Claire Finnegan
NATURY : 12
SIŁA WOLI : 22
PŻ : 182
CHARYZMA : 7
SPRAWNOŚĆ : 5
WIEDZA : 8
TALENTY : 18
Altana w ogrodzie Nieduża, urokliwa altana ze wszystkich stron otoczona jest bujnymi zaroślami. Wiosną i latem bujnie kwitnące krzewy sprawiają, że powietrze pachnie tu upajająco słodko, a w okolicy roi się od pszczół i kolorowych motyli. Bluszcz wspina się śmiało po ścianach altany, obejmując je we władanie tak samo, jak ściany domu; zadbane kwietniki ukrywają fundamenty budynku a pobliskie drzewa zapewniają przyjemny półcień. |
Wiek : 32
Odmienność : Zwierzęcopodobny
Miejsce zamieszkania : Cripple Rock
Zawód : Cukiernik w "Pączku w Maśle", handlarka informacji
Claire Finnegan
NATURY : 12
SIŁA WOLI : 22
PŻ : 182
CHARYZMA : 7
SPRAWNOŚĆ : 5
WIEDZA : 8
TALENTY : 18
8 V 1985 r. - Pico, spierdalaj – zagruchała oschle i po raz trzeci – czwarty? – w ciągu ostatniej godziny machnęła ręką, odpędzając napastliwego gołębia. – To nie jest żarcie. – Istotnie, nie było, chyba że uznać, że nawóz do mniej i bardziej egzotycznych roślin mógł poskutkować u ptactwa czymś więcej niż tylko imponującą biegunką. Albo, na przykład, zgonem. Gołąb zamrugał dwa razy, przekrzywił łebek, zagruchał coś bez przekonania – ale Claire nawet nie próbowała słuchać. Pico nie był w jej stadzie najbystrzejszy, a ona naprawdę nie miała dzisiaj siły na– Na nic. W zasadzie na nic. To nawet nie chodziło o tę pizdę, jak zwykła czule mówić o aktualnej żonie Joela. Może i przylazła do Pączka na samo otwarcie. Może i z przesłodzonym uśmiechem wychwalała jej wypieki tylko po to, by – znowu – wytknąć Claire, jakim ta jest niedoukiem, taka biedna, bez studiów, bez czegokolwiek, czym mogłaby się pochwalić. Może i spędziła w cukierni znacznie więcej czasu, niż naprawdę musiała, bo – oczywiście – było jeszcze tak wcześnie, w sumie miała jeszcze moment na kawę; macie tu kawę, prawda? Może. Może rzeczywiście zrobiła to wszystko, ale to wciąż nie– Och, kogo próbowała oszukać. Była wściekła przez cały dzień. Na tę pizdę, a potem – naturalną koleją rzeczy – na całą masę własnych wniosków, które musiała wyciągnąć na przestrzeni kolejnych upływających godzin. To nie były wnioski nowe, nie były nawet szczególnie odkrywcze. Nijak jednak nie zmieniało to faktu, że bolały. Bardzo. I że każdy jeden podchodził jej do gardła palącą goryczą. I tęsknotą, ale o tej Claire przecież nie rozmawiała już od dobrych dziesięciu lat. Gwałtownym szarpnięciem wyrwała kępę chwastów i odrzuciła je na rosnącą kupkę nieopodal altany. Podsypała rododendrony nawozem i korą, odruchowo zdjęła z krzaka jeden czy dwa wyraźnie marniejące kwiaty – i drgnęła, słysząc charakterystyczny warkot i chrzęst żwiru. Spięła się nawet o tym nie myśląc, ostry ból przeszył jej plecy, objął jej ramiona ciasnymi splotami. Nie umawiali się, ale w zasadzie nigdy tego nie robili. Ona go nie zapraszała, on się nie zapowiadał. Słyszała kroki – chrzęst żwiru na podjeździe; skrzypienie drewnianych schodów werandy; znów chrzęst; szybkie, coraz głośniejsze kroki sugerujące, że już ją zauważył. Nie obejrzała się jeszcze przez dobrych parę chwil, a gdy wreszcie podniosła się z kucek to raczej po to, by usiąść na schodach altany i zapalić papierosa, niż żeby się przywitać. Bo witać też rzadko kiedy się witali. On nie pytał jej o jej dzień, ona nie proponowała mu kawy czy herbaty. Czasem tylko wpijali się w swoje usta zachłannie, jakby od tego, jak wiele oddechów zdążą wymienić, zależało– Skrzywiła się i potrząsnęła głową. - Co tym razem? – spytała bez większego zainteresowania, ostentacyjnie ignorując to, jak mocno biło jej serce; jak rumiane – od wysiłku, złości, tęsknoty – były jej policzki; to, że mogła mieć na policzku ziemię, i że dłonie śmierdziały jej pewnie gumą dopiero co zdjętych rękawic ogrodniczych. Zapalniczka zaprotestowała dwa razy nim wreszcie Claire udało się zapalić papierosa. Gdy to zrobiła, zaciągnęła się dymem głęboko i wtedy – dopiero wtedy – uniosła wzrok na Joela, unosząc brwi znacząco. Nie chciała go tu. Tylko, że to nigdy nie była do końca prawda. |
Wiek : 32
Odmienność : Zwierzęcopodobny
Miejsce zamieszkania : Cripple Rock
Zawód : Cukiernik w "Pączku w Maśle", handlarka informacji
Joel Flemming
ANATOMICZNA : 20
POWSTANIA : 4
SIŁA WOLI : 8
PŻ : 178
CHARYZMA : 1
SPRAWNOŚĆ : 10
WIEDZA : 17
TALENTY : 10
Wypadek, do którego ich dzisiaj wysłano, miał miejsce na leśnej, asfaltowej drodze, niedaleko wyjazdu z Saint Fall. Hyundai leżał w rowie przynajmniej parę godzin, zanim ktokolwiek go zauważył – czarna karoseria zakamuflowała się w gęstwinie nie gorzej od leśnego zwierzęcia od urodzenia przystosowanego, by nie zwracać na siebie uwagi. Zanim z przydrożnej budki wykonano telefon do szpitala, miejsce wypadku mogły mijać setki osób, niewzruszone ciemnym śladem gumy na asfalcie czy drobinkami rozsypanego szkła. Wypadek jakich wiele. Wypadek najbardziej prozaiczny z prozaicznych. Wypadek jaki nikogo już nie wzruszał i nie dziwił – kraksy się przecież zdarzały. Co nie zmieniało faktu, że ucieczka sprawcy i zaniechanie pomocy wkurwiały zawsze tak samo. Bardziej, jeśli ucierpiały dzieci lub osoby starsze. Na tylnym siedzeniu Hyundaia, w niezapiętych odpowiednio fotelikach wisiały dwa drobne ciałka o fioletowych wargach. Od strony kierowcy blacha drzwi została wgnieciona przez drugi samochód i częściowo zmiażdżyła mężczyznę za kółkiem. Kobieta w fotelu pasażera miała złamaną rękę, ale oddychała. Zabawne, Joel podjął decyzję o studiowaniu magicyny dlatego, że nie potrafił pomóc koledze, ale niejednokrotnie łapał się na tym, że gdyby dopadł uciekającego sprawcę wypadku, nie wypuściłby go żywego. Magia anatomiczna potrafiła być bardziej bolesna i trudniejsza do wykrycia niż sine ślady pięści na ciele. Nietrudno się domyślić, że cały zespół był w podłych humorach aż do końca dyżuru. Później zapewne też. Tyle się mówiło o niezabieraniu pracy do domu, ale jak przejść nad czymś takim obojętnie? Pakowanie ciał do worków nigdy nie robiło się łatwiejsze. Szczególnie, gdy worek ten był o wiele za duży. Joel wrócił do domu zaskakująco wcześnie jak na siebie, wychodząc ze szpitala w punkt koniec dyżuru – to te dzieciaki. Nie mógł przestać o nich myśleć, pocieraniem powiek próbując wymazać obraz, jaki nakładał mu się na uśmiechnięte buzie jego własnych pociech. Jeśli opiekunka była zaskoczona, że mogła wcześniej iść do domu, nie dała tego po sobie pokazać – zadarła tylko nieco głowę, przez moment czujnie przyglądając się jego twarzy i obrzucając spojrzeniem granatowy uniform ratownika, z którego się nie przebrał, narzucając jedynie skórzaną kurtkę na ramiona. Wziął córkę na ręce, przez chwilę chodząc po prostu po domu bez celu i słuchając jej szczebiotania. Zajrzał do syna, drzemiącego w swoim pokoju. Ściągnął uniform, wziął prysznic. Myślał, że wir w jego głowie wypluwający co i rusz obrazy z Hyundaia wreszcie się uspokoi, ale nie chciał przestać. Kiedy wróciła Mia, oświadczył jej, że wychodzi i znów wsiadł na motor, odruchowo kierując się do starego domu. Jego starego domu. Dla Claire to wciąż był po prostu dom niepotrzebujący dodatkowych określeń. Gdzieś w trasie przypomniał sobie, że zaczynał ocierać się głową o bluszcz zwisający z wejścia do ogrodowej altany. Claire nigdy sama by go nie podcięła, jej w końcu nie przeszkadzał. Zaparkował na żwirowej dróżce, odruchowo kopnął stójkę, by maszyna się nie przewróciła i skierował się prosto do budki z narzędziami, odkopując w niej sekator zachodzący już nieco rdzą. Syknął pod nosem rozdrażniony, że Finnegan nie dbała o narzędzia tak jak powinna – jeśli pozostałe też zaczynały tak wyglądać, będzie musiała zacząć je wymieniać. Zajrzał odruchowo do wnętrza domu, szukając jej wzrokiem – nie sądził, by miało mu się od tego poprawić, ale i tak zawsze to robił – finalnie uznając, że najpierw zajmie się bluszczem, zajmie czymś głowę. Claire znalazła się sama, a widok jej drobnej sylwetki usadzonej na schodkach do altany napiął tę samą ciasną sprężynę w brzuchu, którą Joel zwykł utożsamiać z uczuciem zarezerwowanym tylko dla niej. Co tym razem?, spytała, a on poczuł jak złość i bezradność z dyżuru rozlewa mu się na ramiona i chwyta kark w uścisku. Skrzywił się na cierpki, duszny zapach papierosowego dymu. - Płuca ci od tego w końcu zgniją – burknął, podchodząc bliżej, dudniąc ciężkimi butami na tych samych schodkach, na których się rozsiadła. Wyciągnął ręce z sekatorem i nie pytając Claire o zgodę, zaczął przycinać rośliny, jakie rozpanoszyły się na konstrukcji. - Albo mózg. Machnął ręką, chcąc odpędzić gołębia, który podfrunął, siadając tuż nad nim na dachu altanki, idealnie w zasięgu sekatora. Gdyby bardzo chciał, mógłby oddzielić mały łepek od ciała. - Won, debilu – syknął gniewnie na ptaka. |
Wiek : 32
Odmienność : Czarownik
Miejsce zamieszkania : Cripple Rock
Zawód : ratownik specjalista, twórca ceramiki
Claire Finnegan
NATURY : 12
SIŁA WOLI : 22
PŻ : 182
CHARYZMA : 7
SPRAWNOŚĆ : 5
WIEDZA : 8
TALENTY : 18
Moment, w którym wszystko zaczęło się rozpadać, nastąpił zdecydowanie zbyt szybko, wszystko przebiegło też zbyt gwałtownie. Teraz, z perspektywy czasu, Claire gotowa była przyznać, że gdyby tylko byli odrobinę rozsądniejsi czy bardziej dojrzali – oboje – może mogliby rozegrać to wszystko inaczej. Może coś dałoby się uratować – może byłoby cokolwiek do uratowanie. Najwyraźniej nie byli jednak rozsądni czy dojrzali ani wtedy, ani teraz. Poza tym – żal hodowany przez dekadę był dużo gorszym przeciwnikiem niż chwilowa uraza. Patrzyła bez słowa, jak najpierw grzebał w narzędziach, potem zajrzał do domu, wreszcie – ruszył do altany i wciąż, mimo tylu lat, nie potrafiła zrozumieć, gdzie dokładnie popełniła błąd. Nie potrafiła tego zrozumieć może przede wszystkim dlatego, że błędów było zwyczajnie za dużo. Skrytykował jej nałóg – jak zawsze – i Claire uśmiechnęła się krzywo, bez słowa wydmuchując dym w górę, prosto w twarz przechodzącego. Zgnilizna? Toczyła ją już od tak dawna że stała się niczym domowe zwierzątko – problematyczne, ale oswojone; takie, które nigdzie się nie wybiera. - Być może – zgodziła się łaskawie. Zmrużyła oczy i ani drgnęła, gdy przechodził obok, wspinając się wyżej. – Może tak będzie. Zdaniem tej pizdy to jednak żadna strata, więc nie wiem, w czym problem. – Wzruszyła nonszalancko ramionami. Nawet przy Joelu nie mówiła o Mii inaczej. - Jeśli jednak powtórzysz to jeszcze parę razy, zacznę myśleć, że się martwisz – prychnęła. Oczywiście, że się martwił. Ona o niego też. Po prostu nie potrafili tego okazać – nie tak, jak robili to ludzie cywilizowani. Ot, jeden z wyżej wspomnianych problemów, przez które znaleźli się w takiej a nie innej sytuacji. Była na niego tak strasznie wściekła. Tak bardzo za nim tęskniła. Mogło minąć dziesięć, pięćdziesiąt czy sto lat, niewiele by się zmieniło. Paliła niespiesznie, kolejnymi trzaskami sekatora odliczając upływający – zdecydowanie zbyt wolno – czas. Skrzywiła się na gniewne słowa, od niechcenia machnęła ręką i – o dziwo – debil posłuchał. Przynajmniej jeden. Wyciągnęła nogi przed sobą, łokcie wsparła o kolana. Obecność Flemminga bolała ją, głównie dlatego, że była tak cholernie znajoma. Jego ciepło. Jego zapach. To, jak deski skrzypiały pod jego ciężarem. Jak koszula układała się na jego ramionach. Jak napięty był, gdy był zły – i jak ściskało ją w brzuchu na sam widok mężczyzny. Wypierdalaj, wykrzykiwała, mówiła, chrypiała mu do ucha więcej niż raz. Spieprzaj, Joel, nie chcę cię tutaj. A on i tak wracał, zawsze, w niemal wzorcowo regularnych odstępach czasu. Jego wizytami mogłaby regulować sobie zegarek, przerzucać strony w kalendarzu. Wspólnymi nocami mogłaby odliczać tygodnie, miesiące, lata. To był jej dom, Hillview było jej domem – a jednak wciąż w jakiś zupełnie abstrakcyjny, niezdrowy sposób, było też ich domem. Ta myśl swędziała ją pod skórą gorzej, niż swędziała skóra sparzona pokrzywami. Teraz spoglądała na Joela z dołu i widziała, że był zły. Wściekły. Ale nie na nią – chyba. Jeszcze nie. Coś ściągnęło mu mięśnie w bolesnych skurczach i nie była to ona, bo gdy był wściekły na nią, cała jego złość wyglądała zupełnie inaczej. Gdy był zły na nią, ta złość miała charakterystyczny smak i zapach. Teraz jednak– - Była dzisiaj u mnie – rzuciła krótko zamiast pytania, co się stało. Nie chciała wiedzieć. Nie chciała jego problemów, skoro już od dawna nie oddawała mu też swoich. Nie miała dla niego nic, co mogłoby mu pomóc. - Była dzisiaj w Pączku, jakby na całej ulicy nie było jeszcze trzech innych kawiarni, które mogłaby zaszczycić swoją obecnością. – Skrzywiła się i zaciągnęła papierosem głęboko. Nie precyzowała, o kogo chodziło. Przecież wiedział. - Chcesz zgadnąć, po co przyszła? – zaproponowała słodko, przy czym słodycz ta zupełnie nie pasowała do szalejącego w jej oczach ognia. |
Wiek : 32
Odmienność : Zwierzęcopodobny
Miejsce zamieszkania : Cripple Rock
Zawód : Cukiernik w "Pączku w Maśle", handlarka informacji
Joel Flemming
ANATOMICZNA : 20
POWSTANIA : 4
SIŁA WOLI : 8
PŻ : 178
CHARYZMA : 1
SPRAWNOŚĆ : 10
WIEDZA : 17
TALENTY : 10
Dawno przestał rozważać, co właściwie poszło nie tak – czy też starał się tego nie robić, logicznie zdając sobie sprawę, że nic w ten sposób nie osiągnie, a przecież cholernie nie lubił marnotrawić czasu na bezproduktywne głupoty. Claire miała na niego zły wpływ. Potrafił nie widzieć jej tygodniami po wyjątkowo burzliwych kłótniach, a i tak gdy wracał do niej znowu, jakby nic się nie stało, nie potrafił do końca odepchnąć poczucia jakiejś pokracznej nostalgii. Nie było to coś, czego by potrzebował, ani pragnął. Ono zwyczajnie było i kontynuowało zatruwanie mu życia. Mogliby się z Mią wyprowadzić z Cripple Rock, miałby w ten sposób o wiele mniejsze szanse natrafić na Claire na ulicy, lub za daleko by chciało mu się wsiadać na motor, ale do jasnej cholery, dlaczego to on znów miałby się wycofywać? Oddał jej już dom, tyle wystarczyło. Wywrócił tylko oczami na tę pizdę, nie tyle wzburzony określaniem tak jego aktualnej żony, a bardziej faktem, że Finnegan używała wciąż tego samego, prostackiego określenia bez polotu. Wiedziała, że miała wyjątkowo bogatą wyobraźnię, nie potrafiła wymyślić czegoś bardziej elokwentnego? A może o to właśnie chodziło. O pokazanie, że Mia nie zaprzątała jej myśli bardziej niż moment kiepskiej pogody. Skrzywił się, marszcząc wyraźnie nos na cierpki zapach dymu wydmuchanego w jego kierunku, odpychając nagłą potrzebę, by zepchnąć Claire ze schodków altany. - Śnij dalej – rzucił odruchowo, zabierając się do stanowczego przetrzebiania bluszczu wijącego się nad wejściem do altany. Z każdym ruchem i kliknięciem sekatora, na schody, podest, czy też zwyczajnie na ziemię spadały kawałki łodyg, a świeży sok rozlewał się wokół gęstymi kroplami. Zapach zieleni nie był na tyle mocny, by przykryć gryzącą woń dymu – Joel musiałby go sobie rozmazać pod nosem, tak jak robił to jeszcze za czasów studiów z mentolową maścią na zajęciach z anatomii, do których wykładowca otwierał względnie świeże ciało. Nie był pewien po co tu przyjeżdżał. To nie tak, że obecność Claire koiła jego nerwy – wręcz przeciwnie. W jej towarzystwie zwykle miał potrzebę wrzeszczeć, kląć i wbijać szpile. Świadomość, że wiedział, jakich zaklęć mógłby użyć, gdyby chciał, by już nigdy się nie odezwała, była jednocześnie upajająca i odrażająca. Obraz dzieciaków z Hyundaia wiszących w fotelikach wyrył mu się pod powiekami. Zgrzytnął zębami, tnąc łodygi, które już wcale nie przeszkadzałyby mu wchodzić i wychodzić z altany. Ciął dla samej satysfakcji, jaka przychodziła z destrukcją. Kiedy okaleczał jej rośliny, nie ranił Claire. Była dzisiaj u mnie, powiedziała jego była żona i Joel już wiedział, w jakim kierunku pójdzie ta rozmowa – tym samym co zwykle. Mia stanowiła stałą, nieprzemijalną zadrę, jaką Flemming z pełnym rozmysłem wbił Claire w bok, kiedy zaproponował jej małżeństwo ledwie parę miesięcy po ich własnym rozwodzie. Zrobił to, bo potrzebował stabilizacji i normalności, a Mia była aż nadto rozsądna, oferując mu przejrzysty układ. Paradowanie z nią przed Claire było miłym dodatkiem, sposobem na usatysfakcjonowanie złośliwości. Małą zemstą. Wywrócił oczami, dopiero po chwili zwracając na blondynkę zimne spojrzenie niebieskich oczu. - A ty co, wczoraj się urodziłaś? Gnojenie cię to jej ulubiony sport – odparł bezczelnie, nie składając jeszcze sekatora, ale nie odwracając się też znowu w kierunku pokaleczonych łodyg. - Nic nowego. Nie musiał się domyślać, że była wściekła – widział to w jej jasnych oczach, doskonale rozumiejąc, co oznaczały znajome ogniki. Finnegan była blisko wybuchu, a Joel wbrew zdrowemu rozsądkowi chciał, by właśnie to zrobiła. Żeby mógł odpowiedzieć na jej wściekłość własną, wykrzyczeć ból, jaki sprawiła mu akcja w lesie, przemycić go pod innymi słowami. - Jesteś w chuj naiwna, jeśli myślisz, że kiedyś przestanie. |
Wiek : 32
Odmienność : Czarownik
Miejsce zamieszkania : Cripple Rock
Zawód : ratownik specjalista, twórca ceramiki
Claire Finnegan
NATURY : 12
SIŁA WOLI : 22
PŻ : 182
CHARYZMA : 7
SPRAWNOŚĆ : 5
WIEDZA : 8
TALENTY : 18
Joel ciął, Claire wciąż siedziała na schodach, nie raczywszy się ruszyć. Złość wylewała się z Flemminga falami – jak zawsze, i podobnie było z Finnegan – też jak zawsze. Ich emocje mieszały się ze sobą, ścierały w chaotycznej walce niemal za każdym spotkaniem i kończyły się zwykle w jeden sposób – gwałtowną kłótnią i równie gwałtownym seksem, ślady którego oboje nosili potem przez kolejne dni. Albo pozbywali się ich magią, zależnie od nastroju. Joel ciął i z każdym trzaskiem sekatora Claire wzdrygała się nieznacznie, jakby spodziewając się, że za którymś razem to nie łodyga spadnie na deski altany, a jej palce, i nie sok splami schody, a jej własna krew. Flemming nigdy świadomie nie zrobił jej krzywdy – nie rozdarł skóry, nie obił twarzy, nie przestrzelił kolana, jak zdarzało się to coniektórym – ale Claire mu nie ufała. Nie na tyle, by uznać, że absolutnie nigdy tego nie zrobi. Brak zaufania jednak najwyraźniej niczego w ich dynamice nie zmieniał, bo wciąż tu byli, ona na schodach, Joel z sekatorem wrękach, oboje – z dławiącą goryczą na języku. Nie oczekiwała od Flemminga wyrozumiałości, ale nie oczekiwała też tego. Tego, że przyklaśnie swojej obecnej. Tego, że to ją, Claire, uzna za naiwną, a– A przecież powinna. To nie był pierwszy raz. - Rzeczywiście, chyba jestem – przyznała ze zdradliwą ugodą, nie patrząc na Joela nawet wtedy, gdy poczuła na sobie jego palące spojrzenie. Zaciągnęła się papierosem, strzepała popiół na schody. – Jestem zajebiście naiwna sądząc, że potrafisz się czegoś nauczyć. Na przykład, jak trzymać swoją sukę na smyczy. Jej utrzymać nie umiał, najwyraźniej tej pizdy też nie potrafił. Tego, że zwyczajnie nie chciał, nie brała pod uwagę – nie teraz. Wróci do tego później, w czterech ścianach własnej sypialni, wbijając sobie tę świadomość pod skórę i paznokcie jak ostrą, długą zadrę, krwawiąc się nią i pozbawiając tchu. To też nie było nic nowego. Podniosła się z gracją. Z resztką papierosa wciąż w ustach, przeciągnęła się i obejrzała na Joela, świdrując go ostrym spojrzeniem spod zmrużonych powiek. - Kiedy przestaniesz wpierdalać się do mojego życia? – spytała krótko. – Kiedy oboje przestaniecie? – Była niemal pewna, że jeśli Joel by odpuścił, ta pizda też, prędzej czy później, dałaby spokój. A jednak – dziesięć lat, tyle minęło. On wciąż przyjeżdżał. Ona wciąż go tu tolerowała – mimo tych wszystkich wypierdalaj i wracaj do swojej pizdy, wciąż nie zrobiła nic, by się go tak naprawdę pozbyć. Nie skorzystała ze swoich znajomości w Gwardii, choć mogłaby. Nie skorzystała ze swoich znajomości z Paganinimi, choć mogłaby. Wypierdalaj, mówiła, jednocześnie oddając mu swoje ciało, tracąc oddech, szarpiąc się w jego ramionach, wykrzykując rozkosz prosto w jego usta. - Macie jakiś termin ważności? – kontynuowała. Głos drżał jej w napięciu, złość podnosiła ton. – Piętnaście lat? Dwadzieścia? Kiedy się odpierdolicie? Po jeszcze jednym dzieciaku czy potrzebujecie jeszcze przynajmniej trójki – zrobionych pewnie w bólach, sądząc po tym jak chętnie przychodzisz do mnie – by zająć się wreszcie własnym, jebanym życiem? To nie były nowe argumenty. To nie były nowe pytania. Między nimi nie było tak naprawdę nic nowego. Już od dziesięciu lat. Dopaliła papierosa, przydeptała go na schodku altanki, od razu sięgnęła po kolejnego. - Joel, przestań w końcu udawać, że to jest twój dom. Przestać, kurwa, udawać, że jesteś tu potrzebny – wywarczała. – Nie jesteś. Nigdy nie byłeś. Jest. I zawsze był. |
Wiek : 32
Odmienność : Zwierzęcopodobny
Miejsce zamieszkania : Cripple Rock
Zawód : Cukiernik w "Pączku w Maśle", handlarka informacji