Część główna Jasne, drewniane regały wypełnione są buteleczkami i słoiczkami z etykietami w eleganckim, ręcznie pisanym stylu. Jasne światło wpadające przez przestrzenne okna, podkreśla sterylność i chłód tego miejsca. Na ścianach wiszą starannie oprawione ryciny z roślinami leczniczymi, a podłogę zdobią jasne kafelki. Na centralnie umieszczonym, masywnym stole alchemiczny, spoczywała olbrzymia, złota waga oraz zestaw fiolek z magicznymi eliksirami. W powietrzu unosił się delikatny zapach ziół i wywarów. |
Wiek : ∞
Miejsce zamieszkania : Piekło
Zawód : Guru sekty satanistycznej
Kayla Rossi
ANATOMICZNA : 8
POWSTANIA : 5
SIŁA WOLI : 12
PŻ : 144
CHARYZMA : 8
SPRAWNOŚĆ : 1
WIEDZA : 3
TALENTY : 15
12.05.1985 Kilka miesięcy temu wydawało jej się, że ma na barkach zbyt dużo. Choć nigdy się nie żaliła, często łapała się na myśli, że nie tak to wszystko powinno wyglądać. Zamknięta w swoim pokoju wylewała morze łez, wiedząc, że tata i tak jej nie usłyszy, że nie obudzi się, nie przyjdzie i nie przytuli. Nie musiał. Gdyby to zrobił i tak poprosiłby ją, by nie płakała. A mimo to czasem w tych ciemnościach, z palcami we włosach, z głową między kolanami, z rozdzierającym poczuciem, że to wszystko jest takie niesprawiedliwe, najbardziej w świecie chciała właśnie tego. Tego, by ktoś na przekór wszystkiemu, na przekór jej, podszedł i mocno ją przytulił. Nic takiego nigdy się nie stało. Łkała, aż brakło jej łez, aż oddychanie stawało się ciężkie, a głowa i oczy zaczynały boleć. A potem w końcu wszystko wracało do normy, wracała do swojego życia, wracała do godzenia się z tym, że tak już jest. Do przypominania sobie, że „inni mają gorzej”. Teraz czuła, że w istocie nie powinna była się tak nad sobą rozczulać. Dawała radę. Dawała sobie radę wyśmienicie, a życie wcale nie było trudne. Miała swoje problemy, oczywiście, ale kto ich nie miał? Przynajmniej wciąż miała rodzinę. Miała wsparcie. Miała miłość. Miała wszystko. Teraz pozostały jej już tylko blizny. Te ukryte i te widoczne. To tymi drugimi chciała się zająć, to one codziennie po spojrzeniu w lustro przypominały jej o wszystkim i to one sprawiały, że wstydziła się odsłonić ramiona i nogi. Przed wypadkiem chętnie przyjmowała zlecenia modelingowe, zaczynała nawet rozmyślać, czy nie jest to ścieżka kariery warta rozważenia. A teraz? Kto miałby ją wybrać do pracy z tymi szramami na ciele? Potrzebowała pomocy. Do apteki — jedynej magicznej, którą znała i o której słyszała dużo dobrego — weszła pełna wewnętrznego wahania, choć z zewnątrz trudno byłoby to stwierdzić. Na jej buzi gościł delikatny, uprzejmy uśmiech, a głos nie zdradzał wątpliwości kotłujących się pod czaszką. — Dzień dobry — przywitała się, wchodząc, a jej oczy poczęły wodzić z zainteresowaniem po ładnie urządzonym wnętrzu, kiedy podchodziła do lady. Poprawiła włosy nad uchem — wciąż nie potrafiła pozbyć się tego nawyku, choć przecież wiedziała, że przedziałek jest ułożony w sposób zasłaniający krótko obciętą część. Dopiero kiedy stanęła przed ladą, a spojrzenie Lorraine spoczęło na niej, pierwszy cień wahania przemknął przez oblicze Kayli. Nie był dość silny, by przygasić serdeczny uśmiech, jednak czujne oko mogło zauważyć wkradającą się w nienaganną postawę dziewczyny niepewność. Nie miała pieniędzy i choć przecież nikt tutaj nie miał prawa tego wiedzieć, ona czuła się, jakby kogoś oszukiwała. Jakby nie miała prawa tu być. — Chciałam zapytać, czy ma pani coś na blizny. Słyszałam tak dużo dobrego o tym miejscu i o szerokim asortymencie. — Poczuła się zobowiązana, by wtrącić drobny komplement, a jej uśmiechnięta buzia i łagodne spojrzenie kazały sądzić, że w istocie nie tylko słyszała wiele dobrego, ale i właśnie uznała te słowa za zasadne. |
Wiek : 17
Odmienność : Syrena
Miejsce zamieszkania : Sonk Road
Zawód : Uczennica | Modelka
Lorraine Faulkner
POWSTANIA : 20
WARIACYJNA : 4
SIŁA WOLI : 10
PŻ : 162
CHARYZMA : 7
SPRAWNOŚĆ : 1
WIEDZA : 20
TALENTY : 18
Był to dzień jak każdy inny – może pomijając fakt, że niedzielny, stąd apteka miała być otwarta krócej niż zazwyczaj, choć tylko z pozoru. Miałam swój własny rytuał, który naginam jedynie w wyjątkowych sytuacjach, a więc bardzo rzadko. Po odwróceniu plakietki z otwarte na zamknięte i tak jeszcze przebywam przez kilka godzin w aptece, uzupełniając eliksiry i spisując bazę składników, jaka będzie mi potrzebna do wykonania zakupów i nadrobienia braków na zapleczu. Niedziela charakteryzuje się tym, że jest inna od soboty – sobota jest dniem wyjątkowo luźnym, ale w niedzielę, gdy wracam do domu, dzieci wyciągają zeszyty, a ja sprawdzam ich pracę domową, oraz, przede wszystkim – czy ją odrobili. Sunset i Patriot charakteryzuje wysoki poziom, a ja chcę dla moich dzieci jak najlepiej. Mają już lepszy start niż miałam ja, ale ciężką pracą mogą osiągnąć wszystko. Właśnie tego powinnam ich nauczyć. Popołudnie chyliło się powoli ku zachodowi; promienie słońca nieprzyjemnie wpadały przez szyby, drażniąc mój wzrok, gdy jeszcze krzątałam się za ladą, układając fiolki z eliksirami. Krótki dzwoneczek wyrwał mnie z tej monotonnej czynności, bo oznaczał, że właśnie do środka wszedł klient. Często stawałam za ladą. Nie miewałam zbyt wielu pomocników, ale to nie szkodziło. Apteka była moja i ja najlepiej wiedziałam, jak się nią zająć. Ktoś, kto miałby tutaj stanąć, musiałby być tak samo kompetentny, musiałby mieć moje zaufanie. Niewielu jest takich ludzi. — Dzień dobry – odpowiadam dziewczynie, której wiek niespecjalnie mnie zaskakuje. Klientela przesuwa się tutaj bardzo różna, dzieci często przychodzą po specyfiki dla rodziców, często również z receptami. Nie sprzedaję im tylko specyfików, które mogłyby im zagrozić, lecz ponadto? Dziewczyna jest niewiele starsza od Dustina, chociaż gdy się jej przypatruję, zastanawia mnie ta różnica pomiędzy dwunastolatkiem a wchodzącą powoli w dorosłość dziewczyną. Ile ich może dzielić, sześć lat? Przez te sześć lat młody człowiek dojrzewa tak szybko. Nigdy się nad tym nie zastanawiałam, zawsze przyjmowałam to za zwyczajny fakt. Wahanie w oczach dziewczyny nie budzi we mnie za specjalnie żadnych wątpliwości, może poza lekkim zmarszczeniem brwi. Pytanie jednak mnie zaskakuje. Coś na blizny. Coś na blizny. — Jak powstała blizna? – dopytuję. – Magia zostawia czasem trwalsze ślady niż mechaniczne uszkodzenia – precyzuję, jednocześnie odwracając się do dziewczęcia tyłem, aby wzrokiem przeszukać półki sklepowe. Gdzieś tutaj miałam eliksir na powierzchowne rany… ale czy zadziałają na blizny? Może na niektóre. |
Wiek : 40
Odmienność : Czarownica
Miejsce zamieszkania : Deadberry
Zawód : alchemiczka | właścicielka apteki
Kayla Rossi
ANATOMICZNA : 8
POWSTANIA : 5
SIŁA WOLI : 12
PŻ : 144
CHARYZMA : 8
SPRAWNOŚĆ : 1
WIEDZA : 3
TALENTY : 15
Na dworze było ciepło, ale Kayla miała na sobie długie dresy i powyciąganą bliznę, która nachodziła aż na jej dłonie. Przed wypadkiem, nawet jeśli cały czas nosiła to samo, bo nie było jej stać na nowe ciuchy, to przynajmniej umiała to jakkolwiek wystylizować. Zdawała sobie sprawę ze swojej urody, wiedziała, że ma piękne ciało. Lubiła się sobie podobać, ale lubiła też widzieć, że wzrok innych posuwa za nią, kiedy zakładała krótkie spodenki, czy wiązała bluzkę nad pępkiem. Nie chciała tego w żaden sposób wykorzystać, nie była zainteresowana zalotami chłopaków, ani nie pozwalała sobie pokazać, że lubi przeglądać się w odbiciach witryn. Po prostu lubiła czuć się ładnie, jak każda młoda dziewczyna. Teraz się tak nie czuła. Przez pobyt w szpitalu mocno wychudła i miała wrażenie, że wciąż wyglądała, jakby była chora. Na dodatek te blizny… Jak mogła założyć cokolwiek odsłaniającego ciało, jeśli pierwsze co rzuci się w oczy to potężne, białe krechy przecinające ciągłość skóry? Na dodatek przy tym słońcu szybko by się opaliła i byłoby tylko gorzej. Wbrew absurdalnym obawom, wyglądało na to, że właścicielka nie miała rentgena w oczach i nie mogła dostrzec, że w kieszeniach tej starej, przetartej bluzy Kayla nie miała ani jednego banknotu, którym mogłaby zapłacić. Bez wahania dopytała o blizny i nie zbyła Kayli żadnym opryskliwym komentarzem. Nie chciała o nich opowiadać, nie chciała wracać do tych wydarzeń. Chciałaby móc od tego uciec. Ale przecież nie mogła. — Złamania otwarte. — Kryjąc swoją niechęć, uniosła rękaw lewej ręki, odsłaniając przed kobietą brzydką, podłużną bliznę ciągnącą się wzdłuż niemal całego przedramienia. — Podobną mam na nodze. To nie od magii, miałam wypadek. — Brzmiała zupełnie, jakby te kwestie jej zupełnie nie ruszały. Jakby to wszystko wydarzyło się dawno i nie miało wpływu na obecne życie. Nie chciała być dramatyczna, nie chciała wywoływać zakłopotania. Była twarda. Jak zawsze. Przestanie być, gdy stąd wyjdzie, gdy znów zostanie sama. |
Wiek : 17
Odmienność : Syrena
Miejsce zamieszkania : Sonk Road
Zawód : Uczennica | Modelka
Lorraine Faulkner
POWSTANIA : 20
WARIACYJNA : 4
SIŁA WOLI : 10
PŻ : 162
CHARYZMA : 7
SPRAWNOŚĆ : 1
WIEDZA : 20
TALENTY : 18
Blizna nie jest od magii. Powinna więc bez problemu zasklepić się przy użyciu zwykłych zaklęć na uszkodzenia powierzchowne. Może, ewentualnie, wewnętrzne. Magia ma to do siebie, że nie zostawia śladów na ciele, jeśli chodzi o leczenie. Jest bardziej dokładna niż niejeden lekarz. Może zbyt nieuważnie zmierzyłam spojrzeniem zahukaną dziewczynę, za bardzo skupiając się na faktycznym znalezieniu odpowiedzi na trawiący problem. Przechodzę kawałek dalej, do innych półek, na której stoją podstawowe eliksiry lecznicze. Przebiegam spojrzeniem po etykietach, zastanawiając się, która mogłaby być najbardziej odpowiednia. Zatrzymuję wzrok na maści na głębokie otarcia i marszczę nieznacznie brwi. To bardzo silny specyfik, stosowany przy rozległych obrażeniach skórnych. Blizny zapewne mogłabym zaliczyć do tej kategorii, ale… ale. Skoro dziewczyna przychodzi do mnie, a więc kończyny ma już zrośnięte, jest najpewniej już za późno, żeby korygować zrost tkanek. Można by, teoretycznie, rozpruć rany z powrotem, po tej samej linii, a potem zastosować tę maść, ale… nie, wciąż nie było pewności, że to zadziała. Ktoś musiał bardzo spartaczyć swoją pracę, bo po złożeniu kości przy pomocy magii, na skórze nie powinny pojawiać się ślady. — Polecałabym maści z hydrokortyzolem – pozostaje mi sięgnąć do starej, dobrej wiedzy medycznej, zwracając się ponownie w stronę dziewczyny. – Niektórzy stosują również specyfiki z witaminą E bądź aloesem lub masłem kakaowym. Dość nowoczesną praktyką są plastry żelowe z silikonu, które zmniejszają widoczność blizn. Tego jednak dziewczyna nie dostanie w mojej aptece. Zaopatrzyłam się we wszelkie magiczne specyfiki, lecz czysta farmacja znajduje się poza granicami Deadberry. W starym mieście, na przykład. To niedaleko. — Niestety, nie sprzedaję ich u siebie, lecz jestem pewna, że można je znaleźć w każdej aptece w mieście, poza Deadberry. |
Wiek : 40
Odmienność : Czarownica
Miejsce zamieszkania : Deadberry
Zawód : alchemiczka | właścicielka apteki
Kayla Rossi
ANATOMICZNA : 8
POWSTANIA : 5
SIŁA WOLI : 12
PŻ : 144
CHARYZMA : 8
SPRAWNOŚĆ : 1
WIEDZA : 3
TALENTY : 15
Blizny nie powstały wskutek magii, ale gdyby tylko Kayla chciała szerzej opowiedzieć o powadze wypadku i skali obrażeń, prawdopodobnie powstanie tak widocznych śladów przestałoby wzbudzać podejrzliwość w stosunku do kompetencji lekarzy. Kayla nie zamierzała oczywiście o tym opowiadać, lecz sama absolutnie nie miała za złe nikomu, że na jej skórze pozostały szramy. Wiedziała od lekarzy, że od samego początku priorytetem było utrzymanie jej przy życiu, a więc operacja głowy, zminimalizowanie opuchlizny wewnątrzczaszkowej i ogólne podtrzymanie funkcji życiowych. Pozostałe urazy zostały magicznie zabezpieczone, a potem zajęto się również nimi. Obrażenia lewej strony były na tyle duże, że gdyby nie magiczna opieka, Kayla nie miałaby teraz ani ręki, ani nogi. Prawa noga również uległa złamaniu, to jednak nie było na tyle rozległe i rzeczywiście udało się doprowadzić ją do stanu całkowicie sprzed wypadku. Z lewą stroną ciała sytuacja była znacznie bardziej skomplikowana. Niestety. Zaprezentowana blizna była długa i dość szeroka. Rzucała się w oczy i zdecydowanie sugerowała głębokość urazu. Dlatego właśnie, gdy Kayla usłyszała o maści z hydrokortyzolem, trochę ją zmroziło. Poczuła się lekceważona, jakby kobieta w ogóle nie spojrzała na pokazywane miejsce albo po prostu nie była zainteresowana szukaniem skutecznego rozwiązania. Może jednak jakimś cudem czytała w myślach i wiedziała, że Kayla nie miała jak zapłacić za jej zaangażowanie? Natychmiast narosła w niej ochota na wycofanie się. Potrzeba niesprawiania problemu innym i niedoprowadzania do dyskusji była w niej silna. Obawiała się stawiać, obawiała się, że każde słowo argumentu będzie dla kogoś powodem do opryskliwości. Będzie problematyczne. A ona przecież nie chciała być problemem, nie chciała psuć czyjegoś dnia i naprawdę nie lubiła konfliktów. Rozumiem, dziękuję — miała na końcu języka. Część jej umysłu już była u wyjścia, już załamywała się nad beznadziejnością sytuacji i absolutnym brakiem asertywności, którym się wykazała. Była naprawdę żałosną syreną. Nie daj się spławić, mówiła ta druga część, ta, która doskonale wiedziała, że nikt za nią o nic nie zawalczy i musiała się w końcu tego nauczyć sama. W jej głowie właścicielka już jej nienawidziła, już przerobiła przecież tyle scenariuszy, w których ta krzykiem przegoni ją za drzwi. Mimo to przemogła się i nie ruszyła w stronę wyjścia. — To nie pomoże… — odważyła się zauważyć, zerkając na swoją bliznę ostatni raz, by zaraz znów zakryć ją rękawem z miną zbitego psa. Te wszystkie maści i specyfiki dawały drobne rezultaty na płytkich bliznach po zarysowaniach czy zacięciach, ale zupełnie na nic by się nie zdały w tym przypadku. — To musi być magiczny specyfik. Nie ma nic takiego? — dopytała z odrobiną nadziei w oczach. — Nie da się czegoś razem wymieszać, żeby…? — Zdawała sobie sprawę, że może mówić bez sensu. Znała się na magicynie i magii anatomicznej, ale miała braki w wiedzy alchemicznej, co zresztą teraz mimowolnie sobie wyrzucała. — To nie musi być na stałe. Gdyby miała pani coś, co chociaż na jakiś czas zakryje te blizny… — Chociaż na tyle, by mogła pracować. Nie chciała rezygnować ze zleceń modelingowych. Lubiła je. Mogła się wtedy poczuć kimś innym, mogła czuć się piękna i być w centrum zainteresowania, mogła zrobić użytek z tego, co odziedziczyła po mamie — z urody i syreniego przyciągania. Może blizny nie przekreślały całkowicie jej szans w świecie modowym, ale na pewno je zmniejszały, a przecież nie zamierzała lamentować nikogo w takich kwestiach. Czy na pewno? Być może w końcu życie ją do tego zmusi? Nie. Teraz szukała innych rozwiązań i była zdeterminowana, by je znaleźć, nawet jeśli jeszcze nie wiedziała, jak za nie zapłaci. O ile w ogóle będzie za co. |
Wiek : 17
Odmienność : Syrena
Miejsce zamieszkania : Sonk Road
Zawód : Uczennica | Modelka
Lorraine Faulkner
POWSTANIA : 20
WARIACYJNA : 4
SIŁA WOLI : 10
PŻ : 162
CHARYZMA : 7
SPRAWNOŚĆ : 1
WIEDZA : 20
TALENTY : 18
To nie pomoże. Faktycznie, efektów nie przyniesie natychmiastowych. Być może w ogóle nie zwalczy blizn całkowicie – ani jedna z metod, może poza zabiegami, o których wspomniałam. Problem leżał jednak w tym, że spośród receptur nie znałam niczego, co mogłoby faktycznie nadawać się do walki z bliznami i zasklepieniem już zasklepionej rany. I wcale mi się nie podobało, że musiałam się do tego przyznać. To nie moja wina, przemyka mi przez myśl w którymś momencie. Magia miała swoje ograniczenia i jestem pewna, że błąd nie leżał po mojej stronie. Po prostu nie ma czegoś takiego jak maść, albo eliksir, likwidujący blizny. Jest to poważny błąd, ale tak właśnie jest. — Wymieszać? – powtarzam za dziewczyną wpierw z niedowierzaniem do samego braku szacunku wobec alchemii i takiej sugestii, że jak się coś zmiesza z czymś to się magicznie dostanie co się chce. Ale potem spoglądam na nią raz jeszcze i dociera do mnie po raz kolejny, że to dziewczynka niewiele starsza od Dustina. Oczywiście, wiek nastoletni to najbardziej absurdalny wiek i nawet rok potrafi zrobić w mentalności tychże dzieci ogromną różnicę, nie zmienia to jednak faktu, że to jeszcze dziecko. Alchemia w szkółce kościelnej nie jest wykładana na poziomie najwyższym. Jak miałaby? Co zostałoby wtedy dla Tajnych Kompletów. Wzdycham głęboko. Zostawiam już półki za sobą i wracam do lady, gdzie opieram się przedramionami o jej blat. — To nie jest takie proste, słońce – postanawiam więc jej wytłumaczyć, jak dorosły dziecku. – Niestety, magia nie odpowiada jeszcze na wszystkie nasze potrzeby – choć im dłużej nad tym myślę, tym bardziej absurdalnym mi się zdaje, że naprawdę nie ma żadnego magicznego kosmetyku zakrywającego blizny; blizny w końcu towarzyszyły ludziom od zarania dziejów – a wynalezienie kolejnego magicznego specyfiku jest bardzo czasochłonne. Chociaż nie niemożliwe. Na myśl przychodzą mi osoby, które mogłyby na tym skorzystać. Na przykład Barnaby Williamson, młody, uroczy gwardzista. Na pewno ma kilka blizn, których chciałby się pozbyć. Mam obok siebie Kazamatę, w której aż roi się od magicznych wojowników kryjących swoja tożsamość. Jak wiele szram wskutek magii pojawiło się na ich ciałach? Gdyby tak faktycznie do tego przysiąść i się zastanowić… To może potrwać. Nawet bardzo długo. Ale gdyby się udało… |
Wiek : 40
Odmienność : Czarownica
Miejsce zamieszkania : Deadberry
Zawód : alchemiczka | właścicielka apteki
Kayla Rossi
ANATOMICZNA : 8
POWSTANIA : 5
SIŁA WOLI : 12
PŻ : 144
CHARYZMA : 8
SPRAWNOŚĆ : 1
WIEDZA : 3
TALENTY : 15
Skinęła odrobinę głową, nie wycofując się z rzuconego spontanicznie rozwiązania, związanego z wymieszaniem, choć wychwyciła w tonie kobiety niedowierzanie. Nie rozumiała, czym owo jest powodowane. Czy w końcu nie na tym polegała alchemia? Na dobieraniu składników tak, aby powstała ta jedna wyjątkowa mikstura. Uczyła się w szkółce o alchemii i wiedziała przecież, że nikt nie zesłał jej darów czarownikom w gotowej formie. Latami próbowali różnych kompozycji i wciąż przecież z pewnością wielu z nich eksperymentuje, aby poszerzyć ten zasób. Na czym więc miało polegać odkrywanie, jeśli nie na mieszaniu właśnie? Różnych składników, różnych kompozycji, różnych nieoczywistych rozwiązań. Być może to po prostu nie leżało w kompetencjach aptekarki? Prowadziła to miejsce, ale to przecież wcale nie oznaczało, że była w stanie wyjść poza przyjęte schematy i wiedzę, którą już zdążyła nabyć. Może nie była zainteresowana odkrywaniem, skoro nawet myśl o nim ją przerastała i napawała niedowierzaniem. Z poczucia winy Kayla zaczęła płynnie przechodzić w podejrzenie, że zwyczajnie zwróciła się do złej osoby. Pani alchemiczka postanowiła sama wytłumaczyć Kayli, że to nie takie proste. Chciałaby móc powiedzieć, że nie nawykła do tego, by ktoś mówił do niej takim tonem. Z protekcjonalnością. Ale nawykła. Nie dlatego, że była głupiutka i wszyscy mówili do niej jak do dziecka, ale dlatego, że była grzeczna, ułożona i ładnie słuchała, a to sprawiało, że starsi ludzie chętnie słali w jej stronę słońca i inne pieszczotliwe określenia, niezależnie od tego, co akurat mówili. Pokusiłaby się o przypuszczenie, że zwyczajnie ich rozczulała. Pani Faulkner z jakiegoś powodu nie wyglądała na kogoś, kogo łatwo rozczulić. Być może dlatego Kayla poczuła ukłucie rozdrażnienia. Bo to była protekcjonalność. A ona przecież nie była dzieckiem i nie trzeba jej wszystkiego tłumaczyć jak takiemu. Nie sądziła, że to, co zaproponowała mogłoby być proste. Sądziła raczej, że kobieta mogłaby być w stanie temu mimo to podołać. Teraz już nie była tego taka pewna. — Czyli nie może mi pani pomóc — sparafrazowała słowa kobiety z tłumioną goryczą, wpatrując się niewiele mówiącym spojrzeniem we wszystkie szklane buteleczki ustawione za ladą. Jest tego tak dużo i wśród tego wszystkiego nic, co mogłoby dać jej choć skrawek nadziei, że znajdzie rozwiązanie? — Zna pani alchemika, który byłby gotów podjąć się takich badań? — zapytała, mimo coraz bardziej odczuwalnego braku wiary w to, że rozmowa z aptekarką może doprowadzić do czegoś pożytecznego. Ale jeśli nie mogła jej pomóc bezpośrednio, to może chociaż będzie w stanie wskazać osobę, która podejdzie do tego z większą ambicją i w potrzebie zauważy okazję, nie zaś zbędny pochłaniacz czasu i trudność. |
Wiek : 17
Odmienność : Syrena
Miejsce zamieszkania : Sonk Road
Zawód : Uczennica | Modelka
Lorraine Faulkner
POWSTANIA : 20
WARIACYJNA : 4
SIŁA WOLI : 10
PŻ : 162
CHARYZMA : 7
SPRAWNOŚĆ : 1
WIEDZA : 20
TALENTY : 18
Kiedy powoli zaczynam wyliczać wszystkie dolary, jakie mogłyby do mnie spłynąć po wynalezieniu takiego specyfiku – i, oczywiście, opatentowaniu – dziewczynka właśnie dochodzi do najbardziej błędnego przekonania, do jakiego mogła dojść. Nie może mi pani pomóc. Ależ skąd, ależ nie – bardzo mogę. Prawie mnie przekonała do tego, żebym otworzyła stare podręczniki i wyszukiwała połączeń kolejnych składników, które mogłyby dać jednolitą konsystencję maści na blizny wszelakie. Po uderzeniach, po oparzeniach, po ranach ciętych, kłutych, odmrożeniach, i wszelkiej maści magicznych przypadłościach. Gdyby to odpowiednio później zareklamować… Uprzejmy uśmiech pojawia się na moich wargach. W oczach może pobłyskiwać odrobina pobłażania. Nie denerwuję się, wszak mam przed sobą tylko dziecko szukające pomocy. — Znam – informuję ją, chociaż można by zadać sobie filozoficzne pytanie, jak dobrze znam sama siebie. – Z tym tylko, że, jak wspomniałam, takie badania są czasochłonne. I mogą być drogie. Nie spytałam właściwie, czy dziewczyna ma czym zapłacić. Bardziej myślałam o tym jak o inwestycji, która może się zwrócić. Wszelkie damulki z problemami w rodzinach na pewno by się po taki specyfik rzuciły i traktowały jak kosmetyk. Nie spytałam również o drugą, bardzo ważną kwestię. — Czy Twoi rodzice wiedzą, że poszukujesz takiego specyfiku? Do badań, jeśli miałabym ją wykorzystać i brać pod uwagę jako czynny udział, potrzebuję zgody opiekunów. Dziewczyna może być jeszcze nieletnia, o dowód również nie spytałam, a jeśli ktoś za nią odpowiada, zdecydowanie powinien wiedzieć, gdzie jest i o co prosi. Szczególnie że, jak wspomniała, to konsekwencje wypadku, nie przemocowej rodziny. W związku z tym nie ma co ukrywać i nie ma czego się wstydzić. To nic, co wymagałoby dyskrecji. |
Wiek : 40
Odmienność : Czarownica
Miejsce zamieszkania : Deadberry
Zawód : alchemiczka | właścicielka apteki
Kayla Rossi
ANATOMICZNA : 8
POWSTANIA : 5
SIŁA WOLI : 12
PŻ : 144
CHARYZMA : 8
SPRAWNOŚĆ : 1
WIEDZA : 3
TALENTY : 15
Oczy Kayli rozbłysły nową falą nadziei w reakcji na to jedno słowo. Znam było dużym krokiem, było częścią sukcesu. Sfinansowanie przedsięwzięcia, zapłacenie za produkt — to troski na kiedyś. Teraz wiedziała to, co było dla niej najważniejsze — jest szansa. Kobieta po raz kolejny mówi o cenie, ściągając problemy „na później” do teraźniejszości. Same badania będą kosztować. Ale przecież była właścicielką apteki, na pewno nie zarabiała na niej mało, prawda? W głowie Kayli każde pieniądze, które miały dwa zera wydawały się fortuną. Może dlatego dług ojca z kolei wydawał się wyrokiem. Tam było więcej zer. Jeżeli nawet aptekarka nie mogła sfinansować tych badań, ten, kto będzie je przeprowadzał… Przecież inwestycja na pewno mu się zwróci! Na pewno jest więcej takich osób jak Kayla, które chciałyby pozbyć się swoich blizn. Przecież tych czasem nie dało się uniknąć, nawet mając magię po swojej stronie. Bywały rany, które wdzierały się po prostu zbyt głęboko. Których nie opatrzono dostatecznie szybko. Które… Którym po prostu było pisane zostać. Ale Kayla chciała się ich pozbyć. Jeśli nie na zawsze, to choć na trochę, choć na tyle, by nie musiała lamentować każdego, kto nie chciałby dać jej pracy, bo blizny mogą przeszkadzać i odciągać uwagę od reklamowanych produktów. Bo po prostu wymagają gimnastykowania się, aby ukryć je na zdjęciu. Lubiła modeling. Nie chciała z niego zrezygnować. Ale co więcej, nie mogła sobie na to pozwolić. Potrzebowała pieniędzy. I nawet jeśli na ten moment wyglądała zbyt paskudnie, by chodzić na castingi, chciała jak najszybciej wrócić na rynek. Musiała. Ale jak miała to zrobić z takimi bliznami? — Proszę dać mi kontakt do tej osoby — poprosiła, niezrażona informacją o kosztach. — Pomogę poszukać kogoś, kto będzie chętny sfinansować takie badania. — Była pewna, że niejedna osoba byłaby skłonna to zrobić, jeśli nie dla dobra społeczeństwa, to dla innych zysków, które przecież może ustalić z alchemikiem odpowiedzialnym za projekt. Może i nie wiedziała, jak to wszystko działa, te biznesy, umowy i tak dalej, ale ludzie przecież jakoś radzili sobie z brakiem finansów. Zmarszczyła delikatnie brwi na nietypowe pytanie aptekarki. — Proszę się o to nie martwić, jestem pełnoletnia — skłamała płynnie, posiłkując się tym, co mama przekazała jej w genach, choć przecież nie powinna. Ostatnio „nie powinnam” miało bardzo przesuniętą granicę. Musiała sobie jakoś radzić. Nie miała wyjścia. Lament 40-59: 82+12=94 | udany |
Wiek : 17
Odmienność : Syrena
Miejsce zamieszkania : Sonk Road
Zawód : Uczennica | Modelka
Lorraine Faulkner
POWSTANIA : 20
WARIACYJNA : 4
SIŁA WOLI : 10
PŻ : 162
CHARYZMA : 7
SPRAWNOŚĆ : 1
WIEDZA : 20
TALENTY : 18
Moje brwi unoszą się nieznacznie, wraz z kącikami ust, które wyrażają lekkie rozbawienie. Biedna, mała dziewczynka, nie zrozumiała? Zdawało mi się, że mój przekaz jest jasny. To oczywiste, że nie będę podsyłała nikomu klientów; sama wolę zgarnąć pieniądze, czemu miałabym pchać dolary do obcej kieszeni? — Stoi przed Tobą – postanawiam więc ją oświecić, z łagodnym uśmiechem, niemalże ciepłym. Zastanawiam się, w jaki sposób dziewczyna chce poszukać kogoś, kto chciałby sfinansować takie badania. Może pochodzi z wpływowej rodziny. Z Kręgu? Nie znam wszystkich dzieci z Kręgu, ale nie jest to wykluczone. A jeśli nie, to może z jakiejś innej zamożnej. Nie powinno mnie to interesować tak długo, jak długo będę widziała pieniądze na stole. Kiwam głową, akceptując ten warunek, bo o całej reszcie formalności będę musiała poinformować ją za chwilę. Nie zacznę przecież pracować w ślepo, nie mam czternastu lat. Ta dziewczyna natomiast wygląda, jakby je miała. Mrużę krótko oczy, ale dochodzę do wniosku, że teraz te wszystkie dzieciaki młodo wyglądają. Może faktycznie być pełnoletnia, a skoro tak, rzeczywiście obejdzie się bez zgody i uczestnictwa rodziców. — W porządku – informuję ją krótko. Zgodziłam się podjąć badania, zgodziłam się na poszukiwanie dofinansowania. Teraz zostało jeszcze jedno. – Wpierw powinnyśmy spisać umowę – informuję ją. Przecież zanim skończę, dziewczyna może magicznie zniknąć. – Potrzebuję danych osoby, dla której będę wykonywała te badania. Następnie rozpiszę plan, a potem będę potrzebowała również ochotników, którzy wezmą udział w eksperymentach. Ostrzegam, że kilka prób może być nieudanych, ale mam nadzieję, że finalnie wszystko pójdzie dobrze. Nie wiem, kto jeszcze chciałby wziąć udział w moim przedsięwzięciu, ale może dziewczyna przede mną będzie miała jakieś koleżanki, które również potrzebują magicznej pomocy. |
Wiek : 40
Odmienność : Czarownica
Miejsce zamieszkania : Deadberry
Zawód : alchemiczka | właścicielka apteki