Witaj,
Mistrz Gry
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t58-budowanie-postaci
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t179-listy-do-mistrza-gry
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t58-budowanie-postaci
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t179-listy-do-mistrza-gry
Skalne zejście
Skalne zejście to mało popularne wśród turystów wejście do oceanu głównie dlatego, że bardzo często jest zalewane oraz wskakując do wody, wskakuje się niemal od razu na głębiny. Samo zejście znajduje się z daleka od popularnych plaż czy ścieżek, będąc niemal na granicy obrzeży Maywater. Ciężko jest spotkać tu przypadkowych przechodniów, raczej amatorów ekstremalnych wrażeń. Jedna ze skałek w połowie zanurzona jest w oceanie, pozwalając na powolne moczenie nóg przy ładniejszej pogodzie.
Mistrz Gry
Wiek :
Miejsce zamieszkania : Piekło
Zawód : Guru sekty satanistycznej
Lyra Vandenberg
ILUZJI : 22
ODPYCHANIA : 5
SIŁA WOLI : 24
PŻ : 172
CHARYZMA : 19
SPRAWNOŚĆ : 9
WIEDZA : 9
TALENTY : 5
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t201-lyra-vandenberg#457
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t247-lyra-vandenberg#599
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t248-poczta-lyry-vandenberg#600
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/f203-riverbend-st-1-13
BANK : https://www.dieacnocte.com/t1059-rachunek-bankowy-vandenberg-lyra#9093
ILUZJI : 22
ODPYCHANIA : 5
SIŁA WOLI : 24
PŻ : 172
CHARYZMA : 19
SPRAWNOŚĆ : 9
WIEDZA : 9
TALENTY : 5
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t201-lyra-vandenberg#457
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t247-lyra-vandenberg#599
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t248-poczta-lyry-vandenberg#600
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/f203-riverbend-st-1-13
BANK : https://www.dieacnocte.com/t1059-rachunek-bankowy-vandenberg-lyra#9093
kontynuacja z kuchni

Torba w bagażniku, Lyra na tylnym siedzeniu i męska reprezentacja z przodu. Patrzyła na odbicie skroni Williamsona w lusterku i nerwowo obracała zawieszonymi pierścionkami na palcach. Im bliżej byli, tym trudniej było jej usiedzieć w miejscu; pomimo zmęczenia wciąż poprawiała pas, otwierała i zamykała okno czy bawiła się papierkiem po cukierku w kieszeni.

Ocean na horyzoncie, Lyra czekająca do ostatniej chwili, by wyjść z samochodu i męska reprezentacja czekająca na zewnątrz. Torba, którą wzięła ze sobą, była cięższa, niż powinna. W środku były tylko ręczniki, ubranie na przebranie i pierwsza lepsza książka, jaką chwyciła z półki Williamsona — dla niepoznaki, powinniście wyglądać, jakbyście spędzali dzień na plaży. Mimo tego ciążyła jej na ramieniu, więc gdy doszli do pierwszego zejścia skałami w dół, bez słowa podała ją Barnabie.

To nie był jedyny bagaż, który pomagał jej nieść.

Uwaga na kroki — ostrzegła, idąc przodem. — Jest ślisko.

Nie tak, jak na pirsie, ale wciąż należy patrzeć pod nogi. Lyra nie chodziła tu często. Miejsce było idealne do wchodzenia, a to, jak ciężko dostępne i na uboczu było, było tylko plusem. Niestety z wychodzeniem było już ciężej — brak płycizny był problematyczny, gdy nie było nikogo, kto mógłby podać pomocną dłoń. Całe szczęście tym razem miała ze sobą cztery takie.

W dół; niżej po skałkach, w dół.

Odwróciła się — wbrew rozsądkowi i zachowaniu równowagi — by sprawdzić, czy idą za nią. Wzbierająca w gardle niepewność sprawiała, że w tym momencie doskonale rozumiała Orfeusza.

Oczy Orestesa musiały być naprawdę wróżbą, bo ocean był dziś spokojny — nie obijał się gniewnie o skały, nie moczył ich powierzchni i nie domagał się ofiary z człowieka. Słońce przebijało się przez nieliczne chmury i na skórze można było poczuć pierwsze promienie słońca. Słony zapach mieszał się z powiewem wiosny i z pewnością gdyby nie okoliczności, Lyra zatrzymałaby się na moment, zamknęła oczy i próbowała nacieszyć się momentem. Ale im niżej schodzili — im bliżej oceanu była, tym głośniej w niej coś krzyczało, że musi się w nim zanurzyć.

Co do zasady ignorowała ten głos. Co do zasady im głośniej krzyczał, tym uparciej go nie słuchała.

Zatrzymała się dopiero na samym dole, na najdłuższej skale wysuniętej wgłąb wody.

To tutaj — oświadczyła, jakby fakt, że nigdzie dalej nie da iść, nie był oczywisty. Na prawo od nich był jedynie fragment kamienia, który częściowo przykryty był wodą. — To może trochę zająć, więc polecam wam rozłożyć sobie ręczniki.

Będzie to też wyglądać mniej podejrzanie, dodała w myślach. Zachowała to jednak dla siebie. Nie musiała ich obarczać swoją syrenią paranoją.

Najpierw ściągnęła bluzę, potem buty, potem spodnie, potem koszulkę, potem bieliznę i ułożyła ubrania w niepotrzebnie równą kostkę, jakby próbowała odroczyć moment wejścia tak długo, jak tylko mogła. Bycie nagim nie było przeszkodą; im bliżej oceanu, tym bardziej naturalny zdawał się jej ten stan. To nie tym się denerwowała.

Dobrze, więc—

Przeciągasz, Vandenberg, powiedział głos należący do kogoś, kto stał zaraz przed nią.

Wiem, odpowiedziała spojrzeniem na słowa, których wcale nie powiedział.

Wchodzę.

On to powiedział.

Odwróciła się do nich plecami, wzięła głęboki oddech, zrobiła dwa kroki w tył i rozbiegła się do przodu. Chłodna woda uderzyła jej twarz i otuliła ciało; przez sekundę wciąż była człowiekiem.

Przez sekundę była tylko człowiekiem; ale sekundy szybko przemijają, a wraz z nimi złudna nadzieja, że tym razem mogłoby być inaczej. Skóra piekła, pękała i bolała niemiłosiernie, gdy na jej miejsce pojawiały się złote łuski; kolejna sekunda i zamiast nóg, był długi, rybi ogon. Zanurkowała niżej; potem jeszcze niżej, zrobiła obrót i płynęła w stronę światła.

Naprawdę rozumiała Orfeusza.

Oparła się rękami o zamoczoną w wodzie część kamienia i machnęła ogonem, rozchlapując wodę dookoła.

Ładny? — spytała, wpatrując się w ich twarze, głosem bardziej melodyjnym, niż zazwyczaj.

Bardziej magnetycznym.

Bardziej—

Za bardzo.

rzucam k3 na to, kogo ochlapię wodą:

k1 — Barnabę
k2 — Orestesa
k3 — obojga
Lyra Vandenberg
Wiek : 27
Odmienność : Syrena
Miejsce zamieszkania : SAINT FALL, SONK ROAD
Zawód : aktorka, anonimowy dawca łusek, dostawca morskich skarbów
Stwórca
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/
RELACJE : https://www.dieacnocte.com/
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/
RELACJE : https://www.dieacnocte.com/
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/
The member 'Lyra Vandenberg' has done the following action : Rzut kością


'k3' : 1
Stwórca
Wiek :
Miejsce zamieszkania : Piekło
Zawód : Guru satanistycznej sekty
Orestes Zafeiriou
ODPYCHANIA : 5
WARIACYJNA : 21
SIŁA WOLI : 19
PŻ : 173
CHARYZMA : 2
SPRAWNOŚĆ : 2
WIEDZA : 20
TALENTY : 14
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t244-orestes-zafeiriou#592
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t357-orestes-zafeiriou#1067
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t356-poczta-orestesa-zafeiriou#1066
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/f82-archaios-2-1
BANK : https://www.dieacnocte.com/t1176-rachunek-bankowy-orestes-zafeiriou
ODPYCHANIA : 5
WARIACYJNA : 21
SIŁA WOLI : 19
PŻ : 173
CHARYZMA : 2
SPRAWNOŚĆ : 2
WIEDZA : 20
TALENTY : 14
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t244-orestes-zafeiriou#592
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t357-orestes-zafeiriou#1067
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t356-poczta-orestesa-zafeiriou#1066
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/f82-archaios-2-1
BANK : https://www.dieacnocte.com/t1176-rachunek-bankowy-orestes-zafeiriou
Szarość nierówna szarości — szare budynki wymienione na szary błękit nieba, gdzie ocean styka się z horyzontem, a cienka linia mówi dość.
Dość niedomówień, dość sekretów, dość strachu, że wyjawiona w nieodpowiednim momencie tajemnica zamieni się w ostrze, które przetnie przyjaźń w pół. Strach wsiąkał w siedzenia samochodu i milknął pod dźwiękami muzyki; wyścig do auta był kolejnym zwycięstwem tego dnia — to pierwsze, najważniejsze, zostało w kuchni razem ze stygnącym w piekarniku ciastem.
Cichy szelest papierka z tylnego siedzenia oznaczał nerwowość; delikatne postukiwanie palców o deskę rozdzielczą na miejscu pasażera było kwintesencją niepewności.
I tylko zmiana biegów — pierwszy, drugi, trzeci, czwarty; do piątego dotarli tylko raz, kiedy Saint Fall zostało w tyle, a Maywater zbliżało się z każdą milą — była stanowcza, uchwyt na kierownicy pewny, wzrok wędrujący w kierunku tylnego lusterka nieprzypadkowy. Orestes nie pytał, Lyra nie odpowiadała, Barnaby i tak nie wysiliłby się na słowa — współdzielony sekret był lżejszy.
Co nie znaczy, że był łatwy.
Jak znalazłaś to miejsce? — trzask zamykanych drzwi zniknął w szumie fal; niestrudzone żłobienia brzegu były akompaniamentem dla przemarszu — powietrze, wypełnione wilgocią i solą, obiecywało, że wszystko będzie dobrze, przynajmniej dla jednego z nich. Czasem tyle musiało wystarczyć; dziś Orestes cieszył się, że przydział przypadnie Lyrze.
Ostry szlak odłamków skał prowadził w dół, a każdy krok był bolesnym przypomnieniem samotności i strachu, do którego cyklicznie dochodziło na tym brzegu; Vandenberg nie mogła istnieć bez oceanu tak, jak Zafeiriou nie istniał bez książek, tak, jak Williamson znikał bez magii odpychania. Integralna część Lyry rozbijała się z hukiem o skalisty brzeg i przerażała — może słusznie?
Może strach był sposobem na przetrwanie; ludzie bez sumienia, zapatrzeni w siebie i własną pogardę, chcieli zamienić białą pianę fal w krew.
Strach był najlżejszą karą, która powinna ich spotkać.
Na samym dole skał — gdzie wilgoci było więcej, a pojedyncze słone krople zostawiały na policzkach ślad w imitacji łez — rozpoczął się kolejny etap. Orestes zerknął na Lyrę, kiedy zaczęła ściągać bluzę; znał ten schemat — Joy też nie lubiła, kiedy bluzki były mokre, a spódniczki potargane. Prywatność, ofiarowana przez bezkres oceanu, zaburzyła obecność niemych obserwatorów; Zafeiriou i Williamson otrzymali miejsca w pierwszym rzędzie na show, w którym naga skóra była symbolem zdania się na łaskę żywiołu.
Żaden z nich nie patrzył na obnażone ciało z głodem — oczy wypełniała niepewność.
Do błękitu greckiej toni tęczówek po chwili dołączyła obawa; o nią? O siebie? O to, ile razy wejście do oceanu może zostać użyte, zanim zostanie odkryte?
Duma i uprzedzenie — zanurzona w plecaku dłoń uchwyciła grzbiet książki z należną czcią; Orestes zgarnął ze stolika w salonie pierwszy tytuł z brzegu. — Trzymaj, Williamson. Protagonista przypadnie ci do gustu.
Też lubił snuć się z ponurym wyrazem twarzy i miał potężny problem z komunikacją.
Nerwowe ukłucie u nasady karku skierowało wzrok w kierunku zejścia; Vandenberg była coraz bliżej wody — zarys łopatek pod skórą wydawał się zbyt kruchy, żeby mogła stawić czoła falom, ale—
Ostrożnie, Lyra — nie był pewien, czy szept można usłyszeć w huku oceanu; co, jeśli wypowiedział to w głowie?
Po sekundzie było za późno na powtórkę — plusk wypełnił powietrze, pustka horyzont, strach usta. Krok w kierunku Williamsona był bezwarunkowym odruchem troski; kto kogo miał pocieszyć, gdyby Lyra jednak nie wypłynęła, tylko—
Głaz obaw stoczył się z serca razem z pluskiem ogona.
Zniknęły ostre skały, surowe wejście, odległy horyzont, spienione fale.
Było tylko złoto — w oczach, na łuskach, wokół mokrych loków, które spowiła aureola słońca.
Jest—
Nie chciał mówić; wolałby, żeby mówiła ona.
Tak ładnie i lekko, i lepko, i miodowo — niech powie coś jeszcze; niech oblepi ich słowami.
Inny, niż zapamiętałem go u—
Spojrzenie nie było pewne, gdzie się zatrzymać — ogon był długi i złoty; twarzy była niezmieniona i piękna; wzrok był wyczekujący i utkwiony w nich. Orestes uśmiechnął się mimowolnie, kiedy rozbryzg dotarł do falochronu zwanego Williamsonem — Barnaby musiał przesunąć się krok do przodu, kiedy Zafeiriou przeżywał prywatną reminiscencję syreny sprzed wielu lat.
Jest ładnyi?I celny.
Wszystko dobrze, mógłby powtórzyć i okłamać samego siebie.
Wszystko dobrze; dopóki Lyra posiada kontrolę, wszystko—
Będzie dobrze.
Orestes Zafeiriou
Wiek : 32
Odmienność : Słuchacz
Miejsce zamieszkania : Little Poppy Crest
Zawód : właściciel antykwariatu Archaios
Barnaby Williamson
ANATOMICZNA : 5
ODPYCHANIA : 33
WARIACYJNA : 1
SIŁA WOLI : 11
PŻ : 211
CHARYZMA : 9
SPRAWNOŚĆ : 25
WIEDZA : 6
TALENTY : 16
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t285-barnaby-williamson#794
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t404-barnaby-williamson#1290
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t405-poczta-barnaby-ego-williamsona
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/f107-ulica-staromiejska-9-6
BANK : https://www.dieacnocte.com/t1062-rachunek-barnaby-williamson
ANATOMICZNA : 5
ODPYCHANIA : 33
WARIACYJNA : 1
SIŁA WOLI : 11
PŻ : 211
CHARYZMA : 9
SPRAWNOŚĆ : 25
WIEDZA : 6
TALENTY : 16
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t285-barnaby-williamson#794
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t404-barnaby-williamson#1290
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t405-poczta-barnaby-ego-williamsona
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/f107-ulica-staromiejska-9-6
BANK : https://www.dieacnocte.com/t1062-rachunek-barnaby-williamson
Linia horyzontu zamieniona na majestat bezkresu.
Majowe słońce załamywało się na lśniącej płachcie oceanu inaczej, niż w styczniu, kiedy ostatnie promienie zachodu rozchlapywały na falach złoto, a on — nieświadomy wielu rzeczy; tego, co przyniesie kolejna godzina; tego, co z jego życiem zrobi tamten dzień (naprawi; poskleja; zreperuje?) — próbował odnaleźć prawdę.
Dziś — prawie cztery miesiące i wiele prawd później — prawda z początku roku była nieistotna; od tamtego momentu zmieniło się wszystko — pogoda, pora roku, oni.
Tylko wiecznie ruchomy ocean — zatrzaśnięty w szklanej butelce paradoksu — nie zmienił się wcale.
M—hm — męska reprezentacja na zewnątrz, damska wywlekająca z bagażnika torbą; ramię ugięło się pod  jej ciężarem, usta trwały w poziomej linii, wzrok obserwował okolicę i tylko odruch — dziwne określenie na troskę — odrywał go od linii horyzontu na linię spiętych łopatek.
Głazy w dole przypominały ten, który zalegał na piersi Williamsona; powietrze było słone i rześkie — chyba.
Chyba, bo nie potrafił wypełnić nim płuc.
Chyba, bo oddech był przypomnieniem ukrywanych prawd.
Chyba, bo zamiast trzymać dłoń na pasku torby, wolałby zaciskać ją na smukłych palcach.
Jest ślisko, ostrzegałby go Lyra, gdyby potrafił rozmawiać z nią o tym, co było jej nierozerwalną częścią; jak wątroba, jak krwinki, jak serce. Trzymam cię, odparłby, naprawdę trzymając — ramię splecione z ramieniem, kciuk zataczający drobne kółka na wewnętrznej stronie nadgarstka, wzrok utkwiony w horyzoncie w poszukiwaniu zagrożenia.
Utracone co, gdyby—
Co, gdyby czuła, że może powiedzieć mu o kąpielach?
Co, gdyby powiedział, że zawsze będzie czekał na brzegu?
Co, gdyby dowiedziała się, że nie powinien znać prawdy, bo ma krew kogoś, kto prawdę karał śmiercią?
Co, gdyby.
Nie wpadnij do wody, Vandenberg.
Co, gdyby w styczniu nie poślizgnęła się na pirsie; co, gdyby nigdy nie dowiedział się o ogonie?
Co, gdyby Orestes nie był głosem sumienia, którego Williamson nie posiadał.
Wciśnięta w dłoń książka nie odstręczała grubością; w dłoniach duetu Vandenberg i Zafeiriou — spółka z ograniczoną odpowiedzialnością za pogarszający się przez czytanie o dziwnych porach wzrok — widywał potężniejsze tomiszcza.
Dumni jesteśmy wszyscy, uprzedzeni—
Nie odpowiadaj, Williamson, powiedział ktoś, kto mówił aktualnie coś innego — o ręcznikach, o podejrzeniach? Nieistotne; od momentu, w którym Lyra zaczęła ściągać bluzę, niewiele było istotne.
Osamotnione promienie słońca przesączyły się przed grubą kołdrę chmur akurat na czas, by zabłądzić na równinie blizn — odwrócona plecami, odświeżała wspomnienia wczesnomarcowych nocy i dłoni, która muskała otworzoną na nowo ranę po raz pierwszy.
W maju stracił rachubę, ile razy ta sama dłoń muskała tę samą ranę; zasklepioną, zamienioną w cienką bliznę, cierpliwie traktowaną maścią.
Naga skóra była stęskniona za słońcem — egoistycznie chciał, by tęskniła też za dotykiem. Nagie pośladki przechodziły w smukłe nogi; wzrok zgubił się na połaci ud i nagle oprzytomniał.
Orestes stał tuż obok; Williamson nie mógł patrzeć na nią w ten sam sposób, gdy byli sami.
Gdyby coś się działo, będę—
Będę czekał; wzrok dopowiedział to, o czym milczały usta.
Będziemy tutaj.
Rozbieg i naga sylwetka na bezkresnym horyzoncie były pożegnaniem; od tego momentu głaz na piersi przestał być tylko imieniem.
Zamienił się w imadło.
Odruchowo krok do przodu przybliżał go do oceanu i końca, który mógłby odnaleźć, gdyby nie zaufanie — świadomość umiejętności Vandenberg powinna zatrzymać lawinę nawyku; kiedyś czytał, że syrena w wodzie była potężniejsza.
Kiedyś wierzył, że nie potrafiły panować nad zewem krwi.
Kiedyś był przekonany, że nigdy żadnej nie spotka.
Teraz—
Pamiętał ten blask; złoto zgubione w czarnej kipieli styczniowego oceanu jak światełko na końcu tunelu — gdyby wtedy naprawdę wskoczył do wody, z metafory stałoby się faktem. Dziś wiedział, co było źródłem blasku, ale pomiędzy wiedzą, a rzeczywistością istniała wyraźna granica.
Podobna do tej, która odcinała kobiecy tułów od kruchych łusek.
Dawno temu trzymał jedną w dłoni; dziś patrzył na tysiąc i czuł—
Vande—
Nie możesz czuć; głos — ton, który jak echo powtarzał słowa sprzed lat, z dzieciństwa, z pogrążonej w mroku sypialni; głos, któremu towarzyszył uginający się pod ciężarem ciała materac łóżka i ciche zaklęcia próbujące naprawić to, co godzinę temu zepsuł ojciec.
Zawsze najpierw upewniała się, że Arthur nie będzie widzieć; dzieci nigdy nie były priorytetem.
(Kiedyś czekałeś na nią całą noc; pamiętasz, jak bolało?)
Rozbryzg słonych kropel przypominał łzy; koniuszek języka złapał jedną z nich w kąciku ust.
(Pamiętam).
Istnieją łatwiejsze sposoby, żebym był mokry — kolejny krok; chciał być bliżej, musiał być bliżej, potrzebował być bliżej — blisko melodii głosu, złotego blasku łusek i—
Ładny.
Jej oczy miały ten sam kolor; zwłaszcza teraz.
Boli, kiedy—?
Musiało boleć; wierność sobie nigdy nie była łatwa.
Barnaby Williamson
Wiek : 33
Odmienność : Czarownik
Miejsce zamieszkania : Stare Miasto
Zawód : starszy oficer oddziału Czyścicieli w Czarnej Gwardii
Lyra Vandenberg
ILUZJI : 22
ODPYCHANIA : 5
SIŁA WOLI : 24
PŻ : 172
CHARYZMA : 19
SPRAWNOŚĆ : 9
WIEDZA : 9
TALENTY : 5
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t201-lyra-vandenberg#457
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t247-lyra-vandenberg#599
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t248-poczta-lyry-vandenberg#600
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/f203-riverbend-st-1-13
BANK : https://www.dieacnocte.com/t1059-rachunek-bankowy-vandenberg-lyra#9093
ILUZJI : 22
ODPYCHANIA : 5
SIŁA WOLI : 24
PŻ : 172
CHARYZMA : 19
SPRAWNOŚĆ : 9
WIEDZA : 9
TALENTY : 5
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t201-lyra-vandenberg#457
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t247-lyra-vandenberg#599
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t248-poczta-lyry-vandenberg#600
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/f203-riverbend-st-1-13
BANK : https://www.dieacnocte.com/t1059-rachunek-bankowy-vandenberg-lyra#9093
Płakała, gdy tułów matki znikał na modrawym horyzoncie. Godzinami czekała sama na rozgrzanym piasku, budując z niego zamki z fosą i drzwiami, za którymi można było bezpiecznie się schować. Kątem oka zerkała na pozostawioną przez matkę torbę. Powiedziała, że jej pilnowała, więc Lyra swoimi dziecięcymi rączkami ściskała ją tak mocno, jak tylko potrafiła. Kilka lat później, gdy zerkając w stronę plaży, widziała samotną torbę na piasku, z którego nikt nie budował zamków, płakała, bo to jej tułów znikał na modrawym horyzoncie.

Miała powracający koszmar, w którym wpływając na płyciznę, nie mogła przemienić się z powrotem. Czołgała się w stronę brzegu, czując, jak kamienie zrywają skórę z jej brzucha; jak łuski odpadają jedna po jednej, ale pod spodem nie było nóg.

Ostatni raz śniła o tym wczoraj.

Schodząc w dół, zastanawiała się, jak bardzo bolałaby próba wczołgania się na górę. Kroki, które słyszała za sobą, cicho podpowiadały, że nie będzie musiała — w razie potrzeby ją wyciągną.

Mhm, od strony wody — powiedziała, chwytając dłonią jedną ze skał, by złapać równowagę. — Musiałam awaryjnie znaleźć inne miejsce, by wyjść.

Powód był jasny i oczywisty, ale zdecydowała się powiedzieć go na głos.

Kłusownicy — wyjaśniła.

Nie ryzykowała powtarzania na wypadek, gdyby po trzech razach, materializowali się w powietrzu.

Dyskusje o dumie i uprzedzeniach istniały na granicy jej świadomości. Słuchała tego, w jakim rytmie o skały rozbijają się fale, zupełnie, jakby musiała dołączyć do symfonii w odpowiednim momencie. Jeśli wskoczy źle, to rozbije głowę. Jeśli wskoczy, to wypłynie potworem.

Nie czuła się nim, gdy woda otuliła każdy ze zmysłów — to było w tym wszystkim najbardziej mylące. Ogon był piękny; błyszczący i złoty, a jej włosy zdawały się być przesiąknięte oceanem według jakiegoś porządku; zamierzonego planu. Była otoczona naturalnym środowiskiem, a wszystko w nim sprzyjało jednemu — zdobyciu pokarmu.

Niech podejdą bliżej, pokusa szeptała w jej głowie. Chciała jej posłuchać, brzmiała tak niewinnie — bliżej, jeśli poślizgną się na śliskich od wody skałkach, to nie będzie przecież jej wina. To nie jej wina, że jest głodna. Nie jej wina, że słona woda ściągana górą wargą z dolnej nie smakuje w połowie tak dobrze, jak smakować mogliby oni.

Boli?

Dziwne pytanie; potworów nic nie boli. Nie mają uczuć i nerwów — nie mają ludzkich odruchów ani wyrzutów sumienia. Ból nie istnieje w ich rejestrze.

Zmarszczyła brwi, czując pierwszy powiew człowieczeństwa.

Bolało — jeszcze chwilę temu bolało; to pamiętała. — Ale bardziej boli powstrzymywanie się przed—

Walka z naturą zawsze była bolesna.

Wspięła się na wyprostowanych rękach. Górna część ogona była nad wodą, odbijając łuskami drobne promienie światła, jakby próbowały naładować się jego energią. Byli w nią wpatrzeni i dalecy — niech podejdą, podpowiadało pragnienie. Przecież nie zrobi im nic złego; chce tylko pożartować i się zabawić. (Czyim kosztem?) Złapać ich karki mokrymi od oceanu dłońmi i wciągnąć w otchłań. Zapomnieć, ile ludzie wytrzymują pod wodą, nim ich twarze otworzą się w panice, by zaciągnąć powietrza i—

Lyra, przestań. Lyra, obiecali, że będą na ciebie czekać. Lyra, to twoi—

Mhm, woda jest — zasugerowała, czując, jak balansuje na granicy lekkości głosu a lamentu.  — przyjemna. Nie chcecie—

To nie jej wina, że była głodna. To nie jej wina, że wyglądali tak—

Nie widziała teraz żadnej różnicy między pocałunkiem a pożarciem. Orestes i Williamson byli na wyciągnięcie dłoni — wystarczyło pociągnąć któregoś za kostkę, wywrócić z równowagi i pociągnąć w dół. Wystarczyło tylko—

Dość.

Czuła pod łuskami twardą skałę. Gdyby zdarł je wszystkie z ogona, pod spodem nie byłoby nóg. Nie byłoby człowieka. Wszystko, co w niej ludzkie, patrzyło na nią z brzegu.

Będziecie tu czekać?

Spróbuj tego nie spierdolić, Vandenberg.
Lyra Vandenberg
Wiek : 27
Odmienność : Syrena
Miejsce zamieszkania : SAINT FALL, SONK ROAD
Zawód : aktorka, anonimowy dawca łusek, dostawca morskich skarbów
Orestes Zafeiriou
ODPYCHANIA : 5
WARIACYJNA : 21
SIŁA WOLI : 19
PŻ : 173
CHARYZMA : 2
SPRAWNOŚĆ : 2
WIEDZA : 20
TALENTY : 14
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t244-orestes-zafeiriou#592
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t357-orestes-zafeiriou#1067
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t356-poczta-orestesa-zafeiriou#1066
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/f82-archaios-2-1
BANK : https://www.dieacnocte.com/t1176-rachunek-bankowy-orestes-zafeiriou
ODPYCHANIA : 5
WARIACYJNA : 21
SIŁA WOLI : 19
PŻ : 173
CHARYZMA : 2
SPRAWNOŚĆ : 2
WIEDZA : 20
TALENTY : 14
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t244-orestes-zafeiriou#592
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t357-orestes-zafeiriou#1067
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t356-poczta-orestesa-zafeiriou#1066
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/f82-archaios-2-1
BANK : https://www.dieacnocte.com/t1176-rachunek-bankowy-orestes-zafeiriou
Na chwilę bądź dwie, kwadrans albo wieczność — niech to miejsce zamieni się w białą plamę na mapie świata. Niech wypadnie poza nawias rzeczywistości, niech zamieni się w komorę deprywacyjną; na linii horyzontu niech rozpocznie się szklana ścianka, przezroczysta kopuła, niech ten moment zacznie dryfować w nieskończonej pustce.
Dlaczego?
Filozofowie od tysięcy lat krążyli wokół zlepku trzech sylab, w orbicie znaczenia wszytego w interpunkcję; dlaczego?
Ponieważ dumą nie sposób uchronić się przed ostrym metalem haprunów; bo uprzedzenie było powodem, dla którego Lyra od tygodni tłamsiła samą siebie, zamieniając ocean życia w wyschnięte akwarium.
Nieludzkie — syreny czy kłusownicy?
Rozmyty błękit spojrzenia — to nie łzy, to światło; tańczyło na spienionych falach Atlantyku i namawiało wzrok do współdzielenia momentu między bliźniaczym odcieniem niebieskości — był odpowiedzią obdartą ze słów i trwałości. Gdy zniknął za ciemną zasłoną rzęs, do szeptu oceanu dołączył nisko głos; obecność obok nie epatowała ciepłem, bo nie ono kojarzyło się z obecnością Williamsona. Ciche odpowiedzi były siłą — tą zaklętą w mięśniach i tą ukrytą we krwi, gdzie magia i osocze walczyły o dominację w ukutym przez odpychanie organizmie.
Co czuła Lyra, patrząc na nich ze skalistego tronu?
(Głód).
Bezpieczeństwo; bo po raz pierwszy od dawna nie była sama?
(Pragnienie).
Wdzięczność; bo gdzie spienione fale spotykały ląd, dochodziło do zderzenia innych światów — tego, co ludzie i tego, co połowicznie zatraciło człowieczeństwo?
(Zew).
Zmiana w niej była subtelna, ale głęboka — wilgotne włosy szeptały podejdź, lśniąca skóra dodawała do mnie, dźwięczny głos nęcił niewypowiedzianym tylko spójrz.
Patrzyli oboje; nie można oderwać wzroku, złapać oddechu, oprzeć się wrażeniu, że przecież miała rację. Woda była przyjemna i płynęła; ciągle płynęła; zawsze płynęła.
Muszą powinni razem z nią.
Páthei máthos.
Z cierpienia płynęła nauka; z nauki wyciągano gorzkie lekcje — z ziarnka goryczy nie sposób wycisnąć niczego poza skroploną esencją zrozumienia.
Nie potrafię—
Pływać.
Spojrzenie zsunęło się z wilgotnych ramion na równie i odwiecznie wilgotne skały; ta pod butami zsuwała się coraz niżej — jeszcze cztery kroki i Orestes podążyłby w ślad za nią, w odmęty spokojne, choć niecierpliwe; w ramiona znajome, choć nieosiągalne. Były teraz oceanem, ocean był wszystkim — lokami i skórą, złotem w źrenicach i złotem na ogonie.
Zaczekaliby nawet, gdyby nie zapytała; czekaliby w strachu — cięższym od tego, które cuciło zmysły i wprawiało w rytm uderzenia serca — i desperacji. Orestes potrafił trzymać własną na wodzy; Barnaby—
Zaczekamy do końca.
Dnia, roku, świata; koniec był początkiem, w środku tkwili oni.
Wszystko, co poza, nie miało znaczenia — nieistotność kończyła się tam, gdzie trzy splecione z sobą spojrzenia, każde inne, każde lśniące od niewypowiedzianego, składały obietnicę.
Wróć — zaczekamy.

siła woli na syrenie uroki: 92 + 19 = 111
Orestes Zafeiriou
Wiek : 32
Odmienność : Słuchacz
Miejsce zamieszkania : Little Poppy Crest
Zawód : właściciel antykwariatu Archaios
Barnaby Williamson
ANATOMICZNA : 5
ODPYCHANIA : 33
WARIACYJNA : 1
SIŁA WOLI : 11
PŻ : 211
CHARYZMA : 9
SPRAWNOŚĆ : 25
WIEDZA : 6
TALENTY : 16
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t285-barnaby-williamson#794
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t404-barnaby-williamson#1290
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t405-poczta-barnaby-ego-williamsona
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/f107-ulica-staromiejska-9-6
BANK : https://www.dieacnocte.com/t1062-rachunek-barnaby-williamson
ANATOMICZNA : 5
ODPYCHANIA : 33
WARIACYJNA : 1
SIŁA WOLI : 11
PŻ : 211
CHARYZMA : 9
SPRAWNOŚĆ : 25
WIEDZA : 6
TALENTY : 16
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t285-barnaby-williamson#794
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t404-barnaby-williamson#1290
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t405-poczta-barnaby-ego-williamsona
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/f107-ulica-staromiejska-9-6
BANK : https://www.dieacnocte.com/t1062-rachunek-barnaby-williamson
Po drugiej stronie będzie tylko czarny wiatr.
Kto to napisał?
Ktoś obcy; ktoś, kto musiał stać na skalistym brzegu oceanu, wyobrażając sobie przemykający pod tonią wody prąd strachu, bólu i niepewności. Ktoś, kto — w bezruchu i ciszy, bo to nie był sen; to była prawda i Williamson po raz pierwszy oglądał ją w blasku dnia — wpatrywał się w rozsiane na policzkach piegi, do zestawu strachów—bólów—niepewności dorzucając coś jeszcze.
Inne uczucie; zaczynało się w brzuchu, wspinało po żyłach i zatykało krtań, robiąc piach w przełyku — smakowało szkłem i brudem; gdyby spróbował mówić, pokaleczyłoby gardło.
(Jesteś dużym chłopcem, Williamson; musisz używać słów — głos w głowie był inny od tego z oceanu; zamiast złotem łusek, świecił bursztynem karmelowego piwa).
Musi używać słów; od czterech miesięcy nie był w stanie użyć tych właściwych — tych, które rozbłysnęły w głowie, kiedy kłusownicy zawibrowało w zgęstniałym od pokusy powietrzu. Nie każdy kłusownik to rodzina; nie cała rodzina to kłusownicy, ale—
Może czuł w życiu tak niewiele, bo gdyby poczuł to, co powinien, nie potrafiłby patrzeć na własne odbicie (a potrafisz teraz?). Piach w gardle zgęstniał; teraz zaczął palić go ogień wstydu i wkrótce naprawdę zamieni się w szkło.
Orestes mówił, Lyra odpowiadała; Lyra pytała, Orestes odpowiadał; Barnaby milczał.
Barnaby żałował.
Barnaby nie zasługiwał, żeby tu być.
Wstyd poderżnął struny głosowe w smutnym paradoksie przyczyny — w końcu był wstydem za przemilczenie, które z ostrożności zamieniło się w intencjonalność. Był wstydem za samego siebie; za każdy raz, kiedy wybierał ciszę; za dwa miesiące bliskości, ale tylko, gdy łuski były elementem przeszłości, nie rzeczywistością, którą tłamsiła w sobie tak długo (przez ciebie), aż to Orestes zauważył zagrożenie, bo Williamson (wstyd) odwracał wzrok.
Teraz nie zamierza.
Utknęli na tych skałach, prawie w nie wbici — jakby urządzali konkurs, kto bardziej nieregularnie oddycha, kto najdłużej będzie wpatrywał się w syrenią (Lyry; ma imię i lubisz je powtarzać) twarz, to pierwszy coś powie. Kto pierwszy skręci sobie kark, skacząc na główkę w oceaniczną toń, bo zapytała, czy nie chcą.
Chcą.
Chcieliby.
Chcę—
Brzmi to śmiesznie i smutno, chcę— w ustach człowieka, który nie powinien chcieć; powinien zawrócić, zmyć z siebie zapach tego pragnienia, zapomnieć, nie wracać. Nie oddzwaniać. Nie wpadać myślami w spiralę minionych miesięcy. Istnieć bez zdradzania sekretu — milczeć, gdy matka znów rozchyli nasączone winem usta i zacznie opowieść o niechęci, zbrodni i bezkarności; milczeć, gdy ktoś zapyta, dlaczego znów zatrzasnął się w skorupie, dlaczego zamroził odtajały lód, dlaczego przestał odwiedzać Archaios, dlaczego włosy znów są krótkie, noce samotne, wstyd wieczny.
Dlaczego?
Bo chcę zbyt szybko zmieniło się w potrzebuję, a czas na prawdę nigdy nie był właściwy; w tych nielicznych momentach, gdy bywał, odzywał się egoizm. Teraz milczy nawet on — przemawia tylko pragnienie; ma wilgotne loki, nagą skórę i kusi, by przekonać się, czy woda naprawdę jest przyjemna.
Chcę podejść bliżej.
Imersja, nałożenie fal, przeszłość—teraźniejszość, tu—tam, wtedy—teraz. Wtedy był styczeń; zimna woda, granatowy wieczór, naga skóra w świetle tysiąca nieświadomych gwiazd. Teraz — maj; pogodne niebo, złoty blask w ciepłych promieniach słońca i myśl, która zakrzywiła rzeczywistość.
Podejdź bliżej.
Krok do przodu zacierał odległość — milkły opory, zasypiała ukołysana melodią słów czujność; zniknął Orestes z niewzruszonym błękitem w oczach i przytwierdzonym do skały ciałem. Ocean był wielki, świat jeszcze większy, ale rzeczywistość — nie wtedy i tam, ale tu i teraz — wspierała dłonie o wilgotny kamień; zatrzymując się krok przed nią, próbował policzyć pierścionki na palcach i nie znalazł żadnego.
(To nie znaczy, że to nie Lyra; po prostu—).
Chrzęszczący pod butem kamyk uciekł do wody; niepewność, czy ona nie podąży za nim, przyspieszyła kolejny krok.
Wyglądasz inaczej niż wtedy — wtedy, w styczniu; wtedy, kiedy ciało pochłonął atramentowy mrok, a źródło światła mieściło się w dłoni i smakowało tytoniem. — Jesteś—
Pamiętał ogon i przylepioną do ciała kurtkę; pamięta smak gniewu i przerażenia, kiedy prawda błysnęła złotem spod spienionych fal i szydziła mu prosto w twarz.
Pamiętał też inne rzeczy.
Przebłyski, gdy byli sami; kiedy mikroświat zamykał się w czterech ścianach salonu i pilnie strzegł ich sekretu. Małe tajemnice do kolekcji tych potężnych — przelotne dotyki, zasklepiane rany, lewitowanie pod sufitem, rozlane na dywanie wino i cicha obietnica szeptana w splątane loki.
Nie odejdę.
Nie odejdę gdzie? Do innego miasta? Stanu? Na tamten świat? Co to w ogóle znaczy: nie odejdę?
(To znaczy, że—)
Będę na ciebie czekać.
Do tego czasu — tylko czarny wiatr.

siła woli | 50 (k100) + 11 = 61, i'm coming hun
Barnaby Williamson
Wiek : 33
Odmienność : Czarownik
Miejsce zamieszkania : Stare Miasto
Zawód : starszy oficer oddziału Czyścicieli w Czarnej Gwardii
Lyra Vandenberg
ILUZJI : 22
ODPYCHANIA : 5
SIŁA WOLI : 24
PŻ : 172
CHARYZMA : 19
SPRAWNOŚĆ : 9
WIEDZA : 9
TALENTY : 5
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t201-lyra-vandenberg#457
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t247-lyra-vandenberg#599
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t248-poczta-lyry-vandenberg#600
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/f203-riverbend-st-1-13
BANK : https://www.dieacnocte.com/t1059-rachunek-bankowy-vandenberg-lyra#9093
ILUZJI : 22
ODPYCHANIA : 5
SIŁA WOLI : 24
PŻ : 172
CHARYZMA : 19
SPRAWNOŚĆ : 9
WIEDZA : 9
TALENTY : 5
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t201-lyra-vandenberg#457
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t247-lyra-vandenberg#599
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t248-poczta-lyry-vandenberg#600
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/f203-riverbend-st-1-13
BANK : https://www.dieacnocte.com/t1059-rachunek-bankowy-vandenberg-lyra#9093
Nie była pewna, kogo głód obrał za lektora, ale niepokoiło ją, jak przekonujący się stawał. Głos w głowie z początku był jedynie szumem fal, ale one zaczęły układać się w słowa; słowa w zdania, a zdania w pragnienie. Zaczęło się niewinnie; pragnęła towarzystwa, nie chciała być sama. Nie było nic w tym złego, więc z nim nie walczyła. Pierwszy błąd. Kolejnym pragnieniem był głód. Znała go; zaczynał się od burczenia w brzuchu, wyczulonego węchu i myślach, które krążyły wciąż wokół jedzenia — wokół krwistego steka czy talerza tłustych frytek. Była głodna, więc pozwoliła myśleć sobie o jedzeniu. Drugi błąd. Wyglądali smacznie.

Orestes opierał się bardziej. Widziała w jego oczach ten sam rozsądek, co zawsze. To dobrze — zaczął jej się udzielać, gdy powiedział, że nie potrafi—

Czego nie potrafi? Pływać? Zaufać jej? Nie powinien.

Ona sama sobie nie ufała.

Coś w środku krzyczało; zamknięte w ogonie sumienie odbijało się echem od muru własnej woli. Nawet pierwotne potrzeby musiały przejść przez bramę wyboru — mogła wybrać niespełnienie za cenę bezpieczeństwa i dokładnie to zrobiła. Zebrała się w sobie, by odejść, gdy—

Chcę podejść bliżej.

Wcześniej milczał, pozwalając by rozmowa odbywała się na linii Vandenberg—Zafeiriou. Nie wiedziała dlaczego — nie zastanawiała się dlaczego, bo on kilku miesięcy tak było wygodniej — ale rozpoznała od razu słowa. Ocean przyniósł chłodną bryzę; przypominał styczniowy wieczór.

Jestem inna, niż byłam wtedy — zmienna jak rzeka, która wpada do oceanu. — Ty też jesteś inny.

Nie patrzył na nią jak wtedy. Mniej zły; bardziej otwarty i łagodniejszy na brzegach. Jak kamień, o który opierała dłoń — wyrzeźbiony przez wpływ oceanu nie ranił skóry. Przestał ją ranić — na zawsze czy na chwilę?

Padły obietnice, więc nadszedł czas na ucieczkę. Dla własnego i ich bezpieczeństwa. Kolejne głosy dołączały do chóru w głowie (czy tak czuł się Orestes, gdy—?); pytały czy myślisz, że zdoła cię powstrzymać, jeśli spróbujesz—?

Nie chciała próbować. Nie chciała dowiadywać się, kto wygra, bo nie wygra żadne z nich. Umarłaby, jeśli musiałaby skrzywdzić któregoś z nich, tak jak oni, gdyby musieli zrobić coś jej. Ryzykowanie kolejnych sekund, tylko dlatego, że bezdenna samotność oceanu ją przerażała, było samolubne.

Odepchnęła się od kamieni, ogon znów znalazł się cały pod wodą i machnęła nim zamaszyście. Zanurkowała, a płynięcie dalej wymagało od niej każdej resztki siły, jaką w sobie miała. Woda stawała się chłodniejsza, a skóra mocniejsza. Ona stawała się mocniejsza; stawała się chłodniejsza. Z każdym metrem zostawiała za sobą poczucie ciepła i człowieczeństwa, które czekało na brzegu. Wspomnienia cichego ciach nożyczek, gdy Orestes cierpliwie obcinał jej zmasakrowane włosy. Miękkiego koca z frędzelkami, który Barnaby zawsze podciągał jej pod szyję, gdy zasypiała na kanapie. Musiała to wszystko zostawić za sobą; w przeciwnym razie nie byłaby w stanie płynąć dalej.

Płynęła głębiej; w stronę jądra swojej własnej ciemności.
Lyra Vandenberg
Wiek : 27
Odmienność : Syrena
Miejsce zamieszkania : SAINT FALL, SONK ROAD
Zawód : aktorka, anonimowy dawca łusek, dostawca morskich skarbów
Orestes Zafeiriou
ODPYCHANIA : 5
WARIACYJNA : 21
SIŁA WOLI : 19
PŻ : 173
CHARYZMA : 2
SPRAWNOŚĆ : 2
WIEDZA : 20
TALENTY : 14
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t244-orestes-zafeiriou#592
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t357-orestes-zafeiriou#1067
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t356-poczta-orestesa-zafeiriou#1066
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/f82-archaios-2-1
BANK : https://www.dieacnocte.com/t1176-rachunek-bankowy-orestes-zafeiriou
ODPYCHANIA : 5
WARIACYJNA : 21
SIŁA WOLI : 19
PŻ : 173
CHARYZMA : 2
SPRAWNOŚĆ : 2
WIEDZA : 20
TALENTY : 14
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t244-orestes-zafeiriou#592
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t357-orestes-zafeiriou#1067
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t356-poczta-orestesa-zafeiriou#1066
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/f82-archaios-2-1
BANK : https://www.dieacnocte.com/t1176-rachunek-bankowy-orestes-zafeiriou
Droga ku nieuchronnemu — lita skała wyślizgana milionem pocałunków oceanu.
Nawet świadomość niewłaściwych decyzji nie mogła powstrzymać biegu wydarzeń; trybiki losu wprawiono w ruch na długo przed przekręceniem kluczyków w samochodzie, na długo przed pierwszym obrzuceniem mąką w kuchni, na długo przed porankiem, kiedy trzy puste kubki po kawie czekały w zlewie. Wszystko mogło zacząć się ponad rok temu — w mieszkaniu nad Archaios, gdy cierpliwie cięcie nożyczek przycinało nierówno obcięte włosy. Wszystko mogło zacząć się przed niespełna trzema laty — gdy wysoka sylwetka zagradzała jedyną drogę ucieczki z zaułka. Wszystko mogło się zacząć dawno temu; dwadzieścia siedem lat wstecz, kiedy ostatni element niepiekielnej, ale piekielnie przywiązanej do siebie trójcy brał pierwszy oddech.
Barnaby, nie—
Nie słyszał; nie chciał, nie próbował się opierać — podświadomość musiała w nim krzyczeć z całych sił, ale zew bliskości był głośniejszy od szeptu przestrogi; Lyra walczyła więc za niego i za siebie. Cicha, pochłaniana przez opowieść fal wymiana zdań pęczniała od kontekstów — niememu obserwatorowi pozostawały domysły.
Orestes rozumiał; nawet ten skradziony oceanowi moment był lepszy niż nic — wobec intymnego połączenia dusz zaskakująco łatwo schować ostrożność do kieszeni. Pragnienie ponad godnością, dreszcze wzdłuż kręgosłupa ważniejsze niż bezpieczeństwo, bliskość ponad rozsądkiem. Niedobór słów mówił więcej od nadmiaru dźwięków; był opowieścią, która pragnęła uwiecznienia. Był historią dwóch ludzi, którzy po długiej zimie uległej, zdyscyplinowanej samotności odnaleźli siebie — tylko po to, by odkryć, że ten świat nie miał dla nich szczęśliwego zakończenia.
Wilgoć osiadała na policzkach, imitując łzy; Orestes o wróżbach wiedział wiele.
Tę — rozczytaną ze słonych kropel na skórze — postanowił przemilczeć.
Ciche chluśnięcie wprawiło rzeczywistość w ruch; fale znów zaczęły wygładzać skały, mewy nad głowami nawoływać się z tęsknotą, oddech wypełniać płuca.
Musimy porozmawiać, dopóki nie wróci.
Później może nie być okazji; może nie być odwagi.
Ostrożny krok do przodu zniwelował odległość między Zafeiriou i Williamsonem; między kruchym bezpieczeństwem a stałym zagrożeniem ukrytym w głębi fal.
Zastanawiałeś się, czy—
Obawy wiązały gardło; ocean pochłonął ciało, które do niedawna z trudem opuszczało łóżko. Orestes wierzył, że tam — daleko od świata, w toni cichej i magicznej — Lyra odnajdzie siłę; wkrótce będzie potrzebować jej wiele.
Czy jest różnica pomiędzy krukiem a kosem? Pomiędzy kłamstwem a przemilczeniem? — smutek podszedł do gardła; w dół zepchnąć mogły go wyłącznie fakty. — Pomiędzy synem a matką?
Okrągłe spodki oczu obserwowały zatrzaśnięty w sobie profil; tam, gdzie Lyra była oceanem, Barnaby pełnił rolę skały. Od stycznia wygładzała ostre krawędzie, nieświadoma, że jedna z nich dogłębnie ją zrani, bo przecież—
Lyra nie wie.
Do tego momentu — do chwili, kiedy podejrzenie do lotu poderwał sztorm wypowiedzianych na głos słów — Orestes nie wierzył.
Do samego końca łudził się, że kruchy konsensus wzniesiono na sekrecie wypowiedzianym tygodnie, jeśli nie miesiące temu, ale te trzy słowa (Lyra nie wie. Lyra. Nie. Wie.) skruszyły lód. Williamson nie zdążył się ukryć; Zafeiriou opanować.
Nie powiedziałeś jej, prawda? Że—
Przeszywający ból tuż poniżej linii żeber; jakby cały żal próbował wydostać się w jednej chwili na zewnątrz.
Ái sto diáolo, ona ci ufa. Wpuściła cię do swojego życia, powierzyła największy sekret, a ty—
Dłoń poruszyła się sama, wbrew woli i rozsądkowi; zaciśnięte na ramieniu Williamsona palce przytrzymywały go w miejscu (mnie w pionie?), gdy gniew zasnuł oczy siateczką smug, błysków i plam. Świat się zniekształcił.
Albo może to właśnie było jego prawdziwe oblicze?
Barnaby, tou ilíthios — daleko od nich, głęboko w wodzie, ktoś wierzył, że odnalazł ludzi, którzy będą czekać zawsze. — Ty głupi, głupi chłopcze.
Tu, na skalistym brzegu, kłamca nie potrafił spojrzeć oczy w prawdzie.
Orestes Zafeiriou
Wiek : 32
Odmienność : Słuchacz
Miejsce zamieszkania : Little Poppy Crest
Zawód : właściciel antykwariatu Archaios
Barnaby Williamson
ANATOMICZNA : 5
ODPYCHANIA : 33
WARIACYJNA : 1
SIŁA WOLI : 11
PŻ : 211
CHARYZMA : 9
SPRAWNOŚĆ : 25
WIEDZA : 6
TALENTY : 16
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t285-barnaby-williamson#794
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t404-barnaby-williamson#1290
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t405-poczta-barnaby-ego-williamsona
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/f107-ulica-staromiejska-9-6
BANK : https://www.dieacnocte.com/t1062-rachunek-barnaby-williamson
ANATOMICZNA : 5
ODPYCHANIA : 33
WARIACYJNA : 1
SIŁA WOLI : 11
PŻ : 211
CHARYZMA : 9
SPRAWNOŚĆ : 25
WIEDZA : 6
TALENTY : 16
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t285-barnaby-williamson#794
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t404-barnaby-williamson#1290
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t405-poczta-barnaby-ego-williamsona
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/f107-ulica-staromiejska-9-6
BANK : https://www.dieacnocte.com/t1062-rachunek-barnaby-williamson
Inny nie musiało oznaczać: lepszy.
Lepszy już był; po latach nie zostało z tej dobroci wiele — strzępki dźwięków, resztki pasm, ciche sekundy szumów i wyładowań. Co widziała w nim teraz (posiłek), skoro dobro (niedobry) było względne (bezwzględny; na tyle, by skrzywdzić ją, żeby ratować siebie?). Nie patrzyła na niego, jak wtedy; przerażona i niepewna, co zrobi za moment (wtedy chciał użyć magii; odruch przegrał z rozsądkiem, śliski pirs z utrzymaniem ciała w pionie, świadomość ze strachem) — dziś w oczach więziła głód i upór, i wielką nadzieję. Jeszcze przez chwilę — wygładzone kamienie pod nogami, wygładzone spojrzenia między nimi — powietrze skwierczało podpalane przez niewidoczny sygnał pragnienia; jej głód, jego niedosyt.
Jej świat, jego pokrewieństwo.
Jej ucieczka w nicość — tam, na dnie, nie było niczego; nie było nikogo poza wrakami, duchami i zapomnieniem; nie chciał, by stała się którymkolwiek z nich — i jego ucieczka w rzeczywistość. Ciało pochyliło się w ślad za znikającą w odmętach sylwetką — wtedy głos, gdzieś zza pleców. Zmęczone, spokojne słowa; zwykle powtarzały przeszłość — dziś komentowały rzeczywistość.
Zły moment na filozofowanie, Zafei—
Powietrze znów wypełniło płuca; wdech smakował solą, wilgocią, strachem. Jedyne, co mógł zrobić, to powstrzymać własny koniec świata — mały krok w tył dla człowieka, wielki dla poczucia, że traci grunt pod nogami. Skały za nim zamienione w zaminowaną, potworną szachownicę; na którymkolwiek polu postawisz nogę—
Lyra nie wie.
Przestań.
Nie uwierzył we własne przesłanie; ktoś wyrwał zawiasy w głosie, odkręcił stalowe płyty tonu — to, co wydostało się z gardła, było cieniem samego siebie.
Przestań, Ores — powtórzenie narracyjne w scenariuszu, który dawno temu stracił scenarzystę; dialogi pisano na bieżąco — niektóre, te o matkach i pochodzeniach, wygodnie przemilczano. — Nie masz żadnego prawa, żeby—
Wytknąć błąd? Stwierdzić fakty — był głupi; był chłopcem; był głupim, głupim chłopcem obawiającym się konsekwencji własnych działań — których nie mogło zmienić nawet milczenie?
Lyra nie wiedziała, chociaż powinna; chociaż mogła; chociaż w końcu się dowie. Williamson zignorował dziesiątki okazji i tyle samo pretekstów — na początku nie miało to znaczenia; nie spowiadał się informatorkom z pochodzenia. Później — po marcu i kanapie; po rozlanej butelce Bombastica na dywanie — było przekonanie o ulotności.
Nic nie mogło trwać wiecznie; zwłaszcza oni.
W kwietniu nadal w to wierzył — pod koniec miesiąca jedyną wiarę, która warta była łagodności, obmywał z błota i krwi.
To był mój wybór mój; egoizm był religią, a Williamson zapalczywym fanatykiem. — Próbowałem—
Próbowałeś?
Czas przeszły był zły; czas przeszły sugerował, że prób zaprzestano, wszystko stracone, można pakować truchło nadziei do bagażnika i wypierdolić zwłoki z pobliskiego klifu. Dłoń Orestesa na ramieniu nie pomaga; te palce, zwykle cierpliwe i łagodne, są intruzem.
Williamson nie lubi wtargnięć.
Próbuję ją chronić — czas teraźniejszy naprawiony; tu i teraz, plecami do oceanu, próby są skazane na klęskę — bo oni, on i ona, kobieta i mężczyzna, Krąg i nie—Krąg, Gwardia i nie—Gwardia, syrena i nie—człowiek (ona człowiek, on nie; ona ma duszę, on nie; ona ma całe życie przed sobą, on—) nie powinni istnieć obok siebie, ze sobą, razem. Jak wtedy, na kanapie; wtedy, w łóżku; wtedy, kiedy pod koniec kwietnia wypłakiwała ból w jego pierś i żałował, że nie potrafi przelać go na siebie.
Orestes — nadal z dłonią na ramieniu Williamsona — popełnił błąd. Błąd, który naprawia ręka samego zainteresowanego uniesiona do greckiego nadgarstka; siła uścisku nie próbowała zadać bólu, ale przypominała — z nich dwóch tylko jeden znał sposób na złamanie komuś ręki.
Nie znasz nawet połowy prawdy, Zafeiriou — w tym rzecz; Lyra też nie znała prawdy — tego zagrzebanego głęboko, przemilczanego kawałka, który nosił w krwi; metaliczny posmak w ustach przypomina mu, że ma w genach znacznie gorsze choroby niż uprzedzenia i krwawe zbrodnie. — Więc nawet, kurwa, nie waż się mnie osądzać.
Strach — pod wodą musiała być bezpieczna; tu, na powierzchni, bezpieczeństwo było obietnicą zbudowaną na zbrodni egoizmu — jak przerdzewiała śruba. Głos pozbawiony jakiejkolwiek dźwięczności, dochodzący z radiowęzła w kolonii karnej na innej planecie; głos złego robota, który zgrzyta na każdym z czterech słów:
Nie możesz jej powiedzieć.
Barnaby Williamson
Wiek : 33
Odmienność : Czarownik
Miejsce zamieszkania : Stare Miasto
Zawód : starszy oficer oddziału Czyścicieli w Czarnej Gwardii
Orestes Zafeiriou
ODPYCHANIA : 5
WARIACYJNA : 21
SIŁA WOLI : 19
PŻ : 173
CHARYZMA : 2
SPRAWNOŚĆ : 2
WIEDZA : 20
TALENTY : 14
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t244-orestes-zafeiriou#592
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t357-orestes-zafeiriou#1067
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t356-poczta-orestesa-zafeiriou#1066
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/f82-archaios-2-1
BANK : https://www.dieacnocte.com/t1176-rachunek-bankowy-orestes-zafeiriou
ODPYCHANIA : 5
WARIACYJNA : 21
SIŁA WOLI : 19
PŻ : 173
CHARYZMA : 2
SPRAWNOŚĆ : 2
WIEDZA : 20
TALENTY : 14
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t244-orestes-zafeiriou#592
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t357-orestes-zafeiriou#1067
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t356-poczta-orestesa-zafeiriou#1066
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/f82-archaios-2-1
BANK : https://www.dieacnocte.com/t1176-rachunek-bankowy-orestes-zafeiriou
W tym rzecz — w tym problem. W tym całe, jątrzące się od brudu tajemnic sedno.
Zły moment na—
Na filozofowanie, na szczerość, na prawdę, na rozmowę w cztery oczy dwóch pokaleczonych dusz, które — wbrew wszystkiemu, co do zaoferowania miał im świat — odnalazły się po latach (i może nastąpiło to zbyt późno, może za wcześnie, może dokładnie w momencie, w którym powinno). To zły moment na kłótnię, ale innego nie będzie; gniew Zafeiriou był ogniem olimpijskim i płonął raz na cztery lata.
Tysiąc dziewięćset osiemdziesiąty piąty okazał się rokiem igrzysk.
Słona opowieść oceanu niestrudzenie powtarzała historię wybrzmiewającą od milionów lat; szept rozbijał się o skalisty brzeg i obmywał kamień, a Orestes żałował, że nie mógł zrobić tego samego z emocjami.
Z każdą sekundą były coraz brudniejsze.
Przestań? — słowa przypominały wydzierane z kolorowego bloku fragmenty — żaden z nich nie wiedział, jak obraz powstanie z nierównych szczątków sylab. — Nie mam prawa? Słyszysz samego siebie, Barnaby?
Dłoń na ramieniu była błędem, ale w perspektywie tego, który popełnił Williamson, wydawała się dowcipem — nikt się nie śmiał. Nikt nie uśmiechał. Nikt nie odrywał wzroku od dwóch pozostałych na skalistej scenie aktorów.
To ty nie miałeś prawa ukrywać przed nią prawdy — gniew narastał powoli i nigdy nie był taki sam; ten w wykonaniu Williamsona przypominał górę lodową, o którą rozbijano największe statki świata — zamarznięte zwłoki odtrąconych marzeń unosiły się na powierzchni wody i dryfowały wokół stromych skał wiecznej zmarzliny. — To ty zdecydowałeś za siebie.
Gniew Zafeiriou był inny; przypominał antyczne ruiny, które po latach zapomnienia padły ofiarą grabieży, więc teraz — w nieznanym sobie, obcym świecie — muszą odtworzyć słowa klątwy sprzed wieków.
Gdzie w tym jej wybór, Williamson? Jej świadomość zagrożenia, które—
Które ciągnęło się za nim wraz z cieniem Czarnej Gwardii, jednego z największych nazwisk Kręgu i pochodzenia; ta pierwsza nie popierała związków, to drugie zawsze będzie rozsmarowywać Williamsona czarnym tuszem na łamach Zwierciadła, to trzecie mogło doprowadzić do tragedii. Syrenią aurą można wytłumaczyć wiele; syrenim lamentem można usprawiedliwić wszystko.
Orestes nigdy nie poznał matki Barnaby'ego i naprawdę liczy, że ominie go wątpliwy zaszczyt spojrzenia w oczy kobiecie, która przez lata pozwalała na to, co działo się za zamkniętymi drzwiami Blossomfall; przypadkowe odsłuchanie — szepty, mgła, obrazy, ból, którego wspomnienie nadal trwało przyklejone do podniebienia i czasem upominało się o uwagę — wystarczyło, by zrozumieć, z jakiego sortu osobą miałby do czynienia.
Zalamentowała mojego syna i zmusiła go do— przeszłoby przez jej gardło bez zająknięcia.
Historia znała wyroki wydawane na syreny z błahszych powodów.
Nie muszę znać całej prawdy, żeby wiedzieć, co tobą kierowało — ocean był wielki i głośny, ale tam, w głębinach, musiała panować błoga cisza. Lyra na nią zasługiwała; zasłużyła też, by wrócić na powierzchnię do nieruchomych, wytrwałych sylwetek na brzegu, które dopełniły balastu obietnicy. W tym krótkim momencie ciężkiego milczenia, gdy słowa nadal decydują, czy wybrzmieć, Zafeiriou nie ma pewności, czy wytrwa do jej powrotu; być może właśnie podpisał na siebie wyrok, gdy szept przekreślił szanse na polubowność.
Jak na kogoś, kto każdego dnia ryzykuje własnym życiem, jesteś tchórzem, Williamson.
Wieczorem zrozumienie wyprze wściekłość; wieczorem Orestes będzie wytężał empatię, dopalał papierosa i próbował wyobrazić sobie balast, który od miesięcy dźwigał Barnaby. Teraz nie potrafił — usprawiedliwiać go, szukać odpowiedzi, testować granicy wyrozumiałości. Zaciśnięte na ramieniu Williamsona palce próbowały utrzymać ciało w pionie; zanim będzie zbyt późno i oboje osuną się się w słoną toń oceanu.
Oczywiście, że nie powiem — milczenie skazi go brudem, ale wytrzyma każdą smugę, o ile po wszystkim obmyje ich prawda. — Ty to zrobisz. Wkrótce, Barnaby.
W przeciwnym razie Orestes — postawiony przed wyborem, którego nie chciał dokonywać — zadba, by dowiedziała się sama. Nie wszystkie sekrety musiały mieć formę słów; nie wszystkie wymagały mówienia.
Zabierz rękę, zanim wróci — wczepione w materiał palce poluźniły uścisk; odrętwienie odstąpiło razem z cofającą się od skalistego brzegu falą. — Doznała w życiu wielu rozczarowań, ten dzień nie musi być kolejnym.
Orestes Zafeiriou
Wiek : 32
Odmienność : Słuchacz
Miejsce zamieszkania : Little Poppy Crest
Zawód : właściciel antykwariatu Archaios