaś bez chwili wahania wyszedł na zewnątrz. Przyklęknął przy kobiecie, z trudem próbując udzielić jej pierwszej pomocy. Ruchy były niezdarne, dłonie drżały, lecz mimo to lepiej, że próbował, niż gdyby miał zostawić ją na pastwę losu. Chłód nocy przenikał jego ciało, a cisza zdawała się zawisnąć nad jego nieudolnymi próbami ocalenia jej życia.
Zamieszanie, które wywołał, powoli zaczęło przyciągać innych mieszkańców. Otwierały się okna, ludzie wychylali głowy, a niektórzy odważyli się zejść na dół. Krąg ciekawskich szybko się powiększał, a dołączyli do nich przypadkowi przechodnie, przyciągnięci jak ćmy do płomienia. Większość stała z boku, bezradnie patrząc na dramat, który rozgrywał się na ich oczach, jakby sparaliżowani tym, co widzieli. Ciche szepty zaczęły krążyć wśród tłumu, niczym pełzające cienie. Ludzie próbowali zrozumieć, co się wydarzyło. Dlaczego? Co doprowadziło tę kobietę do takiego upadku? A może... kto? Nie było odpowiedzi, tylko niepokój i mroczna niepewność.
Kilku z obecnych wyrwało się z letargu, dołączając do nieudolnych prób ratowania jej życia. Jedna osoba nie mogła prowadzić resuscytacji bez końca. Z czasem jednak powietrze wokół nich zaczęło gęstnieć od napięcia, a szepty stawały się coraz bardziej gorzkie. Szybko przeszli od współczucia do oceny. Gdzieś w tłumie zaczęły się pojawiać głosy pełne niechęci, pełne uprzedzeń – sugerujące, że to, co się stało, było czymś nieuniknionym. "Dziwaczka, odklejona od rzeczywistości" – szepnął ktoś, jakby to wyjaśniało wszystko. "W końcu zrobiła to, co powinna...". Nieludzkie osądy, rzucane przez nieznajomych, wgryzały się w noc, jakby ich słowa mogły dodać mroku temu, co i tak już było beznadziejne.
zas zdawał się rozciągać w nieskończoność, jakby każda sekunda ciągnęła się niczym ciężka mgła wypełniona niepewnością. Minuty mijały, a dla tych, którzy zostali na miejscu, każda z nich wydawała się trwać całe wieki. Wezwane służby wciąż się nie pojawiały, jakby zaginęły gdzieś w bezkresie nocy. Z każdą chwilą tłum stopniowo topniał. Ludzie, którzy jeszcze przed momentem gromadzili się wokół miejsca zdarzenia, teraz odchodzą po cichu, jakby bali się, że ich obecność mogłaby sprowadzić na nich kłopoty – przesłuchania, odpowiedzialność, pytania, na które nie mieli ochoty odpowiadać. Woleli uciec, niż stać się częścią tego koszmaru.
Na miejscu pozostała zaledwie garstka ludzi – pięcioro świadków nocy, która miała w sobie coś złowieszczego. Mężczyzna, który od początku próbował ratować kobietę, teraz coraz bardziej zmęczony i roztrzęsiony, wciąż klęczał przy jej nieruchomym ciele, jego dłonie drżące od wysiłku i frustracji. Para sąsiadów z parteru, oni również trwali w miejscu, choć ich oczy pełne były lęku, jakby w każdej chwili gotowi byli do ucieczki. Kobieta, która stała obok, była sparaliżowana – jej oczy szeroko otwarte, wpatrzone w pustkę, jakby jej umysł nie potrafił przetworzyć tego, co właśnie się wydarzyło. Nie mogła się ruszyć, nie mogła zrobić nic, była jak duch.
Na obrzeżach tego ponurego kręgu stał ostatni świadek – młody chłopak, prawdopodobnie nie więcej niż dwadzieścia lat. Trzymał się na dystans, daleko od całego zamieszania, jakby bał się podejść bliżej, lecz jednocześnie nie mógł oderwać wzroku od tej sceny. Patrzył z mieszanką fascynacji i strachu, jakby ten tragiczny spektakl rozgrywał się specjalnie dla niego, a on był jego bezwiednym widzem.
Cała ta chaotyczna scena – wywołana przez jeden fałszywy ruch kobiety, która teraz leżała nieruchomo na ziemi – wydawała się nierealna. Jakby cały ten koszmar był tylko snem, z którego nikt nie potrafił się wybudzić. Noc, która jeszcze chwilę temu wydawała się zwyczajna, teraz stała się bezdenną otchłanią, pochłaniającą wszystko w ciszy pełnej pytań bez odpowiedzi.
Ostatnie strzępki ciszy rozerwał kogut zbliżającej się karetki
Zjawa
Wiek : 666
Francesca Paganini
ANATOMICZNA : 15
ODPYCHANIA : 3
SIŁA WOLI : 5
PŻ : 175
CHARYZMA : 2
SPRAWNOŚĆ : 10
WIEDZA : 14
TALENTY : 12
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t2265-francesca-paganini
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t2276-francesca-paganini#31175
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t2277-poczta-franceski-paganini#31177
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/f254-sycamore-street-3-6
BANK : https://www.dieacnocte.com/t2278-rachunek-bankowy-francesca-paganini#31178
ANATOMICZNA : 15
ODPYCHANIA : 3
SIŁA WOLI : 5
PŻ : 175
CHARYZMA : 2
SPRAWNOŚĆ : 10
WIEDZA : 14
TALENTY : 12
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t2265-francesca-paganini
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t2276-francesca-paganini#31175
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t2277-poczta-franceski-paganini#31177
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/f254-sycamore-street-3-6
BANK : https://www.dieacnocte.com/t2278-rachunek-bankowy-francesca-paganini#31178
Była ich trójka – Frankie, Ben i Theo, samozwańczy bohaterowie dzisiejszej nocy. Przy wezwaniach nie było głosowań, kto jedzie – jechał ten, kto był gotów odpowiednio szybko. Przy wezwaniach nie było dyskusji, grymasów, przepychanek – każdy w zespole rozumiał, o jakie stawki toczy się cała ta gra. Theo był w karetce pierwszy, Frankie druga. Ben zamykał peleton.
To dobry skład, myślała Francesca jeszcze w karetce, gdy na sygnale opuszczali Saint Fall i mknęli w kierunku Maywater. Świetny zespół, myślała, dobrze wiedząc, że określiłaby tak dokładnie każdą konfigurację ekipy ratunkowej. Wśród jej chłopaków nie było takiego, z którym nie chciałaby pracować. Chciała wierzyć, że żaden z nich też w duchu nie myślał, że zamiast niej wolałby kogoś innego.
Dziś jechali bez Shoguna, bez Draculi, bez któregokolwiek z szarych eminencji oddziału ratunkowego. Frankie to cieszyło. Nawet teraz, gdy Dorian uratował jej życie. Albo może – szczególnie po tym, gdy to zrobił.
Wolała jechać tylko ze swoimi chłopakami.
Dzisiejsza akcja miała być brzydka. Upadek z trzeciego piętra – takie wezwania zawsze są brzydkie, nawet bez podejrzeń usiłowania zabójstwa. A dziś takie podejrzenia mieli, co oznaczało jeszcze policję, prokuratora, godziny spędzone na w terenie. To była ich pierwsza akcja tej nocy – i prawdopodobnie jedyna. Nie zdążą wrócić dość szybko, by być gotowym na kolejne wezwania.
Pod budynek zajechali z przeraźliwym wyciem syreny, chrzęstem żwiru pod oponami. Trzask drzwi samochodu, wyciąganych noszy. Ben torował drogę, Frankie parła za nim. Nie musieli szukać – grupka gapiów wskazywała miejsce.
- Francesca Paganini – przedstawiła się kucając obok nieruchomej i wyraźnie wyczerpanego mężczyzny. – Już w porządku, doskonale pan sobie poradził. Teraz przejmę, dobrze? Na trzy. – Nie patrzyła na roztrzęsionego mężczyznę nie przez ignorancję, co dlatego, że ważniejsza była ta tutaj.
- Słyszy mnie pani? – spytała Frankie i ścisnęła lekko ramię nieprzytomnej. Nad kolejnymi krokami nie musiała się zastanawiać, robiła to przecież nie pierwszy raz. Niestety, jak mogła się spodziewać, także nie ostatni.
Nie doczekawszy się odpowiedzi, pochyliła się nad pacjentką. Z uchem przy jej ustach w ponurym milczeniu spoglądała na jej klatkę piersiową. Jeszcze nim się wyprostowała, odnalazła spojrzeniem Bena – próbował zrobić im więcej miejsca, odsunąć gapiów dalej, osłonić pacjentkę przed ich spojrzeniami; i Theo – wychodził z karetki obładowany niezbędnym sprzętem, ciągnąc za sobą nosze. Ten ostatni, napotykając spojrzenie Frankie, przepchnął się prosto do niej, klęknął po drugiej stronie nieprzytomnej i zaczął przygotowywać defibrylator.
Frankie szarpnięciem zadarła koszulkę pacjentki, przetarła skórę w miejscach, do których Theo przyczepił zaraz elektrody. Defibrylator potrzebował chwili, by zbadać pracę serca kobiety – i kolejnej, by odpowiadająca akcji linia pojawiła się na wyświetlaczu. Frankie zacisnęła zęby – i czekała. Pokaleczone ręce mogły zaczekać. Kontrola pozostałych narządów też. Leczenie pacjentki będzie najmniejszym problemem, jeśli nie utrzymają jej najpierw przy życiu.
Jeszcze na chwilę uniosła wzrok, bez słowa patrzyła, jak Ben próbuje opanować zbiegowisko – choć bardziej przydałby im się tutaj, upewniając się chociażby, że zajmujący się dotąd reanimacją mężczyzna nie osłabł za bardzo. Ta obserwacja prowadziła zaś do kolejnej.
Gdzie, do cholery, była policja?
Francesca Paganini
Wiek : 24
Odmienność : Czarownica
Miejsce zamieszkania : Little Poppy Crest
Zawód : RATOWNIK REZYDENT W SZPITALU IM. SARY MADIGAN, STUDENTKA