Witaj,
Kayla Rossi
ANATOMICZNA : 8
POWSTANIA : 5
SIŁA WOLI : 12
PŻ : 144
CHARYZMA : 8
SPRAWNOŚĆ : 1
WIEDZA : 3
TALENTY : 15
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t2318-kayla-rossi
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t2385-kayla-rossi
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t2377-poczta-kayli-rossi#33628
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/
BANK : https://www.dieacnocte.com/
ANATOMICZNA : 8
POWSTANIA : 5
SIŁA WOLI : 12
PŻ : 144
CHARYZMA : 8
SPRAWNOŚĆ : 1
WIEDZA : 3
TALENTY : 15
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t2318-kayla-rossi
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t2385-kayla-rossi
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t2377-poczta-kayli-rossi#33628
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/
BANK : https://www.dieacnocte.com/

Kayla Rossi

fc. Yael Shelbia





 
nazwisko matki Overtone
data urodzenia 29.12.1968
miejsce zamieszkania Sonk Road
zawód Uczennica | Modelka
status majątkowy Biedna
stan cywilny Panna
wzrost 174 cm
waga 47 kg
kolor oczu niebieskie
kolor włosów ciemny brąz
odmienność syrena
umiejętność
stan zdrowia sporadyczne drobne zaburzenia widzenia | nawracające migreny i problemy ze skupieniem |  delikatnie ograniczona ruchomość lewej ręki | PTSD
znaki szczególne blizna nad lewym uchem po kraniotomii | odrastające, zgolone włosy nad lewym uchem | blizna wzdłuż lewej kości piszczelowej i łokciowej | delikatne piegi | znamię magiczne w kształcie kropelki po wewnętrznej stronie prawego uda, tuż pod pachwiną


magia natury: 0 (I)
magia iluzji: 0 (I)
magia powstania: 5 (II)
magia odpychania: 0 (I)
magia anatomiczna: 8 (II)
magia wariacyjna: 0 (I)
siła woli: 12 (II)
zatrucie magiczne: 2

sprawność: 1
Pływanie: I (1)
charyzma: 8 (6+2)
Aktorstwo: I (1)
Kłamstwo: I (1)
Perswazja: II (6)
wiedza: 3
Magicyna: I (1)
Łacina: I (1)
Teoria magii: I (1)

talenty: 15
Voodoo: II (6)
Percepcja: II (6)
Śpiew: I (1)
Rzeźbiarstwo: I (1)
Gotowanie: I (1)
reszta: 0



rozpoznawalność I (Anonim)
elementary schoolSkyline | Stonewall
high school Paradise High
edukacja wyższa
moje największe marzenie to dokonać odkryć w zakresie medycyny, które będą w stanie zmienić czyjeś życie
najbardziej boję się jazdy autem, igieł medycznych, dużego hałasu
w wolnym czasie lubięrzeźbić lalki | śpiewać | czytać | słuchać historii innych
mój znak zodiaku to koziorożec


Które dziecko nie lubi baniek? Kayla niczym nie różniła się w tym względzie od innych — z zapałem wodziła rozanielonym wzrokiem za mieniącymi się, obłymi kształtami i z zafascynowaniem obserwowała, jak opadają na jej miękką skórę. Lubiła je nazywać i udawała, że startują w konkursie. Która z nich wytrzyma najdłużej na jej drobnej dłoni, a która pęknie, pozostawiając po sobie tylko mokrą plamę?
Niezależnie od tego, która była pierwsza, a która ostatnia, każda z nich była tak samo piękna, tak samo krucha, nietrwała. Kayla nigdy nie zdawała sobie sprawy z tego, że żyła w jednej z nich, nawet jeśli zdecydowanie nie był to faworyt konkursu.
Bańka, która ją otaczała, była wyjątkowo delikatna i niedoskonała, ale spełniała swoją funkcję nienagannie. Nawet wtedy, kiedy mama przypominała „nie mamy tyle pieniążków, odłóż to proszę”, nawet wtedy, kiedy tata mówił „diabełku, mama jest teraz w lepszym miejscu i czuwa nad tobą” i także wtedy, kiedy w progu mieszkania stawali obcy mężczyźni, a ona musiała iść do swojego pokoju i z niego nie wychodzić „choćby nie wiem co”.
Rodzice ją kochali, a ona kochała ich. Wiedziała, że nie każdy ma ten przywilej, ze współczuciem patrzyła na dzieci, które nie dostawały choć skrawków uwagi lub codziennie wychodziły na ulicę z nowymi siniakami. Zawsze wyciągała do nich dłoń, zawsze proponowała zabawę i oferowała ciepły uśmiech. Nie wystarczyło jej odwagi, by kogokolwiek obronić, ale miała w sobie dużo empatii i miłości, którą lubiła się dzielić. Często słyszała, jak dorośli z zachwytem mówili, że „jest taka dojrzała” — nigdy nie miała szansy dowiedzieć się, że to nie był powód do dumy, do szczęścia. Że lata, które powinny minąć na beztroskiej zabawie i byciu po prostu dzieckiem, ona spędziła na zajmowaniu się problemami dorosłych, na czytaniu ludzi, na szukaniu rozwiązań problemów nieprzystosowanych do jej małej, dziecięcej główki. Nie wiedziała, że gdzieś tam są dzieci, będące po prostu dziećmi, że mogą popełniać błędy i zupełnie nie myśleć o zadowalaniu innych. Nie muszą rozumieć. Jej bańka nie była doskonała, lecz dopiero kiedy bezpowrotnie pękła, zdała sobie sprawę z tego, jak mocno jej potrzebowała i jak wiele wysiłku musiało kosztować ojca, aby nie drgnąć — aby utrzymać jej chwiejną formę. Aż dłużej się nie dało.

▮ GOOD OLD TIMES
Kayla nigdy nie powinna się narodzić. Czasem, kiedy traciła czujność i zaczynała dociekać przyczyny tego wszystkiego, co ją w życiu spotkało, łapała się na tej właśnie myśli. Może to wszystko stało się dlatego, że jej mama podjęła złą decyzję.
O historii miłosnej Madeline Overtone i Paula Rossi Kayla słyszała głównie od tego drugiego. Szczególnie później, wtedy, kiedy niesiony na nurcie rzewnie płynących promili, odpływał i wracał do starych, dobrych czasów. Twoja mama – mówił – to, to było ziółko. Nikt jej nie umiał ujarzmić, zawsze chodziła własnymi ścieżkami. Bałem się, że nie będę wystarczający. Wiesz… Dotąd nie umiem stwierdzić, czy tak mocno nas kochała, czy chciała utrzeć im nosa.
Kayla rozumiała, co miał na myśli. Wtedy już tak. Wtedy już wiedziała, co poświęciła Madeline, żeby być z nimi. Jakie życie odrzuciła. Taką wersję poznała – taką, w której to była tylko i wyłącznie jej decyzja, świadomy, niezmącony niczym wybór. Jak przez mgłę pamiętała swoją mamę z czasów, gdy jeszcze była zdrowa. Najmocniej w jej pamięci utrwaliła się wysoko zadarta głowa i ta niezachwiana aura, która kazała Kayli sądzić, że jej mama jest niepokonana. Nieważne czy było trudno, nieważne, czy ktoś próbował ją obrazić, nieważne, czy było jej smutno – Madeline zawsze wyglądała, jakby nic nie było w stanie jej dotknąć. Była dumna i opanowana, była jak lodowa figura, której piękno i majestat nie pozwalały oderwać odeń wzroku.
Ale nawet dziecko powinno wiedzieć, że piękno wyrzeźbione w lodzie szybko przemija.
Historia narodzin Kayli nie była tak romantyczna i usłana różami, jak jej wpojono, choć w istocie tym, co połączyło Madeline i Paula jako pierwsze, była miłość. Miłość szczenięca i nieostrożna, zbudowana na podwalinach wygórowanych nadziei, złudzeń i idealizowania świata. Madeline miała tylko 19 lat, kiedy zaszła w nieplanowaną ciążę. Nie od razu powiedziała o niej rodzicom, nie od razu podjęła decyzję, która zaważyła na jej życiu, nie odrzuciła życia w luksusach lekką ręką. Ale kiedy ojciec powiedział, że ma pozbyć się bękarta, jej „nie” było natychmiastowe i ostateczne. Nie ugięła karku wtedy, nie ugięła, kiedy kazał jej się wynosić, nie ugięła, kiedy odciął dopływ gotówki i zabronił kontaktów z rodziną. Wzięła ślub z Paulem po cichu, skromnie, jeszcze nim Kayla przyszła na świat.
Paul nie wywodził się z majętnej rodziny, ale rodzinny biznes pozwalał mu na zapewnienie żonie i córce przyzwoitej codzienności. Prowadził odziedziczony po ojcu sklep, stojący na starym mieście od trzech pokoleń. Lalki, które tam sprzedawał, cieszyły się niemałą popularnością — słynęły ze swojej jakości i oryginalnych form, a wiele z nich przyciągało nie tyle dzieci, ile kolekcjonerów. Skromny sklepik, którego witryny zawsze zdobiły przepiękne porcelanowe twarze, miał również swoją drugą stronę, dostępną jedynie dla społeczności magicznej. Kayla potrafiła spędzać całe dnie z tatą za ladą lub w warsztacie, obserwując, jak tworzył różnorodne laleczki, jak niekiedy wplatał w nie włosy i paznokcie — nawet jako mały brzdąc, którego rozpierała energia, potrafiła godzinami ślęczeć w jednym miejscu i podziwiać, jak spracowane ręce ojca z namaszczeniem i dbałością łączyły drobne elementy, jak powoli każda z lalek zaczynała przypominać żywego człowieka — często były to wizerunki ludzi, których widywała w sklepie. Tata nigdy nie pozwalał dotykać tych lalek, nawet kiedy tupała nóżkami, krzyczała i wymagała. Zawsze odkładał je w miejsce, do którego nie miała dostępu i za każdym razem cierpliwie tłumaczył, jak ważne jest, aby z tymi wyjątkowymi lalkami obchodzić się ostrożnie. Nie przyjmowała tego do wiadomości. Była kapryśną sześciolatką i w końcu dopięła swego. W końcu udało jej się wykorzystać nieuwagę taty i pobawić się jedną z nich. Zafascynowana zabawą straciła czujność i dała się przyłapać. To był pierwszy i ostatni raz, kiedy doświadczyła złości Paula na własnej skórze. Klapy na tyłek nawet nie bolały, ale tak ją dotknęły, że nigdy nie wyparła ich z głowy. Tata zagroził, że jeśli jeszcze raz zrobi coś takiego, to zabroni jej wchodzić do pracowni i to był argument skuteczny bardziej niż cokolwiek innego. Nigdy więcej nie próbowała, a Paul, gdy już się uspokoił, przytulił ją mocno i raz jeszcze, dokładniej wyjaśnił, dlaczego to tak ważne, aby nie bawić się laleczkami voodoo. Kayla, która od dawna lepiła formy z gliny i z innych materiałów obok taty, chętnie spijała wiedzę, którą ten się dzielił. Słuchała go z zafascynowaniem, nawet wtedy, kiedy mówił skomplikowane rzeczy o tym, jaka magia stoi za lalkami i jak natchnąć te pozornie martwe, piękne figury, aby uzyskały własną duszę. Po kilku latach mała Kayla wiedziała o lalkach voodoo więcej niż o podstawach angielskiego czy wzorach matematycznych. Tata jednak nigdy nie pozwalał jej spróbować tej wiedzy w praktyce. To nie dla dzieci — powtarzał i nic nie było w stanie zmienić jego zdania. Jak będziesz starsza, mówił.
Spróbujemy razem, jak będziesz starsza.
Ale kiedy była starsza, nie było już warsztatu, nie było lalek i nie było taty, który w oczach miał ciepło, pasję i miłość do życia.

▮ LITTLE LADY
We trójkę wiedli spokojne życie w skromnym, ale przytulnym mieszkanku, znajdującym się nad warsztatem. Życie na starym mieście kojarzyło się Kayli z zapachem zmurszałych cegieł, porastającego płoty mchu, z miejskim zgiełkiem i uśmiechniętymi ludźmi. Przyjazne otoczenie kreowało ją na rezolutne, przebojowe dziecko. Nie była wstydliwa, chętnie rozmawiała z innymi, a rodzice musieli ją czasem upominać, aby nie zaczepiała przechodniów. Była słodką dziewczynką, ale potrafiła również głośno upominać się o swoje. Umiała zwracać na siebie uwagę i była niezmiernie uparta. Nie chciała rozumieć, że nie może dostać zabawki, bo jest zbyt droga, ani że nie może zabrać jej koledze, skoro mama się nie ugięła. Madeline wiedziała, co jest przyczyną — od samego początku starała się wychować swoje dziecko przyzwoicie, w poszanowaniu do innych, w czułości na ich potrzeby, w rozsądnym spojrzeniu na otaczający świat. Być może w ten sposób próbowała ochronić córkę przed wykluczeniem, którego sama doświadczyła. Wierzyła, że to syrenia natura była winna złych decyzji, że to egoizm okazał się dla niej zgubny. Sądziła, że za zachowanie Kayli odpowiadają geny, nie zwykła, dziecięca przekora. Dlatego im mocniej Kalya dokazywała, tym mocniej Madeline starała się temperować jej charakter. Nie krzycz, przeszkadzasz innym, upominała, gdy jej córka namiętnie opowiadała o czymś w autobusie, nie przerywaj, to niemiłe, kiedy po raz wtóry próbowała zwrócić na siebie uwagę, bądź mądrzejsza, przeproś go, gdy pokłóciła się z kolegą na placu zabaw i to on zaczął.
Wpajana od maleńkości czułość na emocje innych odcisnęła swoje piętno, sprawiła, że Kayla w końcu nauczyła się poskramiać własny entuzjazm, wstydzić za każdy błąd i wyczytywać w spojrzeniach oczekiwania, a w słowach to, co kryło się pomiędzy. Naturalny syrenom egoizm znalazł wejście boczne, dostosował się do panujących warunków, budził się wtedy, kiedy dostawała pochwały, kiedy słyszała, jakim grzecznym jest dzieckiem, jaka jest śliczna, jaka ułożona, jaka mała dorosła. Koleżanki mamy zazdrościły, że ma taką córkę, a Kayla widziała, że jej rodziców rozpiera duma, gdy o niej mówią, kiedy opowiadają, jak bezinteresownie komuś pomogła i jak dużo rozumie, mimo że jest jeszcze taka mała. Jednak mimo tego, że starała się zachowywać nienagannie, by dostawać więcej i więcej pochwał, by czuć się wyjątkowo, wciąż nie potrafiła do końca zaakceptować tego, że to ona zawsze musi być mądrzejsza, tego, że kiedy płacze, mama każe jej nie przesadzać i nie robić scen. W końcu zaczęła płakać po cichu, tak, żeby mama nie zauważyła. Nauczyła się, że łzy to powód do wstydu. A z czasem, że nie ma do nich prawa.

▮ FLOATING IN THE OCEAN
Pierwszy raz zobaczyła ocean w wieku sześciu lat. Był maj i było jeszcze chłodno. Przechadzały się z mamą po brzegu, wiatr smagał ich włosy i długie sukienki. Zapamiętała, jak mama poprawiała jej kurtkę, zmuszając do oderwania dłoni od uderzających o nie fal. Cieszyła się do morskiej piany, do wchodzącego w stopy piasku, do szczypiącego w policzki wiatru. Wpatrywała się w morską toń i w majaczący na granicy wzroku horyzont. Wydawało jej się, że fale mówią własnym głosem, że powietrze osadza się słonym posmakiem na języku, że ocean wzywa ją do siebie, zapraszając w swoje objęcia.
Mama trzymała ją mocno za rączkę, kiedy szły dalej i tłumaczyła swoim spokojnym, melodyjnym głosem, dlaczego obie są wyjątkowe. Opowiadała o morskich paniach, o tym, jak połączone są z oceanem, o ich naturze, o kąpielach, których muszą zażywać. Kayla słuchała z zafascynowaniem. Wtedy, kiedy szły wzdłuż brzegu i wtedy, kiedy samotnie płynęły łódką daleko, daleko od niego.
Madeline przedstawiła syreny w kolorach baśni, legend, w barwach tego, co magiczne i wyjątkowe. Wzbudziła w Kayli fascynację i budowała akceptację względem tego, czym jest. Dopiero wtedy, gdy na twarzy dziecka zobaczyła wielki uśmiech i iskry w oczach, delikatnie, tak, jak tylko matka potrafi, przedstawiła córce rzeczywistość. Wciąż ubierała ją w ładne słowa. Tak ładne, że Kayli, zafascynowanej zbyt mocno pięknymi opowieściami, nie przeraziło nic w utracie nóg, w potwornej buzi, w żądzy krwi, w sile oceanu, który już nigdy nie przestanie jej do siebie przyciągać — ta część była dla dziecięcego umysłu tylko słowami, które wlatywały jednym uchem, a wylatywały drugim.
Mimo uprzedzeń mamy, gdy zobaczyła jej uzębioną gębę, na chwilę zamarła i przestraszyła się. Madeline starała się odwrócić uwagę córki i przekierować ją na kwestie, o których mówiła tak pięknie. I rzeczywiście po kilku chwilach miast w uzębioną paszczę, Kayla z oczarowaniem zaczęła wpatrywać się w połyskujący ogon, w mrok oceanu pod płetwami, upajała się uczuciem wolności, którego jako dziecko nie umiała jeszcze pojąć. Madeline upewniła się, że wokół nich nie będzie ludzi. Robiła to zawsze, gdy zabierała córkę nad ocean — szły wzdłuż brzegu, brały łódkę i wypływały daleko, tam, gdzie nie zagrożą nikomu.
Oszczędziła Kayli tłumaczenia powodu, dla którego zawsze musi być daleko od ludzi, wierzyła, że wpojone zasady wystarczą i nigdy nie będzie musiała przekonać się, dlaczego pod wodą ich eteryczne, przyciągające twarze zmieniają się w szkaradne łby.
Kayla myślała, że będzie tak już zawsze. Że co miesiąc będzie spędzać ten jeden dzień z mamą i będą ścigać się ze sobą i z falami. Lubiła te dni, lubiła otulającą bliskość wody, piękno podwodnego świata i perlisty śmiech Madeline, gdy wciągała ją z powrotem na łódkę.
Gdy zamyka oczy i mocno się skupia, wciąż potrafi go usłyszeć.

▮ IN SICKNESS AND IN HEALTH
Kayla nie zauważyła dokładnego momentu, w którym coś zaczęło się zmieniać. Tata rzadziej przebywał w warsztacie, sklep coraz dłużej pozostawał zamknięty, a mama coraz mniej wychodziła z domu. Wcześniej było inaczej. To tacie Kayla plątała się między nogami, gdy tylko wracała ze szkoły. Mama często wieczory spędzała na mieście. Śpiewała. Czasem tata zabierał Kaylę na jej występy, czasem nawet mama pozwalała jej wejść na scenę i udawać gwiazdę.
Nie zauważyła, kiedy mama przestała śpiewać. Coraz więcej wieczorów spędzała w domu i tylko nuciła pod nosem monotonnie, a kiedy Kayla wdrapywała się na jej kolana i mocno wtulała, mama obejmowała ją mocno. Tak mocno, jak nigdy wcześniej. Raz Kayli wydawało się, że mama płacze, ale kiedy uniosła głowę, twarz Madeline przystrajał lekki uśmiech. Nie zdążyła zauważyć zaszklonych oczu, bo tata wziął ją na ręce i powiedział, że pora spać. To nie była prawda. Umiała już czytać godziny, wiedziała, że było jeszcze za wcześnie. Mimo to nie oponowała. Nasłuchiwała w łóżku. Nie potrafiła wyłapać nic z tłumionych szeptów, ze skrzypienia drzwi od sypialni, z ciężkich kroków taty, kiedy wychodził z domu, choć przecież zbliżała się pora spania.
Mama niknęła w oczach. Kayla była mądrym dzieckiem, potrafiła dostrzec te zmiany, wiedziała, że coś jest nie tak. Widziała, że mama jest smutna i tata też, tylko udają.
Tatusiu, możemy porozmawiać? — zapytała pewnego wieczoru, ujmując dłoń taty, jak na mądrą, dojrzałą dziewczynkę przystało. Kiedyś rodzice zachwycali się tym, jak dorośle mówi, a teraz, kiedy Paul na nią spojrzał, broda pomarszczyła mu się brzydko, a oczy wypełniły łzami. Nigdy wcześniej nie widziała, by tata płakał. To był pierwszy raz. Ale nie ostatni.
Mamusia jest chora, wytłumaczył, ale na pewno wyzdrowieje, musi mieć tylko dużo spokoju i dużo naszej miłości, kłamał, ale Kayla uwierzyła. Uwierzyła, że jeśli będzie coraz mocniej zsuwać swoje potrzeby i bolączki na bok, byle tylko nie martwić mamy, poprawi jej się. Uwierzyła, że kolejny kolorowy rysunek zaniesiony do łóżka, kolejny mocny przytulas, kolejne „kocham cię najmocniej na świecie!” sprawią, że wszystko wróci do normy. Później przez wiele lat zastanawiała się, czy nie kochała mamy dość mocno, czy to jej wina, że odeszła.
Kiedy mama pierwszy raz straciła przytomność w jej obecności i trafiła do szpitala, Kayla popłakała się mocno na oczach taty, mimo że było jej z tym bardzo źle, mimo że bardzo chciała się powstrzymać.
Nie płacz, prosił tata przez zaciśnięte gardło, dusząc własny smutek tak, jak tylko ojciec potrafi. Nie płacz, mamie będzie przykro. Na pewno nie chciałaby cię takiej widzieć, będzie jej przyjemnie, jak zobaczy, że sobie radzimy. I od razu zrobi jej się lepiej.
I Kayla nie płakała. Dzielnie starła łzy, narysowała kolejny obrazek, ulepiła małą, niezgrabną laleczkę i pojechała z tatą do szpitala, nie wiedząc, że tata zna już tam cały personel oddziału onkologicznego. Uśmiechała się mocno, kiedy kładła się przy mamie i z wymuszonym, ale jakże wiarygodnym entuzjazmem opowiadała o fajnych rzeczach, które działy się w szkole. Mama wydawała się szczerze zaciekawiona. Również się śmiała, ale śmiech niczym nie przypominał tego, który rozjaśniał niebo, gdy chybotały się na łódce, wyciskając z włosów morską wodę.
Mama coraz więcej leżała w szpitalu, jeszcze częściej choroba przykuwała ją do domowego łóżka i tylko miłe panie przychodziły ze swoimi igłami, kroplówkami i pieszczotliwością, która drażniła Kaylę. Czuła, że to nie na miejscu. To, że jakaś kobieta patrzy na jej mamę tym dziwnym wzrokiem i mówi jej, co ma robić. Unieś troszkę rękę, kochana. Oooo tak. Poszukamy na nadgarstku — kontynuowała, wyciągając paskudnie długą igłę z ręki Madeline — super, skarbeńku, jeszcze tylko-
Kay, prosiłem, żebyś odrobiła lekcje!
Tata pojawił się w drzwiach znienacka, a Kayla posłusznie poszła do swojego pokoju, choć już dawno zrobiła całą pracę domową i nauczyła się na wszystkie sprawdziany.
To wszystko nie pasowało do jej mamy. Jej mama była silna, nic jej nie dotykało, zawsze patrzyła na wszystkich tym spojrzeniem, które Kayla lubiła naśladować, idąc chodnikiem, wyobrażając sobie, że wszyscy na nią patrzą.
Nie rozumiała, co się dzieje. Mama coraz mocniej gasła, a wraz z nią gasło wszystko wokół. Za witryną sklepiku było coraz mniej porcelanowych główek, aż w końcu wszystkie lalki zniknęły. Nie powstawały nowe. Taty całe dnie nie było, a gdy był, padał na łóżko i śmierdział potem. Kayla przykrywała go kocem i ściągała mu buty, odkładała też identyfikator. Raz z placu budowy, raz z robót drogowych, innym razem z prac ogrodniczych.
Pewnego dnia w sklepiku zaczęli pojawiać się obcy ludzie, mierzyć ściany i wynosić rzeczy. Kayla pytała taty, co się dzieje, a tata mówił, by się nie przejmowała. Nie umiała, ale zawsze odpuszczała, gdy mówił, że jest zmęczony i porozmawiają kiedy indziej. Nie miała pojęcia o niczym. O tym, że rak trzustki nie pozostawiał złudzeń, a jednak tata nieustannie się łudził. O tym, że ubezpieczenie, które mieli, było zgrabnym przekrętem pod osłonką prawa, a ich nie było stać na proces sądowy. O tym, że tata musiał sprzedać wszystkie lalki i zasoby, a w końcu także warsztat i sklep. O tym, jak wiele go to kosztowało i o tym, że oddał wszystko za półdarmo, bo ludzie wiedzieli, że jest zdesperowany. Nie wiedziała, że gdzieś tam są lekarze, którzy wykorzystywali te nadzieje, że są szarlatani, którzy zdarli z ojca ostatnie pieniądze, nie wiedziała, że komornicy nie mają serca i że żadne słowa ojca nie powstrzymają ich przed wyniesieniem połowy domu. Mama leżała w łóżku pod kroplówkami, kiedy przechodzili obok niej ze starym, nic niewartym radiem, kiedy zabierali lodówkę i kuchenkę.
Mama walczyła dwa lata, a oni walczyli razem z nią. Nie wiedziała, że od początku nie mogli nic zrobić. Nie wiedziała, że tata zaciągnął dług, którego nie był w stanie spłacić. I nie wiedziała, że już dawno się poddał, tylko nie umiał jeszcze tego przyznać.

▮ THE MONSTER IN ME
Kiedy mama była chora, Kayla nieświadomie coraz mocniej skupiała się na wyczuwaniu jej nastrojów. Pouczana przez ojca, rozumiała, że Madeline czasem krzyczy, choć nigdy wcześniej tego nie robiła, że nie jest sobą, że to choroba, nie ona. Nauczyła się czytać zmiany w jej nastroju, to, jak się czuła, nauczyła się domyślać jej potrzeb i odpowiadać na nie, jeszcze nim mama zdążyła zapytać. Dbała o mamę i dbała o tatę, który coraz mocniej gubił siebie. Wiedziała, że Paul pracuje na to, aby mamie było lepiej, aby wróciła do zdrowia, dlatego Kayla starała się nie wchodzić nikomu w drogę. Próbowała być cichą pomocą, sprzątała dom, zaczęła gotować proste potrawy, brała od rodziców listy z rachunkami i biegała z nimi na pocztę, chodziła do sklepu po zakupy.
Nie żaliła się, kiedy przyszedł kolejny miesiąc i po raz pierwszy mama nie zabrała jej nad ocean. Nie wiedziała jeszcze, jakie konsekwencje mogą jej grozić. Mama wspominała, że powinna zażywać kąpieli choć raz na trzy miesiące, ale Kayla się tym nie przejmowała. Nie chciała zawracać nikomu głowy. Minął jeden miesiąc, drugi, a potem przyszedł trzeci. Mama wspominała tacie, by zabrał Kaylę nad ocean, ale on nie miał do tego głowy. Miał na niej tak dużo, miał prawo zapomnieć. I nie rozumiał przecież, jak to jest być syreną.
Gdy zrozumiała, że przez brak kąpieli dzieje się z nią coś złego, postanowiła, że pojedzie sama. Robiła to z mamą tyle razy, że kupienie biletu autobusowego i odnalezienie drogi w Maywater nie stanowiło żadnego problemu. Ale nie wiedziała, skąd mama bierze łódkę — gdy przyszła w miejsce, z którego zwykle wypływały, łódki tam nie było.
Dopiero na brzegu plaży poczuła strach. Miała ledwie dziesięć lat i znalazła się sama daleko od domu. Ocean był jej przyjacielem, wzywał ją do siebie, czuła się lepiej, gdy na niego patrzyła, ale serduszko ściskał jej żal, bo mamy nie było obok. Nie było też łódki. Jak miała poradzić sobie sama?
Pamiętała, by nie pływać przy ludziach. Rozglądała się kilka razy z mocno bijącym sercem, nim zdecydowała się ściągnąć dolną część garderoby, zostając w przydługiej koszulce. Zmoczyła stopy i rozejrzała się jeszcze raz. Pierwszy raz, wchodząc do oceanu, bała się.
Strach minął, kiedy zanurzyła się pod wodę. Nie czuła go nawet wtedy, gdy po raz pierwszy przekonała się, czym jest żądza krwi. Gdy płynąc naprzeciw falom, dotarła do motorówki, gdy poczuła ludzi. Gdy otworzyła paszczę, by im zaśpiewać. Jeden z nich się wychylił. Jedno machnięcie ogona dzieliło ją od złapania ciekawskiej głowy w swoje zębiska. I jedno machnięcie ogona ją zatrzymało.
Nie jej ogona.
Przez chwilę myślała, że to mama, że udało jej się dotrzeć. Że wyzdrowiała. Przez chwilę była szczęśliwa, pomimo bólu, pomimo wewnętrznego protestu względem tego, że ktoś odbiera jej zdobycz.
Szybko zorientowała się, że to nie mama. Ten ogon był inny, a syrena była większa, obca.
Kayla poczuła złość. Chciała dopaść swoją ofiarę. Nie odpuszczała. Ale on też nie odpuszczał, choć sam wyglądał, jakby cierpiał.
Motorówka zdążyła się oddalić, a nieznajomy zmusił ją do powrotu na brzeg. Tam zrozumiała w końcu, że jej pomógł, że zrobił to dla jej dobra. Zrozumiała, że chciała zabić tych ludzi i pierwszy raz przeraziła się swojej natury. Wtedy wyjątkowo ciężko było jej powstrzymać łzy. Ale już sprawiła mężczyźnie problem, nie chciała być jeszcze większym ciężarem. Była wdzięczna. A on był miły i uparty. Ciekawy. Serdeczny. I Kayla w końcu pękła.
Maurice Overone pomógł jej wtedy, kiedy nie mogła już liczyć na swoją mamę. Pływał razem z nią, uczył, jak się kontrolować, był wsparciem. Niedługo przed śmiercią mama zapytała, czy tata zabiera ją na kąpiele odpowiednio często, a Kayla opowiedziała o Maurisie. Mama zrobiła dziwną minę, której jej córka nie rozumiała. Wszystko rozjaśniło się później, gdy przeczytała pozostawiony przez mamę list, a potem porozmawiała z tatą. Wtedy też, gdy przyszedł czas kąpieli, pojechała w inną część oceanu razem z Paulem, a on wynajął jej łódkę. Nigdy już nie spotkała człowieka, dzięki któremu uniknęła traumy, która zmieniłaby ją bezpowrotnie.
Przez kolejne lata radziła sobie ze swoją naturą samotnie. Bez mamy i bez Maurice'a syrenie geny okazywały się czasem trudne do udźwignięcia. Kąpiele nie przynosiły jej już tyle radości i za każdym razem towarzyszyła jej doza lęku. Odpływała daleko od brzegu, kilkukrotnie upewniała się, że jest sama, a nawet gdy tak było, nieustannie doszukiwała się w ruchu fal nieprawidłowości, które mogłyby wskazać na to, że ktoś nadpływa. Potem udawała przed samą sobą, że nawyk ten wywoływał strach przed skrzywdzeniem kogoś, nie zaś nadzieja, że jeszcze raz będzie miała szansę doświadczyć tego przejmującego uczucia, które towarzyszyło jej, gdy poznała Maurice'a. I że tym razem nikt jej nie przeszkodzi. Syrena domagała się krwi, zaś Kayla postanowiła odwrócić oczy w drugą stronę, a poczucie winy zabijała dobrymi uczynkami, udawadnianiem sobie, że wcale nie jest potworem. Od lat prowadzi walkę z samą sobą, choć wciąż nie potrafiłaby przyznać tego na głos. Dotąd z każdej kąpieli wychodziła wygrana, choć za każdym razem z podskórnym poczuciem wstrętu do własnych instynktów. Wciąż jednak pozostaje w niej silna obawa, że pewnego dnia spotka kogoś, gdy będzie zażywać kąpieli i wszelkie starania, których dokłada, aby zwalczać instynkt, prysną pod naporem tłamszonej syreniej natury.

▮ IT'S OKAY, IT'S ALRIGHT
Pogrzeb Madeline Overtone był tak skromny jak jej ślub. Kayla pamiętała niemal pustą kaplicę i ból, jaki sprawiał jej widok wyłysiałej głowy wyglądającej z trumny. Jako dziecko myślała, że ma dużo cioć i wujków, w końcu nieraz mama gościła u siebie ludzi, do których się tak zwracała. W murach kaplicy okazało się, że wcale nie było ich tak wielu, a później miała zrozumieć, że nikt z tych ludzi nie był jej rodziną. Mama nigdy nie mówiła jej o swoich rodzicach. Wiedziała, że babcia i dziadek od strony taty nie żyli. Nie wypytywała o szczegóły, zaakceptowała stan rzeczy takim, jakim był.
W domu czekał na nią list. Usiedli z tatą w fotelu — jednym z niewielu mebli, które jeszcze pozostały w mieszkaniu — i przeczytali go wspólnie. Z niego dowiedziała się części prawdy, a od taty usłyszała resztę. Zapytała, dlaczego dziadek nie pomógł mamie, jeśli ma dużo pieniążków, a tata wytłumaczył jej, że rodzina dziadka skrzywdziła mamę tak mocno, że pękłoby jej serce, gdyby zwróciła się do nich o pomoc. Wtedy Kayla pierwszy raz zaczęła zdawać sobie sprawę z różnic pomiędzy prostymi ludźmi a tymi, którzy zawsze zajmowali pierwsze ławki w kościele i roztaczali wokół siebie nieprzyjemnie mocne zapachy. Tata nie dzielił się szczegółami, nie mówił, jak mocno wydziedziczenie odbiło się na Madeline, nie mówił, jak musiała chować się w domu i unikać prasy, jak trudno z początku było uciec przed zainteresowaniem socjety, nim wszystko stopniowo ucichło. Nie musiał jednak mówić wszystkiego, by Kayli zrobiło się źle z tym, że sama skorzystała z pomocy człowieka, który tak mocno skrzywdził mamę — jej dziecięca główka nie rozumiała jeszcze, że Maurice zupełnie w tym nie uczestniczył. Nie chciała zbliżać się do żadnego Overtone’a.
Gdy mama odeszła, tata sprzedał przytulne mieszkanie na starym mieście i cierpliwie wytłumaczył Kayli, że muszą się przeprowadzić. Bardzo tego nie chciała, ale nie powiedziała słowa, nie skrzywiła się nawet. Paul był zrozpaczony, zmęczony i prawie nie jadł — widziała to i wierzyła, że jeśli będzie dobrym dzieckiem, to tacie się polepszy, nawet jeśli nie była dość dobra, aby pomóc mamie.
Przeprowadzili się na Sonk Road, a tata zapisał ją do szkoły blisko nowego, wynajmowanego mieszkania. Kayla była tam obca, a ostatnie lata, choć nikt tego nie zauważył, sprawiły, że z rezolutnej dziewczynki, zmieniła się w cichą, wyjątkowo uprzejmą, wycofaną osóbkę. Nic dziwnego, że sprawiło jej trud odnalezienie się w nowej sytuacji i nawiązanie kontaktu z dziećmi, które już się dobrze znały. Mało tego, te dzieci tak różniły się od tych, z którymi bawiła się w poprzedniej szkole. Kayla sądziła, że jeśli będzie miła, uśmiechnięta i pomocna jak zawsze, to zdobędzie przyjaciół. Nie rozumiała, że w tym miejscu stanie się jedynie obiektem kpin i pośmiewiskiem, a jej uległość zostanie odebrana jako słabość i przyciągnie tych, którzy ją wykorzystają.
Z początku Kayla nie rozumiała nawet, że jest prześladowana. Czuła się trochę wyobcowana, ale dziewczynki zagadywały ją czasem, a choć ich zachowanie wzbudzało w Kayli dziwny niepokój i zwątpienie, nie była w stanie zrozumieć, co za tym stoi. Gdy koleżanka mówiła głośno „ale ładne buty, nowe?” i robiła przy tym dziwną minę w stronę innych dzieci, Kayla uśmiechała się delikatnie, dziękowała i mówiła, że tata dostał je od sąsiadki, której córka prawie ich nie nosiła. Nie wiedziała, co znaczą śmiechy, jakimi reagowała grupa. Wyczuwała, że coś jest nie tak wtedy, kiedy dzieci wielokrotnie, jedno po drugim, mówiły do niej „czeeeeść” z niewinnymi uśmiechami, cicho i teatralnie, jakby ją naśladowały, ale nie wiedziała, jak zareagować, bo przecież w gruncie rzeczy nie robiły nic złego. Albo wtedy, gdy koleżanka zwyzywała ją przy wszystkich zupełnie nagle, a widząc minę Kayli, wybuchła śmiechem i dodała „żartuję tylko!” — Kayla więc też zaśmiała się cicho, a potem dała jej odpisać pracę domową, kiedy poprosiła. Czuła się coraz bardziej niekomfortowo, coraz mocniej zamykała się w sobie, ale nikomu o tym nie mówiła. Tata dużo pracował, rzadko był w domu, a czasem nawet wracał z podbitym okiem. Nie chciała go martwić i wymyślać, bo przecież w gruncie rzeczy nic się nie działo.
W nowej szkole, w jej klasie był chłopiec, który nigdy nie angażował się przesadnie w zaczepki innych dzieci. Z czasem zaczął z Kaylą nawet normalnie rozmawiać, a ona go polubiła i dzięki niemu dni w szkole były bardziej znośne. Dzieci śmiały się czasem, pośpiewując „zakochana para”, kiedy siedzieli razem na korytarzu, ale on wydawał się tym zupełnie nieprzejęty, więc Kayla również to ignorowała. Wyglądało na to, że zainteresowanie chłopca Kaylą zniechęcało także inne dzieci do naśmiewania się z niej na każdym kroku.
Kayla mu uwierzyła. Naprawdę go polubiła.
Nie od razu zrozumiała sytuację, która miała miejsce niedługo przed zakończeniem piątej klasy. Przyjaciel zaprosił ją po szkole na spacer, a w jednej z uliczek wyznał, że bardzo mocno ją lubi. Zapytał, czy zostanie jego dziewczyną. Kayla zarumieniła się, uśmiechnęła i powiedziała, że tak. Chciał ją pocałować. Ona nie chciała. Najwyraźniej nie do końca zdawała sobie sprawę z tego, co znaczy bycie parą. Nalegał, widziała, że się zniecierpliwił. Ona mówiła, że nie chce. To wtedy gdzieś zza rogu wyszły inne dzieci, które przysłuchiwały się wszystkiemu. Nie rozumiała, kiedy śmiali się z jej przyjaciela (z nim?), że nie podołał, ani kiedy śmiali się z niej, że „och tak, chce być jego dziewczyną”.
Była ich czwórka. Trzech chłopców i ta jedna, podła koleżanka, która z jakiegoś powodu musiała Kayli bardzo nienawidzić.
Bała się. Koleżanka twierdziła, że skoro Kayla zgodziła się, by być jego dziewczyną, to teraz musi go pocałować i musi robić rzeczy, które robią pary. Kazała pozostałym chłopcom ją przytrzymać.
Była przerażona, ale wyciągnęła z tej sytuacji solidną lekcję — w końcu zrozumiała, że czasem nie warto być miłym, że świat poza domem wcale nie jest taki przyjazny, że nie każdy ma dobre intencje.
Nie wie, co skłoniło dzieci do odsunięcia się — jej rozdzierająco głośne, nieświadomie doprawione syrenią magią „zostawcie mnie” czy będąca pierwszym przejawem magii fala uderzeniowa, która posłała ich tyłki na ziemię, nim zdążyli dobrze podejść i choć spróbować ją unieruchomić. Uciekła, zanim przyszłoby im do głów podjąć kolejną próbę.
Pozostałe kilka dni do zakończenia roku spędziła w domu, a tacie powiedziała, że źle się czuje. Nie wyciągnął z niej, co się stało, a ona nigdy mu nie powiedziała. Nie powiedziała nikomu, prócz swojej najlepszej przyjaciółki ze szkółki kościelnej — zrobiła to w wakacje, gdy zaczynał zbliżać się początek roku, a ona czuła się coraz gorzej i na samą myśl o powrocie do szkoły bolał ją brzuch. Nie dowiedziała się nigdy, co wpłynęło na to, że gdy wróciła do szkoły, jej niedoszłego „chłopaka” już w niej nie było, a żadne dziecko więcej nie ośmieliło się jej zaczepić. Cieszyła się spokojem i przestała szukać aprobaty w kolegach z klasy, znacznie bardziej ceniąc sobie towarzystwo dzieci z wieczornych zajęć w szkółce kościelnej. W późniejszym czasie dzięki wynikom w nauce udało jej się dostać do liceum w Little Poppy Crest, mimo że mieściło się poza obrębem jej adresu.

▮ KNOWLEDGE IS EVERYTHING, ISN'T IT?
Dużo czasu spędzała sama z nosem w książkach. Gdy mama jeszcze żyła, pomagała jej w nauce i pracach domowych, ale tacie nie chciała zawracać tym głowy, bo widziała, że jest mu ciężko. Nieświadomie przejęła rolę matki i to ona zaczęła zajmować się Paulem. Czy może raczej kontynuowała zajmowanie się nim, z tym że póki jeszcze Madeline żyła, dało się to przeoczyć. Gdy jej zabrakło, Kayla musiała zadbać o siebie sama, nieraz też opatrywała drobne i większe rany ojca, udając, że nie jest jej przykro, kiedy zbywał ją tłumaczeniem, że znów się gdzieś wywrócił. Nieraz również sprzątała walające się butelki alkoholu i nieraz ściągała pijanego ojca z ulicy. Nie prosiła o pieniądze, nawykła do wygrzebywania ich z zakamarków domu, z przekopywania kurtek i kieszeni spodni. Często nie znajdowała nic, często chodziła głodna i często nie było jej stać nawet na pralnię. Raz nawet z desperacji posunęła się do kradzieży bułki z targowiska. Uprzejmy policjant odprowadził ją wtedy do domu i uszło jej płazem. Nigdy się tak bardzo nie wstydziła jak wtedy, gdy tata ją karcił i uczył, że nie można kraść. Był zawiedziony.
Paul pracował bardzo dużo i Kayla nie miała pojęcia, na co wydawał pieniądze, których w domu nigdy nie było. Widziała, jak jej tata niknie w oczach tak, jak kiedyś znikała mama. Czuła, że on też był chory, choć gdy go pytała, mówił, że wszystko jest dobrze.
To od nauczycielki magii anatomicznej usłyszała pierwszy raz o działaniu mózgu i o schorzeniach psychicznych. Temat ten zafascynował ją tak, że zaczęła spędzać wszystkie wolne chwile w miejskiej bibliotece, przekopując książki medyczne. Niestety większość tego, co trafiało w jej ręce, była za trudna do zrozumienia i przyprawiała o frustrację. Czytała mimo to, zafascynowana medycyną, tym, jak rozległa jest to dziedzina i jak wiele pozostaje do odkrycia. Najmocniej jednak interesowała ją anatomia mózgu, to, jak wpływa na ciało, to jak kształtuje się psychika, jak wszystko jest zależne od tego niewielkiego organu. I to, że nie wszystkie choroby objawiają się na ciele. Sama niewiele była w stanie wyciągnąć z naukowych tomiszczy, ale chętnie rozmawiała z nauczycielami i chętnie korzystała z ich wiedzy. Gdy poprosiła panią od anatomii o pomoc, ta pomogła jej znaleźć książki bardziej przystosowane do jej poziomu i Kayla z zafascynowaniem pochłaniała każdą z nich, a zdobytą wiedzę w zakresie psychologii chętnie weryfikowała z rzeczywistością. W jej głowie pojawiła się myśl, że może gdyby wiedziała to wszystko wcześniej, potrafiłaby pomóc. I mamie. I tacie. I innym. Zaczęła zastanawiać się, dlaczego jest tak mało zaklęć skupionych wokół zdrowia psychicznego i dlaczego żaden z lekarzy o to nie zadbał, dlaczego jej mama nie miała pomocy, dlaczego musiała przechodzić przez to wszystko sama. Przy tym gorliwie przykładała się również do praktykowania magii anatomicznej — w lekcje z tej dziedziny była niezwykle zaangażowana, gdy zaś wychodziła ze szkółki, nie potrafiła przestać myśleć o tym, jak bardzo chciałaby otrzymać już swój pentakl. Mogąc czarować poza szkołą, potrafiłaby przecież nieść pomoc w tak wielu sytuacjach, ćwiczyć jeszcze więcej, poszerzać swoje horyzonty i uczyć się. Wiedziała, że magia anatomiczna to pole, na którym można dokonać jeszcze tak wiele odkryć, a ona chciała być tą, która pierwsza się im przyjrzy. Zdobywając wiedzę, chciała zmienić świat, lecz prawda była taka, że wciąż wiedziała zbyt mało, by pomóc choćby własnemu tacie. I sobie.
Prócz magicyny, ogromną pasją Kayli wciąż były lalki, które wzbudzały w niej sentyment i za którymi tak mocno tęskniła. Kojarzyły jej się z czasami, gdy wszystko jeszcze było dobrze, a życie było łatwe. Tata nauczył ją kiedyś jak rozpoznawać glinę obecną w naturalnym środowisku, nieraz też obserwowała, jak ją oczyszczał i przerabiał na surowiec, z którego później rzeźbił piękne lalki. Kayla więc nieraz przechadzała się po polach, szukając wyschniętej ziemi formującej się w kształty opon, zbierała też słomę i trawę, wszystko, z czego umiała stworzyć lalki. Wzorem zawsze była dla niej ta jedna, której tata nigdy nie sprzedał, ta z wizerunkiem mamy, którą Kayla zawsze traktowała z największą ostrożnością. W szkółce kościelnej angażowała się wyjątkowo mocno w zajęcia rzemieślnicze i w lekcje z magii powstania. Na zajęciach chętnie robiła dopracowane laleczki dla koleżanek, gdy zaś dostała własny pentakl, pierwszy raz spróbowała na tym zarobić i dalej rozwijała swój warsztat, szczególnie chętnie rzeźbiąc lalki w glinie, którą wypalała za drobną opłatą u jednego z czeladników na Sonk Road.
Wyjątkową sympatią Kayli cieszyły się także zajęcia z teorii magii. Nie stało się tak od razu, lecz pod wpływem pasji, z jaką pan Marwood wykładał ten przedmiot, Kayla również zwróciła ku niemu oczy, szczególnie dopatrując się tego, jak wiedza teoretyczna o magii może jej pomóc w praktykowaniu zaklęć, rytuałów i rzemiosła z dziedzin, którymi fascynowała się od dawna. Na jej zaangażowanie z pewnością nie bez wpływu pozostawał fakt tego, jak sympatyczną, pomocną i troskliwą osobą był pan Marwood. Czuła, że za to, co dla niej robił, była mu winna choćby nienaganne zaangażowanie i sukcesy w dziedzinie, którą z taką pasją starał się przedstawić młodzieży. Pokazanie, że jego starania są ważne i nie idą na marne, a jego zaangażowanie rzeczywiście kreuje nowych, zdolnych pasjonatów.
Prócz rozwijania pasji, musiała także zarabiać. Już jako trzynastolatka zaczęła szukać sposobów, aby dorobić, czasem posuwając się do kłamstwa, a nawet drobnego lamentu, żeby uniknąć pytania o wiek i zbędnych formalności, które mogłyby przeszkodzić w wykonywaniu pracy. Próbowała sprzedawania lemoniady, zbierania owoców, pomagania na targowiskach, rozdawania ulotek i innych, dorywczych, nieskomplikowanych prac. Ale to, co robiła najchętniej i do czego wracała z rozkoszą, to było pozowanie. Pierwszy raz wystąpiła w charakterze modeliki jako małe dziecko — mama wiedziała, że Kayla lubi obiektyw i chętnie występuje przed kamerą, dlatego, gdy jeszcze pozwalały jej na to siły, zabierała córkę na castingi, w efekcie czego udało jej się wziąć udział w kilku drobnych sesjach dziecięcych. Jako nastolatka Kayla zaczęła przeglądać wszelkie ogłoszenia i sama zaczęła starać się o angaż, nawet jeśli były to sesje amatorskie, a płaca znikoma. Liczył się dla niej każdy grosz, pomimo szyderstw dzieci była też świadoma swojej urody, doskonale czuła się podczas sesji i uwielbiała oglądać jej efekty. Zawsze lubiła odgrywać scenki, a praca w modelingu pozwalała jej wcielić się w kogoś innego. W ciągu ostatnich lat udało jej się nawet dostać miejsce na niewielkim pokazie mody. Nie zarabiała na tych zleceniach dużo, jednak chętnie wykonywała każde z nich, a praca była przyjemnym oderwaniem od nauki i okazją do poznania sympatycznych ludzi.

▮ UNSTOPPABLE LOVE
Kayla całe życia uczyła się obserwować innych i ich czytać. To sprawiło, że nauczyła się dostosowywać pod ludzi, pod różne sytuacje, że nieświadomie potrafiła naginać swoją osobowość w zależności od tego, z kim rozmawiała. Dzięki temu nauczyła się też, jak rozmawiać z ludźmi, aby do nich dotrzeć, jak przekazać im swoje racje w sposób, który będzie w stanie ich przekonać. Zrozumienie innych i ich potrzeb przełożyło się samoistnie na jej zdolność komunikacji, na zdolność do poradzenia sobie w życiu i korzystania z pomocy na własnych zasadach, wtedy, kiedy tego potrzebowała. Znacznie częściej jednak wykorzystywała swoją empatię do tego, by pomagać innym, do tego, by ich wesprzeć i by mogli znaleźć ukojenie w jej towarzystwie. Choć łatwo było uznać to za bezinteresowność, niewypowiedzianą prawdą było, że rozwiązywanie cudzych problemów i ich wdzięczność przynosiły jej wyjątkową satysfakcję.
Mimo tego wszystkiego nie była w stanie dotrzeć do ojca na tyle, aby pozwolił jej sobie pomóc, aby zaczął traktować ją jak dorosłą i podzielił się problemami. Paul pił, zaniedbywał Kaylę i prawie nie uczestniczył w jej życiu, ale nigdy świadomie jej nie skrzywdził, zawsze chciał dla niej dobrze, chciał ją chronić. Robił to na swój sposób. Kayla wiedziała, że mają długi, ale nie miała pojęcia, jak kosztowne było leczenie mamy, jak wiele razy ojciec został oszukany po drodze, jak zaciągał kolejne długi, by spłacić poprzednie. Nie wiedziała, że szukał rozwiązania również w hazardzie, a w końcu, aby spłacić banki, zaciągnął monstrualną pożyczkę na lewo, u ludzi, których nigdy nie powinien zapraszać do swojego życia. Na własnej skórze przekonał się, że wierzyciele bankowi byli niczym w porównaniu do windykatorów od Paganinich. Pierwszy raz Kayla zobaczyła ich w domu nie więcej, jak pół roku temu. Domyśliła się, że ojciec wpakował się w coś niepokojącego, ale nigdy nie domyśliłaby się skali problemu. Paul trzymał ją od tego z daleka. Kazał zamykać się w pokoju i wychodził z obcymi mężczyznami.
Niewiele dni po tym wydarzeniu, kiedy wróciła do mieszkania, tata leżał na ziemi z połamaną ręką, a salon był zdemolowany. Paul płakał, ale nie z bólu. Cieszył się, że nic się jej nie stało i bezpiecznie wróciła do domu. Tego samego dnia wieczorem przyszła do nich właścicielka mieszkania, wypytując o hałasy i dopominając się zalegającego od trzech miesięcy czynszu. Dała im czas do końca miesiąca.
Nie było dobrego wyjścia z tej sytuacji. Ale Paul je znalazł. Był pewien, że to wszystko, co mógł zrobić. Dla siebie i dla swojej córki.
28 lutego, gdy Hellridge podnosiło się jeszcze po tragicznych wydarzeniach, Paul pierwszy raz od lat wysprzątał dom, nie wypił kropli alkoholu i czekał na córkę z ciepłym uśmiechem na buzi. Zabieram cię na przejażdżkę, oświadczył, podając jej w dłoń jeszcze ciepłą herbatę. Kayla przyjęła kubek bezrefleksyjnie i czujnie przyglądała się tacie, gdy ją popijała. Po latach nauki niemal wszystko już nieświadomie przepuszczała przez filtr swojej wiedzy, analizowała ludzkie zachowanie i przede wszystkim wiedziała, że nikt nie zmienia się z dnia na dzień. Ale ona nie była lekarzem, a Paul nie był jej pacjentem. Był tatą, który po raz pierwszy od długich lat miał w oczach iskrę życia. Cokolwiek ją wskrzesiło, Kayla nie chciała jej gasić.
Wypiła herbatę i wsiadła z tatą do auta, nie pytając, skąd je wziął. Pojechali na przejażdżkę w stronę Cripple Rock. Już gdy wjeżdżali na jedno ze wzniesień, Kayla zaczęła robić się senna i coraz ciężej było jej skupić się na słowach ojca. Nie zanotowała momentu, w którym wjechali na jedną z szos wspinającą się po wzgórzu, nie zorientowała się od razu, że zaczynają przyspieszać.
Przepraszam, Kay. Spojrzała na ojca mętnym wzrokiem, ale umysł się nie poddawał. Paul nie był alchemikiem. Cokolwiek dodał do jej herbaty, prawdopodobnie zrobił to zbyt późno lub w zbyt małej dawce. Nie pozwalało Kayli popaść w panikę, ale nie odpłynęła na tyle, aby nie pojąć w porę sytuacji. Nie mam wyjścia. Skrzywdziliby cię.
Tata wcisnął mocno pedał gazu, a Kayla natychmiast spróbowała sięgnąć kierownicy, widząc, że zamierza zjechać z szosy prosto w przepaść.
Hamuj — jej głos był słaby, a szarpnięcie za kierownicę drobne, jednak siła lamentu pokierowała nogę Paula na hamulec.
Nie wypadli z szosy. Auto z łoskotem uderzyło o skalną ścianę. Gdyby wiedziała, że wytrącenie prędkości w ostatniej chwili dało jej tę resztkę szans na przeżycie, gdyby wiedziała, co ją po tym czeka, być może postanowiłaby milczeć.

▮ TIME HEALS ALL WOUNDS... DOES IT?
Razem trafili do szpitala im. Sary Madigan — ojciec prosto do kostnicy, ona na stół operacyjny. Był środek nocy, a ona miała szczęście, bo lekarz, który ostatecznie uratował jej życie, miał akurat nocną zmianę i zaczął operować odpowiednio szybko. Krwiak podtwardówkowy, obrzęk mózgu i złamanie czaszki bez przemieszczenia — sprawne ręce neurochirurga pracowały niezmącenie przez wiele godzin i nie poddały się nawet wtedy, kiedy doszło do masowego krwawienia wewnątrzczaszkowego. Tylko dzięki sprawnej reakcji i wiedzy doktora van Haarsta, Kayla przeżyła operację i nie skończyła przy tym z trwałym upośledzeniem. Operacja głowy to nie jedyna, którą musiała przejść — złamania żeber, obu nóg i lewej ręki unieruchomiły ją na długi czas.
Po skomplikowanych operacjach trafiła na oddział intensywnej terapii, a stamtąd przeniesiono ją ostatecznie do skrzydła dla magicznych.
Gdy wybudziła się ze śpiączki farmakologicznej, pierwszym co w nią uderzyło prócz rażącej bieli sufitu i charakterystycznego, szpitalnego zapachu, był ból. Dochodził zewsząd, choć była na silnych lekach, które z kolei otępiały ją na tyle, że nie od razu była w stanie pozbierać myśli. Z początku nie pamiętała, co się stało. Kiedy zorientowała się, że jest w szpitalu, kiedy słowa lekarza dochodziły do niej jak przez mgłę, ona szukała spojrzeniem taty.
Musiała znieść zbyt dużo, w zbyt krótkim czasie. Taty już nie było. Był przedstawiciel opieki społecznej, który bez entuzjazmu tłumaczył jej, że rodzina z Sonk Road zgłosiła się do przygarnięcia Kayli, gdy usłyszała o tragicznym wypadku. Dzielił się formalnościami dotyczącymi ubezpieczenia, mówił o tym, jak działa ono w przypadku rodzin zastępczych, uspokajał, że nie musi zaprzątać sobie tym głowy. Mówił dużo, mówił beznamiętnie, mówił i mówił. A Kayla patrzyła w szybę okna, jakby go nie słyszała i wbijała spojrzenie w wygoloną część swojej głowy, w zapadnięte oczy i w zagipsowane ciało odbijające się w szkle.
Taty już nie było.
W szpitalu leży od dwóch miesięcy. W tym czasie zdążyła poznać już niemal każdy jego zakamarek i zaprzyjaźnić się z częścią lekarzy. Zawsze potrafiła zjednywać sobie ludzi, miała w sobie także coś, przez co zdarzało się im zapominać przy niej o konwenansach. Nic dziwnego, że z niejedną osobą z zespołu medycznego nawiązała relacje niemal przyjacielskie, nawet jeśli nie była przesadnie gadatliwa, a wypadek widocznie odbił na niej swoje piętno.
Powiedziano jej, że wróci do pełni sprawności, nawet jeśli blizny nie znikną. Usłyszała, że na początku maja powinna dostać wypis ze szpitala, co jednak w żadnym wypadku nie oznacza końca leczenia. Dowiedziała się o możliwych problemach z koncentracją, nawracających migrenach i zaburzeniach wzroku, lekarze uprzedzali też, że jeśli chce odzyskać pełen zakres ruchu w lewym ramieniu, nie powinna ignorować potrzeby rehabilitacji już po wyjściu ze szpitala.
W powrocie do zdrowia nie pomagała dopominająca się swojego głosu syrenia natura, coraz mocniej tęskniąca za oceanem. Choć Kayla przeraźliwie boi się opuszczenia murów miejsca, w którym mogła pozwolić sobie na niemyślenie o tym, co dalej, czuje potrzebę wejścia w morskie fale i zmycia z siebie całego okrucieństwa świata. Może mogłaby już w nich zostać? Może tam byłoby jej lepiej.
W trakcie swojego pobytu w szpitalu miała dużo czasu na wszelakie przemyślenia, te zaś bardzo często krążyły wokół rzeczywistości szpitalnej. Nie dało się nie zauważyć braków kadrowych, nie umiała też zignorować poczucia, że choć lekarze składają jej ciało, postanowili pozostawić psychikę w absolutnych strzępkach. Leczenie psychiatryczne ograniczyło się do przepisania leków, które ukradkiem przestała brać, bo tylko wszystko pogorszały. Gdy zakomunikowała to lekarzom, wydali się nieprzejęci. W czasie spędzonym w szpitalnym łóżku obserwowała wielu lekarzy. Wielu z nich podchodziło do niej po macoszemu, wiedząc, że nie jest nikim ważnym, że jest tylko sierotą z Sonk Road. Nie lubili, kiedy zawracała im głowę. Raz usłyszała nawet, jak ktoś nazywa ją pasożytem utrzymywanym przez państwo. Do dziś zastanawia się, czy sobie tego nie wyśniła. Koszmarów miała przecież tak wiele. Prócz surowych i nieczułych lekarzy poznała jednak również takich, bez których nie tylko by nie przeżyła, ale i nie poradziłaby sobie ze szpitalną codziennością. To oni zainspirowali ją do poważniejszych myśli o edukacji medycznej, do przekopywania kolejnych książek specjalistycznych, tym razem w biblioteczce szpitalnej. Chętnie rozmawiała z lekarzami, którzy akurat mieli moment lub nudzili się na nocnym dyżurze o ich specjalizacjach, o wyzwaniach, jakie napotykają i o operacjach, które przeprowadzali.
Teraz kiedy lekarze na obchodach coraz częściej wspominają o wypisie, jej myśli stały się bardziej przyziemne. Bardziej mrożące. Bo tam, poza tymi murami, będzie musiała nauczyć się żyć w zupełnie nowej rzeczywistości, z ludźmi, których kojarzyła z tego, że przygarniali potrzebujące dzieciaki, by zasilić własne kieszenie. W końcu o sieroty z Sonk Road w gruncie rzeczy nikt nie dbał. Oni dostaną wsparcie socjalne na jej dalsze leczenie, a ona… A ona najpewniej będzie musiała szukać sposobu, by zarobić na leki. Inaczej się ich nie doczeka. Nie jest przecież naiwna. Nigdy nie była.
Kayla Rossi
Wiek : 17
Odmienność : Syrena
Miejsce zamieszkania : Sonk Road
Zawód : Uczennica | Modelka
Mistrz Gry
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t58-budowanie-postaci
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t179-listy-do-mistrza-gry
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t58-budowanie-postaci
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t179-listy-do-mistrza-gry

Witaj w piekle!

W tym momencie zaczyna się Twoja przygoda na Die Ac Nocte! Zachęcamy Cię do przeczytania wiadomości, która została wysłana na Twoje konto w momencie rejestracji, znajdziesz tam krótki przewodnik poruszania się po forum. Obowiązkowo załóż teraz swoją pocztę i kalendarz , a także, jeśli masz na to ochotę, temat z relacjami postaci i rachunek bankowy. Możesz już rozpocząć grę. Zachęcamy do spojrzenia w poszukiwania gry, w których to znajdziesz osoby chętne do fabuły.

I pamiętaj...
Piekło jest puste, a wszystkie diabły są tutaj.


Sprawdzający: Richard Morley
Mistrz Gry
Wiek :
Miejsce zamieszkania : Piekło
Zawód : Guru sekty satanistycznej
Mistrz Gry
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t58-budowanie-postaci
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t179-listy-do-mistrza-gry
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t58-budowanie-postaci
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t179-listy-do-mistrza-gry

Rozliczenie


Ekwipunek




Aktualizacje


11.07.2024 Zakupy początkowe (+100 PD)

Mistrz Gry
Wiek :
Miejsce zamieszkania : Piekło
Zawód : Guru sekty satanistycznej