Witaj,
Dorian Bane-Park
ANATOMICZNA : 15
NATURY : 10
SIŁA WOLI : 10
PŻ : 164
CHARYZMA : 2
SPRAWNOŚĆ : 2
WIEDZA : 25
TALENTY : 6
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t2319-dorian-bane-park
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t2349-dorian-bane-park
RELACJE : https://www.dieacnocte.com/t2350-dori-mori-boom
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t2351-poczta-doriana-bane-parka
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/f263-raventree-hall
BANK : https://www.dieacnocte.com/t2431-rachunek-bankowy-dorian-bane-park
ANATOMICZNA : 15
NATURY : 10
SIŁA WOLI : 10
PŻ : 164
CHARYZMA : 2
SPRAWNOŚĆ : 2
WIEDZA : 25
TALENTY : 6
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t2319-dorian-bane-park
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t2349-dorian-bane-park
RELACJE : https://www.dieacnocte.com/t2350-dori-mori-boom
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t2351-poczta-doriana-bane-parka
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/f263-raventree-hall
BANK : https://www.dieacnocte.com/t2431-rachunek-bankowy-dorian-bane-park
Kuchnia
Kuchnia charakteryzuje się minimalistycznym designem z dominującymi elementami drewnianymi. Centralną część stanowi wyspa kuchenna z gładkim, ciemnym blatem i pionowymi żłobieniami na froncie. Nad nią zawieszono dwie stylowe lampy w kształcie kul. W tle znajdują się otwarte półki z naczyniami oraz pionowe drewniane panele, dodające głębi. Wazon z gałązkami na blacie i taborety z surowego drewna uzupełniają estetykę. Ściany są wykończone w ciemnych tonacjach, a okna wpuszczają naturalne światło.
Dorian Bane-Park
Wiek : 34
Odmienność : Czarownik
Miejsce zamieszkania : Eaglecrest
Zawód : Chirurg ogólny, Ratownik, Dorywczo model
Dorian Bane-Park
ANATOMICZNA : 15
NATURY : 10
SIŁA WOLI : 10
PŻ : 164
CHARYZMA : 2
SPRAWNOŚĆ : 2
WIEDZA : 25
TALENTY : 6
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t2319-dorian-bane-park
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t2349-dorian-bane-park
RELACJE : https://www.dieacnocte.com/t2350-dori-mori-boom
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t2351-poczta-doriana-bane-parka
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/f263-raventree-hall
BANK : https://www.dieacnocte.com/t2431-rachunek-bankowy-dorian-bane-park
ANATOMICZNA : 15
NATURY : 10
SIŁA WOLI : 10
PŻ : 164
CHARYZMA : 2
SPRAWNOŚĆ : 2
WIEDZA : 25
TALENTY : 6
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t2319-dorian-bane-park
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t2349-dorian-bane-park
RELACJE : https://www.dieacnocte.com/t2350-dori-mori-boom
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t2351-poczta-doriana-bane-parka
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/f263-raventree-hall
BANK : https://www.dieacnocte.com/t2431-rachunek-bankowy-dorian-bane-park
->

-To bardzo dobra odpowiedź- zaśmiał się cicho, a w jego głosie zabrzmiała nuta rozbawienia, ale także coś więcej – może nuta ulgi? Nie miał wcale ochoty wyrzucać go na bruk, szczególnie teraz, gdy zaczynał coraz bardziej doceniać to nieoczekiwane towarzystwo. Poczucie, że ktoś wypełnia tę przestrzeń, stawało się dla niego przyjemnością, której nie chciał już tak łatwo się pozbywać. „Powiedz mi, ptaszyno, co kryje ta piękna pierś, w której bije kruche życie? Jakie myśli teraz zaprzątają twój zawadiacki umysł? Wyśpiewaj mi je, jakbyś śpiewał najpiękniejszy ptasi trel.”

Czy Dorian próbował rzucić na niego jakiś urok? Nie musiał. Jego naturalny wdzięk i wrodzony czar nie straciły nic na swojej sile. To właśnie te cechy sprawiały, że Dorian, bez większego wysiłku, potrafił wyciągnąć na powierzchnię tę bardziej zawadiacką i jednocześnie ukrytą część jego własnej duszy. Nie musiał się nawet starać, by wzbudzić w emocje, które były zarówno niepokojące, jak i fascynujące. Dorian był kimś, kto z łatwością przesuwał granice między grą a rzeczywistością, mimo że ukrywał tą część siebie za drzwiami, a teraz wydawało się, że ta noc stanie się czymś więcej niż tylko zwykłym spotkaniem.

-Nie powiedziałbym, że jestem koneserem,-zaczął z uśmiechem, który zdradzał jednak pewną skromność. -Ale potrafię docenić urok sztuki, a kiedy tylko mam okazję, staram się odwiedzać galerie lub przynajmniej antykwariaty, w nadziei na znalezienie jakiejś perełki. Choć muszę przyznać, że nawet lokalnie mamy kilku wybitnych artystów.- Jego głos miał w sobie nutę pasji, którą podkreślił delikatny gest dłoni przesuwającej się wzdłuż piersi rozmówcy. Po krótkiej chwili jego palce powróciły, by subtelnie musnąć jabłko Adama, jakby chciały zapisać w pamięci ten dotyk.
-Z przyjemnością podzielę się tą wiedzą -dodał, z lekkim uśmiechem igrającym na jego ustach, -w zamian za pomoc w zrozumieniu europejskiej sztuki. Czuję się przy niej trochę jak ignorant.- Mówił to, patrząc mu prosto w oczy, jakby próbował odkryć coś więcej w tym spojrzeniu. Zręcznie jednak uwolnił się z tej bliskości, która zaczynała gęstnieć wokół nich, pozostawiając niedopowiedziane obietnice na później. „Zostawmy coś na później, ptaszyno. Nie wypada od razu odkrywać wszystkich kart,” pomyślał z lekkim błyskiem w oku, który sugerował, że ta gra dopiero się zaczyna. „Tym bardziej że zgodziłeś się zostać na dłużej. Pytanie tylko, na jak długo? Czy zostaniesz aż do świtu? A może znikniesz, gdy na niebie zabłyśnie ostatnia gwiazda?”

Kiedy obcy zgodził się na wino, Dorian bez słowa, jednym eleganckim gestem ręki, zaprosił go, by poszedł za nim. Jego ruchy były płynne, niemal taneczne, jakby zapraszał do wspólnej gry. Poprowadził go wzdłuż schodów, które jeszcze chwilę wcześniej były pułapką, gotową schwytać nieostrożnego intruza. Teraz jednak te same schody stały się drogą ku nieznanemu, tajemniczym przejściem do czegoś, co mogło być zarówno niebezpieczne, jak i niezwykle pociągające.

Nie zapalił żadnego światła, pozwalając, by to naturalny blask księżyca oświetlał drogę. Korytarz, a potem kuchnia, skąpane były w srebrzystym świetle, które wpadało przez ogromne okna, dodając całej scenerii niemal magicznego uroku. Mrok i światło przeplatały się w harmonii, tworząc intymną atmosferę, gdzie każdy cień zdawał się kryć jakąś tajemnicę. Księżycowe światło delikatnie otulało ich sylwetki, jakby chciało podkreślić subtelność chwili, w której znajdowali się teraz – chwili pełnej niedopowiedzeń, oczekiwań i cichej intensywności.

-Trochę czasu zajęło, zanim wszystko zaczęło wyglądać tak, jak chciałem, ale jestem zadowolony z efektu końcowego- powiedział Dorian z taką samą swobodą, jaką emanował jego rozmówca. Jego głos miał w sobie ciepło i pewność siebie, które podkreślały zadowolenie z osiągniętego rezultatu. Kiedy weszli do kuchni, Dorian niemal natychmiast, z lekkością i gracją, przesunął się za wyspę, kierując się w stronę lodówki. Otworzył ją  i wyciągnął pustą , zimną karafkę, którą z elegancją postawił na lśniącym blacie.

-Masz jakieś preferencje?- zapytał łagodnym, niemal aksamitnym głosem, nie odrywając wzroku od swojego gościa. W jego spojrzeniu było coś więcej niż tylko zainteresowanie – była to subtelna mieszanka ciekawości i delikatnej gry, której zasady dopiero się wyłaniały wraz ze światłem księżyca.

Księżycowe światło było tej nocy wyjątkowo łaskawe dla Doriana, otulając jego sylwetkę srebrzystą poświatą. Każdy zarys jego ciała, widoczny dla oczu gościa, zdawał się być idealnie podkreślony, jakby natura sama chciała podkreślić jego wdzięk. Jego twarz, rozświetlona miękkim blaskiem księżyca, wyglądała niemal młodzieńczo, jakby czas się dla niego zatrzymał. Choć nawet bez tego świetlnego efektu, Dorian wyglądał zjawiskowo, teraz jednak jego uroda nabierała niemal nadprzyrodzonego wymiaru. Kosmyki jego włosów, lekko niesforne, żyły własnym życiem, tworząc wokół niego aurę nieuchwytnej elegancji.

Zapytany o imię, Dorian na moment się zawahał, jakby zastanawiał się, czy powinien zdradzać tak osobistą informację. Czy naprawdę warto było dzielić się tym z kimś, kto wciąż był dla niego niemal obcym? Jednak po chwili doszedł do wniosku, że w gruncie rzeczy nie miał nic do stracenia – wręcz przeciwnie, mogło to tylko zbudować most między nimi.
-Dorian- odpowiedział w końcu z ciepłym, nieco figlarnym uśmiechem. -Chyba że brzmi to dla ciebie zbyt pospolicie, wtedy możesz mówić mi Yuusei- W jego głosie dało się wyczuć lekką nutę zabawy, jakby czerpał przyjemność z tego zwodzenia. Wiedział, że jego rozmówca mógł być zaskoczony – imię Dorian, z jego klasycznym brzmieniem, nie pasowało do jego wyraźnie azjatyckich rysów. Ale może to było tylko pierwsze z wielu zaskoczeń, które miał w zanadrzu? „Mam więcej niespodzianek,” zdawało się mówić każde niewypowiedziane słowo.

-A jak ty masz na imię, ptaszyno?- zapytał łagodnym, niemal kojącym głosem, w którym nie było ani śladu pośpiechu czy presji. Dorian wiedział, że mógł usłyszeć dowolną odpowiedź – prawdziwą lub zmyśloną. Być może nigdy nie pozna prawdziwego imienia tego, kogo właśnie wpuszczał coraz głębiej do swojego świata. Ale to go nie martwiło. Już teraz ten nieznajomy zyskał sobie przydomek, który zdawał się do niego idealnie pasować. Nawet jeśli nigdy nie pozna jego prawdziwego imienia, w jego sercu i umyśle zawsze pozostanie wróbelkiem, ptaszyną, tajemniczym gościem, który wtargnął w jego życie z taką lekkością, jakby od zawsze miał tam swoje miejsce.
Dorian Bane-Park
Wiek : 34
Odmienność : Czarownik
Miejsce zamieszkania : Eaglecrest
Zawód : Chirurg ogólny, Ratownik, Dorywczo model
Cecil Fogarty
ANATOMICZNA : 20
ILUZJI : 8
SIŁA WOLI : 15
PŻ : 179
CHARYZMA : 15
SPRAWNOŚĆ : 7
WIEDZA : 5
TALENTY : 10
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t175-cecil-fogarty#374
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t250-cecil-fogarty#619
RELACJE : https://www.dieacnocte.com/t251-cecil-fogarty#620
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t281-poczta-cecila-fogarty-ego#776
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/f192-arcanum-14-7
ANATOMICZNA : 20
ILUZJI : 8
SIŁA WOLI : 15
PŻ : 179
CHARYZMA : 15
SPRAWNOŚĆ : 7
WIEDZA : 5
TALENTY : 10
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t175-cecil-fogarty#374
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t250-cecil-fogarty#619
RELACJE : https://www.dieacnocte.com/t251-cecil-fogarty#620
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t281-poczta-cecila-fogarty-ego#776
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/f192-arcanum-14-7
- Nie jesteś - przyznał - koneserzy nie słynął ze skromności. - Ale możemy mówić o skromności, skoro paradujesz w tym lichym wdzianku, które, mam wrażenie, że rozleci sie pod ciężarem mojego spojrzenia. - Na przykład jakich? - ciągnął go za język. Zamiast znam pewien uroczy antykwariat, do którego chętnie cię zabiorę, czasem można znaleźć tam prawdziwe perełki dodał, by nie pozostawić miejsca na żadne wątpliwości:  - Który lokalny artysta przypadł ci do gustu?
Nuta pasji, którą wyłapał w jego głosie nie mogła być udawana; to część gry pozorów, skarbie?
Cecil chciał wierzyć, że nie. Chciał wierzyć, że trafił na kogoś, z kim będzie mógł swobodnie, bez cenzury porozmawiać o sztuce.
-W takim razie jesteśmy umówieni. - Nie obiecuj, bo obietnice stają się prawdą, skarbie. - Ty oprowadzisz mnie po zapleczu muzeum sztuki azjatyckiej, ja - europejskiej. - Nie uciekł przed kontaktem wzrokowym, choć obecnie tafla jego oczu milczała, nie zdradzała niczego, żadnej emocji.
Nie oponował, gdy mężczyzna zręcznie wyswobodził się od bliskości, jaką sobie nawzajem zaaplikowali, ale nie rozstał się z grymasem falującego na wargach rozbawienia.
Szedł tuż za nim, chciwie obejmując spojrzeniem skrawki mijanej przestrzeni, zaoferowany tym widokiem, zaoferowany tą innością; czymś zupełnie różnym od tego, czym na co dzień się otaczał. Żałował, że szkicownik i ołówek zostały w domu; Nevie uwierzy, jak mu powie, gdzie zawędrował?
- Uzasadniony powód do dumy - przytaknął mu; czy kiedyś zamieszka w miejscu, które choć w minimalnym stopniu będzie odzwierciedlał obraz z jego wyobraźni. Zazdrościł mu, że zrealizował swoja zachciankę. - Pociąga mnie ekstrawagancja - spełniasz te kryteria?, pytał zaczepnie spojrzeniem, gdy kontakt wzrokowy potrwał tak długo, jak potrwała szybsza melodia wybijana przez jego serce - naznaczona abstrakcją - objął spojrzeniem najpierw jego sylwetkę, potem kolejne mijane w drodze do kuchni dekoracje - nieco surowe, ale nie pozbawione smaku - z niedominującą domieszką awangardy - takiej odpowiedzi ode mnie oczekiwałeś, skarbie?
Do pomieszczenia wkradła się poświata księżyca, zastąpiła światło i poszła w ślad za nimi; Cecil nadal czaił sie półmroku, jakby obawiał się tego świata, jakby bał się, że, dosięgając jego skóry, spali ją na proch, choć inne bolączki obecnie zagościły pod sklepieniem jego czaszki.
Jesteś tam, Lilith? Obserwujesz mnie, jego? Gdzie się ukryłaś? Jesteś bezpieczna?
Powinno go to w ogóle obchodzić? Przecież wypuściła go z tej bańki obłudny, która pękła pod naporem jej karcącego, nieludzkiego spojrzenia.
Zawiesił spojrzenie na sylwetce Doriana; zwiewny materiał szlafroka spłynął mu po ramieniu, odsłaniając obojczyk. Uczepił się tej myśli, jak tonący brzytwy. Nie mógł pozwolić, by myśli o nie-Matce zatruła jego umysł i skazała tę noc na lodowate sople wątpliwości.
Zapytany o imieniu, nie odpowiedział od razu. Dostrzegł na jego twarz cień emocji, której nie potrafił nazwać; co jest, skarbie, zapomniałeś języka w gębie, a może wstydzisz się własnego imienia?
Dorian. Nazywał sie Dorian.
- A wiec Dorian - mruknął cicho, niemalże z czułością, sprawdzając, jaki smak pozostawi na języku jego imię, ale przyniosło tylko rozbawienie i kolejną myśl kłębiącą się pod sklepieniem czaszki.
Jedynym sposobem pozbycia się pokusy jest uleganie jej, uśmiechnął się do własnych myśli.
- Oscar Wilde, kojarzysz? Spod jego pióra wyszedł Portret Doriana Graya.
Przeczytaj, jak znajdziesz czas, skarbie. Może książka trafi w twoje gusta. W decylowe trafiła połowiczo. W postaci Graya widział swojego przodka. Lelanda. Tego, co zbliżył się do odkrycia tajemnicy wiecznej młodości.
 - Mogę mówić do ciebie  Yuusei, ale na pewno chcesz, żebym kaleczył język twoich przodków?
Mógł, ale nie chciał. Yuusei brzmiało obce, a przecież Dorian - z minuty na minutę - był coraz mniej obcy, prawda?
- Ptaszyno brzmi nijak. Jakbyś zwracał się do panny, którą chcesz uwieź słodkim, ale równie tanim komplementem - relacja budowana na fundamencie szczerości podobno żyją wiecznie. - Nie tak ładniej jak ty. Gilbert - a kłamstwa bronią się same, jeśli ich adresat nie pozna prawdy.
Chociaż Dorian krzątał się przez chwile kuchni - najpierw z lodówki wyjmując karafkę, potem z szafki dwie kryształowe lampki - Gilbert nadal nie drgnął, oparty o framugę drzwi. Obserwował go z drapieżną ciekawość, mrużąc przy tym oczy.
- Urocza noc - znowu szeptał, bo szept był wszystkim, na co obecnie pozwalały mu struny głosowe. - My i lampka wina. Miałem szczęście, że wybrałem twój dom - wszedł w głąb pomieszczenia i opadł na jedno z krzeseł. - Opowiedz mi - o sobie, chcę wiedzieć o tobie wszystko - o zwojach Genpei.
Ale najpierw wypijmy za nas. Za noce, które nie muszą być samotną ucieczką do snu.
Cecil Fogarty
Wiek : 23
Odmienność : Cień
Miejsce zamieszkania : Deadberry
Zawód : ilustrator
Dorian Bane-Park
ANATOMICZNA : 15
NATURY : 10
SIŁA WOLI : 10
PŻ : 164
CHARYZMA : 2
SPRAWNOŚĆ : 2
WIEDZA : 25
TALENTY : 6
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t2319-dorian-bane-park
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t2349-dorian-bane-park
RELACJE : https://www.dieacnocte.com/t2350-dori-mori-boom
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t2351-poczta-doriana-bane-parka
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/f263-raventree-hall
BANK : https://www.dieacnocte.com/t2431-rachunek-bankowy-dorian-bane-park
ANATOMICZNA : 15
NATURY : 10
SIŁA WOLI : 10
PŻ : 164
CHARYZMA : 2
SPRAWNOŚĆ : 2
WIEDZA : 25
TALENTY : 6
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t2319-dorian-bane-park
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t2349-dorian-bane-park
RELACJE : https://www.dieacnocte.com/t2350-dori-mori-boom
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t2351-poczta-doriana-bane-parka
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/f263-raventree-hall
BANK : https://www.dieacnocte.com/t2431-rachunek-bankowy-dorian-bane-park
-A może lepiej byłoby po prostu pokazać, zamiast o tym opowiadać?- zapytał z nutą drwiny w głosie, delikatnie drażniąc się z wróbelkiem. Wolał działać niż mówić, wolał odkrywać przed nim swoje skarby, niż próbować je opisać słowami. Przez chwilę przemknęła mu przez głowę myśl, że może jego gość sam mógłby stać się jednym z tych skarbów – jego uroda była niczym obraz, który zasługiwał na to, by być pielęgnowany i podziwiany przez lata. Bez słów, jedynie niemym ruchem warg i skinieniem głowy, wyraził zgodę na ich nową, milczącą umowę.

„Cóż ciekawego możesz mi zaoferować?” zdawał się pytać jego wzrok, który spoczął na gościu z cichą, ale niegasnącą ciekawością. „Co pokażesz mi, abym się zachwycił i zapragnął więcej? Czy jesteś pewny, że potrafisz to zrobić?” Jego myśli krążyły wokół obietnic i niewypowiedzianych pragnień.

Kiedy słuchał dalszych słów, na jego twarzy pojawił się uśmiech – subtelny, ale wyraźny, jakby rozkoszował się każdym momentem tej nieoczekiwanej przyjemności, która spłynęła na niego z taką lekkością. Przesunął wzrok, odwracając się lekko, jakby jego ciało nie mogło do końca ukryć tego przyjemnego uniesienia. „Chyba nie mówisz o moim mieszkaniu ani o swoim wymarzonym miejscu,” pomyślał z cieniem ironii, „może chcesz sięgnąć głębiej, zobaczyć coś, czego nie pokazuję nikomu od dawna? Czy to właśnie chcesz ze mnie wydobyć?”.Zastanawiał się, czy powinien pozwolić mu na to. Może warto było zaryzykować, może warto było pokazać mu, że w jego sercu kryje się coś więcej, coś, co przez długi czas pozostawało ukryte. „Może pozwolę ci to uwolnić,” pomyślał, „jeśli tylko pokażesz mi, że to naprawdę ma sens.”

-Brzmi jak piękne miejsce, jednak na dłuższą metę może być przytłaczające. Dlatego ograniczyłbym się do jednego takiego pomieszczenia, które mógłbym pokazać tylko nielicznym. Nie każdy potrafi docenić takie... dzieła-powiedział spokojnym tonem, który jednak krył w sobie coś więcej. Czy naprawdę chciałbyś zobaczyć te pokoje? Może skusiłoby cię, by ukraść klucze i włamać się do nich tak, jak udało ci się wejść do tego domu?

Wróbelek, choć nieco rozproszony, mógł zauważyć coś interesującego przy wejściu do kuchni. Na ścianie wisiała ilustracja, która wydała mu się bardzo, ale to bardzo znajoma. Czy to możliwe, że nie była to jedyna taka ilustracja w tym domu? Czyżby ten dom skrywał więcej wcale nie jego dzieł, które kiedyś stworzył, a które teraz, w tym miejscu, wydawały się jakoś osobliwe pasujące do całości.

Może decyzja o pozwoleniu wróbelkowi na pozostanie była dobra. Może za jakiś czas będzie tego żałował, ale po co martwić się na zapas? Teraz było dobrze, a to wystarczyło. Przez chwilę spojrzał ponownie na swojego gościa i miał wrażenie, że coś jest nie tak. Jednak szybko odgonił tę myśl, przypisując ją chwilowemu zamyśleniu a może planie ucieczki lub zrobienia czegoś innego. Nic nie powiedział, pozwalając wróbelkowi dalej podziwiać otoczenie, a może nawet nieco więcej, świadomie, ale subtelnie oferując mu kolejne powody do podziwu. Sam zajął się czymś innym, jakby nie dostrzegał, co robi jego gość.

Rozkoszował się tonem i brzmieniem swojego imienia wypowiadanego przez drugiego człowieka. Było coś niesamowicie przyjemnego w tym, jak jego imię smakowało w ustach kogoś innego – mógłby się do tego przyzwyczaić. Gdy usłyszał wzmiankę o książce, nie mógł powstrzymać się od cichego, mimo że szczerego śmiechu.
-„Ludzie znają dziś cenę wszystkiego, nie znając wartości niczego,”-zacytował, a jego oczy spoczęły na rozmówcy, przenikliwe i pełne cichego wyzwania.-Znam tę książkę aż za dobrze. To jedna z ulubionych lektur mojego ojca, który uparł się, by jego pierworodny nosił imię głównego bohatera. Nie mam pojęcia co chciał tym zasugerować.-W jego głosie pobrzmiewała nuta przewrotności, jakby cieszył się z faktu, że zaskoczył swojego gościa. „Nie spodziewałeś się, że nie będziesz mnie w stanie zaskoczyć? Myślałeś, że jesteś sprytny?” Uśmiechnął się, ale w jego uśmiechu było coś drapieżnego, coś, co mówiło: „Wybacz mi, kochanie, ale musiałem to zrobić. Jak to było? ‘Jaka jest różnica pomiędzy kaprysem a dozgonną miłością? Ta, że kaprys trwa trochę dłużej.’ Cóż, kaprys dotyczący Ciebie może trwać bardzo długo.”

-Spokojnie, nie będę się gniewał, nawet jakbyś przekręcił- dodał łagodniejszym tonem, przekręcając lekko głowę na bok i patrząc na mężczyznę z lekkim, prawie figlarnym uśmiechem. -Zresztą, nikt nie zwraca się do mnie tym imieniem, więc zdziwiłbym się, gdybyś akurat Ty zdecydował się tak mnie nazywać.- Jego głos złagodniał, gdy wspomniał: „Yuusei – gwiazda albo odwaga, w zależności od tego, jak zapiszesz." Matka nie mogła pozwolić, by nie miał żadnego powiązania z korzeniami.

Kiedy usłyszał, że „Ptaszyna” nie jest jeszcze godna osoby obcej, zaśmiał się cicho, jakby to stwierdzenie było dla niego jednocześnie rozbawiające i intrygujące. Odebrał to jako wyzwanie, coś, co zasługiwało na jego uwagę – może nawet coś, co wymagało odpowiedniego udowodnienia.
-Gilbert… nie do końca do Ciebie pasuje- mruknął z lekką nutą rozczarowania, choć nie dało się ukryć, że smakował to imię na swoich ustach, jakby próbował zrozumieć, dlaczego wydaje mu się takie nieodpowiednie. Czuł, że jego gość nie mówił prawdy, ale nie zamierzał tego sprawdzać. Nie oczekiwał szczerości, nie tej nocy. Wiedział, że obaj będą ukrywać się za maskami, grać w subtelne gry, balansować na granicy rzeczywistości i iluzji. Co wyniknie z tej wymiany? Nie miał pojęcia i w tej chwili go to nie obchodziło. W tej chwili Dorian cieszył się jedynie chwilą, zanurzając się w teraźniejszości.

Wyciągnął butelkę śliwkowego wina, której pochodzenia nawet nie pamiętał, dostał w jakimś prezencie? A może znalazł w jakimś sklepie? Niemniej  wiedział, że będzie idealnym towarzyszem na tę noc. Nalał głęboko rubinowy płyn do karafki, a następnie postawił ją na stole między nimi, wraz z dwoma kieliszkami, jakby zapraszając do kolejnego etapu tej gry." Co mi pozwolisz tej nocy, kochanie? Jak daleko chcesz się posunąć?"

Usiadł naprzeciwko Gilberta, wpatrując się w niego z rozbawieniem, które iskrzyło w jego oczach. Usłyszawszy, że miał szczęście, uśmiechnął się lekko, niemal ironicznie. "O tak, miał go za dużo, zdecydowanie za dużo". Gdyby losy potoczyły się inaczej, ten wieczór mógłby zakończyć się o wiele mniej przyjemnie dla nich obojga. A teraz? Jak gdyby nigdy nic, siedzieli naprzeciw siebie, rozmawiając, jakby księżyc był ich jedynym świadkiem tej nocnej przygody, a przeszłość i przyszłość zniknęły gdzieś za horyzontem.

-Jakbyś był tutaj prowadzony przez niewidzialną nić przeznaczenia-powiedział, rozlewając wino do kieliszków, a jego głos brzmiał jak cichy szept .
-Jeśli chodzi o zwoje Genpei, to jest to ogólna nazwa dla licznych poematów i malowideł, które powstały, aby opowiedzieć historię wojny Genpei — konfliktu między dwoma najpotężniejszymi rodami walczącymi o władzę nad krajem. Wiele takich prac przepadło, ale te najcenniejsze zostały zreprodukowane, jak na przykład 'Heike Monogatari' z epoki Heian. Zachowały się też niektóre malarskie dzieła, które przetrwały, czy to w formie zwojów, czy, jak to często bywało w tamtych czasach, jako parawany czy inne akcesoria domowe- Jego głos nabrał ciepła, gdy dzielił się swoją wiedzą, odwołując się do swoich korzeni.Jednak mimo tej erudycyjnej opowieści, miał wrażenie, że nie o to chodziło jego rozmówcy. Dostrzegał, że tamten oczekiwał czegoś innego, ale nie pozwolił, by to zburzyło jego wewnętrzny spokój. Cieszył się, że nie jest samotny i że może dzielić się swoimi myślami z kimś innym, nawet jeśli cała ta sytuacja miała się później okazać jedynie pięknie utkanym kłamstwem.

-Zajmujesz się tylko wchodzeniem w cudze życie, czy jest coś więcej? Mam przeczucie, że jesteś znacznie bardziej związany ze sztuką, niż chciałbyś to przyznać- powiedział, unosząc kieliszek do ust, kręcąc nim delikatnie, jakby badał nie tylko zapach wina, ale i intencje swojego gościa. Jego spojrzenie było przenikliwe, nie spuszczał oczu z rozmówcy. "Na ile pozwolisz się poznać? Na ile będziesz mi kłamać prosto w oczy?"
Dorian Bane-Park
Wiek : 34
Odmienność : Czarownik
Miejsce zamieszkania : Eaglecrest
Zawód : Chirurg ogólny, Ratownik, Dorywczo model
Cecil Fogarty
ANATOMICZNA : 20
ILUZJI : 8
SIŁA WOLI : 15
PŻ : 179
CHARYZMA : 15
SPRAWNOŚĆ : 7
WIEDZA : 5
TALENTY : 10
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t175-cecil-fogarty#374
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t250-cecil-fogarty#619
RELACJE : https://www.dieacnocte.com/t251-cecil-fogarty#620
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t281-poczta-cecila-fogarty-ego#776
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/f192-arcanum-14-7
ANATOMICZNA : 20
ILUZJI : 8
SIŁA WOLI : 15
PŻ : 179
CHARYZMA : 15
SPRAWNOŚĆ : 7
WIEDZA : 5
TALENTY : 10
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t175-cecil-fogarty#374
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t250-cecil-fogarty#619
RELACJE : https://www.dieacnocte.com/t251-cecil-fogarty#620
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t281-poczta-cecila-fogarty-ego#776
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/f192-arcanum-14-7
- Myślisz, że to, co piękne, co zdumiewające, zaskakujące, oszołamiające i niebanalne, powinno być ukryte przed ludzkim okiem, bo inaczej straci swoje walory artystyczne?
Jakie ty dzieła potrafisz docenić, skarbie?
Pytanie nadeszło szybciej niż zakładał.
Objął pozornie obojętnym spojrzeniem wiszącą na ścianie ilustracje. Ilustracje naszkicowaną ręką Tariana Belmana , jego ręką. Powinien się wzruszyć. Powinien uronić łzę. Powinien usta wykrzywić w uśmiechu. Ale nie wybrał żadnej z tych opcji, wybrał obojętność.
Wiedział, kiedy ją naszickował. Cztery lata temu. Noc byla duszna, upalna. Środek lata. Pod tyłkiem palił mu się ogień zbliżającego się deadline'u. Krople potu spływały mu pod skórze. Czul odciski na dłoniach, gdy dociskał ołówek do kartki. W radio grali the Smith. Wyłącz te smętny, usłyszał znajomy głos za plecami. Dahlia stała oparta o framugę, na ustach uformowała rozbawiony grymas. Ołówek, który wędrował po kartce, pękł pod naporem jego palców.
Idź sobie. Wyjdź z mojej głowy.Idź i nie wracaj.
Dahlia była odległym wspomnieniem, znajdowała się za parawanem złudzeń, za to Dorian stał w świetle rzeczywistością.
- Nieco infantylne - ocenił, podchodząc bliżej, by przyjrzeć się ilustracji. Przez chwile zapomniał, że było to jedno z najgorszych jego dzieł. Pasowało tu jak ulał. Odnalazło się na tej ścianie jak brakujący element układanki. - Tiran Belman? Wielka szkoda, że ilustruje głownie książki dla dzieci. Mam wrażenie, że stać go na dużo więcej.
Nie przemawiała przez niego skromność, a pewność siebie. Szkice, które zostawił na stronach prywatnych szkicownikach, były inne, lepsze, bardziej wyraziste, były jego przelanymi na papier myślami, tym wszystkim, czym chciał podzielić się ze światem.
Dorian nie szczędził mu za to szczegółów ze swojego życia. Cecil uśmiechnął sie z nutą rozbawienia, gdy usłyszał, co było inspiracją do jego imienia; mówisz poważnie, skarbie?
- Widocznie syn odziedziczył po ojcu dobry gust.
Arden nie wiele widział o sztuce i jeszcze mniej o swoich dzieciach; był ojcem nieobecnych, tym, co zakradał się do sypialni na palcach, by nikogo nie pobudzić, tym, co nigdy nie angażował się w życie rodzinne, tym, co uciekał od decyzyjności.
- Rozczarowany? - usłyszał gorycz rozczarowania w jego głosie, więc, w ramach riposty, usta wykrzywił w rozbawieniu. - Wybacz, to wybór moich rodziców - dodał, wplatając między słowa nutę rozbawienia. - Powiedz - skoro imię jest dla ciebie takie ważne, skarbie - jakie imię od mnie pasuje?
Przez ulotną chwile chciał przyznać mu się, że skłamał i tak naprawdę ma na imię Cecil, jednak ugryzł się w język. Półprawdy były słodsze od prawdy i nieco mniej gorzkie od kłamstw.
Będę twoim Gilbertem, skarbie. Tylko twoim
- Nie mylisz się- usiadł nieopodal Doriana, ramię przy ramieniu, z oddechem przy jego skórze. - Mogę zdradzić ci sekret - cichy szept trafił do jego ucha, gdy znowu zbliżył ku niemu usta. - Rozwinąłem nić Ariadny, by tu trafić, więc nie wiem, jak się stąd wydostanę.
W palce złapał podarowany mu kieliszek; ucisk mial delikatny, by pod naporem swojej dłoni nie zmiażdżyć kruchego w dotyku szkła. Też taki jesteś, skarbie - kruchy, delikatny?
W akompaniamencie jeśli chodzi o zwoje Genpei nawilżył suchość w gardle pierwszym łykiem wina; wiśniowe, całkiem dobre, choć odrobinę za słodkie, preferował wytrwane.
- Hm - mrukliwym pomruk wydobył się spod jego warg, gdy zebrał z nich opuszkiem języka posmak wina. - Mógłbyś zacytować jeden z tych poematów? - Genpei, choć na swój sposób fascynujący, nie dorasta ci do pięt, skarbie. Ja tylko chcę słyszeć twój głos. Chcę, by wypełnił przestrzeń mojego ucha, skrawki mojej skóry i dosięgnął roztrzaskanej na milion odłamków duszy. - Haiku, a może coś zupełnie innego? - Bo wiesz, mógłby ułożyć wiele haiku na twój temat i temat tego spotkania, a one, mam wrażanie, ledwie sie zaczęło, a to, jak się skończy, zależy tylko od nas.
Jak ułoży się ta relacja? Będzie jedynie krótkotrwałą chwilą zapomnienia, jedną nocą pośród setki samotnych nocy? Krótką przerwą między jedną myślą o drugą? Balansowaniem na granicy fikcji a rzeczywistości?
Co zrobisz, skarbie, gdy znowu wejdę nieproszony do twojego domu? Zaprosisz mnie, jak teraz, a może nakreślisz granice? Co zrobisz, jeśli ją przekroczę?
Wydobył z odmętów wspomnień białą jak papier twarz Alistaira, gdy zjawił się na progu jego łazienki cały zakrwawiony, ledwie przytomny. Co mu wtedy powiedział? Jestem jak bezdomny kot. Nie przywiązuje się do ludzi i przedmiotów. Przywiązuję się do miejsc. Od dzisiaj stanę sie stałym bywalcem twojego życia.
I nachodził go od czasu do czasu. Czasem ledwo żywy, czasem prawie martwy. Wpadał niezapowiedziany. Zakłócał jego spokój i przestrzeń osobistą. Raz nawet, pod wpływem emocji, pocałował go w ust, bo nie mógł stłumić pokusy zrodzonej w głębi serca.
Dorian był pokusą innego kalibru. Nie chciał smakować jego ust, nie chciał dotykać jego skóry. Chciał wejść w jego buty, przejąć jego ciało, stać się z nim. Zgłębić to, co kryło się w przestrzeni jego umysłu. Zmierzyć zasięg jego nieoczywistej wrażliwości. Stoczyć pojedynek z tym, co go dręczy. Zrozumieć, dlaczego wybrał puste łóżko i samotne noce. Poznać jego marzenia. Wczytać się w jego emocje. Stać się nim. Zobaczyć świat jego oczami.
- Może być cos bardziej interesującego od - twojego - obcego życia? Zawsze, gdy na swojej drodze spotykam osoby - takie jak ty - które od pierwszego wypowiedzianego zdania zwrócą moją uwagę nie mogę przejść obok nich obojętnie.  - Tak rodzą się fascynacje i małe zauroczenie, zawody i mankamenty.
Jestem pełen niezdrowych nawyków, skarbie. Chcesz stać się jednym z nich?
- A moje relacja ze sztuką jest skomplikowane. Nikt nie poznał się na moim talencie, więc rysuje do szuflady.
I czasem moje ilustracje wiszą dumnie na ścianie jak replika Lekcji anatomii Rembrandta.
- Nie miałem tyle szczęścia, co Tarian Belman. A ty - uniósł kieliszek w geście toastu - czym się zajmujesz? Mieszkanie w pobliżu szpitala to czysty zbieg okoliczności, czy kryje się za tym coś więcej?
Może po prostu chciał zamieszkać w cichej, spokojnej i pozornie bezpiecznej okolicy, na peryferiach miasta.
Cecil Fogarty
Wiek : 23
Odmienność : Cień
Miejsce zamieszkania : Deadberry
Zawód : ilustrator
Dorian Bane-Park
ANATOMICZNA : 15
NATURY : 10
SIŁA WOLI : 10
PŻ : 164
CHARYZMA : 2
SPRAWNOŚĆ : 2
WIEDZA : 25
TALENTY : 6
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t2319-dorian-bane-park
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t2349-dorian-bane-park
RELACJE : https://www.dieacnocte.com/t2350-dori-mori-boom
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t2351-poczta-doriana-bane-parka
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/f263-raventree-hall
BANK : https://www.dieacnocte.com/t2431-rachunek-bankowy-dorian-bane-park
ANATOMICZNA : 15
NATURY : 10
SIŁA WOLI : 10
PŻ : 164
CHARYZMA : 2
SPRAWNOŚĆ : 2
WIEDZA : 25
TALENTY : 6
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t2319-dorian-bane-park
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t2349-dorian-bane-park
RELACJE : https://www.dieacnocte.com/t2350-dori-mori-boom
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t2351-poczta-doriana-bane-parka
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/f263-raventree-hall
BANK : https://www.dieacnocte.com/t2431-rachunek-bankowy-dorian-bane-park
Dorian pozwolił, aby pytanie zawisło w powietrzu, nie dając na nie odpowiedzi. Celowo pozostawił swojego rozmówcę w niepewności, zachęcając go do snucia własnych domysłów. Gdy rozmowa zeszła na temat ilustracji, Dorian spojrzał na gościa z lekkim zdziwieniem. Czy to tylko przypadek, że znał tego artystę? W końcu w lokalnym środowisku artystycznym większość osób kojarzyła się nawzajem.

Dostałem ją w prezencie — zaczął, mówiąc z nutą zadumy. — I muszę przyznać, że długo we mnie dojrzewała. Przez długi czas leżała gdzieś w ukryciu, bo wydawało mi się, że nie pasuje do reszty, że coś mi w niej nie odpowiada — wyznał, marszcząc lekko brwi w geście namysłu. — Jednak z czasem zyskała w moich oczach, aż w końcu znalazła swoje miejsce tutaj. Zaczęło się od tej jednej ilustracji, a potem szukałem kolejnych, aż kupiłem jeszcze kilka. Trochę żałuję, że artysta nie idzie w bardziej "dorosłe" rejony, może nawet mroczniejsze, ale chyba praca nad ilustracjami dla dzieci go ogranicza — mówił, poprawiając włosy ruchem pełnym zamyślenia. — Może w głębi duszy tworzy coś bardziej dojrzałego dla siebie, coś, czego nigdy nie pokaże światu, zostawi w swojej włanej pracowni... Kto wie, czy jest w stanie osiągnąć więcej, niż nam się wydaje? — dodał, wzruszając ramionami, jakby ten temat nie był dla niego już tak ważny.

'Och, kochanie, mówię to całkiem poważnie' zaśmiał się na komplement, zastanawiając się przez chwilę, czy rzeczywiście ma aż tak dobry gust literacki. Ale zaraz potem przypomniał sobie, że przecież nie istnieje coś takiego jak "dobry" czy "zły" gust. To tylko złudzenie, w które wierzą ci, którzy chcą poczuć się lepsi od innych. Dla niego liczyło się jedynie to, że w ogóle czytasz, bo to już samo w sobie jest wartością.

Może masz rację, a może to po prostu nieodparty urok — powiedział z rozbawieniem, uśmiechając się lekko. Miał wrażenie, że pochodzenie ze strony ojca sprawiło, iż rodzina bardziej przykładała wagę do tego, by Dorian był oczytany i obeznany ze sztuką. Nigdy mu to jednak nie przeszkadzało. Wręcz przeciwnie — chłonął wiedzę jak gąbka, czerpiąc radość z każdej nowej lekcji, z każdej okazji, która mogła go czegoś nauczyć i wzbogacić jego życie.

Może trochę — zaśmiał się cicho, jego oczy pełne zamyślenia spoczęły na rozmówcy. Zastanawiał się, jakie imię mogłoby do niego pasować. — Może Ariel, jak duch z „Burzy” Szekspira... choć możemy zostać przy Gilbercie. Może, jak ilustracje Belmana, to imię z czasem we mnie wzrośnie — mruknął z delikatnym uśmiechem na ustach." Bądź więc Gilbertem, jeśli tego pragniesz. Możesz tu być, kim tylko zechcesz, ale w głębi serca zawsze pozostaniesz dla mnie wróbelkiem. Nie mów mi prawdy, skoro pragniesz tylko tej jednej nocy, by potem zniknąć tak szybko, jak pojawiłeś się w moim życiu.” Na tę myśl zrobiło mu się smutno, że wszystko mogłoby zakończyć się po tej jednej nocy. Jednak nie chciał go zatrzymywać ani zmuszać, by został. Był wolnym człowiekiem, a decyzja, czy przyjąć zaproszenie na dłużej, należała wyłącznie do niego. Dorian mógł jedynie subtelnie go zachęcać.

Gdy mężczyzna przysiadł blisko, ciepło jego oddechu przy uchu wywołało u Doriana mimowolny dreszcz. "Czego ode mnie chcesz, kochanie? — zapytał niemo, praktycznie samego siebie "Wystawiasz mnie na pokusę czegoś, czego nigdy nie będę mógł mieć? Lubisz bawić się, sprawdzając, jak daleko możesz się posunąć?"
To naprawdę tragiczny los, dać się złapać w pułapkę bez wyjścia — mruknął z lekkim rozbawieniem, choć jego oczy pozostały poważne, wpatrzone głęboko w oczy rozmówcy. — Czy chcesz, żebym pomógł Ci znaleźć wyjście? — zapytał, a jego głos przesycony był subtelną troską, jakby rzeczywiście pragnął pomóc by wskazać drogę ucieczki z pułapki jakim był jego dom.

Och, trafiło się coś trudnego — zaśmiał się, odchylając się do tyłu na krześle z nutą rezygnacji. Mimo że z łatwością zapamiętywał i chłonął nowe informacje, poezja, zwłaszcza w dłuższej formie, nigdy nie była jego mocną stroną. Pamiętał jednak jakieś haiku... Czekaj, jak to szło? — Kogarashi ni naniyara ichi-wa samuge nari — wypowiedział słowa ostrożnie, jakby nie chciał popełnić błędu w wymowie. —
Bezimienny ptak,
wygląda na zmarzniętego
w chłodnym podmuchu
— przetłumaczył, zerkając na swojego rozmówcę z cieniem tajemniczego uśmiechu.Czy to Ty jesteś tym ptaszkiem? Bezimiennym, spragnionym ciepła? Przyszedłeś tutaj, by ogrzać swoje ciało i serce? A może tylko udajesz, by zostać na chwilę, poczekać, aż stracę czujność, i wtedy zniknąć, zabierając ze sobą to, co nie należy do Ciebie?

Wejście w buty Doriana mogło być jednym z najgorszych pomysłów. Jego codzienność była raczej przewidywalna i monotonna — praca, dom, znowu praca, potem znów dom. Nawet w chwilach, gdy uczestniczył w operacjach czy akcjach ratowniczych, które mogły wydawać się ekscytujące, Gilbert mógłby doznać rozczarowania. Chyba że właśnie to Cię pociąga? Rutyna i samotność, zamknięte w czterech ścianach... Czy naprawdę pragniesz tego doświadczyć, poczuć na własnej skórze?

Czy każdemu tak słodzisz, czy mam przyjąć ten komplement, udając, że jest wyjątkowy? — spytał z lekkim wyzwaniem w głosie, jego spojrzenie przenikliwe, jakby chciał zajrzeć w głąb rozmówcy."Myślisz, że takimi tanimi, ładnymi słówkami zamydlisz mi oczy? Że nagle poczuję się wyjątkowy i nietykalny? Och, nie, kochanie, nie jestem pierwszym lepszym małolatem, który kupuje takie bajeczki."

Kiedy Gilbert ponownie wspomniał imię Tariana, coś zaczęło się układać w głowie Doriana. Zastanawiał się, na ile to było przypadkowe, a na ile celowe. Czy Gilbert próbował mu coś przekazać? Łączył powoli kropki, ale wciąż brakowało mu kilku elementów, by dostrzec pełen obraz.
Mam wrażenie, że artystom z mniejszych miejscowości jest trudno się wybić, jeśli nie mają odpowiednich znajomości — powiedział, jego ton był spokojny, ale w głosie brzmiała nuta zainteresowania. — Może kiedyś mógłbyś pokazać mi swoje prace. Chętnie zobaczę, jak postrzegasz świat. — Zatrzymał na chwilę wzrok na twarzy Gilberta, a jego oczy błyszczały delikatnym wyzwaniem."A może boisz się, że zobaczę coś, czego wolisz nie ujawniać? Może ukrywasz się za maską, za którą kryje się prawdziwa osoba? "A poza tym, chyba dobrze znasz Tariana, prawda? — rzucił przynętę, chcąc sprawdzić, jak Gilbert zareaguje na to pytanie.

Na pewno to czysty przypadek, że akurat w dobrej cenie kupiłem dom tutaj i tak, pracuję w szpitalu, co nie jest przypadkiem  — Uśmiechnął się z rozbawieniem, ale jego spojrzenie było przenikliwe. — Po długich dyżurach nie ma nic lepszego niż świadomość, że do domu jest tak blisko. Czasem człowiek nie ma siły myśleć, jak daleko trzeba by jeszcze iść, żeby w końcu odpocząć.
Dorian Bane-Park
Wiek : 34
Odmienność : Czarownik
Miejsce zamieszkania : Eaglecrest
Zawód : Chirurg ogólny, Ratownik, Dorywczo model
Cecil Fogarty
ANATOMICZNA : 20
ILUZJI : 8
SIŁA WOLI : 15
PŻ : 179
CHARYZMA : 15
SPRAWNOŚĆ : 7
WIEDZA : 5
TALENTY : 10
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t175-cecil-fogarty#374
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t250-cecil-fogarty#619
RELACJE : https://www.dieacnocte.com/t251-cecil-fogarty#620
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t281-poczta-cecila-fogarty-ego#776
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/f192-arcanum-14-7
ANATOMICZNA : 20
ILUZJI : 8
SIŁA WOLI : 15
PŻ : 179
CHARYZMA : 15
SPRAWNOŚĆ : 7
WIEDZA : 5
TALENTY : 10
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t175-cecil-fogarty#374
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t250-cecil-fogarty#619
RELACJE : https://www.dieacnocte.com/t251-cecil-fogarty#620
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t281-poczta-cecila-fogarty-ego#776
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/f192-arcanum-14-7
- Naprawdę? Mam wrażenie, że całkiem nieźle skomponowała się z wystrojem. - To co piękne, nie zawsze jest widoczne na pierwszy rzut oka. Prawdziwe piękno umyka przed ludzkim wzrokiem, czai sie w mroku. Nie jest czymś, co można zamknąć w garści. Odchodzi, przemija wraz z porami roku, jak uroda. Dopasowuje się do cyklu życia.
Zaczęło się od tej jednej ilustracji, a potem szukałem kolejnych, aż kupiłem jeszcze kilka zakłóciło przypływ kłębiących się pod sklepieniem czaszki myśli.
Powinien poczuć się ukontentowany; powinien poczuć spełnienia - nawet jeśli tylko chwilowe; powinien poczuć dumę, rozkoszować się jego słowami; wykrzywić usta w głęboki uśmiechu.
Powinien, ale nie czuł nic. Była tylko pustka. Nieprzyjemny uścisk w dolnej partii żołądka. Szybko przełknięta ślina.
- Spójrz tu - wskazał na drugą planową postać w tle, która zazwyczaj umykała uwadze. - To odpowiedź na twoje pytań.
Stać go na więcej. Dużo więcej. Znał swoje możliwości. Niespełnione ambicje. Tak, jak pamiętał każdy szkic, który wyszedł spod jego ręki. W rysunkach dla dzieci umieścił wiele wskazówek. Wystarczy je dostrzec, a nie tylko patrzeć.
Cichy śmiech zakłócił strumień jego świadomości i przepływ myśli. Choć sam się nie zaśmiał, w piwnych oczach pojawił się przebłysk rozbawienia.
- Ariel - powtórzył cichym pomrukiem. - Uwolnisz mnie z pnia drzewa i co dalej?
Co zrobisz, skarbie? Zniewolisz mnie? Nie, nie. Nie chcesz mnie przecież zamknąć w klatce. Nie chcesz ograniczać mojej wolności. Nie jesteś Prospero. Nie pragniesz tronu Mediolanu. Jesteś Dorianem. Pragniesz wiecznej młodości, która popchnie cię w ramiona obłędu?
W głowie pozostała rozpalana ciekawość; były nimi pytania bez odpowiedzi; każda kolejna chwila spędzona w jego towarzystwie.
- Wyglądam jak ktoś, kto szuka wyjścia?
Spojrzenie za spojrzenie; testujemy który z nas mrugnie pierwszy? Ostrzegam, skarbie, jestem dobry w te gierki.
- Wyglądasz na kogoś, kto pokonuje trudność, więc zamieniam się w słuch.
Najpierw azjatyckie słowa brzmiące jak świst wiatru, potem angielski przekład i fala ciepła rozlewająca się po ciele.
- To ja. Jestem ptakiem, który poszukuję odrobiny ciepła, bo szybko marzną mi dłonie. - Na potwierdzenie swoich słów przycisnął dłoń do obcego, ciepłego policzka; była zimna, niemal lodowata, jak wino, które rozpieszczało podniebienie.
Dzisiaj jesteś namiastką mojego ciepła, skarbie. Jutro będziesz tylko wspomnieniem.
- Wiesz, nie każdy nagradza mnie winem, gdy wychodzę do jego domu bez pukania, wiec zgadnij. - Łobuzerki uśmiech i opuszek języka przesuwający się prowokacyjnie pod górnej wardze, było wszystkim, co mógł mu zaoferować. - Zwykle przemykam niezauważony.
Bo taki jestem, kurwa, sprytny, chciał dodać, ale tym razem kłamstwo nie opuściło jego warg.
Ludzie zazwyczaj nie dostrzegają mojej obecności. Ty ją dostrzegłeś. Sprawiłeś, że stała się namacalna, materialna. Jak mój dotyk na twojej skórze, skarbie.
- Zdecydowanie. W Saint Fall nie ma zbyt wielu perspektyw na rozwój, może Boston miałby więcej do zaoferowania w tej materii, jednak nie mogę z dnia na dzień się spakować - choć pewnie zmieściłbym całe swoje życie w jednej torbie i nie rzuciłbym przez ramie ani jednego tęsknego spojrzenia - i po prostu stąd wyjechać, póki - nie doprowadzę wszystkich swoich spraw do końca - ktoś na mnie czeka.
Zaczepny błysk w spojrzeniu potraktował jak kolejną prowokacje; szturchnął go ramieniem w ramię. Bał się wiele rzeczy, a najbardziej tego, że ci, na którym mu zależy, ujrzał w nim potwora, jakim się stał.
Tobie to nie grozi, słowa były kształtującym się na ustach głębszym uśmiechem, ledwie uchyliłem drzwi do twojego życia. Otworzysz je przede mną na oścież i mnie do niego wpuścisz, a może jedną nogę pozostanę na zawsze w progu?
Wzmianka o Tarianie nie zbiło go z tropu; nie wymazało uśmiechu na jego twarzy; nie zmarszczyło tafli czoła zmarszczką zdziwienia. Zbyt długo grał w tę grę. W pozory, w kłamstwa. Tkwił w tym po uszu.
- Znam to za dużo powiedziane. - Widuję go często. W lustrze. Dzielą z nim mieszkanie, łóżko, życie. Chodzi w moich ubraniach. Szkicuje moje rysunki. Je moim ustami. Jego myśli są moim myślami. To ja, zorientowałeś się? - Kojarzę to lepsze określenie. Jest w moim wieku. Miałem okazje zamienić z nim kilka słów, ale kontakt urwał nam się zaraz po tym, jak opublikował swoje pierwszy ilustracje. Nie odpisał mi na list, gdy pogratulowałem mu sukcesu. Wyobrażasz sobie? - Uśmiechnął się z lekkim rozbawieniem.
On potrafił sobie to wyobrazić. Spalił wszystkie takie listy. Szkice, które wysyłał do wydawnictw, nie były spełnieniem jego marzeń; były ledwie namiastkę tego, co chciał osiągnąć, a co, w takiej prowincji jak Saint Fall, znajdowało się poza jego zasięgiem, dlatego wciąż, w ciszy, marzył o Nowym Jorku, o mieście, gdzie spełniają się sny i gdzie jego talent - być może - w końcu zostałby zauważony. Przy odrobinie szczęścia, a szczęście nigdy nie deptało mu do piętach. Właściwie wyczerpał jego zasoby w dniu, w którym pierwszy raz usta zatopił w nevellowych wargach.
- Trafiony-zatopiony. A wiec pracujesz w szpitalu. - A wiec pewnie kojarzysz mojego ojca. - Jesteś anestezjologiem. Wyglądasz na anestezjologia. I nie mów, że nie. Tyle razy skradłeś mi dzisiaj oddech, że jestem skłonny uwierzyć, że nim jesteś. - Wysuszył lampkę wina dwoma haustami.
Dzisiaj, tu, w twoim mieszkaniu, pod odsłoną nocy, pozwólmy sobie na chwile szaleństwa. Możesz być, kim chcesz. Każdą piękną kreacją, jaka pojawia się w moich myślach. Pragnieniem, który nie ugasi kolejny kieliszek wina.
Cecil Fogarty
Wiek : 23
Odmienność : Cień
Miejsce zamieszkania : Deadberry
Zawód : ilustrator
Dorian Bane-Park
ANATOMICZNA : 15
NATURY : 10
SIŁA WOLI : 10
PŻ : 164
CHARYZMA : 2
SPRAWNOŚĆ : 2
WIEDZA : 25
TALENTY : 6
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t2319-dorian-bane-park
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t2349-dorian-bane-park
RELACJE : https://www.dieacnocte.com/t2350-dori-mori-boom
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t2351-poczta-doriana-bane-parka
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/f263-raventree-hall
BANK : https://www.dieacnocte.com/t2431-rachunek-bankowy-dorian-bane-park
ANATOMICZNA : 15
NATURY : 10
SIŁA WOLI : 10
PŻ : 164
CHARYZMA : 2
SPRAWNOŚĆ : 2
WIEDZA : 25
TALENTY : 6
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t2319-dorian-bane-park
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t2349-dorian-bane-park
RELACJE : https://www.dieacnocte.com/t2350-dori-mori-boom
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t2351-poczta-doriana-bane-parka
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/f263-raventree-hall
BANK : https://www.dieacnocte.com/t2431-rachunek-bankowy-dorian-bane-park
Dorian, zaintrygowany, zbliżył się powoli, chcąc lepiej przyjrzeć się temu, co wskazał mu towarzysz. Chociaż doskonale dostrzegał te drugoplanowe elementy, to jednak nigdy wcześniej nie poświęcił im aż tyle uwagi. Teraz uświadomił sobie, jak bardzo brakowało mu perspektywy kogoś, kto znał się na rzeczy bardziej niż on sam.

Mówisz, że wszystkie jego dzieła nabierają głębi, gdy przyjrzymy się im uważniej? Muszę spróbować tego podejścia z pozostałymi ilustracjami — powiedział miękko, jednocześnie delikatnie muskając ramię Gilberta, gdy wspólnie wpatrywali się w dzieło.

Gilbert, ach, słodki Gilbert, przysięgałby, że w tej chwili oczy Doriana przybrały odcień głębokiej szarości, przypominającej burzowe chmury, ciemne, ale z przebłyskiem światła przebijającego się przez gęstą zasłonę nieba.
Och, zdecydowanie nie — odpowiedział, z lekko uniesionym kącikiem ust i brwią, dodając w głosie delikatny ton przekory. — W końcu obiecałem ci, że nie zamknę cię w żadnej klatce. Dlaczego więc miałbym nagle zmieniać tę narrację?-W jego myślach tliło się jednak coś więcej. "Myślisz, że nie chciałbym tego zrobić? Obiecałem ci wolność, chyba że sam poprosisz o coś innego." Mimo to czuł głęboką tęsknotę, by zatrzymać czas, by ta noc trwała wiecznie, by chwila, która dzieliła ich teraz, nigdy się nie skończyła. Niestety, nie posiadał takiej mocy, więc pozostało mu jedynie chłonąć tę chwilę, smakując ją jak najdoskonalszy szampan, delikatnie musujący na podniebieniu.

Twoje oczy i czyny mówią "nie", ale nie wiem, co kryje twoje serce — powiedział cicho, nie odrywając od niego wzroku ani na chwilę. Gilbert mógł zauważyć, jak ciemne chmury w oczach Doriana zaczęły powoli się rozjaśniać, jakby słońce próbowało przebić się przez mgłę niepewności.

Niespodziewane wyznanie gościa i delikatny dotyk jego dłoni były czymś, czego Dorian pragnął z całego serca, choć jednocześnie budziły w nim lęk. Głębiej wciągnął powietrze, czując chłód dotyku, i nieświadomie przytulił twarz do jego dłoni, kładąc na niej swoją własną. Skóra Doriana była ciepła i aksamitna, zupełnie różna od zimnej dłoni gościa — jak kwiecień kontrastujący z październikiem.
Nie możemy pozwolić, byś zamarzł — szepnął cicho, dodając w myślach: "Bo to by złamało mi serce." Czuł teraz nienawiść do własnego ciała, które wydawało się takie słabe, poddające się pragnieniu tego dotyku. Wiedział, że ta noc była jedynie chwilą, ale mimo to, była to chwila wyjątkowa, niemal magiczna.

Teraz pozostaje pytanie, czy to dobrze, że zostałeś złapany i poczęstowany winem, czy raczej pech, bo zostałeś złapany? — zapytał z prowokacyjnym uśmiechem, unosząc brew. W jego oczach czaiło się wyzwanie, pokusa, której trudno było się oprzeć. Starał się walczyć z narastającym pragnieniem, ale wiedział, że jego siła woli jest na wyczerpaniu. Wiedział, że niedługo przegra tę walkę.

Boston z pewnością oferuje szerokie perspektywy, ale równie łatwo może cię pochłonąć... i to niekoniecznie w pozytywny sposób— powiedział, a w jego głowie pojawiły się mgliste wspomnienia z czasu spędzonego w tym mieście. — Nikt jednak nie każe ci podejmować tej decyzji z dnia na dzień. To nie jest najlepszy sposób, zwłaszcza jeśli, jak mówisz, ktoś tutaj na ciebie czeka — dodał spokojnie, nie wchodząc głębiej w temat, wyczuwając, że rozmówca nie do końca chce o tym mówić.

Gdy poczuł lekkie szturchnięcie w ramię, zaśmiał się cicho, spoglądając na niego z ukosa. To było dziwne uczucie, jakby ten moment nie był ich pierwszym, jakby już kiedyś prowadzili tę rozmowę. "Czy naprawdę potrafisz nawiązać taką więź z każdym, czy może tutaj coś zaiskrzyło od samego początku? Może to trochę wina, trochę tej subtelnej przemocy sprawiają, że zachowujemy się jak szczeniaki?" — zastanawiał się, czując dziwną mieszankę deja vu i nowości, która wypełniała tę chwilę.

Może i nie dał się złapać, ale umysł Doriana bez trudu połączył kolejne kropki. Nie zdradził jednak swoich myśli, woląc bawić się w grę, w której udawał, że nie dostrzega podobieństw, nie łączy faktów. "Uwielbiam łamigłówki, a ty jesteś jedną z najbardziej intrygujących," pomyślał z cichą satysfakcją.
To bardzo bezczelne z jego strony, że już tak wcześnie uderzyła mu woda sodowa do głowy. No cóż, przynajmniej możemy się cieszyć, że mu się udało, nawet jeśli udaje, że cię nie zna — powiedział z lekkim rozbawieniem. "Oczywiście, że nie odpisał ci na list, skoro nigdy go do siebie nie napisałeś ani tym bardziej nie wysłałeś" przeszło mu przez myśl, a uśmiech na jego twarzy pogłębił się.

Gdy odpowiedź rozmówcy trafiła w sedno, wybuchnął śmiechem, głębszym i bardziej radosnym, niż sam by się spodziewał. "Może jednak umiesz w komplementy," pomyślał z zaskoczeniem, ciesząc się chwilą tej nieoczekiwanej radości.
Może i jestem — zaczął z figlarnym uśmiechem, który powoli przeradzał się w coś bardziej drapieżnego. — A może jednak jestem kardiologiem, który bez słowa sięgnie po twoje serce, by mieć je tylko dla siebie. — Jego głos był niski, niemal szeptany, jakby chciał, by każde słowo wślizgnęło się prosto do jego myśli, do jego ucha...świadomości. — A może neurochirurgiem, który wywierci się w twój mózg tak głęboko, że już nigdy mnie stamtąd nie wyrzucisz.

Mówiąc to, sięgnął po kieliszek, opróżniając go jednym zdecydowanym ruchem, jakby to wino było zapowiedzią czegoś, co miało dopiero nadejść. Jego oczy jaśniały, a napięcie w powietrzu stawało się coraz bardziej namacalne. Co przyniesie kolejny kieliszek? Do czego doprowadzi ich opróżniona karafka wina? Myśli i słowa, które dotąd były częścią ich subtelnej gry, zaczynały ustępować miejsca temu, co było prawdziwe, surowe i nienazwane. W tej chwili wszystko wydawało się możliwe, a granica między zabawą a rzeczywistością powoli zacierała się, prowadząc ich w nieznane, pełne obietnic terytorium.
Dorian Bane-Park
Wiek : 34
Odmienność : Czarownik
Miejsce zamieszkania : Eaglecrest
Zawód : Chirurg ogólny, Ratownik, Dorywczo model
Cecil Fogarty
ANATOMICZNA : 20
ILUZJI : 8
SIŁA WOLI : 15
PŻ : 179
CHARYZMA : 15
SPRAWNOŚĆ : 7
WIEDZA : 5
TALENTY : 10
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t175-cecil-fogarty#374
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t250-cecil-fogarty#619
RELACJE : https://www.dieacnocte.com/t251-cecil-fogarty#620
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t281-poczta-cecila-fogarty-ego#776
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/f192-arcanum-14-7
ANATOMICZNA : 20
ILUZJI : 8
SIŁA WOLI : 15
PŻ : 179
CHARYZMA : 15
SPRAWNOŚĆ : 7
WIEDZA : 5
TALENTY : 10
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t175-cecil-fogarty#374
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t250-cecil-fogarty#619
RELACJE : https://www.dieacnocte.com/t251-cecil-fogarty#620
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t281-poczta-cecila-fogarty-ego#776
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/f192-arcanum-14-7
- Nabierają, albo tracą. Wszystko zależy od perspektywy.
Jak wszyscy. Kiedy coś, co cię cieszyło, przestało. Kiedy ktoś, kogo podziwiałeś, okazał sie kimś zupełnie innym. Kiedyś coś, co kiedyś wydawało się drobnostką, teraz jest całym twoim światem. Tak jak każdy dotyk, nawet ten najbardziej przypadkowy, cudzych rąk na skórze, pozostaje na niej na zawsze.
Jaka jest twoja?
Zauważył to, jak między jednym a drugim słowem, pomiędzy jednym a drugim spojrzeniem, jego oczy zmieniły kolor. Teraz wyglądała inaczej. Teraz wyglądały, jak ocean na końcu drogi, w kolorze burzowych chmur, przez których gęstą żałosne przebijało się słońce. Kilka chwil po burzy, a może sekundy przed nią?
- Czasem nagły, nieplanowany rozwój sytuacji zmusza nas do zmiany narracji. Nie lubisz zmian? - Lubił. Zademonstrował mu jedną z nich. Swoją biogenezę. Dzięki niej mógł być każdym. Poznam cię na ulicy w świetle dnia, skarbie?
Nie, bo nie będę cię szukać. Wśród tłumu jesteś bezpieczny. Tam mój wzrok nie sięga. Pośród tłumu będziesz dla mnie kimś zupełnie obcym. Bo światło słońca zabija rozkosze nocy.
-  Nie znam odpowiedzi na wszystkie pytania, ale - prowokacyjny uśmiech został odwzajemniony - zastanawiam się, czy warto ją szukać? - Jest dobrze jak jest. W oparach nie dopowiedzeń. W aromacie niewiadomych. Na chuj drążyć temat, skarbie?
Zobaczył pokusę, zobaczył wyzwanie, zobaczył jego pragnienie. Pochlebiało mu te zainteresowanie. Pochlebiało mu, gdy tak na niego patrzył - jakby był jedyną osobą na świecie, na którą warto zawiesić spojrzenie. Jakby chciał go pożreć i jednocześnie ocalić. Zobaczyć coś kryje się za krawędzią maski obłudy. Zdejmij ją, skarbie, jeśli chcesz wiedzieć, co tam cię czeka.
Jednak obecnie inne kwestie konkurowały o jego uwagę. Na przykład zimna dłoń stykająca się z ciepłem policzka. Ledwie musnął jego skórę palcami, ale nie musiał czekać długo na ciętą riposta. Był nią jego dotyk, jego czułość. Ulotność zamknięta w minucie. W minucie, bo dłoń wycofał, a jakże, zanim przyzwyczaił się do przylegającego ciepła obcych palców. Jakby nie mogli dłużej celebrować tej chwili.
- Dlatego ją odkładem i na razie nigdzie się nie wybieram. Wielka kariera musi poczekać na lepsze czasy - nie było smutku w jego spojrzeniu, ani nostalgicznej nuty w głosie. Było rozbawienie. Tu nic go nie czekało, wiec skąd pomysł, że Bostonie będzie inaczej? Niedorzeczne.
Belman, jego ego, skandaliczne zachowanie i ignorowanie wszystkiego poza szkicownikiem nie był temat tej rozmowy, wiec wzruszeniem ramionami skwitował słowa Doriana.
Kiedy ty zaczniesz udawać, że mnie nie znasz? Jak dowiesz się, jak mam na nazwisko? Jak zrozumiesz, kogo wpuściłeś do domu? Przyjmuję zakłady, bo odpowiedź brzmi NIGDY. Nigdy mnie nie poznasz, nigdy nie rozszyfrowujesz. Za kilka dni zapomniesz o czym rozmawialiśmy. Za kilka tygodni zapomniesz, jak wyglądałem. Za miesiąc zapomnisz, że istnieje.
Dłoń, w której Cecil trzymał kieliszek, zamarł kilka centymetrów nad blatem, zanim zdążył go tam odłożyć, pod wpływem dźwięku, który wydostał sie z gardła Doriana. Śmiech, czysty, głęboki i radosny śmiech. Śmiały mu się usta, śmiały oczy i drżące w jego spazmach ramiona.  Moje słowa cię uszczęśliwiły, skarbie?
- Brzmi złowieszczo - nie czekał aż gospodarz ich obsłuży. Sam to uczynił. Wino, po równo, rozlał do obu pustych kieliszków. Słowa, każde kolejne, nie tylko docierało do jego uszu, ale wpadało w strumień świadomości. - Powiedzmy wiec, że jesteś kardiologiem, ten scenariusz bardziej mi się podoba i rozumiesz mowę serc. - Kolejny toast bez słów. Kolejne ciche westchnienie wysłane w eter. Kolejny postny uśmiech na wargach. Kolejne pozornie obojętne spojrzenie, choć nie brakowało nich iskier. - Wsłuchałeś się w bicie mojego. Co ci powiedziało, panie doktorze?
To nie koniec pytań; to dopiero początek koncertu spojrzeń, westchnień, cichy szeptów wypełniających skrawki oddzielających ich przestrzeni, mieszających się z ich oddechami. Cecilowy mgiełką ciepła ułożył się na obcej skórze, gdy twarz znalazła sie przy twarzy.
Moim mózgiem, skarbie, już się zaopiekowałeś. Odkąd znalazłeś drogę do moich myśli.
- I co zrobisz, jak wyrwiesz mi go z piersi? Zachowasz? Będzie twoim trofeum? Spójrz, zdobyłem kolejne serce do kolekcji? - Tym słowom towarzyszył śmiech, równie cichy, co szept. Ile serc wyrwałeś z cudzych piersi, skarbie, i ile  z nich przechowujesz do dzisiaj?
Lista była pewnie długa. Jak stąd do Bostonu. Zapoznanie się z nią zajęłoby mu mnóstwo czasu. Nie miał go tyle.
Cecil Fogarty
Wiek : 23
Odmienność : Cień
Miejsce zamieszkania : Deadberry
Zawód : ilustrator
Dorian Bane-Park
ANATOMICZNA : 15
NATURY : 10
SIŁA WOLI : 10
PŻ : 164
CHARYZMA : 2
SPRAWNOŚĆ : 2
WIEDZA : 25
TALENTY : 6
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t2319-dorian-bane-park
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t2349-dorian-bane-park
RELACJE : https://www.dieacnocte.com/t2350-dori-mori-boom
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t2351-poczta-doriana-bane-parka
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/f263-raventree-hall
BANK : https://www.dieacnocte.com/t2431-rachunek-bankowy-dorian-bane-park
ANATOMICZNA : 15
NATURY : 10
SIŁA WOLI : 10
PŻ : 164
CHARYZMA : 2
SPRAWNOŚĆ : 2
WIEDZA : 25
TALENTY : 6
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t2319-dorian-bane-park
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t2349-dorian-bane-park
RELACJE : https://www.dieacnocte.com/t2350-dori-mori-boom
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t2351-poczta-doriana-bane-parka
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/f263-raventree-hall
BANK : https://www.dieacnocte.com/t2431-rachunek-bankowy-dorian-bane-park
-Hmm, to nie tak, że nie lubię zmian- powiedział z lekkim uśmiechem, patrząc mu głęboko w oczy. "W kogo chciałabyś, żebym się zamienił, kochanie? Czy pragniesz, bym stał się Twoim alibi na noc? A może chcesz, bym był jedynie zabawką, którą bezlitośnie porzucisz, gdy tylko się nią znudzisz, jak kapryśne dziecko? Może lepiej grzesznikiem którego nawrócisz? Może wolisz, bym został Twoim osobistym wyznawcą, który będzie Cię czcił bez wahania? Mogę także zamknąć Twoje usta, zmusić je do milczenia, albo otworzyć je szeroko, niosąc z sobą rozkosz i tajemnicę. A może pragniesz, bym przyniósł Ci chwilowe ukojenie, zatopił Cię w zapomnieniu i spełnieniu? Powiedz mi, co dzisiaj chcesz zobaczyć, kochanie?".Na chwilę zamilkł, a jego wzrok stał się bardziej intensywny, jakby próbował zajrzeć w głąb duszy. -Ale nie lubię łamać obietnic, które komuś dałem. Wybacz, pod tym względem jestem przeraźliwie nudny- parsknął z lekkością, jakby rozbawiony własnymi słowami. "Spotkanie za dnia byłoby nużące, nie ma tej magii, nie ma tej elektryzującej tajemnicy i napięcia, które niesie ze sobą noc. W świetle dnia nie możesz przede mną uciec, nie możesz ukryć się w cieniu."

-Może i masz rację- odpowiedział po chwili ciszy, jego głos cichł jak szept, pełen niepewności.-Pewnie odpowiedź uformuje się dopiero po tej nocy...-Powoli odchylił głowę do tyłu, jakby chciał uciec od własnych myśli, i utkwił wzrok w pustym suficie. Co teraz kłębiło się w jego głowie? Prawdę mówiąc, sam nie był pewien. Jego umysł był jak niespokojne morze, w którym jedna fala myśli goniła drugą, nieustannie mieszając się i splatając. Pragnął, by z tego chaosu wyłoniła się jakaś logiczna całość, by myśli poukładały się jak starannie dobrane puzzle. Lubił mieć porządek, szczególnie w labiryncie własnego umysłu, lecz w tej chwili to było niemożliwe. Rozsądek, który zwykle trzymał wszystko w ryzach, dawno już poszedł spać, ustępując miejsca dawno zapomnianym nitkom w jego świadomości. Te nitki teraz splatały się w niezwykłe wzory, ciągnąc go w kierunki, które nigdy wcześniej nie wydawały się tak kuszące, tak nieodparcie silne.

"Czego się boisz, kochanie? Czy lękasz się, że ktoś mógłby sprawić, że poczujesz się wyjątkowy? Że przez to otworzysz się przed kimś, kogo tak naprawdę nie chcesz dopuścić do swojego świata?" — wydawało się pytać jego spojrzenie, które przenikało go na wskroś, próbując odczytać skrywane lęki i pragnienia.
Taki właśnie był Dorian, gdy chodziło o ludzi, których wpuszczał do najbardziej intymnych zakamarków swojej duszy. Niezależnie od tego, czy była to przygoda na jedną noc, iluzja związku z kimś, kto chciał jedynie poznać egzotykę bycia z kimś innej rasy, czy relacje, które trwały nieco dłużej – zawsze stawiał na to, by druga osoba czuła się wyjątkowa. By była jedyną na tym świecie, która naprawdę go obchodzi. Dorian dawał coś, czego sam nigdy w pełni nie otrzymał. Był jak latarnia w mroku, oferująca ciepło, którego sam nigdy nie mógł zatrzymać na dłużej. Jedynie Aveline patrzyła na niego w taki sposób, jakby był najdoskonalszym dziełem sztuki, jakie kiedykolwiek stąpało po ziemi. Potrafiła otworzyć go na samego siebie, jakby jej spojrzenie miało moc odkrywania najgłębszych zakamarków jego duszy. To ona sprawiła, że Dorian uwierzył w siebie, że zobaczył w sobie coś, czego wcześniej nie dostrzegał. Nigdy nie było w tym nic romantycznego, ich relacja była czysto platoniczna, ale miała w sobie coś znacznie głębszego, coś, co przetrwało próbę czasu. Kim byłby teraz, gdyby wtedy Aveline nie poprosiła go z uporem maniaka, by zapozował dla niej? Czy kiedykolwiek uwierzyłby w siebie, gdyby nie jej wytrwałość? Czy może gniłby od środka, zatruty każdą krytyczną uwagą, każdym kąśliwym słowem innych ludzi? Tego nie wiedział. Ale był pewien jednego – to, co otrzymał od Aveline, było bezcenne, i teraz chciał przekazywać to dalej. Chciał, by inni doświadczyli tego uczucia, które on sam zrozumiał dzięki niej. Być może w ten sposób mógłby odwdzięczyć się za dar, który zmienił całe jego życie.

Miał wrażenie, że ta minuta trwała wieki, jakby czas rozciągał się w nieskończoność, torturując jego ciało i umysł. Czuł w sobie słabość, która była bardziej pragnieniem niż niemocą, tęsknotą za dotykiem, który niósłby coś więcej niż tylko uścisk dłoni. Gilbert igrał z Dorianem, wplątując go w ryzykowną grę, pełną subtelnych prowokacji i nienazwanych pragnień. Wiedział jednak, że Gilbert doskonale zdaje sobie sprawę z niebezpieczeństwa tej gry, a mimo to nie zamierzał się zatrzymać. Gdy poczuł, że zaczyna uciekać od tych intensywnych emocji, Dorian spojrzał na towarzysza spod przymkniętych powiek, jego oczy były jak ciemne jeziora, pełne nieodgadnionych głębin. "Boisz się dotyku?" – zdawało się, że pytanie to unosi się w powietrzu między nimi, jak niewypowiedziana tajemnica. "Boisz się, że dotknie Cię zbyt głęboko? Że spodoba Ci się to, czego najbardziej się boisz?"

-Rozumiem- powiedział w końcu, jego głos niosł ze sobą zamyślenie, jakby starał się złapać każdą myśl, która przemknęła mu przez głowę.-Trudno jest porzucić to, co znamy. Poza tym… Boston chyba nie jest najlepszym miejscem dla artystów. Prędzej Nowy Jork, jeśli mówimy o tej stronie kraju- Choć te słowa wypowiadał z pozoru obojętnie, gdzieś głęboko czuł, że być może powinien przestać tak drążyć temat, jakby próbował przebijać się przez mur, za którym kryło się coś niebezpiecznego. Gilbert, bez wątpienia, miał swoje cele, był świadomy tego, co chce osiągnąć, i Dorian nie miał wątpliwości, że nadejdzie moment, w którym jego towarzysz podejmie próbę. Gilbert miał przed sobą mnóstwo czasu – był młody, a życie wciąż rozpościerało przed nim nieskończoną ilość możliwości. Ale choć czas nie zawsze wymagał pośpiechu, Dorian wiedział, że nie można też wszystkiego odkładać w nieskończoność. Niektóre rzeczy, jeśli nie zostaną załatwione teraz, nigdy się nie wydarzą. A to „nigdy” mogło być najbardziej przerażającą rzeczą ze wszystkich.

Nie chciał udawać, że zna go choćby odrobinę. W końcu nie o to w tym wszystkim chodziło. Wiedział, że tej nocy prawdopodobnie nie odkryje jego prawdziwego oblicza, może jedynie uchwyci kilka fragmentów, strzępków informacji, które mogłyby tworzyć zarys zagadki. Czy łatwo będzie go zapomnieć? Zdecydowanie nie. W końcu rzadko zdarza się, byś pił wino z kimś, kto jest jednocześnie złodziejem i kimś, z kim rozmawiasz, jakbyście znali się od lat.
Gilbert zostanie w jego myślach jako niewiadoma, tajemnica, która będzie domagała się rozwiązania. To raczej on, Dorian, mógłby zostać zapomniany, jak gasnący płomień świecy, który niknie w mroku. Pewnie był tylko jednym z wielu takich jednonocnych wspomnień w życiu Gilberta. "Kolejna nic nieznacząca osoba w Twoim repertuarze, Gilbercie," pomyślał gorzko, wiedząc, że gdy nadejdzie świt, wszystko rozpadnie się jak domek z kart.

Gdy Gilbert nalał mu wino, podziękował z lekkim uśmiechem, choć w jego oczach kryło się coś więcej. Jego spojrzenie, zwykle ciepłe i głębokie, teraz miało kolor błękitno-szary, jak niebo po intensywnej burzy, pełne niepokoju i tajemnic. Upijając kolejny spory łyk wina, poczuł, jak ciepło napoju rozlewa się po jego ciele, chwilowo zagłuszając niepokój, który wciąż go dręczył. "Ugh robi się już za gorąco" pomyślał luzując pasek swojego szlafroka, pozwalając by prawy rękaw trochę opadł z jego ramienia. Nie przejmował się niczym, poprostu robiło się za ciepło i chyba twarz lekko się zarumieniła.

-Och, co mówi serce niespodziewanego pacjenta? – zapytał z lekkim, przebiegłym uśmiechem na ustach, jakby chciał wysondować ukryte myśli. "Czy naprawdę chcesz usłyszeć, jak Cię widzę? A może wyśmiejesz mnie, mówiąc, że wino już uderza mi do głowy?"-Jesteś strasznie poszarpany, ale mimo wszystko pozostajesz arcydziełem. Twoje serce, choć rozbite jak szklana kula, powoli jest składane, naprawiane i wzmacniane złotem… jak jedno z najpiękniejszych kintsugi- – mówił spokojnie, jakby tłumaczył pacjentowi jego stan, nie zdradzając żadnych emocji. Jednak w jego oczach czaiło się coś nieuchwytnego, coś, co trudno było nazwać, jakby cała jego dusza skupiła się w tym jednym spojrzeniu. Patrzył w oczy Gilberta, czekając na każdą reakcję, na każdą nową krzywiznę twarzy, na zmarszczkę, która mogła pojawić się na jego czole.

Znowu się zaśmiał, choć tym razem było to bardziej stłumione, jakby wspomnienie poprzedniego śmiechu tylko odbijało się echem w jego umyśle. Jego twarz ponownie przybrała drapieżny wyraz, pełen lekko zawadiackiego uroku. Oddech Gilberta był tak blisko, że Dorian mógł niemal poczuć jego ciepło na swojej skórze, jego smak, oprzeć się pokusie by zamknąć go swoimi ustami... Jak długo minęło od chwili, gdy ostatnio był tak blisko drugiego człowieka? Ile miesięcy udało mu się przetrwać bez dotyku, bez ciepła, które mógłby poczuć na własnym ciele? Jak długo minęło od czasu, kiedy naprawdę kochał? Pewnie mógłby to już liczyć w latach. „Czy cieszysz się, że trafiłeś na tak podatny grunt? Że możesz się mną bawić, testować moje granice? Sprawdzać, jak daleko mogę się posunąć? Na co mogę Ci pozwolić, kochanie?” – te myśli wirowały w jego głowie, niewypowiedziane, ale wibrujące w powietrzu między nimi, jak niewidzialne nici łączące ich w tej intymnej grze.

-Mówisz to w taki sposób, jakbym w swoim gabinecie miał całą kolekcję serc w formalinie, wyszeptał z nutą tęsknoty w głosie, która ledwo dała się ukryć.-Będzie smutno patrzeć, jak się rozczarujesz. -Z jego słów emanowała delikatna melancholia, jakby już teraz przewidywał nieuniknione uczucia rozstania.
-Na pewno Twoje byłoby najpiękniejszym w tej kolekcji,- dodał figlarnie, próbując rozproszyć ciężar chwili-Rzadko trafia się serce naprawione złotem. -W tych słowach kryło się coś więcej niż tylko żart, jakby to wyznanie niosło ze sobą głębsze, niewypowiedziane słowa. Dorian wiedział, że to on częściej oddawał swoje serce, niż ktoś oddawał je jemu. Takie serca mógłby policzyć na palcach jednej dłoni, a każde z nich pozostawiło w nim ślad, bolesny i niezatarte. „Znowu to ja jestem rozczarowaniem” pomyślał, czując, jak znajoma gorycz rozlewa się w jego wnętrzu. „Może jednak nie jestem tak interesujący, jakbyś tego pragnął, kochanie.” Te myśli krążyły wokół niego, jak cienie, gotowe zamknąć go w uścisku zwątpienia. Jednak mimo wszystko, nie mógł przestać zastanawiać się, czy naprawdę jest w stanie zaskoczyć, czy to tylko kolejna iluzja, którą stworzył, by chronić się przed bólem odrzucenia.
Dorian Bane-Park
Wiek : 34
Odmienność : Czarownik
Miejsce zamieszkania : Eaglecrest
Zawód : Chirurg ogólny, Ratownik, Dorywczo model
Cecil Fogarty
ANATOMICZNA : 20
ILUZJI : 8
SIŁA WOLI : 15
PŻ : 179
CHARYZMA : 15
SPRAWNOŚĆ : 7
WIEDZA : 5
TALENTY : 10
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t175-cecil-fogarty#374
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t250-cecil-fogarty#619
RELACJE : https://www.dieacnocte.com/t251-cecil-fogarty#620
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t281-poczta-cecila-fogarty-ego#776
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/f192-arcanum-14-7
ANATOMICZNA : 20
ILUZJI : 8
SIŁA WOLI : 15
PŻ : 179
CHARYZMA : 15
SPRAWNOŚĆ : 7
WIEDZA : 5
TALENTY : 10
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t175-cecil-fogarty#374
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t250-cecil-fogarty#619
RELACJE : https://www.dieacnocte.com/t251-cecil-fogarty#620
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t281-poczta-cecila-fogarty-ego#776
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/f192-arcanum-14-7
Amerykański sen. Nowy Jork, bo przecież w Nowym Jorku łatwiej być kimś, jednak najbardziej znane miasto w kraju przytłaczało Cecila; zbyt głośno, zbyt gwarne. Przytłaczające wieżowce górujące nad głowami. Sprawiało wrażenie betonowej klatki. By nie dzielić się swoimi obawami, zbyt ten temat milczeniem, skazując go na zapomnienie. Był pewny, że Dorian mógł mu zaoferować wiele więcej, a na pewno nie był nudny, jak sam twierdził. Jesteś dla siebie zbyt krytyczny, skarbie? Myślisz, że, wybrałbym towarzystwo kogoś nudnego kosztem nieprzespanej nocy?
- Co mówi? No co? - podpuszczał go, z równie lekkim, rozbrajającym grymasem radości tlącym się na ustach. - Zmieniam się w słuch, panie doktorze - cokolwiek powiesz, skarbie, zachowam to w pamieci, będę wracać do tego wieczora, nocy, do elektryzującego napięcia unoszącego się nad naszymi głowami, do dreszczy ekscytacji obejmujących nasze ciało, do ciebie, twojego głosu, szeptu, spojrzenia, twojej bliskości i odbitej w spojrzeniu radości.
Wiec słuchał. Milczał i słuchał, wzrok kierując na jego usta, na których kształtowały się kolejne słowa. Poszarpane arcydzieło. Coś, co da się jeszcze poskładać w całość, zasklepić jak powierzchowną ranę na skórze.
Myślisz się, skarbie. Niektóre rany, zbyt mocno zatopione w skórę, nigdy sie nie zabliźnią - ropieją, puchną. Niektóre rany, takie, które nosząc pod sercem, wtaczają truciznę do krwiobiegu - niszczą.
Jednak nie powiedział tego na głos. Chciał, by postrzegał go właśnie tak. Jak idealne kintsugi, które wyszło spod rzemieślniczej, precyzyjnej ręki. Pytanie tylko...
- … co to kintsugi?
Śmiech, który wybrzmiał, był inny, brzmiał jak echo poprzedniego, nadal dzwoniącego mu w uszach śmiechu. Cichy pomruk wydobył się z gardła Gilberta, gdy na ustach Doriana pojawił się frywolny grymas, pełny niewymuszonego uroku, kuszący, prowokacyjny. Mówił chodź, podejść bliżej, dotknij mnie, jak nikt dawno mnie nie dotykał.
Chcę dotknąć twojej duszy, skarbie, zacisnąć place na twoim ciepłym, bijącym sercu. Pożreć je i łudzić sie, że dzięki temu stanę się tobą.
Tymczasem nie wykonał choćby jednego roku. Siedział w tym samym miejscu, w tej samej pozycji, z kieliszkiem wina w dłoni i patrzył, jak materiał szlafroka odsłania obojczyk. By zagłuszyć pragnienie, upił łyk nektaru bogów, ale nie przerwał tego spektaklu żadnym zbędnym dźwiękiem.
- Tak ci gorąco? - za tym cichym szeptem kryło się wszystko. Urok noce, które nie były samotne.
Opróżniwszy drugi kieliszek, odłożył go na blat; wystarczająco dużo słodyczy wlał sobie do gardła, choć nie mogła konkurować z tą, którą emanowała od Doriana.  
Nie masz, skarbie?, pytanie zdał tylko w obszarze swoich myśli, które nie były rozczarowujące, a jedynie nieco  Myślałem, że mi je pokażesz i opowiesz o tym, jak je skradłeś
- Powiedz, za czym tęsknisz? - nie ukrył swojej tęsknoty, Cecil usłyszał ją w jego głosie i ujrzał w spojrzeniu, pozbawionym wcześniejszych iskier, nagle otulonym mgłą melancholii - Za sercem, które wypuściłeś ze swojej dłoni? - i nie utopiłeś w formalnie?
Melancholia, która dopadła Doriana, udzieliła się także jemu. Zamknęła jego umysł w kakofonii przeszłości, gdzie epitafium przygrywało bijące w piersi serce.
Rozstania - nieodłączona część ludzkiej egzystencji, która, z roku na rok przybliża,ła ich do jednego celu - nieuchronnego końca. Po co walczyć o oddech, gdy ta perspektywa, niczym fatum z antycznej tragedii, była obecna na każdym kroku?
Gdy miał zaledwie kilka lat pożegnał kobietę, którą uważał za swoja matkę, choć nigdy nie nosiła pod sercem.  Czuł, jak jej ciało stygło w jego objęciach. Widział, jak blask życia znikał z jej spojrzenia. I nie mógł powstrzymać łez spływających po policzku.
Dziesięć lat później pierwszy raz patrzył śmierci prosto z oczu, gdy pierwszy raz sam, na własną rękę, z czyjegoś polecenia, odebrał komuś życie.  Dłoń nad zaciskała się na rękojeści noża, kiedy bezwiedne ciało upadło. W ograniczonym świetle jednej lampy nieruchoma twarz wyglądała była procelanowobiała, wyglądała jak u manekina, a jedyną oznaką emocji, była usta wygięte w okrzyku zaskoczenia.
Niespełna rok temu doznał kolejnej, bolesnej straty. Nie umarła na jego oczach, a mimo to ciężar winny za jej śmierć obciążał jej sumienia. Pozwolił jej odejść, kilka dni później była martwa. Nadal słyszał w głowie huk, kiedy z impetem zamknęła za sobą drzwi. W miejscu, gdzie umarła, w tym roku zakwitły niezapominajki.  
Nie tylko ona umarła tamtego roku. Śmierć zamknęła w swoje objęciach także rodziców Nevella. Jego matkę, z którą znalazł wspólny język. I ojca, który zawsze mu się czujnie przypatrywał, jakby świadomy tego, że relacja, jaką łączyła Cecila z jego synem, dawno wymknęła się spod ram niewinnej przyjaźni.
Ponad miesiąc temu po raz kolejny zatańczył taniec ze śmiercią, po raz kolejny zdecydował sie na ostateczność, po raz kolejny ostrze noża docisnął do obcego gardła i patrzył, z pozorną obojętność, jak denat krztusi się własną krwią i w końcu osuwa się na podłogę.
Kilkanaście dni temu zginęła ona, Zuge brutalnie zamordowana przez swojego męża, fanatyka religijnego. Chociaż nigdy się z nią nie dogadywał, a niechęć do kobiety, w ostatnich tygodniach jej życia, się pogłębiła, nigdy nie życzył jej tego, co ją spotkało.
Teraz jednak śmierć była oddalona dwa kilometry drogi stad, w pobliskim szpitalu. Wycie karetki rozproszył ciężar chwili, a miękki głos Doriana sprawił, że cecilowa uwaga została zakotwiczona tylko na nim.  
- Serce ze złoto, hm… - zamyślił się przez chwile, jakby jego głowie właśnie zachodziły jakieś skomplikowane procesy myślowego, choć uśmiech, jaki przeciął jego wargi, ewidentnie temu zaprzeczał. - Z kardiologicznego punktu widzenia  nie wydaje ci się, że takie serce musi bardzo ciążyć w piersi? - mnie zamiast serca ciążą emocje, skarbie, na przykład takie jak teraz, gdy nie mogę oderwać od ciebie od oczu, gdy jesteś tak blisko, gdy nasze oddechy się ze sobą mieszają, a usta - raz za razem -  niemal ocierają się o wargi tego drugiego, choć zawsze brakuje milimetrów, by zamknąć je w pocałunku. - Znasz bajkę Królowa Śniegu? - czystym zbiegiem przypadku Belman szkicował ilustracje do tej baśnie, wiesz o tym, skarbie? - Kajowi, jednemu z bohaterów, odłamek diabelskiego lustra przebił serce i od tamtej chwili wszystko co piękne i dobre, postrzegał jak brzydkie i złe. Czasem, w wielkim skrócie, wydaję mi się, że moje serce bywa właśnie takie - wyznał; teraz nie udawał, teraz był szczery. Nikomu nie oddał swojego serce, pulsowało pod palcami, gdy kładł dłoń na własnej piersi, czasem biło mocniej tak jak teraz, gdy skrawki dzielącej przestrzeni wydawały się zupełnie zbędnym dystansem. - Myślisz, że mógłbyś je naprawić? - splótł, pod wpływem impulsu, ze sobą ich palce, łącząc ich dłonie w delikatnym, czułym uścisku.[ukryjedycje]

Ostatnio zmieniony przez Cecil Fogarty dnia Nie Wrz 01 2024, 21:08, w całości zmieniany 1 raz
Cecil Fogarty
Wiek : 23
Odmienność : Cień
Miejsce zamieszkania : Deadberry
Zawód : ilustrator
Dorian Bane-Park
ANATOMICZNA : 15
NATURY : 10
SIŁA WOLI : 10
PŻ : 164
CHARYZMA : 2
SPRAWNOŚĆ : 2
WIEDZA : 25
TALENTY : 6
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t2319-dorian-bane-park
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t2349-dorian-bane-park
RELACJE : https://www.dieacnocte.com/t2350-dori-mori-boom
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t2351-poczta-doriana-bane-parka
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/f263-raventree-hall
BANK : https://www.dieacnocte.com/t2431-rachunek-bankowy-dorian-bane-park
ANATOMICZNA : 15
NATURY : 10
SIŁA WOLI : 10
PŻ : 164
CHARYZMA : 2
SPRAWNOŚĆ : 2
WIEDZA : 25
TALENTY : 6
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t2319-dorian-bane-park
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t2349-dorian-bane-park
RELACJE : https://www.dieacnocte.com/t2350-dori-mori-boom
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t2351-poczta-doriana-bane-parka
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/f263-raventree-hall
BANK : https://www.dieacnocte.com/t2431-rachunek-bankowy-dorian-bane-park
W wyobraźni Doriana Nowy Jork był jedynie odległą opowieścią, historią przekazywaną przez innych, a nie realnym miejscem, które mógłby sam pamiętać. Był zbyt mały, by samodzielnie zachować jakiekolwiek wspomnienia z tego miasta. Wiedział jednak, że w Nowym Jorku mieszkała rodzina jego matki, ta, która wyrzekła się jej, kiedy związała się z jego ojcem. Wiedział też, że to właśnie tam jego rodzice się zakochali, a miasto to stało się początkiem ich miłości, w której zakorzenił się jego własny los. Tam przyszedł na świat... ale na tym kończyły się opowieści. Nie odczuwał jednak potrzeby, by poznać to miejsce. Nie wydawało mu się ono aż tak atrakcyjne, podzielał uczucia Gilberta – za dużo, za głośno... zbyt klaustrofobicznie.

To, jak Gilbert go podpuszczał, z jaką lekkością igrał, a przy tym pięknie się uśmiechał, sprawiało, że Dorian czuł się jak zahipnotyzowany. Jego oczy miały w sobie coś magnetyzującego, przyciągały, jakby skrywały tajemnicę, którą pragnął odkryć. Cała jego osoba sprawiała, że Dorian miał wrażenie, jakby spotykał kogoś po raz pierwszy, przeżywając uczucia, których od dawna nie czuł – deszcz emocji, nerwowość zmieszaną z ekscytacją. „Co ty ze mną robisz... jak to możliwe, że tak łatwo sprawiasz, że czuję się w ten sposób?” – myślał, nie mogąc oderwać od niego wzroku.

Dorian doskonale wiedział, że nie wszystko da się naprawić, że powiedzenie "czas leczy rany" jest jedynie złudzeniem. Czas może łagodzić ból, sprawić, że z biegiem dni staje się łatwiejszy do zniesienia, ale rany, nawet gdy się zagoją, mogą pozostać wciąż otwarte, gotowe, by na nowo zapłonąć ogniem bólu.

Przymrużył oczy w odpowiedzi na pytanie, jakby rozważał odpowiedź, a może po prostu igrał z chwilą.
-Chcesz, mogę ci pokazać, jak to wygląda-powiedział, pozwalając, by jego uśmiech rozkwitł na ustach. Był to uśmiech, który przyciągał, rozjaśniał mrok i jednocześnie skrywał tajemnice. Delikatnie ugryzł wnętrze policzka, jakby wstrzymując niecierpliwość lub ukrywając myśl, która była zbyt intymna, by się nią podzielić.W swoim domu miał kilka takich dzieł – naczyń i figurek, misternie posklejanych złotem, które nadawało im niepowtarzalnego charakteru. Patrząc na nie, czuł, że sam jest jak jedno z tych przedmiotów, trochę poraniony, trochę połamany, lecz z każdym dniem coraz bardziej zespalany tym niewidzialnym złotem życia. Jednak wciąż brakowało kilku drobnych elementów, by stał się całością, by jego dusza mogła w pełni zajaśnieć niczym te wyjątkowe, odnowione skarby, które go otaczały.
„Ty masz szansę być najpiękniejszym dziełem sztuki, tylko jeszcze tego nie dostrzegasz, Wróbelku,” pomyślał, wpatrując się głęboko w jego oczy. Zauważał każdy, nawet najmniejszy ruch jego twarzy, jak delikatne drgania mięśni tworzyły mikroskopijne zmiany, które nadawały mu niepowtarzalnego uroku i tchnęły w niego życie. Życie, które chciał zachować przy sobie, zatrzymać w swojej przestrzeni, jakby tylko jego obecność mogła nadać mu pełnię i sens.

Zaśmiał się cicho, jak ciepła bryza muskająca brzeg morza, delikatna i kojąca.
-Nie, nie, to nie tak... to znaczy, tak, ale... ugh,- powiedział, kładąc dłoń na swoim czole, zasłaniając przy tym część twarzy. Zacisnął palce na swoich włosach, jakby szukał w nich oparcia, czując, że słowa zaczynają go przerastać.-Jedną z najciekawszych rzeczy, które odziedziczyłem po matce i jej rodzinie, jest pewna genetyczna mutacja- zaczął, starając się ukryć narastającą frustrację.-Wielu Azjatów ma genetyczną zmianę, przez którą powstaje nieaktywna forma dehydrogenazy-2 aldehydu. To sprawia, że po spożyciu alkoholu ich organizm reaguje podobnie do tych, którzy poddali się terapii wszycia esperalu. W ich ciałach gromadzi się aldehyd octowy, który powoduje, że twarz czerwienieje, serce bije jak szalone, a wkrótce pojawiają się nudności i wymioty...- Mówiąc to, jego głos stawał się coraz bardziej techniczny, aż nagle przerwał, zdając sobie sprawę, jak bardzo zboczył z kursu. Poczuł się nagle jak wykładowca, który zagubił się w nadmiarze detali przed uczniem, który oczekiwał czegoś innego.
"On tego nie chce,” pomyślał z wyrzutem do siebie. „Nie gadaj w ten sposób. Ma być swobodnie, nie bądź Shogunem, tego Pana zostaw w szpitalu.” Z wyraźną determinacją wypił resztę wina jednym haustem i odstawił kieliszek na blat, próbując przejść do bardziej ludzkiego tonu.
-Przekładając to na prostszy język- kontynuował, starając się nadać swoim słowom lekkości,-to genetyczna mutacja, która utrudnia metabolizm alkoholu i wzmacnia wszystkie nieprzyjemne efekty jego spożycia. Organizm jest po prostu bardziej zatruty aldehydem octowym.- Ostatnie zdanie wypowiedział z niechętnym uśmiechem, jakby znowu dał się ponieść swojej naturze. W jego myślach pojawiło się wyraźne niezadowolenie: „No i na koniec znowu musiałeś wrzucić swojego.” Westchnął cicho, jakby właśnie zrobił coś niewłaściwego, jakby się zbłaźnił w najważniejszym momencie. Jego wzrok uciekł gdzieś daleko, szukając oparcia w otaczającej go przestrzeni. „Póki co wystarczy,” pomyślał, próbując zapanować nad własnym zawstydzeniem. Wolał nie budzić się o poranku z tym samym przytłaczającym uczuciem, które towarzyszyło mu w latach dwudziestych, gdy z Evanem spędzali noce na hucznych imprezach w Bostonie. Tam, mimo młodzieńczej beztroski, pił zbyt dużo, a każdy poranek przynosił tylko żal i ból. To były czasy, które przeminęły, choć ślady ich echa wciąż odzywały się w chwilach, gdy próbował spojrzeć w głąb siebie.

Pytanie zbiło go z tropu, kompletnie zaskoczyło.
-Za czym tęsknię...– powtórzył niemal bezdźwięcznie, uciekając wzrokiem gdzieś w dal, jakby próbując znaleźć odpowiedź w nieistniejących zakamarkach umysłu. Czego naprawdę mu brakowało? To pytanie było o wiele trudniejsze, niż mógłby przypuszczać. Czy tęsknił za beztroskimi czasami w Bostonie, kiedy życie wydawało się proste, pełne kolorów i łatwych przygód? Może za ostatnią klasą liceum, gdy przez chwilę odkrywał siebie dzięki dziewczynie, która widziała w nim więcej niż on sam? A może tęsknił za dzieciństwem, kiedy wszystko było tak nieskomplikowane, a on nie musiał martwić się o nic?
-Ja... nie wiem, za czym tęsknię... czy w ogóle tęsknię- wyznał z głosem pełnym przygaszenia, jakby nagle poczuł ciężar wspomnień, które dotąd starał się ignorować. Wydawało się, że pytanie trafiło w czuły punkt, w miejsce, które nigdy nie zostało naprawdę zbadane. Zawsze zagłuszał takie myśli pracą, zajmował się czymkolwiek, byle tylko nie zostać sam na sam z własnym umysłem.-Nie wiem, czy kiedykolwiek miałem takie serce, za którym mógłbym tęsknić... Te, które chciałem zachować, są jakby zakonserwowane w formalinie,-zaśmiał się smutno, odwołując się do swoich wspomnień o przeszłych uczuciach, które jakby zamarły, zamknięte w sterylnych słoikach, niedostępne. Czuł, jak głęboko dotyka tych wspomnień, jak otwiera się przed Gilbertem, choć wcale tego nie planował. „Za głęboko kopiesz, przestań w tej chwili,” zdawały się krzyczeć jego myśli, próbując go powstrzymać przed dalszym odsłanianiem się. Miało być tylko powierzchownie, pełne niedopowiedzeń, a jednak mimo wszystko nadal się otwierał, jakby każda kolejna chwila z Gilbertem rozlewała go coraz bardziej, jak woda wylewająca się ze szklanki, która stopniowo zalewała rozmówcę. Dorian od dawna nauczył się zakopywać swoje uczucia, zwłaszcza te związane z rozstaniami, niezależnie od ich natury. Przekuwał te emocje w niewidzialną zbroję, która chroniła go przed bólem. To było jego schronienie, sposób na to, by nie cierpieć tak intensywnie. Im więcej było zbroi, tym mniej czuł, a przynajmniej tak mu się wydawało.

Śmierć była inną historią. Choć nie doświadczał jej osobiście, pamiętał każdego pacjenta, którego nie udało mu się uratować. Najgorsze były te pierwsze przypadki, kiedy każda strata odciskała na nim piętno, jakby tracił kogoś z najbliższej rodziny. Przeżywał to głęboko, z niemal żałobnymi objawami. Z czasem nauczył się odcinać od tych emocji, choć nadal pamiętał każdego zmarłego, każdą rodzinę, której musiał przekazać tragiczne wieści po nieudanych operacjach.

Zaśmiał się ponownie na uwagę Gilberta, a dłoń instynktownie powędrowała do ust, jakby chciał ukryć ten śmiech przed światem. Może wydawało mu się, że brzmi zbyt głośno, zbyt niekontrolowanie, a może po prostu chciał stłumić ten wybuch emocji, który zaskoczył nawet jego samego.
-Bardzo celna uwaga, mój drogi-powiedział z uśmiechem, który był prawie figlarny, jakby skrywał coś więcej.-Serce waży gdzieś pomiędzy 300 a 350 gramów- kontynuował z udawaną powagą,-zakładając, że chcielibyśmy mieć serce tej samej wielkości, ale ze złota, pewnie ważyłoby kilka kilogramów... ale nie jestem jubilerem, więc nie jestem pewien- Zakończył wypowiedź, spoglądając na Gilberta z iskrzącymi oczami, które zdradzały, że tak naprawdę bawi się tymi słowami.-Czyli jak ktoś mówi, że ma serce ze złota, to pewnie ma też problemy ze środkiem ciężkości- dodał, jakby mówił o sprawach najwyższej wagi, choć jego oczy śmiały się, jakby opowiedział naprawdę dobry żart.

W jego myślach pojawiło się jednak coś więcej. „Przestań mnie tak wystawiać,” myślał, czując, jak ich bliskość staje się niemal namacalna. Każdy oddech, każdy ruch był jak wspólne tchnienie, jakby ich dusze na chwilę się złączyły. Czuł, jak jego serce przyspiesza, jak chłonął każdy oddech Gilberta, jak narkoman uzależniony od jego obecności. Był tak blisko, by ten oddech ukraść raz na zawsze, by zatracić się w tej chwili bez powrotu. Wymagało to ogromnej samodyscypliny, by nie stracić kontroli, by nie ulec całkowicie temu przyciąganiu. Zanurzył się w oczach Gilberta, które w świetle księżyca wyglądały jak ciemne, tajemnicze jeziora. Były jak głębiny, w które chciał teraz wskoczyć, zatopić się i nigdy nie wynurzyć. Świat poza nimi przestał istnieć, liczyła się tylko ta chwila, tylko ten jeden oddech, który mógł wszystko zmienić. Pokiwał głową z delikatnym uśmiechem, przyznając, że nie zna tej bajki. „A nawet jeśli bym ją znał, chciałbym, żebyś opowiadał mi ją w kółko... i nigdy bym nie miał dość,”  w jego oczach zaiskrzyło żywe zainteresowanie. Patrzył na twarz, która wydawała się piękniejsza z każdą chwilą, chłonąc każdy szczegół.

-Brzmi jak bardzo skomplikowana i ryzykowna operacja- mówił najprofesjonalniejszym szeptem, na jaki było go stać. Szeptem podszytym obietnicą, że wszystko będzie dobrze, że są razem w tym wyzwaniu. Jego dłoń, delikatnie spleciona z dłonią Gilberta, stała się jednocześnie zakotwiczeniem i mostem do tej chwili. Poczuł się nagle młodszy, jakby znów był chłopcem przeżywającym swoje pierwsze zauroczenie, kiedy trzymanie się za ręce wydawało się szczytem miłości, jakby obecność Gilberta trzymała go na ziemi, chroniąc przed unoszeniem się na falach emocji. Przypominało mu to, że jest tu i teraz, w tej jednej chwili, w tym jednym oddechu.-Jestem jak najbardziej gotowy się jej podjąć- mruknął figlarnie z drapieżnym uśmiechem a w oczach nadal tliła się obietnica

-U mnie nie było bajek o Królowej Śniegu- zaczął z lekkim uśmiechem.-Mama opowiadała mi legendy o Yuki Onna, co z japońskiego oznacza dosłownie 'kobietę śniegu'. I nie, te legendy zdecydowanie nie były odpowiednie dla dzieci- zaśmiał się, a jego śmiech zabrzmiał ciepło, choć nieco przewrotnie.-Chyba mało które legendy o Yokai nadają się na bajki dla dzieci-- dodał, a w jego głosie można było wyczuć nutę rozbawienia, jakby przypominał sobie te mroczne, a jednocześnie fascynujące opowieści, które kiedyś go przerażały, a teraz stały się częścią jego przeszłości.
Dorian Bane-Park
Wiek : 34
Odmienność : Czarownik
Miejsce zamieszkania : Eaglecrest
Zawód : Chirurg ogólny, Ratownik, Dorywczo model
Cecil Fogarty
ANATOMICZNA : 20
ILUZJI : 8
SIŁA WOLI : 15
PŻ : 179
CHARYZMA : 15
SPRAWNOŚĆ : 7
WIEDZA : 5
TALENTY : 10
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t175-cecil-fogarty#374
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t250-cecil-fogarty#619
RELACJE : https://www.dieacnocte.com/t251-cecil-fogarty#620
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t281-poczta-cecila-fogarty-ego#776
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/f192-arcanum-14-7
ANATOMICZNA : 20
ILUZJI : 8
SIŁA WOLI : 15
PŻ : 179
CHARYZMA : 15
SPRAWNOŚĆ : 7
WIEDZA : 5
TALENTY : 10
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t175-cecil-fogarty#374
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t250-cecil-fogarty#619
RELACJE : https://www.dieacnocte.com/t251-cecil-fogarty#620
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t281-poczta-cecila-fogarty-ego#776
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/f192-arcanum-14-7
Zabawne. Chciał wynieść z życia Doriana kilkanaście dolarów i zostawić go z pustym portfelem, ewentualnie zgarnąć parę drobnych kosztowości, które upłynni w zastrzyk gotówki w nielegalnym lombardzie przyległym do Sonk Road, gdzie zyski były liczone zazwyczaj w zupełnie innej walucie do tej, którą dobrze znali, pod postacią szeleszczących po palcami zielonym banknotami.  
Teraz porzuci go za kilka chwil - ile trwa chwila, Cecila, minuty, godziny, milion uderzeń serca, wieczność, gdy tracisz rachubę czasu? - z opróżnioną karafką po winie i smugą wspomnień.
Skarbie,zdradź mi sekret, jak utrzymasz się na powierzchni. Bo widzisz, notuje problemy z oddychaniem.
Nie uważał, ze jego uśmiech był piękny. Nie uważał, ze posiadł urok, którego mógł rzucić na swojego rozmówce, dlatego ukrywał sie wśród cieni, wśród ciemności dlatego rzadko zerkał we własne odbicie w lustrze. Bał się, co tam ujrzy. Bał się wyrazy swojej twarzy, emocji zerkających do spojrzenia i krzywizny na wargach, które wykrzywiały się zwykle ledwie w parodii grymasu rozbawienia.  
Co widzisz, gdy na mnie patrzysz?
Nie był atrakcyjny; nie skrywał żadnych tajemnic wartych rozwikłania. Był pusty. Jak wydmuszka, a mimo to Dorian, jak zaklęty, przypatrywał mu się pod każdym kątem. Czuł na swojej skórze ciężar jego spojrzenia.
Dałeś mi uwagę, której chciwe pragnę, jak mam teraz odejść z pustymi rękami, bez cisnącego się na ustach do widzenia? Bez obietnic, bez deklaracji kolejnego spotkania?
Jedyną broń, jaką miał, to słowa. Wykorzystywał ją na każdym kroku. Tak jak zasłonę ciemność, która częściowo zasłaniała rysy jego twarzy. Poświata księżyca, jaka przelała się do pomieszczenia i zagościła na jego skórze, nie mogła całkowicie oświetlić jego sylwetki.  
- Chcę - chcę było cichym westchnieniem, pragnieniem zaplątanym między oddechem, przerwą między tym, co jest i tym co zaraz się stanie, tym, co chciał, by zagościło w jego wspomnieniach na dłużej.
Uraczył podniebienie kolejnym łykiem winem. Co mi pokażesz, skarbie -  kintsugi, a może swoje prawdziwe intencje, to co chowasz pod językiem, powód, dlaczego zagryzłeś zęby na zewnętrznej stronie policzka?
Spojrzenie za spojrzenie; przypatrywał mu się równie natarczywie, dając mu, to co mial pod ręką - uwagę. Nie był jak on; nagryziony przez doświadczenie, zdezelowany przez nadszarpnięte sumienie; zepchnięty na margines społeczny. Nie umykał przed eskortą pogardliwym spojrzeń, nie napotkał na swojej drodze znieczulicy. Nie mieszkał pod jednym dachem z matką-furiatką. Nie gasił na skórze papierosów, by poczuć ulgę, ucieczkę. Nie szukał ukojenia w przypadkowym dotyku obcych dłoni, co kiedyś Cecil czynił, dawno temu. Wyraźnie pamiętał starego, częściowo pożartego przez rdzę forda, brudne, tylne siedzenie, puszkę coca-coli walającej się po naderwanej wycieraczce, duszący oddech przesiąknięty alkoholem na swojej skórze i zapach tanich papierosów, którym smakował brutalny pocałunek.
Czemu myślał o tym akurat teraz, w przyjemnym podmuchu świeżości, zreflektowany, niemal szczęśliwy? Bo szczęście nie trwało dużej niż kilka chwil. Było przyjemnością, równie krótkotrwałą, co ciała zapalczywie poszukujące swojej bliskości, spragnione ciepła drugiej osoby.
Co widzisz, gdy na mnie patrzysz, skarbie? Jesteś spragniony?
Przyjemnym, łagodnym śmiechem rozproszył wszelkie niewłaściwie myśli; odnalazł w nim ukojenie, obecność morza, a gdzie morze tam boska bryza; tym razem była nią mgiełka obcego oddechu układającego na skórze.
Sam się zaśmiał, gdy Dorianowi zaplątał się język i przez chwile nie potrafił się wysłowić; jakby przyłapany na gorącym uczynku, jakby przyłapany na kłamstwie.
- Ktoś tu pląta się w zeznaniach - chciał, by jego słowa wybrzmiały powagę, ale zupełnie bezskutecznie. Nie pomógł w tym róż, który zabarwił policzki mężczyzny. - Zaczniesz sobie wyrywać włosy z głowy?
Zasłonił ciut złośliwy uśmiech do połowy opróżnionym kieliszkiem; na dorianowej głowie pojawił się bałagan, był porównywalny z tym, jaki pojawił się w jego myślach? Ciekawe.
- Wiec, skoro ci to szkodzi, nie pij tyle, skarbie - powiedział skarbie na głos? Uświadomił sobie to chwile później, kiedy kolejne słowa opuściły jego usta - bo co, jak omdlejesz w moich ramionach?  
Nie rzygaj, bo pomyślę, że zwracasz treści żołądkowe na mój widok, a tego nie zniosłoby moje słabe, rozszarpane na kawałki serce.
Ton głosu, jaki przybrał pan kardiolog, nie przeciął cecilową taflę czoła zmarszczką rozdrażnia, wręcz przeciwnie - odnotował w głowie jego słowa, zakwalifikował je jako ciekawostkę medyczną wartą uwagi.
Miał wiele przykrych wspomnień związanych z piciem na umór? Wyglądał mu na kogoś, kto, dla chwili zapomnienia, był w stanie zrobić wiele - na przykład nawiązać dialog z kimś, kto wszedł mu bez pukania do mieszkania i na dzień dobry obrzucił kilkoma zaklęciami.
Nie zapytał jednak, choć go korciło. Ciekawość spłynęła wzdłuż przełyku raz ze śliną.  Nie psuj atmosfery, Cecil. Dobrze się bawisz. On też, pomimo chwilowego, zupełnie niepotrzebnego kryzysu.
Rozmowa zboczyła z kursu; na bolączki, tęsknoty, tematy niechciane, tematy, choć pożądane, psujące atmosferę. Chciał wiedzieć więcej. Chciał zapytać o jego pierwszą miłością, która zniknęła w oporach rozczarowania. O pierwszy pocałunek, który uginał nogi w kolanach. O pierwszym kocham cię wyszeptanym w eter. O pierwszym odrzuceniu i posmaku goryczy, jakie za sobą niosły.
Chciał wiedzieć o nim wszystko.  
Możesz tęsknić za moim, skarbie, choć nie pozwolę, byś wyrwał je z piersi i utopił w formalinie. Byłoby najbrzydsze w twojej domniemanej kolekcji.
Teraz, gdy ich spojrzenia się spotkały, ujrzał to, co Dorian przed nim wcześniej skrył; było tam wiele żalu, wiele tęsknoty, wiele smutku. Uchylił drzwi, które powinny zostać zamknięte na klucz.
Zamknij je na cztery spusty, skarbie, i nie pokazuj nikomu, a potem uśmiechem nie do mnie tak jak uśmiechałeś się do swojego pierwszego, niewinnego zauroczenia i chociaz na chwile zapomnij o życiowych porażkach.
Miał ochotę zapalić i choć jedna dłoń zabłądziła do kieszeni, w której przechowywał paczkę papierosów, nie wsunął sobie nałóg do ust. Zamiast tego opróżnił kieliszek, tylko po to, by go znowu go zapełnić; wciąż nie ugasił pragnienia.
- Jak ktoś powie ci, że bolą go plecy, zapytaj czy ma złote serce - pochwycił, by uśmiech, który zaszumiał mu w uszach nie zniknął na dobre wąskim tunelu dorianowej krtani; chciał usłyszeć go raz jeszcze. Brzmiał jak szum padającego deszczu. Lubił jak jego krople uderzały o szybę. Wtedy siedział na parapecie w kuchni, z policzkiem przyciśniętym do jej zimnej, gładkiej powierzchni i pozwalał, by spokój utulił jego dusze.
Nie utonął w dreszczach melancholii. Spojrzeniem dosięgnął jego twarzy, oddechem jego skóry. Był blisko, zbyt blisko. Czuł bijące od jego ciepło. Czul jak ramiona mu drżały. Widział jak powieka drga pod wpływem niewytłumaczalnego zdenerwowania. Uśmiechnął się. Czuł jak drapieżnik, który zwęszył swoją ofiarę i chciał zatopić w niej swoje kły.
Jakie akordy wbija teraz twoje serce, skarbie?
Cholernie podobało się to, jak Dorian na niego reagował; jak skupiał na nim swoją uwagę. Jakby był ważny. Jakby nic innego nie znajdowało się w centrum jego myśli. Jakby był pieprzonym eksponatem w muzeum. Dziełem sztuki wystawionym tylko na widok jego oczu. Jak nie utonąć w tym szaleństwie?
Dłoń odnalazła drugą dłoń; ciepło obcej skory, dotyk obcej osoby. Tyle wystarczyło. To dużo więcej niż mógł mu dać.  
- Uwodnij! - Był pojebany, ale nie aż tak, by uwierzyć mu na słowo. Przyjął drapieżny uśmiech, odpowiadając podobnym, obietnice zabrał zuchwale dla siebie. Musisz ją teraz spełnić, skarbie.
Potem znowu pojawiła sie przestrzeń na refleksje. Królowa śniegu nie była na tyle zajmująca, by poświecić jej więcej uwagi; skupił ją na jego słowach, układający się w znajomy już pobudzających jego ciekawość wzór.
- Opowiedz mi o yokai.
Na dobranoc.
Otul mnie do snu, albo nie pozwól zasnąć.
Cecil Fogarty
Wiek : 23
Odmienność : Cień
Miejsce zamieszkania : Deadberry
Zawód : ilustrator
Dorian Bane-Park
ANATOMICZNA : 15
NATURY : 10
SIŁA WOLI : 10
PŻ : 164
CHARYZMA : 2
SPRAWNOŚĆ : 2
WIEDZA : 25
TALENTY : 6
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t2319-dorian-bane-park
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t2349-dorian-bane-park
RELACJE : https://www.dieacnocte.com/t2350-dori-mori-boom
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t2351-poczta-doriana-bane-parka
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/f263-raventree-hall
BANK : https://www.dieacnocte.com/t2431-rachunek-bankowy-dorian-bane-park
ANATOMICZNA : 15
NATURY : 10
SIŁA WOLI : 10
PŻ : 164
CHARYZMA : 2
SPRAWNOŚĆ : 2
WIEDZA : 25
TALENTY : 6
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t2319-dorian-bane-park
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t2349-dorian-bane-park
RELACJE : https://www.dieacnocte.com/t2350-dori-mori-boom
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t2351-poczta-doriana-bane-parka
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/f263-raventree-hall
BANK : https://www.dieacnocte.com/t2431-rachunek-bankowy-dorian-bane-park
Gilbert zdecydowanie nie doceniał swojej urody. Był niczym żywa rzeźba, piękny w sposób, który choć niekonwencjonalny, był najbardziej pożądany, właśnie przez swoją wyjątkowość. Jego uśmiech często niknął w cieniu, ale w blasku księżyca rozświetlał się na nowo, jakby dopiero wtedy ujawniała się jego prawdziwa siła. Mimo to, Gilbert doskonale zdawał sobie sprawę, jak trudno jest zaakceptować samego siebie. Przez lata nienawidził swojego odbicia w lustrze, innego niż twarze dzieciaków w szkole, twarzy naznaczonej cechami innej rasy, które odziedziczył po matce. Te cechy przyniosły mu wiele bólu, stając się celem rasistowskich uwag, które, choć z czasem przestały go ranić, czasami nadal osiadały na jego duszy, pozostając tam na wiele dni.

W Gilbercie widział młodszą wersję siebie, diament wciąż ukryty pod warstwą niewydobytego piękna, z potłuczonymi fragmentami, czekającymi na to, by ktoś pokrył je złotem. "Jesteś naprawdę przepiękny," krzyczały jego myśli, "ale jak ci to powiedzieć, żebyś w końcu to uwierzył?" Chciałby, żeby Gilbert zrozumiał, że jest wart o wiele więcej, niż mu się wydaje, ale potrzebował pomocy, by wydobyć się z głębin własnych wątpliwości. Zastanawiał się, czy w ciągu dnia również ukrywał się za maską, którą pokazywał światu, kontrolując, co inni widzą. "Czy to cię już nie męczy?"—pytanie to rezonowało w jego umyśle, jakby znał na nie odpowiedź, ale wciąż czekał, aż Gilbert sam ją odkryje.

Poczekaj chwilę — powiedział, wstając i biorąc kieliszek do dłoni. Przeszedł do wyspy kuchennej, po drodze opróżniając resztę wina, które pozostało w kieliszku. Gdy odłożył naczynie do zlewu, gestem tym jasno dał do zrozumienia, że dla niego picie tej nocy dobiegło końca. Sięgnął do górnej szafki, zaczynając czegoś szukać, a pas od szlafroka bezradnie rozluźnił się całkowicie, gdy stanął na palcach, próbując dosięgnąć do wyższego półki.
O, jest! — powiedział triumfalnie, wyciągając z szafki coś, co na pierwszy rzut oka wyglądało jak talerz. Zadowolony, wrócił do Gilberta, z talerzem w ręku, i usiadł obok niego, podając mu naczynie do dokładnego obejrzenia. Talerz był biały, ale w jego strukturze dostrzec można było „wbudowane” elementy innych naczyń, bardziej ozdobnych i na pozór niepasujących. Wszystkie te potłuczone kawałki były jednak starannie spojone złotem, tworząc harmonijną całość.
Kintsugi dosłownie oznacza „złote łączenie” — wyjaśnił z uśmiechem, patrząc na reakcję Gilberta. — To tradycyjna japońska sztuka naprawy potłuczonej ceramiki za pomocą mieszanki lakieru i złota, czasami też srebra lub platyny. Jak widzisz, pęknięcia są tu podkreślane, a nie ukrywane — kontynuował spokojnym tonem. — Jest to również filozofia akceptacji i celebrowania niedoskonałości. Pęknięcia i złamania są postrzegane jako część naszej historii, coś, co dodaje wartości, a nie coś, co należy ukrywać. To blisko związane z koncepcją wabi-sabi, czyli docenianiem piękna w niedoskonałościach i przemijaniu.-Spojrzał na Gilberta z ciepłem w oczach, dostrzegając w nim coś więcej niż tylko to, co było widoczne na pierwszy rzut oka. „Ty też możesz stać się taki... Możesz zostać pięknie spojony, stając się najwspanialszym z dzieł sztuki” — pomyślał, widząc w jego pęknięciach obietnicę przyszłego piękna, które tylko czeka na to, by ujrzeć światło dzienne.

W tej chwili toczyli niemą walkę, mierząc się wzrokiem, jakby chcieli odkryć, kto pierwszy sięgnie głębiej w duszę tego drugiego. Kto pierwszy przeniknie barierę, sięgnie jej istoty… posmakuje jej. Byli zupełnie różni, ale czy to naprawdę miało znaczenie? Może tylko w tym, że Dorian, mimo najlepszych chęci, nie potrafiłby zobaczyć świata oczami Gilberta. Może mógłby udawać, mówić, że rozumie, że jest mu przykro, ale prawda była taka, że nie umiał tak kłamać i nie chciał oszukiwać Gilberta w ten sposób. W pewnych kwestiach pragnął być absolutnie szczery. Mógł żartować, że jest kardiochirurgiem, mógł udawać, że po godzinach chodzi na opery albo podróżuje po kraju, ale nie umiał udawać uczuć i emocji. W tym aspekcie był jak otwarta księga... chyba że decydował się ukryć je za maską Shoguna, którą widzieli jego współpracownicy. Jednak teraz nie miał najmniejszej ochoty jej zakładać, nawet odrobinę.
Jego twarz jeszcze bardziej pokryła się rumieńcem, a on nerwowo przeczesał włosy, ciesząc się, że tym razem obeszło się bez wyrwanych kosmyków. Nie mniej Śmiech Gilberta wybrzmiał w jego uszach jak jedna z najpięknieszych i najbardziej utęsknionych melodio. "Ćwierkaj mi więcej tej słodkiej pieśni, ćwierkaj mi ją całą noc"
To nie tak, po prostu niepotrzebnie zacząłem mówić w tym akademickim tonie, jakbym chciał cię zanudzić na śmierć — mruknął zrezygnowany, unosząc swoje już błękitne oczy. W głębi jego spojrzenia kryła się mieszanka wstydu i nadziei, że Gilbert zrozumie, co tak naprawdę chciał przekazać.
Nie zamierzam, dlatego odstawiłem kieliszek. Na dzisiaj mi wystarczy — powiedział, pozwalając, by na jego twarzy ponownie zagościł łagodny uśmiech. Udawał, że nie usłyszał tego subtelnego „skarbie”, które padło w rozmowie, ale w jego myślach to jedno słowo zaczęło rozbrzmiewać echem. „Ile razy szeptałeś to słowo innym do ucha? Ile nocy było świadkiem jego brzmienia? Czy teraz ma jakiekolwiek znaczenie, czy stało się puste?”
Choć muszę przyznać, że omdlenie w twoich ramionach brzmi kusząco — dodał z lekkim żartem, starając się zamaskować swoje prawdziwe emocje, udając, że nic się nie dzieje. Znał swoje limity, jeśli chodzi o alkohol, i picie już dawno przestało mu sprawiać radość. Chociaż ponad dekadę temu myślał inaczej, był nawet gotów znieść cierpienie następnego dnia, byle tylko dobrze się bawić. Z wiekiem jednak ta cena stawała się coraz wyższa, a on nie chciał przeżywać jeszcze trudniejszych poranków. W przeszłości picie pozwalało mu zapomnieć, kim jest, zrzucić z siebie ciężar myśli, które goniły się nawzajem jak w niekończącym się wyścigu. Robił coraz więcej, by wypełnić swój czas, by jego umysł nie miał ani chwili na to, by zbaczać w stronę refleksji. A jednak rozmowa z kimś innym, zwłaszcza w tak niecodziennej sytuacji, była dla niego prawdziwą przyjemnością... jakby na nowo odkrywał, co to znaczy poznawać nowych ludzi. Przypominał sobie, że to także potrafi być źródłem radości, nawet jeśli dawno o tym zapomniał.

Przez chwilę patrzył na Gilberta nieco pustym wzrokiem, jakby jego myśli były gdzieś daleko. Szybko jednak odwrócił wzrok, unikając bezpośredniego kontaktu. Oparł podbródek na dłoni, kierując spojrzenie w zupełnie innym kierunku. W głębi duszy starał się uspokoić, zamknąć wszystkie drzwi w swoim wnętrzu, by zapobiec kolejnemu emocjonalnemu „włamaniu”. Jego profil stał się niemal kamienny, jakby nagle zapomniał, jak wyrażać emocje, jak czuć cokolwiek. Gilbert kątem oka dostrzegł coś na wewnętrznej stronie jego ramienia, na ręce, która podtrzymywała głowę. Mały, czarny kawałek… może brud? A może coś więcej? W końcu Dorian wrócił do rzeczywistości, co zdradziło ciche westchnięcie. Opuszczając dłoń, ponownie spojrzał na Gilberta. Można było zauważyć, że jego oczy zaczynają powoli ciemnieć, jakby odcinał się od swojego zewnętrznego ja. Był teraz poważniejszy, choć wciąż daleki od chłodnej, nieprzeniknionej twarzy Shoguna, którą widywali jego współpracownicy.

Nie przejmował się, jak wyglądało jego serce—było dla niego bezcenne i za nic by go nie zamienił. Choć cichy śmiech, który wydobył się z jego ust, był pozbawiony energii, którą jeszcze przed chwilą miał, jakby zgasła wraz z jego myślami. Może i zdecyduje się na ten żart, choć wątpił, że kiedykolwiek znajdzie okazję, by go użyć. Może wtedy, gdy zostanie wezwany do pacjenta w terenie, a może gdy będzie kwalifikował kogoś do operacji. Jednak w głębi serca czuł, że to tylko puste myśli—nie wierzył, że kiedykolwiek naprawdę powtórzy te słowa w warunkach roboczych.

Dlaczego to sobie robili? Zwodzili się tą bliskością, prowokując coś, czego prawdopodobnie nigdy nie doświadczą w pełni. Oddechy zsynchronizowane, serca bijące w tym samym rytmie, spojrzenia pełne zawodu… obietnica, która nigdy nie zostanie spełniona. Dlaczego bawiła go myśl, że to wszystko rani bardziej niż niejedno ostrze? Powoli odsunął twarz, jakby nie mógł już znieść tej bliskości. Jego umysł próbował go ratować, ale serce śpiewało inną pieśń, namawiając do zrobienia czegoś więcej, choć wiedział, że to nie byłoby dobre.
Wolał teraz po prostu podziwiać jego urodę, oddać mu całą swoją uwagę. To miało boleć mniej. Chciał być jak księżyc, który orbituje wokół niego, z dystansu obserwując wszystko, co się dzieje. Jak człowiek, który podziwia najdoskonalszą rzeźbę w muzeum, wiedząc, że nie może jej dotknąć, bo złamałby zakaz, który chroni to dzieło. Ale on nie chciał przestrzegać tego zakazu. Chciał dotknąć, zbliżyć się, i sam zamienić się w marmur.

Kiedy poczuł na sobie drugą dłoń, poczuł się, jakby przegrał bitwę, którą toczył z samym sobą. Dlaczego tak bardzo tego pragnął? Dlaczego jego słabości tak łatwo wychodziły na wierzch? „Jesteś głupi... Jesteś obrzydliwie głupi, Bane” — skarcił się w myślach, walcząc z emocjami, które w nim buzowały.

Uniósł brew, a na jego twarzy pojawił się cień rozbawienia.
Poczekaj, gdzieś na górze mam skalpel— rzucił z lekkim uśmiechem, jakby żartem próbował zatuszować swoją bezradność. Może i mógłby spróbować naprawić takie serce, ale nie znając całej historii, nie miał pojęcia, od czego zacząć. Co mogło usunąć diabelskie odłamki lustra, które tkwiły głęboko, raniąc z każdym kolejnym uderzeniem?

Zanim przejdę do opowieści, pozwól, że najpierw wprowadzę Cię w świat yokai — zaczął, jego głos delikatnie wibrował w półmroku, tworząc aurę tajemnicy. — Gdybyśmy chcieli dosłownie przetłumaczyć znaki, którymi zapisuje się to słowo, otrzymalibyśmy coś w rodzaju „podejrzany” i „wątpliwy.” Można by również odczytać „yo” jako „atrakcyjny,” „urzekający,” lub nawet „nieszczęście,” a „kai” jako „tajemnica” lub „cud.” Trudno jednak uchwycić prawdziwą esencję tego, co yokai oznacza, przy pomocy prostego tłumaczenia na angielski.
Czuł, jak kciuki delikatnie gładzą dłonie Gilberta, tworząc subtelny, intymny gest, który budował napięcie między nimi.
Yokai to byty z japońskiego folkloru… duchy, demony, bóstwa, przemienione duchy zwierząt i wiele innych. Wyobraź sobie je trochę jak mitologię grecką, gdzie mity tłumaczyły ludziom wszystko, czego wtedy nie rozumieli. Nie mogę Ci dokładnie powiedzieć, ile ich jest, może setki, a nawet tysiące. Wiesz, nawet ziarenko ryżu może mieć swojego własnego yokai albo nawet kilka — zaśmiał się cicho, jego śmiech przemykał przez ciszę niczym lekki powiew wiatru.
Skoro mamy już teoretyczne zaplecze, możemy przejść do opowieści. Skoro wspomniałem o Yuki Onna, to właśnie na niej się skoncentrujemy. Yuki Onna pojawia się podczas zimowych nocy, w śnieżne dni. Jest niezwykle piękną kobietą... wysoką, z długimi, czarnymi włosami i czerwonymi ustami. Jej ciało wydaje się wręcz nierealnie doskonałe, ale to jej oczy wzbudzają prawdziwy strach. Ma bladą, niemal przezroczystą skórę, dzięki której stapia się z zimowym krajobrazem, stając się niewidoczną dla swoich ofiar. Nie zostawia śladów na śniegu, ponieważ unosi się nad ziemią — opisał ją, pozwalając Gilbertowi wyobrazić sobie tę przerażającą postać.
Yuki Onna często spychała ludzi z krawędzi przepaści, gdy byli odwróceni do niej plecami. Zdarzało się też, że stosowała podstęp, trzymając w ramionach nienarodzone dziecko. Jeśli ktoś wziął je od niej, okazywało się tak ciężkie, że człowiek zapadał się w śnieg, nie mając szansy na ucieczkę, aż w końcu umierał w lodowatym uścisku — powiedział, jego głos stał się głębszy, jakby sam zamyślił się nad tragicznym losem tych, którzy spotkali Yuki Onna. Zamierzał opowiedzieć więcej, jego oczy wnikliwie spoglądały w oczy Gilberta, jakby chciał zajrzeć głębiej, w samo sedno jego duszy. — Mogę Ci jeszcze opowiedzieć legendę o dwóch drwalach, którzy ją spotkali, choć obawiam się, że może nie być wystarczająco straszna.-Jednak myśl, która pojawiła się w jego głowie, była o wiele bardziej mroczna. „Czy ty będziesz moją Yuki Onna, która przyniesie mi wieczną zgubę?”— zastanawiał się w duchu.„Wieczne zimno, gdy zapadnę się pod ziemię, błagając, byś się nade mną zlitował. Byś nie pozwolił mi umrzeć z zimna i w zapomnieniu.”
Dorian Bane-Park
Wiek : 34
Odmienność : Czarownik
Miejsce zamieszkania : Eaglecrest
Zawód : Chirurg ogólny, Ratownik, Dorywczo model
Cecil Fogarty
ANATOMICZNA : 20
ILUZJI : 8
SIŁA WOLI : 15
PŻ : 179
CHARYZMA : 15
SPRAWNOŚĆ : 7
WIEDZA : 5
TALENTY : 10
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t175-cecil-fogarty#374
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t250-cecil-fogarty#619
RELACJE : https://www.dieacnocte.com/t251-cecil-fogarty#620
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t281-poczta-cecila-fogarty-ego#776
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/f192-arcanum-14-7
ANATOMICZNA : 20
ILUZJI : 8
SIŁA WOLI : 15
PŻ : 179
CHARYZMA : 15
SPRAWNOŚĆ : 7
WIEDZA : 5
TALENTY : 10
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t175-cecil-fogarty#374
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t250-cecil-fogarty#619
RELACJE : https://www.dieacnocte.com/t251-cecil-fogarty#620
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t281-poczta-cecila-fogarty-ego#776
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/f192-arcanum-14-7
Poczekaj chwilę wybrzmiało w przestrzeni.
Poczekam więcej niż chwilę. Kilka sekund, może godzinę, ale nie całe życie, ani wieczność. Nie mam tyle czasu. Wiec śpiesz się niepośpiesznie, skarbie. Czas skończy się wraz z nadejściem świtu.
Upewniwszy się, ze Dorian nadal znajdował się w zasięgu wzroku, nalał do szklanki kolejna porcję wina; wina nigdy za wiele, wyobrażał sobie, że właśnie taka słodyczą smakowały jego usta.  
Triumfalnym okrzykiem Dorian skradł całą cecilową uwagę; objął go spojrzeniem.
Poświata księżyca oświetliła jego sylwetkę, zwłaszcza nagą klatkę piersiową, widoczną spod materiału rozpiętego szlafroka. Powiódł po niej bezwstydnie wzrokiem, nie kryjąc zapalczywości spojrzenia; pan tego domu miał się czym pochwalić. Sporo ułatwiasz. Nie muszę rozbierać cię spojrzeniem.
- I właśnie takie jest moje serce, panie doktorze? - pytanie zadał, gdy ujął w dłoń kintsugi - dotyk był delikatny, jakby mial właśnie w swoich rękach antyk, coś rzadko spotykanego, coś co może rozlecieć się pod najlżejszym naporem palców. - Wiec mówisz, że wabi-sabi to docenienie piękna w niedoskonałościach i przemijaniu?
Zamyślił się, ale tym razem autentycznie. Przygryzł zębami dolnego wargę. To dlatego, skarbie, patrzysz na mnie w taki sposób, w jaki ja oglądam obrazy Rembrandta? Jakby był cholernym działem sztuki?
Wstrzemięźliwość to ostatnią rzecz, o jaką go posadzał, a jednak odłożył kieliszek do zlewu, ostatecznie zapewniając go, że nie przeleje więcej alkoholu do gardła.
- Jestem dość kościsty - tym razem on się zaśmiał; nie, skarbie, nie podchodź bliżej. Tam czai się mrok. Pożre cię, jak wszystko, co stanęło mu na drodze.
Nie mógł pozwolić, by blask, jaki odbijał się w tafli jego spojrzenia zagasł, a właśnie to do czekało, gdy zaciśnie palce wokół cecilwego serca. Nagle pojawiło się w nim nowe pragnienie; chciał uchronić samego siebie przed zapomnienie, jego - przed sobą. Dlatego śmiechu nie odwzajemnił, natomiast w jego spojrzeniu pojawił się niebezpieczny, szaleńczy, trudny do zaaresztowania błysk.
Ty masz skalpel, a ja w kieszeni mam nóż. Jak myślisz, który z nas sięgnie pierwszy po swoją broń? Przypominam, że ja nóź mam pod ręką, a na górę prowadzą schody. Trudno będzie je pokonać z ostrzem w przełyku.
Cecil znał prawdę. Prawdą była druzgocząca. Tego serca nie dało się naprawić, załatać, zszyć, poskładać do kupy. Było poszarpane na strzępy. Jak kartka papieru brutalnie potraktowana przez  zęby niszczarki. I zwęglona, dawno strawiona przez ogień niespełnionych pragnień podsycany przez kolekcjonowane, ukryte głęboko pod skórą blizny rozczarowań.
Nie bądź moim katem, skarbie, nie rozdrapuj starych ran. To droga, która prowadzi prosto w objęcia szaleństwa.
- Znowu to robisz, wiesz? - Dorian szept Cecila mógł usłyszeć tuż przy ucho. - Przemawiasz akademickim tonem.
Geneza nazwy zazwyczaj całkowicie odbierało nutę grozy. Nie chcesz, żebym się bał? Chcesz mnie ocalić przed strachem?
Nie wycofał dłoni. Pozwolił, by Dorian badał jej strukturę pod kciukiem. Naszkicował na niej ślad swojej obecności. Podobno  ciało zapamiętywało dotyk i w tej chwili chciał w to wierzyć - bardziej niż kiedykolwiek wcześniej.
Na czas tej powieści przymknął powieki, chcąc wczuć się w tę historie, w nastrój grozy, w emocje, jakie zaplątały się między słowa.
Wierzysz, że Yuki Onna istnieje, skarbie?
Brzmiał jakby wierzył.
Jego i Yuki Onnę łączyło kilka cech wspólnych. Nie był tak piękny jak ona - nie zachwycał urodą, nie miał czarnych, długi włosów i czerwonych ust. Jej opis do złudzenia przypominał tą, która roztrzaskała jego serce na kawałki - Lilith. Była równie podstępna, chłodna, zawistna i nader wszystko wyrachowana, a jej oczy wzbudzały strach. Sprawiła, że zapadł się w chłodzie emocjonalnego marazmu i znalazł sie na krawędzi przepaść, w której jeszcze nie zatonął, choć tylko milimetry dzieliły go od bolesnego upadku.  
- Mnie i Yuki Onnę łączy kilka cech wspólnych - mruknął, gdy opowieść dobiegła końca; gdy obraz malowniczego miasteczka zakopanego pod grubą warstwę śniegu zniknął spod powiek; chciał ja narysować -Yuki Onnę, ją i jej pragnienia. Ją i jej rządze w jej spojrzeniu. Przelać na papier wszystkie krążące pod sklepieniem czaszki myśli, a potem wysłać mu te ilustracje i zapytać - co myślisz, uchwyciłem jej dualizm? Piękno na zewnętrz, wewnątrz zgnilizna zepsucia. Widać go w jej spojrzeniu. Pustym, bezemocjonalnym. I porcelanowej twarzy, jakby pokrywała ją bezuczuciowa gipsowa, nieruchoma maska, za która skrywała wszelkie emocje, zarówno chciane, jak i niechciane. -  Jestem blady - niewidzialny, niemal przezroczysty, czasem, w świetle dnia, wydawało mu się, że labirynt naczyń krwionośnych przebije się przez cienki pergamin jego skóry - dzięki czemu wtapiam się w ciemne przestrzenie. Nie zauważyłeś mnie ani wtedy, gdy się zbliżyłem, ani potem. Jakbym nie istniał naprawdę.
Może nie istnieje, może jestem tylko twoim urojeniem; uśmiechnął się zaczepnie; musisz sam rozstrzygnąć ten dylemat, skarbie, jestem snem czy bytem istniejącym w twojej rzeczywistości; jestem opowieścią stworzoną z kłamstw twoich pragnień, czy człowiekiem z krwi i kości? Słyszałeś bicie mojego serce. Czułeś ciepło mojego oddechu i chłód moich dłoni. Jakby był już dawno martwy.
- Postępem wyciągnąłem cię z łóżka - szept zmienił się w cichy, ledwie słyszalny pomruk, które mógł zakłócić nawet szelest zsuwającego  się z jego ciała szlafroka. - Wystarczyło kilka zaklęć, kilka prostych słów - kilka kłamstw, kilka westchnień i prośba w twoich oczach; nie chcę zostać sam, nie tej nocy, zostań - i krótkie "powiedz, że schłodziłeś wino, bo usycham z pragnienia". I tak trafiliśmy na twoją kanapę. W otoczeniu półmroku. Opowiadasz mi o yokai z takim zapałem, jakby sen nie mógł konkurować o twoją uwagę, wiec zaczynam egoistycznie wierzyć, że jestem od niego ważniejszy. - Zacisnął palce na jego podbródku i przyciągnął ku sobie jego twarz, oddechy zmierzały się ze sobą, gdy ich usta znalazły się na tym samym poziomie, a odległość, jaka ich dzieliła, to zaledwie kilka centymetrów zbędnej przestrzeni. Niewielka odległość, prawda, skarbie? Niewielka, a mimo to mam wrażenie, że mnie i ciebie dzielą lata świetlne. - Wyobrażasz sobie, że jestem Yuki Onną twojego życia, prawda?
I być może się nie mylisz, choć chciałbym, abyś się mylił.
Opowieść o dwóch drwalach zeszła na drugi plan. Wbił spojrzenie w jego oczy; lśniły pełne ekscytacji, pełne pragnień, pełne obietnic.
Proszę, spraw, żebym w twoim świecie był prawdziwy. Fikcja przestała sprawić mi przyjemność.
Cecil Fogarty
Wiek : 23
Odmienność : Cień
Miejsce zamieszkania : Deadberry
Zawód : ilustrator